KONTENT - kwartalnik literacki - Nr 2

Page 125

tłumaczenia

Teraz wytrzymam jeszcze chwileczkę. Czuję się jak w trumnie, ale mam tylko górną i dolną pokrywę, brakuje mi tylko desek z boku, nad głową i pod stopy. Co to jest za zakład pogrzebowy, który nie zbija trumien przy brzegach? Przepraszam, jakiś burdel? Częścią jakiego kiepskiego dowcipu jest ta żałosna trumna, wybrakowana i przezroczysta, jakby z drugiej ręki? Śmieję się sam do siebie. Brak wiedzy u innych wywołuje u mnie śmiech i mnie uspokaja. Nie można nazwać inaczej głupka, który wziął się za tę trumnę z dwóch deseczek, trzeba powiedzieć, że jest debilem. Debil. Ale do celu, Julinho, do celu. Nie trać sił na śmichy-chichy, bo siła potrzebna jest mięśniom. Kiedy czekam, nie widzę nic innego poza deską i moimi rękami z tak rozdziawionymi palcami, żeby zajmowały jak najwięcej miejsca i żeby pomóc utrzymać równowagę bratu. Spięte mięśnie. Policzę do dziesięciu i poczuję ciężar mojego życia na własnych kolanach i rękach właśnie wtedy, kiedy mój brat wejdzie na górę. Przez nasz prywatny cmentarz na wolnym powietrzu przejdzie trzęsienie ziemi. Moja trumna, która łudzi mnie możliwością ucieczki na boki, nie pozwala mi się wymknąć. Ale co to za zakład pogrzebowy. To istny burdel!. Nie jestem debilem. Wiem, że nie mam jak uciec. Tak jakbym był więźniem jednej z tych wielkich szaf za czasów, kiedy pracowaliśmy w przeprowadzkach. Jak w potrzasku. Czasy przeprowadzek to rzeczywiście były dobre czasy. Mój brat załatwił jakąś furgonetkę i rozwiesiliśmy wszędzie ogłoszenia. Musieliśmy zapłacić jakiemuś pisarzynie za plakat. Powiedzieliśmy mu: coś krótkiego. Gdzie można nas było znaleźć i czym się zajmowaliśmy. ,,Przeprowadzki Tolio”. ,,Róg przy Drzewie Cytrynowym”. Chcieliśmy sześć słów jak, na przykład, sześć gwoździ. Ale starczyło nam tylko na cztery: ,,Przeprowadzki przy Drzewie Cytrynowym”. Oczywiście można było zrozumieć. Ale tamto dziadzisko zapisało sześć słów i zmazało część, gdy zobaczyło, że nie mamy jak zapłacić za wszystkie. Cztery gwoździe to nie to samo co sześć, jak bardzo byśmy nie chcieli, żeby nasz interes dotyczył trumien. Czasy przeprowadzek. Przyzwoita i szlachetna praca. Na początku dobrze nam szło. Ale zaraz zaczęły się problemy. Ludzie są zrzędliwi i dużo narzekają. Mówili, że jakieś rzeczy gubiły się po drodze… Ale co chcieli za taką cenę? W tym mieście rzeczy lubią się gubić. Dziury, chłopaczyska z długimi rękami, zakręty, światła. No dobra, rzeczy się gubią. Im dłuższa trasa, tym więcej rzeczy gubi się po drodze. Ale ludzie i tak się przeprowadzali. I zazwyczaj nie do gorszych dzielnic niż te, które zostawiali za sobą. No więc. Chociaż gubiły się rzeczy, mieli też z czego się cieszyć, prawda? Moim skromnym zdaniem, tak. Furgonetka była niewielkich rozmiarów. Byliśmy zmuszeni podróżować wiele razy w tę i we w tę. A nawet byliśmy zobowiązani do przenoszenia mebli pieszo, o własnych siłach. Materace i łóżka na przykład dźwigaliśmy z moim bratem na barkach. Nie było innej możliwości. A potem właściciele skarżyli się, że dostarczane materace były brudne, a meble miały zadrapania. Istny burdel, ale były dostarczone, tak czy nie? Kiedy się gubiły to się gubiły, a kiedy się nie gubiły… Jednego razu poprosili nas o przewóz fortepianu. ,,Fortepian? Nie pierdol, Julinho”.

125


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.