24 minute read

Wywiad z wampirem*

*Jarosławem Dobrowolskim, autorem powieści Delirium.

Człowiekiem. Chyba.

Advertisement

Maciej Janocha: Dzień dobry, Jarku!

Jarek Dobrowolski: Dzień dobry, Maćku!

Jak tam po tłustym czwartku?

E… tłusto! Oficjalnie mówię, że zjadłem osiem pączków, ale nieoficjalnie przyznaję się, że przestałem liczyć w pewnym momencie.

[śmiech] Szczęśliwi czasu nie liczą i pączków, widzę, również.

À propos wgryzania się, będę chciał Cię zapytać, jak ugryzłeś temat wampira w swojej książce Delirium z cyklu Krwiopijca. Ale najpierw chciałbym Cię prosić, żebyś mi opowiedział, dlaczego zająłeś się akurat horrorem, dlaczego ten temat Cię kręci.

Wiesz co, hm, to nie jest do końca tak, że zająłem się horrorem. W pewnym momencie myślałem, że łatwo będzie mi napisać horror – zawsze lubiłem czytać horrory, zawsze lubiłem oglądać horrory i miałem takie wrażenie, że mocno się uodporniłem na grozę. Jestem bardzo wyczulony na takie rzeczy jak makabra, która w pewnym momencie, przynajmniej w horrorach filmowych, starała się zastąpić prawdziwe uczucie strachu. Pomyślałem sobie, że chciałbym napisać coś niesamowitego. Dla mnie horror jest po prostu fantastyką. I kiedy zacząłem pisać, myślałem, że ten odcień fantastyki będzie mi pasował.

Natomiast czy z tego, co napisałem, wyszedł horror? Myślę, że wyszła powieść fantastyczna z elementami horroru, ale tak samo jest w niej wiele innych wątków, np. kryminalnych. Jest też mnóstwo humoru, więc nie powiedziałbym, że to jest w stu procentach horror.

O, to powiem Ci, że teraz stworzyłeś mi o wiele większy obszar do interpretacji tej książki, bo nie ukrywam, że trochę… nie chcę powiedzieć, że użyłem pewnej łatki, po prostu przyporządkowywałem sobie Twoją książkę do jakiegoś konkretnego gatunku. I to mi sporo ułatwiało, że ok, to skończy się pewnie tak, to będzie szło w tym kierunku… Ale rzeczywiście, jako powieść fantasy…

Teraz stwierdzam: ej! To jest lepsze, niż myślałem!

Miło to słyszeć, słuchaj! Żeby nie było, ja też jestem zdziwiony, może inaczej – zaskoczony, bardzo pozytywnie, odbiorem czytelników, ponieważ absolutnie się nie spodziewałem tego, że moja książka będzie tak chwalona. Natomiast istotnie – bardziej to idzie w stronę dark fantasy, urban fantasy (chociaż dzieje się na wsi, więc jest podobno jakaś kolejna szufladka, która nazywa się rural fantasy, jakoś tak). na rzeczywistość możemy patrzeć przez pryzmat fantastyki – albo ją ubarwia, albo sprawia, że jest bardziej krwawa, bardziej szara, bardziej wyrazista, zależnie od tego, jak twórca sobie to wybierze, ale jednocześnie od tego, jak zinterpretuje to czytelnik, w ogóle odbiorca.

W pewnym momencie, rozmawiając z ludźmi o konwencjach, doszedłem do wniosku, że naprawdę wisi mi, z całym szacunkiem oczywiście, jak czytelnicy będą to interpretowali – ważne, żeby im się to podobało. Jeżeli komuś ten odcień horroru i elementy grozy się bardziej tutaj spodobają, w porządku. Słyszałem od paru osób, że czytają wieczorem i nie mogą potem spać. I tak się zastanawiam –może ta książka ich w coś uwiera i leżą na niej, i nie mogą zasnąć.

Z drugiej strony osoby chwaliły mnie za humor, za akcję itd., więc zastanawiam się cały czas… Inaczej – zacząłem dochodzić do tego, że po prostu każdy będzie miał swoją swobodę interpretacji. Ja mówię o tym, że jest to fantasy, bo jest tam dużo różnych elementów fantastycznych, natomiast jakbym jako bibliotekarz z wykształcenia miał zaklasyfikować tę książkę, to miałbym spory problem.

Rozumiem, rozumiem. Jest dosyć dużo wątków obyczajowych, które się potem przeobrażają czy właśnie wchodzą w rejony fantastyczne, bo podejmujesz społeczny temat, który okazuje się być podszyty taką magicznością, nazwijmy to tak, żeby nie spoilerować za mocno. I to mi się bardzo podobało, że… Albo właśnie! Z jednej strony mi się podoba, bo to jest kreatywne wykorzystanie tego, co nas uwiera jako ludzkość, nie? A z drugiej strony miałem takie… czy to jest w porządku tak przerabiać taki motyw? Czy to jest tłumaczenie ludzkiego brudu czymś naturalnym?

I z drugiej strony… tak sobie myślę, czy powinniśmy pracować nad sobą?

My, ludzie, czy powinniśmy się udać na krucjatę przeciwko temu złu w lesie, które… Wiesz, o co chodzi.

Wiem, o co Ci chodzi. To jest tak, że po pierwsze – jest to fantastyka. Ja chciałem zacząć od budowania tej góry lodowej, pokazywania czytelnikowi tego, co jest na wierzchu, i potem coraz bardziej zagłębiać się, rozbudowywać tę historię.

Gdyby to nie miała być fantastyka, to prawdopodobnie byłaby to jakaś powieść obyczajowa, ewentualnie thriller, w którym rzeczywiście te elementy fantastyczne by nie występowały. Natomiast od dawna wiemy, że tego typu elementy są pewnego rodzaju metaforą, więc to nie jest tak, że ja tłumaczę, że źródłem zła w człowieku jest szatan. Źródłem zła w człowieku jest człowiek! Jest nasza cywilizacja i bardzo złe wybory, których dokonujemy, a które bardzo często są podyktowane jakimiś rzeczami wynikającymi z naszej przeszłości. Więc te demony, które w jakiś sposób mogę pokazywać, to są troszeczkę też metaforyczne demony. Zresztą element związany z wyciąganiem brudów z przeszłości jest tutaj bardzo mocny.

Generalnie pisząc to, nie miałem absolutnie nic na myśli, po prostu chciałem wykorzystać pewne motywy, które mnie poruszają, bo początkowo to nie była książka pisana do publikacji. To była książka pisana dla moich znajomych, dla siebie, dla samej radochy pisania. Jeżeli już mamy to w jakiś sposób rozpatrywać, to na pewno w sposób metaforyczny, no bo wiemy, że pewne rzeczy nie istnieją albo nie istnieją w tej formie, w jakiej my sobie je wyobrażamy. Nadajemy im kształt w naszych fantazjach, a wtedy dostarczają nam rozrywki, uczuć, doświadczeń. Na rzeczywistość możemy patrzeć przez pryzmat fantastyki – albo ją ubarwia, albo sprawia, że jest bardziej krwawa, bardziej szara, bardziej wyrazista, zależnie od tego, jak twórca sobie to wybierze, ale jednocześnie od tego, jak zinterpretuje to czytelnik, w ogóle odbiorca.

Jasne, jasne, rzeczywiście. Tylko tutaj miałem takie wrażenie, że tak naprawdę to my jesteśmy źródłem tego zła. Tutaj ten akcent jest delikatnie przesunięty, nie? Że od początku, czy przynajmniej kiedy dowiadujemy się o mieszkańcach Jagniątkowa, okazuje się, że to ma, powiedzmy, ten aspekt metafizyczny. I tutaj ten akcent jest nieco inaczej pokazany, ale przez to osiągnąłeś swój cel – zacząłem się nad tym zastanawiać i być może będę bardziej uprzejmy dla swoich ziemskich towarzyszy. Wiesz, sam fakt, że zacząłeś się zastanawiać nad czymkolwiek po przeczytaniu moich myśli de facto, jest po prostu ogromnym komplementem. Kiedy ktoś analizuje słowa czy myśli, dla mnie to jest coś absolutnie niesamowitego. Jestem za to ogromnie wdzięczny i cieszę się, że mogłem coś takiego ofiarować. To jest w ogóle nobilitujące poetycko w cholerę. Mam takie wrażenie, że w moich światach, bo nadchodzą kolejne powieści, nadchodzi druga część Krwiopijcy, wszyscy są ludźmi. Nawet jeżeli, nie wiem, występują wampiry, które też kiedyś były ludźmi, wszystko, co w nich jest, wynika z bycia człowiekiem, tylko jest po prostu jakoś przeformatowane. Nie ma u mnie pozytywnych postaci, ale też nie ma skrajnie negatywnych. I to jest dla mnie fascynujące z tego względu, że w życiu też jest tak, że nawet antagonista jest bohaterem swojej własnej historii.

I u mnie wszyscy są antagonistami i wszyscy są protagonistami, i każdy ma swoje racje, i każdy ma swoje motywy. Być może w ten sposób ukazuje się głębia bohatera, jednego, drugiego, trzeciego, i sprawia, że to nie jest tak, że mamy jedną, centralną postać i wszyscy inni są tłem, tylko każdy ma jakąś swoją historię. Tak naprawdę, jakby nad tym pomyśleć, to o każdej z tych postaci, które tutaj występują, można by napisać oddzielną powieść.

Więc nie wiem, jakimś cudem mi to wyszło, cieszę się z tego. Zresztą teraz piszę opowiadania o tych różnych bohaterach – tomik opowiadań uzupełniających, tak wymyśliliśmy z wydawcą i z czytelnikami. I też się cieszę, bo jestem w stanie zagłębić się w różne historie, genezy ewentualnie… niezwykłe życie codzienne, nazwijmy to w ten sposób.

Super, nie ukrywam, że życie Twoich bohaterów spędza mi sen z powiek, chyba najbardziej jednak Konrada, bo zdążyłem go polubić, mimo że, właśnie! Trochę mam z nim problem. Bo jako wampir… On ze sobą też ma. Bardzo duży.

[śmiech] No bo właśnie trochę nie wiem, jak czytać Twojego wampira. No?

W jaki sposób, wiesz, jakiś… chciałem powiedzieć człowiek, ale nie do końca. Ten ludzki wampir swoje przeżył. Część rzeczy ze swojej przeszłości musi oczywiście odkryć, ale jest zaangażowany w wiele historii, z którymi niekoniecznie chce mieć do czynienia. Niekoniecznie chce wrócić do swoich wampirzych korzeni, bo tam mamy osobną Grę o tron. I pytanie moje brzmi: jak Konrad się zmienia? Dzisiaj zastanawiałem się, jakie byłoby najlepsze określenie na tę zmianę, i doszedłem do takiego dosyć, dla mnie jako czytelnika, niewygodnego określenia – czy Konrad dojrzewa? Jeżeli dojrzewa, no to jak wampir – dojrzewa podobnie jak wino panie kochany, tutaj krew, flaki i materia mózgowa będą, wiesz, przelewały się. jest na pewno dużo akcji, sam zastanawiam się, czy momentami nie za dużo, czy nie jest tak, że czytelnik złapie zadyszkę.

Co nie?

Że to może trochę czasu mu zająć. Ale czy on dojrzewa… On na pewno poszukuje. Zresztą każdy w tej książce poszukuje w jakiś sposób siebie albo swojego miejsca w świecie. Tutaj mamy faceta, który ma problem przykryty problemem przykrytym problemem. I to trochę stoi w opozycji do części wampirów z literatury czy z filmu, gdzie na ogół są to jakieś piękne, wspaniałe istoty, których problem nieśmiertelności jest tak naprawdę ich błogosławieństwem i to jest takie cudowne itd.

Tutaj mamy typa, który nie tyle cierpi, co po prostu sam sobie wymierza karę za to, że jest tym, kim jest. Natomiast ja pozwoliłem sobie sięgnąć po taki absolutnie sztampowy motyw związany z amnezją. On nie wie de facto, kim jest. I to pogłębia ten cały quest związany z poszukiwaniem siebie, ponieważ on chciałby być ludzki, obserwuje ludzi w jakiś tam sposób, ale nie pamięta, jak to jest być człowiekiem. Jego pamięć sięga tylko i wyłącznie do momentów, kiedy już był wampirem, kiedy już zaczął sam odkrywać ten wampirzy świat, który bliżej poznamy w drugiej części. To już taki mały teaser. Trochę też jego przeszłości odkryjemy, natomiast on sobie wiele wyobraża, ale tak naprawdę wszystko, co postrzega, jest skrzywione. Każdy z nas zresztą tak ma – rzeczywistość, którą obserwujemy, niekoniecznie jest rzeczywistością realną – ona jest przetworzona przez nasz mózg, przez naszą osobowość. I Konrad ma dokładnie tak samo – bazuje na swoich doświadczeniach, a te są ograniczone do świata nocy, krwi, wszechobecnej agresji, przemocy i często dewiacji. On ma naprawdę porządnie skrzywione postrzeganie tego wszystkiego. I to nie jest tak, że my go poznajemy na początku jego drogi, tylko my go poznajemy de facto pod koniec – czy może nie tyle pod koniec, no bo kolejne tomy nadchodzą, natomiast na początku pewnego etapu, i to pewnego bardzo ważnego etapu, takiej metamorfozy. On jest jak… może nie motyl, bardziej ćma. Żyje nocą i on się przepoczwarza. Co się wyłoni z tej wylinki, którą z siebie zrzuci w pewnym momencie? To może być albo coś pięknego, albo coś kompletnie strasznego. Co to będzie – zobaczymy. On sam tego tak naprawdę nie wie, po prostu widział już pewne swoje oblicza i niekoniecznie jest mu z nimi dobrze.

Nie wiem, niektórzy ludzie mają tak, że akceptują siebie… No on na pewno nie jest narcyzem, to trzeba powiedzieć, raczej ma kompletnie w drugą stronę, ale też ma taką cechę, że dużo rzeczy się dzieje wokół niego. Jak sam zauważyłeś na pewno, czytając, on nie jest cały czas w narracji, ale te rzeczy dzieją się dookoła niego, on jest takim katalizatorem. I to zresztą będziemy utrzymywać. Więc on ewoluuje i będzie cały czas ewoluował. Fajnie jest pokazywać progres bohatera, ale czasami, żeby wykonać skok do przodu, trzeba się cofnąć parę kroków, żeby złapać rozbieg. Wiesz, to nie jest tak, że staram się jakoś tutaj na siłę uwydatniać elementy tej powieści, tylko po prostu sam zacząłem analizować, co ja właściwie nabazgrałem, co to są za rzeczy. I dochodzę do wniosku, że właśnie chciałbym takiego bohatera, który ma prawo do tego, żeby się pomylić, wyrazić skruchę, czasami pobiadolić, a czasami zrobić coś śmiałego… W Delirium kończymy w pewnym momencie, natomiast gdzie ta jego droga go zaprowadzi z czasem? Zobaczymy. Nie mówię, że to będą dobre miejsca.

[śmiech] To już dziękuję za słowo ostrzeżenia. Bardzo podoba mi się Twoje podejście. Jestem osobą, która stara się współpracować z różnymi młodymi pisarzami. Po cichu piszemy swoje debiuty, żeby gdzieś, kiedyś je wydać… Mamy właśnie ten problem, że główny bohater staje się coraz mniej ludzki. Twój jest jak człowiek – może popełnić błąd, może się cofnąć, może nabierać rozpędu, podczas gdy nasi bohaterowie ciągle idą z punktu A do punktu B, niby jakąś tam zmianę przechodząc, ale to nie jest ta zmiana nadająca im tego ludzkiego…

Wiesz co, sam nie wiem. Powiem Ci tak – nawet nie wiem, czy mi się to udało osiągnąć. Wiem, co ja chciałbym osiągnąć, i wiem, że moje podejście do tego bohatera jest takie jak do każdego człowieka, trochę jak do siebie właściwie. No wiadomo, że to jest mój twór i tam jest całe mnóstwo mnie, moich obserwacji, doświadczeń. Ja też uważam się za mocno skrzywionego człowieka, który dziwnie postrzega rzeczywistość, więc to będzie przenikało do mojej prozy.

Ostatnio rozmawiałem trochę z Franciszkiem Piątkowskim na temat jego bohatera –Marka Lichockiego, Powiernika – i pamiętam, jak mu powiedziałem, że jego postać jest taka idealna, że to jest gość, któremu się wszystko udaje, ma kochającą żonę, która cały czas chce się z nim bzykać, ma mnóstwo pieniędzy i w ogóle jego moc ciągle rośnie, bogowie go kochają, jest wybrańcem itd. Powiedziałem, że w pewnym momencie to się robi zbyt płytkie pomimo tych wszystkich jego strasznych przygód. Ale Franek powiedział bardzo fajną rzecz –że on na co dzień w swojej pracy zawodowej spotyka się z takim ogromem zła, że chciał ofiarować ludziom coś bardzo pozytywnego i to właśnie takie miłe doświadczenie.

I to jest tak, że bohater jest tym, czym sprawisz, żeby był. Ja mam tego farta, że pisząc, daję się prowadzić bohaterowi. Ja nie jestem tzw. architektem, że sobie konstruuję powieści – one po prostu ze mnie wypływają. Często to przyrównuję do pisania na autopilocie, to znaczy, że ja sam odkrywam te historie. I to jest tak, że, nie wiem, jednego dnia coś napiszę, tego samego dnia przed spaniem coś mi się tam procesuje w głowie i myślę już o następnych scenach. Kolejnego dnia siadam i po prostu wylewam to z siebie. Czasami uważam, że coś tam trzeba poprawić, zmienić itd. To jest oczywiste, natomiast dla mnie to jest w ogóle ogromne szczęście, że jakoś to wychodzi, że właśnie udaje mi się osiągnąć to, że moja postać nie jest płaska, przez co mam absolutną świadomość tego, że to nie do wszystkich trafia.

To jest tak, że niektórzy ludzie lubią czytać łatwe historie, niektórzy lubią czytać historie sukcesu. W życiu codziennym mamy też różne dziwne rzeczy, które nas dotykają, więc niekoniecznie chcemy czytać o czyichś problemach, otwierając książkę i uciekając do innego świata. Więc tutaj nie oszukuję się, że każdemu przypasuje to, co napisałem, natomiast wiem jedno – że ten bohater jest taki, jakiego bym chciał. Nie będzie idealny i ponownie – będzie miał prawo do popełniania błędów.

Zastanawiam się – bo oni okazują się nieidealni, kiedy poznajemy ich bliżej, ale zawsze pierwsze wrażenie jest piorunujące, może pomijając zwykłych śmiertelników. Ale jeżeli poznajemy chociażby… to był

Łowca, tak? Tropiciel!

Tropiciel! Przepraszam. To jego wejście jest mocne i w zasadzie to, jak on się zachowuje, jak stąpa po ziemi, to jest…

To jest taka postać. To jest gość, który wchodzi z kopa i wiesz, nagle staje się królem imprezy. Tak to miało wyglądać.

Natomiast ponownie – w życiu jest tak, że pierwsze wrażenie na temat danej osoby zyskujesz w ciągu kilku pierwszych sekund interakcji, a potem po prostu odkrywasz tę osobę. I trudno jest oczekiwać, że poznasz czyjeś mroczne sekrety przy pierwszym spotkaniu, prawda? Chyba że ktoś jest wyjątkowym ekshibicjonistą emocjonalnym, natomiast… zresztą teraz piszę opowiadania o tych bohaterach –tomik opowiadań uzupełniających, tak wymyśliliśmy z wydawcą i z czytelnikami. i też się cieszę, bo jestem w stanie zagłębić się w różne historie, genezy ewentualnie… niezwykłe życie codzienne, nazwijmy to w ten sposób.

Albo jest się wampirem, który wyćwiczony jest w wychwytywaniu informacji!

Tak. No tutaj akurat Konrad ma tę cechę, natomiast, wiesz… jak piszę, to piszę rzeczy, które chciałbym sam przeczytać. Chciałbym, żeby dla mnie te postaci były fajne, więc Tropiciel to jest gość, który wjeżdża na motocyklu, uśmiecha się sardonicznie, rzuca niewybredne dowcipy, wszędzie się czuje jak u siebie w domu i robi, co chce, tak naprawdę. Jest takim lekkoduchem. Zresztą w drugiej części będzie go naprawdę dużo!

Łooo! [śmiech]

Jeżeli chodzi o cykl Krwiopijca, to chcę robić wielowątkowe historie. Oprócz opowiadań oczywiście, w których zawsze będzie centralna postać. To też nie jest tak, że to taka klasyczna drużyna erpegowa, że wiesz, tutaj ja jestem magiem, Ty jesteś wojownikiem, a tu jest złodziej i jedziemy, załatwiamy sprawy… Mimo wszystko chciałbym, żeby był więcej niż jeden protagonista. Ten Krwiopijca to jest nasz Konrad, natomiast, tak jak powiedziałem, jest katalizato- rem. W pierwszej części jest troje protagonistów i w drugiej też, ale skład się troszeczkę zmienia.

W takim razie nie mogę się doczekać, biorąc pod uwagę, że to, co jest między Harkovem i Tropicielem… zakrawa na całkiem pikantną relację. Zobaczymy, jak obrodzi.

To taka braterska relacja. Ja też mam takiego przyjaciela, bez którego nie jestem w stanie żyć, ale czasami po prostu mam ochotę strzelić go w pysk i powiedzieć mu, co myślę. Mam wrażenie, że na tym przyjaźń polega – być ze sobą na dobre i na złe i nie obawiać się mówić sobie w twarz smutnej albo bolesnej prawdy. Pikanteria tego tzw. bromance’u między Harkovem a Tropicielem trochę na tym polega… No myślę, że będziemy to jeszcze eksplorować.

Super! Mnie już masz, bo uważam, że to jest naprawdę niesamowite duo, i super, że to potwierdziłeś. Chciałbym Cię zapytać, czy… Bo wydaje mi się, że jest w Delirium bohater, którego lubisz jeszcze bardziej. Oj, ja tam uwielbiam wszystkich!

[śmiech]

Nie jestem w stanie powiedzieć, którego bohatera lubię najbardziej, bo, mówię, o każdym z nich można by napisać oddzielną powieść. Natomiast bardzo wiele osób pisało, mówiło mi, że Borys jest ich ulubionym bohaterem. Bo to jest taki, wiesz, miły facet. On jest pomocny, ma swoje problemy, ma jakieś tam historie z przeszłości i w ogóle swoje tajemnice. Natomiast to jest taka dobra dusza, taki właśnie jowialny barman, wielki, zwalisty gość, delikatny, ale potwornie silny, gigant. On taki jest, no, misiowaty… i bardzo pozytywny. Ale też potrafi być stanowczy, prawda. Tutaj Borysa starałem się wpompować dla kontrastu, ponieważ mamy wampira, który z racji rzeczy jest taką może nie negatywną postacią, ale ma negatywne konotacje. Chciałem, żeby Borys się kojarzył z naturą przede wszystkim, z jej czystością, ale też z jej nieokiełznaniem. On jest takim adwokatem Bieszczad, zresztą tak go poznajemy, że wychodzi ze swojego baru i idzie na przechadzkę po lesie, słucha go, stara się podążać z jego rytmem… Więc tak – nie wiem, czy pytałeś o Borysa…

Borysa miałem na myśli, zdecydowanie – co o nim sądzisz? Czy masz czasem takie wrażenie, że jednak jeden z tych dwóch bohaterów jest Twoim bliższym przyjacielem, czy jednak nadal optujesz za tym, że kochasz wszystkich?

Nie, ja absolutnie kocham wszystkich… Stephen King kiedyś powiedział, że on potrafi tworzyć bohaterów, których nie lubi, których nie cierpi. Ja niestety nie mam tego poziomu mistrzostwa – kocham wszystkich, pomimo tego że robię im często straszne rzeczy.

Borys jest po prostu… Inaczej – ja od jakiegoś czasu fascynuję się kulturą słowiańską, naszymi korzeniami. Teraz słowiańska fantastyka w ogóle wystrzeliła, jest niesamowitym nurtem i chciałem, żeby Borys był takim adwokatem tego nurtu u mnie w powieści. On jest rodzimowiercą oczywiście, zbiera jakieś ziółka, grzybki, jakieś nalewki robi… Jego matka była szeptuchą i ona go nauczyła różnych dziwnych rzeczy, więc Borys jest trochę jak René. Oglądałeś…

’Allo ’Allo!?

’Allo ’Allo!, dokładnie. To Borys jest jak René. No tamten jest popaprany oczywiście. To nie jest tak, że wszystkie laski na niego lecą i on nie wie dlaczego, ale do nikogo nie mówi „Ty głupia kobieto”. Natomiast Borys to taki właśnie jowialny typ, taki, jak to się śmieję zawsze, psycholog-amator, który najlepiej się czuje u siebie za barem, bo zawsze wszyscy mu powtarzają, że jak on jest za barem, to zawsze ma rację… Borys wbrew pozorom jest bardzo mocno osadzony w rzeczywistości – znaczy, on też wypiera rzeczywistość pod wieloma względami, ale najlepiej się w niej odnajduje z tych wszystkich ludzi… I on też tak proaktywnie stara się dbać o ludzi, mimo tego że jest… bardzo samotnym człowiekiem. Ale on tak ma, wiesz, podejrzewam, że to jest jakieś odbicie kolejnej wersji mnie. Tutaj rzeczywiście bardzo mi zależało na tym, żeby był z tych wszystkich bohaterów najbardziej pozytywny, pomimo tego że swoje za uszami też ma.

Okej, teraz nabrałem nie dość, że ochoty na drugi tom Delirium… Drugi tom… Jest już nazwa?

Tak, jest, tylko jeszcze jej nie komunikuję z tego względu, że bardzo chciałbym to zrobić, kiedy będzie projekt okładki. Ten się tworzy, więc chcę, żeby to był taki boom. Bo albo będzie boom, albo będzie meh. Ale biorąc pod uwagę, że okładkę tworzy absolutny mistrz ilustratorstwa, uważam, że bardzo ładnie się to zgra z tytułem.

[Wstawka odautorska: Tytuł powieści to Cyjan. Jej premiera przewidziana jest na 31 marca 2023 roku] delirium jest napisane w taki sposób, żeby można było je traktować jako zamkniętą całość. to znaczy, że jak komuś się nie spodoba, to nie musi czytać dalszych części cyklu. natomiast jest sporo globalnych furtek, które są otwarte i będą eksplorowane.

Super! No to nie mogę się doczekać, bo piłem do tego, że nie dość, że na drugi tom mam ochotę, to jeszcze na ’Allo ’Allo!.

Aha, no! A w ogóle w tomie dwa i pół, czyli w tomie opowiadań, Borys będzie miał ogromne opowiadanie dotyczące jego osoby. Jest też historia Tropiciela i tutaj mogę zdradzić, że będzie miała miejsce w 1620 roku. Jest napisana w takim stylu troszeczkę… Znaczy inaczej –przygotowując się, dużo czytałem, Boże, jak on się nazywał… Nazwisko oczywiście wypadło mi z głowy, zawsze mam takie zaćmienia. Twórca Diabła Łańcuckiego… Jacek Komuda!

Jacek Komuda!

Twórca Dzikich Pól. Ja generalnie dużo w Dzikie Pola grałem, zresztą patrz, tutaj stoi, na samym początku tej półki, podręcznik do Dzikich Pól Siedziałem z nim i pisałem, bo wiesz, musiałem sobie poprzypominać nazewnictwo itd.

Więc pojawi się opowiadanie o genezie Tropiciela, akcja będzie na Mazurach, właśnie w 1620 roku. Ale też nie zabraknie ogromnego opowiadania o Borysie, o różnych zdarzeniach z Bieszczad i o tym, co się w nich dzieje w trakcie trwania tomu drugiego.

Kurczę.

Bo w tomie drugim – tutaj spoiler – no nie będziemy w Bieszczadach. Zanurkujemy w nocnych uliczkach Lublina i Warszawy.

A jednak!

Tak, tak, no słuchaj, tak jak powiedziałem –czasami trzeba zrobić parę kroków do tyłu, żeby zrobić skok do przodu.

Już chciałem powiedzieć: „Czasami trzeba ubrudzić ręce krwią”, a tu będzie „miastem”, „całym miastem”!

Panie kochany, tutaj krew, flaki i materia mózgowa będą, wiesz, przelewały się. Jest na pewno dużo akcji, sam zastanawiam się, czy momentami nie za dużo, czy nie jest tak, że czytelnik złapie zadyszkę. Książka będzie o jakieś pięćdziesiąt stron grubsza niż Delirium – wyjdzie ponad pięćset stron. Tu mamy czterysta osiemdziesiąt dwie bodajże, a zobaczymy, jak to wyjdzie po składzie. Natomiast pod względem liczby znaków i stron maszynopisu jest dwadzieścia parę stron więcej, więc pięćset stron będzie przebitych na sto procent!

Dayum! No to…

Aaale! Podobno szybko się czyta.

Słuchaj, ja miałem kilka podejść, przyznam się szczerze, do Delirium. Ale jeżeli miał- bym podsumować, co mi się czyta najlepiej, to historie i te anegdoty bohaterów, które docenia się z czasem. Musiałem powrócić drugi raz do książki, żeby…

Okej, to o to chodziło, żeby się zakumplować z tymi bohaterami. Nie chcę mówić na wyrost, ale coś w tym jest, że musiałem z nimi dłużej poobcować.

Wiesz, to jest na pewno książka, którą, czytając drugi raz, czytasz zupełnie inaczej.

Też prawda.

I wiesz, jedne osoby to lubią – lubią analizować rzeczy, myśleć, doszukiwać się. Inne chcą prostej lektury, w której wszystko będzie im podane na tacy. To nie jest tego typu lektura. Tutaj nie jest tak, że ja jestem wszechwiedzącym autorem i piszę pewne rzeczy, bo uważam, że skoro ja to wiem, to czytelnik będzie to wiedział. Celowo pozostawiam niedopowiedzenia, bo czasami wyobraźnia czytelnika wystarczy, żeby uzupełnić pewne rzeczy, a czasami są takie easter eggi, na które jak ktoś wpadnie, to super, a jak nie wpadnie, to spotkamy się przy okazji jakichś targów czy konwentu, pogadamy sobie i być może, jak uchylę rąbka tajemnicy, to komuś radochę zrobi… Więc wiesz, wszystko się opiera o doświadczenie.

Moim założeniem przy poprawianiu tej książki po raz bodajże trzeci czy czwarty było to, żebym umiał wszystko zaserwować – doświadczenie, do którego będzie można wracać, o którym będzie można podyskutować ze znajomymi. Czy udało mi się to osiągnąć? Zobaczymy… Ta książka wyszła w sierpniu zeszłego roku, więc wiesz, poczekamy parę lat i zobaczymy, czy w ogóle ktokolwiek będzie o niej pamiętał.

Wiesz co, jeżeli za trzecim razem wrócę do Delirium i… O właśnie! W sumie to już wróciłem i książka zostanie nieśmiertelna… Ale o co mi chodzi – że jednak, kurczę, im dłużej rozmawiamy o bohaterach, tym bardziej ich lubię.

A to mi miło!

I jakby… c’mon! To są takie kreacje, że, mimo że czasem miałbym… No bo nie może być za słodko, ja Ci tutaj muszę, wiesz, dla wyrównania…

Oczywiście. Tłumaczyłem ostatnio znajomej, że dobra recenzja powinna wymieniać zarówno pozytywy, jak i negatywy. I to się tyczy też czytelników – zawsze powtarzam, żeby mi pisali wszystko, ponieważ ja się cały czas uczę, więc dawaj, jedziesz! Ja się nie obrażę na pewno.

Słuchaj. To ja pamiętam, że sam Ci się chyba przyznałem, że czasami, wiesz, lepiej mi się czytało, jak zacząłem zakreślać coś, co nie daje mi spokoju. I albo to było niedomówienie, którego nie zajarzyłem, bo było za dużym niedomówieniem, albo to wytłumaczy- łeś kilka stron dalej i miałem takie: „Dobra, to jednak odnosiło się do tego. Czysta karta”. Ale mam ogromny problem z wątkami, które kupiłem od razu – tam był na początku motyw hakera z Ukrainy… z bloku wschodniego, nie?

Tak, tak, Yuri. Nie wiadomo, skąd jest, po prostu ma takie imię.

Okej. Że gdzieś ten haker ze Wschodu, antypatyczny bohater – jak go tu nie lubić. [śmiech]

Obleśny typ, który chleje cały czas energetyki i mówi ludziom niewygodne rzeczy.

Tak, tak, tak. Nie chcę powiedzieć, że prawie Tyrion Lannister, ale… Piję Red Bulla i wiem rzeczy, tak.

Tak, tak. Aż mi się przypominają różne cytaty Tyriona, które mógłby powiedzieć Yuri… Dobra, może nie przerabiajmy Martina, tylko piszmy dalej dobrą fantastykę…

Ale oplułem Martina! Nie, dlaczego?

Wracając – jego wątek (to będzie delikatny spoiler) ucina się dosyć szybko. I mam teraz taki problem, że jest kilka wątków, które są bardzo obiecujące i gdzieś się zacierają.

I albo ja połączę kropki, albo wiesz, niekoniecznie. Mam teraz na myśli chociażby scenę porodu… Mhm.

…w dosyć, powiedziałbym, krępujących okolicznościach – krępujących ciało i umysł, co by tutaj dużo nie zdradzać. I wiesz, często miałem taki problem, że czasem obiecujące wątki są delikatnym, wręcz mglistym nawiązaniem do tego, co jest dalej. Nie wiem, jak traktować Yuriego. Czy on powróci? Czy był niespełnioną obietnicą dobrego wątku? Co z nim?

Dobrze. Jeżeli o niego chodzi, to on na samym końcu też występuje, tylko rozmawia przez telefon.

Okej.

To taka mała wskazówka, bo to nie jest powiedziane wprost. Delirium jest napisane w taki sposób, żeby można było je traktować jako zamkniętą całość. To znaczy, że jak komuś się nie spodoba, to nie musi czytać dalszych części cyklu. Natomiast jest sporo globalnych furtek, które są otwarte i będą eksplorowane.

Yuri pojawia się w drugiej i trzeciej części. Już spoiler – nie zginie w drugiej części, ale ponieważ, tak jak mówiłem, wracamy do Warszawy, to Yuri też będzie. Nie powiem, żeby było go jakoś szczególnie więcej, natomiast bardzo lubię rozdział, w którym się pojawia. Myślę, że mam jeszcze czas na napisanie opowiadań. Być może stworzę takie, w którym on też się pojawi, ale musiałbym już spoilerować jakieś moje zamysły fabularne, żeby powiedzieć, w jakim kontekście go ujrzymy. Ale będzie, będzie, spokojnie.

To jest tak, że jeśli chciałbym wszystkie wątki rozwinąć, to ta książka by miała o wiele więcej stron. Nawet dzieląc całą historię globalną, muszę niektórych bohaterów wyciągać i z jednego miejsca przestawiać w drugie, żeby tam zagrali troszeczkę większą rolę. Ale fajnie, cieszę się, że taka epizodyczna postać w ogóle przypadła Ci do gustu. To bardzo miłe.

To ja się cieszę, że ona się pojawiła. Ja się cieszę, że pojawi się w części trzeciej! [śmiech] To super!

Właśnie taki miałem zarzut, że często, mimo że masz kilka wątków, które się elegancko spinają, w pewnych momentach masz klamry kompozycyjne, nazwijmy to tym polonistycznym żargonem.

Momentami bardzo definitywne, prawda?

Widzisz, i właśnie miałem taki problem, jak traktować takie wątki, których mi zaczyna brakować, które gdzieś tam zaczynają zanikać za mgłą…

Jestem w trakcie lektury, idę z nurtem narracji i gdzieś to, co było, staje się bardziej mgliste, już trudniej mi te nawiązania z tyłu zbierać. I to jest z jednej strony cenne, bo, tak jak mówisz, mogę wrócić do tej książki i połączyć wątki w zasadzie automatycznie. Z drugiej strony mam wrażenie, że to jest jednak pułapka, bo na tyle brakowało mi tych bohaterów i ich wątek wydawał się tak ucięty, że miałem kilka momentów, w których myślałem: „No nie, następny bohater, którego polubiłem, i już go nie ma”.

Spieszmy się kochać ludzi… Bohaterów. Trochę tak. Na szczęście nie wszyscy giną, ale dlatego książka, mam wrażenie, najbardziej pasuje do fantasy, bo na ogół jest ono takie turbowielowątkowe – wiele się dzieje.

Ale ponownie – to się też troszeczkę opiera o głębię postaci. Nawet mamy bohatera, który gra epizodyczną rolę, który jest jakimś tam brokerem informacji czy hakerem, siedzi sobie ukryty na warszawskiej Pradze… W ogóle ile rzeczy się o nim dowiadujemy – on siedzi, ma kwaterę na Pradze, na placu Hallera, w starej, obszczanej piwnicy, gdzie ma komputery, słucha muzyki, pije Red Bulle, gra i pozyskuje informacje. Przy okazji dowiadujemy się, że tak naprawdę to on tam się ukrywa przed mafiosami, u których ma długi, i kogoś przez przypadek obraził. A że nie ma pleców, to lepiej się chować niż się, wiesz, szarpać…

Przeobrażać dalej, no!

Tak, dokładnie. I wiesz, to nie jest anonimowy typ, do którego nasi bohaterowie przychodzą po coś, tylko on tam jest, bo go tam życie zaprowadziło.

Ściągnęło.

Dokładnie. Natomiast Yuri jest elementem intrygi globalnej – to znaczy, że wydarzenia, w których bierze udział, przekładają się na te, które zatrzęsły Bieszczadami w pewnym sensie. Ale mówimy o wydarzeniach, które są w stanie zatrząsnąć całą Polską. Nie mówię oczywiście, że dojdziemy do momentu, w którym będzie ratowanie wszechświata i w ogóle, wiesz, Avengersi itd. Natomiast na pewno te wydarzenia bardzo mocno wstrząsną małymi światami kilkorga naszych bohaterów.

Takim, chciałbym powiedzieć, efektem motyla.

A niektóre z tych światów mają setki lat No bo na tym to polega – mój kolega mawia, że wszystko jest wszystkim. Wszystko jest połączone. I wiesz, taki wampir nie wziął się znikąd, ktoś go musiał stworzyć. A tamtą osobę ktoś musiał stworzyć i te osoby mają swoje jakieś powiązania, kiedyś kogoś spotkały i wpłynęły na czyjeś życie. To wszystko musi funkcjonować, musi mieć sens. Jakby nie miało sensu, to dopiero miałbym do siebie straszny problem z tym, że stworzyłem wątek, który jest znikąd. Więc to, że Ty mówisz mi właśnie, że jest bohater, którego chcesz więcej, i Ty czujesz, że za nim stoi coś więcej, i chciałbyś to wyeksplorować… No powiem Ci, że większego komplementu nie mógłbyś mi powiedzieć, więc wbrew pozorom problem, z którym się spotkałeś, jest dla mnie bardzo nobilitujący. Przynajmniej tak to odbieram.

O nie, cieszysz się moją zgubą. [śmiech] Nie, nie, bo mam wrażenie, że jeżeli się skusisz na czytanie dalej, to możesz mieć z tego jeszcze więcej radochy, więc super w ogóle, jeżeli jestem w stanie tym się podzielić i dać to komuś. Kurczę, czego chcieć więcej.

Super. Ja się nie mogę doczekać spotkania z dobrymi kumplami. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.

A to jeszcze taki spoiler, że poznasz parę osób, które Ci, mam nadzieję, przypadną do gustu. Będą nowi bohaterowie. Właściwie w drugiej części dochodzą dwie bohaterki i one są naprawdę wyjątkowe!

Właśnie, zaniedbaliśmy podczas naszej dzisiejszej rozmowy płeć żeńską, jakby coś musimy tutaj…

Dobrze, to przsuńmy pożegnanie. Są dwie bohaterki w Delirium: Marta, która jest matką i porusza wątek obyczajowy, no i jeszcze Czarna, która jest wyjątkową kobietą i…

[śmiech]

Tutaj trzeba by oczywiście trochę spoilerować, żeby powiedzieć, kim albo czym ona jest. Czarna to wyjątkowa osoba, więc nie jest tak, że piszę tylko o bohaterach męskich. I też nie chcę, żeby te silne kobiety były wprowadzone na upartego, bo one są tak samo silne jak mężczyźni. Ale też mają swoje problemy. Starałem się bardzo sprawiedliwie do tego podchodzić, nie gloryfikować jednej czy drugiej strony. W Delirium w pewnym momencie Marta trochę zanika i pojawia się Czarna, ale mimo wszystko mamy spójną linię silnej kobiecej postaci. Silnej… One muszą być silne w obliczu tego wszystkiego, co je spotyka. Pewne rzeczy je krzywdzą, pewne rzeczy sprawiają, że muszą się wykazać determinacją.

I tak samo w drugiej części – też się pojawiają dwie bardzo ważne postaci kobiece. Również nie będzie tak, że one są idealne i są obligatoryjnym elementem kobiecym, jak to często teraz jest w popkulturze. One są bardzo ważnymi filarami fabularnymi i tyle. Na pewno osoby, które potrzebują takich bohaterek, otrzymają je. Ja potrzebuję takich bohaterek, to już jest w ogóle zupełnie inna historia. Więc dla mnie to nie jest element obligatoryjny, dla mnie to jest coś, co ja chciałbym przeczytać.

Tutaj chciałbym Ci powiedzieć, że zarówno Martę, jak i Czarną polubiłem w pierwszej części, ale to nie wszystko. Nie ukrywam, że dajesz mi tyle sposobności do poznawania

Twoich bohaterów, że polubiłem nawet tę kobietę… Jakby to powiedzieć, żeby nie zdradzić za dużo informacji…

A, Ty już wiesz którą! That’s easy.

I mimo że, prawda, tym francuskim akcentem sobie szczebiocą, to to jest bardzo budujące, że w takim ponurym momencie widać delikatne światełko… Światło w tunelu! [śmiech] W ogóle Ty nawiązujesz do mojego ulubionego rozdziału z tej książki. Wszystkim mówię, że to jest mój absolutnie ulubiony rozdział. Jest to taka naprawdę ogromna zapowiedź kierunku, w którym w pewnym momencie cała historia będzie szła.

O nie! To muszę zadać to pytanie: czy będzie może opowiadanie czy bardziej tom właśnie w konwencji à la proza Juliusza Verne’a? Wiesz, w tym świecie, w tym settingu. Już Ci odpowiadam. Mam jedno opowiadanie, którego wydarzenia dzieją się w Japonii około 1800 roku.

Okej.

I mam pomysł na całą powieść, której akcja będzie tam osadzona. Jak dobrze pójdzie, to będzie tom czwarty, ale zobaczymy, bo jeszcze trzeciego nie zacząłem pisać. Na razie skupiam się na opowiadaniach. Natomiast mam już pomysł właśnie na tom czwarty, który jest rozwinięciem tych wątków.

Ja to w ogóle jestem skrzywiony na punkcie Japonii feudalnej – zresztą nie wiem, czy pamiętasz naszą rozmowę podczas konwentu…

Tak, tak.

To tam wspominałem troszeczkę o Kurosawie i też o Toshiro Mifune, który jest absolutnie moim Bogiem, więc bardzo chciałbym tam zawitać literacko.

Super, jakby, o mój Boże. Dawno nie uczestniczyłem w tak obiecującej rozmowie. Mam nadzieję, że wszystkie Twoje plany autorskie się powiodą i powstaną kolejne. Mnie już masz, jak zresztą powiedziałem, ale nie dzielmy skóry na Borysie. [śmiech]

Dokładnie. Zobaczymy, gdzie nas to wszystko zaprowadzi. Miejmy nadzieję, że będzie nie tylko tak dobrze, jak jest, ale będzie jeszcze lepiej. Żeby po prostu była radocha z tego i dla mnie, i dla czytelników. To jest najważniejsze.

Dzięki wielkie za rozmowę. Pięknie dziękuję.

Do zobaczenia, mam nadzieję, na następnym Opolconie, już po lekturze, że tak powiem. Mam nadzieję, że to się będzie jakoś czasowo pokrywało.

Jest na to duża szansa, nie mogę się doczekać.

Na razie! Dzięki, cześć. Hej, hej.

Jarosław Dobrowolski

Bibliotekarz z wykształcenia, karateka z zamiłowania, projektant user experience z przypadku. Pisanie to jego pasja, a szeroko pojęta fantastyka to odwieczna miłość. Prowadzi fanpage na Facebooku (Jarek olski – wynurzenia), gdzie publikuje recenzje filmów, książek oraz gier. Pasjonuje się motocyklami, sztukami walki, fantastyką w każdym wydaniu, grami komputerowymi. Jest maniakiem RPG, w które namiętnie gra od niemal trzech dekad. Człowiek orkiestra. Pracował jako bibliotekarz, ochroniarz, sprzedawca, instruktor sztuk walki, redaktor oraz był pełnoprawnym członkiem klubu motocyklowego przez duże MC. Ulubione konwencje: horror, fantasy, science fiction, sensacja oraz wszelkie ich mariaże.