Easylog Mariusz Zielke

Page 1


2


Mariusz Zielke Easylog

Warszawa 2014

3


Projekt ok³adki: Andrzej Brzezicki Redakcja: Arkadiusz Nakoniecznik Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: El¿bieta Jaroszuk, Jadwiga Piller

Zdjêcia na ok³adce:  Thinkstock /Ostill  Ingram Publishing

 for the text by Mariusz Zielke  for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014

ISBN 978-83-7758-587-0

Wydawnictwo Akurat Warszawa 2014

4


Prolog

Trzymam na muszce mordercê mojej ukochanej. Za chwilê nacisnê spust i nie jest to zabawa. Nie ma nic wspólnego z gr¹. On chyba zdaje sobie z tego sprawê i ju¿ nie liczy na cud. Wstrzymuje oddech i czeka. Nie przymkn¹³ oczu, patrzy na mnie bez strachu szklistym spojrzeniem wyrachowanego gracza. Czy¿by nie wierzy³, ¿e jestem zdolny do zabójstwa? Mo¿e w myœlach postawi³ zak³ad. Jeœli doliczy do trzech i strza³ nie padnie – prze¿yje. Jeœli wci¹¿ bêdzie ¿y³ przy piêciu, kto wie, mo¿e nawet facet z broni¹ zmieni zdanie i zabije tê zdzirê, przez któr¹ to wszystko siê tak potoczy³o. Niedoczekanie, draniu! Zginiesz, nie ma dla ciebie ratunku. Czekam tylko dlatego, ¿ebyœ poczu³ smak nadchodz¹cego bólu. ¯ebyœ cierpia³, tak jak ona cierpia³a. Kiedyœ, przed laty. 5


Mówi¹, ¿e sekundê przed œmierci¹, milimetr od granicy, zza której nie ma ju¿ powrotu, cz³owiek mo¿e j¹ zobaczyæ. Pani¹ œmierci. Przychodzi pod postaci¹ demona, ducha lub cz³owieka. Ostatni przewodnik na drug¹ stronê, do naraki, szeolu czy innego piek³a. Zdaniem Mike’a œmieræ jest kobiet¹, bo œmieræ to w³adza, a w³adza te¿ jest kobiet¹, choæbyœmy nie wiem jak siê upierali, ¿e jest inaczej. Mike gówno wie, ale akurat w tym wypadku mo¿e mieæ racjê. Równie¿ w tym, ¿e ona przybywa osobiœcie po ka¿dego skazanego. Szczególnie po tych, którzy zas³u¿yli na ten los, a moja dzisiejsza ofiara z pewnoœci¹ do nich nale¿y. S¹ sytuacje, kiedy nie wypada korzystaæ z pomocy. Zas³u¿y³eœ sobie, draniu, i zaraz zginiesz. Mam nadziejê, ¿e ju¿ o tym wiesz i odliczane w myœlach sekundy smakuj¹ bardzo cierpko. Odliczaj, nic innego ci nie pozosta³o. Jeden, dwa, trzy… Nadchodzi. Za chwilê. Ju¿…

6


Rozdzia³ 1

Dziennikarze to têpaki. Mike nie ma co do tego w¹tpliwoœci, mimo ¿e sam przez piêæ lat pisa³ do „New York Timesa”, a kolejne dwa przegada³ w CNN. Kiedy przypominam mu o tym, odpowiada: nie ma wyj¹tków, a jeœli nawet s¹, to potwierdzaj¹ regu³ê. – Dziennikarstwo dawno ju¿ wypra³o z brudami wszelk¹ przyzwoitoœæ. Nie ufaj pismakom. Mog¹ mówiæ, co chc¹, ale pamiêtaj, ¿e zawsze bêdzie ich interesowa³ tylko twój wk³ad w powstanie Wally’ego. Mike jest moim bratem. Mówi niemal to samo, ilekroæ siê spotykamy. Jest bardzo gadatliwy, a ja udajê, ¿e go s³ucham. Za ka¿dym razem jest w lepszym garniturze, ma bardziej odjazdowy zegarek i zerka przez okno na jeszcze nowszy model porsche. To siê nazywa dziennikarstwo zaanga¿owane, t³umaczy z uœmiechem, poklepuj¹c czterysta mechanicznych, chromowanych koni. Nachyla siê do mnie i powtarza: 7


– Pamiêtaj: zawsze próbujemy zrobiæ innych w konia. O nic wiêcej nam nie chodzi. Pamiêtam. Mo¿e dlatego, kiedy Kazar zadzwoni³ do mnie po raz pierwszy, spuœci³em go na drzewo. Nie, nie chcê siê spotkaæ, nie chcê rozmawiaæ przed kamer¹ ani przez telefon. Nie mam nic do powiedzenia. Czy to z powodu urazu do Devona? Czy wci¹¿ mam do niego ¿al o to, co siê sta³o? A mo¿e w³aœnie dlatego powinniœmy porozmawiaæ… G³upie pytania i sugestie zawieszone w pró¿ni. Nie s³ysza³ pan? Nie mam nic do powiedzenia. Powtarzaj do skutku: bez komentarza. To te¿ rada Mike’a. – Bez komentarza. Nic nie odpowiedzia³, choæ wiem, co mia³ na koñcu jêzyka. Czemu jest pan takim cholernym dupkiem, Ben? Czy to z powodu nazwiska? Wci¹¿ panu dokuczaj¹, naœladuj¹c tego komika? Ben Stiller. Tak siê nazywam, identycznie jak s³ynny aktor komediowy. Niektórzy twierdz¹ nawet, ¿e jestem do niego podobny, tylko za powa¿ny. Mam czarne gêste w³osy, krótko przyciête, doœæ pospolit¹ twarz z migda³owymi oczami, szczêkê z dziurk¹ i trochê skrzywiony nos, dziêki któremu mogê k³amaæ, ¿e kiedyœ uprawia³em boks. Typ ze mnie raczej krêpy, niezbyt wysoki i gin¹cy w t³umie. Ma³o zabawny. Bardziej pasowa³oby mi podobieñstwo do kogoœ innego. Ale przecie¿ John Travolta te¿ gra³ w komediach i lekkich filmach, a potem siê przestawi³. A Jim Carrey? Ten to dopiero potrafi³ siê udramatyzowaæ. Tak wiêc nic 8


straconego, Ben, ty te¿ mo¿esz siê staæ dobrym aktorem. Zmarszcz brwi i mów o po³owê mniej. Nie gestykuluj i nie uœmiechaj siê tak g³upkowato. Robienie z siebie kretyna te¿ ma granice. No i nie patrz tak, jakbyœ wszystkich przeprasza³ za nie swoje winy, zanim jeszcze ktoœ zd¹¿y ciê o cokolwiek oskar¿yæ. Nie mam nic wspólnego z aktorstwem. Mogê uœmiechaæ siê, jak chcê i kiedy tylko sobie ¿yczê. Niestety nie znam siê te¿ na dziennikarzach, przynajmniej nie tak dobrze jak Mike. Mo¿e dlatego zrobi³o mi siê trochê szkoda Kazara i powiedzia³em: – Niech pan siê nie gniewa, ale ta historia jest ju¿ za mn¹. – Jesteœ legend¹ tej firmy, Ben. – Kazar siê nie poddawa³, próbowa³ bezpoœredniego uderzenia. – Nie powinieneœ nas unikaæ. – Nas? – Od dziesiêciu lat nie udzielasz wywiadów. W³aœciwie nigdy nie widzia³em z tob¹ wywiadu poza t¹ krótk¹ notk¹ w „Globe”, w której powiedzia³eœ, ¿e Wally bêdzie prze³omem. – To prawda. – Mo¿e warto z tym skoñczyæ i wyjœæ do ludzi? Jesteœ to nam winien. Devon wci¹¿ o tobie mówi, powtarza, ¿e gdyby nie Ben Stiller, nie by³oby sukcesu SkyComu, nie by³oby Wally’ego. To twoje dzie³o, Ben. – SkyCom to Devon, nie ja. – Nie przeczê, ale to ty by³eœ g³ównym technologiem. Nawet Devon tego nie ukrywa. Nie rozumiem wiêc, czemu nie chcesz ze mn¹ porozmawiaæ. 9


Dobrze to rozgrywa³. Próbowa³ mnie wzi¹æ na komplementy, odkrywa³ stopniowo karty, jednoczeœnie ukrywaj¹c prawdziwy cel rozmowy. Obaj wiedzieliœmy, ¿e ma inny temat, du¿o mocniejszy ni¿ sukces SkyComu i Devona. Dziennikarze œledczy nie pisz¹ o sukcesach. Szukaj¹ brudów w zamkniêtych szafach. Grzebi¹ w œmieciach i w¹chaj¹ smrody. Ich szefowie p³ac¹ im za wyci¹ganie brudów na œwiat³o dzienne, a nie za g³askanie korporacji po g³owie. Tak, w internetowych notkach o Ianie Kazarze nie by³o ani odrobiny przesady. Mo¿na by³o siê z nich dowiedzieæ, ¿e jest wyj¹tkowo upierdliwym i upartym dziennikarzem œledczym. Jeœli coœ jest niemo¿liwe, poœlij tam Kazara. Wyprosisz go drzwiami, wejdzie oknem. Rozpije abstynenta, przeleci lesbijkê, o¿ywi umarlaka. Dla Iana Kazara nie ma rzeczy niemo¿liwych. Nie ma te¿ ¿adnych œwiêtoœci. – Skromny ze mnie goœæ, Ian. Unikam rozg³osu. – Mike jest zupe³nie inny. Jeœli wszystkie sposoby zawodz¹, spróbuj siê spoufaliæ, udaj¹c przyjaciela rodziny. – Mike ciê nie lubi, Ian. Chyba wiesz o tym? – Mike to kutas. Z pewnoœci¹ wiedzia³, ¿e ja i mój brat tylko udajemy przyjaŸñ. Nie zdziwi³bym siê, gdyby na rozmaitych imprezach Mike opowiada³ wszystkim, jakim dupkiem jest jego brat, niby taki s³ynny technolog, który nie potrafi³ przekuæ wiedzy na sukces. Tak, w oczach Mike’a z pewnoœci¹ jestem dupkiem. – Ale to mój brat – odpar³em. 10


– Zrób mu na z³oœæ i porozmawiaj ze mn¹, Ben. Udziel mi pierwszego wywiadu, a masz jak w banku, ¿e Mike siê wœcieknie. – Nie mogê Ian. Naprawdê nie mogê. Trudno mi wyt³umaczyæ dlaczego, ale ta rozmowa i ca³y proces urabiania Kazara sprawia³y mi przedziwn¹ przyjemnoœæ. Mo¿e dlatego, ¿e by³ œwiêcie przekonany, ¿e jest odwrotnie i ¿e to on mnie urabia? W koñcu i tak nic mi nie mo¿e zrobiæ, do niczego mnie nie zmusi, a ja mogê z nim zrobiæ wszystko. Mogê go wystawiæ, umawiaj¹c siê na spotkanie na Florydzie i nie przyjœæ na nie, a on nie bêdzie siê nawet móg³ zemœciæ. Ma³o tego, bêdzie musia³ udawaæ, ¿e nic siê nie sta³o. Ale¿ sk¹d, Ben, to ¿aden problem, ¿e przelecia³em kilka tysiêcy kilometrów, by siê z tob¹ zobaczyæ, a ty mnie ola³eœ. Lubiê samoloty i nie liczê czasu. Co za dureñ wymyœli³, ¿e czas to pieni¹dz? Najwy¿ej mogê zemœciæ siê na Mike’u albo Devonie. Nie zale¿a³o mi na ¿adnym z nich. – Gdzie jesteœ, Ian? – zapyta³em. – W knajpie. Jem lunch. Przypomnia³a mi siê zabawna historia. W walentynkowym konkursie radiowym mo¿na by³o wygraæ niez³¹ sumkê, jeœli partnerzy bez porozumienia tak samo odpowiedzieli na pytanie zadane znienacka przez prezentera. Ten zadzwoni³ do jednego faceta, poinformowa³ o mo¿liwej wygranej i zapyta³, gdzie siê ostatnio kocha³ z ¿on¹. Facet odpowiedzia³, ¿e w kuchni. Zaraz potem prowadz¹cy zadzwoni³ do ¿ony tego goœcia, a ta po d³ugich namowach wypali³a: „w pupê”. W porze œniadania, kiedy 11


przy g³oœnikach siedz¹ ca³e rodziny. Konsternacja by³a spora, a para nie wygra³a nagrody. – Pytam o miasto, Ian. Jesteœ w L.A.? – Nie, w San Diego, ale jutro mogê byæ w L.A. Dla ciebie wszystko, Ben. – Przylecisz do mnie na Florydê? G³oœno prze³kn¹³ œlinê. Drapie¿nik wyczu³ ofiarê. Mia³ mnie, tak mu siê wydawa³o. I jak prawdziwy drapie¿nik nie przeczuwa³ podstêpu, robi¹c w myœlach rachunek zysków i strat. – Jesteœ na Florydzie? Co u licha tam robisz? – Konferencjê. Tym w³aœnie siê zajmujê, nie sprawdzi³eœ? – Wiem, wiem. Easylog, zgadza siê? Tak siê nazywa twoja nowa firma? Mam j¹ od oœmiu lat. Budowana od podstaw, w koñcu zaczyna liczyæ siê na rynku, a ten bubek mówi: „nowa firma”. Te¿ mi dziennikarz. – Tak jest – przytakn¹³em grzecznie. – £adna nazwa. „£atwe wejœcie”, czy o to chodzi? To mia³eœ na myœli, Ben? – Stawiamy na prostotê, Ian. Z nami wszystko jest prostsze, ³atwiejsze… Ka¿dy biznes. – A wiêc powinno ci zale¿eæ na reklamie. Mo¿emy zrobiæ wywiad przed siedzib¹ Easylogu, z szerokim kadrem, na tle logo. Serwer ci siê zawiesi, tyle wejœæ na witrynê bêdziesz mia³ jeszcze tego samego dnia. Grzech nie skorzystaæ. Milcza³em, udaj¹c ¿e rozwa¿am propozycjê. Wreszcie odchrz¹kn¹³em. 12


– Zobaczymy. Wola³bym najpierw pogadaæ bez kamery. – Oczywiœcie. Wszystko uzgodnimy. Jasne. Ju¿ ci wierzê, bubku. Na pewno bêdziesz mia³ ukryty sprzêt. W dzisiejszych czasach kamerê mo¿na zainstalowaæ w oprawce okularów. – Mimo wszystko dziwiê siê, ¿e z twoimi umiejêtnoœciami prowadzisz… coœ takiego – kontynuowa³ urabianie. – Ja bym ciê widzia³ jeœli nie w SkyComie, to w jakiejœ innej technologicznej korporacji. Apple przygarnê³oby ciê z otwartymi ramionami, po tym jak Wally odebra³ im palmê pierwszeñstwa na rynku mobilnym. – Apple mnie nienawidzi. – Bez Jobsa to ju¿ nie ta sama firma, ale ty byœ to zmieni³, Ben. Jesteœ wizjonerem, a nie wyrobnikiem. To tak, jakby s³ynny chirurg zamiast robiæ skomplikowane operacje poszed³ pracowaæ do gabinetu kosmetycznego. Znów bra³ mnie pod w³os, taka jego rola: wejœæ jak najg³êbiej, smaruj¹c wczeœniej wazelin¹. Wiedzia³em, ¿e zastawia na mnie pu³apkê. – Lubiê moj¹ pracê, Ian. To jak, przylecisz do Miami? – Kiedy? – Choæby jutro. Krótka cisza w s³uchawce. – Dobrze. Mogê byæ jutro na Florydzie. WeŸ ze sob¹ Wally’ego, Ben. Chcia³bym ci zrobiæ z nim zdjêcie. Nie odpowiedzia³em. I tak by nie uwierzy³, ¿e prawie nie korzystam z urz¹dzenia, które sam zaprojektowa³em, ani z konta na Wallnecie. Poda³em mu dane 13


jednego z hoteli z folderu, poprosi³em, ¿eby wieczorem czeka³ na mnie w holu, i roz³¹czy³em siê. Nawet jeœli Kazar zapa³a³ do mnie sympati¹, to jutro, najdalej o ósmej, bêdzie nienawidziæ. Wyobrazi³em sobie jego minê po godzinie czekania. Bêdzie przebiera³ nogami ze z³oœci, przygryza³ wargi, obgryza³ paznokcie, w koñcu zadzwoni, a ja nie odbiorê telefonu. Spróbuje póŸniej, jednak us³yszy tylko dŸwiêk wy³¹czonej komórki. Kolejnego dnia pewnie zadzwoni do biura, a ja mo¿e ³askawie przyjmê po³¹czenie, ¿eby osobiœcie odebraæ gratulacje za ten numer. Co mu powiem? Och, Ian, najmocniej ciê przepraszam, zapomnia³em. Musia³em pilnie wróciæ do L.A. Ciekawe, czy pêkniesz i w koñcu powiesz, co o mnie naprawdê myœlisz? Nie, jednak nie. Ci¹gle bêdziesz liczy³ na ten cholerny wywiad. Mike, wisisz mi drinka. Bêdziesz mia³ co opowiadaæ na gali wrêczania Pulitzerów. Czy Kazar dosta³ kiedyœ Pulitzera? A ty, Mike? Zbli¿y³eœ siê chocia¿ do jakiejœ nagrody, czy tylko s³upki ogl¹dalnoœci i czterystukonne porsche ci w g³owie? Tak, w nosie masz rzetelnoœæ i wa¿ne tematy. Licz¹ siê jedynie skandal i sensacja.

14



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.