Bezgwiezdne morze

Page 1

Zachary ustawia grzejnik tuż przy nogach i otwiera „Miłe smutki” na stronie, na której utknął przez niesprawną żarówkę w bibliotece, i pogrąża się w lekturze. Po kilku stronach opowieść rusza zupełnie nowym tropem i Zachary nie jest pewien, czy to powieść, czy zbiór opowiadań, czy może powieść szkatułkowa. Zastanawia się, czy wątek powróci, nawiązując do poprzedniej części. Potem fabuła robi kolejną woltę. Zachary’emu Ezrze Rawlinsowi zaczynają się trząść dłonie. Dzieje się tak dlatego, że choć pierwsza część książki to cokolwiek romantyczna opowieść o piracie, a druga to relacja z ceremonii akolitki w dziwnej podziemnej bibliotece, trzecia część to zupełnie inna bajka. Trzecia część jest o nim. „Chłopiec jest synem wróżbiarki”. Uznaje, że to zbieg okoliczności, ale kiedy czyta dalej, szczegóły zbyt dobrze pasują, żeby były zmyślone. Sznurówki wielu synów wróżbiarek pachną szałwią, ale raczej nie wracali oni wszyscy ze szkoły na skróty boczną uliczką. Kiedy dociera do ustępu o drzwiach, odkłada książkę. Kręci mu się w głowie. Wstaje w obawie, że straci przytomność, zamierza otworzyć okno, ale tylko przewraca stopą zapomniany kubek z kakao. Zachary odruchowo wychodzi do kuchni po papierowe ręczniki. Wyciera rozlane kakao i wraca wyrzucić przemoczony papier. Myje kubek w zlewie. Na brzegu kubka jest szczerba, której chyba wcześniej nie było. Od strony schodów dobiega śmiech, odległy i głuchy. Zachary wraca do swojego pokoju i ponownie stawia czoło książce, wpatrując się w nią, spoczywającą nonszalancko na podusze. Zamyka drzwi na klucz, co prawie mu się nie zdarza. Podnosi książkę i ogląda ją dokładniej niż przedtem. W górnym rogu okładki jest wgłębienie, materiał zaczyna się pruć. Wzdłuż grzbietu biegną maleńkie złote plamki. Zachary bierze głęboki wdech i ponownie otwiera książkę. Wraca na stronę, na której się zatrzymał, i zmusza się do przeczytania słów, które opisują dokładnie to, czego się po nich spodziewa. Pamięć uzupełnia pominięte na stronicach szczegóły: wapno sięgające do połowy ściany, a nad nim czerwień cegieł, śmietniki po drugiej stronie przejścia, ciężar wypchanego podręcznikami tornistra na plecach. Wspominał ten dzień tysiąc razy, ale teraz jest inaczej. Tym razem pamięć wspomagają słowa na stronie, a wspomnienia są wyraźne, jak żywe. Jak gdyby stało się to tuż przed chwilą, a nie ponad dziesięć lat temu. Ma przed oczami najdrobniejsze szczegóły drzwi. Precyzję farby. Efekt trompe l’œil, którego nazwy wtedy jeszcze nie znał. Pszczołę z subtelnymi złotymi paskami. Miecz wymierzony w górę ku kluczowi. Jednak w miarę lektury pojawiają się rzeczy, o których nie mógł pamiętać. Wcześniej sądził, że nie ma dziwniejszego uczucia na świecie, niż natknąć się na książkę z opisem dawnego wydarzenia z własnego życia, którego nikomu nie zdradził, nie spisał i o którym z nikim nie rozmawiał, ale mimo to mieć ów opis przed sobą, złożony drukiem na stronie. Jednak był w błędzie. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że fabuła potwierdza żywione od


dawna podejrzenie, że w owej chwili, w tamtym przejściu przed drzwiami, otrzymał niezwykły dar i przepuścił okazję. „Chłopiec na początku opowieści nie ma jak się dowiedzieć, że ta właśnie się rozpoczęła”. Zachary dociera do końca strony i ją przewraca, spodziewając się dalszego ciągu swojej historii, ale się myli. Fabuła znów wykonuje zwrot i pojawia się wątek domku dla lalek. Zachary kartkuje resztę książki, szukając wzrokiem wzmianki o synu wróżbiarki lub namalowanych drzwiach, ale nic nie znajduje. Wraca i jeszcze raz czyta strony o chłopcu. O sobie. O miejscu, którego nie znalazł za drzwiami, czymkolwiek miałoby być to Bezgwiezdne Morze. Dłonie już mu nie drżą, ale kręci mu się w głowie i jest mu gorąco, przypomina sobie, że w końcu nie otworzył okna, ale nie może się oderwać od lektury. Popycha okulary wyżej na nosie, żeby lepiej widzieć. Nic nie rozumie. Nie tylko tego, jak ktoś uchwycił tę scenę w najdrobniejszych szczegółach, ale też jak mogła ona trafi ć do książki, która wydaje się dużo starsza od niego. Pociera palcami papier, który wydaje mu się ciężki i szorstki, pożółkły, a przy krawędziach wręcz brązowy. Czy ktoś mógł przewidzieć jego osobę, wraz ze sznurówkami? Czy to znaczy, że reszta też mogłaby być prawdą? Że gdzieś w podziemnej bibliotece są akolici bez języków? To trochę nie fair, żeby był jedyną prawdziwą osobą w zbiorze fikcyjnych postaci, choć podejrzewa, że pirat i dziewczyna mogą istnieć naprawdę. Ten pomysł jest jednak tak absurdalny, że kwituje go śmiechem. Zachary zastanawia się, czy nie traci zmysłów, po czym uznaje, że jeżeli może postawić sobie to pytanie, to pewnie nie, choć mizerna to pociecha. Spogląda na ostatnie dwa wyrazy na stronie. „Jeszcze nie”. Te dwa wyrazy unoszą się pośród tysiąca chodzących mu po głowie pytań. A jedno z tych pytań zaczyna dominować, przywodząc na myśl powtarzający się motyw pszczoły i pamiętne drzwi. Czy ta książka jest stamtąd? Jeszcze raz ją ogląda, zatrzymując wzrok na przyklejonym do wewnętrznej strony okładki kodzie paskowym. Przyjrzawszy się uważnie, Zachary widzi, że nalepka zasłania jakiś napis albo nadruk. Widać pod nią plamę czarnego tuszu. Odrywając nalepkę, ma nieczyste sumienie. Kod tak czy inaczej nie działał i pewnie trzeba go będzie wymienić. Nie, żeby Zachary miał zamiar oddać książkę, nie teraz. Wolno i ostrożnie odciąga naklejkę, usiłując usunąć ją w jednym kawałku, tak żeby nie oderwać przy okazji papieru pod spodem. Odchodzi bez trudu i chłopak przylepia ją do krawędzi biurka, po czym patrzy, co jest pod nią napisane. Nie ma żadnych wyrazów, z tyłu okładki widnieje tylko ciąg symboli. Choć są wyblakłe i rozmazane, Zachary rozpoznaje je bez trudu. Wystająca plama tuszu to rękojeść miecza. Nad nim jest klucz. Nad kluczem jest pszczoła. Zachary Ezra Rawlins wpatruje się w miniaturowe wersje tych samych symboli, którym swego czasu przyglądał się w przejściu za salonem matki, i zastanawia się,


jak właściwie ma pociągnąć tę opowieść, dopiero teraz dowiedziawszy się, że jest jej bohaterem. (…) „ZACHARY EZRA RAWLINS siedzi na podłodze szafy z zamkniętymi drzwiami, w gąszczu koszul i płaszczy, oparty plecami o miejsce, gdzie byłyby drzwi do Narnii, gdyby jego szafa była stara, i przechodzi swoisty kryzys egzystencjalny. Skończył czytać Miłe smutki, potem przeczytał je jeszcze raz i uznał, że chyba nie powinien czytać ich po raz trzeci, ale i tak to zrobił, bo nie mógł zasnąć. Nadal nie może zasnąć. Jest trzecia w nocy i Zachary siedzi oparty o tył szafy, gdzie uwielbiał czytać, kiedy był mały. To przyjemność, do której nie wrócił od lat i nigdy nie robił tego w tej szafie, zupełnie się do czytania nienadającej. Teraz przypomniał sobie, że siedział w swojej szafie z dzieciństwa po znalezieniu drzwi. Tamta lepiej nadawała się do lektury. Była głębsza, z poduszkami, które tam zawlókł dla wygody. W tamtej też nie było przejścia do Narnii, a wie, bo sprawdzał. Tylko jedna część Miłych smutków jest o nim, choć w książce brakuje stron. Historia pirata i dziewczyny powraca, ale reszta jest niespójna, wydaje się niekompletna. Spora część opowiada o podziemnej bibliotece. Nie, nie bibliotece, tylko o książkowej fantazji, do której Zachary przepuścił zaproszenie, bo jako jedenastolatek nie otworzył namalowanych drzwi. Najwyraźniej szukał nie tych wyimaginowanych przejść, co trzeba. Bordowa księga spoczywa w nogach łóżka. Zachary nie przyzna się przed sobą, że się przed nią ukrywa, w szafie, gdzie go nie zobaczy. Nawet po trzykrotnym jej przeczytaniu od deski do deski nie wie, co ma teraz zrobić. Reszta książki nie wydaje się tak realistyczna, jak tych kilka pierwszych stron z początku. Zachary zawsze miał mieszane uczucia co do magii ze względu na matkę, ale choć jest gotów uwierzyć w zielarstwo i wróżenie, sprawy z książki znacząco wykraczają poza jego definicję tego, co rzeczywiste. To magiczna magia. Ale jeśli tych kilka stron o nim to prawda, to i reszta mogłaby nią być… Zachary chowa głowę między kolana i usiłuje uspokoić oddech. Zastanawia się, kto ją napisał. Kto zobaczył go na tamtej uliczce z drzwiami i dlaczego to opisał. Początek sugeruje, że pierwsze opowieści są szkatułkowe: pirat opowiada historię o akolitce, akolitka widzi opowieść o chłopcu. O nim. Jednak jeżeli on sam jest w opowieści o opowieści, to kto ją snuje? Ktoś musiał ją złożyć drukiem i oprawić. Ktoś gdzieś zna tę historię. Chłopak zastanawia się, czy ktoś gdzieś wie, że on siedzi teraz na podłodze w szafie.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.