Muzeum #2

Page 1

nr 2/ 07

muzeum

listopad / grudzieƒ

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Christian Kerez, model sytuacyjny do projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Architektura sama w sobie z architektem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Christianem Kerezem rozmawia Marcel Andino Velez Najcz´Êciej u˝ywanym przez Pana s∏owem jest „przestrzeƒ”. Mo˝e powinniÊmy zaczàç od zdefiniowania, czym ona dla Pana jest. Szczerze mówiàc, to doÊç staromodne poj´cie. A jeszcze bardziej dziwi mnie, ˝e jest ono coraz rzadsze w dyskusji o architekturze. Tymczasem przestrzeƒ to dla mnie podstawowe poj´cie odró˝niajàce architektur´ od pozosta∏ych dziedzin sztuki. Poszukiwanie autonomicznych cech architektury, takich, które nie odnoszà jej do rzeêby czy urbanistyki, wydaje mi si´ sensem mojego dzia∏ania jako architekta. Droga, jakà dochodzi do powstania obiektu architektonicznego jest wyjàtkowa, w∏aÊnie dzi´ki mo˝liwoÊci oddzia∏ywania na przestrzeƒ. Stwarzania jej. Architektura, ogólnie rzecz bioràc, to dyscyplina s∏aba. Architekci zawsze próbujà odnosiç si´ do poj´ç spoza jej obszaru. cd. na str. 2

Zacz´liÊmy! W dwa jesienne wieczory, 23 i 25 listopada, kilkuset widzów osobiÊcie przekona∏o si´, ˝e Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ju˝ jest. Szczelnie wype∏niona ogromna sala na parterze naszej tymczasowej siedziby przy ulicy Paƒskiej 3 by∏a dla nas powodem do radoÊci i dowodem, ˝e Muzeum jest publicznoÊci naprawd´ potrzebne. Takie zainteresowanie widzów jest jednak tak˝e wielkim wyzwaniem. B´dziemy starali si´ mu sprostaç, wierzymy, ˝e program naszej dzia∏alnoÊci w 2008 roku spotka si´ z równie przychylnym odbiorem. Dla tych z Paƒstwa, którzy nie mogli uczestniczyç w pierwszym „Weekendzie w Muzeum” przedrukowujemy wyk∏ad „RzeczywistoÊç re˝yserowana”, wyg∏oszony przez Claire Bishop, teoretyczk´ sztuki z Royal College of Art w Londynie. Bishop jest redaktorkà wa˝nej ksià˝ki Participation, wydanej w listopadzie ubieg∏ego roku, w swojej pracy koncentruje si´ na dokonujàcej si´ obecnie zmianie relacji pomi´dzy artystà a widzem.

Wyk∏ad Bishop poprzedzi∏ prezentacj´ filmu „Oni” Artura ˚mijewskiego, pokazywanego w tym roku na wystawie Documenta 12 w Kassel. Zapis warsztatów, przeprowadzonych przez artyst´ z przedstawicielami czterech zantagonizowanych grup spo∏ecznych, wzbudzi∏ w Kassel ˝ywe zainteresowanie, u nas tak˝e odby∏a si´ ciekawa dyskusja z udzia∏em publicznoÊci. Opublikujemy jà w nast´pnym numerze „Muzeum”. W numerze bie˝àcym odnosimy si´ równie˝ do cyklu filmów „War & The Moving Image”, który zaprezentowaliÊmy w pierwszym dniu „Weekendu w Muzeum”. Filmy, przywiezione przez Galit Eilat z Izraelskiego Centrum Sztuki Cyfrowej w Holonie ko∏o Tel Awiwu, sà artystycznà reakcjà na codziennà rzeczywistoÊç konfliktu bliskowschodniego. Tutaj drukujemy relacj´ Joanny Mytkowskiej z Riwaq Biennale w palestyƒskim Ramallah – to opowieÊç o tym, jak dzi´ki sztuce rodzà si´ alternatywne wobec wojny projekty wyjÊcia ze stanu permanentnego kryzysu.

W paryskim Palais de Tokyo trwa wystawa „The Third Mind”, w której kuratora zast´puje artysta, Szwajcar Ugo Rondinone, tworzàcy z prac trzydziestu jeden artystów jeden wielki kola˝, swoje w∏asne dzie∏o sztuki. Relacj´ z wystawy Ana Janevski zaczyna od s∏ów zaczerpni´tych z ksià˝ki The Third Mind Williama S. Borroughsa i Briona Gysina: Kiedy skojarzysz ze sobà dwa umys∏y... Zawsze wy∏ania si´ trzeci. Dla Muzeum wystawa ta jest interesujàca ze wzgl´du na rol´, jakà odegra∏ w niej artysta-kurator. O nowej roli muzeum jako partnera artysty w procesie twórczym opowiada tak˝e belgijski teoretyk sztuki Thierry de Duve, wyk∏adowca m.in. paryskiej Sorbony, MIT i Uniwersytetu Lille III, równoczeÊnie b´dàcy kuratorem wystaw sztuki wspó∏czesnej. Przeczytacie te˝ Paƒstwo rozmow´ z projektantem naszego Muzeum, Christianem Kerezem, w którym wyjaÊnia, czym dla niego jest architektura. Zapraszamy do lektury. Zespó∏ Muzeum


2

m u z e u m

nr 2/07

Heinrich Degelo, Christian Kerez, Meinrad Morger, Kunstmuseum Lichtenstein, Vaduz, 1998-2000

W latach 70. architektura szuka∏a odniesieƒ do spo∏eczeƒstwa i socjologii. W latach 80. wspiera∏a si´ historià. W latach 90. dosz∏o do kolejnego przeorientowania i architektura zwróci∏a si´ ku sztuce. A ja, niezale˝nie od tego, czy projektuj´, czy wyk∏adam, czy po prostu rozmyÊlam, zawsze szukam odpowiedzi na najprostsze pytanie: „czym jest architektura sama w sobie?”. Staram si´ zdefiniowaç jà bez pomocy z zewnàtrz, bez oglàdania si´ na inne dyskursy. Nie chc´, by by∏a mylona z czymÊ innym. Przestrzeƒ to zatem jedno z autonomicznych poj´ç architektury? Jest najbli˝ej tego, co uwa˝am za istot´ architektury. Jedyne s∏owo, której jest jeszcze bli˝ej to po prostu „architektura”. Ale architektura jest zawsze czymÊ niejasnym, mglistym poj´ciem, które wyjaÊnia si´ poprzez terminy z innych s∏owników. Ja staram si´ wyjaÊniaç jà przy u˝yciu s∏owa „przestrzeƒ”. Jest Pan pewien, ˝e architektura to coÊ mglistego? Ja by∏bym raczej sk∏onny uznaç jà za coÊ arcykonkretnego. Architektura stwarza! Powo∏uje rzeczy na Êwiat. Tworzy struktury, konstrukcje. To wszystko s∏owa, które mo˝na pisaç z wielkiej litery. Byç architektem to bardzo w∏adcze zaj´cie. To zaj´cie zwiàzane z w∏adzà. Ale polemizowa∏bym, czy bycie architektem faktycznie daje w∏adz´. Powiedzia∏bym tak: choçby ze wzgl´du na to, ˝e wi´kszoÊç projektów architektonicznych jest tak wielka i kosztuje tyle pieni´dzy, a nawet te, które sà niewielkie – jak domy jednorodzinne – poch∏aniajà wszystkie pieniàdze, jakie dana rodzina posiada, pozycja architekta zawsze jest s∏aba. Architekt jest uzale˝niony od innych ludzi, od pieni´dzy innych ludzi.

To niewdzi´czna rola wydawaç cudze pieniàdze. Nad projektami architekta si´ g∏osuje – ˝aden artysta by czegoÊ takiego nie zaakceptowa∏. Zatem cenà, jakà architekt p∏aci za prawo do realizowania wielkich projektów jest to, ˝e musi zaakceptowaç swà bezsilnoÊç. Ale w zamian za to architektowi przys∏uguje prawo podejmowania decyzji. Rzeêbiarz mo˝e sobie co najwy˝ej wykonaç gest, malarz te˝. A w architekturze mo˝na nie tylko wykonywaç gesty, ale i podejmowaç realne decyzje, które wp∏ywajà na ˝ycie innych ludzi. Jak wa˝ny jest moment decyzji w architekturze? To przecie˝ Pan wymyÊli∏ koncept warszawskiego Muzeum jako odwróconego Pa∏acu Kultury, to by∏a Paƒska decyzja. I zosta∏a przyj´ta. Dobrze, ˝e wspomnia∏ Pan o rzeêbie. Ja nie patrz´ na architektur´ jak na obiekt. Jak na coÊ, co mo˝esz oglàdaç z zewnàtrz. Architektur´ zawsze wyobra˝am sobie od wewnàtrz, od Êrodka budowli. Ta perspektywa interesuje mnie najbardziej. DziÊ realizuje si´ mnóstwo projektów, w których najwi´cej uwagi poÊwi´ca si´ powierzchni, kszta∏towi, materia∏owi. Dla mnie to nigdy nie odgrywa roli pierwszoplanowej. To sà dopiero nast´pstwa myÊlenia o wewn´trznej organizacji, o koncepcji przestrzennej wn´trza. To jest dla mnie zawsze pierwsza myÊl, która poprzedza decyzj´ o wyborze takiej, a nie innej koncepcji ca∏ego budynku. Próba przekroczenia granicy pomi´dzy wn´trzem a zewn´trzem to jeden z klasycznych problemów architektury. Kiedy patrzy si´ na modele Paƒskich projektów, mo˝na uwierzyç, ˝e Panu si´ ten podzia∏ na wn´trze i zewn´trze uda∏o przezwyci´˝yç. Dlatego

przypominajà one rzeêby. Jednak rzeêba odrzuca podzia∏ wn´trze/zewn´trze, bo nie ma w niej wn´trza, a u Pana brak zewn´trza. Zresztà, to niew∏aÊciwe traktowaç architektur´ jak rzeêb´. Z rzeêbà wià˝e si´ bardziej architektura rozumiana jako obiekt, czyli taka, która skupia si´ na postrzeganiu budynku z zewnàtrz. Tymczasem rzeêba skupiona na problemie przestrzeni to rzadkoÊç. Tak tworzy∏ Henry Moore czy Eduardo Chillida, ale poza nimi – niewielu innych. OczywiÊcie ma Pan racj´, mówiàc o moich próbach przezwyci´˝enia podzia∏u na wn´trze i zewn´trze. Ale musz´ przyznaç, ˝e te próby zawsze koƒczà si´ pora˝kà. Bo wn´trze zawsze potrzebuje oddzielenia od zewn´trza. Nawet, jeÊli nie masz aluminiowych profili, to mo˝esz mieç tafle szk∏a d∏ugie najwy˝ej na 6,5 metra, bo d∏u˝szych jak dotychczas nie wyprodukowano. A szk∏o, choç przezroczyste, te˝ jest granicà. W Paƒskich modelach architektonicznych nie ma szyb. Nie ma zewn´trznej pow∏oki. Sama konstrukcja. I dlatego uwa˝am modele za najbli˝sze oryginalnemu konceptowi. Koncept zawsze rodzi si´ z myÊlenia o przestrzeni, bez przedzielenia zewn´trznà pow∏okà. Bez osobnego widoku z wewnàtrz i z zewnàtrz. Modele sà szansà na osiàganie jednoÊci. W przeciwieƒstwie do fotografii.

Ale musi je Pan przedstawiaç klientom, nieprawda˝? Zawsze zlecamy ich wykonanie firmom specjalistycznym, a potem unikamy patrzenia na nie. One sà tylko dla klientów. Jednak staram si´ nie mieç do wizualizacji dogmatycznego stosunku. Mo˝liwe, ˝e pozwalajà rozwiàzywaç jakieÊ zagadnienia architektoniczne. Tyle, ˝e to nie sà zagadnienia, którymi ja by∏bym zainteresowany. Do dobrego tonu nale˝y powtarzanie, jakim to wa˝nym czynnikiem dla architekta jest kontekst. Architektura kontekstualna uchodzi za moralnie w∏aÊciwà. Natomiast sposób, w jaki Pan odnosi si´ do kontekstu jest ca∏kowicie konceptualny. Budynek warszawskiego Muzeum odnosi si´ do Pa∏acu Kultury, jest jego antytezà, odwraca cechy architektury Pa∏acu. To doÊç abstrakcyjne podejÊcie do kontekstu. Czy w ogóle jest wa˝ne, by architektura odnosi∏a si´ do kontekstu? A mo˝e to nieistotne? Czy tego chcesz, czy nie, architektura jest zawsze kontekstualna. Za wyjàtkiem nielicznych przypadków architektury ruchomej, reszta zawsze pozostaje w relacji z miejscem, gdzie jà wzniesiono. Otoczenie zawsze zmienia postrzeganie architektury. I odwrotnie. Projektujàc, zawsze myÊl´, jak zaw∏aszczyç, opanowaç miejsce, na którym wznoszony b´dzie obiekt. Jak je wykorzystaç. Dà˝enie, by zaw∏aszczyç kawa∏ek ziemi jest niemal fizycznym odruchem, wynika z pierwotnych instynktów...

No, ale fotografia architektury to jedno wielkie k∏amstwo.

Z ˝àdzy posiadania?

My pokazujemy fotografie naszych modeli, by odnosi∏y si´ wprost do konceptu. Najgorsze, oczywiÊcie, sà wizualizacje komputerowe. Tych naprawd´ nienawidz´.

Tak. Jak zaw∏adnàç, jak posiàÊç – z tego bierze si´ architektura. W domu mieszkalnym przy Forsterstrasse (w Zurychu)... cd. na str. 4


fot. Walter Mair

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Christian Kerez, Model wn´trza Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 2007

Szko∏a Leutschenbach w Zurychu, model konstrukcji ze spi´trzonymi kratownicami, 2006

3


4

m u z e u m Czy to ten budynek, w którym Pan mieszka? Tak. W tym domu sà ogromne przeszklenia, ale nie dlatego, ˝e ja tak bardzo kocham szk∏o. To by∏a próba wykorzystania do maksimum warunków, jakie daje to konkretne miejsce. Tam otoczeniem by∏a przyroda, drzewa, które pi´knie zmieniajà si´ wraz z porami roku, ptaki. Stara∏em si´ zaw∏aszczyç te widoki, uczyniç je pos∏usznymi mojej architekturze. Wi´c przeszklenia nie by∏y wynikiem ˝adnego formalistycznego podejÊcia do kontekstu. Nie myÊla∏em wcale o wtopieniu si´ w otoczenie. Kiedy zrozumia∏em koncept budynku warszawskiego Muzeum, przesta∏em myÊleç o kontekÊcie Domów Towarowych Centrum, Paƒski projekt wyda∏ mi si´ samoobjaÊniajàcy, nie odnoszàcy si´ wcale do architektury Âciany Wschodniej. Istnieje jakieÊ podobieƒstwo formalne, ale tylko powierzchowne. Dopiero, kiedy zobaczy si´ model Muzeum, widaç, ˝e tak naprawd´ chodzi o to, co jest wewnàtrz. Moim zdaniem, Domy Towarowe Centrum sà bardzo pi´kne i uwa˝am, ˝e ich nadbudowa [w∏aÊnie trwajàca – przyp. MAV] to wielki wstyd. One majà niezwyk∏à wartoÊç architektonicznà i urbanistycznà, która powinna byç uszanowana. Ka˝dy, kto zastosowa∏ si´ do wymogów konkursu, zgodnych z miejscowym planem zagospodarowania, musia∏ zaproponowaç budynek o podobnej do Domów Towarowych Centrum bryle i kubaturze. Nad tym podobieƒstwem b´d´ si´ musia∏ jeszcze sporo namyÊliç, to kwestia do przepracowania. Przyznam, ˝e zewn´trznà pow∏okà budynku zajmowaliÊmy si´ tylko przez ostatnie par´ dni przed oddaniem projektu na konkurs. Nie chc´ na razie rozwa˝aç kwestii elewacji, ja zawsze zaczynam od koncepcji strukturalnej. Pami´tam, ˝e w dyskusjach po konkursie rozwa˝ano, jakim kamieniem Muzeum powinno byç pokryte, który kamieƒ jest bardziej charakterystyczny dla warszawskich budynków. Mnie Paƒska architektura kojarzy si´ wy∏àcznie z betonem i wyobra˝am sobie ten budynek jako bry∏´ betonu. Pan z kolei podkreÊla, ˝e materia∏ sam w sobie nie jest dla Pana wa˝ny. Materia∏ jest pochodnà konceptu. Czy wi´c beton, jego w∏aÊciwoÊci, to, co on wnosi do architektury, nie jest dla Pana wa˝ne? OczywiÊcie, ˝e jest. Ale nie na poczàtku. Dobór materia∏u wynika z pomys∏u na struktur´. Z odpowiedzi na pytanie, jakà przestrzeƒ chc´ wykreowaç w danej kubaturze. Wi´kszoÊç tego, co Pan zbudowa∏, to ulane z betonu formy. Jednolite betonowe struktury, bezpoÊrednio wynikajàce z poczàtkowego konceptu. Z drugiej strony mówi∏ Pan, ˝e projekt Muzeum jest elastyczny, ˝e wiele mo˝na w nim zmieniç. Jak popatrzy si´ na model, czyli go∏à struktur´ tego budynku, to tu wszystko jest tak logiczne, ˝e ˝adna zmiana nie ma sensu. Zatem, co Pan rozumie przez elastycznoÊç? To w∏aÊnie jest sprawa kluczowa. Dla mnie proces projektowania budynku nie jest linearny. Nie jest tak, ˝e zaczynam od konceptu, a potem rozwijam go w plany pi´ter, przekroje, elewacj´ i detal. JeÊli naprawd´ chcesz przeprowadziç pewien koncept, który ma dla ciebie znaczenie, który ma nadaç sens ca∏emu projektowi, by dawa∏o si´ go odczytaç z gotowego budynku, to musisz go stale kwestionowaç, podwa˝aç, wracaç do samego poczàtku. Tylko wtedy jakaÊ idea ma szans´ zostaç faktycznie przeobra˝ona w budynek. Inaczej si´ tego zrobiç nie da. Nie mo˝na twardo trzymaç si´ pierwszego pomys∏u, próbujàc go modyfikowaç

nr 2/07

przez wtórne adaptacje. JeÊli tego próbujesz, to jest to kompromis. Takiego kompromisu nie da si´ uniknàç pracujàc nad projektem w sposób linearny. Teraz, kiedy wiem du˝o wi´cej o programie budynku, o lokalnych uwarunkowaniach, no i o bud˝ecie tej inwestycji, musz´ tak naprawd´ wróciç do samego poczàtku, do swojego wst´pnego pomys∏u na to muzeum. Nie chc´, by ktokolwiek bra∏ tamten koncept muzeum bardzo dos∏ownie. On faktycznie jest logiczny i skoƒczony. Mój sposób pracy nie pozwala mi teraz do niego wróciç i zmieniç go „troszk´”, „troszk´ go dopasowaç”. Musz´ wypracowaç nowy koncept, który b´dzie bardziej odpowiada∏ mojemu obecnemu stanowi wiedzy. W konkursie na szko∏´ w Eschenbach zaproponowa∏em samodzielny obiekt wolnostojàcy. Jednak po tym, jak wygra∏em w∏adze szkolne za˝yczy∏y sobie dodatkowo ∏àcznika do sali gimnastycznej. Dla mnie by∏o to impulsem do ca∏kowitej zmiany projektu. ¸àcznik musia∏ staç si´ integralnà cz´Êcià struktury budynku, nie tylko doczepionym obcym cia∏em. Bo czym innym by∏a dla mnie idea obiektu wolnostojàcego, a czym innym jest struktura po∏àczona z jakimÊ ju˝ istniejàcym budynkiem. Architekt zwyci´˝ajàcy konkurs ma nie tyle prawo, co wr´cz obowiàzek przemyÊleç i ewentualnie przeformu∏owaç swojà wst´pnà koncepcj´. Pomi´dzy projektem warszawskiego Muzeum a projektem szko∏y w Eschenbach widaç pokrewieƒstwo. Oba sà wynikiem rozwa˝aƒ nad relacjà pionowych podpór do p∏aszczyzn kondygnacji. Czy ten rodzaj struktury jest dla Pana szczególnie inspirujàcy? Istniejà przecie˝ inne Paƒskie realizacje, oparte na innych konceptach, na przyk∏ad dom o jednej Êcianie. W miejscu, gdzie ma powstaç Muzeum szczególnie zafrapowa∏a mnie pustka, olbrzymia przestrzeƒ skontrastowana z olbrzymià bry∏à Pa∏acu Kultury. Skupi∏em si´ na rozleg∏ej, p∏askiej powierzchni placu. Podobnie by∏o w przypadku szko∏y w Eschenbach. Jednak teraz wracam do poczàtku, musz´ uwzgl´dniç wszystkie wymogi i zalecenia wobec tego projektu i znaleêç dla nich jakiÊ inne rozwiàzanie konceptualne. Jakie wymogi ma Pan na myÊli? Choçby normy przeciwpo˝arowe dla budynków muzealnych… OczywiÊcie, kluczowe sà sprawy zwiàzane z przestrzenià ekspozycyjnà, jej funkcjonalnym zaplanowaniem. Musz´ inaczej zagospodarowaç przestrzeƒ komercyjnà zawartà w projekcie, która by∏a przedmiotem kontrowersji. To b´dzie mia∏o wp∏yw na ca∏y projekt. Ale czy idea uk∏adu poziomych p∏aszczyzn b´dzie dalej organizowaç ca∏à przestrzeƒ budynku? Powiedzia∏bym, ˝e pr´dzej zaprojektuj´ coÊ ca∏kowicie innego, ni˝ dokonam kompromisowych adaptacji wst´pnego projektu. Moja poczàtkowa koncepcja by∏a architektonicznà ca∏oÊcià, a ja w∏aÊnie takim ca∏oÊciowym rozwiàzaniom staram si´ byç wierny. Tamten projekt to nie by∏ tylko zewn´trzny kszta∏t, w Êrodku którego mo˝na wszystko zmieniç. Tu jedno wynika z drugiego. Liczba kolumn jest ÊciÊle powiàzana z kszta∏tem sufitów, i tak dalej. W pewnym sensie jest to architektura bardzo organiczna. Nie tak, jak si´ dziÊ rozumie architektur´ organicznà, czyli ekologicznà. Chodzi mi o to, ˝e taki budynek Muzeum jest jak organizm, w którym wszystko jest wewn´trznie spójne. Jest organiczny w takim sensie, ˝e wszystko, co jest w Êrodku, jest konieczne i ma sens. Nie ma niczego, co by∏oby zb´dne, co mog∏oby mieç sens

samo w sobie. Tak jak w organizmach ˝ywych. Uszy i nos nie sà po to, by ludzkà twarz uczyniç ∏adnà. Wszystkie te organy majà swoje fizjologiczne uzasadnienie. Tak samo jest w moich projektach. Zastanawia mnie jeszcze coÊ. Ten projekt sk∏ada si´ w zasadzie wy∏àcznie z owej organicznej struktury, niemodyfikowalnej, podkreÊlajàcej trwa∏oÊç instytucji, która znajdzie si´ wewnàtrz. Ale równoczeÊnie i przestrzeƒ komercyjna, i przestrzeƒ ekspozycyjna musia∏yby zape∏niç si´ sztucznymi, tymczasowymi Êciankami, wprowadzajàcymi doraêne podzia∏y wn´trza. Ten budynek mia∏ komunikowaç swà elastycznoÊç. Zosta∏ ograniczony do samej struktury po to, by o reszcie mogli decydowaç przyszli u˝ytkownicy. Musz´ przyznaç, ˝e nie by∏ to z mojej strony prosty gest dobrej woli, a raczej próba wyjÊcia naprzeciw sytuacji. Przysz∏y program funkcjonalny Muzeum by∏ w warunkach konkursowych nakreÊlony tylko w zarysie. Nie by∏o w nim wyjaÊnione, jaka sztuka mia∏aby tu byç prezentowana, ani w jaki sposób. OczywiÊcie, przestrzeƒ otwarta, elastyczna, zawsze jest nieco monotonna. Dlatego mimo braku szczegó∏owych wytycznych zaproponowa∏em przestrzeƒ o zró˝nicowanych parametrach – ró˝nej wysokoÊci, ró˝nym dost´pie Êwiat∏a dziennego. Taki falujàcy uk∏ad dachu ze sklepieniami ró˝nej wysokoÊci i szerokoÊci pozwoli póêniej, przy u˝yciu Êcianek dzia∏owych, uzyskaç urozmaicone galerie. Charakter ka˝dego pomieszczenie wydzielonego przez tymczasowe Êcianki b´dzie i tak okreÊlany przez dach, b´dzie mia∏ indywidualny wyraz. Mówimy du˝o o przestrzeni. W j´zyku angielskim istnieje prosta opozycja pomi´dzy s∏owem „przestrzeƒ” (space) a s∏owem „miejsce” (place). Miejsce to przestrzeƒ w wymiarze antropologicznym, naznaczona przez cz∏owieka cechami indywidualnymi. Czy w ten sposób traktuje Pan w∏asnà archtektur´? MyÊl´, ˝e architektura nie powinna si´ nadmiernie pochylaç nad tà kwestià. To umniejsza∏oby ludzkà wolnoÊç. Projektujàc samà tylko architektonicznà przestrzeƒ, w kategoriach abstrakcyjnych, bez przemyÊliwania, jakà nadaç jej funkcj´, jak jà zagospodarowaç, jakie meble w niej umieÊciç, daje si´ du˝o wi´kszà wolnoÊç ludziom, którzy b´dà jà w przysz∏oÊci u˝ytkowaç. To u˝ytkownik nada jej w∏asny sens, dostosuje jà do w∏asnych potrzeb. Tak jak ja, zajmujàc jakàÊ niezabudowanà przestrzeƒ, okupuj´ jà i zmuszam do uleg∏oÊci, tak samo potem musi post´powaç u˝ytkownik mojej architektury. Ona dla niego staje si´ surowcem, z którego tworzy w∏aÊnie swoje „miejsce”. Moim zdaniem mamy do czynienia z kryzysem architektury mieszkaniowej w∏aÊnie dlatego, ˝e jest ona zbyt skonwencjonalizowana, zbyt nudna. Tak wielu ludzi chce mieszkaç w pomieszczeniach poprzemys∏owych, bo czujà, ˝e normalne mieszkania zmuszajà ich do ˝ycia zgodnie z jakimÊ odgórnie zaplanowanym schematem. Architekci nie potrafià ju˝ tworzyç ekscytujàcych przestrzeni mieszkalnych. Kto mo˝e, bierze spraw´ w swoje r´ce i wynosi si´ na strychy i do opuszczonych zak∏adów. Mieszkanie w takich pomieszczeniach jest bardziej ekscytujàce, choç z pozoru nie sà wygodne i funkcjonalne. Ale pozwalajà cz∏owiekowi zrobiç coÊ po swojemu, pozwalajà si´ posiàÊç i sobà zaw∏adnàç. Jako architekt staram si´ nie narzucaç sposobu, w jaki ludzie b´dà korzystaç z moich budynków. Pan pochodzi ze Szwajcarii, z krainy, gdzie przestrzeni doÊwiadcza si´ w sposób kraƒcowo odmienny ni˝ w Polsce. Tam organizacj´ przestrzeni narzuca górzyste ukszta∏towanie terenu i precyzyjne rozplanowanie. Wszystko w przestrzeni jest wynikiem precyzyjnego

przemyÊlenia i uporzàdkowania. My mamy p∏aski krajobraz i ca∏kowity chaos przestrzenny, który daje ludziom bezgranicznà wolnoÊç, ale te˝ pozbawia ich mo˝liwoÊci prze˝ywania ∏adu. W Polsce ludzie po partyzancku, oddolnie zagospodarowujà przestrzeƒ, budujà jak im si´ podoba, ca∏y kraj to w gruncie rzeczy jeden wielki loft. Polska jest krajem, gdzie architekci nie sà potrzebni, bo ludzie radzà sobie bez nich. Czy taki kontekst mo˝e byç inspiracjà dla architekta? Musz´ przyznaç, ˝e moje myÊlenie o architekturze pozostaje oboj´tne wobec polskiego krajobrazu architektonicznego. Ten kontekst nie jest dla mnie wa˝ny, bo ja nie staram si´ dostosowywaç zewn´trznych form projektowanych przeze mnie budynków do otoczenia. Zauwa˝y∏em natomiast, ˝e Polacy majà swój indywidualny charakter w zagospodarowywaniu wn´trz. To widaç w restauracjach czy knajpkach, jakie odwiedzi∏em i w mieszkaniach osób, które mnie do siebie zaprosi∏y. Frapuje mnie, jak to mo˝e si´ prze∏o˝yç na zagospodarowanie budynku Muzeum. Nie mówi´ oczywiÊcie o salach ekspozycyjnych, ale o pozosta∏ych pomieszczeniach. Sposób, w jaki zostanà zaw∏aszczone przez polskà wra˝liwoÊç estetycznà, jakim „miejscem” si´ stanà – to mo˝e okazaç si´ fascynujàce. SurowoÊç Paƒskiej architektury jest te˝ êród∏em jej monumentalizmu. W Polsce monumentalny jest Pa∏ac Kultury i par´ budowli socrealistycznych, a tak˝e budynki w poniemieckich miastach na zachodzie kraju. Monumentalizm to u nas podejrzane s∏owo i podejrzany pomys∏ na architektur´. Z drugiej strony, Polacy po cichu t´sknià za uporzàdkowanà przestrzenià wywo∏ujàcà prze˝ycie wznios∏oÊci. Czy monumentalizm jest dla Pana przedmiotem namys∏u? Najmniejszy budynek, jaki stworzy∏em, to kaplica w Oberrealta. Jest on zarazem najbardziej monumentalny. Dlatego dla mnie to poj´cie nie jest zwiàzane z rozmiarami budynku, a jego znaczeniem. Moim zdaniem, wiele z tego, co buduje si´ dziÊ straci∏o znaczenie. Znaczenie w sensie architektonicznym. Tak zwana „architektura gwiazdorska” to przede wszystkim ekspresja, której nie da si´ zrozumieç na gruncie architektonicznych zmagaƒ z przestrzenià i ze strukturà. Zwyk∏a, typowa architektura staje si´ z kolei wype∏nianiem wymogów w planach zagospodarowania i oczekiwaƒ klientów. Nie ma w niej odniesieƒ do podstawowych poj´ç w architekturze. Ja natomiast zawsze staram si´ do nich odnosiç. Dla mnie wa˝na jest czytelnoÊç architektonicznej myÊli. Dlatego moje budynki majà w sobie coÊ pomnikowego, komunikujà moje rozwa˝ania w doÊç jasny sposób. Nie sà natomiast monumentalne w potocznym sensie, monumentalne poprzez swoje wielkie rozmiary i opresyjnoÊç. Moje budynki sà lakoniczne, by je zrozumieç wystarczy kilka najprostszych poj´ç ze s∏ownika architektury. ˚adnych dodatkowych znaczeƒ im nie nadaj´. To po prostu budynki, nie odnoszà si´ do niczego wi´cej poza architekturà. To idealne zakoƒczenie naszej rozmowy. Dzi´kuj´. Zurych, 26 listopada 2007

Christian Kerez (ur. 1962) - szwajcarski architekt, prowadzi biuro w Zurychu, w lutym 2007 wygra∏ konkurs na projekt budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Realizacje: kaplica alpejska, Oberrealta (1992-93); Muzeum Sztuki Vaduz (wraz z Meinradem Morgerem i Heinrichem Degelo; 19982000); kompleks szko∏y rejonowej, Eschenbach (2002-2003); budynek mieszkalny Forsterstrasse, Zurych (nagroda Beton 05; 1998-2003); kompleks szkolny, Leutschenbach, Zurych (2003-2008), dom z jednà Êcianà, Zurych (2004-2007).


5

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Pude∏ko z narz´dziami cz. 1 Z Thierrym de Duve rozmawia Marta Dziewaƒska Zacznijmy od tego, jaka jest wed∏ug Pana rola muzeum w refleksji o sztuce i w „dzianiu si´” sztuki. Z regu∏y wydaje si´, ˝e sztuka mo˝e powstawaç wsz´dzie i ˝e nie jest zale˝na od szczególnego miejsca. Trzeba jednak zauwa˝yç rol´ miejsc szczególnych dla sztuki: muzeów, sal koncertowych, etc. A skoro nasza rozmowa toczy si´ w kontekÊcie muzeum, trzeba podkreÊliç fakt, ˝e to w∏aÊnie miejsca sztuce „poÊwi´cone” sà swoistym êród∏em bardziej ogólnej refleksji o sztuce. Muzycy i muzykolodzy zadajà sobie pytania o mo˝liwoÊci sal koncertowych, ale to ludzie muzeów stajà przed teoretycznym pytaniem o „miejsce sztuki”, nawet jeÊli w praktyce budujà przestrzenie dla ca∏kiem konkretnych obrazów czy rzeêb. JeÊli chodzi o rol´ i miejsce muzeum w „dzianiu si´” sztuki, warto zauwa˝yç, ˝e muzea coraz cz´Êciej inicjujà dzia∏ania twórcze, zamawiajàc u artystów konkretne prace. Wydaje mi si´, ˝e jest to w pewnym sensie logiczna konsekwencja historii muzealnictwa. Sztuka dawna by∏a bowiem sztukà dworskà, sztukà koÊcielnà, ale nigdy nie by∏a sztukà dla muzeum, bo same muzea pojawi∏y si´ zaledwie w XVIII wieku. Dopiero z poczàtkiem modernizmu sztuka zaczyna funkcjonowaç w kontekÊcie muzeum. Doskonale to rozumia∏ Manet: widzàc, ˝e wielkie klasyczne dzie∏a trafiajà do miejsc odtàd im poÊwieconych, wiedzia∏, ˝e jeÊli spe∏ni swe ambicje, jego malarstwo, Êladem klasyków, wczeÊniej czy póêniej znajdzie si´ w muzeum. Póêniej (ale nie przed futuryzmem) artyÊci, przeciwstawiajàc ˝ywà sztuk´ sztuce muzeów, a tak˝e chcàc pogodziç sztuk´ z ˝yciem, opuszczajà mury muzeów. Jest w tym jednak jakaÊ ogromna sprzecznoÊç – bo artyÊci wspó∏czeÊni sà pierwszymi, którzy tworzà sztuk´, której jedynym przeznaczeniem jest w∏aÊnie instytucja muzealna. Stàd te˝ krok, jaki czynià muzea, gdy generujà projekty artystyczne wydaje mi si´ jak najbardziej logiczny. Porusza tu Pan kwesti´ muzeum, które zmienia swojà formu∏´ dla artystów, a odbiorca? Nie jestem „cz∏owiekiem muzeum”, stàd te˝ nie wypowiadam si´ z punktu widzenia specjalisty, a jedynie obserwatora, który jest jednoczeÊnie amatorem sztuki. Owszem, muzea zmieniajà si´, ale te zmiany zamiast cieszyç, szczerze mnie niepokojà. Coraz cz´Êciej bowiem muzea funkcjonujà jak wielkie prywatne firmy, które muszà przynosiç odpowiedni zysk, przy czym sklepy i kawiarnie stajà si´ wa˝niejsze ni˝ sale ekspozycyjne. Przyznaj´, ˝e to nie musi byç sprzeczne z funkcjà edukacyjnà muzeów, bo byç mo˝e to w ten w∏aÊnie sposób przyciàga si´ widza, a „przyciàgni´tego” mo˝na dalej – ju˝ bardziej inteligentnie – formowaç. Nale˝y jednak podchodziç do tej kwestii bardzo ostro˝nie: mam wra˝enie, ˝e w tak zwanych „nowoczesnych” muzeach dzia∏y promocji przejmujà zadania i funkcje dzia∏ów edukacyjnych, co z pewnoÊcià nie jest korzystne dla kszta∏cenia umiej´tnoÊci krytycznego myÊlenia.

Jaki by∏by zatem wed∏ug Pana model edukacji dla muzeum, które chce pracowaç zarówno z artystà, jak i widzem? Niestety, nie mam ˝adnej gotowej odpowiedzi, ani gotowego modelu, który móg∏bym zaproponowaç dla muzeum, mam jedynie pewne ˝yczenia i przekonania. Wydaje mi si´ bowiem, ˝e w dzisiejszym Êwiecie muzea (nie wszystkie) nale˝à do tych niewielu miejsc, w których mo˝liwe jest estetyczne doÊwiadczanie i poznawanie rzeczy. To, co wydaje mi si´ niezmiernie wa˝ne, to nadawanie doÊwiadczeniu estetycznemu szerszego kontekstu historycznego. Przy czym biblioteki, archiwa, czytelnie czy te˝ mo˝liwoÊç zwiedzania z przewodnikiem wydajà mi si´ bardzo istotne, o ile dzie∏o nie znika pod zbyt wielkà iloÊcià „dodatkowych informacji”. Moim zdaniem, najciekawsze dzia∏ania edukacyjne (szczególnie, jeÊli kierowane sà do dzieci) to te, które uczà patrzeç – to znaczy, z jednej strony pokazujà aspekty plastyczne obiektu, kszta∏cà gust, a z drugiej strony odkrywajà ró˝norodnoÊç sposobów interpretacji. Uczyç patrzeç to, z jednej strony, dawaç narz´dzia do patrzenia i do „rozró˝niania”, a z drugiej – pokazywaç, co wczeÊniej nie by∏o widziane albo widzialne. JeÊli jest to pytanie o moje prywatne „pude∏ko z narz´dziami”, to tak jak to zwykle bywa, nie jest ono czymÊ obiektywnym i na zawsze ustalonym, ale raczej czymÊ, co nieustannie si´ zmienia: by∏o zupe∏nie inne w 2003 roku, kiedy przygotowywa∏em pawilon belgijski na Biennale w Wenecji, i inne w kontekÊcie wystawy „Oto – 100 lat sztuki nowoczesnej ”, którà przygotowa∏em w 2000 roku, i która by∏a jedynà powa˝nà wystawà, jakà zrobi∏em. I jeÊli uda∏o mi si´ jà zrobiç, to w∏aÊnie dlatego, ˝e ona sama by∏a dla mnie rodzajem „pude∏ka z narz´dziami” i refleksjà nad tym, czym jest robienie wystaw. By∏a to bowiem wystawa, która, tak jak wskazuje jej tytu∏, nie stara si´ oddzielaç sztuki wspó∏czesnej od nowoczesnej, jest wynikiem bardzo osobistych wyborów i nie uzurpuje sobie prawa do g∏oszenia jakichkolwiek „prawd”, ale która zwraca si´ do bardzo szerokiej publicznoÊci. Wystawa podzielona by∏a na trzy cz´Êci: „Oto ja” – której centrum by∏y same obiekty, a zatem pytanie o zewn´trznoÊç, „prezentowanie si´” i uobecnianie; „Oto wy”, podejmujàcà kwesti´ relacji z publicznoÊcià, oraz „Oto my”, gdzie akcent po∏o˝ony by∏ na to, ˝e nawet najbardziej radykalne dzie∏a awangardy nigdy nie przesta∏y mówiç nam o nas, ludziach. Robienie tej wystawy by∏o dla mnie cenne w∏aÊnie ze wzgl´du na tytu∏, który otworzy∏ mo˝liwoÊç wielopoziomowej pracy i interpretacji, i sprawi∏, ˝e teoria i praktyka funkcjonowa∏y nadzwyczaj harmonijnie. KtoÊ inny mog∏oby skorzystaç z tego „pude∏ka z narz´dziami” i z ca∏à pewnoÊcià da∏oby to wystaw´ zupe∏nie innà ni˝ moja. paêdziernik-listopad 2007

Thierry de Duve (ur. 1944), belgijski historyk i krytyk sztuki. Zaproponowa∏ jednà z najciekawszych interpretacji gestu Duchampa, dzi´ki któremu „wszystko mo˝e byç sztukà”. Autor mi´dzy innymi Nominalisme pictural: Marcel Duchamp, la peinture et la modernité (1984), Résonances du readymade: Duchamp entre avant-garde et tradition (1989) i Kant after Duchamp (1996); kurator wystawy „Voici. Cent ans d’art contemporain” (Palais des Beaux Arts w Brukseli, 2000) oraz pawilonu belgijskiego na Biennale w Wenecji w 2003 roku.

Przypadki ˝yrafy, relacja z podró˝y Joanna Mytkowska Biennale w Ramallah, którego druga edycja w∏aÊnie trwa (otwarcie 21 paêdziernika 2007), zosta∏o zainicjowane przez pozarzàdowà organizacj´ Riwaq, której g∏ównym celem jest renowacja i przywracanie funkcji u˝ytkowych zabytkowym zespo∏om architektonicznym w Palestynie. Ochrona narodowego dziedzictwa jest tu elementem walki o ziemi´ i to˝samoÊç – ka˝dy odbudowany dom mo˝e zostaç zasiedlony i staç si´ palestyƒskim przyczó∏kiem. Uczestnicy Biennale – wÊród których si´ znalaz∏am, razem m.in. z Arturem ˚mijewskim – dzi´ki warsztatom i podró˝om po Autonomii Palestyƒskiej i cz´Êci terytoriów okupowanych mogà zobaczyç z∏o˝onà sytuacj´ regionu w stanie permanentnej wojny. Z jednej strony widzieliÊmy wi´c kwitnàce Ramallah, oÊrodek odradzajàcego si´ ˝ycia kulturalnego, w pobli˝u którego mieÊci si´ uniwersytet Berzeit i w∏aÊnie za∏o˝ona pierwsza palestyƒska Akademia Sztuk Pi´knych. Podobnie jest w Betlejem, gdzie istniejà liczne palestyƒskie inicjatywy kulturalne. Jednak ju˝ przemieszczanie si´ mi´dzy nimi jest niezwykle utrudnione przez podzia∏ palestyƒskiego terytorium, zakazy wjazdu do niektórych miast (na przyk∏ad do Jerozolimy), koniecznoÊç przekraczania licznych izraelskich punktów kontrolnych oraz u˝ywania bocznych, górzystych szlaków. Ale odwiedziliÊmy te˝ Hebron, który jest miastem ca∏kowicie podzielonym na strefy wp∏ywów, poprzecinanym barykadami, z obowiàzujàcym Palestyƒczyków zakazem przebywania w niektórych cz´Êciach miasta i z izraelskà armià na ulicach. Na spo∏ecznà Êmierç skazana jest tak˝e Qalqilya, otoczona szczelnie murem i odci´ta od zwiàzanych z nià ekonomicznie terenów rolniczych. Najbardziej chyba znanym dzie∏em sztuki kojarzonym z Palestynà jest dziÊ wypchana ˝yrafa (OpowieÊç o zoo Petera Friedla), która przyjecha∏a na Documenta 12 z zoo w tej w∏aÊnie, odizolowanej oÊmiometrowym murem Qalqilyi. Historia tego eksponatu, jak to cz´sto bywa, jest wa˝niejsza ni˝ on sam. W latach 80. w Qalqilyi za∏o˝ono zoo, które by∏o lokalnà atrakcjà, zwierz´ta i pasz´ dowo˝ono z Tel Awiwu. Kiedy wybuch∏a pierwsza intifada [1987-91] i miasto zosta∏o odci´te, zoo zacz´∏o podupadaç. W czasie drugiej intifady [2000-2004] zoo zbombardowano, wiele zwierzàt zgin´∏o, w tym jedna z ˝yraf. Wkrótce potem zdech∏ jej partner, dr´czony stresem i z∏ymi warunkami. Miejscowy weterynarz, aby ratowaç zoo, wyuczy∏ si´ taksydermii i zaczà∏ wypychaç zwierz´ta, zast´pujàc nimi stopniowo ginàce okazy. ˚yrafa by∏a jego pierwszym dzie∏em. W koƒcu zoo w Qalqilyi sta∏o si´ wystawà wypchanych zwierzàt. W takiej formie znalaz∏ je austriacki artysta Peter Friedl i podjà∏ skomplikowanà operacj´ wydostania ˝yrafy ze ÊciÊle kontrolowanego miasta. Dziesiàtki pozwoleƒ i administracyjnych utrudnieƒ, granic i checkpointów, towarzyszy∏y wypchanej ˝yrafie w drodze do Kassel. A i tak, jak twierdzà wszyscy zaanga˝owani w t´ operacj´, by∏o to ∏atwiejsze ni˝ wydostanie stàd cz∏owieka. Po wystawie ˝yrafa wraca do Qalqilyi. Trudno o bardziej trafnà metafor´ perwersji i beznadziei, jakà rodzi ten konflikt. Ale „˝yrafa” Friedla jest przyk∏adem opowieÊci snutej z zewnàtrz, szokujàcym fenomenem, który opisuje ˝ycie innych. ZaÊ celem Riwaq Biennale by∏a zmiana perspektywy na uczestniczàcà, zaanga˝owanie zaproszonych artystów w sytuacj´ lokalnà. Przez wiele lat wa˝nà dla rozumienia konfliktu na Bliskim Wschodzie wypowiedzià artystycznà pozostawa∏ niezwykle krytyczny film Jean-Luc Godarda i AnneMarie Miéville „Ici et ailleurs” („Tu i gdzie indziej”, 1976), który opisywa∏ aspiracje palestyƒskie, pot´pia∏ agresj´ Izraela, podkreÊla∏ globalny kontekst tej wojny. Ale przede wszystkim unaocznia∏ perwersyjny zwiàzek mi´dzy tymi, którzy wojn´ obserwujà poprzez media i tymi, którzy w niej uczestniczà. I niemo˝liwoÊç przekroczenia tej bariery. Prze∏amanie geograficznej izolacji, a przede wszystkim aktywnoÊç lokalnych dzia∏aczy i ich wiara, ˝e kultura (nie, jak u Godarda, edukacja i propaganda) to narz´dzia, które mogà zaktywizowaç palestyƒskie spo∏eczeƒstwo, wreszcie zaanga˝owanie artystów – dajà co najmniej szans´ na obserwacj´ uczestniczàcà. Najdrastyczniejsze warunki panujà w obozach dla uchodêców. Miejscach wyglàdajàcych jak chaotyczne osady lub troch´ bardziej zorganizowane slumsy – tyle, ˝e nieistniejàce jako legalne jednostki administracyjne, nieposiadajàce nazwy, tylko numer. Grupy architektów prowadzi∏y tu badania nad rozwojem pozbawionych urbanistycznego planu, organicznych struktur, odzwierciedlajàcych podzia∏y przestrzenne i klanowà struktur´ wiosek i miasteczek, z których przybyli tu wygnaƒcy, cz´Êç z nich ju˝ w 1948 roku. Obóz ko∏o Jeninu, który odwiedziliÊmy, jest znany z powodu teatru Freedom, za∏o˝onego tu jeszcze w latach 80., nast´pnie zniszczonego i odbudowanego po ostatniej intifadzie. Teatr zajmowa∏ si´ ró˝nymi parateraupetycznymi dzia∏a-

niami z m∏odzie˝à i dzieçmi. Film o jego powstaniu i dzia∏aniach (zatytu∏owany „Arna’s Children”, nakr´cony przez Juliano Mer-Khamisa i nagrodzony na wielu festiwalach) dokumentuje tragiczne wojenne losy pierwszej teatralnej trupy. Obecnie teatr wspó∏prowadzi jeden z niewielu jego za∏o˝ycieli, którzy prze˝yli ostatnià intifad´, szef Brygad M´czenników Al-Aksa, znajdujàcy si´ na liÊcie terrorystów poszukiwanych przez izraelskà armi´. Pomaga mu grupa aktywistów z ca∏ego Êwiata, tak˝e – z Izraela. Sà te˝ zbierane fundusze na nowy budynek dla teatru, który dla upami´tnienia pionierów tych dzia∏aƒ stanie obok cmentarza, na którym le˝à arabscy bojownicy. Teatr jest centrum obozu, wià˝e si´ tu z nim wiele dzia∏aƒ prospo∏ecznych. Najwa˝niejsze jest leczenie wojennej traumy i szukanie sposobów ˝ycia poza nià, podejmowane sà te˝ próby integracji z mieszkaƒcami pobliskiego Jeninu, na przyk∏ad przyciàgni´cia do teatru kobiet, które w tradycyjnych spo∏ecznoÊciach palestyƒskich ˝yjà w izolacji. W filmie m∏odzi ch∏opcy deklarujà, ˝e nie chcà ju˝ jak starsi bracia walczyç bronià, ale swój protest prze∏o˝yç na j´zyk teatru. I taki jest te˝ podstawowy cel Riwaq Biennale: ucieczka od ról, w których obsadza ludzi ten konflikt. Drugie Biennale w Ramallah zosta∏o zaplanowane nie jako jednorazowe wydarzenie, ale jako dwuletni warsztat i spotkania z artystami, architektami, dzia∏aczami kultury i naukowcami, które pomogà wypracowaç narz´dzia sprzyjajàce emancypacyjnym aspiracjom kulturalnym Palestyƒczyków. Potrzebny jest j´zyk krytyczny, by budowaç samoÊwiadomoÊç, opisaç i rozbroiç obszary niedoboru, utraty i frustracji. Ponadto konieczne jest znalezienie obszarów ekspresji, które pozwolà odreagowaç uprzedzenia i budowaç to˝samoÊç wokó∏ zjawisk kulturowych. Zadaniem mi´dzynarodowej spo∏ecznoÊci artystów b´dzie praca na miejscu i dostarczanie nowych opisów spo∏ecznoÊci w stanie wojny, nie po to, by konfliktowi zaprzeczyç, ale by tworzyç szanse alternatywnych projektów na przysz∏oÊç. Równolegle do Riwaq Biennale (tak, aby wi´kszoÊç uczestników mog∏a braç udzia∏ w obu przedsi´wzi´ciach) odby∏ si´, majàcy równie˝ charakter cykliczny, projekt artystyczny pod nazwà Liminal Spaces. Organizatorem tej „w´drujàcej konferencji” jest Izraelskie Centrum Sztuki Cyfrowej w Holonie (Israeli Center for Digital Art), wyjàtkowa organizacja pozarzàdowa, która zajmuje si´ wspó∏pracà Izraela z innymi krajami Bliskiego Wschodu i, w miar´ mo˝liwoÊci, stara si´ produkowaç prace artystów z tego regionu. W tym roku Liminal Spaces by∏o poÊwi´cone sytuacji skupisk palestyƒskich wewnàtrz Izraela, tak zwanej „wewn´trznej okupacji” – pokazujàc ca∏à z∏o˝onoÊç izraelskiej demokracji. Oferuje ona obywatelom wielorakie szanse cywilizacyjne, z których mogà korzystaç tak˝e Palestyƒczycy, nie dopuszcza jednak do ich narodowej emancypacji oraz otwartej debaty o konflikcie i jego przyczynach. Prowadzony przez Galit Eilat oÊrodek w Holonie jest jednà z unikalnych w izraelskim Êwiecie artystycznym organizacji aktywnie uczestniczàcych w krytycznym badaniu konfliktu. Cz´Êç artystyczna Riwaq Biennale zosta∏a przygotowana przez Charlesa Esche, który eksperymentowa∏ ju˝ wczeÊniej z formu∏à mi´dzynarodowej wystawy w lokalnym kontekÊcie. Organizujàc w 2002 roku w Korei Gwanju Biennale, poÊwi´ci∏ je mi´dzynarodowym i lokalnym kolektywom artystycznym, wa˝nym w koreaƒskim spo∏eczeƒstwie wychodzàcym z dyktatury. Istambu∏ Biennale w 2005 roku by∏o z kolei skupione na lokalnoÊci modernizujàcego si´ miasta, które staje si´ jednà z najwi´kszych Êwiatowych metropolii. Jednak wypróbowana wczeÊniej metoda przeniesienia energii mi´dzynarodowej spo∏ecznoÊci artystów w jakàÊ lokalnà sytuacj´, aby jà przeÊwietliç i zdynamizowaç, to ju˝ za ma∏o w warunkach tak skomplikowanych, jak te w Autonomii Palestyƒskiej i na terytoriach okupowanych. Stàd formu∏a warsztatowa, potrzeba prowadzenia d∏ugotrwa∏ych dzia∏aƒ, kilkuletniego zaanga˝owania artystów. Niezwykle trudne warunki, jakie tu panujà wystawiajà na prób´ zwyk∏à ludzkà wra˝liwoÊç, trudno te˝ wymknàç si´ parali˝ujàcej sile kontekstu politycznego i historii tego konfliktu. A jednak sztuka wspó∏czesna, a z pewnoÊcià pewna jej sfera, sta∏a si´ wyspecjalizowanà jednostkà interwencyjnà – jest w stanie rozwijaç si´ bez ˝adnej niemal infrastruktury wsz´dzie, gdzie istniejà enklawy aktywnoÊci twórczej. Paradoksalnie, narz´dzia intelektualne rozwini´te w zachodniej tradycji postkonceptualnej oraz najprostsze techniki pokrewne kinu dokumentalnemu, sprawdzajà si´ ostatnio najlepiej z dala od swoich instytucjonalnych korzeni, s∏u˝àc do opisywania rozmaitych obszarów konfliktów i transformacji. Trudno powiedzieç, co konkretnie sprawia, ˝e ró˝norodny, sk∏onny do przekraczania dyscyplin i krytycznego myÊlenia dyskurs sztuki wspó∏czesnej sta∏ si´ uznanym narz´dziem rozpoznawania sytuacji kryzysowych. Nie bez znaczenia pozostaje zwiàzek, nawet daleki, z utopijnymi projektami spo∏ecznymi tkwiàcymi u podstaw ruchów awangardowych. Potrzeba budowania projektów na przysz∏oÊç, wbrew logice politycznego konfliktu, jest tym, co nap´dza efektywne intelektualnie propozycje.


6

m u z e u m

Autonomia PalestyĆ’ska, 2007 fot. Artur Ëšmijewski

nr 2/07


Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

7


8

m u z e u m

Autonomia Palestyƒska, 2007 fot. Artur ˚mijewski w lewym dolnym rogu Peter Friedl, OpowieÊç o zoo, Documenta 12, Kassel, 2007

nr 2/07


9

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

RzeczywistoÊç re˝yserowana – sztuka z udzia∏em prawdziwych ludzi Claire Bishop Wyk∏ad wyg∏oszony 25 listopada 2007 w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Kiedy dzie∏o sztuki niepokoi nas albo dra˝ni, cz´sto dzieje si´ tak dlatego, ˝e jesteÊmy Êwiadkami sytuacji, która ma odwag´ wyjÊç poza normy spo∏ecznego konwenansu. Wzrost zainteresowania sztukà performance poÊród artystów ostatniej dekady nie jest wiernym powrotem do sposobów pracy ich prekursorów z lat 60. i 70. – czasów rozkwitu tego nurtu w sztuce. W miejsce dzia∏ania w czasie rzeczywistym i eksperymentów z w∏asnym cia∏em, artyÊci wybierajà dziÊ strategie delegacji, interwencji oraz wspó∏pracy. Chcia∏abym przyjrzeç si´ tej przemianie: rezygnacji artystów z u˝ywania w∏asnych cia∏ na rzecz w∏àczania prawdziwych ludzi, których traktuje si´ odtàd jak performerów. Mówiàc o prawdziwych ludziach myÊl´ tu o tych, którzy nie sà ani artystami, ani znajomymi artystów, a zatem o ludziach ca∏kowicie niezwiàzanych z kontekstem artystycznym. „U˝ycie” w swojej pracy takich ludzi oznacza dla artysty rezygnacj´ z natychmiastowego efektu (fizycznego lub psychologicznego), charakterystycznego dla prac Mariny Abramoviç, Chrisa Burdena, Vito Acconciego czy Giny Pane, którzy traktujà swoje cia∏a jak uprzywilejowane miejsce dzia∏ania artystycznego, a nieredukowalna pojedynczoÊç performera rozstrzyga tu kwesti´ autorstwa i autentycznoÊci. W pracach tych cia∏o funkcjonuje jako znak m´skoÊci lub kobiecoÊci, a tak˝e jakoÊç niepodlegajàcà normom: w Êwiecie zachodnim – Europie i Ameryce Pó∏nocnej – performance by∏ odmowà tworzenia obiektów, „przenoÊnych przedmiotów”, w naturalny sposób wpisanych w rynek sztuki. Ten rodzaj dzia∏ania artystycznego wià˝e si´ tak˝e z wyborem czysto ekonomicznym, opisanym w krótkim eseju Dana Grahama „Performance: End of the 60s.”, w którym stwierdza on, ˝e performance demokratyzuje sztuk´, bo pozwala m∏odym artystom, pozbawionym Êrodków i dost´pu do galerii, pokazywaç swojà prac´ innym.1 Sposób myÊlenia o sztuce performance w póênych latach 60. opiera∏ si´ na przeÊwiadczeniu o autentycznoÊci performera, jego cielesnej, niezapoÊredniczonej obecnoÊci, a tak˝e na niech´ci do instytucjonalnych ram, w których funkcjonujà dzie∏a-obiekty. Taka postawa jest charakterystyczna równie˝ dla artystów pracujàcych na prze∏omie lat 80. i 90., jak Coco Cusco i – w mniejszym stopniu – Andrea Fraser, i potem, w latach 90., jak Stelarc i Franko B. Wczesne lata 90. to czas, kiedy europejscy artyÊci oddalajà si´ od tego paradygmatu, a najbardziej znamiennym aspektem tej przemiany jest to, co nazywam „przesuni´ciem autentycznoÊci”: od jednostkowego cia∏a artysty do kolektywnego cia∏a spo∏ecznego. Takie przesuni´cie odbywa∏o si´ jednak stopniowo; jego Êlad widaç na przyk∏ad we wczesnych pracach Paw∏a Althamera: w Obserwatorze (1992), który by∏ dziejàcym si´ w czasie rzeczywistym performancem (warszawscy bezdomni zostali oznakowani – jak dzie∏a sztuki – znaczkami z nazwà „Obserwator” i poproszeni o obserwowanie ˝ycia ulicy). Innym tego rodzaju dzia∏aniem by∏ projekt bez tytu∏u, zrealizowany przez Althamera w ramach wystawy „Germinations” w Zach´cie w 1995 roku: artysta zaproponowa∏ jednej z kobiet pilnujàcych wystawy, ˝eby przynios∏a do swojego miejsca pracy przedmioty, które uczynià je przytulniejszym i bardziej wygodnym. W rezultacie stra˝niczka zostaje obsadzona w roli dyskretnego, minimalistycznego performera, tworzàc ˝ywy obraz, czy mo˝e ˝yjàcà rzeêb´. Taka tendencja, choç w ca∏kiem innej formie, widoczna jest te˝ w pracach Vanessy Beecroft, która od 1994 „prezentuje” b´dàce parodià modnej kobiecoÊci grupy kobiet, ubranych jedynie w peruki, figi, poƒczochy i wysokie obcasy, stojàcych w przestrzeni galerii.

Ten sposób myÊlenia nabiera tempa w roku 1997, w pracach Acid Brass Jeremy’ego Dellera i Copenhagen Postmen’s Orchestra Anniki Eriksson. Do wykonania muzyki pop na swój w∏asny sposób zaproszono tu orkiestr´ listonoszy (grajà utwór Portishead) i orkiestr´ d´tà z pó∏nocnej Anglii (która wykonuje ro˝ne kawa∏ki acid house). Z tego samego roku pochodzà inne przyk∏ady: praca Dynamo Secession Maurizio Cattelana, pokazywana w Secession w Wiedniu, w której dwaj stra˝nicy, peda∏ujàc, dostarczajà energii elektrycznej ca∏ej galerii; czy te˝ Try Elmgreena & Dragseta, gdzie pó∏nagi m´˝czyzna odpoczywa na kocu w przestrzeni galerii. Prace te w delikatny i dowcipny sposób zahaczajà o kwestie klasowe, kwestie p∏ci czy seksualnoÊci, ale g∏ównym przedmiotem zainteresowania jest w nich spektakl ˝ywego cia∏a umieszczonego w niecodziennym kontekÊcie (nawet, jeÊli widzimy to za poÊrednictwem kamery wideo). Intensywna obecnoÊç pojedynczego artysty rozprasza si´ niejako w „˝ywà instalacj´”. Najbardziej radykalnym zerwaniem z performancem w pierwotnej jego formie sà prace Santiago Sierry z 1999 roku, ∏àczàce minimalizm i ulicznà interwencj´. Artysta pos∏uguje si´ w nich ludêmi wynaj´tymi za bardzo niskà dniówk´. Wydobywajàc na Êwiat∏o dzienne kwesti´ ekonomicznà, wybità zarówno w tytu∏ach, jak i w opisach towarzyszàcych pracom (chocia˝ pieniàdze by∏y kluczowe tak˝e u wczeÊniej wspomnianych artystów), Sierra pokazuje, jak przera˝ajàco ∏atwo jest znaleêç ludzi sk∏onnych do wykonywania trywialnej czy nawet upokarzajàcej pracy za bardzo ma∏e pieniàdze. Jest to aspekt, który pozbawia jego prace dawki humoru, obecnej w twórczoÊci Cattelana czy Eriksson. Ewolucja prac Sierry jest wyraêna na przestrzeni roku 1999: w pracy 24 Blocks of Concrete Constantly Moved During a Day’s Work by Paid Workers (24 bloki ˝elazobetonu nieustannie przesuwane w ciàgu dnia przez op∏aconych robotników; lipiec, Los Angeles) nie widaç robotników, ale o ich obecnoÊci i o zap∏acie widz jest poinformowany; natomiast w pracy People Paid to Remain inside Cardboard Boxes (Ludzie op∏aceni za przebywanie w tekturowych pud∏ach; sierpieƒ, budynek G&T, Gwatemala) niedostrzegalna obecnoÊç najni˝ej op∏acanych robotników jest metaforà ich spo∏ecznej „niewidzialnoÊci”. Pierwszym projektem, którego uczestników mo˝emy zobaczyç jest 465 Paid People (465 op∏aconych ludzi; paêdziernik, Muzeum Rufino Tamayo, Meksyk), zaÊ kulminacj´ przynosi praca jeszcze dziÊ mro˝àca krew w ˝y∏ach: 250 cm Line Tattooed on 6 Paid People (250 cm linii wytatuowanej na szeÊciu op∏aconych osobach; grudzieƒ, Espacio Aglutinador, Havana). Z powodu ich bezwzgl´dnoÊci i dawki agresji, projekty Sierry by∏y przedmiotem ostrych krytyk przedstawicieli zarówno lewicy, jak i prawicy. Od 2000 roku Sierra stworzy∏ wiele wariantów tego samego modelu, poÊród których tzw. sytuacje konstruowane (np. Persons Paid to Have Their Hair Dyed Blond / Ludzie op∏aceni za przefarbowanie w∏osów na blond, 2001) okazujà si´ o wiele bardziej dobitne ni˝ „˝ywe instalacje”. Generalnie mo˝na zauwa˝yç, ˝e artyÊci obecnej dekady si´gajà w∏aÊnie po konstruowanie sytuacji, przy czym dokumentacja wideo jest tu równie wa˝na, jak sytuacja sama w sobie. W pracach tych ludzie traktowani sà jak materia∏, ale materia∏ posiadajàcy w∏asnà wol´, co rodzi pytanie o autorstwo i rol´ artysty, bli˝szà mo˝e raczej roli re˝ysera czy „producenta wydarzenia”. Przyk∏adem mo˝e tu byç The Battle of Orgreave (2001) Jeremy’ego Dellera, starcie policji z górnikami z 1984 roku, odegrane przez robotników i przedstawicieli klasy Êredniej, czy te˝ zorganizowana przez niego Social Parade (2005), zbierajàca ro˝ne organizacje spo∏eczne. Warto te˝ pami´taç w tym kontekÊcie o nies∏yszàcych uczniach z Lekcji Êpiewu Artura ˚mijewskiego (2001-02), o przedstawicielach czterech grup o skrajnie ró˝nym Êwiatopoglàdzie, Êcierajàcych si´ podczas warsztatów plastycznych w jego filmie Oni (2007), czy o dwóch projektach Phila Collinsa o nastolatkach z Bagdadu i Ramallah: Baghdad Screen Tests (2002) i They Shoot Horses (2004). ˚adna z wymienionych prac nie próbuje uczyniç ze swoich uczestników obiektów do oglàdania, jak to mia∏o miejsce w pracach z lat 90.

Inny, bardziej abstrakcyjny sposób pos∏ugiwania si´ cia∏em jest widoczny w Good Feelings in Good Times (2003) Romana Ondaka, w pracach Paoli Pivi 100 Chinese (1998-2005) i 25 Cubans Dancing in an Oval Shape (2000), czy te˝ When Faith Moves Mountains (2002) Francisa Alysa. W tym kontekÊcie mo˝na te˝ wymieniç liczne prace Tino Sehgala, który op∏aca aktorów za udzia∏ w bardzo precyzyjnie opisanych dzia∏aniach. Kilka z takich projektów odby∏o si´ w kontekÊcie targów sztuki, które (obok biennale) coraz cz´Êciej goszczà tego typu wydarzenia, co pokazuje, jak wspó∏czesny performance potrafi ró˝niç si´ od za∏o˝eƒ z lat 60., kiedy zrywa∏ z rynkiem sztuki i by∏ sposobem na jej dematerializacj´. DziÊ bywa sformatowany przez medialny hype. Nowopowsta∏y termin „sztuka targów sztuki” (art fair art) opisuje autorefleksyjny performance: jego integralnà cz´Êcià jest ekonomiczny i widowiskowy kontekst targów sztuki, z którym zdaje si´ on jedynie ∏agodne Êcieraç.2 Najcz´Êciej fotografowanymi pracami tegorocznych targów Frieze by∏y dwa klasyczne przyk∏ady „sztuki targów sztuki”: medytujàcy policjant Gianni Mottiego oraz samochód z seksownà modelkà Richarda Prince’a – cyniczne zrównanie targów sztuki z targami samochodowymi. Ta dwuznacznoÊç by∏a zabawna i ironiczna, ale ma∏o po˝ywna, gdy chodzi o dystans krytyczny. Mimo wyraênej ró˝nicy mi´dzy „sztukà targów sztuki” a licznymi innymi przytoczonymi tu przyk∏adami, warto zwróciç uwag´ na kilka stale powracajàcych pytaƒ: kto wyst´puje, przed kim, i dlaczego? JeÊli artysta pos∏uguje si´ prawdziwymi ludêmi (w zamian za pieniàdze lub nie) – jest krytykowany, ˝e wykorzystuje ich i uzurpuje sobie prawo do rozporzàdzania innymi. Z drugiej strony, jeÊli artysta wynajmuje i op∏aca zawodowców jest oskar˝any o kolaboracj´ z kulturà spektaklu i krytykowany, ˝e nie tworzy warunków do wspó∏pracy i wspó∏uczestnictwa. ˚adna z tych postaw nie jest zatem produktywna i ˝adnej nie udaje si´ zbudowaç adekwatnej ramy poj´ciowej, by zajàç si´ kwestià „u˝ywania” ludzi jako materia∏u wspó∏czesnego performance’u. Ja zaÊ chcia∏abym pokazaç historyczno-teoretyczny kontekst dzisiejszych dzia∏aƒ artystów i przemyÊleç kwesti´ ich etycznego osàdu, który cz´sto – czy to w wydaniu „moralnoÊci wolnorynkowej”, czy „lewicowej nadwra˝liwoÊci” – utrudnia formu∏owanie powa˝nej, krytycznej odpowiedzi na t´ nowà form´ „delegowanego” performance’u. èród∏a performance’u o zaci´ciu spo∏ecznym tkwià oczywiÊcie we wczesnych happeningach, warto te˝ przyjrzeç si´ pracom z póênych lat 60., w których powtarza si´ motyw wspólnego okrycia, jak Divisor (1968) Lygii Pape czy Five in a Dress (1969) Jamesa Lee Byarsa. Warto te˝ wspomnieç akcje s∏owackiego artysty Alexa Mlynarcika (Memorial to Degas, 1971 oraz Eva’s Wedding, 1972). Jednak ˝adne z tych dzia∏aƒ nie podkreÊla spo∏ecznej specyfiki ich uczestników. Jedynym wyjàtkiem mo˝e tu byç praca brazylijskiego artysty Hélio Oiticica, wspó∏pracujàcego z tancerzami samby z faweli, którzy odziani w p∏achty parangolé zostali zaproszeni na otwarcie wystawy MAM Rio w 1965, wywo∏ujàc tam dezorganizacj´ i zak∏ócenia. Najbardziej istotnymi prekursorami wspó∏czesnego „u˝ywania” w sztuce ludzi jako materia∏u sà artyÊci tworzàcy w Argentynie lat 60. Sztuka uczestniczàca (happeningi i akcje), która pojawia∏a si´ w tym czasie w Europie i Ameryce Pó∏nocnej bardzo wyraênie ró˝ni∏a si´ od autorefleksyjnej i niemal brutalnej formy performance’u argentyƒskiego, w którym materia∏em prac sà wynaj´ci przedstawiciele klasy robotniczej i klasy Êredniej. La Familia Obrera (Rodzina robotnicza) Oscara Bony’ego z 1968 jest dziÊ przywo∏ywana, gdy szuka si´ prekursorów sztuki relacyjnej. W tej pracy, pokazywanej ostatnio w Buenos Aires (1998), Lublanie (2000) i Houston (2004), argentyƒska rodzina – m´˝czyzna, kobieta i dziecko – posadzona zosta∏a na postumencie i „wystawiona” dla publicznoÊci. Pierwszy pokaz tej pracy mia∏ miejsce na s∏ynnej wystawie „Experiencias 68” w Instituto di Tella w Buenos Aires. Rodzina Rodriguez odpowiedzia∏a na zamieszczone w gazecie og∏oszenie i podj´∏a si´ (za wynagrodzeniem) pracy polegajàcej na ca∏odziennym przebywaniu na wyeksponowanym miejscu w galerii. To-

warzyszy∏o im nagranie codziennych dêwi´ków z ich w∏asnego domu oraz podpis informujàcy, ˝e „Luis Ricardo Rodriguez, zawodowy odlewnik, siedzàc bezczynnie z ˝onà i synem na postumencie w galerii zarabia dwa razy wi´cej ni˝ wynosi jego dniówka”. Fotograficzna dokumentacja tego projektu pokazuje rodzin´ Rodriguezów na ró˝ny sposób zabijajàcà czas, pod bacznymi spojrzeniami widzów. Umieszczeni w centralnej cz´Êci galerii Rodriguezowie nieustannie si´ wiercili: jedli, palili papierosy, czytali i rozmawiali, spotykajàc si´ z raczej nieprzychylnà reakcjà publicznoÊci; zw∏aszcza ich dziecku trudno by∏o pozostaç na wskazanym miejscu i cz´sto biega∏o po ca∏ym pomieszczeniu. Wyraênie widaç tu gr´ z konwencjami sztuki figuratywnej, a tak˝e z tradycjà realizmu socjalistycznego, który podnosi zwyk∏à rodzin´ do rangi przyk∏adu i idea∏u. Jednak u˝ycie prawdziwej rodziny robotniczej komplikuje t´ interpretacj´: mimo ˝e rodzina jest dos∏ownie i symbolicznie „wyniesiona” ponad norm´, nadal istnieje klasowy rozdêwi´k mi´dzy nià a gapiàcà si´ na nià publicznoÊcià, pochodzàcà w przewa˝ajàcej mierze z klasy Êredniej. To niejako podwójne pokazanie na wystawie rodziny – jako symbolu i reprezentanta klasy robotniczej i jako, konkretnie, paƒstwa Rodrigezów – zosta∏o konceptualnie uj´te w informacji o ojcu zarabiajàcym podwójnà stawk´. Jest tam jeszcze trzeci element: awangardowe „doÊwiadczenie”, zapowiedziane w tytule wystawy. Wed∏ug Jorge Romero Bresta, krytyka, kuratora i dyrektora Instituto di Tella, praca Oscara Bony’ego by∏a, obok projektu Roberta Plate’a, najbardziej „autentycznym” spoÊród zaprezentowanych na wystawie doÊwiadczeƒ. W∏aÊciwym tematem prac pokazanych w ramach „Experiencias 68” by∏o, wed∏ug niego, przekraczanie dystansu dzielàcego widza i artyst´ i tradycyjna rola sztuki jako poÊrednika. Dla wi´kszoÊci artystów na tej wystawie najlepszà formà przekreÊlenia granicy mi´dzy sztukà i ˝yciem by∏o stworzenie „rzeczywistego doÊwiadczenia”, nawet, jeÊli grozi∏oby to „koƒcem sztuki” (i jej zanikiem na rzecz „˝ycia”). Pablo Suarez by∏ jedynym artystà poÊród zaproszonych, który odmówi∏ uczestnictwa w wystawie w Instituto di Tella, by pokazywaç swoje prace bezpoÊrednio na ulicach, tam, gdzie b´dà one rozumiane jako interwencja polityczna, a nie tylko jako sztuka. Taka postawa jest dziÊ reprezentatywna dla wielu artystów zaanga˝owanych, którzy odmawiajà wystawiania w galeriach, b´dàcych dla nich synonimem przywilejów i hierarchii kulturalnej. Wed∏ug Suareza przestrzeni galerii i ulic nie da si´ pogodziç, ale to Oscar Bony potraktowa∏ t´ opozycj´ w sposób dialektyczny: zamiast zanosiç sztuk´ masom, przywiód∏ fragment tej˝e masy do przestrzeni wystawy – gest porównywalny do prac non-site Roberta Smithsona, który przenosi do przestrzeni galerii nienaruszony fragment natury. Innym wa˝nym elementem pracy Oscara Bony’ego jest dematerializacja – dominujàcy temat wystawy „Experiencias 68”, podejmujàcej go w Êlad za tekstem Oscara Masotty „After Pop, We Dematerialise”, wyg∏oszonym w 1967 w Instituto di Tella. Masotta proponowa∏ tam zastàpienie tradycyjnych narz´dzi malarskich i rzeêbiarskich zdematerializowanymi Êrodkami komunikacji masowej (radio, telewizja, gazety, plakaty, etc.). Paradoksalnie, rodzina „u˝yta” przez Bony’ego jest zarazem zdematerializowana jak i, ze wzgl´du na ich fizycznà obecnoÊç podczas ca∏ej wystawy, niepodwa˝alnie materialna. W wywiadzie udzielonym podczas ponownego pokazu tej pracy w 1998 roku Bony wyzna∏, ˝e wcià˝ jeszcze trudno mu jà zdefiniowaç, jako, ˝e jest to realizacja zarazem konceptualna i konkretna. Nazywa jà „twierdzeniem konceptualnym”, gdy˝, jak mówi: grupa ludzi nie mo˝e byç materià pracy […], nie mo˝na te˝ tu mówiç o sztuce performance, ze wzgl´du na brak scenariusza, ani te˝ o body art. Nie istnieje precyzyjna kategoria dla tej pracy; co wydaje mi si´ tu najbardziej istotne, to w∏aÊnie poczucie „bycia na granicy”.3 To „bycie na granicy” jest dziÊ, jak sàdz´, kluczowe przy opisie dzia∏aƒ, które tylko w cz´Êci sà re˝yserowane przez artyst´. „Twierdzenie konceptualne” polega na wspó∏pracy i uczestnictwie innych podmiotów, a zatem na otwarciu na nieprzewidywalne.


10

m u z e u m

nr 2/07

Pi Lind, Living Sculptures (˚yjàce rzeêby), 1967

Radykalizm pracy Bony’ego, wykorzystujàcej ludzi jako medium, mo˝na jednak uznaç za doÊç ograniczony. Bony pos∏uguje si´ bowiem Êrodkami raczej konserwatywnymi: zast´puje tradycyjne rzeêby figuratywne ˝ywymi ludêmi, jak gdyby pokazywa∏ pozujàcych modeli. Praca ta jest bardzo podobna do innych „delegowanych” performance’ów: w 1967 w Moderna Museet w Sztokholmie szwedzki pisarz i re˝yser teatralny Pi Lind umieÊci∏ na podestach grup´ ludzi przebywajàcych tam po 9 godzin przez 5 dni (Living Sculptures, 1967). Wystawa by∏a pomyÊlana jako seria portretów, którym towarzyszy∏y tabliczki z informacjami o ka˝dej postaci (imi´, wiek, p∏eç, zawód, wykszta∏cenie, zarobki, posiadane zwierz´ta, religia, itp.). WÊród uczestników projektu byli: nauczyciel, fotograf, gospodyni domowa, wietnamski aktywista, przysz∏y ojciec, modelka, dziewczyna z psem, itp. W wywiadzie prasowym Pi Lind nazwa∏ to wydarzenie „wystawà socjologicznà”, albo szalonà mieszankà targów urody i spo∏ecznego „realizmu”. Zarówno zdj´cia, jak i wycinki prasowe ukazujà znaczàce podobieƒstwo miedzy „eksponatami” a publicznoÊcià; podobieƒstwo, które stanowi odbicie skandynawskiej demokracji z jej spo∏ecznà równowagà. Specyfika prowokacji Bony’ego le˝y w akcencie po∏o˝onym na kwestie demografii i ekonomii spo∏ecznej: rodzina robotnicza dosta∏a bowiem zap∏at´ za oÊmiogodzinny dzieƒ pracy na oczach publicznoÊci. Praca staje si´ zatem g∏ównym tematem tego projektu, na równi z przedstawieniem typowej czy „idealnej” rodziny. W nacisku po∏o˝onym na kwestie zap∏aty La Familia Obrera antycypuje liczne prace Santiago Sierry, który ustawiajàc robotników w przestrzeni, stara si´ unaoczniç ich ekonomicznà to˝samoÊç i podstawy ich wynagradzania. W swoich pracach Sierra nie u˝ywa podestów. To odrzucenie symbolicznego podniesienia swoich wspó∏pracowników dodatkowo podkreÊla niewyobra˝alnà banalnoÊç prac, za które sà – bardzo n´dznie – op∏acani. Wszystkie te aspekty pokazujà, jak wiele praca Sierry czerpie

z minimalizmu; nasza samoÊwiadomoÊç w konfrontacji z jego dzie∏ami nie jest jedynie wyostrzeniem fizycznej percepcji (przeÊmiewczo okreÊlanej przez Michaela Frieda jako teatralna). D∏awi nas raczej – jak to nazwa∏ jeden z krytyków piszàc o Bonym – skryte uczucie wstydu: wspólnego upokorzenia wobec widoku ludzi, którym p∏aci si´ za to tylko, ˝eby byli oglàdani.4 Âwiadomy skomplikowanej dynamiki w∏asnego projektu, Bony okreÊli∏ swojà w nim rol´ jako rol´ „oprawcy”, przy czym La Familia Obrera jest dla niego raczej rodzajem generatora moralnej niewygody ni˝ pracà politycznà: praca ta – mówi – opiera si´ na etyce, wystawiajàc robotników na poÊmiewisko, ja sam czu∏em si´ zak∏opotany.5 Pokrewny problematyce podejmowanej przez Bony’ego jest happening Oscara Masotty z 1966, w którym dwudziestu starszym ludziom, pochodzàcym z klasy Êredniej, zap∏acono za publiczne przebywanie w pomieszczeniu magazynowym i wystawienie si´ na dzia∏anie dêwi´ków o wysokiej cz´stotliwoÊci oraz ostrego Êwiat∏a. Uczestnicy projektu To Conjure the Spirit of a Catastrophe mieli byç ubrani bardzo skromnie, jak biedacy, co wed∏ug Masotty, umo˝liwi∏oby im przekroczenie roli biernych przedmiotów jego dzia∏ania. Innymi s∏owy, uczestnicy mieli zachowywaç si´ jak aktorzy. Podobnie jak Bony w La Familla Obrera, Masotta eksponuje czynnik ekonomiczny: przed rozpocz´ciem pokazu publicznoÊç (która zap∏aci∏a po 200 pesos za bilet) zosta∏a poinformowana o wysokoÊci ga˝y uczestników performance’u (600 pesos). Masotta dokona∏ szczegó∏owej analizy tego wydarzenia (niemal „sekcji zw∏ok”) w wydanym w 1967 eseju zatytu∏owanym „I Commited a Happening” (Pope∏ni∏em happening). Ten tytu∏ jest odpowiedzià na krytyki, jakie pad∏y pod jego adresem ze strony poprawnych politycznie lewicowców, zalecajàcych „powstrzymywanie si´” od happeningów, które sà tylko atrakcjà dla mediów i nie po-

dejmujà wa˝nych kwestii politycznych, takich jak np. g∏ód. Z tej fa∏szywej opozycji „happening albo polityka lewicowa” wzià∏ si´ tytu∏u eseju, w którym, po ostentacyjnym wyznaniu win, Masotta wnikliwie opisuje proces powstawania swojej pracy. Pisze mi´dzy innymi o tym, jak wzrós∏ pos∏uch wÊród uczestników projektu po podwy˝szeniu im stawki z 400 na 600 pesos. Czu∏em si´ jak cynik – pisze – ale by∏ to dla mnie sposób na pozbycie si´ iluzji. Nie chcia∏bym te˝ demonizowaç swojej roli w tej manipulacji, którà przecie˝ w ˝yciu spo∏ecznym spotyka si´ na ka˝dym kroku. W pewnym momencie zauwa˝y∏ te˝, ˝e publicznoÊç zaczyna reagowaç i sytuacja wymyka si´ spod kontroli: CoÊ si´ zacz´∏o – pisze – mia∏em wra˝enie, ˝e rzeczy dziejà si´ bez mojego wp∏ywu, ˝e mechanizm zaczà∏ dzia∏aç. Mamy tu paralel´ do wielu prac tworzonych w ostatniej dekadzie, kiedy to artyÊci tworzà rodzaj struktury czy ramy dla wydarzenia, rozwijajàcego si´ nast´pnie bez ich bezpoÊredniego wp∏ywu. Tego typu performance jest delegowany na innych, w nieprzewidywalnoÊci jego przebiegu tkwi estetyczny i polityczny potencja∏. Po∏àczenie zap∏aty i widowiska by∏o u Masotty rodzajem celowego nadu˝ycia. ZaÊ sposób, w jaki opisuje oÊlepianie reflektorem tych starych ludzi zdradza poczucie nierzeczywistoÊci: Stojàcy równo pod bia∏à Êcianà, zawstydzeni i „sp∏aszczeni” przez jaskrawe Êwiat∏o, ci starsi ludzie byli nieugi´ci: gotowi, by na nich przez godzin´ patrzono. Elektroniczny dêwi´k wzmaga∏ jeszcze wra˝enie bezruchu panujàcego na sali. Spojrza∏em na nieruchomà publicznoÊç: w ciszy patrzyli na starych ludzi. Niepokój artysty dotyczy kwestii podglàdania starszych ludzi, faktu, ˝e pozwalajà si´ uprzedmiotowiç – tak jakby Masotta nie zdawa∏ sobie sprawy z faktu, ˝e zarówno publicznoÊç, jak i uczestnicy muszà pozostaç w swych rolach, aby wydarzenie mog∏o zaistnieç. Natomiast konkluzja tego tekstu wiele wyjaÊnia. Na pytania lewicowych przyjació∏ artysty,

którzy zaniepokojeni szukali wyt∏umaczenia tego performance’u, odpowiedzia∏ krótko, ˝e by∏ to: „jawny akt spo∏ecznego sadyzmu”. Represyjne podejÊcie Oscara Masotty do idei wspó∏uczestnictwa widaç na przyk∏adzie „Ciclo de Arte Experimental”, cyklu dziesi´ciu akcji-performance’ów zorganizowanych przez artystów w Rosario mi´dzy majem i paêdziernikiem 1968 roku. Wiele z tych akcji wykorzystywa∏o istniejàce relacje, zachowania i formy spo∏eczne, a wi´kszoÊç, jak twierdzi Ana Longoni, oparta by∏a na idei pracy „na” publicznoÊci, jako „najlepszej materii dzia∏aƒ artystycznych”.6 Ósma akcja, w wykonaniu Edouardo Favario, by∏a grà z apodyktycznà konwencjà galerii: artysta zamknà∏ galeri´ i wywiesi∏ informacj´, gdzie (w innej cz´Êci miasta) mo˝na obejrzeç prac´. W ramach dziewiàtej akcji, autorstwa Rodolfo Elizalde i Emilio Ghilioniego (23-28 wrzeÊnia), artyÊci symulowali bójk´ przed wejÊciem do galerii. Jednak najbardziej spektakularne wydarzenie, wymyÊlone przez Graciel´ Carnevale, mia∏o mieç miejsce na zakoƒczenie cyklu, 7 paêdziernika 1968 roku. Akcja ta, w znaczàco zmodyfikowanej postaci, by∏a centralnym elementem Documenta 12 (2007). Artystka opisuje jà w nast´pujàcy sposób: Najpierw nale˝a∏o przygotowaç ca∏kowicie puste pomieszczenie, o ca∏kowicie nagich Êcianach; jednà ze Êcian, która by∏a zrobiona ze szk∏a, trzeba by∏o zakryç, ˝eby stworzyç odpowiednio neutralnà przestrzeƒ. W pomieszczeniu tym zamkni´ci zostali widzowie, którzy przybyli na wernisa˝. Byli moimi wi´êniami. Chodzi o to, ˝eby pozwoliç ludziom wejÊç, ale uniemo˝liwiç im wyjÊcie. […] Nie ma mo˝liwoÊci ucieczki, w gruncie rzeczy widzowie nie majà wyboru; zostajà zmuszeni, przemocà, do uczestnictwa w dzia∏aniu. Ich reakcja, pozytywna czy negatywna, jest zawsze formà uczestnictwa. Efekt koƒcowy, równie nieprzewidywalny dla mnie, co dla publicznoÊci, jest jednak zamierzony: czy widzowie pogodzà si´ z zaistnia∏à sytuacjà i pozostanà bierni? Czy te˝ zbijà szyb´?7


11

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Chris Burden, Strza∏, 1971

Po godzinie widzowie uwi´zieni w galerii zerwali wreszcie plakaty, którymi oklejono szklanà Êcian´, by uniemo˝liwiç im komunikacj´ ze Êwiatem. Poczàtkowe podniecenie – i poczucie, ˝e ca∏a sytuacja to ˝art – nieuchronnie ustàpi∏o frustracji, jednak wbrew nadziejom artystki nikt wewnàtrz nie podjà∏ dzia∏ania. Szyb´ zbi∏ wreszcie ktoÊ z zewnàtrz i widzowie mogli wydostaç si´ na wolnoÊç przez powsta∏y otwór. Niektórzy jednak, uwa˝ajàc, ˝e cz∏owiek, który st∏uk∏ szyb´, zniszczy∏ dzie∏o sztuki, zaatakowali go i nieszcz´Ênik otrzyma∏ kilka ciosów w g∏ow´ parasolkà. Przyjecha∏a policja i – w przekonaniu, ˝e ca∏e wydarzenie ma zwiàzek z pierwszà rocznicà aresztowania Che Guevary – zamkn´∏a imprez´, koƒczàc w ten sposób ca∏y cykl. W odró˝nieniu od poprzedniej akcji (fa∏szywej bójki), którà szybko zdemaskowano jako symulacj´, dzia∏anie Carnevale trwa∏o a˝ do naturalnego zakoƒczenia. Powy˝sze przyk∏ady dzia∏aƒ artystów argentyƒskich w drugiej po∏owie lat 60. pokazujà zatem wyraênie przejÊcie od „˝ywych instalacji” (cz∏owiek „wystawiany” w kontekÊcie galerii jako dzie∏o sztuki) do „sytuacji konstruowanych”, gdzie wydarzenie rozwija si´ bardziej swobodnie, bez bezpoÊredniej ingerencji artysty.8 Kiedy opowiadam o tym publicznie, cz´sto podnoszà si´ g∏osy oburzenia: jak mo˝na wystawiaç na pokaz rodzin´ robotników, wystawiaç starszych ludzi na ostre Êwiat∏o i ha∏as, zamykaç widzów w galerii? Jednak w ˝adnym z tych dzia∏aƒ artysta nie post´puje w sposób naiwny; wszystkie one majà na celu ujawnienie sprzecznych postaw i reakcji, które rozumiane sà jako konieczny wynik istniejàcego kontekstu politycznego: pomyÊlcie o uwadze Bony’ego, ˝e czu∏ si´ jak „oprawca” i o krytyku, dla którego oglàdanie La Familia Obrera by∏o „wspólnie prze˝ytym upokorzeniem”; pomyÊlcie o Masocie opisujàcym swojà akcj´ jako „jawny akt spo∏ecznego sadyzmu” i oferujàcym swój esej jako „spowiedê”; pomyÊlcie wreszcie o Carnevale zmuszajàcej ludzi „do uczestnictwa – przemocà”.

Graciela Carnevale, projekt dla „Ciclo de Arte Experimental”, 1968

Psychologiczny wydêwi´k tej wyliczanki nieodparcie kieruje nasze myÊli ku ówczesnemu kontekstowi politycznemu: wojskowej dyktaturze o niezwyk∏ej brutalnoÊci. Zarazem sugeruje psychoanalityczny wzorzec interpretacyjny, co nie jest nie na miejscu bioràc pod uwag´ fakt, ˝e Oscar Masotta jest dzisiaj najlepiej znany jako cz∏owiek, który zapozna∏ Argentyƒczyków z psychoanalizà Lacana.9 Z tego punktu wyjÊcia mo˝na podà˝yç w dwóch kierunkach; pierwszym jest psychoanalityczna teoria sublimacji. Jak wiadomo, teoria sublimacji g∏osi, ˝e produkcja kulturalna (sztuka, muzyka, aktywnoÊç intelektualna) jest zaspokojeniem podÊwiadomych pop´dów libido. Wed∏ug Lacana sublimacja mo˝e wytwarzaç dwa rodzaje praktyki kulturalnej: sztuk´, która afirmuje, bawi i dostarcza rozrywki, oraz sztuk´, która niepokoi, dra˝ni i dzieli. Seminarium 11 (1964-65), w którym Lacan najbardziej bezpoÊrednio omawia kwestie reprezentacji i wizualnoÊci, pokazuje jasno, ˝e woli on sztuk´, która dra˝ni i podaje w wàtpliwoÊç nasze poczucie to˝samoÊci, sztuk´, która kwestionuje nasz system wartoÊci, zamiast po prostu dostarczaç mi∏ej rozrywki. Druga kwestia jest bardziej fundamentalna dla mojego wywodu. PodejÊcie Lacana do etyki jest zawi∏e, stanowi jednak u˝yteczne narz´dzie do interpretacji dzia∏aƒ artystycznych wykorzystujàcych cz∏owieka jako materia∏. Jednà z podstaw etyki Lacana jest odrzucenie tego, co wi´kszoÊç uwa˝a za etycznie „w∏aÊciwe”, innymi s∏owy, odrzucenie spo∏ecznie uzgodnionej koncepcji tego, co jest „s∏uszne” w oczach Boga, rodziców, kolegów czy spo∏eczeƒstwa. Sprzeciwiajàc si´ tej normie, Lacan twierdzi, ˝e naprawd´ etyczne zachowanie polega na wzi´ciu pe∏nej odpowiedzialnoÊci za w∏asne dzia∏ania: zamiast robiç to, co spo∏ecznie akceptowane (to znaczy zachowywaç si´ tak, jak wydaje nam si´, ˝e powinniÊmy si´ zachowywaç ze wzgl´du na oczekiwania innych), powinniÊmy byç lojalni wobec w∏asnych podÊwiadomych pragnieƒ. Co wa˝ne, nie ma to byç wcale usprawiedliwieniem dla hedonizmu czy libertynizmu: ka˝da przyjem-

noÊç wynikajàca z takiego rozumienia etyki b´dzie prawdopodobnie równie bolesna, co przyjemna (cytat z Molloya Becketta jest cz´sto przywo∏ywany jako glosa do lacanowskiego modelu etyki: Nie mog´ iÊç naprzód, musz´ iÊç naprzód). Mówiàc krótko, etyka lacanowska nie oznacza rezygnacji z odpowiedzialnoÊci wzgl´dem innych, lecz raczej wzi´cie odpowiedzialnoÊci za to, co sami uwa˝amy za w∏aÊciwe i konieczne, bez zapewniajàcej poczucie bezpieczeƒstwa poduszki spo∏ecznego konwenansu. W roku 1957 Lacan powiàza∏ takie rozumienie etycznego post´powania z tym, co pi´kne, i tym, co wysublimowane; kategorie te wydajà si´ nam staromodne, lecz je˝eli zastàpimy je wartoÊciami estetycznymi wyznawanymi przez nas dzisiaj, zwiàzek zasugerowany przez Lacana mo˝e okazaç si´ u˝yteczny przy wyjaÊnianiu, cz´sto nieprzyjemnej i niewygodnej, si∏y dzia∏ania najbardziej intrygujàcych dzie∏ obecnej dekady. ¸atwo by∏oby tutaj nadu˝yç psychoanalizy i dokonaç powierzchownej analizy podÊwiadomych motywów, jakimi kierujà si´ artyÊci; bardziej interesuje mnie jednak rozwa˝enie u˝ytecznoÊci omawianego podejÊcia etycznego z punktu widzenia odbioru dzie∏a sztuki. Kiedy dzie∏o sztuki niepokoi nas albo dra˝ni, cz´sto dzieje si´ tak dlatego, ˝e jesteÊmy Êwiadkami sytuacji, która ma odwag´ wyjÊç poza normy spo∏ecznego konwenansu. Dzie∏a takie sà trudne dla widza, poniewa˝ nie dostarczajà ˝adnego pozytywnego „wzorca” do naÊladowania: ich konceptualizacja jest zbyt indywidualna, zbyt ekstrawagancka lub zbyt perwersyjna, by mog∏y kiedykolwiek staç si´ domenà spo∏ecznie odpowiedzialnych instytucji. Tym samym prace takie, kwestionujàc dominujàce przedstawienia, posiadajà moc twórczego burzenia na polu zarówno polityki, jak i estetyki. Weêmy na przyk∏ad Lekcj´ Êpiewu I Artura ˚mijewskiego (2001), gdzie grupa g∏uchoniemych uczniów Êpiewa Msz´ polskà Maklakiewicza z roku 1944 w warszawskim koÊciele. ˚mijewski przeprowadza eksperyment, w ramach którego powstajà dwa rodzaje muzyki: harmonijna muzyka organów oraz pe∏ne

wysi∏ku zawodzenie chóru. Efekt jest przykry dla uszu, a osiàgni´cie go, jak mo˝na si´ domyÊlaç, musia∏o byç doÊwiadczeniem bolesnym. Konwencjonalne podejÊcie do tej pracy polega na u˝alaniu si´ nad losem biednych uczniów wykorzystywanych przez artyst´, zmuszanych do wydawania niezbornych dêwi´ków, których sami nie mogà us∏yszeç. Jednak szczególny sposób monta˝u, jak równie˝ nasza nieznajomoÊç j´zyka migowego, wydajà si´ byç kluczowe dla si∏y oddzia∏ywania pracy i jej etycznej wymowy: mamy jedynie ograniczony dost´p do emocjonalnych i spo∏ecznych prze˝yç innych ludzi, co oznacza, ˝e nie powinniÊmy wydawaç na ich temat kategorycznych sàdów. W zamian oczekuje si´ od nas spojrzenia bez uprzedzeƒ na to, co nam si´ pokazuje: na perwersyjny zestaw z∏o˝ony z dyrygenta, muzyków i g∏uchoniemego chóru, zestaw kwestionujàcy systemy wartoÊci wspó∏czesnego Êwiata, a zarazem sugerujàcy alternatywne sposoby budowania muzycznej – i spo∏ecznej – harmonii. Prace ˚mijewskiego, podobnie jak dzia∏ania Phila Collinsa i innych wspomnianych wczeÊniej artystów, tworzone sà do kamery; mo˝na wr´cz powiedzieç, ˝e w twórczoÊci tych artystów kamera jest pretekstem dla akcji czy performance’u, co w efekcie oznacza, ˝e twórczoÊç ta sytuuje si´ w kontekÊcie tak performance’u, jak i filmu dokumentalnego. Obu artystów cz´sto widzimy, jak osobiÊcie ingerujà w przebieg akcji, zazwyczaj z boku, niczym lalkarze poruszajàcy marionetkami. Ich „skonstruowane sytuacje” ∏àczà zatem to, co zainscenizowane, z tym, co spontaniczne, do tego stopnia, ˝e trudno jest ustaliç, co w danym przypadku mia∏o by byç zachowaniem „naturalnym”. Nawet w przypadku artystów obywajàcych si´ zupe∏nie bez dokumentacji fotograficznej, takich jak Tino Sehgal, absolutna – niemal hermetyczna – sztucznoÊç inscenizacji podkreÊla bolesnà niemo˝liwoÊç „naturalnego” zachowania. To po∏àczenie tego, co bezpoÊrednie, i tego, co zapoÊredniczone, jest cz´Êciowo nast´pstwem teorii zapoÊredniczenia, które wy∏oni∏y si´ w latach 80. i 90., poczynajàc od Baudrillarda, lecz tak˝e tych rozwijanych w obr´bie


12

m u z e u m

nr 2/07

Pawe∏ Althamer, Obserwator, 1992

sztuki performance poprzez krytyk´ argumentu Peggy Phelan, i˝ performance z ontologicznego punktu widzenia jest aktem bezpoÊrednim i nie dajàcym si´ zapoÊredniczyç. W efekcie system wartoÊci przeciwstawiajàcy „dobrà” bezpoÊrednioÊç „z∏emu” zapoÊredniczeniu ju˝ nie dzia∏a i kryteriów oceny musimy szukaç gdzie indziej. Najcz´stszà reakcjà, jak ju˝ wspomniano, jest zastosowanie spo∏ecznej normy zamiast przeanalizowania g∏´bi i z∏o˝onoÊci danej pracy i sposobu, w jaki jest ona odbierana i zapami´tywana przez widza. Innymi s∏owy, kwestia recepcji dzie∏a wià˝e si´ z zagadnieniem, którego nie da si´ sprowadziç do prostych opozycji typu „w ramach instytucji / poza instytucjà” czy „dobry model spo∏eczny / z∏y model spo∏eczny”. Je˝eli przyjrzymy si´ kwestii odbioru dzie∏a, wy∏ania si´ nowa oÊ: od z∏o˝onej pracy, której przyswojenie wymaga czasu, do szybko konsumowanej pracy b´dàcej bezkrytycznà rozrywkà. Wi´kszoÊç z tego, co okreÊla si´ jako „sztuk´ targów sztuki” – wymieƒmy tutaj 100 Chinese Paoli Pivi (setka identycznie ubranych Chiƒczyków i Chinek) czy Untitled (Original) Richarda Prince’a (2007) – to przyk∏ady ∏atwych do skonsumowania, jednorazowych gestów: moment politycznej niepoprawnoÊci majàcy za zadanie przyciàgnàç uwag´ mediów, a nie wywo∏aç szerszà dyskusj´. Dla odmiany prace Althamera, ˚mijewskiego, Collinsa i Dellera to skonstruowane sytuacje, w ramach których wykonawcy, kontekst, proces i dokumentacja wspólnie tworzà z∏o˝one znaczenie, nabierajàce dodatkowej mocy dzi´ki splotowi si∏ uczestniczàcych w akcji, wprowadzajàcych w dzia∏anie artysty element ryzyka i przypadkowoÊci. Powy˝sze rozró˝nienie sk∏ania równie˝ do rozgraniczenia pomi´dzy „˝ywà instalacjà” i skonstruowanà sytuacjà. W przypadku tej pierwszej efekt wizualny b´dzie mniej lub bardziej zgodny z zamierzeniem artysty, dzia∏ania uczestników da si´ w du˝ym stopniu z góry przewidzieç, a jedynym nieprzewi-

Oscar Bony, La Familia Obrera (Rodzina robotnicza), 1968

dywalnym elementem jest reakcja publicznoÊci i nast´pstwa ewentualnych interakcji pomi´dzy wykonawcami i widzami (je˝eli sà dozwolone). Skonstruowana sytuacja, z kolei, jest bardziej eksperymentalna i nieprzewidywalna. Jej forma wizualna i przebieg zale˝à od tego, jak rozwinie si´ sytuacja w danym kontekÊcie, a ryzyko pora˝ki jest o wiele wi´ksze. Kwestia nie polega zatem na opozycji mi´dzy „autentycznà” ulicznà interwencjà i „skompromitowanà” „˝ywà instalacjà”, ani te˝ na etycznym systemie wartoÊci, w ramach którego wykonawca/uczestnik zostaje „uprzedmiotowiony” zamiast uzyskaç mo˝liwoÊç autonomicznego dzia∏ania. Intrygujàca, celna, z∏o˝ona, subwersywna sztuka jest mo˝liwa w obu modelach. Podsumowujàc, mo˝emy wymieniç szereg kluczowych ró˝nic mi´dzy performancem i sztukà cia∏a prze∏omu lat 60. i 70. a obecnà dekadà, ale tak˝e mi´dzy latami 90. i obecnà dekadà. Po pierwsze, nast´puje przemieszczenie autentycznoÊci: od jednostkowej postaci artysty do etnicznej, ekonomicznej czy sprzecznej z normà unikalnoÊci innego. Widzimy tutaj niezaprzeczalnà obecnoÊç cz∏owieka w ca∏ej jego pe∏nej wad z∏o˝onoÊci. Po drugie, co wynika z pierwszego, znaczenie w omawianych pracach nie tkwi ju˝ w ciele jednostki (artysty-gwiazdora czy pojedynczego wykonawcy), lecz w dziedzinie spo∏ecznej: wi´kszoÊç wspó∏czesnych prac przedstawia ludzi w kategoriach tego, co majà wspólnego z innymi (przynale˝noÊç do tej samej klasy, niepe∏nosprawnoÊç, uwarunkowania polityczne). Przewaga skonstruowanej sytuacji nad „˝ywà instalacjà” polega na tym, ˝e ta pierwsza pozwala ujawniç si´ wi´cej ni˝ jednemu wymiarowi cz∏owieka; nale˝y podkreÊliç, ˝e nie jest to osàd moralny, lecz estetyczny: chodzi o wi´kszà z∏o˝onoÊç. Na koniec powinniÊmy zapytaç, dlaczego to w∏aÊnie Argentyna by∏a w latach 60. prekursorem tego typu twórczoÊci. Jak zauwa˝y∏ niedawno Alex

Alberro, po∏udniowoamerykaƒska sztuka lat 60. antycypowa∏a wiele krytycznych i relacyjnych praktyk lat 90., w tym, nale˝a∏oby dodaç, tych tworzonych w kontekstach niezachodnich, na przyk∏ad w Europie Wschodniej. ArtyÊci dzia∏ajàcy w krajach niezachodnich przyswajali to, co dzia∏o si´ na Zachodzie z niewiarygodnà szybkoÊcià, b∏yskawicznie tworzàc kontr-trendy. W Argentynie, na przyk∏ad, happening da∏ poczàtek „anty-happeningom” po∏owy lat 60., w pe∏ni obudowanym teoretycznie gestom medialnym, kwestionujàcym retoryk´ natychmiastowoÊci i obecnoÊci zawartà w pracach Allana Kaprowa i Jean-Jacquesa Lebela. Nie nale˝y równie˝ zapominaç o kontekÊcie politycznym. W Argentynie by∏a to coraz bardziej represyjna dyktatura wojskowa, w ramach której w latach 70. twórcy jakiejkolwiek awangardowej produkcji artystycznej ryzykowali torturami i wygnaniem. EkstremalnoÊç tego kontekstu wymusza∏a brutalnoÊç formy estetycznej jako rodzaju pobudki dla publicznoÊci. Fakt, ˝e niektóre z ówczeÊnie stosowanych technik przypominane sà dzisiaj, odzwierciedla, jak sàdz´, totalizujàcy charakter wspó∏czesnego systemu politycznego – opartego na konsensusie aparatu globalnego kapitalizmu – oraz potrzeb´ radykalnego dzia∏ania kwestionujàcego jego moralnà legitymacj´.

1 Dan Graham, „Performance: End of the 60s.”, w: Two–Way Mirror Power. Selected Writings by Dan Graham on his Art, red. A. Alberro, MIT Press, 1999, s. 143. 2 Termin uku∏ Jack Bankovsky w tekÊcie „Tent Community”, „Artforum”, paêdziernik 2005, s. 228–232. 3 Oscar Bony, cytowany w: Instituto di Tella Experiencias 68, Fundacion Proa, Buenos Aires 1998, s. 79. 4 Bony, Revista Análisis, cytowany w: Instituto di Tella Experiencias 68, s. 76. 5 Bony w wywiadzie dla pisma „La Maga”, Buenos Aires, 16.07.1993, s. 11, cytowany w: Ana Longoni i Mariano Mestman, Avant–Garde and Politics in Argentina ’68: The Itinerary Towards Tucuman Arde, praca doktorska, 2000, s.80. 6 A. Longoni, M. Mestman, Avant–Garde and Politics in Argentina ’68, s. 109.

7 A. Longoni, M. Mestman, M. Pacheco, O. Tern, red. A. Giunta, I. Katzenstein, Listen, Here, Now! Argentine Art in the 1960s.: Writings of the Avant-Garde, MOMA, 2004, s. 299. 8 Jeszcze w 1968 artyÊci z Rosario i Buenos Aires wzi´li udzia∏ w projekcie Tucuman Arde (Tucuman p∏onie!), który ca∏kowicie wychodzi∏ poza przestrzeƒ i ramy galerii [artyÊci badali sytuacj´ spo∏ecznà i ekonomicznà pó∏nocnoargentyƒskiego regionu Tucuman, w którym rzàd przeprowadzi∏ neoliberalny eksperyment, doprowadzajàc do upadku wiele ma∏ych plantacji trzciny cukrowej – przyp. red.]. 9 Mariano Plotkin, Freud in the Pampas: The Emergence and Development of a Psychoanalytic Culture in Argentina, Stanford University Press, 2001. T∏umaczenie: Marta Dziewaƒska, Marcin Wawrzyƒczak Claire Bishop (ur. 1971), wyk∏adowczyni Royal College of Art w Londynie, krytyk i teoretyk sztuki (autorka ksià˝ek Installation Art: A Critical History, 2005 oraz Participation (Documents of Contemporary Art), 2006), sta∏y wspó∏pracownik pism „Artforum”, „Flash Art” i „October”. Jej zainteresowania obejmujà sztuk´ postmedialnà, histori´ wystawiennictwa oraz rol´ widza w kontekÊcie sztuki spo∏ecznie zaanga˝owanej i relacyjnej. W artykule „Antagonism and Relational Aesthetics” („October”, nr 110, 2004) dokonuje konstruktywnej krytyki tez Nicolasa Bourriaud (autora Relational Aesthetics, 1998) na temat sztuki relacyjnej i jej wymiaru estetycznego i politycznego.

Muzeum nr 2/07, listopad-grudzieƒ 2007 bezp∏atny dwumiesi´cznik redagowany przez zespó∏ Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie redagujà: Marcel Andino Velez, Marta Dziewaƒska, Tomasz Fudala, Ana Janevski, Joanna Mytkowska wspó∏praca redakcyjna: Olga Katarzyna Szotkowska opracowanie graficzne: Wojciech Freudenreich sk∏ad i ∏amanie: Dariusz K∏os wydawca: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ul. Bielaƒska 4a, 00-085 Warszawa (adres muzeum do 31 grudnia 2007) ul. Paƒska 3, 00-124 Warszawa (adres muzeum od 1 stycznia 2008) tel. +48 22 596 40 20, fax: +48 22 596 40 22 kontakt z redakcjà: info@artmuseum.waw.pl www.artmuseum.waw.pl druk: Drukarnia Klimiuk ISSN 1898-2654



m u z e u m

nr 2/07

Laurie Parsons, Strapieni, 1989; w tle praca Roberta Gobera

Trzeci umys∏ Ana Janevski Gysin: Kiedy skojarzysz ze sobà dwa umys∏y… Burroughs: Zawsze wy∏ania si´ trzeci. Gysin: Wy˝szy trzeci umys∏. Burroughs: Niczym niewidzialny wspó∏pracownik. Ksià˝ka Williama S. Burroughsa i Briona Gysina The Third Mind s∏u˝y jako punkt wyjÊcia dla wystawy o tym samym tytule, stworzonej przez szwajcarskiego artyst´ Ugo Rondinone, zaproszonego do pracy kuratorskiej przez Palais de Tokyo. Dawanie artystom absolutnie wolnej r´ki to pomys∏ dyrektora Marca Oliviera Wahlera, wed∏ug którego artyÊci patrzà na Êwiat, na ˝ycie codzienne, lecz tak˝e na dzie∏a innych twórców, w wyjàtkowy sposób. Co tak wyjàtkowego zobaczy∏ Rondinone w ksià˝ce Burroughsa i Gysina? Jakie jest historyczne t∏o tej wystawy? Wycinki (Cut-ups) Pisarstwo jest pi´çdziesiàt lat za malarstwem. Proponuj´ stosowaç technik´ malarskà do pisania; rzeczy tak proste i bezpoÊrednie jak kola˝ czy monta˝. Przetnij strony dowolnej ksià˝ki czy gazety […] na przyk∏ad wzd∏u˝ i pomieszaj powsta∏e w ten sposób kolumny. Z∏ó˝ je w dowolny sposób i odczytaj nowy przekaz. Zrób to sam. (B. Gysin, „Cut-Ups Self-Explained”, w: The Third Mind, 1978, ksià˝ka tworzona by∏a od poczàtku lat 60.). W ten sposób bitnik, artysta i powieÊciopisarz Brion Gysin wyjaÊnia technik´ kola˝u (cut-up). Polega ona na przypadkowym ∏àczeniu fragmentów ró˝nych tekstów, co tworzy nowà narracj´ i cz´sto surrealistyczne obrazy. Gysin zapozna∏ Burroughsa z tà nowatorskà technikà, a powsta∏e przy jej u˝yciu dzie∏o nie zosta∏o napisane przez nich, lecz przez „tego trzeciego” – nowy byt, który zosta∏ powo∏any do ˝ycia. Prekursorem techniki kola˝u by∏ w latach 20. Tristan Tzara, który na spotkaniu surrealistów zaproponowa∏, ˝e stworzy na miejscu wiersz, wyjmujàc w przypadkowej kolejnoÊci s∏owa z kapelusza. Z czasem kola˝ sta∏ si´ powa˝nà alternatywnà strategià pracy ze s∏owem, badanà i wykorzystywanà przez poetów i pisarzy oraz – jako pomoc czy inspiracja przy pisaniu tekstów – przez artystów takich jak David Bowie, Iggy Pop czy Mick Jagger. „Trzeci umys∏” Rondinonego podejmuje na nowo proces ∏amania linearnoÊci narracji w sztukach wizualnych. 1+1=3 Dajàc wystawie tytu∏ „Trzeci umys∏”, Rondinone reaktywuje t´ praktyk´ w dziedzinie kuratorstwa i wprowadza technik´ kola˝u jako narz´dzie kuratora. Kierujàc si´ w∏asnà wra˝liwoÊcià i zainteresowaniami artystycznymi, Rondinone wybra∏ prace trzydziestu jeden artystów i artystek i wymiesza∏ je, by stworzyç jedno zbiorowe dzie∏o, pokazujàc w ten sposób ka˝dà ze sk∏adowych w nowym Êwietle i nowym kontekÊcie. Z pracy na prac´ tworzy si´ z∏o˝ony i nieoczekiwany kra-

jobraz. ¸àczàc doskona∏e dzie∏a sztuki, wystawa zwraca uwag´ na powiàzania, konfrontacje i nieprzewidziane znaczenia, wy∏aniajàce si´ w efekcie takiego kola˝u. Logik´ „1+1=3” wyra˝ajà precyzyjne i cz´sto niespodziewane dialogi, w jakie prace wchodzà ze sobà nawzajem. Jeden z najmocniejszych efektów napotkamy w du˝ej, owalnej sali Palais de Tokyo. Minimalistyczne arcydzie∏o Ronalda Bladena Wieczór w katedrze (1969) dominuje przestrzeƒ, wspierane przez jego s∏ynne Trzy elementy (1965), które wyglàdajà, jakby mia∏y si´ zaraz przewróciç. W tej samej przestrzeni pokazywane sà sitodruki na p∏ycie aluminiowej autorstwa Cady Noland, przedstawiajàce powi´kszenia archiwalnych zdj´ç i wycinków prasowych. Praca Oozewald (1989) wykorzystuje s∏ynne zdj´cie przedstawiajàce Jacka Ruby’ego strzelajàcego do Lee Harveya Oswalda. W grubej p∏ycie aluminiowej znajduje si´ osiem dziur, nieproporcjonalnie du˝ych otworów po kulach, z których jedna, wypadajàca dok∏adnie tam, gdzie usta Oswalda, zatkana jest amerykaƒskà flagà. Traktujàca o niewyjaÊnionych aspektach amerykaƒskiej historii praca Noland zestawiona jest z rz´dem „g∏ów” Nancy Grossman – rzeêbionych drewnianych obiektów os∏oni´tych dziwacznymi, zapinanymi na suwak skórzanymi maskami. Pachnie tutaj przemocà, co stanowi kontrast z surowymi formami i poetyckoÊcià Bladena, nale˝àcego zresztà do pierwszego pokolenia bitników. Odniesienia literackie widoczne sà równie˝ w sali poÊwi´conej Joe Brainardowi, nowojorskiemu poecie lat 60. i 70., który stworzy∏ wiele dzie∏ (kola˝y, obrazów, prac literackich, scenografii, kostiumów), lecz zamilk∏ z niewyjaÊnionych powodów w po∏owie lat 80. W osobnej sali pokazywana jest makieta ksià˝ki Gysina i Burroughsa z kolekcji Los Angeles County Museum of Art. Jest to sk∏adanka, bogaty kola˝ przeró˝nych elementów: wycinków prasowych, odr´cznych notatek, rysunków, fragmentów artyku∏ów z czasopism, zdj´ç... Ten oryginalny projekt jest podr´cznikowym przyk∏adem tego, jak spotkanie dwóch pisarskich umys∏ów tworzy wspomnianego „trzeciego autora” czy te˝ „trzeci umys∏”. Intymnà atmosfer´ tworzy te˝ intrygujàce zestawienie obrazu olejnego Vii Celmins Nocne niebo nr 11 (1995) z Jeziorem ∏ab´dzim Karen Kilimnik (1992). Czasem, zamiast przypadkowych zestawieƒ fragmentów i idei tworzàcych nowe i nieoczekiwane znaczenia, znajdziemy bardziej planowe po∏àczenia. Rekontekstualizacja zwyczajnego przedmiotu jest szczególnie dobrze widoczna w przypadku powiàzania umywalki Roberta Gobera z rysunkami Toby Khedoori, w których sztafa˝ architektoniczny i urbanistyczny wyj´ty jest ze swego oryginalnego kontekstu, a tak˝e w pracy Laurie Parsons – rzeêbiarskim stosie przeró˝nych szczàtków. Rondinone poradzi∏ sobie doskonale z nie∏atwà architekturà Palais de Tokyo, tworzàc potrzebne mu przestrzenie bez przeprowadzania ˝adnych powa˝niejszych interwencji. Dost´pna przestrzeƒ jest Êwietnie wykorzystana w porównaniu z wi´kszoÊcià dotychczasowych wystaw w Palais de Tokyo, na których miewa si´ wra˝enie, ˝e miejsce pokazuje g∏ównie samo siebie. Jedynà interwencjà jest pomalowana na srebrno sala poÊwi´cona Andy Warholowi, gdzie pokazywana jest efektowna instalacja wideo z lat 1964-66 zatytu∏owana Zdj´cia próbne. Przyjaciele odwiedzajàcy studio Warhola traktowani byli jak aktorzy i proszeni o nieruchome pozowanie przed kamerà – trzyminutowe filmiki budujà anonimowoÊç i zupe∏nie pozbawiajà ich otoczki s∏awy. Widzimy tutaj m∏ode twarze Lou Reeda, Nico, Jonasa Mekasa, Marcela Duchampa, Paula Theka…


Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Nale˝y równie˝ wspomnieç o postminimalistycznych rzeêbach Paula Theka przyprawionych geometrycznymi rysunkami Emmy Kunz, wiszàcym neonie Martina Boyce’a (Jest noc, 1999), serii naturalnej wielkoÊci fotogramów Bruce’a Connera Anio∏y (1973-75), a tak˝e gigantycznych organiczno-mechanicznych rzeêbach Bruno Gironcoliego, skonfrontowanych z rysunkami Sue Williams. Kiedy wcinasz si´ w teraêniejszoÊç, wy∏ania si´ przysz∏oÊç Z∏o˝ony artystyczny Êwiat Ugo Rondinonego, pokazany w formie instalacji, zdj´ç, obrazów, rzeêb, rysunków czy tekstów, wymyka si´ wszelkiej kategoryzacji. Dlatego sensu paryskiej wystawy nie da si´ opowiedzieç s∏owami. Wystawa sama w sobie jest j´zykiem, obrazem, przestrzenià i ciszà, a jej podstawowà formà jest metafora. W swoim ho∏dzie dla pokolenia bitników Rondinone chce przekazaç nam wra˝enie bycia oszo∏omionym, „zakr´conym”, niemal jak w wywo∏anym narkotykami odmiennym stanie ÊwiadomoÊci. Uda∏o mu si´ przezwyci´˝yç ograniczenia klasycznego modelu wystawy zbiorowej, uniknàç jakiejkolwiek ∏opatologii, a jednoczeÊnie stworzyç „∏àcznoÊç trzeciego umys∏u”, otwarty system swobodnych skojarzeƒ, wzajemnego rezonansu i analogii. Z zebranych na wystawie prac rzeczywiÊcie wy∏ania si´ „trzeci umys∏”, zarazem wszechobecny i nieuchwytny, wynik spotkania Ugo Rondinonego z jego wyborem. Kierujàc si´ osobistymi preferencjami i upodobaniami, Rondinone tworzy wystaw´ w sposób instynktowny, ustawiajàc si´ w opozycji do sztuki, która ma edukowaç, w opozycji do jakiejkolwiek bezpoÊredniej interakcji z publicznoÊcià. Tworzenie oznacza dla niego dzia∏anie na w∏asnà r´k´. DoÊwiadczenie kuratorskie Rondinonego prowokuje nas do przemyÊlenia takich wielce aktualnych kwestii jak praktyka kuratorska, rola kuratora / artysty, forma i kompozycja wystawy, i tak dalej. Zakres dzia∏ania kuratora i jego profil zawodowy ulegajà wspó∏czeÊnie tak wielkim zmianom, idàcym w ró˝nych kierunkach, ˝e trudno jest precyzyjnie okreÊliç, jaka jest dziÊ rola kuratora w systemie sztuki. Kategori´ kuratora mo˝na definiowaç w odniesieniu do wielu ró˝nych form dzia∏ania i kontekstów instytucjonalnych. Zawsze jednak dzia∏anie kuratorskie jest bardziej modelujàce ni˝ instrumentalne; wprowadza ono konkretne prace w okreÊlony system odniesieƒ.

Sarah Lucas, Parking, 1997, fot. Marc Domage. Brion Gysin, William S. Burroughs, strona z ksià˝ki The Third Mind, ok. 1965

„Trzeci umys∏” pokazuje, co wystawy projektowane przez artystów mogà wnieÊç nowego na polu kuratorstwa: bardziej intuicyjne i wra˝liwe podejÊcie do wyboru uczestników i formy wystawienniczej. Pozwala równie˝ przyjrzeç si´ pod nowym kàtem procesowi budowania estetycznych odniesieƒ. Uruchamiajàc niekonwencjonalny dialog mi´dzy poszczególnymi pracami, „Trzeci umys∏” dokonuje jeszcze czegoÊ: wprowadza historyczne prace w teraêniejszoÊç, przywo∏ujàc sens zawarty w uwadze Burroughsa na temat techniki kola˝u: Kiedy wcinasz si´ w teraêniejszoÊç, wy∏ania si´ przysz∏oÊç. T∏umaczenie: Marcin Wawrzyƒczak Wystawa „Trzeci umys∏” („The Third Mind, carte blanche ∫ Ugo Rondinone”), Palais de Tokyo, Pary˝, 27 wrzeÊnia 2007 – 3 stycznia 2008


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.