Mężczyzna, który uderzy dziecko

Page 1

Mój niezast ąpiony mąż

To był mój pomysł. Gdyby zależało to od niego, nie pojechalibyśmy nigdzie przez kolejne dwanaście lat. Tyle upłynęło od naszego ostatniego wyjazdu we dwoje. Prawie we dwoje, bo po tygodniu dołączyła do nas jego matka. Nie protestowałam. Przynajmniej miałam z kim pójść na plażę.

Grecja pachniała wtedy świeżym praniem. Była niebieska i biała; taka, jak obiecywała, że będzie. Polubiłam ją bardzo. Mój mąż mniej. Grecja temu nie zawiniła, bo nie można czegoś polubić, jeśli nie zwraca się na to uwagi.

Uwaga mojego męża nawet nie przyjechała do Grecji. Została w Polsce razem z ładowarką do laptopa, której zapomniał spakować. Nową ładowarkę kupił zaraz po przyjeździe. Mógł dzięki temu pracować od pierwszego dnia. I pracował od pierwszego dnia.

W ostatnim dniu wyszliśmy na spacer, tylko ja i on. Było upalnie, ale doszliśmy aż na koniec esplanady. Czuł, że jest mi

149

winien ten spacer, i dobrze czuł. Przystanęliśmy w drewnianym barze, pomalowanym na niebiesko i biało; farbą, która na pewno przegrała już ze słońcem. Poprosiliśmy o dwa kieliszki wina z Santorini. Smakowało jak zimna kwaśna brzoskwinia. Kupiliśmy butelkę do domu. Mój mąż obiecał mi wtedy, że za rok wrócimy do Grecji, sami. Nie wiedziałam tylko, czy „sami” oznacza brak matki czy laptopa.

Nie miało to znaczenia, bo do Grecji nie wróciliśmy, a butelka wina z Santorini po drodze musiała zgubić zimną kwaśną brzoskwinię. W Polsce nie smakowała tak dobrze.

Dlatego teraz, z pierwszego urlopu od dwunastu lat, nie wracamy z butelką wina. Nie popełnia się dwa razy tych samych błędów.

Kiedy przyszła nasza kolej, by się zestarzeć, przestaliśmy się oszukiwać, że nasze małżeństwo jest czymś więcej niż samotnością ukrytą pod wspólnymi obrzędami. Dwa pocałunki rano, dwa pocałunki wieczorem. Długie śniadanie razem w niedzielę. I jeszcze na pewno jakieś inne obrzędy by się znalazły. Oboje czujemy, że są ważne. Staramy się w nich, nawet do przesady. Zależy nam i na obrzędach, i pewnie też na sobie.

Mój mąż urodził się w porządnych czasach. Zawsze na czas i zawsze przygotowany. Anioł stróż całej rodziny. Inaczej się żyje, gdy wiesz, że ktoś tam czuwa w sprawach ważnych i mniej ważnych. Nigdy nie musiałam pamiętać o przeglą dzie samochodu czy ubezpieczeniach, bo mój mąż urodził się w porządnych czasach.

150

Na takich ludzi mówi się „niezastąpieni”. Sami też tak o sobie myślą. Nawet jak jadą na pierwszy od dwunastu lat urlop, muszą przygotować świat, aby przez chwilę poradził sobie bez nich. To nie kwestia braku zaufania, to kwestia odpowiedzialności. Pracują więc do późna i nie rozstają się z telefonem. Wydają dyspozycje dyrektorską ręką. Mimo to nie przestają się martwić.

W mieszkaniu czuć było to zmartwienie. Utrzymywało się w powietrzu, nawet gdy mój mąż wychodził do biura. Próbowałam wietrzyć wsparciem i przychylnym słowem. Trochę pomagało.

To, co pomogło naprawdę, to celne uderzenie. Wystarczyło tylko wiedzieć, gdzie uderzyć. Po tylu latach znam instrukcję obsługi mojego męża lepiej niż on sam. Wiedziałam zatem, że można mu odebrać wszystko, ale nie można odebrać mu jego dumy.

Dlatego zapytałam:

– Czemu zatrudniasz u siebie osiemnastu pracowników?

– Dziewiętnastu. A dlaczego pytasz?

– Bo jaki jest sens trzymania tylu osób, skoro i tak robisz za nich wszystko?

– Nie robię.

– Robisz.

Koniec rozmowy. Podziałała.

Kolejne dni miały mi udowodnić, jak świetnie wszystko jest przygotowane na urlop pana dyrektora. W powietrzu nie czuć było już zmartwienia. Powietrze się przerzedziło.

151

Po przylocie chciałam dotknąć piasku i morza. Poszedł ze mną, ale został na promenadzie. Wiedziałam, że patrzy, jak wchodzę po kostki do ciepłej wody. Odwróciłam się do niego. Nie patrzył, jak wchodzę po kostki do ciepłej wody. Patrzył na telefon. Arkusze kalkulacyjne bywają bardzo niecierpliwe i muszą być pilnie obejrzane przez dyrektora, zanim polecą dalej. Taki los niecierpliwych arkuszy kalkulacyjnych. I pilnych dyrektorów.

Kobiety z natury są bardziej cierpliwe. Wracają z mężem do hotelu żwawym krokiem, bo na laptopie szybciej i wygodniej niż na telefonie przegląda się arkusze kalkulacyjne, znane ze swej niecierpliwości.

Tym razem nie zapomniał ładowarki.

Trzeciego dnia czegoś, co tylko ja mogłam nazwać wakacjami, mój mąż nie zszedł ze mną na śniadanie. Trwała wtedy ta jedna jedyna wideokonferencja w czasie urlopu, wynegocjowana ze mną jeszcze przed wyjazdem. Kiedy się  na nią godziłam, nie wiedziałam tylko, że wideokonferencje są  jak drożdże – potra ą rozmnażać się przez pączkowanie. Ta miała się rozmnożyć w jeszcze dwie, w teorii krótkie, żeby udało się potwierdzić wszystkie ustalenia z dwoma pozostałymi działami rmy.

Tyle że ja wiem, jak zatrzymać rozmnażanie się drożdży przez pączkowanie. Wystarczy polać je gorącą wodą. Pod tym względem istnieje niewiele różnic pomiędzy drożdżami a moim mężem. Na niego też działa kubeł wody, tyle że zimnej.

Po tym, jak mój mąż czwartego dnia rano półprzytomny chwycił za telefon i zaczął wszystkim odpisywać, bo jest

152

niezastąpiony, powiedziałam mu, że albo jego głowa skutecznie doleci tu z Warszawy, albo moja do niej wróci. I to następnym samolotem.

Kiedy jesteś cierpliwa przez całe życie, to chwile niecierpliwości mają potężną siłę rażenia. Czwartego dnia zjedliśmy długie śniadanie, chociaż była środa, a nie niedziela. Potem poszliśmy na dziką plażę. Osłaniał ją falochron ze starych skał i sprawiał, że morze w zatoce nie było wzburzone, a spokojne i bezpieczne.

Mój falochron usiadł na plaży. Zdjął buty i skarpetki, bo go o to poprosiłam. Zanurzył stopy w gorącym piasku i zaczął go rozcierać, już z własnej woli. Ale przede wszystkim zaczął oddychać. Wyglądał inaczej niż zwykle. Miał oczy więźnia, który właśnie wyszedł na wolność. Albo chociaż na przepustkę.

Zapytałam go, co teraz czuje. Odpowiedział, że morze pachnie mu tak samo jak czterdzieści lat temu na Helu, gdy po raz ostatni był z rodzicami na wakacjach. Przypomniałam mu, że jego matka była jeszcze z nami przez tydzień w Grecji. Na urlopie tylko we dwoje. Zaczęliśmy się śmiać ciepłym śmiechem, a po chwili ciepły śmiech zamienił się we wspomnienie chwil, których już nie ma.

Po raz pierwszy od dawna poczułam wtedy jego perfumy, chociaż ich zapach był przecież na każdej koszuli. Bergamotka z dodatkiem paczuli. Używał jej jeszcze w czasach, gdy byłam dla wszystkich Kasią, a nie panią Katarzyną.

Dla niego zawsze byłam Kaśką, jego Kaśką. A tamtego dnia na plaży przypomniałam sobie, jak to było nią być. W oddali mój mąż wypatrzył dzikie del ny i z całych sił starał się

153

pokazać mi, gdzie się wynurzą. Chciał, abym je zobaczyła. Nie wiedział, że widok del nów nie miał dla mnie większego znaczenia, bo ja zauważyłam coś jeszcze bardziej unikalnego.

Tak samo jak Kaśka patrzyłam na jego chłopięcy uśmiech, w którym się zakochałam. W tym uśmiechu zobaczyłam nadzieję, że więzień wyszedł na stałe, a nie tylko na przepustkę, bo chyba podobało mu się na wolności.

Dostrzegłam w końcu dzikiego del na. Mojego męża ucieszyło to bardziej niż cokolwiek innego w ostatnim czasie. Kaśkę także.

W drodze powrotnej do hotelu kupiliśmy świeże pomidory. Pachniały jak te z dzieciństwa. Jedliśmy je, nie zważając, że sok ścieka nam po brodach i brudzi nasze ubrania.

Może nie tyle szczęście, a błogość  – to czułam przez cały tamten dzień. I przez następny też. Ale teraz już wracamy. Wcześniej niż planowaliśmy.

Nie siedzimy obok siebie.

Patrzę przez okno na zimną i szarą płytę lotniska w Warszawie. Miejsce obok mnie jest wolne; następne zajmuje starszy mężczyzna z kapeluszem i czarnym płaszczem na kolanach. Śpi. Ja nie mogę zasnąć, bo myślę o ostatnich dniach, które obiecywały mi nowe życie, a zamiast tego zabrały stare. Zrobiły to nagle, gwałtownie i bez ostrzeżenia.

Turecki lekarz, który wypisał akt zgonu, powiedział, że na urlopach dochodzi do największej liczby zawałów właśnie wtedy, gdy się odpuści.

Nie wiem, czy trumnę odbiera się jeszcze na płycie, czy tam, gdzie bagaż.

Mój mąż by wiedział.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.