3 minute read

Wycieczka do Auschwitz-Birkenau

Wycieczka do Auschwitz-Birkenau

Szkolne wycieczki kojarzą się głównie z dobrą zabawą, być może z nużącym dla niektórych zwiedzaniem muzealnych wystaw. Są też takie, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci, ponieważ w szczególnym miejscu i w specyficzny sposób uczą szacunku i pokory wobec życia i śmierci. W ostatnich dniach października uczniowie 2 LO w Łańcucie zwiedzili wyjątkowe muzeum, największy z niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków zagłady, miejsce śmierci milionów - Auschwitz-Birkenau.

Advertisement

Uczestnikami wycieczki byli w większości maturzyści, którym lektury Borowskiego i Nałkowskiej są dobrze znane. Opisane w nich historie o nieludzkim traktowaniu więźniów, eksperymentach na ludziach i masowej zagładzie, dla wielu były tylko dawnymi opowieściami, znajomość których wymagana jest na maturze. Te opowiadania nie są w stanie przygotować do rzeczywistego zetknięcia z historią w takim stopniu, jak możliwość popatrzenia w niebo nad blokami w obozie koncentracyjnym, czy okazja do dotknięcia cegieł, z których zbudowano baraki.

Większość z nas przeszła pod szyldem „Arbeit macht frei” prawdopodobnie po raz pierwszy. Nie towarzyszyły nam dźwięki orkiestry, tak jak więźniom, którzy wychodzili z obozu do pracy. Chociaż kompleks baraków w Oświęcimiu został przekształcony na potrzeby muzealne, to zachowała się tam dawna atmosfera grozy. W podziemiach, gdzie więźniowie w celach odbywali kary, mimo wielkich tłumów ludzi z całego świata, słychać było jedynie miarowe kroki turystów i szept przewodnika.

Przygotowane wizualizacje idealnie wprowadzały w obozowy klimat. W jednym z budynków szczególną uwagę przykuła pieśń, którą słychać było już na progu, pieśń brzmiąca jak lament więźniów, którzy tam zginęli. Wchodząc do wnętrza, zobaczyliśmy tekst w języku jidysz przesuwający się po ścianie. Zdjęcia czasami na całą ścianę, a czasami tylko w postaci multimedialnej projekcji pokazują jak wyglądał obóz, gdy byli w nim więźniowie. Okrutne, brutalne, prawdziwe, nieupiększające rzeczywistości na potrzeby bardziej wrażliwych turystów. Tony matowych, pozbawionych naturalnego koloru włosów, poucinane warkocze umieszczone za szklaną ścianą, maleńkie buciki, które bez pary i właściciela leżą na stosie jako świadectwo bezwzględności, to wystawa najbardziej zapadająca w pamięć.

Niezwykłych przeżyć dostarczyła chwila, w której każdy z nas miał okazję poszukać własnego nazwiska w księgach zawierających dane zamordowanych, dowiedzieć się, że tyle osób, być może daleko z nami spokrewnionych, właśnie w tym obozie straciło życie.

W odległości ok. 3,5 km od Auschwitz znajduje się Birkenau, obóz zbudowany przez zmuszonych do tego więźniów. Oryginalne drewniane baraki, ogromny plac, tory i wystające z ziemi kominy - to pierwsze na co skierowaliśmy nasz wzrok. Współczesnemu człowiekowi trudno wyobrazić sobie jak można żyć w takich warunkach. Wszechogarniający chłód, wszy, szerzący się tyfus, szczury żerujące wśród słabszych, śpiących na samym dole piętrowych łóżek więźniach. Niełatwo było przetrwać w takich nieludzkich warunkach. Niektórzy umierali już w pierwszym tygodniu pobytu. Byli jednak tacy, którym udało się uciec oraz ci, którzy w obozie doczekali wyzwolenia.

Czego tu nie było za czasów obozowych, a teraz jest? – zapytał przewodnik. – Otóż wtedy nie było trawy, ponieważ taka mnogość ludzi ją zadeptywała. Było tu dużo smętniej, bardziej szaro niż widzimy to teraz.

Obserwując twarze moich koleżanek i kolegów dostrzegłam malujące się na nich różne emocje: smutek, zadumę, przerażenie, niedowierzanie. Nie obyło się bez osoby, która nie do końca potrafiła okazać szacunek należny temu miejscu. Śmiech i rozmowa przez telefon… Być może był to sposób na ukrycie prawdziwych emocji, w obawie przed pokazaniem ich rówieśnikom. Niewątpliwie każdy przeżył zetknięcie z miejscem śmierci ponad miliona osób na swój sposób. Jestem przekonana, że ta wyjątkowa wycieczka dostarczyła wszystkim wielu wrażeń, była sposobem na pozyskanie nowych informacji i okazją do refleksji, a obrazy tamtego miejsca zostaną na pewno zapamiętane, ponieważ wedle słów George’a Santayany zapisanych na jednej ze ścian bloku obozowego Kto nie pamięta historii skazany jest na jej ponowne przeżycie.

Na zakończenie pełnego wrażeń dnia udaliśmy się do grodu Kraka, gdzie spędziliśmy wolny czas zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i potrzebami. Mimo tego, że krakowski Rynek Główny jest nam dobrze znany, to każda kolejna wizyta pozwala odkryć coś nowego, a przede wszystkim pozytywnie nastraja. Osobiście, już po raz kolejny, wybrałam się zobaczyć ołtarz Wita Stwosza, który zachwyca swoim ponadczasowym urokiem.

Opracowała: Natalia Kraska 2 LO w Łańcucie

This article is from: