i am a product of everything that survived before me, [...]

Page 1

i am a product of everything that survived before me, and a symbol of everything you never wanted to exist.

“[...] The question whether and how a queer ritual of lament is possible not simply in terms of an artistic and/or academic inquiry, but as a communal response to the lack of grief for queer lives in the past, and most importantly in the present, remains open.”

Let yourself be angry. Don’t be afraid to hate cis-hets (and abusers). Speak up for vengeance. Mourn and grieve.

Bardzo trudno jest znaleźć słowa na żal, a jeszcze trudniej o nim mówić bez poczucia wstydu. Ze strachem kontroluję każdy ruch, każde ułożenie ciała, ciągle myślę, że lepiej by było nie wychodzić z domu, nie ruszać się z łóżka, każdy moment przypomina mi o tym, kim nie jestem.

Nie czuję się wystarczająco męski, nie mam doświadczeń cis chłopców, nie umiem robić seksistowskich żartów.

Zamiast tego nauczyłem się zastygać, czekać, aż to się skończy. Kiedy byczki za mną krzyczą, nigdy się nie zatrzymuję, idę z walącym sercem coraz szybciej, z nadzieją, że mnie zostawią, kiedy ktoś mnie wyrzuca z kibla, robię, co mówią, nie umiem inaczej, kiedy doświadczałem przemocy, czekałem aż to się skończy (dalej wyrzucam sobie, że nie umiałem głośniej powiedzieć nie, że moje transmęskie ciało nie mogło mnie ochronić).

jestem bardzo zmęczonx ale nawet nie wiem czym, ten tydzień jest ciężki bez większego powodu.

jestem w domu rodzinnym żeby odpocząć, ale czuję że jeśli jeszcze raz usłyszę swój deadname to postradam zmysły. nie pamiętam kiedy ostatnio próbowałxm coś z tym zrobić, może to było zbyt dawno, może już pora spróbować znowu, ale boję się próbować.

najgorsze jest to, że kiedy jest ze mną okej, to myślę sobie, że przecież nie ma co zmieniać, że przecież jestem w stanie to znosić. a kiedy już jest znowu źle, to jest tak źle, że nie mam siły ani odwagi. bo na pewno wybuchnę i to da odwrotny efekt. a jak jest okej to szkoda to psuć.

i nie widzę chyba żadnego settingu, w którym cokolwiek się poprawia, w którym jakkolwiek jestem w stanie cokolwiek zmienić.

nauczono mnie tylko przeczekiwania i teraz sam je na siebie nakładam tak samo jak innx, czuję, że jeśli usłyszę swój deadname jeszcze raz to wybuchnę,

już przed przyjazdem buduję pancerz, brak reakcji: to nic nie da, po co próbować, skoro mają wyjebane, nie widzę wyjścia.

czuję żal, bo dalej sobie wmawiam, że to mój świadomy wybór, najlepsza opcja, jedyna. powoli zaczynam widzieć, że to tylko wyuczona reakcja, ale walczenie z nią wydaje się niemożliwe.

Ja żyję dopiero jeden dzień.

Czytam z twarzy ludzi wiarę w to, że nie urodzili się wczoraj.

Ale ja żyję dopiero jeden dzień, a już stary, pachnący śmiercią przedłużacz grozi mi.

Dużo trudniej jest rozpoznać twarze, które doskonale się zna, jeśli zalane są zawodzącą, jakby ukrytą w skalpie smołą.

Mówi się, że bezpieczeństwo pachnie jak alkoholik, który właśnie zjadł pączka.

Ale ja wcale nie czuję się tutaj zbyt dobrze.

Proszę się rozgościć. - Powiedziałam.

Witaj na mojej wyspie suko. - Pomyślałam.

Dziś chyba będę tu i będę. Mam nadzieje, że nie zwracając na Nią uwagi. Pomimo tak młodego wieku, moje wyjątkowo ludzkie macki, straciły już dawno kontakt z bazą.

Dziś, kiedy tu tak będę i będę, skorzystam z tego, że pomimo licznych wysiłków potrafię jeszcze

rozróżniać podstawowe zapachy. Ale narazie - czekam.

Próbuję niezawodnie pokonywać znane mi trakty.

Są jak we śnie.

Wydaję mi się, że pamiętam ich wiele, choć tak naprawdę miałam tylko jeden.

We wszystkich snach o trasach, które myślę, że miałam, pojawiały się latarnie, czyli wybujałe słupiska o oczach wrzeszczących krzaczastym brzaskiem. Oczywiście w śnie było ich od groma. Teraz pozostaje mi jedynie światło moich własnych gał.

Niewielkim promieniem rozjaśniam szosę.

Trudności jest wiele. Zamiast uwidaczniać szkło, natykam się na tłuste plamy przybrane kurzem.

Zapomniałam, że to moim węchem miałam nas dziś nawigować.

Ja żyję dopiero jeden dzień, przypomniałam sobie.

Nie muszę być w niczym dobra.

Chyba prowokacyjnie dane było mi poczuć w końcu zapach wbijającego się w palec szkła.

Nie wiem, czyj był to palec.

Nawet gdy śnię... Nawet gdy myślę, że śnię o utracie kontroli nad ciałem, to czuję je bardziej niż na jawie.

To już koniec? - Zapytała.

Nie jestem już pewna, co bardziej wybiło mnie z tego transu.

Zapach rozprutej skóry, czy deprymujący jazgot jej pytania.

Przed nami jawiła się dziadowska brama.

Tunel do kuchni, do niedawna sklepiony pawlaczem rozpłomienił się od rzędów przytulonych do siebie zniczy i innych sex zabawek.

Za tą szmatławą zasłoną stały dwie łyse lezby.

Coś tam mamrotały, ale powoli, od ognia, pary i smrodu widzę tylko ich wywalone swobodnie języki. Są długie i kolczaste. Bezwiednie powtarzają ten sam debilny ruch.

Ja żyję dopiero jeden dzień.

Dlaczego tak wielkim zaskoczeniem jest dla mnie, gdy ktoś nagle NIE kwestionuje?

Dlaczego w zachwyt wprawia mnie każda osoba, która mnie po prostu przyjmuje takie jakie jestem?

Czy mam aż tak niskie standardy?

Mam wrażenie że nie

A jednak znowu się to dzieje, wpadam w zauroczenie samym faktem, że mogę b y ć przy kimś

B y ć w autentycznej, beznapięciowej, nieaktywistycznej formie

Do nienawiści; 08 VIII 2022

To będzie krótki list, tak krótki jak ten moment, który na pewno odbije się echem w (moim) świecie.

Najbardziej boję się ludzi w pełni nieświadomych – takich, którym za nic nie da się przemówić do rozsądku, nieważne jak spokojnie będziesz mówić, nieważne jak bardzo łamać ci się będzie głos, nieważne jak bardzo będzie spocona dłoń w kieszeni, w której kurczowo trzymasz się nożyczek, nieważne jak bardzo boli cię policzek od uderzenia. Nieważne jak bardzo się boisz stanąć w obliczu śmierci, bo gdy słyszysz pytanie, czy chcesz zostać zabity, zwykłe “nie” po prostu przelatuje koło ucha.

Byłem przekonany, że nigdy nie będzie w moim świecie nienawiści, a jednak. Grożenie śmiercią? Naplucie w twarz i wyzywanie od dziwek. Teraz jedynie pragnę wysprejować mu twarz gazem pieprzowym, a gdy będzie leżeć i skręcać się z bólu, krzyknąć “leż, kurwo” i kopać go w brzuch.

A Bóg mówił, żeby wybaczać swoim wrogom, ale mu nie wybaczę nigdy.

being a 20-something queer person comes with a lot of moments of grief over your adolescence

i’m trying to catch up on all the moments i never was able to have youth is primarily about relationships, relationship building, and i lost all of the romantic aspect of that before i felt comfortable with who i am

i really think like i’m trying to make up for moments that i didn’t have i don’t wanna feel like i lost time, but it feels like it

i come to you tonight in grief i come to you tonight in grief

i feel undone by the irrevocable fact that people that i love are fading away they are being beaten up, abused and dying and that society is structured in a way that refuses to talk about it it’s easier to play pretend that we are immortal that we are proud and that we aren’t lonely

we have no spaces to grieve and to be witnessed in our pain we take it out on ourselves and one another so many walk around mistaking wounds as mouths speaking from their pain not even knowing that they’re hurting

all of us are harmed by the gender binary but few of us have the awarness of it that’s why so many mistake injury as identity calcified grief as personality, and pain as a virtue

we grew up in a world where people try their best to destroy us and call it love our families, the ones who are supposed to protect us, teach us to disappear ourselves for the comfort of others and this culture, and its country romanticizes that makes heroes out of the things that hurt us so that when they see gender non comforming people, who make freedom real

it is easier to say that we are dangerous than it is to confront the intimate danger right there in your home from the people who try their best to destroy you and call it love

being queer is many things, among them it’s a grief ritual one in which we mourn who the world wanted us to be and become, and welcome who we were meant to be

you tell me that i’m being too loud yet i know i’m not being loud enough

czasem czuję, że gniję; że jedzenie, które (jakoś) we mnie wchodzi zatrzymuje się w zakamarkach nawarstwionych wnętrzności i czeka.

chyba czeka na tą chwilę, kiedy nie będzie można wrócić do połykania, kiedy ostatnie gardło zostanie ściśnięte

na tyle mocno, że znikniemy stąd.

nie wiem gdzie się udamy. więc może to dobrze, że to jedzenie odejdzie z nami, przyda się, takie gnicie jest bardzo żyzne, może urosną sobie na naszych ciałach drzewa.

w życiu pełno jest umierania. już przy narodzinach mama moja odeszła, forma jej mi nie znana przepoczwarzyła się przy mnie, zostawiając obumarłą już skórę w szpitalu, na śmietniku. taka ceremonia. skrawki tej skóry zrosły się z moją świeżą, nowonarodzoną, naznaczając mnie historią, której do tej pory nie mogę strzepnąć, mogę ją tylko opłakiwać.

żałoba jest więc codziennością, codzienną praktyką afirmacji nie tyle straty,

co zniewolenia

a zniewolenie to nazywają nowoczesnością,

a mnie się to nie mieści w wymiarach ani życia ani śmierci. to podły, bardzo ludzki projekt, traumatyzujący pokolenia

pokolenia

zajmujący nam do spiłowania tych wizji bo to przecież o wizje tu chodzi.

jest mnie bardzo dużo. swoją śmierć już przeżyłem wiele razy, ona mnie użyźniła, dokarmiła moje kości, takie z definicji delikatne, pluję na tą delikatność, pluję na wiele rzeczy, które mnie kategoryzują, wiesz? bo ja chcę uczestniczyć w tej procesji, mama pyta dlaczego się tak męczę, a ja nie mogę inaczej, będę rozgrzebywać to gnicie już przez całe życie, aż do śmierci i dalej

i

Osoba kuratorska: @mattiaxspich

Osoby autorskie: @mattiaxspich, @czytomewa, @marasjezior, @muryhugona @_szkielko, @irenanother

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.