Prestiż magazyn koszaliński kwiecień 2014

Page 7

WYDARZENIA

„Antyterapia” w końcu na ekranie

Autor: Anna Makochonik / foto: Archiwum producenta filmu

Niemal dwa lata minęły, od kiedy na głównym planie zdjęciowym „Antyterapii” w reżyserii koszalinianina Bartosza Brzeskota padł ostatni klaps. Niemal 10 od jego debiutu – komedii „Nie ma takiego numeru” (2005 r.). Prapremiera nowego filmu – zgodnie z obietnicą reżysera i jak w przypadku poprzedniego filmu zaplanowana została w Koszalinie na 12 kwietnia br.

n

a planie komedii o reżyserze-alkoholiku, Tygrysie, który trafia na dziwną terapię grupową spotkało się kilka pokoleń aktorów. Od Mariusza Saniternika i Jana Stawarza, przez Cezarego Pazurę, Ewę Kasprzyk, Katarzynę Figurę, Bartosza Żukowskiego, Violę Arlak i Joannę Kurowską, po aktorów młodszych: Magdalenę Waligórską i Krzysztofa Pyziaka w głównej roli. Ta imponująca ekipa to efekt pracy Agnieszki Brzeskot. – Udało nam się zrównoważyć obecność gwiazd, „starych wyg” i tzw. wschodzących twarzy kina – mówi. – To zderzenie znanego z nieznanym, ludzi o pewnym potencjale aktorskiego szaleństwa, bo w końcu mówimy o chorobie i nałogu. Wyszło świetnie. Plan zdjęciowy „Antyterapii” rozpoczął się 14 kwietnia 2012 r. w Cichym Dworze w Policku. Trwał 12 dni po kilkanaście godzin dziennie. – Mieliśmy arcytrudne zadanie: 86 scen, zgrywanych w dwóch zamkniętych przestrzeniach – opowiadał wówczas Bartosz Brzeskot. – Trudny materiał do montażu, bo (...) świat „Antyterapii” jest zbudowany na dwóch rytmach: z jednej strony to trochę teatr telewizji, kameralne kino czeskie, przestrzeń zamknięta, a z drugiej, na kontrze: świat zewnętrzny: plenerowy, barwny, żywy. I właśnie na stole montażowym – uzupełniony o sceny realizowane w Koszalinie i Warszawie – materiał filmowy utknął na dwa lata. Pod nożycami kolejnych montażystów wciąż nie nabierał zamierzonego efektu, aż trafił do Kahy Hoffman. – Tym razem po prostu siedziałem i obserwowałem – mówi Bartosz Brzeskot, który swój debiut, komedię „Nie ma takiego numeru” montował sam. – Nie powiem, że było to dla mnie łatwe, bywało bolesne, gdy coś, co uważałem za świetne, wypadało z filmu, ale przyjąłem opinię innych. Choć oba filmy Bartka Brzeskota łączy humor, to różni cała reszta, włączając zmiany, jakie zaszły w nim samym, a które miały wpływ na efekt finalny. – „Nie ma takiego numeru” było realizowane przez grupę zapaleńców, nikt nie był przygotowany merytorycznie,

wszystko spoczywało na moich barkach i nie było mowy o demokracji – śmieje się Bartosz Brzeskot. – Tu było odwrotnie, mieliśmy profesjonalistów. A ja w końcu potrafię przystosować się do nowych okoliczności – to duża zmiana, jaka we mnie zaszła. Emocje przed premierą są ogromne. Jestem pełen obaw i choćbym nie wiadomo co myślał o swoim filmie, to i tak, publiczność moje samopoczucie zweryfikuje. Tygrys, 40-letni reżyser filmowy, potrafi używać życia, zakrapiając je alkoholem i nie gardząc kokainą. Wokół siebie ma przyjaciół i niekończące się szeregi kochających go kobiet. Problem w tym, że kiedy trzeźwieje, koledzy znikają, kobiety okazują się mniej skore do bezwarunkowej miłości i jako towarzysz życia zostaje tylko przejmujący kac. Tygrys orientuje się, że stracił masę czasu. Do tego ma poważny problem, bo jego alkoholowe ekscesy zakończyły się w sądzie i teraz już nie ma wyjścia: potrzebuje leczenia. Trafia na terapię antyalkoholową, w całej swojej naiwności licząc z początku, że otrzyma tam złoty środek wymazujący wszystkie jego problemy. Na pierwszym spotkaniu poznaje całą paletę barwnych, choć mocno skrzywionych postaci, które jak on sam, borykają się z życiowymi potknięciami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zespół terapeutyczny, zebrany przez dwóch antagonistów – dyrektora Mareckiego i jego kolegę Łukasza – tylko po to, żeby z biednych ludzi wyciągać góry pieniędzy. Tygrys szybko orientuje się w intencjach terapeutów i natychmiast bierze w obronę resztę grupy. Rozpoczyna się mała wojna, w której humor przeplata się subtelnie z wrażliwa opowieścią o ludziach z krwi i kości. Bo tytułową antyterapię przeżywają prawdziwi pisarze, aktorzy i piosenkarze, których na co dzień tak ochoczo wielbimy, i którym tak chętnie zaglądamy do domów przez okna. Dzięki tym opowieściom powstał świat pełen gogolowskiego humoru, historia po czesku śmieszna i po polsku tragiczna.

7


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.