Wszystko, co brzydkie i cudowne, fragment książki

Page 1

1

AMY Marzec 1975 r.

Opowieść na temat Wavy matka zawsze rozpoczynała słowami: „Cóż, urodziła się na tylnym fotelu w samochodzie jakiegoś obcego człowieka”, tak jakby był to powód, dla którego Wavy nie może być normalna. Takie wytłumaczenie niezbyt do mnie przemawiało – przecież w drodze do szpitala porządny samochód należący do rodziny z klasy średniej mógł się zepsuć, takie rzeczy się zdarzają. Jednak przypadek Wavy był inny. Poród odbył się na tylnym siedzeniu samochodu obcego człowieka, ponieważ wujek Liam i ciocia Val byli w tamtym okresie bezdomni. Podróżowali po Teksasie swoim wiekowym dobitym vanem, który akurat tego dnia odmówił posłuszeństwa. Ciocia Val, w dziewiątym miesiącu ciąży, postanowiła, że złapie stopa do najbliższego miasteczka, żeby sprowadzić pomoc. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy zgrywanie dobrego Samarytanina wobec kobiety w zaawansowanej ciąży, zastanów się najpierw, jak cholernie dużo zachodu wymagać będzie posprzątanie po niej. 9


Dowiedziałam się o tym z podsłuchanych historii opowiadanych przez matkę podczas spotkań dyskusyjnego klubu książki. Seanse takie odbywały się we wtorkowe wieczory. Czasami uczestnicy omawiali na nich swoje lektury, jednak głównie oddawali się plotkowaniu. To właśnie tam mama zaczęła szlifować swoją Tragiczną i Wielce Pouczającą Historię Wavonny Quinn. Po przyjściu Wavy na świat mama przez blisko pięć lat nie miała żadnych wieści od cioci Val. Gdy w końcu ciocia przypomniała sobie o siostrze, okazało się, że wujek Liam trafił do aresztu za handel narkotykami. Ciocia Val potrzebowała pieniędzy. Po jakimś czasie również ona powędrowała za kratki, jednak mama nie chciała mi zdradzić, co przeskrobała. W rezultacie Wavy została bez opieki. Nazajutrz po drugim telefonie do ciotki odwiedziła nas babcia. Zamknęła się z mamą w pokoju i wszczęła awanturę, w której powracały niczym bumerang frazy w rodzaju „trzeba wypić piwo, którego się nawarzyło” oraz „krew nie woda”. Moja kochana babcia, lubująca się w pieczeniu pysznych ciasteczek, wykrzykiwała do mamy: „Przecież ona należy do naszej rodziny! Jeśli ty jej nie weźmiesz, ja to zrobię!”. Stanęło na tym, że przyjmiemy Wavy pod swój dach. W ramach przekupstwa mama obiecała mi i Leslie, że kupi nam nowe zabawki, jednak to nie było konieczne – obie byłyśmy niesamowicie podekscytowane, że poznamy nową kuzynkę. Wavy była naszą jedyną kuzynką, bo jak twierdziła mama, brat taty był gejem. Leslie miała skończone dziewięć lat, ja niespełna siedem. Obie momentalnie przystąpiłyśmy do snucia najbardziej fantastycznych domysłów na temat tego, jak wyglądało życie Wavy. Większości z nich nie powstydziliby się bracia 10


Grimm – w naszych fantazjach Wavy głodowała, była więziona w klatce, a nawet żyła pospołu z wilkami w dzikich ostępach. W dniu jej przyjazdu pogoda dostosowała się do naszych mrocznych wyobrażeń – niebo było zachmurzone, lał deszcz i wiał wiatr. Dla dopełnienia efektu Wavy powinna zajechać pod nasz dom czarną limuzyną albo karetą zaprzęgniętą w konie, jednak zamiast tego zobaczyłyśmy samochód w kolorze beżowym, a w nim kuzynkę, którą przywiozła pracownica opieki społecznej. Sue Enaldo była puszystą kobietą w niebieskim spodniumie, jednak w moich oczach przemieniła się w Świętego Mikołaja, który przybył, żeby obdarować mnie cudownym prezentem. Zanim Sue zdążyła ukryć swoją bujną koafiurę w stylu Dolly Parton pod czepkiem przeciwdeszczowym, Wavy wyskoczyła z samochodu na ulicę. W ręku trzymała plastikową reklamówkę ze sklepu spożywczego. Była drobnej budowy. Nim zdążyła dobiec do drzwi, ubranie miała przemoczone do suchej nitki. Na widok kuzynki Leslie zrobiła nietęgą minę, ja jednak wcale nie byłam rozczarowana. Jak tylko mama otworzyła drzwi, Wavy otaksowała wzrokiem swój nowy dom. Było to otchłanne spojrzenie, które momentalnie pokochałam, a które ostatecznie miało doprowadzić moją mamę do rozpaczy. Oczy dziewczynki były ciemne, jednak nie mogłam rozpoznać, jaką właściwie mają barwę – na pewno nie były piwne. Może szare? Zielone? Ciemnoniebieskie? W każdym razie były ciemne, jakby zbyt długo oglądały już świat. Jej rzęsy i brwi miały ten sam półprzezroczysty srebrno-blond odcień co włosy, które oblepiały teraz czaszkę dziewczynki. Po ramionach ciekła jej woda, która skapywała na płytki podłogowe. 11


– Wavonna, skarbie, to ja, twoja ciocia Brenda – odezwała się mama dziwnie wysokim i sztucznie radosnym głosem. Po chwili posłała zaniepokojone spojrzenie Sue. – Czy ona… wszystko z nią w porządku? – W normie. Przez całą drogę nie odezwała się do mnie ani słowem. Ludzie z rodziny zastępczej, u których spędziła ostatni tydzień, twierdzą, że przez cały czas była cicha jak myszka. – Zbadał ją lekarz? – Poszła na badanie, ale nie pozwoliła się dotykać. Dwie pielęgniarki, które próbowały się do niej zbliżyć, poczęstowała kopniakami. Uderzyła też lekarza. Mama wytrzeszczyła oczy, a Leslie zrobiła krok do tyłu. – No dobrze – zreflektowała się po chwili mama, siląc się znów na słodki głos. – Wavonno, masz może jakieś ubrania w tej reklamówce? Przebierzemy cię w coś suchego, co ty na to? Matka spodziewała się chyba, że Wavy będzie stawiać opór. O dziwo, gdy wyciągnęła rękę po torbę, dziewczynka wypuściła ją z garści. Matka otworzyła ją i zajrzała do środka. – A gdzie reszta ubrań? – spytała, marszcząc brwi. – To wszystkie, jakie ma – wyjaśniła Sue. – Kiedy zjawiła się w naszym ośrodku, ubrana była w męski podkoszulek. Te ubrania, które ma na sobie, to podarunek od rodziny zastępczej. – Na pewno znajdziemy coś pasującego na nią w garderobie Amy – oznajmiła mama. Sue schyliła się, opierając dłonie na kolanach, tak żeby znaleźć się na wysokości Wavy. – Wavonno, ja już pojadę, a ty zostaniesz ze swoją ciotką. Rozumiesz? 12


Dorośli odzywali się do niej, tak jakby była jeszcze smarkulą. Jednak pięciolatka zareagowała na słowa Sue nader dojrzale – skinęła lakonicznie głową, jakby życzyła sobie jak najszybciej odprawić kobietę. Sue wróciła do samochodu, jednak cała nasza czwórka jeszcze przez długą chwilę tkwiła na progu. Mama, Leslie i ja gapiłyśmy się na odjeżdżającego gościa. Wavy natomiast sprawiała wrażenie, jakby jej spojrzenie prześwietlało wszystko niczym promienie rentgenowskie. Utkwiła je w naprzeciwległej ścianie salonu, dokładnie na wysokości, gdzie po drugiej jej stronie wisiała lampa naftowa z figurką Wenus. Jakim cudem wiedziała, że właśnie tam wisi? – No to może chodźmy już na górę i poszukajmy suchych ubrań dla Wavonny – przerwała milczenie matka. Kiedy znalazłyśmy się w moim pokoju, Wavy zatrzymała się między dwoma łóżkami. Stała nieruchomo, a woda ciekła z niej na dywanik. Mama sprawiała wrażenie lekko przestraszonej, ja jednak byłam zachwycona, że w moim pokoju zmaterializowała się moja najprawdziwsza kuzynka. – Amy, pomóż jej się rozpakować, a ja poszukam ręcznika – zaproponowała mama. Po chwili wyszła z pokoju i zostałyśmy same. Wysunęłam pustą szufladę i zabrałam się za „rozpakowywanie” rzeczy Wavy. W torbie znalazłam kolejną używaną letnią sukienkę na ramiączkach – równie znoszoną jak ta, którą miała na sobie – dwie pary majtek, podkoszulkę, flanelową koszulę nocną oraz nową lalkę, pachnącą świeżym plastikiem. – Tutaj będzie twoja garderoba – oznajmiłam. Nie chciałam zabrzmieć jak moja matka, jak osoba dorosła. Zależało mi na tym, żeby Wavy mnie polubiła. Kiedy już poukładałam ubrania w szufladzie, wyciągnęłam do niej lalkę. – To twój dzidziuś? 13


Spojrzała na mnie, naprawdę uważnie i przenikliwie, i dopiero wtedy zobaczyłam wyraźnie, że nie miała piwnych oczu. Jej głowa zaczęła poruszać się na boki – najpierw na lewo, potem na prawo, po chwili wróciła do pozycji wyjściowej. – Nie. – No ale możemy chyba ją tutaj włożyć? – Zaproponowałam. – Będzie tu bezpieczna. Wreszcie mama przyniosła ręcznik. Kiedy spróbowała położyć go na głowie siostrzenicy, żeby wysuszyć jej włosy, Wavy wyrwała błyskawicznym ruchem ręcznik, zanim zdołała jej dotknąć. Po chwili sama zajęła się suszeniem włosów. Mama sprawiała wrażenie ogłuszonej. – No to teraz poszukamy ci jakichś ubrań – zreflektowała się po chwili. Kiedy ułożyła na łóżku wyjęte z szuflady majtki i koszulkę, Wavy, nie okazując żadnego skrępowania, zdjęła letnią sukienkę i upuściła ją na podłogę. Następnie zrzuciła ze stóp tenisówki. Była przeraźliwie szczupła – niemal tak chuda jak dzieciaki na plakatach UNICEF-u. Gdy założyła podkoszulkę, pod materiałem rysowały się wyraźnie wystające spod skóry żebra. Podałam jej moje ulubione sztruksowe spodenki i koszulę w kratę, ona jednak potrząsnęła głową. Poruszała teraz kciukiem i palcem wskazującym, jakby skubała niewidzialną sukienkę. Mama sprawiała wrażenie zupełnie zbitej z tropu. – Ona chce założyć swoją sukienkę – domyśliłam się. – Musi ubrać się w coś cieplejszego. W mojej szafie wyszukałam sukienkę, którą miałam na sobie tylko jeden raz, na Boże Narodzenie, i od razu wiedziałam, że to nie mój styl. Uszyta z granatowego aksamitu, z koronkowym kołnierzykiem, była za duża na Wavy, a mimo 14


to pasowała jej. Przeschnięte włosy układały się na jej głowie w blond kosmyki, a kiedy wystroiła się w bożonarodzeniową sukienkę, wyglądała jak dziewczynka z jakieś starej fotografii. Podczas lunchu usiadła z nami przy stole, jednak nie tknęła jedzenia. Ta sama sytuacja powtórzyła się przy obiedzie, a potem przy śniadaniu następnego dnia. – Skarbie, spróbuj chociaż troszeczkę, proszę – namawiała ją mama. Wyglądała na wykończoną, a przecież dopiero jeden dzień odgrywała rolę ciotki opiekującej się dzieckiem. Kocham moją mamę. Zawsze była dla nas dobra – odrabiała zadania domowe z plastyki i techniki, piekła z nami ciasta i zabierała do parku. Wieczorami tuliła nas do snu i nie zrezygnowała z tego zwyczaju, dopóki nie wkroczyłyśmy w wiek nastoletni. Nie miałyśmy pojęcia, czego potrzebowała Wavy, jednak na pewno nie były to te opiekuńcze gesty, do których przyzwyczaiła nas mama. Pierwszego wieczoru po jej przyjeździe mama położyła Wavy i mnie do łóżek. Mi dotrzymywał towarzystwa pluszowy Kubuś Puchatek, natomiast Wavy lalka, do której się nie przyznawała. Jak tylko mama zniknęła za drzwiami, Wavy odrzuciła kołdrę. W tym samym momencie usłyszałam głuchy odgłos lalki upadającej na podłogę. W normalnej sytuacji, gdyby z jakiegoś powodu zgasło światło w pokoju – na przykład za sprawą psikusa Leslie albo przepalonej żarówki – zaczęłabym wrzeszczeć w niebogłosy, domagając się od matki, żeby jak najszybciej wróciła. Kiedy jednak Wavy wyłączyła nocną lampkę, zadrżałam pod kołdrą ze strachu, ale też z ekscytacji. Po chwili wróciła do łóżka i nagle usłyszałam, jak coś mówi. Głos miała cichy, dokładnie taki, jakiego można się spodziewać po drobniutkim dziecku, przywodzącym na myśl elfa. 15


– Kasjopeja. Cefeusz. Mała Niedźwiedzica. Łabędź. Perseusz. Orion. Ośmielona faktem, że w ogóle się odezwała, zebrałam się na odwagę i spytałam: – Co to znaczy? – To nazwy gwiazd. Dotychczas nie wiedziałam nawet, że gwiazdy mają jakieś nazwy. Mówiła z wyciągniętą do góry ręką, wodząc palcem w powietrzu, jakby kierowała ruchem ciał niebieskich. Albo była dyrygentem orkiestry odgrywającej symfonię. Wieczorem następnego dnia Wavy uśmiechnęła się do mnie, kiedy mama na czworakach krążyła wokół łóżka w poszukiwaniu wzgardzonej lalki. Jak tylko mama położyła nas spać, zabawka powędrowała z powrotem pod łóżko – tam gdzie królowały koty z kurzu. Koniec końców tak właśnie ją ochrzciliśmy – Księżniczka Kurzu. Za każdym razem, gdy mama zapominała poszukać lalki przed położeniem nas spać, mówiłam: „Mamo, Księżniczka Kurzu chyba znowu gdzieś się zapodziała”. Robiłam to tylko po to, żeby wywołać uśmiech na twarzy Wavy. Podczas gdy ja coraz bardziej zżywałam się z nową domowniczką, mamie Wavy przysparzała tylko zgryzot. W pierwszym miesiącu aż trzy razy zabierała ją do lekarza, ponieważ dziewczynka nie chciała nic jeść. Podczas pierwszej wizyty w gabinecie lekarskim pielęgniarka spróbowała włożyć Wavy termometr do ust. Nie skończyło się to dla niej dobrze. Za drugim i trzecim razem poproszono ją, żeby stanęła na wadze. Lekarz oświadczył wówczas: – Dziecko faktycznie ma niedowagę, ale nie zagraża ona zdrowiu. Najwyraźniej coś jednak musi podjadać. 16


Tak samo uważał mój tata, a nawet miał dowód na poparcie swojej tezy. Pewnego dnia wrócił późno z pracy, gdy wszyscy dawno już spali. Obudził mnie jego podniesiony głos: – Co do diaska! Co ty wyprawiasz? Łóżko Wavy było puste. Wyskoczyłam szybko z pokoju i zbiegłam schodami na parter. Tatę zastałam w kuchni – w jednej ręce trzymał pokrywę od kubła na śmieci, w drugiej swoją aktówkę. Jeszcze nigdy nie byłam o tak późnej porze w kuchni. Za dnia pomieszczenie wydawało się ciepłe i słoneczne. Teraz jednak za plecami ojca dojrzałam mroczniejące otwarte drzwi do piwnicy, niczym rozwartą paszczę jakiegoś potwora. – Co się dzieje, tatusiu? – Nic, wracaj do łóżka – odparł. Odłożył pokrywę na wiadro, a teczkę położył na stole. – O co chodzi, Bill? – wtrąciła się mama. Stanęła za mną i położyła mi dłoń na ramieniu. – Wyjadała śmieci z kubła. – Co takiego? Amy, co ci strzeliło… – Nie Amy – przerwał jej ojciec. – Twoja siostrzenica. Od tamtej pory mama nie ciągała już Wavy po lekarzach. Zagadka jej niejedzenia została rozwiązana. Gdy nie udało jej się zażegnać kryzysu żywieniowego, mama wpadła w obsesję szycia ubrań dla siostrzenicy. Sukienki kupowane w sklepach wisiały na niej jak na strachu na wróble, poza tym wszystkie ozdobione były marszczeniami i falbankami, których Wavy nie cierpiała. Kiedy pierwszego dnia namówiłam ją do założenia mojej sukienki bożonarodzeniowej, oderwała od niej koronkowy kołnierz. 17


Mama szyła dziesiątki sukienek, a Wavy konsekwentnie po kolei wszystkie pruła. Miała w zwyczaju tak długo skubać szwy, dopóki nie poluzowała nitek. Potrzebowała niespełna tygodnia, żeby poradzić sobie z każdą kiecką. Po każdym praniu mama musiała na nowo je zaobrębiać. W ten sposób co prawda odwlekała moment, w którym sukienka była zupełnie popruta, jednak mamy to nie zadowalało – chciała poznać przyczynę, dla której tak się działo. Jedna z uczestniczek dyskusyjnego klubu książki podzieliła się z nią swoimi domysłami: – A mała przypadkiem nie moczy się w nocy? – Skąd – żachnęła się mama, marszcząc brwi. – Przecież w lipcu skończy sześć lat. Przysłuchiwałyśmy się we dwie tej rozmowie, przyczajone za drzwiami kuchni. Ulubione zabawy Wavy polegały na przemykaniu się chyłkiem w miejsca, gdzie nikt się nas nie spodziewał, i odkrywaniu sekretów dorosłych. W ten sposób na przykład znalazłyśmy papierosy, które ojciec w tajemnicy trzymał w puszce po kawie w garażu. – Możliwe, że dziewczynka odreagowuje w ten sposób jakieś negatywne doświadczenia z dorosłymi – podpowiedziała pani z klubu książki. – Myślisz, że była molestowana? – zastanowiła się jej koleżanka. W jej głosie pobrzmiewało niedowierzanie zmieszane z ekscytacją. Niedługo potem Wavy została posłana na pierwszą rozmowę z psychoterapeutką. Ustało prucie sukienek, mama triumfowała. – Wydaje mi się, że zrobiliśmy wielkie postępy – wyznała, zwracając się do ojca. 18


Wkrótce jednak odkryła, że poprute są zasłony w pokoju gościnnym. To nimi zajęła się Wavy w zastępstwie sukienek. Rodzice wdali się w awanturę. Podczas gdy mama i tata wrzeszczeli na siebie, Wavy stała obok i wpatrywała się w nich, jakby byli przezroczyści. – Skąd ta pewność, że coś z nią jest nie tak? – spytał tata. – Może po prostu jest dziwnym dzieckiem. Twoja siostra też normalna przecież nie jest, Bóg mi świadkiem. Nie życzę sobie, żebyś po każdym jej wyskoku wpadała w histerię. Mam już tego dość. Zbliża się koniec roku fiskalnego i musimy zamknąć rachunki. – Po prostu się o nią martwię. Naprawdę uważasz, że to takie straszne z mojej strony? Przecież ona w ogóle się nie odzywa. Co z nią będzie? – Odzywa się – wtrąciła się niespodziewanie Leslie. – Czasami słyszę, jak w nocy rozmawia z Amy. Mama odwróciła się do nas, po czym skupiła uwagę na mnie. – To prawda? Rozmawia z tobą? Utkwiła we mnie błagające spojrzenie. W końcu skinęłam lekko głową. – No i co ci mówi? – To tajemnica. – Amy, tu nie może być tajemnic. Jeśli mówi ci o czymś ważnym, musisz mi powiedzieć. Chcesz pomóc Vonnie, prawda? Mama uklękła przede mną, a ja momentalnie zrozumiałam, jak to się skończy: oczywiście zmusi mnie do wyjawienia sekretu. Na myśl o tym wybuchłam płaczem. Wiedziałam, że nawet jeśli się wygadam, nikt na tym nie skorzysta: ani mama, ani Wavy. Jedyny skutek będzie taki, że stracę coś wartościowego. 19


Ratunek nadszedł z zupełnie niespodziewanej strony. Zasłaniając sobie usta dłonią, Wavy przemówiła: – Nie chcę o tym rozmawiać. Mama utkwiła w niej spojrzenie, wytrzeszczając oczy. – Jak… jak… jak… – dukała mama. Ojciec też wydawał się kompletnie ogłuszony. A zatem cicha jak myszka dziewczynka-duszek umiała mówić, i to pełnymi zdaniami. – Chcę, żebyś jeszcze raz spotkała się z terapeutką – oznajmiła mama. – Nie. Być może po tej rozmowie sytuacja w domu uległaby poprawie, gdyby nie jeszcze jeden sekret, jaki dzieliłyśmy. Wavy lubiła wymykać się z domu pod osłoną nocy, a ja dotrzymywałam jej towarzystwa w tych eskapadach. Zbiegałyśmy boso po schodach, wyślizgiwałyśmy się z domu kuchennymi drzwiami, po czym urządzałyśmy sobie spacer po okolicy. Podczas tych nocnych wypadów czasami tylko rozglądałyśmy się po dzielnicy. Kiedy indziej zdarzało nam się podkradać różne rzeczy. Nocą po szóstych urodzinach Wavy, gdy zostawiła na stole nieruszony kawałek tortu, zakradłyśmy się pod dom pani NiBlack. Wavy bez problemu poradziła sobie z otwarciem drzwi z siatką przeciw owadom, po czym po cichu podeszłyśmy do lodówki. Wavy uchyliła drzwiczki i nacisnęła przycisk wyłączający światło. Na dolnej półce znalazłyśmy zjedzoną do połowy tartę cytrynową z budyniem. Wavy wyjęła ciasto z lodówki i szybko wymknęłyśmy się z domu. Przyczajone pod wierzbą płaczącą w ogrodzie państwa Goering, zaczęłyśmy zajadać. Wavy oderwała kawałek tarty i podała mi talerz. Następnie poszła za ogrodową komórkę na narzędzia, a kiedy 20


po chwili wynurzyła się z powrotem, po jej kawałku ciasta nie było już śladu. Nie, Wavy wcale nie przymierała głodem. Bywały też noce, gdy po prostu zbierałyśmy różne rzeczy na ulicy. Butelkę wina znalezioną w rynsztoku. Kobiecy but na wysokim obcasie porzucony na pasie zieleni między jezdniami autostrady, a więc w miejscu, w które pod żadnym pozorem nie wolno nam się było zapuszczać. Starego ręcznego robota kuchennego, znalezionego pod tylnymi drzwiami kościoła metodystycznego. Wszystkie zbierane po ulicach skarby wędrowały do metalowej skrzynki, którą podwędziłyśmy z garażu sąsiada i ukryłyśmy pod płotem na tyłach naszej posesji, za krzakami bzu. Gdy wraz z nadejściem jesieni bzy zrzuciły liście, tata odkrył naszą skrzynię ze skarbami. W środku znalazł między innymi talerz do ciasta z grubego szkła należący do pani NiBlack – na odwrocie właścicielka przykleiła kawałeczek taśmy z wypisanym swoim nazwiskiem. Mama odniosła talerz pani NiBlack, a ta zapewne opowiedziała jej, jak pewnej dusznej lipcowej nocy z lodówki w jej domu znikła bez śladu cytrynowa tarta. Musiała też wspomnieć, że na linoleum na podłodze znalazła brudne ślady maleńkich stóp. Kto wie, może jeszcze coś innego zrodziło podejrzenia mamy. Kiedy przyszła jesień i noce stały się chłodniejsze, minęła mi ochota na nocne wędrówki. Gdy jednak Wavy wstawała i ubierała się, nie potrafiłam się powstrzymać. Wiedziałam, że jeśli zostanę w łóżku, pójdzie sama. Z jednej strony obawiałam się, że spotka ją coś złego. Z drugiej martwiłam się, że przeżyje jakieś przygody beze mnie. Koniec końców wymykałyśmy się razem. Dygotałam z zimna, a serce waliło mi z podniecenia. Pewnej nocy zakradłyśmy 21


się do biblioteki. Wavy wspięła się na palce i wyciągnęła swoją patykowatą rączkę, żeby sięgnąć do szufladki w drzwiach, gdzie czytelnicy zostawiali przeczytane książki. Za dnia mama czasami przywoziła nas do biblioteki, żebyśmy mogły pożyczyć jakieś nowe lektury, ale podkradanie ich było znacznie fajniejsze. Wavy uśmiechnęła się i cofnęła rękę, żeby zaprezentować mi zdobycz. Książka była na tyle nieduża, że można ją było wydobyć z szufladki, jednak wcale nie była to książeczka dla dzieci. Odczytałyśmy tytuł na grzbiecie: Salome. Przechylając na bok głowy, zadumałyśmy się nad tym niezwykłym znaleziskiem – książką z obrazkami, ale dla dorosłych. Obrazki były naprawdę dziwne. Okładka była bardzo wyświechtana, gdzieniegdzie podklejona przezroczystą taśmą. Strony sprawiały wrażenie ciężkich. Książeczka ta od razu wydała nam się wyjątkowa. Miałam przewrócić stronę, gdy nagle miejsce, w którym kucałyśmy pod drzwiami biblioteki, zalało światło przednich reflektorów jakiegoś samochodu. Wavy błyskawicznie rzuciła się do ucieczki, ja jednak zamarłam bez ruchu, gdy dobiegł mnie głos ojca: – Amy! To było zupełnie jak w bajkach, gdy poznanie czyjegoś imienia daje władzę nad drugim człowiekiem. Dzięki temu tata zdołał mnie teraz pojmać. Mama wysiadła z samochodu i puściła się biegiem wskroś parkingu pod biblioteką. W płaszczu narzuconym na koszulę nocną, sadząc wielkie susy, wyglądała naprawdę groźnie. Spodziewałam się, że na powitanie wymierzy mi policzek. Spodziewałam się kary. O dziwo mama porwała mnie w ramiona i mocno przytuliła do piersi. 22


No a potem musiałam jej o wszystkim opowiedzieć. Wyjawiłam prawdę o naszych nocnych eskapadach, jednak nie wspomniałam o gwiazdach. To nadal był mój sekret. Mama wybuchła płaczem, tata coś wykrzykiwał. – Brenda, wiem, że chciałaś dobrze. Chciałaś pomóc siostrze. Rozumiem. Jednak kiedy zachowanie tej małej naraża na niebezpieczeństwo nasze dzieci, czas dokonać wyboru. Nie możemy dłużej trzymać jej pod naszym dachem. Ta dziewczyna jest zupełnie nieprzewidywalna. Po pewnym czasie na miejscu zjawiła się policja, żeby spisać raport, zrobić zdjęcia z miejsca zdarzenia i zarządzić poszukiwanie sprawcy. W poszukiwania Wavy włączyli się sąsiedzi, jednak ostatecznie o świcie sama wróciła do domu. Obudziły mnie krzyki. Po południu zjawiła się u nas babcia, żeby zabrać Wavy. – To straszny pomysł. I głupi – tłumaczyła mama. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby odzywała się w taki sposób do babci. Było to bardzo dziwne. Mówienie tak do swojej matki wydawało mi się czymś niemożliwym. – Przecież nie zdołasz pilnować jej na okrągło. Nie możesz spędzać całej nocy bez zmrużenia oka. – A po co miałabym jej tak pilnować? Najwyżej poszwenda się trochę po okolicy. Jeśli pamięć mnie nie myli, ty i Val też lubiłyście wymykać się z domu, gdy byłyście dziećmi. – To co innego. Byłyśmy już nastolatkami, poza tym wtedy było bezpieczniej. Babcia wydała z siebie ciche parsknięcie. – Helen, pomyśl o swoim zdrowiu – wtrącił się tata. – Od czasów chemioterapii nie jesteś w najlepszej formie – podchwyciła wątek mama. 23


Babcia wypuściła z ust powietrze, podobnie jak niegdyś dmuchała dymem papierosowym. Potrząsnęła głową i powiedziała: – No to może zdradzicie, jak chcecie rozwiązać tę sytuację? Planujecie posłać ją do rodziny zastępczej, żeby dziewczynka żyła z obcymi? – Zostanie u nas – odparła mama. – Wykluczone. – Ojciec wstał, zasłaniając mi widok, przez co umknął mi moment, gdy rodzice wymienili spojrzenia. Kiedy jednak tata podszedł do lady kuchennej, żeby dolać sobie kawy do kubka, mama skinęła w końcu głową, jakby kapitulując. – No właśnie – odezwała się babcia. – Lepiej będzie, jeśli już dzisiaj zabiorę ją do siebie. Usiadłam na łóżku Wavy i przypatrywałam się, jak babcia pakuje jej rzeczy do walizki. Nie było tego wiele – kilkanaście sukienek, które przetrwały Wielkie Prucie, kilka par skarpetek i kompletów bielizny. Oprócz tego szczotka, którą niekiedy Wavy pozwalała mi zanurzyć w swoich jedwabistych jasnych włosach. Ostatnią rzeczą, która miała powędrować do walizki, była lalka-dzidziuś, Księżniczka Kurzu. Babcia włożyła ją do walizki, jednak już po chwili Wavy ją wyciągnęła. Potem spróbowała spakować ją mama, jednak z tym samym skutkiem. Lalka była jedyną zabawką Wavy. – Nic nie masz na własność – powiedziała mi pewnego razu, gdy kłóciłam się z Leslie o to, która z nas pobawi się ulubioną lalką Barbie. Niedługo potem zresztą Barbie znikła bez śladu. Wavy kolejny raz wyciągnęła Księżniczkę Kurzu z walizki i po chwili dała ją mnie. Czyżby chciała podarować mi ją w prezencie? Zaraz potem musiała już iść. Babcia wyściskała nas wszystkich po kolei, podczas gdy Wavy czekała na nią 24


przy drzwiach. Kiedy mama chciała przytulić siostrzenicę na do widzenia, dziewczynka wyrwała się jej i podbiegła do mnie. Nie przytuliła mnie co prawda, jednak stanęła na tyle blisko, że mogła położyć dłonie na moich barkach i powąchać moje włosy. W końcu cofnęła się i biegiem wypadła za drzwi. – No i sama widzisz, jak to z nią jest – westchnęła mama. – To po prostu dziewczynka, która chadza własnymi ścieżkami – odparła babcia. Po czym sięgnęła po walizeczkę Wavy i z uśmiechem dodała: – Ty byłaś taka sama. Dopiero po Święcie Dziękczynienia odnalazłam prawdziwy prezent, jaki zostawiła mi Wavy. Zajrzałyśmy wtedy z mamą do skrytki pod schodami, żeby wyciągnąć z niej pudła z dekoracjami bożonarodzeniowymi. Musiałam na czworaka wleźć do środka po jeden z błyszczących łańcuchów na choinkę i jakąś uszkodzoną ozdóbkę. I właśnie wtedy, pod tylną ścianą skrytki, zauważyłam książkę ukradzioną z biblioteki: Salome.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.