Priv no 6

Page 1

priv.

No 6 .


ZD JĘCI E NA O KŁA DCE: A NNA D IDUCH

INTERIORS / DESIGN / ART / CULTURE

4

12

18

pantai warsaw

postcard

chłodna fala


Magda

we tell

private

Ania

STO RI E S

32 art loop

38 hawaikum

42 pingwiny z londynu

50

56

projekt wawa

sztuka z szuflady


wizyta

pa n ta i warsa w

Choć restauracja Pantai zlokalizowana jest tuż nad Wisłą, to siedząc przy stoliku właściwie nie widzimy wody, od której odgradza nas ściana zieleni. Z drugie strony wznosi się imponująca bryła Stadionu Narodowego. Te dwa widoki definiują styl restauracji osłoniętej od świata jedynie dwoma ścianami i sufitem. Pozostałych ścian – brak. Projektanci pawilonu Plażowa, w którym ulokowała się Pantai przewidzieli jedynie dające się demontować przeszklenia.


foto: Wojtek Ĺ azorowicz


foto: Wojtek Ĺ azorowicz



Tak się szczęśliwie składa, że letnią porą, gdy doskwiera upał, goście Pantai siedzą w cieniu okalających restaurację wysokich drzew od strony Wisły. Poza osłoną dają one również koloryt, zapach i dźwięk szumu liści. Kontrastujący widok stadionu z drugiej strony nie męczy, bo jest nieco oddalony. Obydwa pejzaże zainspirowały najwyraźniej projektantów wnętrza Anetę Faner i Piotra Duma z Fish’n’sheep.



Miejsce, które wykreowali jest nowoczesne i efektowne, ale jednocześnie tchnące spokojem. Naturalne drewno, tkaniny w kolorach ziemi o rozmaitej fakturze, lampy o odsłoniętych żarówkach dających ciepłe, „analogowe” światło – wszystko to zmysłowo i harmonijnie współgra ze wspomnianą ścianą zieleni graniczącą od strony zachodniej. Kropką nad „i” jest ciekawie podświetlone cięte szkło przydające wnętrzu dyskretnego luksusu i blichtru - co zdaje się nawiązywać (choć nie przyrównać) do nowoczesnej bryły stadionu, a szczególnie jego wręcz krzykliwą (czerwono-białą) iluminacją. Lokal będzie miał zapewne dwie, być może diametralnie różne odsłony. Na razie znamy tę letnią – mroczniejszą. Ale równie ciekawa może być ta późnojesienna i zimowa. Gdy liście opadną pozwolą przebić się do wnętrza pożądanemu chłodniejszą porą słońcu. Jak wówczas powściągliwe wnętrze będzie współgrało z naturą oddzieloną jedynie taflą szkła? Przekonamy się wkrótce.



postcard

P O C Z TÓW K A z

w a k a c j i

Zaległe maile czekające na odpowiedź po kilka tygodni, nieodbierane telefony, umowy wysyłane w trybie przeciw-przyspieszonym. Jeśli kiedykolwiek próbowaliście coś szybko załatwić w okresie wakacyjnym, to powyższe sytuacje znacie pewnie na pamięć. Zamiast ponawiać prośby o prezentacje, oferty, raporty - dużo łatwiej byłoby poprosić osoby do których mamy pilne służbowe sprawy o wysłanie pocztówki z wakacji. To wykonaliby pewnie z większą łatwością. Prawie zupełnie tak, jak projektanci i ludzie związani z designem, których poprosiliśmy, aby posłali nam zdjęcia przedmiotów, które kojarzą im się, lub które towarzyszyły im podczas tegorocznych wakacji. Oto, co nam przysłali.



Monika Patuszyńska, dyrektor Institute of Design Kielce W wakacje zwykle pakuję narzędzia i wyjeżdżam na rezydencję albo sympozjum ceramiczne gdzieś, gdzie jeszcze nie pracowałam. Co więc odróżnia ten czas od reszty roku? Zdecydowanie przebijający się przez gipsowy i porcelanowy pył kolorowy lakier do paznokci! Kolor się zmienia- błękitno-morski towarzyszył mi w Cannes, piaskowy na pustyniach Arizony. W tym roku wygrał absolutnie matowy szary- może dlatego, ze większość tego lata spędzam w dużych miastach? Pozdrowienia z Berna!

Martyna Barbara Golik, projektantka To co jest dla mnie esencją tych wakacji to codzienne jedzenie malin i spacery na plaży Amager Strand w Kopenhadze.


Juan Murphy, projektant Oto moja torba fotograficzna wraz z osprzętowaniem. Wakacje to świetny moment na to aby bezkarnie poczuć się jak rasowy turysta, ale również aby... zatrzymać się. Zrobić w spokoju zdjęcie, uchwycić moment gdy śwat wokół ciebie jest w nieustannym ruchu. .


Ola Monola, jedna z organizatorek warszawskich targów designu Wzory W te wakacje pomagałam przyjaciołom kłaść dach na ich domu w pięknej wiosce na pogórzu Dynowskim. Dotknęłam ponad 300 odzyskanych starych , pięknych dachówek. Fajnie jest wypocząć od cywilizacji i mieć poczucie pożytecznie spędzonego urlopu!


Marcin Wicha, projektant, autor książki „Jak przestałem kochać design” Lato 2015. Design dnia targowego: łubianka z tektury trójwarstwowej, Takie koszyki pojawiły się na targu w Kazimierzu. Tego lata zaczęły wypierać zwykłe, drewniane łubianki. Ponoć tekturowe są tańsze (ale za to jednorazowe, więc chyba mało ekologiczne). Nie jestem tylko pewien, czy można je dalej nazywać łubiankami, bo łuba to kora cienkimi warstwami zdejmowana z drzewa. Pozdrawiam i idę na jagody.


trend

c h ł o d n a fala

popierdala

Rok, w którym 30 lat po rozpadzie, legendarny zespół Joy Division zakłada swoją pierwszą stronę internetową, a francuska piosenkarka indie rockowa SoKo nagrywa album w całości utrzymany w estetyce pierwszej płyty The Cure, powrót muzycznej estetyki lat osiemdziesiątych wydaje się być przesądzony. Wraz z nią wracają również tamtejsze kolory, fryzury i ubrania. Atakują ze zdwojoną siłą z teledysków w HD oraz sklepowych witryn H&M. Właśnie szykują się do lądowania w dziedzinie designu i wnętrz.


zdjęcie: Natalie Dinham,źródło: charlottelovely.blogspt.com


P

kadry z teledysku: r2d2kolektyw.pl; noisey.vice.com

owodów dla których powraca moda na lata 80. jest wiele, ale najprostszy jest ten: dzisiejsi trzydziestoi czterdziestolatkowie z branży kreatywnej po prostu dorastali w tamtych czasach i naturalnie wracają do znajomych motywów.


Lata 80. upłynęły pod znakiem tak zwanej Chłodnej Fali oraz elektro i disco. Dlatego powracająca estetyka

cold disco

lat 80 również nie jest jednorodna. Na zdjęciu obok najnowszy image SoKo inspirowany melancholijnymi stylizacjami The Cure.

Na zdjęciu z lewej kard z teledysku The Dumplings. We wnętrzu widać przemieszanie styli od lat 60 do 80. Pastelowe kolory łączone z połyskliwymi, metalicznymi tkaninami i klubowymi strojami to znaki rozpoznawcze estetyki nowego electro-popu.


time

wrap

Z

źródła: nga.gov.eu; behance.net

wykło się przyjmo 80. to stracona śli chodzi o wys Faktycznie, patrząc na z rowych magazynów z t su trudno oprzeć się wra z ówczesnym poczuciem mocno nie tak.


ować, że lata dekada jestrój wnętrz. zdjęcia z koloamtego okreażeniu, że coś m estetyki było

Z drugiej strony to także dekada wyrazistych, ale często sprzecznych ze sobą tendencji estetycznych. Jednym z największych trendów tego okresu były pastele, które spotkać można było dosłownie wszędzie: na ścianach, podłogach, tkaninach i na szafkach kuchennych. Lata 80. to także okres triumfu stylu Shabby Chic, czyli romantycznych, melancholijnych aranżacji wnętrzarskich ze stylizowanymi „na stare” meblami w roli głównej. Innym bardzo silnym trendem były meble i soczyste kolorysty inspirowane pracami mediolańskiej grupy Memphis. Ich odważne zestawienia faktur i brył dały początek dizajnerskiemu postmodernizmowi. Tym, co przenika do współczesnych wnętrz i stylizacji to przede wszystkim jednorodne pastelowe tła, które są świetnym tłem dla odważnych zestawień kolorystyznych i zabaw błyszczącymi i matowymi materiałami.

Kadr z teledysku The Asteroids Galaxy Tour. Obok rzeźba autorstwa Ettore Sottsass’a z grupy Memphis.


Aranżacja włoskiego duetu Studo Pepe dla Elle Decor Italia. Pastelowe ściany występują tu w aranżacji z elementami stylu lat 50. Na tak neutralnym ale intensywnym tle świetnie wypadają wyraziste wzory i faktury inspirowane tropikami. Przy lewej krawędzi zdjęcia kolejny charakteryczyny element dla wnętrz inspirowanych latami 80.: egzotyczna roślina w doniczce.


Stoliki autorstwa Olgi Bielawskiej. Ich piękno zasadza się na konstrukcji. Płaskie, jednobarwne tło wydorybwa naturalne walory bryły i jednocześnie sprawia, że stają się bardziej wyrafinowane.

fot. bielawska.de; eclectictrends.com


Słynne tropikalne rośliny, które wyznaczają dziś styl inspirowany latami 80., pojawiły się w teledysku The Cure „Pictures of you” z 1987 roku. Ten sam motyw znalazł się na okładce najnowszej płyty francuskiej wokalistki Soko „My dreams dictates my reality” z tego roku. W połączeniu z nasyconymi jednorocnymi plamami koloru, okładka jak w soczewce skupia wszystkie powracające elementy z lat 80.


źródła: szafamuzyczna.org; rogerodonnell.com


Wnętrze poznańskiej restauracji Start to wzorcwy wręcz przykład wnętrza wykorzystującego elementy lat 80.: zestawienia matowych i błyszczących powierzchni, plamy jednorodnego koloru oraz, rzecz jasna, bohater pierwszego planu: egzotycznie wyglądający kwiat doniczkowy. Projekt autorstwa R2D2 Studio.


r2d2kolektyw.com


źródło: facebook


Bardzo efektownym wnętrzem utrzymanym w duchu omawianej epoki jest też kawiarnia Stor na warszawskim Powiślu. Znajdziemy tu zarówno pastele, charakterystyczne rosliny doniczkowe zabawy z połysklowością i matem, eksperymenty z fakturami, a nawet popularną na przełomie lat 80. i 90. fototapetę. Motyw spienionej wody został również powielony na poduszkachna parapetach.


a propos

art l o o p Lato w Sopocie wciąż trwa! I trwać będzie jeszcze przynajmniej przez cztery, wypełnione sztuką i muzyką dni; od trzeciego do szóstego września. Dlatego zamiast żegnać lato jak byle uczniak, lepiej przedłużyć sobie wakacje jak wieczny student – i odwiedzić tegoroczny ArtLoop – najlepszy festiwal sztuki współczesnej w Polsce. Hasło tegorocznej edycji to „nocna zmiana”. W nawiązaniu do niego gwiazdami sekcji muzycznej będą performerki Chicks on Spead oraz Ebony Bones.


materiały prasowe


Powyżej: zdjęcie Oskara Dawickiego z serii „Performer”. Obok: „Obelisk” Maurycego Gomulickiego.


Punktem wyjścia dla programu jest zawsze lokalny kontekst. Artyści nieraz poprzez całkiem efemeryczne działania (instalacje, interwencje,

tymczasowy

design

miejski)

w przestrzeni publicznej starają się odczarować Sopot jako miejsce wyłącznie turystyczne. Plan ten realizuje się poprzez cztery sekcje: miejską, filmową, muzyczną i edukacyjną. Co roku każda z nich jest dopasowana do bieżącego tematu przewodniego.


O wyjątkowej jakości festiwalu stanowi także fakt, że większość, jeśli nie wszystkie akcje powstają specjalnie na potrzeby tej imprezy. To przesądza nie tylko o prestiżu, ale artystycznym znaczeniu imprezy w pełnym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo, organizatorom udaje się ściągnąć ze świata co, co naprawdę ciekawe i wartościowe. Dość powiedzieć, że w poprzednich edycjach mogliśmy w Sopocie posłuchać koncertu Laurie Anderson,

Portishead,

obejrzeć przedpremierowy pokaz filmu o Nicku Cave’ie, zwiedzić gabinet luster w najstarszej sopockiej wilii autorstwa małżeństwa Grospierrów, przeżyć interwencje w przestrzeni miejskiej Anny Królikiewicz, obejrzeć operę mydlaną Peaches oraz retrospektywę Wesa Andersona (tego od Grand Budapest Hotel). W tym roku nie przegapcie rzeźby Maurycego Gomulickiego oraz sekcji filmowej, która skupiona będzie wokół tematu wampirów i horrorów. Na pewno warto zobaczyć „Zakazany Pokój” Guya Maddina, „Performera” Łukasza Rondudy albo ostatni obraz Jima Jarmusha „Tylko kochankowie przeżyją”. A na deser warto przejść się na koncert performerek Chicks on Spead oraz Ebony Bones.


Po więcej szczegółów na temat programu i samego festiwalu zajrzyjcie na artloopowy facebook oraz stronę.


ksiazka

r e p u b l i k a polska

palmo wa „Hawaikum” brzmi jak zaklęcie. Zgodnie z zapewnieniami autorów książki, to brakujące słowo w polskim słowniku. Rzeczownik określający zjawisko estetycznego importu. Choć jego przykłady są widoczne na każdym kroku, to dotychczas nie było dla nich uniwersalnego określenia. Oto kolejny na rynku zbiór krytycznych esejów o polskim krajobrazie „piękna”. Krytyka to wnikliwa, choć niezbyt ostra. No bo kto by tak na serio nienawidził tego naszego polskiego jarmarku?



Polską pstrokacizną można się irytować, ale nigdy prawdziwie pałać do niej nienawiścią. Bo to prawie tak, jakby mieć pretensje do dziecka za jego naiwność i brak wyrobionego gustu. I właśnie z tego rodzaju pobłażliwą serdecznością piszą o naszych rodzimych importach estetycznych autorzy „Hawaikum”. Rzeczowo, wyczerpująco, nieraz anegdotycznie, ale zawsze życzliwie. To, co wyróżnia tę książkę od podobnych krytycznych pozycji na rynku, to specjalizacja: skupienie się na tym co i jak podpatrujemy, dlaczego wydaje się nam to egzotyczne, oraz w jaki sposób te mody i fascynacje potem ewoluują. Wielki plus należy się wydawnictwu Czarne za formę i projekt graficzny „Hawaikum”. Dużo mówi się teraz o tym, że książki przestają być do czytania, a zaczynają być bardziej do „wyglądania”. Stają się obiektami estetycznymi, przedmiotami dobrze prezentującymi się na półce. „Hawaikum” ściąga wzrok swą różową okładką o mięsistej strukturze i lekko opalizującej powierzchni. Zawartość w połowie składa się z eseju fotograficznego zatem publikację można śmiało nazwać hybrydą książkowo-albumową. ...Czyli coś spod znaku polskich kompromisów artystycznych z tą różnicą, że przeprowadzonych konsekwentnie i ze smakiem. Książkę sfotografowałam dzięki uprzejmości Sklepu Wielobranżowego Fundacji Bęc Zmiana. Odwiedźcie ich siedzibę na ul. Mokorowskiej lub wejdźcie na sklep.beczmiana.pl



rocznica

p i n g w i n y z lond ynu

Brytyjskie wydawnictwo Penguin Books skończyło w te wakacje równo osiemdziesiąt lat. Pomimo dostojnego wieku wciąż pozostaje jedną z najbardziej „cool” marek na świecie. Liczba eksperymentów, jakim poddano przez te wszystkie lata jej logo pokazuje, że można i warto wciąż eksperymentować z własnym wizerunkiem.



Anegdota. Za każdą wielką marką stoi jakaś anegdota z życia fundatora. W przypadku Penguin Books była to wizyta w dworcowym kiosku, do którego Allen Lane zaszedł wracając od Agathy Christie z Devon. Chciał kupić książkę do poczytania w pociągu, ale niestety znalazł jedynie sterty magazynów i reprinty nowel z okresu wiktoriańskiego. Właśnie wtedy zrodziła się w jego głowie rewolucyjna na owe czasy myśl, że dobra, współczesna literatura powinna być dostępna poza tradycyjnymi księgarniami i za przystępną cenę (pierwsze książki pod szyldem Pingwina kosztowały tyle, co paczka papierosów).



Nisza. „Znajdź swoją niszę” to mantra wszystkich poradników o zakładaniu i rozwijaniu firmy. O ile może się wydawać, że kiedyś znalezienie dla siebie wolnego miejsca na rynku było łatwiejsze, to bycie unikalnym wciąż pozostaje siłą sprawczą każdego udanego biznesu. Jak pokazuje przykład Penguin Books, Twoja nisza wcale nie musi być unikalna w skali światowej. Czasem wystarczy, że będzie nowością na danym rynku. Allen Lane widząc poczynania Albatrosa musiał jedynie oszacować czy w Wielkiej Brytanii zapotrzebowanie na nowocześnie wydaną, współczesną literaturę jest równie duże, jak w Niemczech.


Kontekst. Żadna odnosząca sukcesy marka nie jest różą na pustyni. Podpatrywanie konkurencji i czerpanie z niej inspiracji są w biznesie na porządku dziennym. Fakt, że logiem nowego wydawnictwa Allena Lane’s był morski ptak nie było przypadkiem. Wybór ten miał wiele wspólnego ze współczesnym rynkiem wydawniczym na kontynencie, a konkretnie z założonym w 1932 roku niemieckim wydawnictwem Albatros. Jego twórcy jako pierwsi wprowadzili na rynek europejski nowoczesne wydania współczesnych autorów. Karierę Albatrosa przerwała II WŚ, ale wiele z ich pomysłów, jak jednakowy format, czy przypisanie koloru do gatunku, przejął Allen Lane na potrzeby Penguin’a.


Wartość dodana. To chyba najbardziej niedoceniana z cech dobrej marki. Na długo zanim Starbuck ogłosił, że nie sprzedaje kawy tylko doświadczenie picia kawy, Penguin Books sprzedawało „doświadczenie obcowania z dobrą książką” jednocześnie promując czytelnictwo. Jednym z ciekawych przykładów tego ostatniego była słynna kampania z British Rail z lat 80. W emitowanych w telewizji spotach, słynny pingwin został po raz pierwszy zaanimowany: opadał delikatnie na dolną krawędź swojego owalu zachęcając tym samym do odprężenia się podczas kolejowej podróży i sięgnięcia po książkę.

Żart i idący z nim w parze dystans to elementy dzięki którym utrzymująca się wiele lat na rynku marka ma szansę „iść z duchem czasu”, czyli zachować świeżość i dynamicznie reagować na zmiany otoczenia. Allen Lane chciał aby logo jego nowego wydawnictwa było „dystyngowane ale nonszalanckie”. Gdy zaś jego sekretarka zasugerowała luźno wizerunek pingwina - jeszcze tego samego dnia wysłano rysownika Edwarda Younga do londyńskiego zoo, aby sporządził szkice biało-czarnych ptaków. Swoboda sprzyjająca kreatywności w kwestii loga towarzyszy wydawnictwu nieprzerwanie od chwili powstania, czego dowodem jest liczba wariacji, w jakich występował firmowy pingwin. Niektóre z nich zostały uwiecznione na okazjonalnej grafice z okazji 80. urodzin.


zdjęcia: penguin.co.uk


patronat

p ro j e kt w a w a

W tym roku największy warszawski festiwal designu poza tradycyjną lokalizacją w Soho Factory, będzie rezydował również w nowym gmachu Warszawskiej ASP na Wybrzeżu Kościuszkowskim. W atrium tego nowoczesnego budynku wita kopia rzeźby „Rytm” Henryka Kuny z 1929 roku. Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce do dyskutowania na tematy związane z oryginalnością i podróbkami designerskich projektów, które są motywem przewodnim nachodzącej edycji Wawa Design? Wraz z organizatorkami, Viol Orzechowską i Iwoną Kowalczyk zwiedzamy sale ASP na chwilę przed instalacją tegorocznych ekspozycji i rozmawiamy o warszawskich projektantach.



Jaką

tożsamość

posiadają

projektanci

z Warszawy? Czym ich podejście do projektowania różni się od twórców z pozostałych regionów Polski? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ na to jak dany projektant tworzy ma przecież wpływ wiele czynników niezwiązanych z lokalizacją. Przede wszystkim doświadczenie, dostępność techniki. W ubiegłym roku hasłem przewodnim festiwalu była „Przynależność” wówczas starałyśmy się pokazać różnice projektowe wynikające chociażby z pochodzenia. Sądzimy jednak, że warszawscy projektanci mają większą odwagę w eksperymentowaniu.


Co zmieniło się podczas ostatnich trzech lat w świecie polskiego designu? Mamy wrażenie, że dużo, a jednocześnie niewiele. Technika poszła do przodu, jest bardziej dostępna. Są pewne materiały które nadal są modne jak chociażby sklejka. Coraz częściej mówi się o wzornictwie przemysłowym dzięki czemu rośnie równocześnie społeczna świadomość czym tak naprawdę jest „design”. Wciąż przybywa nowych, młodych projektantów i naszym celem jako Festiwalu jest promocja przede właśnie ich. Podczas wyboru prac na wystawy kierujemy się oceną całościową projektu. Wiemy, że rzadko kiedy stać młodego człowieka na wdrażanie nowych technologii które usprawniłyby lub polepszyłyby jego produkt, a często prototyp. Ważne aby sam projekt miał ambicje rozwiązania jakiegoś problemu, czy to społecznego, czy wynikającego z ergonomii.


Jakie są Wasze inspiracje przy tworzeniu formuły i haseł przewodnich Wawa Design Festiwal? Podpatrujecie konkurencję lub zagranicę? Inspiracją są ludzie i życie. Na hasło tegorocznej edycji wpadłyśmy podczas trwania ubiegłorocznego Wawa Design Festiwal. Wiemy jak ciężko jest młodym projektantom uzyskać patenty, jak często projekty są kopiowane.

Zdarza się tak, że większa i silniejsza marka kradnie czyjś pomysł zmieniając 20% projektu a następnie podpisuje jako swój. Wiemy jaki jest system i prawo w Polsce dotyczące ochrony praw autorskich. Wracając do inspiracji i podpatrywania innych festiwali to wychodzimy z założenia, że nie jest-


-eśmy dla siebie konkurencją a jedynie kreatywnymi grupami rozsianymi po różnych częściach czy to Polski czy świata. Więcej nas łączy niż dzieli bo mamy wspólny cel: dobro i chęć promowania dobrych projektów oraz ich autorów. Każdy z nas robi to na swój własny autorski sposób. Naturalnie, realizując projekt, czy wystawę, czy właśnie festiwal robimy obowiązkowy „risercz”, ale przede wszystkim pod kątem niedublowania pomysłów, a nie by z kogoś „ściągać” ;) Czego brakuje według Was w formule Wawa Design Festiwal, czego nie udało się Wam jeszcze zrealizować choć planowałyście? Z całą pewnością więcej miejsca mogłybyśmy poświęcić przedsiębiorczości dla młodych-zdolnych. W tym roku chciałyśmy i ciężko pracowałyśmy

nad

stworzeniem

takiego

panelu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się go zrealizować to w stu procentach. Spotykając się z młodymi projektantami czy twórcami widzimy sporą potrzebę mówienia o sprawach pragmatycznych związanych z poruszaniem się w świecie projektowania. Kończąc uczelnie wyższe, wchodzą na rynek kompletnie nieprzygotowani, pozostają sam na sam z pytaniem „co dalej?”. A nauczyć się wszystkiego od zera jest naprawdę trudno. Marzy nam się również stworzenie prawdziwie interdyscyplinarnej wystawy ceramiki. W tym roku zobaczycie część realizacji Viol, które ma



na celu edukację: pokazanie w bezpośredni sposób, jak powstaje talerz czy

inne

naczynie

z

ceramiki

czy porcelany. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że od projektu do gotowego produktu dzieli nas bardzo długa droga. Opanowanie

materiału

jakim

jest

porcelana to nie lada wyczyn. Wiemy, że będzie to cykliczna wystawa mająca na celu promocję polskich ceramików i

porcelanistów

jak

i

pokazanie

widzom, że miska, czy talerz który zakupili powstawał albo i dłużej!

często

nawet

5-6

dni


wydarzenie

sztuka z szuflady

Z szuflady na ścianę. Tak w największym skrócie można streścić pomysł na wystawę The Drawers w

Kasia

Michalski

Gallery.

To

nie

tylko

eksperyment ekspozycyjny. Akcja ma inspirować do kolekcjonowania sztuki. Dlatego właśnie prace na The Drawers są dostępne nie tylko od ręki, ale też można je swobodnie do ręki wziąć i pokontemplować w bardziej osobisty sposób. Jedynym warunkiem jest włożenie dostępnych na miejscu białych rękawiczek.



ZDJECIA/WOJCIECH ナ、ZAROWICZ


Kasia

Michalski

Gallery

to

cał-

kiem nowe, działające zaledwie kilka miesięcy

miejsce

na

artystycznej

mapie Warszawy. Programowo skupia się

na

promowaniu

mało

znanych

w Polsce artystów. Warto również wspomnieć, że galeria (wzorem zagranicznych instytucji) produkuje filmowe wywiady przybliżające sylwetki swoich twórców. Dotychczas mieli tu swoje ekspozycje Damir

Očko,

Maurice

oraz Jurek Wajdowicz.

Schobinger



The Drawers to pierwsza w tej przestrzeni wystawa zbiorowa. Pomysł na nią opiera się na żarcie słownym, ponieważ „drawers” znaczy po angielsku zarówno „szuflady” jak i „rysowników”. Stąd właśnie centralną część przestrzeni galerii zajmuje metalowa komoda, która na co dzień stoi na zapleczu. Obiekt sam w sobie estetyczny choć nieco banalny, w tym kontekście zmienia się ze zwykłej „chest of drawers” w skrzynię pełną skarbów. Mimo, iż artyści wywodzą się z różnych dziedzin sztuki oraz różnych środowisk na pokazie dominują prace na papierze: rysunki oraz kolaże. I choć wydawać by się mogło, że przy pokazach grupowych trudno o wyrównany poziom, to w tym przypadku z całą pewnością udało się go osiągnąć. Wszystkie dzieła - poza tym, że wibrują kolorami - mają w sobie rodzaj niespokojnej energii charakterystycznej chyba dla młodych artystów. A przynajmniej tych, którzy zamiast być modnie zblazowani, celnie opisują otaczający ich świat. Czy to poprzez tworzenie kolaży, na które składają się skany zdjęć mody z lat 60. (Piotr Krzymowski), czy szkicowanie komórek rakowych (prace Maess Anand, z motywem zaczerpniętym ze sztuki Aliny Szapocznikow), czy nanoszenie swoich wzorów-sygnatur z innych prac na czarno-białe zdjęcia (Maria Jeglińska), a na tworzeniu efektownych abstrakcji z elementów miejskiej brzydoty kończąc (Ewa Iwaniuk). Więcej informacji oraz pełen spis artystów znajdziecie na kasiamichalski.com



SKŁAD/REDAKCJA ZDJĘCIE NA PIERWSZEJ OKŁADCE: ANNA DIDUCH / ZDJĘCIE NA CZWARTEJ OKADCE: PAWEŁ GŁOGOWSKI / TEKSTY: ANNA DIDUCH/ ZDJĘCIA (JEŚLI NIE PODANE INACZEJ): ANNA DIDUCH / SKŁAD I OPRACOWANIE GRAFICZNE: MAGDALENA JAMROZY / KOREKTA I REDAKCJA: WOJTEK ŁAZAROWICZ KONTAKT: REDAKCJA@PRIVMAG.COM


facebook.com/privmag


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.