4 minute read

Halina Grzymała-Moszczyńska

Next Article
Maja Kupiszewska

Maja Kupiszewska

Prof. dr hab. Halina Grzymała-Moszczyńska

Słowo wstępne – dzieci cudzoziemców i migrantów w szkole polskiej i polonijnej

Advertisement

Fot. Pixabay

Według danych z 2019 roku do szkół polskich uczęszcza 52 tysiące dzieci cudzoziemców oraz 31 tysięcy uczniów z Ukrainy. Liczba ta diametralnie zwiększyła się w wyniku przybycia do Polski uchodźców z Ukrainy.

O kim mówimy, że jest uczniem cudzoziemskim w polskiej szkole? Jest dziecko, które przyjechało tutaj ze swoimi rodzicami będącymi imigrantami, na przykład wysyłanymi przez swoje fi rmy do fi lii w Polsce. Są to osoby, które mają miejsce pracy w którymś z innych krajów. Drugą grupę stanowią osoby, które ubiegają się o ochronę międzynarodową. Mówimy wówczas, że są to uchodźcy, ale warto znaczyć, że status uchodźcy w Polsce przed wojną w Ukrainie, czyli szczególną pełnoprawną ochronę, otrzymywało niewiele osób.

Dzieci, które wróciły z emigracji a dzieci cudzoziemskie

Z ustaleniem liczby dzieci cudzoziemskich nie jest łatwo. Sprawa komplikuje się, gdy trafi my na kategorię dzieci, która zachowuje się i ma problemy bardzo podobne do dzieci cudzoziemców. Mowa o dzieciach z rodzin polskich, które mieszkały za granicą. Na przykład wyjechały w momencie, gdy dziecko wchodzi w wiek szkolny, ewentualnie zmienia szkołę ze szkoły podstawowej na szkołę średnią, następnie rodzice decydują się na powrót do polski. Natomiast te dzieci imigrują do często nieznanego kraju, jakim jest kraj ich rodziców, ale ich korzenie i całokształt doświadczenia to szkoła i grupa, z którą się zdążyły zintegrować, np. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Australii czy w Ameryce.

Wśród takich dzieci również prowadziłam badania. Wiele z nich mówi po polsku, ale niezupełnie płynnie, a przede wszystkim nie zna terminologii przedmiotów, które są używane w polskiej szkole. Bardzo często ma nawyki wyniesione ze szkoły, do której uczęszczało wcześniej. Są to „polsko-niepolskie” dzieci. Wynika z tego sporo kłopotów. Te dzieci pojawiają się w polskiej szkole, ale bardzo często nie są traktowani jako osoby, które wróciły z emigracji. Szkoła nie ma wielu możliwości, żeby się tego dowiedzieć, jeśli rodzice nie poinformują placówki.

Były próby zewnętrznego monitoringu sytuacji uczniów cudzoziemskich w polskiej szkole. Jak wynika z raportu NIK, Ministerstwo Edukacji nie interesuje się tym, nie ma na ten temat żadnej wiedzy i też nie stara się tej wiedzy uzyskać. Nauczyciele stwierdzają, a jest to prawie połowa badanych monitorowanych szkół przez NIK, że

komunikacja z nowo przybyłymi uczniami jest najważniejszym problemem i największym wyzwaniem.

Wszyscy wiemy, że istnieje szkolny system – System Informacji Oświatowej, czyli tak zwany SIO. O ile znajdziemy tam, jeśli oczywiście szkoła wypełni formularze, informacje o dzieciach z różnego rodzajami problemami rozwojowymi, to nie znajdziemy bezpośrednio żadnej informacji o dzieciach, które wróciły razem z rodziną i dla których Polska jest nieznanym krajem.

Gdy zaczynałam badania, zwracałam się do kuratorów, prosząc o pomoc we wprowadzeniu do szkolnego Systemu Informacji Oświatowej kategorii „dziecko z rodziny powracającej z emigracji”. Nie udało mi się to do tej pory. Jedyny sposób, w jaki można spróbować dowiedzieć się czegoś o tych dzieciach, to będzie zajrzenie do rubryki, w której jest mowa o tym, ile dzieci uczęszcza na dodatkowe lekcje języka polskiego przysługujące uczniom powracającym oraz uczniom cudzoziemskim. Ale jednocześnie dzieci te mogą przecież mieć takie wsparcie w domu. Spotykałam w swoich badaniach rodziny, w których ciocia albo kuzynka były nauczycielkami. Dziecko, którego rodzina wróciła z zagranicy w ogóle nie musiało korzystać z pomocy szkoły, ponieważ cały problem został rozwiązany w domu.

Emocje dziecka, które wróciło z emigracji

Jeśli chodzi o emocje, to okazywało się, że gdy rodziny polskie decydowały się na powrót, to właśnie smutek i złość były bardzo częstymi emocjami. Rodzice najczęściej byli zostawieni z tym problemem sami sobie, gdyż nie umieli zarządzić tymi emocjami. Gdy rozmawiałam z dziećmi, to byłam osobą na tyle neutralną, że dowiadywałam się, jak oni to odczuli. Nie zapomnę rozmowy z dziesięciolatkiem, którego rodzina z racji zawodu ojca wróciła do Polski. Przez kilka lat mieszkali w Holandii. W pewnym momencie pytam tego chłopca: „jakbyś miał doradzić komuś ze swoich kolegów Polaków, których poznałeś w Holandii, to co byś im powiedział?”. Była atmosfera „trudnej” ciszy przez pół minuty. A potem usłyszałam, żeby nigdy nie przyjeżdżali do „cholernego kraju”. To zdumiewające, gdyż w szkole, gdy rozmawiałam z nauczycielami, twierdzili oni, że dziecko zaadoptowało się znakomicie. Ma mnóstwo przyjaciół, znajomych i w klasie wszedł w zespół bez najmniejszych problemów. Jednocześnie gdzieś tam na głębszym poziomie uczuć był ten smutek, złość, i tak naprawdę był gniew na rodziców, którzy zresztą bardzo starali się, żeby tego, co oni czują, nie przekazać dziecku.

Taka zmiana środowiska to jest miks emocji. To może być czasem miks wybuchowy. Wówczas obrywa szkoła, gdyż musi sobie radzić z uczniem zbuntowanym, wściekłym, który wali na oślep. Nie dlatego, żeby miał pretensje do nauczycieli, ale dlatego, że uważa, że życie bardzo go skrzywdziło. Jest w miejscu i robi to, czego bardzo nie chciał robić, ale rodzice kazali zostawić mu cały jego świat i znaleźć się w świecie zupełnie nowym.

Fot. Pixabay

Prof. dr hab. Halina Grzymała-Moszczyńska

Z oświatą po Profesor psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Zawodowo zajmuje się powrotami oraz migracjami. Autorka badań naukowych i projektów związanych z dziećmi powracającymi.

This article is from: