Gdziekolwiek spojrzysz

Page 1

– Przepraszam… – przerwała Szulcowi, układając usta w najsłodszy z uśmiechów. Nie chciała tego zrobić, naprawdę nie chciała. Może i tym razem stemplowała swoim „ja” coś, co zostało postanowione bez jej udziału, jak prezes figurant, którego podpis potrzebny jest tylko ze względów formalnych. – Zaschło mi trochę w gardle. Czy mogłabym poprosić pana o coś do picia? – Och, to ja przepraszam, że niczego nie zaproponowałem, pani wybaczy. Co mogę podać? Wodę? Kawę? – Kawę, jeśli można. – Oczywiście. Jaką pani pija? Czarną, białą? – Białą, ale z jakimś wegańskim mlekiem, jeśli można, na przykład ryżowym albo migdałowym… I gdyby się dało, to ze słodzikiem, tym, no… – Julita próbowała przypomnieć sobie nazwy z etykiet produktów z alejki ze zdrową żywnością, którą przechodziła do sekcji z alkoholami. – Ksylitolem na przykład albo stewią… Szulc zrobił dziwną minę, ale wiedziała, że nie odmówi. Ta tweedowa marynarka, to dygnięcie na powitanie, te „jestem do dyspozycji”, „pani wybaczy”, „co mogę zaproponować”. Dżentelmen starej daty. Gdyby trzeba było, przykryłby kałużę własnym płaszczem, żeby mogła przejść na drugą stronę, nie mocząc trzewików. – Hmm… Zobaczę, co się da zrobić. – Hmm… Zobaczę, co się da zrobić. – Bardzo dziękuję. Wyszedł, zamknęły się drzwi. To mu powinno chwilę zająć. Julita odliczyła w myślach do pięciu, a potem zerwała się z krzesła i zaczęła przerzucać karty w kalendarzu. Zaczęła od daty, którą wyciągnęła ze zdjęcia: dwudziesty drugi lutego. Jest, wypisane wołami: KRÓLAK KOLACJA. W marcu, piętnastego: KRÓLAK LUNCH. W kwietniu, czwartego: KRÓLAK TELEFON. W maju, szesnastego: KRÓLAK OFERTA. Potem już nic. Zrobiła zdjęcia telefonem; były niewyraźne, rozmyte, bo trzęsła jej się ręka. Nagle zamarła. Kroki na korytarzu, coraz bliżej. Tak szybko? Szlag! Julita odskoczyła od kalendarza jak oparzona, usiadła na krześle, założyła nogę na nogę, otworzyła notes, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby w ogóle nie wstawała. Tyle że czuła, że pulsuje jej żyła na szyi, że pierś unosi się za szybko. Może nie zauważy. Otworzyły się drzwi. Szulc wszedł do środka, bez kawy. Stał tyłem do kalendarza. I dobrze, bo ten kołysał się lekko na gwoździku: lewa, prawa, lewa, prawa… – Mamy pecha. Ekspres do kawy się zepsuł. Może herbatę? – Nie, nie, dziękuję. – To chociaż wodę? – Naprawdę, nie trzeba. Wróćmy do rozmowy.


– Oczywiście. Chociaż… – Szulc zawiesił głos, uniósł brew. – Patrząc na pani notatki, to chyba trochę przynudzam. Julita spojrzała w dół, na kolana, na rozłożony zeszyt, strony pokryte bazgrołami. Złożyła go szybkim ruchem, aż trzasnęła okładka. – Mam… Mam dobrą pamięć… – Zazdroszczę – odparł bibliotekarz, uśmiechając się chłodno. – Ja muszę wszystko zapisywać. To co jeszcze chciałaby pani wiedzieć? Może umówmy się, że to pytanie będzie ostatnie? Cholera, pomyślała, teraz albo nigdy, bo drugiego spotkania nie będzie. – Dobrze, ostatnie pytanie. – Julita wyciągnęła z torby zdjęcie z Danielem Królakiem zrobione w Shironeko Sushi i położyła je na blacie. – Chciałabym wiedzieć, po co pan się spotykał z tym człowiekiem. – Co? – wydusił Szulc. – Ale… Skąd pani ma to zdjęcie?! – Znalazłam. W internecie. – Bardzo nie podoba mi się kierunek, w którym zmierza ta rozmowa. – Mężczyzna wstał od biurka. – Pani mnie śledzi? Co to ma być, jakaś prowokacja? – Nie, po prostu… – Proszę wstać. Odprowadzę panią do wyjścia. – Nie odpowiedział pan na moje pytanie. – Proszę pani, czy ja mam zadzwonić na policję? – Może pan powinien. – Skinęła głową. – Bo człowiek, z którym się pan spotkał, jest podejrzany o współpracę z obcym wywiadem.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.