9 minute read

Dawid Gospodarek Oaza na pustyni Negew

Oaza na pustyni Negew

Działalność małej parafii na izraelskiej pustyni może być inspirująca, a czasem nawet zawstydzająca dla naszych duszpasterstw. Otwartość na dialog pomaga dostrzegać potrzeby parafian, a także współpracować z innymi wspólnotami przy działalności charytatywnej i pokojowej.

Advertisement

Dawid Gospodarek Helena Jabłonowska

WIzraelu Kościół katolicki należy do zdecydowanej mniejszości wyznaniowej. Odsetek chrześcijan różnych denominacji wśród mieszkańców szacuje się na dwa procent. Należą do nich także katolicy różnych obrządków – większość pochodzenia arabskiego. Szczególną mniejszość w ramach tej mniejszościowej mozaiki stanowi wikariat katolików języka hebrajskiego. Już papież Pius XII w latach 50. ubiegłego wieku pozwolił im na używanie tego języka w liturgii – jeszcze przed Soborem Watykańskim II i zmianami liturgicznymi, które przyniósł.

Polski proboszcz na pustyni 120 kilometrów na południowy zachód od Jerozolimy, na pustyni Negew, znajduje się mała, licząca około 120 wiernych, parafia pod wezwaniem świętego Abrahama w Beer Szewie. To tam według tradycyjnych przekazów Abraham wykopał studnię, zawarł pokój z królem Abimelekiem (nazwa miasta w tłumaczeniu na polski brzmi „studnia przysięgi”) i wypasał owce, a jego syn Izaak wybudował Bogu ołtarz. Dziś duszpasterzem i proboszczem małej katolickiej wspólnoty jest pochodzący z Polski kapłan, ksiądz Piotr Żelazko.

Do Jerozolimy przyjechał pisać doktorat z biblistyki. Nauczył się współczesnego hebrajskiego i został w Izraelu. Poznał wspólnoty hebrajskojęzyczne i został poproszony przez ich przełożonych o duszpasterską pomoc. W Beer Szewie duszpasterzuje już od sześciu lat. Wykłada także na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Jerozolimie, jest odpowiedzialny za duszpasterstwo wśród więźniów, a aktualnie trwają rozmowy o jego zaangażowaniu w duszpasterstwo dla chrześcijańskich żołnierzy w izraelskim wojsku.

W parafii świętego Abrahama oprócz katolików hebrajskojęzycznych miejsce dla siebie znajdują także wierni innych obrządków (w rycie syromalabarskim w języku malajalam modlą się tu na przykład wierni z Kerala) i języków (choćby arabskiego czy rosyjskiego), a także przychodzący na msze święte odprawiane w języku angielskim doktoranci. – Moje duszpasterstwo różni się od większości innych na świecie – opowiada ksiądz Żelazko. – Mam ten luksus, że znam wszystkich moich parafian po imieniu. Gdy kogoś nie ma na mszy, mogę podjechać do niego z gorącą zupą i zapytać, co się dzieje. Może ktoś zachorował, stracił pracę lub nie mógł przyjść z jakiegoś innego powodu? – Jesteśmy rodziną: bracia, siostry, przyjaciele. Znamy się nie tylko ze mszy świętych. Potrafimy ze

sobą rozmawiać, wspólnie rozwiązywać problemy. Jako proboszcz chodzę na przykład na zebrania do szkoły w imieniu erytrejskiej mamy, która nie mówi po hebrajsku. Byłem też ostatnio w sądzie, gdzie spędziłem cały dzień, czekając na wyrok w sprawie matki, która uderzyła dziecko w miejscu publicznym – mówi ksiądz Żelazko. – W Izraelu takie sytuacje są bardzo potępiane. Dziecko nie chciało wysiąść z autobusu i kobieta straciła cierpliwość. Ktoś zadzwonił na policję, matka została ukarana aresztem. Jako proboszcz musiałem zająć się jej dzieckiem. Zdarzyło się też, że pomagałem imigranckim rodzicom nieznającym hebrajskiego w czasie wizyty w przychodni. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.

Wyobraźnia miłosierdzia Według biblijnych przekazów w Beer Szewie schronienie znalazł prorok Eliasz, który uciekał przed chcącą go zamordować królową Izebel. Również dziś schronienie znajdują tu uchodźcy, mogący liczyć między innymi na pomoc małej katolickiej parafii. – W Beer Szewie poznałem ludzi, którym zależy na pomocy uchodźcom. Zostałem zaproszony do prowadzonego przez ich organizację na Starym Mieście miejsca, w którym pomagają imigrantom i uchodźcom z Sudanu, Erytrei czy Etiopii. Nie mieli z czego opłacić czynszu, który wynosi tysiąc dolarów miesięcznie. To oznacza, że dwanaście tysięcy dolarów zagwarantowałoby im na rok możliwość nauczania języków angielskiego i hebrajskiego. Na te zajęcia przychodzą nawet dzieci i kobiety, mimo że sytuacja kobiet w środowisku uchodźców erytrejskich jest bardzo trudna – podkreśla ksiądz Żelazko. – W organizacji wszyscy pracują jako wolontariusze. Studenci przychodzą wieczorami, uczą dzieci, pomagają w odrabianiu prac domowych. Nagle okazuje się, że to wszystko ma paść, bo nie mają pieniędzy na czynsz? Zorganizowaliśmy więc dla nich w parafii zbiórkę.

W tej malutkiej parafialnej wspólnocie wyobraźnia miłosierdzia przejawia się wyraźnie w dostrzeganiu potrzebujących i niesieniu im mądrej pomocy. – Obecnie pomagamy na przykład niewidomej pani, która w latach 90. przyjechała do Izraela z Beninu. Staramy się pozyskać środki na mieszkanie dla niej i na jej utrzymanie, ponieważ nie jest w stanie pracować. Moi parafianie robią jej zakupy. Jest naszą stałą podopieczną, ale pragniemy, by nie chodziło tylko o pomoc materialną, ale żeby ta pani czuła się wśród nas bezpiecznie jak w rodzinie. Żeby to miejsce kojarzyło się jej nie tylko z azylem, który tu znalazła, lecz także z domem, by czuła się tu u siebie, wśród swoich – mówi duszpasterz. →

Na pomoc i wsparcie mogą tu liczyć ludzie bez względu na wyznawaną religię, poglądy polityczne czy narodowość.

Na pomoc i wsparcie mogą tu liczyć ludzie bez względu na wyznawaną religię, poglądy polityczne czy narodowość. W parafii organizowane są zbiórki odzieży dla sióstr misjonarek od Matki Teresy, które pomagają potrzebującym w Gazie, pomoc znajduje tu rodzina uchodźców, a także mieszkający w okolicy Beduini. Społeczność stara się odpowiadać na bieżące potrzeby, zbierając w odpowiedzi na nie naczynia, meble czy używaną odzież. Co roku na Boże Narodzenie wierni zbierają i przygotowują żywność dla ubogich.

Ksiądz Żelazko podkreśla, że jego wspólnota nie robi nic wyjątkowego, bo przecież taka działalność jest typowa dla wszystkich parafii świata.

Radość, nie duma – Co piątek po południu w supermarketach zostaje jedzenie, którego już nie uda się sprzedać, bo zaczyna się szabat, i które trzeba wyrzucić. Jeden z takich sklepów postanowił ostatnio rozwieźć te artykuły biednym z pomocą wolontariuszy z synagogi, z którymi jestem zaprzyjaźniony. Powtarza się to teraz co tydzień. Jeżeli po rozdaniu żywności najbardziej potrzebującym coś jeszcze zostaje, podjeżdżam pod akademik i dzwonię do studentów z Wietnamu, Włoch, Polski znanych mi z mszy świętych, które celebruję po angielsku. Z wdzięcznością przyjmują pieczywo i inną żywność. To często doktoranci, którzy prowadzą swoje badania naukowe. Bywa, że także oni potrzebują wsparcia – opowiada ksiądz Żelazko.

Proboszcz zarządza też parafialnym cmentarzem. Gdy z różnych względów w innych miejscach zmarli chrześcijanie nie mogą zostać pochowani, pozwala na pochówek u siebie. Planuje zbudować na cmentarzu specjalny grobowiec dla osób spoza wspólnoty katolików hebrajskojęzycznych. – Jako parafia nie możemy nic sprzedawać, prowadzić działalności dochodowej, możemy jedynie liczyć na ofiarodawców – wyjaśnia ksiądz Żelazko. – Moje parafianki zaczęły więc robić bardzo dobrej jakości „Kadzidło z Pustyni Negev” w Ziemi Świętej, które stanowi cegiełkę dla ofiarodawców. Zebrane fundusze pozwoliły nam realizować projekt wychodzenia z bezdomności. Kiedyś spotkałem bezdomne panie z Afryki, którym udało się pomóc w stanięciu na nogi. Niewidoma Colette z Erytrei i Tigisti mieszkają już w małym mieszkaniu niedaleko naszego kościoła, podejmują prace i pomagają na przykład przy pakowaniu kadzidła. Cieszymy się, że możemy pomóc innym. Nie jest to jednak powód do dumy. Tak realizujemy powinność, która spoczywa na Kościele od początku.

Przychodzi rabin, szejk i ksiądz W tak wielokulturowej społeczności, zwłaszcza gdy obecne są w niej także napięcia polityczne, konieczny

jest dialog – również międzyreligijny. Po ostatnim Soborze jego prowadzenie powinno być naturalne także dla katolików. – Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się nie tyle z wielokulturowością, ile z obecnością w jednym miejscu ludzi wielu religii. Okazało się, że katolicki kapłan, rabin i szejk muzułmański doświadczają w swoich świątyniach podobnych problemów duszpasterskich. Od dużych – jak zatrzymać młodzież, żeby nie odchodziła od wiary, po zupełnie codzienne – jak znaleźć pieniądze na remont dachu. To sprawiło, że zaczęliśmy spotykać się prywatnie. Jestem jedynym chrześcijaninem w tym gronie. Zaczęliśmy przygotowywać prelekcje na różne tematy: wiary, miejsca kobiet w naszych religiach, praw człowieka. Zapraszamy się nawzajem do miejsc kultu religijnego, poznajemy się, prowadzimy dialog: kościół, synagoga, meczet – mówi ksiądz Żelazko.

Międzyreligijne relacje liderów wspólnot zaowocowały między innymi tym, że lokalne centrum kształcenia nauczycieli, a także szkoły podstawowe i średnie, zapraszają księdza, rabina i szejka na konferencje i spotkania. Stanowią one okazję do szerzenia kultury dialogu, edukacji antydyskryminacyjnej i wiedzy o innych religiach i tradycjach. – Dużo rozmawiamy, zadajemy sobie sporo pytań, żadnych tematów nie unikamy. Dochodzimy do wniosku, że religia sama w sobie nie jest przyczyną konfliktów. Wręcz przeciwnie, niesie za sobą wiele pozytywnych, rozwojowych i pokojowych rozwiązań. Byłem zaproszony do rabina na święto Paschy i wspólnie się modliliśmy. Gdy w piątkowy wieczór idę do synagogi pomodlić się na początek szabatu, nikogo nie dziwi moja koloratka. Któregoś razu rabin poprosił mnie nawet, żebym wygłosił kazanie. Powiedziałem wtedy, że Pan Bóg jest, wierzę w to, że On próbuje komunikować się z ludźmi, że warto w Niego wierzyć i Go szukać. Ze wspólnoty naszego judaistyczno-chrześcijańskiego życia można czerpać naprawdę bardzo dużo inspiracji: jak żyć w dzisiejszym zabieganym świecie? Gdzie w tym wszystkim znaleźć miejsce dla Boga? Warto ludziom pomagać Go szukać, bo przecież nie można zmuszać ich do wiary. Wiarą trzeba żyć, pokazywać innym – dzieli się swoim doświadczeniem ksiądz Żelazko.

Zaznacza, że sam doświadczył owoców dialogu, na przykład w postaci przyjaźni z szejkiem Jamalem. – Ujrzałem w nim Boga, miłość Bożą. Stał się moim bratem, jest naprawdę człowiekiem Bożym. Gdy patrzę w jego oczy, widzę człowieka, który szuka Boga, który się modli, pości trzy razy w tygodniu. Okazuje się niesamowity, zwłaszcza gdy się go pozna bliżej. Gdy przebywam z rabinem i szejkiem, czuję się bogatszy duchowo.

Z tej relacji czerpie jednak nie tylko ksiądz Żelazko. →Chętnie wspomina, jak podczas jednego ze spotkań

W rozmowach z rabinem i szejkiem dochodzimy do wniosku, że religia sama w sobie nie jest przyczyną konfliktów.

jego parafianka zapytała starego rabina, czego nauczył się o chrześcijaństwie podczas wspólnych międzyreligijnych wydarzeń. Rabin odpowiedział, że od chwili poznania księdza Piotra zrozumiał, że chrześcijanin to człowiek szukający Boga. Krzyż, znak chrześcijan, ma pion i poziom. Chrześcijaństwo wskazuje wymiar pionowy – szukanie Pana Boga, który jest w niebie, a także wymiar poziomy – szukanie Boga, który jest pomiędzy nami, w braciach. W ten sposób wielbienie Boga w świątyni otwiera na pomoc bliźnim, a pomaganie bliźnim jest wielbieniem Boga i okazywaniem Mu miłości. – Najważniejsza dla nas: rabina, szejka, kapłana jest praca z naszymi wspólnotami. Każdy z nas widzi u siebie, u swoich ludzi, że jest nad czym pracować – mówi ksiądz Żelazko. Opowiada, że jeden z jego znajomych rabinów regularnie brał udział w celebrowanej w kościele pasterce i składał świąteczne życzenia parafianom. W tym roku przez pandemiczne obostrzenia sanitarne nie mógł przyjść, więc przesłał proboszczowi filmik z nagranymi życzeniami skierowany do wiernych parafii świętego Abrahama. Ksiądz wysłał je na WhatsAppie do wszystkich, bo na tym komunikatorze mają parafialną grupę.

Nie patrzymy na wyznanie Dialog międzyreligijny skutkuje też konkretnymi wspólnymi działaniami na rzecz potrzebujących. Kiedy się sobie wzajemnie ufa, można działać razem. Gdy w synagodze zostaje jedzenie, przekazywane jest polskiemu proboszczowi, bo wiadomo, że odda je potrzebującym. – Cieszy mnie, że kiedy zamknięto granicę z Syrią, całą ciężarówkę ubrań przeznaczonych dla potrzebujących z tego kraju przewieziono do mnie. Przez trzy miesiące rozwoziłem z wolontariuszami te dary w różne miejsca, między innymi do ubogich w Betlejem, do Beduinów, do Gazy. Wspieramy się wzajemnie w pomocy charytatywnej, nie patrząc na wyznanie – mówi ksiądz Żelazko. – Bo razem można więcej.

Więcej informacji o tym, jak zdobyć wspomniane kadzidło i wspomóc działalność charytatywną parafii, znaleźć można na stronie internetowej www.negev.pl.

Dawid Gospodarek jest dziennikarzem Katolickiej Agencji Informacyjnej i publicystą, współautorem książek „Ostatni dzwonek. Rozmowy o przyszłości lekcji religii” oraz „Ogień i woda. Czy w Kościele można się dogadać”.

Helena Jabłonowska instagram.com/helsonasdf