Wielki wąż

Page 1

5 maja

Trzeba było się tam wybrać w innym terminie… Sama się dziwi swojej lekkomyślności. Nigdy dotąd nie zachowała się tak nieprzezornie. Grozi jej spóźnienie i to w taki

Mathilde wyraża się bardzo poprawnie, nie nale ży do osób sprawiających wrażenie wulgarnych. Jedynie w sa motności pozwala sobie na ordynarność, sprawia jej to ulgę.

Mathilde postukuje palcem w kierownicę. Na autostradzie samochody od ponad pół godziny tańczą nieśmiałego walca, a ją od tunelu Saint-Cloud dzieli jeszcze dziesięć kilometrów. Ruch drogowy ustaje na całe minuty, po czym nagle, w tajemniczy sposób, horyzont się odblokowu je i renault 25, przygwożdżony dotąd do barierki ochronnej, śmiga na lewy pas, rozpędza się, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt na godzinę, a później znów gwałtowne hamowanie. Efekt akordeonu. Mogłaby walczyć. Przecież przedsięwzięła wszelkie środki ostrożności: wyjechała z dużym zapasem czasu, trzymała się drogi krajowej najdłużej, jak się dało, a na autostradę postanowiła zjechać, dopiero gdy w radiu zapewnili, że nie ma I wszystkokorków.po to, żeby teraz ugrzęznąć w tym pieprzonym bagnie…Zazwyczaj

17

18

Collection Nouvelle

dzień – uderza pięścią w deskę rozdzielczą, nie może sobie tegoProwadzi,wybaczyć.siedząc bardzo blisko kierownicy ze względu na swoje krótkie ręce. Ma sześćdziesiąt trzy lata, jest niska, tęga i ciężka. Patrząc na jej twarz, można zgadnąć, że była kiedyś piękna. A nawet bardzo piękna. Kilka fotografii pochodzących jeszcze z czasów wojny przedstawia młodą dziewczynę o zdu miewającej gracji, szczupłej sylwetce i jasnych włosach okalających roześmianą, niezwykle zmysłową twarzyczkę. Obecnie, rzecz jasna, wszystko w niej podwoiło rozmiary: podbródek, biust, pośladki, wciąż ma jednak te same niebieskie oczy, wąskie wargi i harmonijne rysy, w których tkwi ślad dawnej urody. O ile wraz z upływem czasu całe jej ciało trochę sobie odpu ściło, o tyle Mathilde przykłada dużą wagę do całej reszty, to znaczy do szczegółów: drogie szykowne ubrania (może sobie na nie pozwolić), cotygodniowa wizyta u fryzjera, profesjonalny makijaż i, co najważniejsze, idealnie wypielęgnowane dłonie. Potrafi znieść widok mnożących się zmarszczek i upartych kilogramów, ale nie zniosłaby zaniedbanych dłoni. Z powodu masy (dziś rano waga wskazała siedemdziesiąt osiem kilogramów) dokucza jej upał. Korek na autostradzie to droga przez mękę, Mathilde czuje strumyczki potu ściekające między piersiami, zwilgotniały jej też pośladki, z niecierpliwością wypatruje chwil, gdy sznur aut rusza, bo może się wtedy cieszyć lekkimi powiewami wiatru wpadającymi przez otwar te okno, muskającymi jej twarz. Powrót do Paryża jest równie nieprzyjemny jak weekend spędzony u córki w Normandii, ledwie przeżyła ten pobyt. Bez końca grali w remika. Jej zięć, ten imbecyl, chciał oglądać relację z Grand Prix Formuły 1, a na domiar złego w sobotę podano marynowane pory, które Mathilde trawiła całą noc.

Po raz dwudziesty, odkąd wjechała na autostradę, Mathilde przebywa w głowie trasę na avenue Foch. Gdyby mogła pomknąć tam w linii prostej, dotarłaby do celu w niespełna pięt naście minut, ale jest jeszcze tunel Saint-Cloud, prawdziwa zmora kierowców… Nagle wzbierają w niej pretensje do całego świata, a zwłaszcza do córki, która nie jest niczemu winna, jednak Mathilde nie traci czasu na tego typu rozważania. Za każdym razem, gdy gości u córki, przygnębia ją widowisko, jakim jest życie w tym ich wiejskim domu, od którego bije smród drobnomieszczaństwa i który zdaje się swoją wła sną karykaturą. Zięć wraca z tenisa z szerokim uśmiechem na ustach i ręcznikiem zarzuconym niedbale na szyję, jakby się urwał z telewizyjnej reklamy. Gdy córka pracuje w ogródku, można by ją wziąć za Marię Antoninę w kompleksie pałacowym Petit Trianon. Dla Mathilde to nieustające potwierdzenie

Na tylnym siedzeniu Ludo podnosi łeb.

Powinnam była wyjechać wczoraj wieczorem. Spogląda na zegar na desce rozdzielczej, wyrzuca z siebie kolejne przekleństwo.

Wielki W ąż 19

To duży roczny dalmatyńczyk o głupawym wyrazie pyska, ale czułym usposobieniu. Od czasu do czasu otwiera oko, zer ka na tłusty kark swojej pani i wzdycha. Nigdy nie może jej w pełni zaufać, zdarzają jej się nagłe zmiany nastrojów, zwłaszcza w ostatnim czasie. Na początku wszystko było dobrze, ale teraz… Nieraz zarobi kopniaka w żebra i nigdy nie wie za co. Ale to towarzyski pies, z rodzaju tych, które przywiązują się do swojej właścicielki i nawet w gorszych okresach nie zmieniają zdania na jej temat. Bywa po prostu trochę nieufny, szczegól nie gdy wyczuwa jej podenerwowanie. Tak jak w tej chwili. Widząc, jak trzęsie się nad kierownicą, ostrożnie kładzie głowę, udaje martwego.

20

Wtem, choć nikt nie odgadłby dlaczego, zator szybko się rozluźnia.Z niewyjaśnionych przyczyn renault 25 błyskawicznie poko nuje tunel Saint-Cloud i w kilka sekund dociera na obwodnicę. Mathilde czuje, jak jej członki odprężają się, gdy stwierdza, że ruch wciąż pozostaje wprawdzie duży, ale wszyscy mimo to toczą się naprzód. Za jej plecami Ludo wydaje z siebie długie, pełne ulgi westchnienie. Mathilde przyśpiesza i wciska gaz do dechy, by wyprzedzić jakiegoś marudera, ale szybko się opa miętuje, wie bowiem, że w tym miejscu często zdarzają się kontrole policyjne. Żadnych głupstw. Grzecznie zjeżdża na zatłoczony środkowy pas, za peugeota wypuszczającego kłęby białego dymu, i w okolicach Porte Dauphine uśmiecha się

faktu, że córka nie jest w istocie zbyt bystra, jak w przeciwnym razie mogłaby poślubić takiego idiotę? Na dodatek Amerykanina. Ale przede wszystkim idiotę. Krótko mówiąc – Amerykanina. Na szczęście nie mają dzieci, Mathilde ma szczerą nadzieję, że córka jest bezpłodna. Albo on. Którekolwiek z nich, bo aż strach pomyśleć, jakich bachorów by się doczekali… Irytujących smarkaczy, które człowiek stale miałby ocho tę zdzielić. Mathilde lubi psy, ale nie znosi dzieci. Zwłaszcza dziewczynek.Jestemniesprawiedliwa – mówi sobie, lecz wcale tak nie uważa.Towszystko wina korków. W dni, kiedy ma robotę, pra wie zawsze jest tak samo, nerwowość, niecierpliwość i spółka, więc jeśli dorzucić do tego jeszcze weekendowe korki… A je śli trzeba to będzie przełożyć na kolejną niedzielę? Porządnie przemyślała sprawę, w przypadku tego zlecenia nie widzi innej możliwości niż niedziela. Tydzień spóźnienia, to jej się jeszcze nigdy nie zdarzyło…

Collection Nouvelle

Porte Maillot, la Grande-Armée.

Wielki W ąż 21

do siebie, zauważywszy zamaskowany pysk radaru błyskający nagle w stronę lewego pasa, z którego przed chwilą się zmyła.

By uniknąć ronda wokół place de l’Étoile, skręca w prawo i jedzie w dół avenue Foch. Odzyskuje spokój. Jest dwudziesta pierwsza trzydzieści. Dotarła nieco przed czasem. Akurat tyle, ile trzeba. Ale było blisko, wciąż nie może w to uwierzyć. Może na talent składa się też odrobina szczęścia, któż to wie? Skręca w uliczkę równoległą do głównej, zatrzymuje się na przejściu dla pieszych, wyłącza silnik, ale nie gasi świateł.

Ludo, sądząc, że dojechali do domu, staje na tylnym siedzeniu i zaczyna skamleć. Mathilde, zerkając w lusterko wsteczne, karciWypowiadaNie!go: to słowo szorstkim, nieznoszącym sprzeciwu tonem, nie podnosząc głosu. Pies natychmiast kładzie się z powrotem, posyła jej skruszone spojrzenie i zamyka oczy, tłumi nawet kolejne westchnienie.

Wówczas Mathilde wkłada okulary wiszące na szyi na cien kim łańcuszku i grzebie w schowku na rękawiczki. Wyciąga karteczkę i szykuje się, by przestudiować ją po raz kolejny, gdy w odległości kilkudziesięciu metrów ktoś odpala samochód. Mathilde spokojnie zajmuje zwolnione przez niego miejsce parkingowe, znów gasi silnik, zdejmuje okulary, opiera kark o zagłówek i także zamyka oczy. To prawdziwy cud, że osta tecznie dotarła na czas. Obiecuje sobie, że w przyszłości będzie ostrożniejsza.Naavenue Foch panuje absolutny spokój, pewnie przyjem nie się tu Mathildemieszka.opuszcza szybę. Teraz, gdy wóz stoi nieruchomo, atmosfera w kabinie robi się przyciężkawa, woń dalmatyńczyka

Mimo że Ludo trwa grzecznie na swoim miejscu, Mathilde odwraca się do niego i celując w niego palcem, nakazuje: Leżeć! Ani drgnij, zgoda?

Collection Nouvelle

miesza się z zapachem potu. Kobieta nabiera ochoty na prysznic. Za późno. W bocznym lusterku po stronie kierowcy widzi w oddali mężczyznę wyprowadzającego psa. Wzdycha głośno. W dole po jezdni śmigają auta. O tej porze nie ma ich wiele. Niedziela. Liście wielkich platanów ledwie trzepoczą na wie trze. Noc będzie parna.

Pies wygina grzbiet w łuk.

Kobieta otwiera drzwi, obiema rękami chwyta się karoserii i z trudem gramoli z auta. Przydałoby się schudnąć. Spódnica podjechała jej do góry, zmarszczyła się na ogromnym tyłku. Obciąga ją gestem, który stał się już odruchowy. Okrąża sa mochód, otwiera drzwi od strony pasażera, wyciąga ze środka lekki płaszcz przeciwdeszczowy i go wkłada. Nad jej głową powiew ciepłego wiatru potrząsa leniwie wysokimi drzewami. Od lewej zbliża się spacerowicz z psem, to jamnik, który obwąchuje koła, ciągnąc za smycz, Mathilde lubi jamniki, mają dobre charaktery. Mężczyzna uśmiecha się do niej. Tak to cza sem bywa przy tego rodzaju spotkaniach, oboje mamy psy, ga wędzimy o psach, czujemy do siebie sympatię. Tym bardziej, że spacerowicz wygląda wcale niczego sobie, to wciąż żwawy pięćdziesięciolatek. Mathilde odpowiada uśmiechem i wsuwa prawą dłoń do kieszeni. Mężczyzna zamiera gwałtownie, wi dząc pistolet Desert Eagle z dokręconym tłumikiem. Mathilde nieznacznie unosi górną wargę. Przez ułamek sekundy lufa ce luje w czoło mężczyzny, ale ten rzuca się nagle w jej stronę, więc Mathilde pakuje mu kulkę w przyrodzenie. Spacerowicz wytrzeszcza oczy, zszokowany, informacja nie dotarła jeszcze do mózgu, zgina się wpół, w końcu krzywi twarz w grymasie

22

Ludo, obudzony dźwiękiem uruchamianego silnika, wstaje i kładzie Mathilde łeb na ramieniu.

Wielki W ąż 23

Zostawia w tyle przejście dla pieszych i ostrożnie włącza się do ruchu, zmierzając w stronę obwodnicy.

i bezgłośnie osuwa się na ziemię. Mathilde ciężkim krokiem obchodzi ciało. Brunatna plama między nogami gościa powiększa się i powoli rozlewa po chodniku. Mężczyzna nadal ma szeroko otwarte oczy, a także usta, które wyrażają zaskoczenie i przeszywający ból. Mathilde pochyla się i mierzy go wzrokiem. Wciąż żyje. Z twarzy kobiety da się wyczytać dziw ną mieszankę zdumienia i satysfakcji. Można by ją wziąć za wielkie dziecko, które z zachwytem odkrywa niezwykłego owada. Wbija spojrzenie w usta ofiary, z których małymi falami wypływa krew o mdlącym zapachu. Mathilde wygląda, jakby chciała coś powiedzieć, wargi drżą jej pod wpływem pobudzenia nerwowego, lewa powieka drga spazmatycznie. Przy kłada lufę pistoletu do czoła mężczyzny i wydaje z siebie coś w rodzaju warknięcia. Ofierze oczy niemal wychodzą z orbit. Raptem Mathilde zmienia zdanie i strzela w krtań. Wygląda to tak, jakby pod wpływem ogromnej siły głowa oderwała się od szyi. Kobieta cofa się z obrzydzeniem. Cała scena trwała nie dłużej niż trzydzieści sekund. Wtedy Mathilde zauważa skamieniałego na końcu smyczy jamnika, spiętego, przerażonego. Unosi na nią ogłupiały wzrok i też dostaje kulkę w łeb. Poło wa zwierzęcia znika z powierzchni ziemi, zostaje z niego tylko połeć

Mathildemięsa. odwraca się, rozgląda po ulicy. Wciąż panuje spokój. Samochody suną dalej, niewzruszone. Na chodniku pusto, jak to w bogatej dzielnicy po zmroku. Wsiada z powrotem do auta, kładzie broń na siedzeniu pasażera, przekręca kluczyk w stacyjce i spokojnie odjeżdża.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.