Magazyn o świadomym życiu Więcej numer 3 wrzesień 2018

Page 1

NUMER 3 · WRZESIEŃ 2018

w środku: joga - w podróży po wewnętrzne skarby moja droga do weganizmu podróże nieoczywiste jak się spakować w podróż?


spis tresci 12

joga - w podróży po wewnętrzne skarby Agata Ucińska

16

podróż w głąb siebie Klaudia Kołdras

20

rzuć wszystko i jedź w bieszczady Angelika Pińkowska

24 26

moja droga do weganizmu veganama vegan nerd

28

pakujemy wakacyjną kosmetyczkę Magdalena Żółcińska

36

jak stworzyć uniwersalną garderobę na każdy wyjazd? Anita Janicka-Kalcov

38

do poczytania w podróży o podróży Angelika Pińkowska

42

oman Paulina Wierzgacz

50

kobieta na motocyklu Katarzyna Straube-Czyż

56

rok między pacyfikiem a atlantykiem Zosia Białoń

64

kapsztad - podróż w stronę źródła Milena Adamczewska

68

podróż pełna aromatów i ekstremalnych smaków Daria Szotek


drogi czytelniku! Każda nawet najmniejsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Bez znaczenia czy to podróż na drugi koniec świata czy na drugi koniec miasta. W trzecim już wydaniu Magazynu Więcej autorki pokusiły się o nieco szerszą interpretację podróży. Bo czy życie to nie podróż? Czy codzienne zmagania z samoakceptacją, byciem wdzięcznym za to kim i gdzie jesteśmy nie jest nieustającą podróżą w głąb siebie? W tej edycji znalazło się też miejsce na nieco lżejsze tematy, porozmawiamy o tym co spakować do walizki oraz podręcznej kosmetyczki, a także jaką lekturę warto ze sobą zabrać. Poznacie też kobiety, dla których życie w podróży to jedyny słuszny wybór. Będzie o pracy jako sposobie na odległe podróże, a także o kobiecie, która zakochała się w motocykliście i od tej pory jednośladem zwiedzają odległe zakątki. Czym byłyby podróże bez odkrywania nowych smaków? Kulinarnych inspiracji szukałyśmy w Chinach. To jak? Dacie się porwać w niekończącą się podróż? Przyjemnej lektury!

angelika pinkowska


autorki

ANGELIKA PIŃKOWSKA

AGATA UCIŃSKA

Cześć! Nazywam się Angelika i to ja jestem sprawczynią całego tego zamieszania. Magazyn marzył mi się od kilku lat, więc w końcu wzięłam sprawy w swoje ręce i oto jest - magazyn o świadomym życiu Więcej. Od roku mieszkam w Australii, gdzie z każdym dniem zakochuję się w tym kraju coraz bardziej. Jestem miłośniczką podróży w rytmie slow, książek i uważnego życia.

Cześć! Nazywam się Agata Ucińska i jestem nauczycielką jogi. Szkoliłam się w Indiach - w szkole Trimurti Yoga, na podyplomowych studiach Relaksacja i joga na warszawskiej AWF, a także pod okiem Tary Stiles. Praktykuję jogę flow - Vinyasę oraz Stralę - które stanowią dla mnie sposób na zdrowe ciało, spokojnieszy umysł i lepszą codzienność. Prowadzę bloga poczujsielepiej.pl oraz kanał na Youtubie.

adreamerslife.pl

poczujsielepiej.pl

ANITA JANICKA-KALCOV Z wykształcenia ekonomistka, jednak odkąd tylko pamięta, jej prawdziwą pasją jest moda. Latami testowała, wątpiła, budowała na nowo swój styl. Pewnego dnia zaryzykowała i poszła za głosem serca. Zrezygnowała z pracy w korporacji, a swoją pasję uzupełniła wiedzą z kursów na London College of Fashion. Teraz podpowiada kobietom, jak dobrać odpowiedni strój i dodatki do swojej sylwetki, jakie kolory pasują do ich osobowości oraz co warto posiadać w szafie, aby już nigdy więcej nie narzekały, że nie mają w co się ubrać. Wie, jak ważne jest odkrywanie własnego, kobiecego piękna, dlatego z ogromną przyjemnością podzieli się z Tobą swoją wiedzą i wieloletnim doświadczeniem. nietypowastylistka.pl

MILENA ADAMCZEWSKA Uwielbia zadawać pytania i poszukiwać odpowiedzi. Fascynuje ją świat – obserwuje go, odkrywa, opisuje i próbuje uczynić trochę lepszym miejscem. Z wykształcenia prawniczka, z serca aktywistka, z doświadczenia copywriterka. Postanowiła połączyć wszystkie umiejętności i pasje w działalności na rzecz praw człowieka. Obecnie mieszka i dokształca się w Holandii, ale po wielu, również międzykontynentalnych migracjach, zaczyna tęsknić za Warszawą.

KASIA STRAUBE-CZYŻ Mam na imię Kasia. Mieszkam w Żorach, mam 34 lata. Od 3 lat jestem mamą Adasia. Od ponad 4 lat jestem żoną zapalonego motocyklisty, dla którego lato mogłoby trwać cały rok. W przeciwieństwie do mnie. Odnajduję się w każdej porze roku, a coraz mocniej ukochałam sobie zimę i moje snowboardowe szaleństwa. Uwielbiam długie spacery po lesie, a z aparatem staram się nie rozłączać na długo. Początkowo fotografia była moją pasją, do dziś jest, ale też jest to mój sposób nażycie. Uwielbiamy podróżować i z przyjemnością zabieramy w te podróże naszegosyna.

Ma tendencje do życia w pędzie, więc nauczyła się też zwalniać i zatrzymywać. Parzy wtedy dobrą kawę, ćwiczy jogę i celebruje jedze- highmom.pl nie z bliskimi. mileysroad.pl

KLAUDIA KOŁDRAS Jestem Klaudia, mam 25 lat, a od ponad dwóch mieszkam w północnej Norwegii. Choć pochodzę z Mazowsza, moje życie związane było również z Trójmiastem, gdzie studiowałam i zostawiłam spory kawałek serca. Jestem zwolenniczką prostego życia i wierzę, że mniej naprawdę znaczy więcej. Uczę się odpuszczania, fotografii, norweskiego i… siebie samej. Na co dzień prowadzę również bloga i pracuję w norweskiej kawiarni. Wierzę, że każdy z nas zasługuje na pełne, spełnione i szczęśliwe życie! klaudiakoldras.pl


DARIA SZOTEK

MAGDALENA ŻÓŁCIŃSKA

ALICJA ROKICKA

MARTA MYTYCH

PAULINA WIERZGACZ

ZOSIA BIAŁOŃ

Na co dzień - studentka biznesu w Anglii, weganka, wielbicielka jogi, dobrej kawy i leniwych poranków z miską domowej owsianki. Pasjonatka fotografii i gotowania. Autorka bloga kulinarnego An Apple a Day… no właśnie, uwielbia jabłka.

Z wykształcenia psycholog, z zamiłowania wizażystka. Mama na pełnym etacie. Pasjonatka zdrowego stylu życia, od ponad dwóch lat wkręcona w naturalną pielęgnację.

Od około 8 lat jestem na diecie wegańskiej i szybko stało się jasne, iż nie wyobrażam sobie innego stylu życia. Uwielbiam gazety o jedzeniu, uwielbiam programy o gotowaniu, godzinami siedzę na blogspocie czy pinterst i czytam blogi z całego świata. Napisałabym, że kocham podróżować, ale kocham tylko Włochy i lubię tam wracać.

Hej hej! Mam na imię Marta i kilka lat temu wraz z rodziną przeprowadziłam się do Szwecji, żeby żyć bliżej natury i cieszyć się życiem w Skandynawii. Aktualnie mieszkam w niewielkim leśnym domku pod Sztokholmem i czuję, że to moje miejsce na ziemi. Jestem mamą dwóch vege dzieciaków, Matyldy i Liliany i właśnie dzięki nim założyłam bloga veganama.pl. Dzielę się na nim moimi doświadczeniami związanymi z weganizmem, który już kilka lat temu zmienił moje życie na lepsze. Moją wielką pasją jest fotografia i cieszę się, że mogę spełniać się w tym co lubię robić najbardziej. Moje zdjęcia i projekty możecie znaleźć na stronie mytych.photography.

Mam na imię Paulina i robię zdjęcia. Kocham podróżować i po prostu być w drodze. Kiedyś spisałam sobie listę 100 rzeczy, które muszę zrobić w tym swoim życiu. Na blogu staram dzielić się wszelkimi przygodami z tym związanymi. A po drodze wydarza się jeszcze masa niespodzianek!

Hej! Mam na imię Zosia. Podróżuję, fotografuję, zdobywam górskie szczyty i tańczę, gdy nikt nie patrzy. Po latach pracy w agencji reklamowej, wraz z mężem doszliśmy do wniosku, że życie ma o wiele więcej do zaoferowania niż średnio wygodne biurko i przeciętną kawę w biurze, 5 dni w tygodniu, aż do emerytury. Dlatego spakowaliśmy wszystko co mamy i przeprowadziliśmy się na drugi koniec świata, żeby podróżować po Kanadzie. I tak wszystko się zaczęło. W ciągu trzech lat mieszkaliśmy w ponad 20 miastach na trzech kontynentach. Dobrze czuję się zarówno w wielkich miastach takich jak Tokio, czy Nowy Jork jak i w maleńkich górskich miasteczkach, jak Banff, czy Canmore. Po pracy każdą wolną chwilę spędzam spacerując (oczywiście z mężem), czytając reportaże i skandynawskie kryminały, oglądając filmy dokumentalne i gotując. Aktualnie marzę o kolejnym ramenie zjedzonym w Japonii, kraftowym piwie w Vancouver i roadtripie północnym wybrzeżem Francji.

Kocha naturę i zwierzęta oraz interesuje się tematem zdrowego odżywiania, kuchnią opartą na nieprzetworzonych produktach roślinnych. Jednak nie pogardzi też najlepszą pizzą z lokalnej wegańskiej pizzerii czy „kawałkiem” czekoladowego brownie z gałką waniliowych lodów. Poza tym uważa, że nie ma nic lepszego od pajdy świeżego domowego chleba na zakwasie! Szuka tej równowagi w życiu, jest po prostu sobą i stara się cieszyć każdym dniem. anappleaday.pl

feminine.pl/blog

wegannerd.blogspot.com

veganama.pl

obrazkiblondynki.pl

www.everydayroutes.com


„ podróż

przebywanie drogi do jakiegoś odległego miejsca


W GŁĄB SIEBIE

JOGA - W PODRÓŻY PO WEWNĘTRZNE SKARBY agata ucinska

W

zdjęcie: Agnieszka Wanat

dzięczne pozycje, obietnica relaksu i ulgi dla kręgosłupa. To najczęstsze powody, dla których decydujemy się stanąć na macie i zacząć praktykę jogi. Pierwsze godziny okazują się niełatwe. Asany, które wyglądały na banalne, powodują drżenie nóg. Trudno nadążyć za wskazówkami nauczyciela. Okazuje się, że na jodze - niby spokojnej i powolnej - bardzo dużo się dzieje. Wysilamy mięśnie, wysilamy mózg. Końcowy relaks trochę się dłuży, stukamy więc palcami w podłogę. Jednak po wyjściu z sali dopada nas dziwna i przyjemna lekkość. Coś jak endorfiny po bieganiu, ale trochę inaczej. Ciało uwolnione z napięć porusza się miękko, oddech wydaje się spokojniejszy, myśli nie gonią. To przyjemne uczucie sprawia, że decydujemy się kupić karnet, choć jeszcze nie do końca rozumiemy o co w tym wszystkim chodzi.

12

Stopniowo stajemy się coraz sprawniejsi, możemy więc czerpać większą przyjemność z wykonywania asan. Zaprzyjaźniamy się z ciałem. Zaczynamy rozumieć, że mniej znaczy więcej. Kiedy trzeba umiemy odpuścić, ale czasem odważamy się spróbować pozycji, która wydawała się być poza zasięgiem. Zauważamy jak duże znaczenie w praktyce ma oddech. Bardzo ważny staje się końcowy relaks - zazwyczaj wykonywany w pozycji trupa - Savasanie. To moment kiedy układ nerwowy się wycisza. Na początku wiele osób ma problem z bezczynnym leżeniem nawet przez 3 minuty.

Nie tylko umysł, ale i ciało zdają się być niespokojne. Pierwszym krokiem w oswojeniu Savasany jest zatem nauka relaksacji - świadomego rozluźnienia mięśni i wyrównania oddechu. Gdy już jesteśmy w stanie leżeć bez wiercenia się, możemy próbować obserwować myśli i uczucia, pozwalać im spokojnie przepływać, a w rezultacie poczuć jak umysł się uspokaja. Powoli widzimy, że to co na początku było fizyczną pracą, wymaga też dużego mentalnego zaangażowania. Joga, traktowana jako medytacja w ruchu, uczy uważności i akceptacji. Te umiejętności, zaczerpnięte z filozofii Wschodu, coraz częściej znajdują swoje miejsce we współczesnej psychologii. Melanie Greenberg, autorka książki Mózg odporny na stres napisała, że gdyby miała zdecydować, które narzędzie do radzenia sobie ze stresem jest najskuteczniejsze, wybrałaby właśnie uważność. Czyli otwarte, wyrozumiałe nastawienie do swoich wewnętrznych przeżyć, pozwalające wytworzyć zdrowy dystans pomiędzy sobą a własnymi myślami i uczuciami wywołanymi przez stres - dystans, który zapewnia przestrzeń do wyboru sposobu reagowania. Joga to wspaniała okazja do treningu uważności i poznania samego siebie. Kiedy to dostrzeżemy, zaczyna się bardzo ciekawy okres w praktyce. Sposób wykonywania asan dostarcza mnóstwa informacji na własny temat. Może się nadwyrężamy, robiąc więcej niż w tym momencie pozwala ciało? Może zbyt często odpuszczamy, nie próbując nowych rzeczy?

13


zdjęcie: Agnieszka Wanat

Joga, traktowana jako medytacja w ruchu, uczy uważności i akceptacji. Te umiejętności, zaczerpnięte z filozofii Wschodu, coraz częściej znajdują swoje miejsce we współczesnej psychologii.

Może mamy problem z regularnością? Może dopada nas panika, gdy musimy zrezygnować z ćwiczeń? Może wybiegamy myślami daleko poza matę, porównujemy się do innych albo strofujemy za nieidealne wykonanie pozycji? Ważne, żeby zauważać tego typu tendencje, a jednocześnie starać się podejść do siebie z życzliwością. Wtedy przychodzi zrozumienie i akceptacja. Podróżując samolotem z dzieckiem wiemy, że w razie zagrożenia, powinniśmy najpierw założyć maskę tlenową sobie, a później podopiecznemu. Podobnie jest w życiu. Dopóki nie zaczniemy samych siebie traktować z wyrozumiałością i życzliwością, trudno będzie nam zadbać o innych. Dzięki jodze mamy szansę nawiązać kontakt ze swoim ciałem. Przestajemy ignorować ścisk w żołądku czy ból głowy. Coraz lepiej wiemy, co nam służy, a co nie. Często decydujemy się na zmiany w życiu - śmieciowe jedzenie, imprezowanie do późna czy zaleganie przed serialami nie kuszą już tak bardzo. Mamy lepsze samopoczucie i więcej energii. Możemy stać się bardziej uważni na otoczenie i mniej kategoryczni w swoich osądach. Oczywiście to wszystko nie dzieje się samo. To długi proces, który nie polega na wykonywaniu coraz wymyślniejszych pozycji, a na świadomej obserwacji i obecności. Joga nie jest lekarstwem na wszystkie bolączki tego świata. Nadal możemy zachorować, stracić pracę, pokłócić się z partnerem. Ale jednocześnie dzięki praktyce mamy szansę wyruszyć w wewnętrzną podróż po piękne skarby - uważność, akceptację i pogodę ducha, a następnie podzielić się nimi z innymi.

14

15


klaudia koldras

Wyobraź sobie, że jesteś czystą kartką. Ktoś zabiera Ci nagle sukcesy, pozycję, osiągnięcia, sympatię, którą być może, darzą Cię inni. Tracisz również social media, nie mogąc dodać kolejnego zdjęcia i czekać na gratyfikację w postaci mniejszej lub większej ilości serduszek. Teoretycznie zostajesz z niczym, ale paradoksalnie… ze wszystkim, bo z samą sobą i jeśli jesteś szczęściarą, będą przy Tobie kochające Cię osoby. Czy bez tej całej otoczki, która jest wokół nas na co dzień, będziesz kochała siebie równie mocno, jak robisz to teraz? A może nawet ze wszystkim, co już masz, nadal nie wiesz, co oznacza miłość do samej siebie? Najtrudniejsza podróż, jaka w życiu jest do odbycia, to podróż w głąb siebie. Nie Mount Everest, K2, nie kolejna wizyta w egzotycznym miejscu, gdzie klimat drastycznie różni się od tego, w którym zwykłaś żyć. Ludziom nie są strasznie ekstremalne warunki atmosferyczne, z którymi radzimy sobie naprawdę świetnie. Jednak… tak często gubimy się na własnym podwórku.

16

W GŁĄB SIEBIE

PODRÓŻ W GŁĄB SIEBIE

Podwórku pytań: kim jestem i co tak naprawdę chcę w życiu robić? Jak oddzielić oczekiwania innych od tego, co w duszy gra? Jak żyć życiem, które sprawi, że nie będę na wiecznej fali szczęścia, ale codziennie znajdę siłę, by podnieść się z łóżka? Jak przestać spełniać oczekiwania innych, ale jednocześnie dawać to, co w nas najlepsze naszym bliskim? Odpowiedzi nie przyjdą od razu. Co więcej, musisz się naprawdę postarać, by stopniowo do nich dotrzeć. To nie jest łatwe, nie jest wygodne, bywa wręcz bolesne, a przeprawa może zając nie miesiące, a lata. Szczere odpowiedzi na niektóre z tych pytań mogą Ci uświadomić, że do tej pory nie żyłaś dla siebie, a dla innych. I to boli, ale jest potrzebne, bo stopniowo, zaprowadzi Cię do Twojego życia. Nie musisz być jakaś. Przez moje krótkie, dopiero 25-letnie życie, nauczyłam się, że zmiany są w porządku. Nie tylko te rewolucyjne, drobne. Zmianom ulegają również nasze marzenia, cele, a nawet osobowość oraz codzienne wybory.

17


Najtrudniejsza podróż, jaka w życiu jest do odbycia, to podróż w głąb siebie. Niektórzy nazywają to skakaniem z kwiatka na kwiatek i brakiem wytrwałości, a ja się z tym stwierdzeniem częściowo nie zgadzam. Warto próbować nowych rzeczy, ale jednocześnie, mamy prawo odejść i zrezygnować, jeśli czegoś naprawdę nie czujemy, coś nam nie służy. Nie musimy być wiecznie jakieś. Jednak obok tych nieustannych, zwariowanych zmian i niepowodzeń, warto mieć w życiu pewne stałe punkty, a może nawet swój osobisty drogowskaz, któremu człowiek bezgranicznie wierzy. Coś, co pozwala mu z nadzieją zerkać w przyszłość. U mnie tym drogowskazem jest bycie dobrym człowiekiem, kreatywność oraz dokładanie swoich cegiełek do tego, by pchnąć ten świat w lepszym kierunku. Żeby to zrobić, zaczynam od własnego podwórka, czyli od siebie. Nie czekaj na swoją podróż życia. Nie czekaj na lepsze czasy. Nie czekaj łapczywie na zmiany, które same nie przyjdą. Zamiast tego, podróżuj w codzienności. Niech małe kroki, niewinne sytuacje i codzienne wybory będą czymś, co napędza Cię do działania. I bądź uważny. Czasami w życiu dzieje się magia, ale tylko człowiek uważny dostrzeże ten święcący się pył i sięgnie po to, co dla niego najlepsze. I nie poddawaj się, często trzeba nieźle zbłądzić, zboczyć z tej popularnej, zatłoczonej ścieżki, by odnaleźć siebie. Nie idąc za tłumem, a wybierając nieodkryty kierunek, który będzie... Twój.

18

19


angelika pinkowska

W GŁĄB SIEBIE

RZUĆ WSZYSTKO I JEDŹ W BIESZCZADY W Bieszczadach nigdy nie byłam, choć bardzo bym chciała. Ciągle mi nie po drodze z tą Polską. Czy dobrze kalkuluję twierdząc, że na Polskę jeszcze przyjdzie czas, teraz czas na nieco dalsze podróże? No i co z tym rzucaniem wszystkiego i zaczynaniem od początku?

K

iedy zaczynasz pragnąć zmian zwykle pierwszą myślą jest zmiana pracy. Bo w końcu to właśnie w pracy spędzamy najwięcej czasu, najwięcej energii kosztuje nas praca zarobkowa. A co gdyby oprócz rzucenia pracy zmienić również miejsce zamieszkania? Czy rozpoczynanie życia od nowa w totalnie obcym miejscu może dać wymierne korzyści? Może nas czegoś nauczyć?

Ale jakie są te moje marzenia? Moja wewnętrzna podróż, która zaczęła się, gdy porzuciłam pracę w Anglii wciąż trwa. Wciąż szukam swojej drogi. Zrozumiałam parę rzeczy, poznałam swoje najskrytsze pragnienia. Pragnienia o niekończącej się przygodzie, podróży. Nie chcę, aby moje życie było serią przypadkowych doświadczeń. Chcę czegoś więcej. I nigdy bym tego nie zrozumiała, gdybym pewnego dnia nie postawiła wszystkiego na jedną kartę. Jedni mówią, że to odwaga, choć sama nigdy nie nazwałabym się odważną. Podejmowanie trudnych decyzji nie przychodzi mi łatwo, wciąż się borykam ze starymi nawykami, ale wciąż odkrywam w sobie pokłady niezrealizowanych marzeń, które z każdym dniem stają się nieco bardziej realne.

Nie rzuciłam wszystkiego dla Bieszczad. Rzuciłam wszystko najpierw dla Torunia, potem Krakowa, małego włoskiego miasteczka w Umbrii, Cambridge, a potem dwa razy rozpoczynałam wszystko od początku w Australii - najpierw w Brisbane, potem w Palm Cove. Mieszkałam w małych miasteczkach i dużych miastach. Większość z nich kochałam i nienawidziłam jednocześnie. Nie znalazłam tego miejsca idealnego ze snów. Chcę poznawać, smakować, rozczarowywać się i cieszyć. Nie chcę aby moja podróż zwana życiem była Każda przeprowadzka uczy. Przesuwa wewnętrzne nudna, przydługa. Chcę więcej i więcej. granice. Pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko rzeczy trudne, które potem stają się łatwe. Dużą Chcę uniknąć przyzwyczajeń i stereotypów. Każda częścią tych przeprowadzek są ludzie, których napo- myśl o zmianach paraliżuje, prawda? To one tak głętykasz na swojej drodze. To oni są tak naprawdę naj- boko zakorzenione w nas sprawiają, że lepiej postawić ważniejsi. Uczysz się od nich, oceniasz ich, czerpiesz na te utarte szlaki, pełne znajomych zakamarków. od nich to co dobre. Podglądasz różne style życia, adoptujesz wybrane cechy, zachowania. Zaczynasz też Tylko że za tą zakurzoną rzeczywistością kryje się rozumieć jakiego życia nie chcesz prowadzić. nowy świat. Czy lepszy tego nie wiem, ale nieodkryty. A odkrywanie świata to najpiękniejsza przygoda jaka Ja jestem znów na rozstaju dróg. Mam wybór, mogę mi się do tej pory przytrafiła. realizować swoje marzenia. Mogę iść w dowolnym kierunku.

20

21


WYWIAD

moja droga do zdjęcie: Marta Mytych

weganizmu


Jak to się stało, że zaczęłaś interesować się dietą wegańską? Wszystko zaczęło się od pierwszej ciąży, kiedy już przestało smakować mi mięso. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką, ale jadłam, szczególnie, że lekarze mi to zalecali w tym ważnym czasie (co mnie wcale nie uchroniło przed anemią). Później, podczas karmienia, zmagaliśmy się z alergią pokarmową córki i po wizycie u naturopaty, wprowadziliśmy zmiany w jadłospisie. Wyeliminowałam mięso, nabiał i gluten. Alergia odeszła w kilka dni, a ja czułam się jak nowonarodzony człowiek. Nie było już powrotu. Czy przechodziłaś na weganizm stopniowo? Jak wspomniałam wcześniej to wszystko działo się bardzo powoli. Najpierw nie jedzenie mięsa w ciąży. Później eliminacja nabiału (choć zdarzało mi się zjeść jeszcze ser) i jaj i na końcu miodu. To działo się na przestrzeni czasu, bez presji, sama musiałam dojrzewać do każdego składnika. Wiązało się to z pogłębianiem wiedzy na temat diety roślinnej.

o swojej drodze do weganizmu opowiada

marta mytych autorka bloga veganama

Czy odczułaś zmianę w funkcjonowaniu Twojego organizmu od czasu zmiany diety? Bardzo! Już po 2 tygodniowej eliminacji pewnych produktów czułam ogromną różnicę na plus. Więcej energii, czystszy umysł. Sama byłam zaskoczona jak wiele może zmienić dieta w moim samopoczuciu. Nie byłam już taka ociężała, poprawiła mi się cera. Wiele osób obawia się niedoborów witamin i minerałów w związku z przejściem na weganizm. Jakie masz doświadczenia? Co suplementujesz? Robisz regularnie badania? I ja się obawiałam. Dlatego też skonsultowałam się z dietetykiem i od początku wiedziałam, że bez witaminy B12 i witaminy D (w kraju, w którym żyję) się nie obędę. Reszta suplementów to już kwestia indywidualna, musi być poparta wywiadem i wynikami badań, więc nie chcę nic sugerować. Staram się badać regularnie krew i mocz. Taką dokładniejszą diagnostykę robię zazwyczaj podczas wizyt w Polsce i każdemu polecam takie monitorowanie stanu zdrowia, nie tylko na diecie roślinnej. Skąd czerpiesz inspiracje na dania roślinne? Sama lubię eksperymentować. Początkowo nie miałam zbyt wielu pomysłów i korzystałam z prostych przepisów od naturopatki. Polubiłam się z kaszą jaglaną i warzywnymi koktajlami. Później zaprzyjaźniłam się ze słynną książką Marty Dymek i przepadłam (do dziś korzystam z jej przepisów). Teraz daję sobie co jakiś czas wyzwania i z tradycyjnej potrawy próbuję zrobić jego roślinną wersję. Lubię proste dania na co dzień. Ziemniaki z fasolką szparagową czy młodą kapustą potrafią zrobić mój dzień. Lubię również zastępować kupne słodycze swoimi zdrowymi odpowiednikami i powiem szczerze, że sklepowe mogą dla mnie nie istnieć. Jak sobie radzisz z odżywianiem wegańskim podczas podróży? Całkiem nieźle. Nauczyłam się przygotowywać zdrowe przekąski na drogę dla siebie i dzieci. Do kawy mam zawsze spakowane roślinne mleko na wypadek braku takowego w kawiarniach i stacjach benzynowych. W restauracjach zawsze znajdą się ziemniaki, surowe warzywa, sałatki, więc nie wstydzę się zapytać o coś spoza karty. Świadomość ludzi się zmienia, wiele miejsc oferuje dania diety wegetariańskiej/wegańskiej, więc nasze podróżowanie nie różni się zbytnio od tego kilka lat temu. Po prostu jemy inne rzeczy. Jestem zachwycona ilościami nowych wegańskich miejsc w Polsce i talerzyk wege na weselu przestaje ludzi dziwić. W Szwecji czuję się również bardzo swobodnie, bo ilość produktów dla wegan jest ogromna, a kanapka wegańska i napój roślinny jest już dostępny w kiosku na lotnisku, kiedy wracam do domu do Sztokholmu. Co byś doradziła osobom, które dopiero rozważają przejście na weganizm? Dać sobie czas. Nie zmuszać się do eliminacji produktów, które jeszcze za nami chodzą i nie karać się za zjedzenie czegoś nieodpowiedniego. Nie etykietować się, jeść z przyjemnością i eksperymentować. Ja kilka dni temu jadłam sushi z bobem i to mi dało do myślenia, jak wiele niesamowitych smaków do odkrycia jeszcze przede mną!

25


o swojej drodze do weganizmu opowiada

alicja rokicka autorka bloga wegan nerd oraz książki Wegan nerd. Moja roślinna kuchnia

Czy przechodziłaś na weganizm stopniowo? Nie. Chociaż pewnie powinnam. Widocznie mój organizm uporał się z tym sam. Pamiętam, że już jakiś czas nie jadłam jajek. Pomyślałam, że może trzeba iść o krok dalej. Przestałam pić mleko i jeść sery z dnia na dzień.

Wiele osób obawia się niedoborów witamin i minerałów w związku z przejściem na weganizm. Jakie masz doświadczenia? Co suplementujesz? Robisz regularnie badania? Regularne badanie i suplementacje powinny dotyczyć wszystkich ludzi. Mięso to nie jest jakiś super food. Czytając najnowsze badania okazuje się, że mleko też nie jest takie zdrowe. Takie samo pytanie powinno się zadawać innym. Kiedy robiłeś/aś ostatnio badania? Jak tam Twój poziom żelaza. Tak powinniśmy się witać z wszystkożernymi znajomymi. Ale trzeba przyznać, że ten stereotyp sprawia, że ludzie ograniczający jedzenie mięsa i nabiału po prostu zaczynają o siebie dbać. I to jest super. Jestem przekonana, że wyniki badań stereotypowego weganina będą lepsze od stereotypowego mięsożercy. Suplementuję witaminę B12 bo warto. Ale o tym można napisać osobny artykuł. Oprócz tego zimą wit D. Obecnie można kupić wegańskie

Czy odczułaś zmianę w funkcjonowaniu Twojego organizmu od czasu zmiany diety? Szczerze to nie pamiętam, było to ponad 10 lat temu. Pamiętam zmianę w głowie, świadomość i radość z tego co zrobiłam. Pamiętam problem z serami, bo z nich zrezygnować najtrudniej, więc musiałam walczyć z przyzwyczajeniami. Czułam się świetnie. Jak to się stało, że zaczęłaś interesować się dietą wegańską? Mając jakieś 13 lat przeszłam na wegetarianizm. Miało to pewnie dużo wspólnego z młodzieńczym buntem. Zaczęłam też sporo czytać i interesować się prawami zwierząt, kobiet i ogólnych mniejszości. Okrutnie bolała mnie świadomość wyzysku i zwierząt i ludzi. Miałam szczere chęci zmieniania świata. Weganizm wtedy jeszcze nie był w ogóle na tapecie. Dopiero z biegiem lat poznałam kilkoro wegan. Były to osoby, które np. mieszkały w Berlinie, Anglii, na zachodzie w krajach bardziej rozwiniętych. Zaczęłam się interesować weganizmem ze względów etycznych, ale i kulinarnych.

26

suplementy. Jedna tabletka zawiera i B12 oraz D3 i K2. Ale znam takich wszystkożerców, których lista suplementów jest większa. A wystarczałaby

bardziej zróżnicowana dieta. Takmyślę.

Skąd czerpiesz inspiracje na dania roślinne? Z głowy. Ze zdjęć w Internecie, z podróży, ze starych przepisów, z sezonowych warzyw. Jak każdy kucharz ikucharka.

Jak sobie radzisz z odżywianiem wegańskim podczas podróży? Zależy gdzie jestem, ale przyznam, że czasem bywa trudno np. podróżując pociągiem w Polsce, autem bez wałówki też bywa trudno. Przydrożne „knajpki” i stacje benzynowe nie oferują za dużo. Jeśli jadę na wakacje, staram się zrobić wywiad, co gdzie można zjeść. Na szczęście póki co moim głównym punktem podróży są Włochy, a tam weganie mają raj.

Co byś doradziła osobom, które dopiero rozważają przejście na weganizm? By nie rozważały a spróbowały! Często dostaję maile od czytelników, że weganizm to najlepsze co spotkało ich w życiu. Weganizm otwiera głowę na wiele spraw, nie tylko dotyczących praw zwierząt, zdrowia i kuchni. Myślę, że zaczynamy patrzeć na świat bardziej świadomie. Sporo więcej spraw do nas dociera, otwieramy się na krzywdę innych . Po prostu otwieramy się. Może to brzmi dziwnie, ale uważam, że weganizm zmienia też mentalnie. Do tego jeszcze smaki! Po miesiącu szuflada zapełnia się dziwnie brzmiącymi przyprawami. Myślę, że kiedyś warto byłoby zrobić wywiad z przyjacielem weganina lub z kimś kto właśnie przeszedł na tę dietę. Myślę, że nawet słownictwo się powiększa! Głównie o orientalnie brzmiące potrawy, ale to też przecież dobre!

27


magdalena zolcinska

NATURALNIE

PAKUJEMY WAKACYJNĄ KOSMETYCZKĘ

Czy istnieje jeden sprawdzony patent na pakowanie kosmetyczki? Nie. Wszystko zależy od tego gdzie wyjeżdżasz, na jak długo i czego potrzebujesz w codziennej pielęgnacji. Są jednak metody na to, aby kosmetyki spakować sprytnie! Dziś podpowiem Ci jak możesz to zrobić bez rezygnacji z ulubionych produktów. Podzielę się z Tobą również moimi sprawdzonymi sposobami na to, aby nie zajmowały one znaczącej ilości miejsca w walizce. W końcu dobrze zostawić trochę przestrzeni na pamiątki z podróży, prawda?

28

29


W co warto zaopatrzyć się przed wyjazdem? To zależy na jak długo planujesz wyjechać. Dwu-trzy dniowy pobyt Moim ulubionym sposobem na szybki wyjazd (i pewnie wielu z Was także) jest kolekcjonowanie w ciągu roku wszelkich gratisów w małych opakowaniach, próbek, miniaturek kosmetyków, saszetek etc. Świetnie sprawdzają się podczas krótkich wyjazdów, kiedy potrzebujemy użyć danego produktu jedynie 2-3 razy. Jeśli jesteś posiadaczką bardzo wrażliwej cery, staraj się nie zabierać na wyjazd nieznanych wcześniej kosmetyków (nawet jeśli ich skład jest wzorowy). Na pewno reakcja alergiczna to ostatnie o czym marzysz na długo wyczekiwanym urlopie! Tydzień-dwa na miejscu W przypadku nieco dłuższego pobytu lepiej przelać swoje ulubione produkty do pojemniczków turystycznych, dostępnych w wielu drogeriach. Niestety, są plastikowe i kłóci się to z ideą no waste, jednak można użyć ich wiele razy i trzeba przyznać, że są niezwykle poręczne, a czasami wręcz niezbędne, jeśli chcemy zabrać ze sobą w podróż swoich kosmetycznych ulubieńców.

Co wziąć pod uwagę pakując kosmetyczkę? Żeby na pewno o niczym nie zapomnieć, przeanalizuj jak wyglądają Twoje kroki w codziennej pielęgnacji i makijażu. Zastanów się, co jest absolutnym must have, a od czego możesz odpocząć przez kilka dni. Okres wyjazdowy to dobra okazja, aby z pewnych rzeczy zrezygnować. Nie robić pełnego makijażu, pominąć niektóre kroki w pielęgnacji. Albo wręcz przeciwnie - jeśli na co dzień nie masz dużo czasu na rozpieszczanie się, wyjazd urlopowy potraktuj jako okazję do wieczornego SPA czy robienia maseczek. Dopasuj kosmetyki, które zabierasz, do formy spędzania czasu i swoich potrzeb, wtedy na pewno będziesz zadowolona z zawartości kosmetyczki. Weź pod uwagę, że niektóre rzeczy na pewno z łatwością dokupisz już po przybyciu na miejsce, ale jeśli masz ulubione produkty, które są ciężej dostępne, koniecznie wpisz je jako priorytetowe do zabrania. Podstawa przy pakowaniu kosmetyków to pełna szczerość z samym sobą. Zazwyczaj zabiera się więcej niż potem faktycznie używa. Krótka analiza spakowanych rzeczy versus rzeczywistość wyjazdowa, pozwoli uniknąć przeładowania walizki, dzięki czemu może zmieści się dodatkowa para butów, wystrzałowa sukienka na wieczór albo po prostu będzie więcej miejsca na pamiątki z podróży?

30

Pakując kosmetyczkę polecam Ci również każdy kosmetyk ocenić pod kątem: - funkcjonalności Czy można go użyć tylko na jeden sposób, a może nadaje się do różnych partii ciała? Im więcej możemy znaleźć zastosowań danego produktu, tym lepiej! Np. żel aloesowy - kosmetyk niezwykle uniwersalny. Można stosować na ciało, twarz i włosy. Niezastąpiony w przypadku ukąszeń owadów i poparzeń słonecznych. - opakowania Opakowanie ma duże znaczenie kiedy nasz bagaż jest ograniczony wagowo, np. podczas podróży samolotem. W tym przypadku kosmetyki zapakowane w szkło nie sprawdzą się najlepiej. Należy również pamiętać żeby sprawdzić pojemność, jeśli nie mamy bagażu rejestrowanego. Wtedy pojedynczy produkt może mieć maksymalnie 100 ml i najlepiej aby był zapakowany w przezroczystą buteleczkę. Pamiętaj, aby kosmetyki w butelkach zabezpieczyć folią przed nieoczekiwanym otwarciem. Niektóre większe opakowania możesz przewieźć poza kosmetyczką, wpasowując je w wolne miejsca po bokach walizki.

CO ZAWSZE WARTO ZE SOBĄ MIEĆ? Są takie kosmetyki, które warto mieć przy sobie na każdym wyjeździe:

Ponad dwa tygodnie Jeśli pobyt w danym miejscu masz zaplanowany na dłużej niż dwa tygodnie, warto pomyśleć o zakupie kosmetyków już po przyjeździe do celu. Jeśli nie zużyjesz wszystkiego, będziesz mogła zabrać pozostałą część jako pamiątkę z danego kraju. Fajną opcją są też gotowe sety podróżne do twarzy i ciała.

- kosmetyki z SPF przydatne zwłaszcza latem i w ciepłych krajach, gdzie słońce bywa bardzo zdradliwe i warto używać produktów z SPF nawet 50. - mgiełka do twarzy i ciała przydatna zwłaszcza podczas długiej podróży samolotem, można jej używać również w roli toniku przy porannej i wieczornej pielęgnacji - set do demakijażu wyłącznie wodą - chusteczki do demakijażu

31


4.

3.

1.

5.

6.

2. 8.

7.

10.

9.

12. 14.

11.

13.

1. Mydło do mycia ciała, rąk i twarzy – Madara jeżyny i biała glinka ok. 32 zł 2. Mydło do mycia ciała i włosów - Bania Agafii mydło do ciała i włosów, 100 ml ok. 15 zł 3. Glov rękawica do demakijażu x 2, mydełko, haczyk ok. 60 zł 4. Make Me Bio krem pod oczy z marakują SPF 25, 15 ml ok. 40 zł 5. Naturativ mgiełka z kwiatu pomarańczy, 100 ml ok. 20 zł 6. Miniaturki Clochee; 100 ml: balsam nawilżający 25 zł, płyn micelarny 25 zł, tonik 23 zł, olejek do mycia ciała 25 zł 7. Hurraw pomadka SPF 15, ok. 25 zł 8. Mokosh travel set do twarzy malina: krem pod oczy 15 ml, krem do twarzy 15 ml, olej z pestek malin 12 ml, 129 zł + bawełniana torba gratis 9. Bania Agafii saszetki; szampony, maski, peelingi, maseczki, saszetka 100 ml od 4 do 12 zł 10. Krem do ciała, rąk i twarzy- Hagi wakacje na Bali 50 ml, 49 zł 11. Equilibra Wielofunkcyjny Dermo żel Multi active, 75 ml ok. 19 zł 12. Uniwersalny balsam dr Paw Paw, ok. 30 zł 13. John Masters Organics 4x30 ml: szampon, odżywka, żel pod prysznic, mleczko do ciała, 60 zł 14. Arganowe chusteczki do demakijażu Equlibra, 25 szt. ok. 15 zł


A co przywieźć z podróży? Kosmetyki również mogą stanowić świetną pamiątkę z wakacji. Postaw na produkty, z których dany region słynie. Jeśli Twoją destynacją jest Grecja, będą to mydła i inne kosmetyki na bazie oliwy z oliwek. Lecąc w bardziej egzotycznym kierunku, jakim jest na przykład Azja, pomyśl o kultowych już kosmetykach azjatyckich. Może w zaciszu domowym zrobisz SPA z maseczką w płacie jakiej używają Azjatki? Jeśli wakacje masz zaplanowane w Maroku poszukaj ich tradycyjnego czarnego mydła savon noir. W zależności od kraju kosmetyczne pamiątki będą się różniły. Mogą to być olejki, sól np. z Morza Martwego, czy aloesowe cuda z Wysp Kanaryjskich. Gdziekolwiek będziesz koniecznie rozejrzyj się za unikatowymi produktami, możesz też poradzić się miejscowych czego polecaliby spróbować. Z bliższych okolic, jak przykładowo Niemcy, możesz zajrzeć do drogerii DM w poszukiwaniu ich marki własnej - Alverde (coś jak Alterra w naszym Rossmannie). Będąc w którejś z europejskich stolic (niestety poza Warszawą, listę krajów możesz sprawdzić na stronie internetowej), obowiązkowo rozejrzyj się za sklepem Lush. Zapewniam, że dostarcza on niesamowitych wrażeń zmysłowych. Każdy kosmetyk można powąchać i wypróbować na miejscu. Przede wszystkim polecam przyjrzeć się ich genialnym maseczkom i świetnym szamponom w kostce. Mam nadzieję, że moje porady pomogą Wam spakować wszystko czego będziecie potrzebować na wyjeździe!

34

35


STYL

JAK STWORZYĆ UNIWERSALNĄ GARDEROBĘ NA KAŻDY WYJAZD? anita janicka-kalcov Niezależnie od tego, czy wybierasz się na weekendowy odpoczynek poza miasto, czy dwutygodniowe wylegiwanie się na plaży, Twoja wyjazdowa garderoba powinna w 100% odzwierciedlać Twój styl i być jak najbardziej wszechstronna, abyś z łatwością mogła wybrać odpowiednią stylizację podczas swoich wojaży. Co w takim razie należy spakować, aby w niedużej walizce pomieścić wszystko co potrzebne?

ZAPLANUJ SWOJĄ PODRÓŻ

ZAPLANUJ SWOJE STYLIZACJE

Najważniejszą rzeczą, która pozwoli Ci na zbudowanie odpowiedniej garderoby jest określenie planu swojego wyjazdu. Co zamierzasz robić? Zwiedzać, leżeć przy basenie czy może wyjść na kolację? Sporządź dokładną listę wszystkich aktywności. Następnie oszacuj liczbę wymaganych zestawów dla każdej z okazji.

Po zakończeniu tworzenia podstaw podróżnej szafy możesz rozpocząć wybieranie jej konkretnych elementów. Kluczowym wyzwaniem będzie tutaj skompletowanie takich rzeczy, które wspólnie stworzą spójną całość, zarysowaną w pierwszym kroku.

Lista utworzonych przez Ciebie aktywności to zasadniczo profil Twojego stylu życia na najbliższe dni. Aby upewnić się, że szafa podróżna jest do niego optymalnie dopasowana, wybierz po 1-2 zestawy. Postaw na elementy, które mogą być także zastosowane w innych stylizacjach.

ZBUDUJ PODSTAWOWĄ STRUKTURĘ SWOJEJ WYJAZDOWEJ GARDEROBY Podziel stworzone zestawy na kategorie według rodzaju ubrania i bazując na tym, co ustaliłaś we wcześniejszym punkcie, zastanów się nad ilością oraz częstotliwością występowania tych elementów w swoich stylizacjach. Możesz także wypisać wstępną listę rzeczy, które na pewno chciałabyś ze sobą zabrać.

36

Przejdź teraz do planowania swoich końcowych stylizacji. Zrobienie tego z wyprzedzeniem pomoże Ci upewnić się, że Twoja garderoba jest wystarczająco wszechstronna i sprawdzi się podczas wyjazdu. Dzięki temu, oszczędzisz także mnóstwo cennego czasu. Pamiętaj, aby w swoich stylizacjach uwzględnić dodatki i inne szczegóły, takie jak biżuteria, torebka, makijaż czy fryzura. Jeśli masz już ustalony plan podróży, możesz przydzielić swoje stroje do określonych dat. Twoje plany mogą oczywiście ulec zmianie i możesz zdecydować, że danego dnia założysz coś zupełnie innego. Jest jednak bardzo duże prawdopodobieństwo, że podczas swoich wojaży będziesz miała do zrobienia o wiele więcej ciekawszych rzeczy niż myślenie o komponowaniu swoich stylizacji. Wspaniałego wyjazdu!

37


DO POCZYTANIA W PODRÓŻY O PODRÓŻY angelika pinkowska

KSIĄŻKA W PODRÓŻY

38

Broad Peak. Niebo i piekło O wolnym podróżowaniu Bartek Dobroch, Dan Kieran Przemysław Wilczyński Autorzy tego reportażu próbują zagłębić się w historię i przebieg tragicznej wyprawy na Broad Peak w 2013 roku. Oprócz analizy suchych faktów znajdziemy tu też portrety pełnych pasji i miłości do gór uczestników wyprawy. Co tak naprawdę wydarzyło się wtedy na szczycie?

W wolnych podróżach nie chodzi o pośpiech i pokonywanie jak najdłuższych dystansów, lecz o czas na pogłębioną refleksję. Dan opowiada czym dla niego są podróże, przekonuje, że warto zwolnić, otworzyć się na nowe przygody i doznania, bo w pędzie łatwo stracić z oczu to co najważniejsze.

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz Anna Kamińska

Majubaju, czyli żyrafy wychodzą z szafy Maja Sontag

Z nienawiści do kobiet Justyna Kopińska

Małe życie Hanya Yanagihara

Biografia polskiej alpinistki i himalaistki. Pierwszej Europejki, która weszła na Mount Everest, pierszej kobiety na K2. Wanda Rutkiewicz była kobietą, która swoje życie całkowicie podporządkowała swojej miłości do gór.

Zabawna opowieść o samotnej podróży dookoła świata kobiety, która nie tylko grzeszy odwagą, ale przede wszystkim ogromnym poczuciem humoru i dystansem do samej siebie.

Zbiór reportaży jednej z najbardziej nagradzanych polskich dziennikarek. Prawdziwa podróż po bolączkach, problemach, głośnych historiach, którymi żyła cała Polska. Mocna, prawdziwa i poruszająca lektura.

Najpiękniejsza książka jaką kiedykolwiek czytałam. Opowieść o przyjaźni, miłości, ale także o trudnych tematach takich jak wykorzystywanie seksualne, samoakceptacja, samookaleczanie się. Życie jako podróż po najciemniejszych zakamarkach duszy.

39


Powoli umiera ten, kto nie podróżuje, kto nie czyta, ten kto nie słucha muzyki, ten kto nie obserwuje. Powoli umiera ten, kto niszczy swą miłość własną, ten kto znikąd nie chce przyjąć pomocy. Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru, ten kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym. Powoli umiera ten, kto unika pasji i wielu emocji, które przywracają oczom blask i serca naprawiają. Powoli umiera ten, kto nie opuszcza swojego przylądka gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub pracy, ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.

- pablo neruda


OMAN paulina wierzgacz

42

43


PODRÓŻE

Oman? Niektórzy pytali, gdzie to, inni stwierdzali, że kojarzą z gry państwa-miasta - bo to przecież jedyny kraj na „o”. Rodzina, jak to rodzina, zamartwiała się, że daleko, że inna kultura, że na tak długo. Ale moja decyzja padła. Jadę.

W

sumie to nigdy nie myślałam o tym, by na tak długo wyjechać z Polski. A już na pewno nie na południe. Aż do czasu. Ponoć szanse w życiu przytrafiają się nam dopiero wtedy, kiedy jesteśmy na nie gotowi. Propozycja wyjazdu do Omanu na prawie 8 miesięcy spadła na mnie jak grom. Totalnie się jej nie spodziewałam. To jeden z tych momentów, których nie planujesz w życiu, ale po fakcie stwierdzasz, że to jedna z fajniejszych rzeczy jakie ci się przytrafiły. Ja tak właśnie miałam z Omanem. Co ja właściwie wiedziałam o Omanie, gdy podejmowałam decyzję o wyjeździe? Niewiele, żeby nie mówić, że nic. Co wiedziałam, gdy właściwie jechałam? Właściwie tak samo jak wcześniej - czyli prawie nic. Prawda jest taka, że Oman

44

dopiero od niedawna otwiera się na świat, na turystów i na wszystko inne. Ciężko dokopać się do kompleksowych informacji na temat tego kraju, tak naprawdę większość informacji dotyczących tego pięknego zakątka zdobyłam w starym stylu — pocztą pantoflową, pytając to tu, to tam, ale wszystko już na miejscu. Jechałam więc tak naprawdę w nieznane. Jak się z tym czułam? Przeplatały się u mnie nutka ekscytacji i nutka strachu. Ostatecznie zawsze jednak wygrywała żądza przygód, nowych doświadczeń i jakiejś takiej niesamowitości. Bo Oman jest niesamowity. Próba opisania tego kraju w kilku akapitach to zbrodnia. Jest tak złożonym, różnorodnym i niesamowitym kawałkiem świata, że nawet nie wiem, od której strony zacząć. Ale ja jestem nieobiektywna.

Dla mnie to taki mój trzeci dom. W sumie myślę, że to trochę zawsze tak jest. Że jak wyjeżdżasz gdzieś, na trochę dłużej, przydarzają ci się tam piękne rzeczy, to związujesz się z tym miejscem. Chcąc czy nie chcąc. Powstaje więź, a właściwie przywiązanie, do miejsca. I czuć w środku jakąś taką nutkę nasączoną sentymentem. Jak zatem mam opisać Oman? Najbardziej uwielbiałam w nim trzy rzeczy - gościnność i dobroć ludzi, niesamowitą, surową przyrodę, nienaznaczoną jeszcze zbytnio ludzkim wpływem oraz rajskie wadi. Oczywiście zalet Omanu jest wiele więcej, ale myślę, że zostawię odrobinę tajemnicy. Niech każdy ma szansę odkryć swoje omańskie naj.

45


n a om Mówiono mi od razu, że ludzi z Omanu od razu odróżnię po wielkim uśmiechu i niesamowitej dobroci. Idziesz wyrzucić śmieci i nagle zauważy cię jakiś sąsiad, albo, żeby jeszcze było lepiej - obca osoba? Co zrobi? Oczywiście zaprosi cię na rodzinne spotkanie, poczęstuje kawą, daktylami. Zobaczysz ludzi piknikujących przy drodze? Zaproponują ci żebyś dołączył do nich. Obsypią cię jedzeniem, najpewniej słodkościami. Nie daj Boże powiesz, że podoba ci się czyjś zegarek, chusta, buty, cokolwiek. Omańczyk jest w stanie to z siebie ściągnąć i ci dać. Bo przecież ci się podoba. Ja powiedziałam głośno, że chciałabym zobaczyć wyścigi wielbłądów. Następnego dnia ugoszczono mnie na pustyni u Beduinów. Dodałam potem, że henna jest taka piękna, że chciałabym mieć taką na rękach. Miałam hennę godzinę później. Czujesz się trochę jak w baśni. Każde wypowiadane słowa są spełnianie niczym życzenia wypowiedziane do magicznej lampy Alladyna. Dodałam, że nasi sąsiedzi ciągle nam przynosili świeże warzywa, daktyle i mleko od wielbłąda? Dlaczego? Nie wiem. Po prostu wszyscy są tam niesamowicie gościnni. A im dalej w głąb pustyni, tym gościnność jest większa. Nie mogłam też wyjść z zachwytu nad tamtejszą przyrodą. Była taka dzika, taka surowa, nieskalana ludzką ręką. Nie spodziewałam się aż takich potężnych gór. A tu proszę! Kolorowe góry? Kaniony? Niesamowite jaskinie czy wąwozy? To wszystko tam jest. I tak wiele jest jeszcze miejsc nieodkrytych, nieoznakowanych. Można poczuć się tam jak prawdziwy Indiana Jones. Palące słońce dodaje wyprawom uroku. Mimo że, jest przez to ciężko, i to bardzo. W sumie jest to

46

też niebezpieczne - sama dostałam udaru słonecznego przez żar z nieba i nie znosiłam tego wiecznego słońca. Ale to prażące słońce sprawia, że każda wycieczka jest jak taka mała ekspedycja. Po prostu czujesz się jak bohater filmu dokumentalnego. Jest to dość niesamowite. A fakt, że ta dzika przyroda jest jak na wyciągnięcie ręki sprawia mi jeszcze większą frajdę już nawet na samą myśl. I hasło, bez którego nie da rady opisać Omanu - wadi. To właśnie wadis widzę w głowie, kiedy tylko pomyślę sobie o Omanie. Ta krystalicznie czysta woda! I krajobraz dookoła. Ponownie - dziki i niesamowity. Wadi, w skrócie, to pustynne koryto rzeczne. W Omanie, w wielu miejscach, szczególnie w górach, w powstałych korytach rzecznych porobiły się naturalne baseny. Ponieważ są to baseny rzeczne, woda w nich jest milutko rześka, super czysta i słodka. Myśląc sobie też o tym, że woda to życie, to szybko można dojść do konkluzji, że to właśnie przy wadis często rośnie masa roślin, palm, kwiatów. W całym obrazku wygląda to niesamowicie rajsko i magicznie. Oczywiście nad dobrymi rzeczami w Omanie mogłabym się rozwodzić jeszcze przez pewien czas. Też nie chcę przesłodzić, kilka rzeczy było bynajmniej niezbyt udanych. Fakt, że za dnia w kranie nie dało rady mieć zimnej wody. Rury tak się nagrzewały, że puszczając wodę zimną, leciał dosłownie wrzątek. Miało to niestety dość diametralny skutek dla moich pierwszych prań. Tyle koszul ile skurczyło mi się w omańskim wrzątku, nie skurczyło mi się przez całe życie.

47


Albo weźmy skorpiony. Wcześniej kochałam chodzić na bosaka. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio chodziłam boso. Teraz - mimo że, jestem w Norwegii - ciągle zaglądam do butów z małym przerażeniem, że może ukrywa się tam jakiś skorpion. Od kwietnia do września jest tak gorąco, że po 10 minutach na dworze człowiek będzie cały mokry. Bez klimatyzacji ani rusz. A jak klimatyzacja to i często chore zatoki, cieknący nos i wszystkie inne laryngologiczne nieszczęścia. Też jakiekolwiek próby załatwienia czegokolwiek kończyły się jedynie inshallah. Końcowym słowem mogę tylko rzec, że była to dla mnie niesamowita przygoda i szansa, z której niesamowicie się cieszę. I mimo iż, bałam się jak cholera takiego wystawienia się w zupełnie nowe miejsce, nowych ludzi, kulturę, w całkowicie nowy świat, to jestem z siebie dumna, że odważyłam się mimo wszystko. Odważyłam się i wiem, że życie nagrodziło mnie za tę odwagę. I to jest coś, czego każdemu życzę - aby każdemu udało się zebrać w sobie odwagę potrzebną do przeżywania magicznych rzeczy w życiu.

48

49


PODRÓŻE

KOBIETA NA MOTOCYKLU katarzyna straube-czyz Czy jestem motocyklistką? I tak i nie. Na pewno pełnię funkcję „plecaka”, zawsze przyklejona do tych samych pleców. Swojego męża Pawła.

50

51


Jeszcze 5 lat temu nie pomyślałabym, że wsiądę na mo- aby realnie przedstawić wam z czym się wiąże podrótocykl, a już na pewno, że będę spędzać na nim dnie żowanie na jednośladzie. czy tygodnie. Zanim urodził się nasz syn, pojechaliśmy z Pawłem Motocykle zazwyczaj kojarzyły mi się z nadmierną na najdłuższą wyprawę motocyklową trwającą 23 dni. prędkością, niekomfortowym stylem podróży, a przede Nasza metą miała być Sahara w Maroku. Trzy kufry, wszystkim, z określeniem - to jest niebezpieczne. z czego tylko jeden przeznaczony na odzież, kosmetyki, obuwie. Pełne minimum. Ale skoro przez miniRok 2013 był przełomowy, dałam się porwać w podróż mum 9 godzin dziennie nie będziemy robić nic innego na motocyklu po Alpach i do dziś towarzyszę mojemu tylko się przemieszczać, to człowiek zaczyna myśleć już mężowi w tych corocznych wyprawach motocy- minimalistycznie i konkretnie. Jedna sukienka, strój klowych. Do naszego składu, doszedł Adam, nasz syn. kąpielowy, spodenki, koszulk, ale zapas co najmniej Urodził się w 2015 roku, więc musi jeszcze poczekać, dwóch kompletów bielizny chłodzącej. aż rodzice zabiorą go na pierwszą wyprawę motocyklową. Mieliśmy z góry zaplanowane noclegi, więc codziennie rano budziliśmy się z ustalonym planem, gdzie mamy Często słyszę pytania, czy nie boję się podróżować dojechać. Był to maj 2014 roku. Poranki były bardzo w ten sposób? Nie. Mam na koncie przejechanych kil- chłodne, wręcz zimowe. W pierwszy dzień tak zmarzkadziesiąt tysięcy kilometrów na motocyklu, a jedyny liśmy, że w Austrii obydwoje mieliśmy już serdecznie wypadek, a raczej poślizg, zaliczyliśmy w Bośni i Her- dość. Założyliśmy na siebie wszystko co miało spracegowinie, przy prędkości 30km/h, gdyż droga jaką się wić, że choć trochę poczujemy ciepło. Na nic!!! Pierwporuszaliśmy była wyfrezowana. szych rozgrzewających promieni słońca doświadczyliśmy dojeżdżając do Włoch. Ale kiedy organizm jest Uwielbiam ten rodzaj podróżowania. Sprawia on, mocno wychłodzony, czasami trudno o szybkie rozże czuję bardziej przestrzeń, w której się znajdujemy. grzanie. Moje pierwsze dni wyglądały tak, że budząc Natura na wyciągnięcie ręki, czasami bywało ciasno, się ciemnym świtem, myślałam po co mi to wszystko? kiedy podróżowaliśmy marokańskimi uliczkami. Ale Czy nie lepiej się wyspać, czy nie łatwiej zamówić wama to swój urok. Swoboda w fotografowaniu, zmien- kacje zorganizowane? Oczywiście, że NIE. I ta myśl, ność krajobrazu, to tylko kilka powodów, dla których pojawiała się szybko. z niecierpliwością czekam na nasze wyprawy. Kiedy słońce zdążyło ujrzeć horyzont, my już byliśmy Wiem, co ubiorę na siebie i to kolejny argument, że mo- w drodze. tocykle są fajne. Pakowanie na motocykl jest bardzo ograniczone, trzeba zabrać wszystko co potrzebne, ale Pierwszy poważny kryzys poczułam na Czarnym musi się to zmieścić w jednym kufrze, bo kolejne są Lądzie. Kiedy zderzyłam się z masową ilością ludzi wypełnione narzędziami, żywnością, ekwipunkiem do na metr kwadratowy. Miejsce, do którego jechaliśmy, spania na dziko. miało być dla nas atrakcją, a okazało się, że to my sami nią jesteśmy. Mężczyźni podchodzili do mnie blisko, Podróż na motocyklu uczy pokory i możesz dowie- naruszali moją przestrzeń, w głowie od razu zapaladzieć się czegoś o sobie. Sprawdza twoją cierpliwość, ła mi się lampka, słyszałam słowa znajomych A ty nie kiedy kolejny dzień z rzędu leje deszcz albo słońce tak boisz się jechać do Maroka, tam porywają blondynki. okropnie praży od rana, że jedyna rzecz w tym mo- Na tę chwilę wydaje mi się to mocno śmieszne i przemencie, to na pewno nie ubieranie bielizny chłodzącej reklamowane, ale wtedy poczułam strach. - która i tak nic ci nie da, a później założenie jeszcze spodni i kurtki. Musiałam trochę ochłonąć, by zresetować myśli. Przespałam się kilka godzin, gdyż byliśmy po wyczerpująChciałabym was przenieść na chwilkę w taką podróż, cej odprawie. Kiedy się obudziłam, miałam wrażenie,

52

PODRÓŻ NA MOTOCYKLU UCZY POKORY SPRAWDZA TWOJĄ CIERPLIWOŚĆ.

„ 53


że obudziła się inna ja. Dziewczyna kochająca podróże, otwarta na ludzi. W takim stylu trwała nasza dalsza podróż. Na swojej drodze spotykaliśmy serdecznych i przyjaźnie nastawionych ludzi. Uśmiechem burzyłam bariery językowe. Kolejna motocyklowa podróż odbyła się całkiem niedawno. Końcówka lipca. Trasa obejmowała takie państwa jak Ukraina-Mołdawia-Rumunia i ponownie powrót przezUkrainę.

za kilka godzin. Przecież mieliśmy do zwiedzenia kilka kluczowych punktów. Posmarowałam rękę maścią, otarłam łzy i powiedziałam sobie masz być twarda – rozumiesz. Miałam wrażenie, że w tamtej chwili wyłączyłam się całkowicie z podróży. Nie umiałam odzyskać tej radości, którą miałam jeszcze kilka minut temu. Przytuliłam się do pleców Pawła i dojechaliśmy do miejsca zwiedzania. Byłam rozdrażniona. Na szczęście winiarnia, którą mieliśmy zwiedzać, była na zapisy. A my nie mieliśmy rezerwacji. Udaliśmy się w dalszą podróż. Znowu zostałam sama ze swoimi myślami. Ręka puchła coraz bardziej, a ja wiedziałam, że obrzęk nie wygląda zadowalająco.

Po raz kolejny, kiedy opowiedzieliśmy o swoich planach, kilka osób spytało, czy nie boimy się podróży na Ukrainę. Niestety okno na świat dla wielu ludzi, czyli TV, sprawia, że człowiek jeszcze nigdzie nie pojechał, a już wie, że jest niebezpiecznie. Chcąc zwiedzić kolejną nietypową winnicę, ponownie usłyszeliśmy, Hej przygodo! Jedziemy. Poczu- że musimy się zapisać, ale wolny liśmy od razu wjazd na Ukrainę. termin jest dnia następnego od Pełen folklor. Sporo nas wytrzepało rana. Bardzo chcieliśmy zobaczyć na drogach, zwanych ser szwajcar- winnicę Milesti Mici, gdyż można ski. było tam wjechać własnym środkiem transportu. Okej czekamy doPrzestało być zabawnie, kiedy jutra. w Mołdawii ukąsiła mnie osa. Wleciała mi przez centymetrową szpa- Kluczowym momentem dalszej rę między kurtką a ręką. Kazałam nocy był fakt, że znałam już diaPawłowi natychmiast zatrzymać gnozę. Zastrzyki albo wstrząs anamotocykl. Niestety było już za póź- filaktyczny, prawdopodobieństwo no, jad znalazł się w moim nad- uduszenia. Wcześniej pojechałam garstku. Ból niesamowity. Potęgu- po leki przeciwhistaminowe, ale jący, ręka powoli zaczęła drętwieć. ich działanie jest mocno opóźnioJeszcze wtedy nie wiedziałam ne, a w moim przypadku, miałam z czym będę się musiała zmierzyć wrażenie, że te tabletki już mi nic

54

nie pomogą. Musiałam dostać zastrzyki. A dosłowniej musiałam je sobie wstrzyknąć. Wiedząc, że mój mąż na sam widok igły i strzykawki mdleje, musiałam działać szybko. W Internecie wyszukałam, jak podać zastrzyk domięśniowy. Według instrukcji podzieliłam pośladek na 4 części i poprosiłam Pawła, by tylko pomógł wcisnąć adrenalinę . Uczucie ulgi po drugim zastrzyku nastąpiło szybko. Będę żyć, wrócę do Polski, do naszego syna, wszystko już dobrze. Ta podróż była dla mnie nauczką, by nie bagatelizować pozornie zwykłego ukąszenia. Ale też czuję się dumna z siebie, że do końca zachowałam zimną krew. Była to na pewno dla mnie lekcja życia. Podsumowując swoje skrawki przeżyć, chciałabym pozostawić was z myślą, że podróżowanie na motocyklu, jest na pewno wyzwaniem dla kobiety. Ale tylko na początku. Na pewno trzeba być odważnym i uważnym. Jeśli wejdzie ci to w krew, zmieni twoje podejście do podróży całkowicie. A już na pewno uzależni.

55


PODRÓŻE

ROK POMIĘDZY PACYFIKIEM A ATLANTYKIEM Zosia

56

bialon

57


K

ojarzycie ten moment, kiedy podczas startu koła samolotu odrywają się od płyty lotniska i zostawiacie wszystko za sobą, gdzieś tam daleko w dole? Dużo czasu zajęło mi pokonanie lęku przed lataniem i nauczenie się czerpania przyjemności z tej chwili. Teraz, po prawie trzech latach w drodze i niezliczonej ilości krótszych i dłuższych lotów, wręcz nie mogę doczekać się kolejnego startu. Tylko po to, żeby znowu poczuć ten znajomy ścisk w żołądku, który oznacza, że ruszamy właśnie w kolejną podróż.

kacjach. W pewnym momencie zaczęło nas to uwierać tak bardzo, że R. zaczął po cichu szukać różnych opcji wyjazdu. Gdy na horyzoncie pojawiła się możliwość zamieszkania w Kanadzie, nie musiał mnie nawet długo przekonywać. Dopełnienie wszystkich formalności wizowych i organizacja funduszy zajęła nam trochę czasu. Żadne z nas nie mogło też zostawić pracy z dnia na dzień. Dlatego dopiero po bardzo długim roku (chyba najdłuższym w naszym życiu), spakowaliśmy się w dwie walizki i bez żalu oddaliśmy klucze do wynajmowanego mieszkania. Od razu Zanim poznaliśmy się z R. oby- zrobiło nam się jakoś lżej. dwoje dużo podróżowaliśmy. Im byliśmy starsi, tym trudniej Vancouver wybraliśmy ze względu było nam wygospodarować kilka na otaczającą je przyrodę. Rozwadni urlopu, nie mówiąc już o praw- żaliśmy jeszcze kilka możliwości, dziwych dwutygodniowych wa- ale ciężko było nam oprzeć się

58

59


kiego co miasto i okolica mają do zaoferowania. Zdobywamy szczyt za szczytem, pierwszy raz płyniemy promem po Pacyfiku, chodzimy wzdłuż i wszerz Stanley Park, błądzimy godzinami po lesie, spędzamy niezliczoną ilość wieczorów na plaży. Zakochujemy się w japońskiej kuchni (z ramenem na czele), która jest tu dostępna na każdym kroku. Gdy tak czasem rozmawiamy z R. dochodzimy do Potrzebujemy zaledwie kilku dni, wniosku, że tyle by nam wystarczyżeby podjąć decyzję o spędzeniu tu ło, moglibyśmy po tych pięciu mieco najmniej kolejnych paru miesię- siącach wrócić do Polski ze świacy. Wyobraźcie sobie, że pierwsze domością, że przeżyliśmy przygodę co widzicie, po wyjściu z domu to życia. góry wznoszące się majestatycznie nad miastem. A gdyby nawet znu- O tyle ile przed wyjazdem nie dziły nam się góry, możemy za- mieliśmy konkretnego pomysłu wsze pójść na plażę albo pojechać na naszą podróż, to właśnie do lasu i chłodzić się w upalne dni, w Vancouver krystalizuje się kąpiąc się pod wodospadem w kry- w naszych głowach plan. Nie stalicznie czystej i zarazem lodowa- chcemy szukać stałej pracy w Kanadzie i pracować znowu od tej wodzie. 9-17. I mimo, że byłby to prostszy I tak spędzamy tu szalone pięć scenariusz (obydwoje, w ramach miesięcy. W ciągu dnia pracujemy, programu IEC, mieliśmy wizy a popołudniami i w weekendy czer- z pozwoleniem na pracę na 12 piemy pełnymi garściami z wszyst- miesięcy) decydujemy się postąpić wizji mieszkania w miejscu, które co roku plasuje się w pierwszej piątce najlepszych miast do mieszkania na świecie. I tak w kwietniu 2015 roku po długim międzylądowaniu w Seattle, wsiadamy do maleńkiego samolotu linii Alaska Airlines i po krótkim locie, naszym oczom ukazuje się wymarzone Vancouver. Samolot leci na tyle nisko, że widzimy miasto jak na dłoni.

60

wbrew zdrowemu rozsądkowi i z dniem przylotu do Kanady rezygnujemy całkowicie z pracy na etat. Dzięki temu po pięciu miesiącach w Vancouver, możemy polecieć na drugi koniec kontynentu i mieszkać przez kolejne miesiące w Montrealu. Od tego czasu, gdy tylko zaczyna się jesień, nasze myśli wracają do Mount Royal, malowniczych uliczek Saint-Laurent i pięknego Starego Miasta. Jeśli Kanadyjczycy chcą poczuć się jak w Europie jadą właśnie do Montrealu, ewentualnie Quebec City. Można tam na chwilę zapomnieć, że jest się w Ameryce Północnej, a nie np. w Paryżu. I chociaż głównym językiem jest tu francuski, bez problemu dogadujemy się po angielsku z właścicielami La Fruiterie Du Plateau (czyli naszego lokalnego warzywniaka), czy w piekarni na rogu, sprzedającej najlepsze bagietki i sery, jakie jedliśmy w życiu. To tu świętujemy swoją pierwszą rocznicę ślubu. Na balkonie naszego małego mieszkania obserwuje-

my wieczorami wiewiórki biegające po liniach telefonicznych i planujemy dalszą podróż przez Kanadę. Następnym miejscem, które odwiedzamy jest Halifax. Niewielkie miasto, które jest stolicą prowincji Nowa Szkocja. Tym razem, zamiast samolotu, wybieramy pociąg. Trochę się boimy, że 22 godziny w pociągu będą męczące. Zabieramy ze sobą trochę prowiantu, karty i coś do czytania. Jest przedostatni dzień października, pociąg wyjeżdża późnym popołudniem, więc niestety jest kompletnie ciemno i nie widzimy tego co mijamy za oknem. Dużo rozmawiamy, szybko zasypiamy i gdy budzimy się następnego dnia tuż przed świtem, zza okna wita nas Atlantyk. Następnie pół tysiąca kilometrów pokonujemy z bajkowym jesiennym lasem, wrzosowiskami i maleńkimi miasteczkami Nowego Brunszwiku i Nowej Szkocji za oknem. Cały dzień spędzamy z nosami przylepionymi do szyb. Nie bez powodu trasa The Ocean jest nazywana jedną z najpiękniejszych dróg

61


chłodno, pakujemy się i lecimy do Toronto. Ku naszemu rozczarowaniu trafiamy na wyjątkowo łagodną zimę. Wprawdzie temperatura spada poniżej -10º, ale trochę brakuje nam śniegu. Tym razem Niagara nie zamarza, ale i tak prezentuje się fenomenalnie, co sprawdzamy na własne oczy. Mieszkamy w jednej z najbardziej kolorowych dzielnic - Queen West. Kawiarnie, sklepiki, butiki, knajpki, wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Kilka dni po świętach przez wschodnie wybrzeże przechodzą burze śnieżne. Toronto i Nowy Jork są sparaliżowane, wszystkie loty zostają odwołane, na ulice wyjeżdżają pługi i piaskarki. Wychodzimy na długi spacer z gorącą czekoladą w rękach. Dwa dni później po śniegu nie ma śladu… W ostatni dzień roku płyniemy na wyspę Toronto i odkrywamy jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w mieście. Biegamy po pustej plaży i dziękujemy za ten wspaniały rok.

kolejowych świata. Tym sposobem od pierwszego dnia wsiąkamy kompletnie w klimat wschodniego wybrzeża. Przez kolejny miesiąc spacerujemy bez końca uliczkami Halifaxu, zajadamy się lobster rollami oraz poutine. Jeździmy kilka razy do maleńkiego rybackiego miasteczka Herring Cove, żeby znowu poczuć na twarzy oceaniczną bryzę (tym razem atlantycką) i godzinami wpatrywać się w fale rozbijające się o skały. Ostatni raz w Herring Cove, na kilka dni przed wyjazdem, jest trochę krótszy, bo w powietrzu czuć już nadciągającą wielkimi krokami zimę. Pod koniec miesiąca, gdy robi się naprawdę

62

ŻYCIE NA WALIZKACH, CHOĆ NIE JEST DLA KAŻDEGO, NAM PRZYSZŁO BARDZO NATURALNIE.

jest tam trochę za dużo ludzi, więc przechodzimy po zamarzniętym jeziorze i wspinamy się tak wysoko jak to tylko możliwe. Obiecujemy sobie, że wrócimy tu kiedyś latem. Wyjazd z Canmore kończy nasz pierwszy rok w Kanadzie. Z plecakami, głowami pełnymi wspomnień i ciężkim sercem, wylatujemy na kilka miesięcy do Stanów, gdzie rozpoczyna się kolejny rozdział naszej amerykańskiej przygody, która będzie trwać z przerwami kolejne 24 miesiące. Wyjeżdżamy szczęśliwi, bo wiemy, że jeszcze tu na pewno wrócimy. Rzeczywistość przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. W ciągu trzech lat w podróży, w samej tylko Kanadzie, spędzamy prawie dwa lata. Życie na walizkach, choć nie jest dla każdego, nam przyszło bardzo naturalnie. Już po kilku miesiącach w Vancouver nadaliśmy paczkę do Polski ze sporą częścią naszych rzeczy. Wiedzieliśmy, że chcemy żyć w drodze i że wzięliśmy ze sobą stanowczo za dużo. Proces pakowania i rozpakowywania opanowaliśmy do perfekcji. Nauczyliśmy się dużo o sobie nawzajem, jak przystało na parę, która spędza ze sobą czas non stop, nie tylko podróżując, ale również razem pracując.

Następnym kanadyjskim miastem, w którym zatrzymujemy się na dłużej jest Calgary. Stolica Alberty, w przeciwieństwie do Toronto, jest lekko przyprószona śniegiem. Jednak po dwóch tygodniach robi się +10 C, i ku naszemu zdziwieniu otwierają się letnie ogródki, a calgarańczycy wyskakują na zewnątrz w krótkich rękawkach. To zasługa wiatru zwanego Chinook (co w języku rdzennych Kanadyjczyków oznacza pożeracza śniegu). Ten wiejący z Gór Skalistych ciepły wiatr, w przeciągu kilku godzin jest w stanie stopić kil- Na pytanie czy nie tęsknimy za stabilnym życiem, kunastocentymetrową warstwę śniegu… odpowiadamy jednym głosem, że najspokojniejsze i najbardziej uporządkowane życie prowadzimy właW marcu spełniamy swoje wielkie marzenie i przepro- śnie w podróży. Musiało minąć trochę czasu, ale zławadzamy się do Canmore. Niewielkiej miejscowości paliśmy dobry balans pomiędzy pracą i życiem. Mamy leżącej u stóp Gór Skalistych. Miasteczko podoba nam swoje małe rytuały. W końcu zaczęliśmy jeść porządne się dużo bardziej od malowniczego, ale bardzo tury- śniadania, odwiedzamy namiętnie wszystkie okoliczne stycznego Banff, w którym początkowo chcieliśmy kawiarnie i małe browary. Plus nieważne czy jesteśmy mieszkać. Całe szczęście nie znaleźliśmy tam noclegu. w Calgary, Nowym Jorku, czy Halifaxie, każdy dzień Krajobraz miasteczka każdego dnia robi na nas oszała- obowiązkowo kończymy długim spacerem. miające wrażenie. Jeszcze nigdy nie mieszkaliśmy tak blisko gór. Dominujące nad miastem Trzy Siostry to- Teraz siedzę i piszę do Was z Poznania, gdzie chwiwarzyszą nam każdego dnia. Czy to w drodze na kawę lowo mamy swoją pierwszą od kilku lat bazę. Nadal i bajgle do ulubionej piekarni, czy to podczas space- planujemy jeździć i śnimy o szlakach, których jeszcze rów nad Bow River. Odwiedzamy kilka razy Banff. nie przeszliśmy (a jest ich jeszcze sporo). Bo chyba Szczególnie do gustu przypadają nam kąpiele w tam- najważniejszą rzeczą, jakiej się o sobie dowiedzielitejszych gorących źródłach. Na dworze - 10 stopni śmy, to to, że ponad wszystko uwielbiamy spędzać i prószy śnieg, a my zanurzeni po szyje w gorącej wo- czas na świeżym powietrzu. I chociaż na razie pożedzie podziwiamy górskie widoki. W ostatni weekend gnaliśmy się z Kanadą to wiemy, że jest to bardziej jedziemy na wycieczkę do Lake Louise. Jak dla nas, do zobaczenia niż definitywne pożegnanie.

63


PODRÓŻE

KAPSZTAD - PODRÓŻ W STRONĘ ŹRÓDŁA milena adamczewska „Nie chcę, żeby moje życie było mierzone wyłącznie długością. Chcę też żyć w głąb.” – Diane Ackerm

W

64

głąb - czyli daleko od powierzchni. Przez wszystkie warstwy, aż pod podszewkę. Do serca, jądra, ducha. Po prostu do wnętrza, czyli tego co prawdziwie autentyczne, wrażliwe i pozbawione ładnego opakowania. Do tego, co nie bez powodu chowa się pod wszystkimi warstwami.

lub wizytą rekinów. Dzięki temu Kapsztad to idealne miejsce na wakacje nie tylko dla mieszczuchów poszukujących przyjemności w kulturze i jedzeniu, ale też dla miłośników natury, dla wypoczywających aktywnie w górach lub na wodzie i dla leniuchujących z drinkami pod i z palemką. Miasto dla każdego. Miasto idealne.

Kapsztad to na wskroś wielkomiejskie miasto, tętniące wszystkimi aspektami życia. Biznes kwitnie w coraz wyższych wieżowcach, kultura zaprasza na kolejne festiwale pod gołym niebem, a bary, restauracje, kawiarnie i kluby prześcigają się o pierwsze miejsca w sercach turystów i w rankingach na najmodniejsze miejsce sezonu. Pełna globalizacja – te same sklepy, te same zagraniczne wycieczki, ta sama muzyka na imprezach. Dla poszukujących lokalnych smaków oczywiście też pełna oferta – najlepsze owoce morza, wystawy niszowych południowoafrykańskich artystów i rodzimy design, którego nie powstydziłaby się nawet Kopenhaga. To wszystko otoczone niepowtarzalną i zapierającą dech w piersiach przyrodą, która nie otacza miasta, a raczej łaskawie pozwala mu usadowić się w jej objęciach. To ona dominuje, patrzy czujnie z Góry Stołowej, złośliwie i nagle zmienia pogodę, zaprasza na liczne plaże albo odstrasza z nich silnym wiatrem

Tylko co chowa pod podszewką? W Kapsztadzie głębiej znaczy pół godziny pociągiem na południe od centrum. Właściwie sam pociąg jest już pierwszym krokiem w głąb – surowo odradzany turystom we wszelakich przewodnikach, trudno powiedzieć czy ze względów bezpieczeństwa (tak naprawdę największym zagrożeniem w pociągu są kieszonkowcy, jak w każdym innym wielkim mieście), czy ze względów ochrony idealnego wizerunku Kapsztadu. Wejście do pociągu rzeczywiście grozi szokiem i dezorientacją pasażera, niepewnego czy aby na pewno podróżuje tylko w przestrzeni, czy może też w czasie, do tragicznego okresu historii RPA, w którym kolor skóry z góry definiował możliwości i wszystkie aspekty życia.

65


W głąb, czyli do środka, do wewnątrz. A jednak w Kapsztadzie należy przyjąć zgoła odwrotny kierunek. To z resztą nie jedyne miasto świata, które to, co wstydliwe chowa na przedmieściach a i miasta nie są w tych praktykach same (o czym dobrze wie każdy kto kiedykolwiek przed przyjściem gości upychał bałagan za drzwiami sypialni). Nic więc zaskakującego w tym, że prężące się przed odwiedzającymi centrum, ma za zadanie pokazać tylko to co najlepsze. Stworzyć pozory, że kraj poradził już sobie z wszelką dyskryminacją rasową, że miasto jest wielokulturowe i otwarte na różnorodność w każdym jej znaczeniu. Wróćmy więc do pociągu. Dokąd nas zabierze?

Miasto dla każdego. Miasto idealne. Tylko co chowa pod podszewką? 66

Pierwszy przystanek to przedmieścia. Głośne, chaotyczne, pełne zapachów. Dosłownie uliczne jedzenie przygotowywane na jej samym środku, dosłownie obnośny handel w postaci straganów na plecach. Klaksony, harmider, ludzie pozornie spieszący się, a jednak przystający co chwilę, żeby porozmawiać. Spieszący się wolno, w swoim własnym tempie. Tak jak stanowiące jedyną formę komunikacji miejskiej minibusy, które nie mając ani stałych przystanków ani

rozkładów jazdy, po prostu zatrzymują się tam, gdzie chcą tego pasażerowie. Przedmieścia Kapsztadu również więc tętnią życiem, jednak zupełnie innym niż jego centrum. Życiem naznaczonym biedą i trudnościami, strachem przed będącą ich efektem wszechobecną przestępczością. Wiele z tych problemów to pozostałości poprzedniego systemu politycznego, z którymi RPA niewątpliwie jeszcze sobie nie poradziło. Bo podczas gdy przedmieścia są niewątpliwie barwne i różnorodne, jednego koloru brakuje na nich na pierwszy rzut oka – białego. To jednak dopiero początek podróży. Dalej pociąg nie jedzie, należy przesiąść się do jednego z dziesiątek minibusów, codziennie wożących na przedmieścia mieszkańców rozległych i ukrytych głębin Kapsztadu – slumsów. Największy z nich – Kyayelitsha – liczy obecnie około 1.3 miliona mieszkańców. To właściwie miasta w mieście, odseparowane w swoich problemach, podporządkowane w kwestii ich rozwiązywania. Z namiotami i domami z kartonu, ale też solidną ceglaną zabudową, szkołami, sklepami i fryzjerem. Z nazwami wytyczonych udeptanym piachem ulic, ale już bez numeracji budynków i działek. Najwyraźniej jakiś

sprytny urzędnik postanowił uniknąć w ten sposób problemu ustalenia kryterium czy dom z blachy zasługuje już na numer, a z tektury jeszcze nie. Tak, jakby mieszkańcom pozbawionym już większości aspektów godnego życia, pełny adres nie był zupełnie potrzebny do szczęścia. Walka o kawałki ziemi, chaotycznie oddane mieszkańcom na własność po upadku apartheidu, wypełniała mi spędzane w slumsowej klinice prawnej dni. Siedząc na plastikowym krzesełku w garażu bez pełnego adresu, słuchałam historii o kłótniach z rodziną i sąsiadami, o problemach z administracją i przepisami, o ludzkich troskach, które dotykają każdego z nas. Czasem wystarczyło wysłuchać, czasem nie dało się nic zrobić, czasem kilka telefonów i pism ratowało komuś przyszłość. W tych chwilach wspólnego szczęścia i świętowania sukcesu, slumsy nabierały innych kolorów. Nagle prężyły się z dumy z tego co mają, rozbrzmiewały wszechobecnym śmiechem i muzyką, porywały do tańca w promieniach zachodzącego słońca. W rytm pulsującego źródła.

67


PODRÓŻ PEŁNA AROMATÓW I EKSTREMALNYCH SMAKÓW daria szotek

PODRÓŻ SMAKÓW

Uwielbiam podróżować! Gdybym tylko mogła, robiłabym to pełnoetatowo, a niestety nie mam tylu możliwości, więc jak tylko nadarzy się jakaś okazja potrafię w kilka minut się spakować i jechać choćby na jeden dzień. Kończąc drugi rok studiów spotkała mnie niesamowita okazja. Wyjazd do Chin na staż w firmie. Do wyboru dwa miasta: Zhuhai na południowym wybrzeżu Chin lub Chengdu, stolica prowincji Syczuan.

68

Pierwsza myśl - tak, chcę być blisko wody, słońca i plaży. Jednak po dalszych przemyśleniach, przecież podobnie mam tutaj, gdzie mieszkam. W Brighton - jest plaża, jest morze, może nie do końca tak słonecznie i ciepło jak w azjatyckim klimacie, ale nie narzekam. Padło więc na Chengdu i muszę przyznać, że była to bardzo dobra decyzja. Mimo iż miasto jest ogromne, pełne mieszkańców (aż 14 mln!!!), zanieczyszczenia i hałasu, to jednak ma coś w sobie. Co najważniejsze, Chengdu, a już ogólniej mówiąc Syczuan, to skarbnica smaku, a w podróżach m.in. najbardziej lubię próbować nowych rzeczy, szczególnie jeśli chodzi o jedzenie. Dla takiego #foodie jak ja to dosłownie strzał w dziesiątkę, więc nie umiałam się doczekać aż tego wszystkiego doświadczę. Jednak nie zapomnijmy też o innym istotnym fakcie - PANDY! Chyba każdy z nas na ich widok uśmiecha się od ucha do ucha, przecież to tak kochane leniwe stworzenia. Te wielkie biało-czarne misie są powodem przyjazdu wielu turystów właśnie do Chengdu. Zdecydowanie polecam wybrać się tam właśnie dla nich, do rezerwatu pand - autobusem miejskim można dojechać tam ze stacji Xinnanmen. Najlepiej zrobić to wcześnie rano - pandy wtedy mają porę karmienia, choć prawda jest taka, że bambusy wcinają przez cały dzień na przemian z wygłupami, wspinaniem się po drzewach i spaniem oczywiście. Kultura chińska jest niesamowita i niezwykle ciekawa, a już szczególnie jeśli chodzi o tradycje i zwyczaje znane z prowincji Syczuan. Mam wrażenie, że mogłabym napisać o tym książkę po tych dwóch miesiącach, ale tym razem chciałabym przekazać coś więcej o podróży pełnej smaków i aromatów, a tym samym w głąb siebie i tych wszystkich niesamowitych doznań, nie tylko kulinarnych. Pomyśleć sobie można, że dla osoby odżywiającej się roślinnie, czyt. weganki to nie lada wyzwanie. Ale że weganizm w Chinach? Przecież tam psy jedzą? Nieprawda! Tak się da? Da się! I czasem jest nawet łatwiej niż w niejednym z europejskich miast. Nie mówię, że było łatwo, ale w podróży, szczególnie do takich miejsc, po prostu warto zmienić trochę nastawienie do wielu spraw, szczególnie jeśli chodzi o odżywianie - próbować, próbować i jeszcze raz próbować nowych smaków! W Chinach jada się bardzo dużo mięsa, na ulicy będziesz mijał kurze łapki czy inne przeróżne części zwierząt, jak np. łeb królika (to dla nich przekąska!). Na typowym markecie

po prawej stronie jest bogactwo warzyw, owoców, przypraw, strączków jakich jeszcze nawet nie widziałeś. Zaś po lewej wylewa się krew, jest sporo mięsa i ryb, jest mokro i nieprzyjemnie pachnie. Jako wegetarianin czy weganin, bądź po prostu bardzo ostrożny, bo łatwo jest przez przypadek zjeść coś, co niestety na Twojej twarzy nie ukaże zachwytu a łzy. Dlatego też słownik miej zawsze ze sobą i nie wybieraj miejsc, które naprawdę wyglądają podejrzanie, często większość ulicznych „restauracji” nie skusi nawet mięsożercy, bo po prostu jest bardzo brudno, niehigienicznie. Dlaczego napisałam podróż w głąb siebie? Podczas Twojego pobytu tam po prostu musisz często wyjść poza swoją strefę komfortu, robić rzeczy mniej lub bardziej ekstremalne (bo warto!) i po prostu wyluzować, zapomnieć o wszystkich rutynach, zasadach, itp. Po prostu żyj razem z mieszkańcami, wtedy najlepiej doświadczysz prawdziwej kultury, obyczajów i tradycji danego miejsca. Syczuan to przede wszystkim ostre potrawy. Pewnie większość kojarzy pieprz syczuański - ma w sobie coś wyjątkowego, nie tylko ostrość ale ten oryginalny smak, który nadaje potrawom i samo poczucie mrowienia, brzęczenia i delikatnego odrętwienia w ustach. Wystarczy spróbować przeżuć jedno ziarenko tego pieprzu, by doświadczyć tych wrażeń. To podstawowy składnik wielu potraw, od zup poprzez noodle aż po sos do pierożków, itp. Najbardziej popularny jest w postaci oleju 花椒油 (huājiāo yóu) - olej pieprzowy. Tak, kuchnia syczuańska jest pełna oleju, używa się go dosłownie do wszystkiego - topią się w nim sałatki, smażą warzywa czy mięso, doprawia niejedno danie i zdecydowanie jest znakiem szczególnym tej kuchni. Dla osoby, która używa oleju w znikomych ilościach, były to dla mnie dosyć ekstremalne dwa miesiące, ale już po paru dniach w Chengdu, po prostu nie tylko dostosowałam się do tych smaków, ale też najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłam kubki smakowe, a mojemu zdrowiu to wcale nie zaszkodziło. Wręcz przeciwnie, dawno nie czułam się tak dobrze jak tam, pomimo iż czasem naprawdę paliło i to porządnie! Wyobraźcie sobie jeść kociołek z gorącym bulionem z chili i pieprzem syczuańskich, kiedy temperatura w środku wynosi do ok. 40 stopni. Jak ugasić ten ogień? Mlekiem sojowym! Tak, ciekawa mieszanka, ale tak się robi.

69


Kuchnia syczuańska ma oczywiście swoje tradycyjne potrawy, tak jak w większości miejsc w Chinach zjesz pierożki jiaozi 饺子czy bułeczki na parze baozi 包子, słodko-kwaśne warzywa czy mięso z ryżem, chow mein lub kaczkę w sosie hoisin, tak na Syczuanie będziesz mógł spróbować czegoś wyjątkowego dla tego rejonu (w większości na ostro) m.in.:

oczywiście podawane jest z ryżem, ale jedzenie zamawia się grupowo i wszyscy przy stole dzielą się potrawami, które przesuwa się wokoło na krętym kole przymocowanym do okrągłego stołu. To świetna okazja, by spróbować wszystkiego po trochu, a jeśli jesteś wegetarianinem czy weganinem, to często po prostu lepiej wyluzować jeśli chodzi o dzielenie potraw, spokojnie, raczej nikt ze znajomych nie wepchnie Ci specjalnie • 麻婆豆腐 mápó dòufǔ tofu w ostrym sosie mięsa do talerza z warzywami. Często też po prostu z pieprzem syczuańskim (uwaga wegetarianie/we- trzeba pogodzić się z tym, że rzadko kiedy znajdzie się ganie, często zmięsem!!) osoba, która wie kto to „weganin”, ale podpowiedź często można porównać to jak się odżywiasz do sposo• 宫保鸡丁 gōngbǎo jīdīng kurczak kung pao bu odżywiania mnichów, ułatwi to sprawę. Przy okazji, (w wersji wegańskiej z grzybami/tofu/ziemniaka- wege jedzenie zawsze jest o wiele tańsze i przychodzi mi lubkalafiorem) do stołu szybciej, a na dodatek w specjalnych restauracjach zjesz przeróżne, naprawdę bardzo realistyczne • 担担面 dàndàn mian jajeczny makaron (rów- wersje wegańskiego „mięsa”. Jeszcze jeden fajny zwynież zamówisz makaron bezjajek) czaj, który bardzo mi się spodobał, zawsze przed, do i po posiłku pije się herbatę (jest darmowa bez wzglę• 四川火锅 sìchuān huǒguō hot pot, czyli ognisty du na miejsce), najczęściej zrobioną z gryki. Idealnie kociołek pomaga to w trawieniu, przed posiłkiem taki ciepły napój przygotowuje żołądek do pracy. Pisząc o herbaMoim faworytem, jeśli chodzi o te tradycyjne potra- cie, koniecznie trzeba spróbować zielonej, jaśminowej wy, były zdecydowanie warzywa przygotowywane i czarnej czy czerwonej herbaty w Chinach. Ja miałam na przeróżne sposoby, w sosach i przyprawach. Ge- okazję własnoręcznie zbierać zieloną, jest o wiele innialna sałata w orzechowym sosie, czy cieniutki ma- tensywniejsza w smaku niż ta, którą kupisz w eurokaron smażony z warzywami w sosie pejskich sklepach. Co więcej, mosojowym lub też znany z Chengdu zim- Ludzie w Chinach po pro- żesz wybrać się do ‘tea rooms’, czyli ny makaron (Liang Miàn), makaron stu kochają jedzenie. Jest parków, gdzie spędza się wolny czas gotowany w słodkiej wodzie (Tian Shui to jeden z najczęstszych te- na grach, rozmowach i właśnie piciu Mian), czy makaron z fasoli (Liang matów rozmów wszędzie herbaty. Zamawiasz kufel dowolnej fen) - podawane oczywiście z ostrym - w metrze, podczas zaku- herbaty z nielimitowaną dostawą olejem pieprzowym. Jest tego sporo, pów, różnych spotkań, na- gorącej wody, bo tutaj zalewasz lismaku nie brakuje, a za każdym razem ście za każdym razem jak skończysz. wet tych biznesowych. coś pozytywnie Cię zaskoczy, więc jeMyślę, że to jeden z czynników, któśli lubisz próbować nowych potraw i poznawać sma- ry przyczynia się do zdrowia Chińczyków, bo pijają jej ki azjatyckiej kuchni, to zdecydowanie warto pokusić niezliczone ilości. się o jak najwięcej. W Chinach jedzą sporo i wszystko

70

Jeśli chodzi o słodsze rzeczy, jest tu sporo przeróżnych kupnych słodyczy. Zaś w restauracjach polecam lepki pudding ryżowy, pudding z tofu lub coś a la malutkie bułeczki nadziewane brązowym cukrem, który wylewa się ze środka (smażone/podpiekane na patelni) [przepis poniżej]. Są one bardzo popularne w Chengdu, ale znajdziesz je też czasem poza granicami Syczuanu. Mleko sojowe robione jest oczywiście na świeżo, nietrudno znaleźć też inne rodzaje „mlek” np. z orzechów czy sezamu, zazwyczaj na słodko. Do tego są też napoje ze strączków, ale weganie - trzeba uważać, by czasem nie wkradł się tam dodatek mleka, najczęściej takiego w proszku. Co więcej, podstawą wielu chińskich (i nie tylko, bo np. w Japonii również) jest pasta z czerwonej fasoli - bardzo słodka, z cukrem i często kremowa z dodatkiem masła, oleju lub smalcu. To zresztą najważniejszy składnik deserów w Chinach. Mnie najbardziej smakowały z nią takie a la nasze buchty na parze.

Bez obaw, to będzie podróż, którą zapamiętasz do końca życia.

Podsumowując, ludzie w Chinach po prostu kochają jedzenie. Jest to jeden z najczęstszych tematów rozmów wszędzie - w metrze, podczas zakupów, różnych spotkań, nawet tych biznesowych. Nie brakuje jedzenia ulicznego, jest na każdym kroku, więc nigdy nie będziesz tam chodził głodny. Do tego zjesz dużo i smacznie, tylko pamiętaj, uważaj na niepozorne dodatki jeśli jesteś wege/weganinem lub jeśli boisz się czy nie trawisz ostrych potraw takich jak podaje się w Chengdu, w słowniczku zapisz sobie te słowa: „我 不要胡椒油。 (Wǒ bùyào hújiāo yóu.) co oznacza, że nie chcesz oleju pieprzowego lub ‘Tylko trochę.’ 只是一点点。/ 一些 (Zhǐshì yī diǎndiǎn. / Yīxiē ). I bez obaw, to będzie podróż, którą zapamiętasz do końca życia!

71


PODRÓŻ SMAKÓW

BUŁECZKI GUO KUI NADZIEWANE NA SŁODKO Z BRĄZOWYM CUKREM Takie bułeczki śmiało możesz nadziać pastą z czerwonej fasoli. Użyjesz jej również do smarowania chleba lub placków/naleśników czy tak jak tradycyjnie w Chinach - nadziewania lekkich bułeczek na parze! Niezwykle proste, a jakże zdrowe i smaczne. Ja nawet lubię podawać ją z owsianką czy z ryżem na słodko. 14 sztuk | ok. 40-50 min. | poziom: łatwy W dużej misce umieść wszystkie suche składniki na ciasto, a następnie wlewaj wodę i zacznij zagniatać ręcznie lub mikserem do wyrabiania ciasta ok. 8-10min. Odstaw do wyrośnięcia w ciepłe miejsce (pod przykryciem) na 30 min. w lato lub trochę dłużej ok. 45 min. w zimowe dni. W tym czasie wymieszaj składniki na nadzienie. Gdy ciasto wyrośnie już ok. 1/3 początkowej wielkości, zagnieć je ponownie, by uwolnić powietrze i roluj aż otrzymasz dłuższy wałek. Podziel go nożem na 14 równych części. Każdą spłaszcz delikatnie dłońmi, by otrzymać okrągły placek - dokładnie tak jak robisz pierogi i nałóż łyżkę cukrowego nadzienia, sprawnie zamykając je w środku ciasta, zaklejając ze sobą końce i formując płaską bułeczkę, opcjonalnie obtocz w sezamie (tak jadłam je zazwyczaj w Chengdu). Na rozgrzanej i delikatnie wysmarowanej tłuszczem (np. olejem sezamowym) patelni układaj obok siebie bułeczki i smaż z każdej strony na średnim ogniu ok. 6 - 8 min. Zjadaj jeszcze ciepłe, ale pamiętaj - cukier w środku jest gorący, więc uważaj by się nie poparzyć! Smacznego!

72

Ciasto: • 300g mąki pszennej • łyżeczka drożdży instant • szczypta soli • 150ml ciepłej wody Nadzienie: • 16g mąki pszennej • 55g sproszkowanego brązowego cukru (do kupienia w chińskichmarketach) • szczypta soli

73


SŁODKA PASTA Z CZERWONEJ FASOLI Wersja gładka często jest używana do tradycyjnych deserów, zaś ta rozgnieciona np. do bułeczek na parze.

Fasolę namoczyć na noc lub min. 8 godzin w wodzie. Następnie odsączyć i zalać trzema szklankami wody. Gotować aż będzie miękka, woda wyparuje do ok. połowy fasoli w garnku. Następnie dodać cukier i sól. Rozgnieść widelcem czy praską i dalej gotować do preferowanej konsystencji, im dłużej, tym pasta będzie bardziej sucha. Dla wersji gładkiej dodać dwie łyżki oleju po zmiksowaniu fasoli z cukrem i solą, również gotować aż woda trochę wyparuje. Składniki (jeden średnisłoik): • 200g suszonej czerwonej fasoli adzuki • 3 szklanki wody • szklanka cukru (tutaj dodałamkokosowy) • szczypta soli

74

Przechowywać w szczelnym pojemniku do 2 tygodni.

75


OSTRE WARZYWA Z TOFU I MAKARONEM RYŻOWYM

PODRÓŻ SMAKÓW

W Chinach je się bardzo dużo warzyw przyrządzanych na wszelkie sposoby. Najczęściej oczywiście spotkamy je podsmażane z sosem sojowym, olejem sezamowym, czy jak w Syczuanie, w ostrym oleju z pieprzem syczuańskim i chili. Podawane są tradycyjnie z ryżem, czy też podsmażane z makaronem - czy to cienkim (ryżowym) - czy grubszym (pszennym). Ja postanowiłam odtworzyć smaki, które poznałam w Chengdu i przygotowałam swoją domową wersję makaronu ryżowego z warzywami i tofu z woka. Jako przyprawy użyłam pieprz syczuański, który przywiozłam z targu w Chengdu, suszone chili, imbir oraz sosy sojowe i czarny ocet (polecam szukać w chińskich marketach). Takie danie oczywiście smakuje idealnie na ciepło, ale śmiało możesz zapakować je na wynos i zjeść w pracy, szkole czy na plaży, bo przecież jeszcze mamy lato. Ta wersja jest też lekka, używam mniej oleju niż w tradycyjnych przepisach, ale śmiało możesz użyć więcej do smażenia lub po prostu jak ja, gdy zaczyna przywierać do dna podlewaj odrobiną wody, która zgarnie aromaty przylepione do patelni.

76

Składniki: • porcja cienkiego makaronu ryżowego • pak choi • mini kukurydza • cukinia • groszek cukrowy • marchew • cebula • ½ kostki twardego tofu ok. 150g Przyprawy: • świeży czosnek - ząbek • kawałek imbiru • łyżeczka pieprzu syczuańskiego • połówka suszonego chili (lub więcej jeśli lubiszostre) • pieprz czarny • łyżka jasnego sosu sojowego • łyżeczka ciemnego sosu sojowego • łyżeczka czarnego octu • olej sezamowy do smażenia • sezam i świeża kolendra do podania

Na patelni rozgrzać olej sezamowy. Tofu odsączyć z wody i pokroić w kostkę. Podsmażyć z każdej strony w woku/na patelni (najlepiej nieprzywierającej). Dodać posiekany czosnek, imbir, pieprz syczuański i chili i smażyć jeszcze chwilę. Następnie dodać pokrojone warzywa i podlać wszystko sosami sojowymi i octem. Smażyć aż warzywa delikatnie zmiękną i się zarumienią. W tym czasie przygotować też makaron - można użyć taki instant, który trzeba zalać tylko gorącą wodą na 4 min. Na sam koniec podsmażyć całość z makaronem. Podawać z sezamem i świeżą kolendrą. Smacznego!

77


Zdjęcia na okładce: Ruben Białoń Oprawa graficzna: Angelika Pińkowska Korekta: Beata Dębowska

numer 4 już w styczniu


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.