Witold Gomboriwcz - Ferdydurke

Page 43

kochanką, która parsknęła ordynarnym śmiechem, zaś Profesor Filidor przy pomocy niŜej podpisanych odstawił bezzwłocznie Ŝonę do szpitala. Podpisani - T. Poklewski, T. Roklewski i Antoni Świstak, asystenci. Następnego ranka zeszliśmy się, Roklewski, Poklewski i ja z Profesorem u łoŜa chorej pani Filidor. Rozkład jej posuwał się nader konsekwentnie. Napoczęta analitycznym zębem antyFilidora traciła powoli swój wewnętrzny związek. Od czasu do czasu tylko jęczała głucho: Ja noga, ja ucho, noga, moje ucho, palec, głowa, noga - jakby Ŝegnając się z częściami ciała, które juŜ zaczynały się ruszać autonomicznie. Osobowość jej była w stanie agonii. Skupiliśmy się wszyscy w poszukiwaniu środków natychmiastowego ratunku. Środków tych nie było. Po naradzie z udziałem jeszcze docenta S. Łopatkina. który o 7.40 nadleciał z Moskwy samolotem, uznaliśmy jeszcze raz nieodzowną konieczność naj gwałtownie j syntetycznych. naukowych metod. Metod tych nie było. Lecz wtedy Filidor skupił wszystkie swe władze myślowe do tego stopnia, iŜ odstąpiliśmy na krok, i powiedział: - Policzek! Policzek, i to siarczysty, jedynie pośród wszystkich części dała zdolny jest przywrócić cześć mojej Ŝonie i zsynretyzować rozpierzchłe elementy w pewien wyŜszy sens honorowy klaśnięcia i plaśnięcia. A zatem do dzieła! Lecz światowej sławy Analityka nie tak łatwo było odnaleźć na mieście. Dopiero wieczorem dał się przyłapać w pierwszorzędnym barze. W stanie trzeźwego pijaństwa wychylał butelkę za butelką, im zaś więcej pił, tym bardziej trzeźwiał, a jego analityczna kochanka tak samo. Właściwie trzeźwością bardziej upijali się niŜ alkoholem. Gdyśmy weszli, kelnerzy, bladzi jak płótno, tchórzliwie kryli się za ladą, a oni, milcząc, oddawali się jakimś bliŜej nieokreślonym orgiom zimnej krwi. UłoŜyliśmy plan działania. Profesor miał naprzód wykonać fałszywy atak prawą ręką na lewy policzek, po czym lewą miał uderzyć w prawy, my zaś - tj. doktorowie asystenci Uniwersytetu Warszawskiego, Poklewski, Roklewski i ja, oraz 88 docent S. Łopatkin - mieliśmy bez zwłoki przystąpić do spisania protokołu. Plan był prosty, działanie nieskomplikowane. Lecz Profesorowi opadła podniesiona ręka. A my, świadkowie, osłupieliśmy. Nie było policzka! Nie było, powtarzam, policzka, były tylko dwie róŜyczki i coś w rodzaju winiety z gołąbków! Anty-Filidor z szatańską zręcznością przewidział i uprzedził plany Filidora. Trzeźwy ten Bachus wytatuował sobie na policzkach po dwie róŜyczki z kaŜdej strony i coś w rodzaju winiety z gołąbków! Skutkiem tego policzki, a co za tym idzie takŜe i policzek zamierzony przez Filidora, utraciły wszelki sens, nie mówiąc o wyŜszym. W istocie - policzek dany róŜom i gołąbkom nie był policzkiem - był raczej czymś w rodzaju uderzenia w tapetę. Nie mogąc dopuścić, by ogólnie szanowany pedagog i wychowawca młodzieŜy ośmieszał się waleniem w tapetę dlatego, Ŝe Ŝona chora, odradziliśmy mu stanowczo czynów, których by potem Ŝałował. - Ty psie! - ryknął starzec. - Ty podły, ach, podły, podły psie! - Ty kupo! - odparł Analita ze straszną analityczną pychą. - Ja teŜ jestem kupą. Chcesz kopnij mię w brzuch. Nie kopniesz mnie w brzuch, kopniesz brzuch - i nic więcej. Chciałeś zahaczyć policzkiem policzek? Policzek moŜesz zahaczyć, ale nie mnie - nie mnie. Mnie nie ma w ogóle! Nie ma mnie! - Ja jeszcze zahaczę! JeŜeli Bóg pozwoli, to zahaczę! - Na razie są impregnowane! - zaśmiał się anty-Filidor. Flora Gente, siedząca obok, wybuchnęła śmiechem, kosmiczny doktor obojga analiz rzucił jej zmysłowe spojrzenie i wyszedł. Natomiast Flora Gente pozostała. Siedziała na wysokim ta-burecie i spoglądała na nas spełzłymi oczyma doszczętnie zanalizowanej papugi i krowy. Od razu, o 8.40, przystąpiliśmy - prof. Filidor, dwaj medycy, docent Lopatkin i ja - do wspólnej konferencji; pióro jak zwykle trzymał docent Lopatkin. Konferencja miała przebieg następujący.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.