Informator Polski | Zima '2016

Page 26

co jest ewenementem w historii. Słusznie mówi się o cudzie umbryjskim. Na głównym placu w Nursji, wśród morza gruzów, ostał się niewzruszony i nietknięty przez kataklizm pomnik św. Benedykta, głównego patrona Europy. Wielki symbol pełen nadziei. Siły przyrody mogą obrócić w ruinę otaczającą nas rzeczywistość, ale benedyktyńsko-franciszkańska idea chrześcijańskiej civitas przetrwa. Przetrwa, bo jest niezniszczalna. I zawsze się odrodzi, bo jest z Boga. Ale za jaką cenę? Czy tylko trzęsienia ziemi? Czy nie potrzeba takiego spotkania w kaplicy cmentarnej jak to nasze? Odszedł od nas człowiek, który czuł się dobrze w różnych środowiskach. Jak śmiem tutaj z przekonaniem twierdzić, człowiek, z którym dobrze czuli się inni. Nieraz zastanawiałem się, jak to jest, że ktoś potrafi zdobyć się w każdej sytuacji na taką bezpośredniość, pozbawioną pozy, szczerą, naturalną? Nie wiem, czy znalazłem na to pytanie pełną, wyczerpującą odpowiedź. Ale jedno wiem: to pytanie nachodziło mnie zawsze, ilekroć spotykałem się ze śp. Edwardem Olszewskim. Można było Mu tego zazdrościć, ale i naśladowanie nie byłoby zbyt trudne, gdyby się zdobyć na bezinteresowną życzliwość dla ludzi, nie tylko uśmiech, którego nigdy na twarzy Edwarda nie brakowało. Jego zainteresowanie drugim człowiekiem łączyło się naturalnie z wolą niesienia pomocy. Nie mówię tego ot tak, na wyrost, ale czerpię z doświadczeń, jakie miałem w kontaktach z Nim, kiedy trzeba było wspólnie zastanowić się, jak uporać się z czyjąś biedą, kiedy nie wystarczyło dobre słowo, ale potrzebny był także wysiłek, by coś naprawić, podać komuś rękę. Taki był zawsze w moich oczach, w moich z Nim kontaktach, doświadczeniach. Jeśli wyniosłem z nich przekonanie, że były to spotkania przyjacielskie, to jest tu miejsce, by o tym coś więcej powiedzieć. Edward Olszewski wyrastał w czasach nam bliskich i znanych, bo byliśmy mniej więcej Jego równolatkami. Nie miał takiego komfortu, jaki mieliśmy w pewnym sensie my, duchowni, w dużej mierze niezależni od tego, co nas otaczało, od partii, od PRL-u, od różnego rodzaju nacisków. On często wspominał tamte czasy, swoje w nich dole i niedole. Niczego nie krył. W ocenie siebie był może nawet zbyt surowy. Ale tak naprawdę był sobą wtedy, kiedy wchodził w temat będący przez dziesiątki lat, aż do końca życia, jego prawdziwą miłością. To byli Polacy na obczyźnie. Poświęcił temu zagadnieniu swe fundamentalne prace, swoiste pomniki dotyczące Polonii skandynawskiej. Usiłował wżyć się w tamte środowiska. Potrafił doskonale wtopić się w ich środowisko. Relacjonował spotkania wszędzie tam, gdzie 24

Informator Polski — nr 4 (95) 2016

ci ludzie żyli. Tworzył obraz nie płaski, jak kawałek papieru, na którym go umieszczono, ale wielowymiarowy, plastyczny, bogaty w szczegóły, czasem może nawet drugorzędne, ale znakomicie oddające koloryt i bogactwo życia. On sam zaczynał tym samym życiem pulsować, jak ci, których pamięć i dorobek przekazywał potomnym. Szczycę się, że towarzyszyłem Autorowi chyba od początku powstawania jego bardzo wartościowych prac o Polakach w Skandynawii. Brałem udział w międzynarodowych sympozjach, które organizował, dokładałem starań, by promować Jego książki. Mówiąc o zmarłym Profesorze, nie da się pominąć Jego podejścia do nauki; bardziej oschle powiedziałoby się o jego metodzie naukowej. Otóż, jak wyżej powiedziano, taka była jego metoda: wydobyć prawdę i nic z niej nie uronić. Edward Olszewski, uważny obserwator, a także wyjątkowy narrator, zarówno w swoim piśmiennictwie, jak i w codzienności był zawsze obecny obok drugiego człowieka. Gdy odchodzi ktoś z bliskich nam ludzi, przejmujemy jego dziedzictwo. Powinniśmy je chronić i upowszechniać. Bogactwo życia Zmarłego, którego dziś żegnamy, jest ogromne. Prowadzi ono do wielorakich refleksji. To, co zostało tylko wspomniane, może nam już niejedno powiedzieć. Kilka razy wymieniane było wymowne imię Edward żegnanego dziś naszego Zmarłego współbrata. Wywodzi się ono z języka germańskiego i znaczy: obrońca dziedzictwa. Imię to daje życiu obdarzonego nim człowieka program obrony wartości trwałych, niezniszczalnych. Pochodzą one od Boga. A Bóg nie przemija. Wartości chrześcijańskie scalają nas w jedno. Potrzebujemy ich obecnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. O tym mój zmarły Przyjaciel mówił często, bo chciał, byśmy wszyscy stanowili jedno. Dlatego w zakończeniu wypada znowu nawiązać do Pisma Świętego i przypomnieć słowa charakteryzujące pierwszych chrześcijan z gminy jerozolimskiej. Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (Dz 4, 32). Pięknie to brzmi po łacinie. Jest łatwe do zapamiętania. Pierwsi chrześcijanie stanowili: cor unum et anima una. Niech słowa te pozostaną również programem naszego życia. Amen! Ks. Edward Walewander KUL


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.