Familia

Page 1

Świat wydawał się Krystynie poszarzały, poza tymi chwilami, które spędzała z dziećmi, już trojgiem, albo z Piotrem, nadal ukrywającym się pod fałszywym nazwiskiem. Na szczęście miała teraz ku temu więcej okazji, ponieważ Poniatowski zdecydował się odsunąć Piotra od zajmowania się Komendą, pozostawiając ją w pełni w rękach pana Paprockiego. Co więcej, Kamaryla uznała, że znajomość z kapitanem Korffem, zajmującym się strzeżeniem Kazimierza Poniatowskiego, może się okazać przydatna, nie utrudniano więc Krystynie potajemnych kontaktów z Piotrem, choć przypominano jej, że to nie one stanowią podstawę jej zadania. Przede wszystkim miała utrzymywać przy sobie hetmana Branickiego, darzącego ją może nie miłością, ale przywiązaniem, którego filar stanowiło cielesne niemalże uzależnienie. Choć Krystyna osiągnęła już trzydziesty siódmy rok życia, zdawało się, że czas stanął dla niej w miejscu. Ojciec powtarzał jej, że podobnie rzecz miała się z jej matką. Czarnowłose i czarnookie chłopskie córki najwyraźniej potrafiły wykazać się zadziwiającą witalnością, gdy nie kazano im rodzić dziecka za dzieckiem w przerwach między zaprzęganiem ich do orania w polu. Gdy uroda szlachcianek z dziada pradziada zaczynała gasnąć, Krystyna prawie bez żalu spoglądała w lustro. Zdawała sobie jednak sprawę, że nadejdzie dzień, gdy atrakcyjni dla Kamaryli kochankowie przestaną ją zauważać i skupią się na młodszych dwórkach. Wtedy zapewne zostanie odesłana do pana męża, ślącego w tej sprawie list za listem. Pułkownik Kulesza nadal zajmował się pilnowaniem spokoju, obecnie w okolicach Smoleńska, i bardzo był niezadowolony, że także trzeci jego nominalny potomek miał za ojca kogo innego. Gdyby wiedział, że tym razem ojcem był Piotr… Kto wie, czy nie porzuciłby obowiązków i kariery dla zemsty. Na razie jego gniew koiła myśl, że trzyletni Andrzej mógł okazać się synem samego króla, który podczas jednej z wizyt w Warszawie, zainteresowany opowieściami o tajemniczej faworycie wielkich panów, wyświadczył Krystynie łaskę, zapraszając ją do siebie na tydzień. Nie zmarnowała tego czasu. Kamaryla stała się ulubionym stronnictwem Augusta III, rozdzieranego przez prorosyjską Familię i propruskich Pilawów. W przeciwieństwie do nich Kamaryla, wzorem Krystyny, całkowicie oddała się królowi Rzeczpospolitej. Był zadowolony z obu tych darów. Choć więc Mniszchowie nadal nie mogli równać się z Potockimi i Czartoryskimi, zyskali przynajmniej takie znaczenie, by i Familia, i Pilawa zabiegały o ich względy.  – Wszystko to tak dziwne, że prawie niepojęte – zwierzała się Piotrowi Krystyna. – Więcej zrobiłam dla wrogów Familii niż dla niej. A wszystko to nadal w jej sekretnej służbie.  – Polityka. – Skrzywił się. – Ukochana, nawet nie staram się jej zrozumieć. Dawniej starał mi się ją tłumaczyć Łoyko. Wolę jednak ścieżkę Paprockiego. Nie pytać, służyć.  – Ładnie oboje wyszliśmy na tej ścieżce!  – Proszę…  – Nie, nie przerywaj mi! Mamy już prawie czterdzieści lat, Piotrze! Ile z nich spędziliśmy razem? Ja jestem żoną człowieka, który nienawidzi nas obojga… Dobrze, że przynajmniej, na razie jeszcze, jestem dla Kamaryli wartościowsza od niego. Ale ile to jeszcze potrwa? Dwa lata? Trzy? Śledzą mnie właśni służący, na czele z ową Zośką, którą mi wepchnęliście z panem Wysockim… Świętej pamięci, biedakiem. Jej się wydaje, że jest taką mną, tylko lepszą, bo młodszą. Spiskuje za moimi plecami, owinęła sobie wszystkich mężczyzn ze służby wokół palca i zawiaduje domem jak wielka pani. Dość o mnie. Przynajmniej mam dzieci. Ty jesteś zbiegiem i ciągle sługą. I wciąż samotnym.  – Mam ciebie.


– Nie, nie masz, kochany! Nie tak, jak mieć powinieneś. Masz dwóch synów, każdego z inną. Żaden z nich nie zna ciebie jako ojca. Właściwie nie masz własnego życia. Może to dobre dla pana Paprockiego, ale ja czego innego chciałabym dla ciebie.  – Nie mam życia poza tobą i służbą.  – Więc je znajdź! Ożeń się. Spłodź dzieci, do których będziesz mógł się przyznawać. Żyj, Piotrze, swoim życiem, nie ciągle cudzym!  – Ty jesteś moim życiem.  – O tym właśnie mówię! Nie chcę tego dla ciebie. Masz jeszcze czas, ukochany, ale to już ostanie może chwile!  – Chcesz mnie odepchnąć? Chcesz dzielić się mną z inną kobietą?  – Miewałeś wcześniej kochanki.  – Ale nie żony. Żona to co innego. Żona to kochanka, która będzie mieć do mnie prawa. Do której wracałbym od ciebie. Która, rodząc mi dzieci, stałaby się może dla mnie pierwszą. Chciałabyś tego? Naprawdę chciałabyś się mną dzielić z inną, stać się kimś mniej ważnym? Wiedziała, że powinna była skłamać. Dla jego dobra. Po to zaplanowała tę rozmowę. Ale tak niewiele dobrego dostała od życia!  – Nie – powiedziała smutno, ale szczerze. – Chcę, żebyś był tylko mój!  – I mnie to wystarczy. Tyle trzeba brać szczęścia, ile to możliwe.  – Och, kapitanie. – Roześmiała się. – Co z tobą zrobił ten Paprocki?! Nawet z kochania uczyniłeś służbę! Ale odpychać cię nie będę. Nie starczy mi na to sił. Skoro zaś służba… Co powinnam przekazać pani marszałkowej?  – Familia pragnie odzyskać Adama Tarłę. Za wszelką cenę.  – Nie będzie to proste. Pan pisarz polny koronny Rzewuski, który przyjmuje polecenia od marszałkowej, rozgłasza wszędzie fałszywe wieści na temat Familii. Głosi jej rychły ostateczny koniec…  – Wiem. Czytałem te notki i listy. I o tym, że Poniatowski został po powrocie z Francji zbesztany przez króla. I o tym, że król powołuje komisję mającą zbadać rzekome nadużycia Brühla…  – Rzekome! – zawołała Krystyna.  – Ej, czy ty się nie nazbyt mocno związałaś z Kamarylą? Mówisz, jakbyś się z nim zgadzała! – Udał oburzenie, choć nie potrafił powstrzymać uśmiechu. – Może jeszcze wierzysz i w te brednie, że Sułkowski wraca do łask?  – Wiem, że to wszystko zmyślenia produkowane przez nas. Myślisz, że nie brałam udziału w ich wymyślaniu? Nie w tym rzecz, w co ja wierzę, lecz w co wierzą ulica i salony. I wasz Adam Tarło. Jeśli chcesz wiedzieć, on jest głupiutkim młokosem, któremu wmówiono, że będzie nowym cezarem. A Tarło ufa we wszystko, co utwierdza go w wierze w klęskę Poniatowskiego.  – Wciąż jest zły o Czarnkowszczyznę?


– Ciągle zły o to, że nie dość ma pieniędzy. Stara żona oszczędnie mu je wydaje. Wierzył, że mu królowa Leszczyńska daruje ten majątek, bo mu go ponoć przyrzekła… Dziwną masz minę. Wiesz o tym coś więcej?  – Przyrzekła – przyznał Piotr niechętnie. – Ale ojciec ją powstrzymał, na szczęście, i przepisała majątek na Poniatowskiego. I słusznie! Gdy Tarło dawał się bić Rosjanom, myśmy potajemnie wywozili króla z Gdańska! Nasze zasługi większe!  – Boże, jak my mało ze sobą rozmawiamy! – Krystyna pokręciła głową. – Takich rzeczy powinnam się od ciebie dowiedzieć wcześniej, a nie je wyciągać. W dodatku przypadkiem!  – Coś by to zmieniło?  – Nie wiem. Ale im więcej się dowiaduję, tym większą mam władzę. Czyli Tarło ma rację i wojewoda mazowiecki podstępem odebrał mu dobra, które mu obiecano.  – Sam woziłem listy do króla Stanisława i królowej Francji.  – Ty odwiedzasz dwory królów, a ja ich łożnice… No, nie bocz się, proszę. Służba, pamiętasz?  – Służba! – warknął. – Wiem. I prawie nie boli… Pocałowała go na uśmierzenie cierpienia.  – Tarło wściekły i o to, że Familia odebrała mu majątek, ale bardziej o to, że w ten sposób jeszcze bardziej związała go ze starą żoną. On, w którym kochają się najpiękniejsze panny wielkich rodów, musi meldować się małżonce, której wiek bardziej pasowałby do jego babki, żeby żebrać u niej o pieniądze. Nie byłbyś wściekły na jego miejscu?  – Ciekaw jestem, czy by się wielki pan nowy Aleksander, czy też cezar, ze mną zamienił?  – Nie w tym rzecz. On wam nie wybaczy, boście urazili jego miłość własną. Furda pieniądze, to zawsze można naprawić. Ale cios w próżność? Tego się nie zapomina.  – Dlatego kazali mi ci to przekazać. Zamelduj, że szykują wielką ofensywę wieści przeciw wieściom przygotowanym przez was. Że cała Warszawa będzie śpiewać o miłości króla i Familii. Wyślemy fałszywe listy, zapewniające o tym, że twój dawny kochanek, Sułkowski…  – Ja ci kochanek nie wypominam!  – …wraca do łask, ale jako nasz stronnik. Że Brühl otrzymuje nowe tytuły, zaś caryca Elżbieta pisze do króla Augusta listy polecające, by więcej wagi przywiązywał do rad Poniatowskiego. Nie koniec na tym. Rozpuszczamy wieści, że Adam Tarło się z nami jedna.  – To go może rozwścieczyć.  – Niech rozwściecza. On już stracony. Taka decyzja zapadła na tajnej radzie Familii. Dlatego możesz grać tą kartą.  – Rozpuścicie fałszywe wieści dla zbudowania fałszywego obrazu swoich działań… – Zamyśliła się. – My się na to rzucimy, starając się zatrzymać przy sobie Tarłę, a w tym czasie Familia po cichu przeprowadzi prawdziwe działania na dworze… Pani marszałkowa mogłaby się uczyć od księżnej Izabeli!  – To akurat plan księżnej Konstancji.


– Wdała się w matkę. Dobrze, przekażę takie wieści marszałkowej. Ale strzeżcie się. To przebiegła kobieta i na pewno wykorzysta je w sposób, jakiego się nie spodziewamy. Mam złe przeczucia, Piotrze. Zbyt dobrze nam się ostatnio wiedzie.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.