KONTENT - kwartalnik literacki - Nr 2

Page 179

recenzje

Jesus Christ Was Betrayed By A Kiss Muszę zacząć od osobistego wyznania: na dźwięk nazwiska Boba Dylana zaczyna mi szybciej bić serce, krew buzuje w żyłach, oczy zachodzą rozmarzoną mgiełką. Jednym z moich największych marzeń było otrzymanie przez niego – pisarza, poetę, muzyka, malarza – literackiej Nagrody Nobla. Trzynastego października anno Domini dwa tysiące szesnaście od zawału serca uchronił mnie tylko spontaniczny wybuch radości publicznie zamanifestowany dzikim tańcem i podskokami. Na koncercie polały się łzy me czyste, rzęsiste (których nie jestem w stanie powstrzymać też po każdorazowym odsłuchaniu Hard Rains A Gonna Fall). Moją konsumpcją kultury długo zarządzali ci, którzy go inspirowali (Beat Generation) i ci, których inspirował (Patti Smith). Ten przydługi i egzaltowany wstęp można streścić w trzech słowach: uwielbiam Boba Dylana. Nie wątpię, że Filip Łobodziński podziela moje odczucia. Nie dziwi zatem podjęcie przez niego tego, trzeba to od razu przyznać, karkołomnego przedsięwzięcia: przełożenia części utworów amerykańskiego artysty. Dwudziestego lutego dwa tysiące siedemnastego roku nakładem Biura Literackiego ukazał się zbiór stu trzydziestu dwóch tłumaczeń piosenek. Piosenek czy wierszy? Właściwie od tego rozróżnienia zaczynają się wszystkie problemy Dusznego kraju. Dla mnie, i zapewne nie tylko dla mnie, Dylan nie dość, że jest poetą, jest również wybitnym poetą, literatem pierwszej wody, któremu ponadto udało się dotrzeć do masowego odbiorcy z niebanalną refleksją/przekazem. Dylan nie tylko wyprowadził niszowe gatunki muzyczne z cienia, ale również nadał nowy charakter tekstowi piosenki, pokazując, że może być ambitny i maksymalnie zbliżony do „tradycyjnie” rozumianej poezji. Dla innych jest jedynie zdolnym piosenkarzem-tekściarzem. Dyskusja, w której zajmowano te postawy, rozgorzała na dobre oczywiście po Noblu. Niejasny status czy też kwestia przynależności Dylana tym bardziej komplikuje problem przekładu (jakby nie wystarczył już język najeżony amerykańskim slangiem, bardzo silnym, hermetycznym idiomem amerykańskości, aluzjami do Biblii, tradycji żydowskiej, niewolniczych bluesów i niezliczonych właściwie rejestrów kultury). Łobodziński w starciu z tym językiem (językami?) odchodzi od czystego, filologicznego przekładu interlingwalnego na rzecz przekładu interkulturowego; nie jest jednak w tym konsekwentny: zamiast Maggie’s Farm mamy Firmę Ziuty, ale już Girl From Brownsville z niewiadomych przyczyn została przemianowana na Dziewczę znad Rio Grande. Teksty, wychodzące od anegdoty, jak np. Hurricane – historia niesłusznego oskarżenia czarnoskórego boksera o morderstwo – zachowały swój wyjściowy kontekst. Nie byłoby w tym nic złego, jak każdy dylanofil uważam, że potrzebne jest przełożenie tej twórczości na język przystępniejszy dla odbiorcy spoza amerykańskiego kręgu kulturowego, bo nawet doskonała znajomość angielskiego i jako takie rozeznanie w amerykańskiej kulturze nie wystarczą, żeby w pełni Dylana ogarnąć. Łobodziński decyduje się jednak na jeszcze jeden zabieg: stara się zachować oryginalny rytm piosenkowej frazy (utwory z tłumaczonymi tekstami wykonuje zresztą z zespołem Dylan.pl;

179


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.