Silmaris nr 1 2016

Page 184

Proza

– Nie musimy się tak spieszyć – odezwał się po chwili. – Ten człowiek nie wykrwawi się z powodu tak powierzchownej rany. – Znacie się na leczeniu? – spytała zdziwiona. – Myślałam, że jesteście raczej człowiekiem miecza. – Robiłem w życiu wiele różnych rzeczy – odparł, uśmiechając się pod nosem, a kiedy nie odpowiedziała, dodał: – To nie mógł być wilkołak. Dziś nie ma pełni. Roześmiała się. Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie żartował. – O, przepraszam – zmitygowała się szybko. – Mówiliście poważnie, prawda? No tak. Nie wiem, ile wiecie o miejscu, w którym się znaleźliście, ale u nas wilkołaki i inne stwory biegają po okolicy przy każdej fazie księżyca. Zawsze tak było. I teraz spieszymy się do wsi nie dlatego, że Tinnemu zagraża niebezpieczeństwo. Chodzi o to, że dopóki jesteśmy tak blisko lasu, to może ono grozić nam, rozumiecie? – Rozumiem – odparł po chwili. – Rozumiem, że w to właśnie wierzycie. Doświadczenie jednak mówi mi, że potwory w dziewięciu na dziesięć przypadków okazują się wytworami ludzkiej wyobraźni. W ciemnościach Venda wzruszyła ramionami, co bardziej wyczuł niż zobaczył. – Cóż – rzuciła sarkastycznie – moje doświadczenie mówi mi coś zupełnie przeciwnego. Weszli już między pierwsze chaty. Gospoda i dom Tinnego znajdowały się dokładnie na przeciwległym krańcu osady, więc musieli jeszcze pokonać główną ulicę. – Chętnie posłuchałbym o tych doświadczeniach. – Yarel uśmiechnął się pod nosem. – Jest panna inna niż mieszkańcy doliny, których do tej pory spotkałem. Nawet wyraża się panienka inaczej – stwierdził półgłosem. Czuł na sobie spojrzenia ludzi podglądających ich przez szpary w ścianach chat, przyczajonych w izbach o wygaszonych łuczywach. – Pomimo młodego wieku potrafi panna sprawić, że ludzie… słuchają. Parsknęła cicho.

184


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.