Dodatek 45/2012 (223)

Page 4

4

Wydarzenia

7 listopada 2012

Awaria “kablówki”

„Dramat” mieszkańców

Starozamkowej - Od dziewięciu dni nie możemy oglądać telewizji – skarżył się w poniedziałek mieszkaniec ulicy Starozamkowej w Lesznie. Jak mówił, w podobnej sytuacji jest większość jego sąsiadów.

Brak telewizji to w dzisiejszych czasach duży problem, szczególnie dla osób starszych, dla których telewizor to prawdziwe „okno na świat”. Do naszej redakcji zadzwonił zdenerwowany mieszkaniec ulicy Starozamkowej. - Od dziewięciu dni nie mamy sygnału „kablówki” - żalił się - w podobnej sytuacji są mieszkańcy jednej

strony ulicy. Obywatel skarżył się też na trudny kontakt z operatorem. - Jesteśmy zbywani - mówił - dlatego dzwonię do was. Co prawda moglibyśmy poradzić mieszkańcowi Starozamkowej, że lepsze od telewizji jest radio, ale nie jesteśmy drobiazgowi i zadzwoniliśmy do spółki Inea. Jej rzecznik prasowy Kinga Podraza-Myszkowska przyznała, że przed Wszystkimi Świętymi doszło na Starozamkowej do awarii. Dotknęła ona cztery mieszkające tam rodziny. - Jej zlokalizowanie i usunięcie wymaga sprowadzenia specjalistycznego sprzętu - mówiła w poniedziałek pani rzecznik - zapewniam, że nastąpi to wkrótce. Owo „wkrótce” nie zostało do końca sprecyzowane, ale miało nastąpić jeszcze na początku tego tygodnia. Pani rzecznik zapewniła, że spółka postara się wynagrodzić klientom stratę. (jad)

Alkohol Nieudana kradzież butów

dodał jej odwagi Niewiele jest kobiet, które obojętnie przechodzą obok ekskluzywnego sklepu z obuwiem. 37-latce z powiatu gostyńskiego spodobały się buty z jednego ze sklepów na leszczyńskim rynku. Bardzo chciała je mieć, ale nie chciała za nie płacić. Próba kradzieży się nie udała, kobieta została zatrzymana przez personel sklepu. Była kompletnie pijana.

Policjanci otrzymali zgłoszenie w ubiegłą środę, po godzinie 17.00. - Kobieta chciała wynieść ze sklepu buty wartości 340 zł powiedział oficer dyżurny KMP w Lesznie Krzysztof Majchrzak. - Badanie alkomatem wykazało u niej ponad 3 promile alkoholu. 37-latka została zatrzymana. Za próbę kradzieży stanie przed sądem. (emi)

Prokurator: funkcjonariusze nie mieli możliwości, by zapobiec tragedii

Sprawa policjantów

umorzona Policjanci, którzy interweniowali w czerwcu na leszczyńskim wiadukcie, zachowali się zgodnie z przepisami - ustaliła Prokuratura Rejonowa w Pile i umorzyła śledztwo. Sprawą zajęła się po doniesieniu rodziny 29-latka, który skoczył z wiaduktu.

Zdarzenie miało miejsce 30 czerwca, wczesnym rankiem. Grupa młodych ludzi szła na leszczyńskim wiadukcie. Wszyscy byli pijani. W pewnym momencie jeden z nich, 29-letni Michał, przeszedł przez barierki. Pozostali natychmiast wezwali policję. Z relacji, którą przedsta-

wili Radiu Elka po zdarzeniu wynika, że prosili funkcjonariuszy, by ci udzielili pomocy Michałowi, żeby zaczęli z nim negocjować i odwiedli go od pomysłu skoku z wiaduktu. Ich zdaniem policjanci zamiast zająć się Michałem zaczęli bić jego brata, Przemka. Wtedy 29-latek skoczył, w ciężkim stanie trafił do szpitala. Rodzina złożyła do prokuratury doniesienie na działanie leszczyńskich policjantów. Bliscy mężczyzny zarzucili funkcjonariuszom, że ci nie próbowali powstrzymać 29-latka, nie podjęli z nim negocjacji. By uniknąć ewentualnych podejrzeń o brak obiektywizmu, leszczyńska prokuratura wysłała do Prokuratury Okręgowej wniosek o wyłączenie jej z postępowania. Sprawę przekazano Prokuraturze Rejonowej w Pile. Prokuratura, po zbadaniu wszystkich wątków, umorzyła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez policjantów oraz przekroczenia uprawnień. Zbadaliśmy bardzo szczegółowo wszystkie okoliczności - powiedziała Maria Wierzejewska-Ra-

czyńska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Pile. - Sprawdzono nagrania, które znajdowały się zarówno w komendzie policji, jak i straży pożarnej. Sprawdziliśmy najdrobniejsze zapisy z notatników policyjnych, przesłuchano świadków. Prokurator nie stwierdził w czynie policjantów znamion czynu zabroninonego. Rodzina miała też żal do policji, że nie sprowadzono na miejsce negocjatora. - Zajęliśmy się także tym wątkiem - dodała prokurator. - Wszystko działo się bardzo szybko, nie było czasu żeby sprowadzić na miejsce negocjatora. Policjanci zrobili to, co do nich należało. Znajomi 29latka zarzucili też policjantom, że ci, zamiast ratować znajdującego się za barierkami Michała, zaczęli bić jego brata. - Ta wersja się nie potwierdziła. Gdy tylko policjanci chcieli się zbliżyć do mężczyzny za barierkami, wtedy groził że skoczy. Natomiast jego brat był agresywny. Policjanci nie mieli możliwości, by zapobiec temu zdarzeniu - powiedziała Wierzejewska-Raczyńska. (emi)

Jarek Adamek

Kruszejący skarb Dwa i pół tysiąca złotych – tyle udało się zebrać Towarzystwu Przyjaciół Muzeum na odnawianie nagrobków w lapidarium przy kościele św. Krzyża. Tylko tyle – to zaledwie połowa tego, co zebrano rok temu, choć wtedy akcja została zainaugurowana. Tylko tyle, bo koszt odnowienia jednego nagrobka wynosi – z tego co mi mówiono rok temu – od ośmiu do dwunastu tysięcy złotych. Tylko tyle wreszcie, bo przez oba leszczyńskie cmentarze musiało przewinąć się z dziesięć tysięcy ludzi, licząc całe rodziny z miasta i spoza miasta, które na groby przyjechały. Wychodzi więc na to, że każdy rzucił statystycznie z 25 groszy. No cóż – to i tak z dwa razy więcej niż statystycznie w kościele na tacę... Chociaż z drugiej strony może dwa i pół tysiąca złotych to aż tyle. Bo ogólnie jakoś kwesty na stare cmentarze w Polsce nie wyszły. W samej stolicy na słynnych Powązkach zebrano mniej niż rok temu. Niby aż 210 tysięcy, ale primo przez cztery dni, secundo w Warszawie, gdzie podobno ludziska mają kasy jak lodu, tertio na Powązkach, czyli najsłynniejszym cmentarzu w Polsce, gdzie się obowiązkowo każdą wycieczkę szkolną oprowadza. Co ja wam zresztą z Warszawą - w Poznaniu na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan zebrano pięć tysięcy! A to cmentarz zasłużonych, gdzie leży dowódca Powstania Wielkopolskiego gen. Taczak i prezydent Cyryl Ratajski. Pięć tysięcy w Poznaniu – wychodzi z trzy grosze od łebka. Więc moż-

na się pochwalić, że w Lesznie aż 2,5 tysiąca. Właśnie a propos tego, kto gdzie leży. Wiecie w ogóle, kto jest pochowany w lapidarium przy Świętym Krzyżu? Bo ja nie mam zielonego pojęcia. Może pan Marcin Błaszkowski wie, albo pani Małgorzata Gniazdowska, ale tak poza nimi? Zresztą byłbym skłonny postawić pewną (ale skromną) sumę pieniędzy na to, że tam nie jest pochowany nikt. Bo z tego co wiem (zaraz mnie Błaszkowski opieprzy, już to czuję) nagrobki pod kościół zwieziono z cmentarzy, które rozciągały się jak Leszno długie czy szerokie wzdłuż dzisiejszych Alei Jana Pawła II. Bo ktoś kiedyś wpadł na pomysł, że te cmentarze niepotrzebne są i trza je – wicie, rozumicie – zlikwidować. Bo szpecą, bo za ponure na naszą świetlaną codzienność, bo to, panie, poniemieckie, więc woda na młyn odwetowców. Nazwisko tego „ktosia” niestety nie jest mi znane, ale coś mi mówi, że gościu się przyjaźnił z tym geniuszem, który zdecydował o rozebraniu starego dworca kolejowego. Pewnie siedzieli w jednej ławce na kursach marksizmu-leninizmu. Bo jak w głowie mi się nie mieści, że można było dworzec-perełkę zastąpić klockiem – owszem, obecnie nieco podliftingowanym, tak samo nie mam pojęcia jaka była racja dla wywalania grobów i tworzenia na tym miejscu parków Jonstona czy Heermanna. Zresztą dość kiepskich parków, musicie przyznać – w porównaniu z takim Parkiem Morawskiego w Kościanie. No jasne,

ciężko wśród grobów jabola wysuszyć albo psa wyprowadzać, ale – cholera jasna, komu to przeszkadzało? Na Ukrainie odwiedzałem cmentarze katolickie, czyli polskie, z grobami z XVII czy XVIII wieku. Zarośnięte po pas, po szyję, zmurszałe i poobijane, ale stoją. I nikt ich nie ruguje. Przeżyły i rozbiory, i bolszewików. Inna rzecz, że są w dość małych mieścinach, takich jak Latyczów czy Czarny Ostrów. No a u nas trzeba było zlikwidować. Szczęściem pomniki, przynajmniej co niektóre ocalały i mamy około stu starych, jeszcze z XVI wieku nagrobków, zgromadzonych w jednym miejscu. Informacje dla turystów są takie, że to tak naprawdę największy zabytek Leszna, zwłaszcza ze względu wartość historyczną (nie spaliły się, jak inne). Owszem, rzeźby są piękne i nastrojowe, a napisy są unikalne – o ile ktoś umiałby je odczytać. Ale stoi to wszystko za murem, za kratą i pies z kulawą nogą tam nie zagląda. O, przepraszam – raz w roku, na Noc Muzeów przychodzi całkiem sporo ludzi, ale wtedy pani Małgosia Gniazdowska opowiada o nagrobkach, a to uczta dla ucha prawdziwa. Ja wiem, że nie można ani zburzyć muru, ani przywrócić nagrobków na dawne miejsca, ani siłą ludzi do lapidarium prowadzić. Ale mogę z całą, właściwą mi delikatnością zachęcić, żebyście się tam Państwo wybrali. Naprawdę warto, nawet jeśli się kompletnie nie zrozumie ani słowa z tego, co w kamieniach wyryto.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.