Grand Canyon Colorado: Oczami polskich kajakarzy

Page 1

Grand Canyon Colorado

oczami polskich kajakarzy

Konsulat Stanรณw Zjednoczonych w Krakowie


SPIS TRESCI

© Copyright by Akademicki Klub Turystyki Kajakowej Bystrze AGH, Kraków 2015 ISBN 978-83-916418-3-5 Redakcja: YOHO Agencja Reklamowa, www.yoho.pl Teksty: Tomasz Jakubiec, Krzysztof Drop Korekta: Beata Rzeczkowska Projekt, skład i przygotowanie do druku: YOHO Agencja Reklamowa Druk: Drukarnia ”Vacat”, www.druk-vacat.pl Akademicki Klub Turystyki Kajakowej Bystrze AGH ul. Reymonta 17, blok I, 30-059 Kraków Budynek I Domu Studenckiego „Alfa” e-mail: klub@bystrze.org www.bystrze.pl

WstEp

1

Konsul USA, Rektor AGH

5

Pierwsze próby, Przygotowania

6

Wyprawa

8

Uczestnicy

10

Geologia Wielkiego Kanionu

15

Wystawa fotografii „Grand Canyon Colorado oczami polskich kajakarzy”

25

Colorado 94

33

Dzialalnosc AKTK Bystrze AGH

34


Ellen Germain Konsul Generalna Stanów Zjednoczonych w Krakowie

wstep Prezentowany album jest wymiernym efektem pasji, której poświęcamy swój wolny czas od kilku dziesiątków lat. Jej częścią jest, zrealizowana w sierpniu 2013 roku, pierwsza polska wyprawa kajakowa „Grand Canyon Colorado 2013”. Po 19 latach oczekiwania na pozwolenie zmierzyliśmy się, jako pierwsi polscy kajakarze, z legendarną rzeką płynącą przez jedno z najbardziej znanych miejsc na świecie. Oprócz niezapomnianych wrażeń przywieźliśmy bogaty materiał fotograficzny i filmowy. Dzięki wsparciu Konsulatu Generalnego USA w Krakowie powstała wystawa fotografii „Grand Canyon Colorado oczami polskich kajakarzy”. Mamy nadzieję, że choć trochę przybliża ona oglądającym nieznane większości oblicze tego fascynującego miejsca. W albumie zamieszczone zostały informacje o przygotowaniach i przebiegu wyprawy, jej uczestnikach, plansze wystawy „Grand Canyon oczami polskich kajakarzy”, relacja z wyprawy „Colorado 94” oraz działalności Akademickiego Klubu Turystyki Kajakowej Bystrze AGH. Ważnym uzupełnieniem jest rozdział dotyczący geologii Wielkiego Kanionu, nigdzie indziej niewystępującego miejsca z niemalże kompletnym przekrojem struktury geologicznej skorupy naszego globu. Niniejszy album powstał dzięki finansowemu wsparciu Rektora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie prof. Dr. hab. Inż. Tadeusza Słomki. 1

Konsulat Generalny USA z radością włączył się w przygotowania do wystawy „Grand Canyon Colorado oczami polskim kajakarzy” powstałej z dokumentacji fotograficznej niezwykłej wyprawy krakowskich pasjonatów z Klubu Bystrze AGH. Dzięki bezpośrednim relacjom przesyłanym z głębi kanionu śledziliśmy z zapartym tchem na Facebooku kilkutygodniowe zmagania z nieobliczalną przyrodą i gigantycznymi wirami wodnymi rzeki Kolorado. Wyczyn z sierpnia 2013 roku był realizacją marzenia grupy śmiałków, marzenia, którym żyli od prawie dwóch dekad. Pokonanie wszystkich trudności i zakończenie spływu sukcesem, to wyraz ich determinacji i ogromnego wysiłku włożonego w przygotowanie kondycyjne i umiejętnościowe.

prof. Dr hab. Inż. Tadeusz Słomka Rektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie

Szanowni Państwo, Kiedy w 1994 roku zrodził się pomysł zorganizowania wyprawy kajakowej do jednego z najtrudniejszych i najbardziej wymagających miejsc na świecie jakim jest Wielki Kanion Kolorado, grupa młodych śmiałków bez wahania rozpoczęła przygotowania. Po trudnym okresie oczekiwania na pozwolenie, po prawie 20 latach, zespół wyruszył w podróż swojego życia. Ponad 450 km w 18 dni. Olbrzymie masy wody, wyjątkowa sceneria, geologia skał sięgająca proterozoiku, a więc ponad 2 miliardów lat – to bez wątpienia ogromna dawka pozytywnej energii i adrenaliny.

Miałam przyjemność poczuć ryzyko i adrenalinę towarzyszącą treningom z Klubem Bystrze na torze Krakowskiego Klubu Kajakowego. Wyprawa wzbudziła moje osobiste zainteresowanie, gdyż wiele lat temu też udało mi sie spłynąć po rzece Colorado w Grand Canyon i pamiętam do dziś te emocje i niesamowite widoki wysokich, różnokolorowych skał Kanionu.

Akademicki Klub Turystyki Kajakowej AGH „Bystrze” działa nieprzerwanie od 1972 roku, a więc już 43 lata. Kajakarze z Klubu „Bystrze” spływali rzekami prawie wszystkich kontynentów świata. Zdobyli miedzy innymi dwa rekordy Guinnessa, przepłynęli po raz pierwszy w historii 12 rzek w Ameryce Łacińskiej, Południowej, trzy największe rzeki Pakistanu, pierwsze 100 km Nilu, wąwóz rzeki Tary w Jugosławii i wiele innych.

Cieszę się, że właśnie Grand Canyon – to magiczne miejsce, które budzi zdumienie, zachwyt i respekt jednocześnie, docenione wpisem na listę UNESCO jako skarb dziedzictwa światowego – jest tłem i w pewnym sensie także bohaterem tego albumu. Oddając go w ręce czytelników oraz pasjonatów przyrody i przygody życzę, by inspirowało młode pokolenia Polaków do podróży i odwiedzenia Parku Narodowego Grand Canyon, a także do spełnienia swoich marzeń, jakiekolwiek mogłyby być.

Chciałbym podkreślić, że działalność klubu opiera się na dobrowolnej i społecznej pracy pasjonatów, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Dla nich praca organizacyjna oraz szkoleniowa to coś więcej niż codzienny obowiązek. To coś co sprawia, że klubowicze są doskonałym przykładem i wzorem dla innych, a dzięki ogromnemu zaangażowaniu i pasji pokazali, że ciężka praca przynosi oczekiwane efekty. Gorąco zachęcam Państwa do zapoznania się z albumem, który jest niejako zwieńczeniem lat oczekiwań, przygotowań i osiągnięcia celu miłośników kajakarstwa. Mam nadzieję, że jest to początek kolejnych wielkich realizacji. 2


Fot. T. Jakubiec

Pierwsze próby

Przygotowania

Wielki Kanion rzeki Kolorado to jeden ze skarbów natury podziwiany przez miliony turystów. To twór geologiczny nigdzie indziej niewystępujący. Zachwyca swoim ogromem i różnorodnością krajobrazu. Dla nas i wielu innych to również dzika górska rzeka. Kolorado, przebijając się przez Wielki Kanion na odcinku 450 km, tworzy ponad sto uskoków zwanych rapidami. Kilkanaście z nich jest bardzo trudnych i niebezpiecznych, a bystrze zwane Lava Falls uważane jest za najtrudniejszy rapid Ameryki Północnej. Wszystkie są dużym wyzwaniem nawet dla doświadczonych kajakarzy górskich. Chętnych do zmierzenia się z nim i zobaczenia z bliska tego, co widać z krawędzi kanionu, są setki tysięcy. Jednak dostęp do środka kanionu i spływu rzeką jest ściśle reglamentowany przez władze Parku Narodowego.

Przez dwa lata intensywnie przygotowywaliśmy się. Przetłumaczyliśmy przewodniki o pływaniu po rzece. Przy układaniu planu płynięcia i wyborze miejsc wartych obejrzenia bardzo pomogła nam, mieszkająca w Stanach, Sława Nicholson, miłośniczka Wielkiego Kanion. Przemierzyła go wzdłuż i w szerz, poznając każdy zakamarek. Większość sprzętu wymaganego przez przepisy parku nie jest dostępna w Europie. Po długich poszukiwaniach i rozmowach zdecydowaliśmy się na jedną z polecanych firm, specjalizującej się w dostarczaniu wszystkiego, co niezbędne grupom takim jak nasza (www. moenkopiriverworks.com). W bólach dostosowaliśmy również amerykańską listę żywności do naszych europejskich przyzwyczajeń i potrzeb. Choć i tak, jak się okazało ilość dostarczonego pożywienia przerosła nasze możliwości. Na wszelki wypadek przeszkoliliśmy się również z udzielania pierwszej pomocy. Mieliśmy być odcięci od świata i pomocy z zewnątrz przez 18 dni. W razie wypadku byliśmy zdani tylko na siebie. Bardzo pomocna była obecność Maćka Pawulskiego zwanego „Pavulonem”, na co dzień weterynarza ratującego z powodzeniem wszelką zwierzynę.

Pierwsza próba pokonania Wielkiego Kanionu przez polskich kajakarzy miała miejsce w 1980 roku. Członkowie legendarnej wyprawy Canoandes (późniejsi zdobywcy najgłębszego kanionu świata rzeki Colca w Peru i 12 innych dziewiczych rzek od Meksyku do Ziemi Ognistej) nie posiadali wymaganego pozwolenia. Spłynęli górny odcinek rzeki poza jurysdykcją parku i ruszyli dalej zdobywać sławę i miano współczesnych konkwistadorów (więcej – Działalność AKTK Bystrze AGH). Po raz drugi polscy kajakarze próbowali w roku 1994. Kolejna grupa z krakowskiego klubu Bystrze AGH dotarła nad krawędź kanionu z kajakami na dachu samochodu. Również bez pozwolenia. Liczyliśmy wtedy na swój spryt i umiejętności pokonywania przeszkód wyćwiczone w ciężkich realiach schyłkowego komunizmu. Niestety, konfrontacja z niewzruszoną i niezwykle praktyczną w egzekwowaniu przepisów administracją parku odwiodła nas od próby płynięcia bez pozwolenia. Podobnie jak nasi poprzednicy musieliśmy zadowolić się pokonaniem odcinków rzeki poza granicami parku (więcej – Colorado 1994). Poczuliśmy jednak przedsmak tego, co niedane nam było przeżyć, i postanowiliśmy nie odpuścić. Po powrocie do kraju niektórzy z nas zapisali się do długiej kolejki pragnących samodzielnie zorganizować spływ tą niepowtarzalną rzeką. Z szacowanych początkowo 5 lat zrobiło się 19. Potwierdziło się stare przysłowie ludowe – „do trzech razy sztuka”. Dzięki uporowi górala z Rabki zwanego przez nas Sabałą, uczestnika wyprawy „Colorado 94”, w marcu 2011 w jego skrzynce mailowej wyświetliła się informacja – National Park Service wydaje Panu Krzysztofowi Potaczkowi zgodę na zorganizowanie niekomercyjnego spływu dla 16 osób na 18 dni. 3

Członkowie wyprawy Canoandes ’79 na górnym Colorado 1980, fot. Z. Bzdak

Szkolenie z linek, Klub Grotołazów, fot. T. Jakubiec

Colorado 1994, fot. Z. Owsiak

Szkolenie z ratownictwa na Dunajcu, czerwiec 2013, fot. T. Jakubiec

Z racji planowanych wycieczek do kanionów łączących się z Kolorado odbyliśmy podstawowe szkolenie z technik wspinaczkowych i wdrapywania się na skały tak, aby nie zrobić sobie i innym krzywdy. Po długich rozważaniach wyjechaliśmy również na austriacki Inn, jedyną europejską rzekę, która w naszym mniemaniu, choć trochę powinna przypominać charakterem Kolorado, w celu przeszkolenia się w prowadzeniu pontonów napędzanych dwoma długimi wiosłami. Udało nam się znaleźć chyba jedynego w Europie przewodnika, który taką konstrukcję na ponton posiada. Kwestia prowadzenia pontonów była naszym największym zmartwieniem. O kajakarzy nie obawialiśmy się. Uczestnikami wyjazdu byli doświadczeni wodniacy, którzy swoich sił z powodzeniem próbowali na o wiele trudniejszych rzekach (więcej – Uczestnicy). Ale prowadzenie dużych, ważących prawie tonę pontonów za pomocą dwóch wioseł, to miała być dla nas nowość i wyzwanie. Asem w rękawie miało być doświadczenie i umiejętność właściwego „czytania wody”. Dla zmniejszenia ryzyka zaprosiliśmy do uczestniczenia w spływie dwoje doświadczonych, miejscowych rafciarzy – Mike’a i Chris. To był strzał w dziesiątkę. Okazali się wspaniałymi kompanami z niebagatelnymi umiejętnościami. Tym razem problem uzyskania niezbędnych do cieszenia się z uroków Kolorado wiz, który 19 lat temu spędzał nam sen z powiek, w zasadzie zniknął.

4


Fot. T. Jakubiec

WYPRAWA Szkolenie na rzece Inn w Austri, kwiecień 2013, fot. T. Jakubiec

Z Konsul Generalną Ellen Germain na krakowskim torze kajakowym, lipiec 2013, fot. T. Jakubiec

Ruszyliśmy z kraju na początku sierpnia 2013. Cała grupa po raz pierwszy (jeszcze bez Chris), zebrała się w w Phoenix, gdzie dołączyli do nas Stefan Danielski z Kanady i Michael J. Connolly mieszkający w tym mieście. Na miejscu zostaliśmy prawdziwie po staropolsku ugoszczeni przez tamtejszą polonię z Andrzejem Millerem „człowiekiem orkiestrą” na czele. Po paru dniach organizacyjnych, przez Sedone i Flagstaf dotarliśmy wreszcie nad krawędź kanionu. Trudno jest opisać wrażenia, jakie ON wywołuje. Nie bez powodów zaliczany jest do jednego z cudów natury. To jest ogrom i majestat, wobec którego człowiek czuje się jak pyłek na drodze. Budzi szacunek dla potęgi i sił natury. Wreszcie dotarliśmy do miejsca startu – przystani wyładunkowej w Lees Ferry, gdzie na brzegu czekało na nas ponad cztery tony wyposażenia. Pontony, osiem kajaków, kilkanaście zielonych skrzynek po amunicji, kilka brązowych, duże i dziesiątki małych, indywidualnych wodoszczelnych worków na rzeczy osobiste i biwakowe, plus składane stoły, wiadra, maty i bóg wie co jeszcze. Trochę obawialiśmy się ostatecznej odprawy przedstawicieli parku, o której czytaliśmy, że nie zawsze jest pomyślna dla chcących pokonać Kolorado. Mieliśmy wszystko. Pozwolenie, górę sprzętu, ale niepokój został. Dużo pomogła obecność Bradego, właściciela firmy Moenkopi dostarczającej sprzęt. Mimo luzackiego wyglądu, dwóch różnych klapkach na nogach, kolczyków w uszach okazał się stu procentowym profesjonalistą godnym polecenia. Był bardzo pomocny przy kompletowaniu listy sprzętowej. Zapewne gdyby nie rygorystyczne wymogi służące ochronie przyrody, nie pakowalibyśmy na pontony co najmniej jednej trzeciej z tego, co leżało na brzegu. Praktyka pokazała zasadność posiadania wszystkiego, co tam na nas czekało. Mieliśmy świadomość, że będziemy praktycznie odcięci od świata. Na odcinku 450 km do poziomu rzeki prowadzą tylko TRZY drogi. Pierwsza do miejsca startu, druga na 362 km rzeki, gdzie po raz pierwszy można wydostać się z całym sprzętem z kanionu i ostatnia na początku jeziora Mead tam, gdzie planowaliśmy zakończyć spływ. W praktyce oznaczało to, że startując z Lees Ferry, byliśmy zdani na samych siebie i to, co zabraliśmy ze sobą.

Szkolenie z pierwszej pomocy, Wietrznice czerwiec 2013, fot. T. Jakubiec 5

Od lewej – Sabała, Titek, Bober, Krzysiurek, Łuki, Martówka, Finezja, Pawulon, Benek, Kaszana. Kucają – Izerka, Tomanek, Łoker, (Wietrznice, czerwiec 2013), fot. T. Jakubiec

W ciągu kilku godzin poprzedzających wypłynięcie Brady pokazywał nam, do czego co służy, gdzie powinno być i w jaki sposób zabezpieczone. Na cztery pontony zostały załadowane skrzynki po amunicji, cztery ogromne i strasznie ciężkie kulery z zamrożoną żywnością, zapasowe, zdublowane wszelkie sprzęty, których zgubienie lub zniszczenie uniemożliwiłoby dalsze płynięcie.

Czytając regulaminy i instrukcje, wiedzieliśmy, w jaki sposób podczas spływu pozbywać się płynów z organizmów (sikać do wody). Byliśmy ciekawi, jak w przypadku stałych frakcji przemiany materii w praktyce będzie stosowana żelazna zasada obowiązująca wszystkich wpływających do kanionu – zabierać ze sobą wszystko, co się wwiozło. Tego, zapewne nie bez powodu, dotyczyło pierwsze szkolenie Bradego – do tych brązowych skrzynek ląduje wszystko grube. Nie pomylcie ich z zielonymi. Tam jest wasze jedzenie. Pokazał nam też małe plastikowe pudełko z czerwonym wieczkiem – to jest wasz klucz do ubikacji. Jak jest na ścieżce, śmiało możecie iść robić swoje. Jak go nie ma, trzeba cierpliwie czekać, aż odniesie je właśnie korzystający. Oj, często później przeklinaliśmy zapominalskich, którzy niefrasobliwie zostawiali klucz w świątyni dumania. Choć z drugiej strony trochę ich usprawiedliwiało położenie miejscówek, które codziennie zmieniający się dyżurni obsługujący gruwer, wybierali pod kątem jak najlepszego widoku na rzekę. W takich okolicznościach przyrody łatwo można się było zapomnieć. Dzięki respektowaniu przez wszystkich zasady zabierania ze sobą wszystkiego, co się przywiozło, po odpłynięciu na biwakach pozostawały tylko ślady stóp na piasku. Takie podejście pozwala na zachowanie tego miejsca w stanie nienaruszonym, mimo tego że co roku Kolorado przepływa kilkadziesiąt tysięcy osób. Na drugi ogień poszła Biała Księga. W niepozornym segregatorze było wszystko na temat naszego jedzenia. Rozpiska, gdzie czego szukać na pontonach, co i kiedy mamy jeść. Menu determinowało zapakowanie zielonych skrzynek, w których była żywność niewymagająca chronienia przed słońcem. Na każdy dzień była oddzielna skrzynka, która po opróżnieniu/skonsumowaniu zawartości służyła za kosz na śmieci. Od samego początku mieliśmy duże problemy z ich opróżnianiem. Porcje żywnościowe obliczone były na przepastne amerykańskie żołądki. Mimo ogromnego poświęcenia nie byliśmy w stanie zjadać wszystkiego i z gigantycznymi wyrzutami sumienia musieliśmy część jedzenia pakować do śmieci. Dla większości z nas, pamiętających ciężkie czasy socjalistycznej rzeczywistości, takie marnotrawienie żywności było jednym z cięższych przeżyć podczas pokonywania Kolorado.

6


7

Jeden z wielu zapierających dech w piersiach punktów widokowych – Mather Point, fot. T. Jakubiec

Wielki Kanion z dopływami zajmuje obszar niemal wielkości Polski, fot. T. Jakubiec

Kolorado rozpędzało się powoli pozwalając naszym boatman’om oswoić się z pontonami i rzeką, fot. T. Jakubiec

Pierwszy biwak Soup Creek na 11,5 mili, fot. St. Danielski

Wreszcie dotarliśmy nad Kanion, sierpień 2013, fot. St. Danielski

Na przystani wyładunkowej Lees Ferry czekało na nas kilka ton sprzętu, 4 pontony i 8 kajaków, fot. T. Jakubiec

O kajakarzy nie obawialiśmy się, to byli doświadczeni wodniacy, fot. St. Danielski

Wreszcie ruszyliśmy mijając Navaho Bridge, jedyny most na rzece, fot. St. Danielski 8


Fot. T. Jakubiec

Ruszamy Wreszcie, 7 sierpnia przed południem, ruszyliśmy naprzeciw przeznaczeniu. Na twarzy Sablika zakwitł długo niewidziany uśmiech. Wraz z oddalającym się brzegiem spadało z niego napięcie ostatnich dni i miesięcy. Wszystkie problemy zostały pokonane, płyniemy i nic nas już nie zatrzyma. To jego góralskiemu uporowi, w dużej mierze zawdzięczamy, że jesteśmy tutaj. Wytrwał w kolejce wszystkie lata, pilnował formalności, zebrał grupę. Został wybrany na naszego Kierownika. Teraz wreszcie przestaliśmy być zależni od czyichś decyzji, z rzeką sobie poradzimy. Przed nami było kilkaset kilometrów rzeki płynącej przez najsłynniejszy kanion na świecie. Na jego pokonanie mieliśmy 18 dni i wszystko, co niezbędne, żeby zrealizować ten cel. Kolorado w zdecydowanej większości jest względnie łatwą górską rzeką, ale… żeby ją pokonać trzeba zmierzyć się z około setką bystrzy o różnej skali trudności. Z tej setki kilkanaście jest z wyższej i najwyższej półki. Dodatkowo trudność zwiększa odcięcie od cywilizacji i praktyczny brak możliwości uzupełnienia ewentualnych strat sprzętu czy żywności. Wywrotka pontonu i pogubienie jego zawartości mogła skończyć się koniecznością ewakuacji z rzeki. Przez pierwsze dni oswajaliśmy się z masą wody. Nie ma w Europie czegoś podobnego. Największe górskie rzeki starego kontynentu to niewinne strumyki w porównaniu z Kolorado. Nawet woda zachowuje się trochę inaczej. Cofki, odwoje, fale, siła nurtu. Wszystko większe, szybsze, mocniejsze. Dobrze, że Kolorado rozpędzało się powoli, stopniując trudności. Dzięki temu mieliśmy czas, żeby poprzestawiać w głowach nawyki z europejskich rzek. Zaskoczeniem była temperatura wody w rzece. Zwłaszcza dla kajakarzy, którzy bez przerwy mieli z nią bezpośredni kontakt. Wypływając z dna zapory niedaleko miejsca startu, miała około 5 stopni. Mniej niż w naszej Białce. Liczyliśmy, że w konfrontacji z upałem dochodzącym do ponad 40 stopni da wystarczająco ciepła. Znacznie się przeliczyliśmy. Ci, którzy nie zabrali ze sobą kurtek z długimi rękawami, gorzko tego żałowali szczękając zębami i tęsknie wypatrując promieni słonecznych. Te docierały do nas czasami dopiero koło południa zasłonięte przez wysokie ściany kanionu. Pod koniec spływu rzeka ogrzała się do kilkunastu stopni, ale i tak kąpiele w niej nie należały do przyjemnych, choć nieraz pomagała błyskawicznie ochłodzić rozgrzane na palącym słońcu ciała. Nie mieliśmy za to problemów z chłodzeniem naszych napojów, zwłaszcza tych z bąbelkami. Wystarczyło wrzucić kilka puszek do siatki i przymocować je z tyłu pontonu. Nasi prowadzący pontony szybko zrozumieli o co chodzi. Tak jak przypuszczaliśmy, po przyswojeniu podstawowych umiejętności sterowania tonowymi pontonami i wyczuciu ich reakcji na ruchy 9

wioseł, przepływali coraz trudniejsze rapidy w coraz lepszym stylu. Lata doświadczeń i znajomości prawideł zachowań górskich rzek dawały teraz efekt. Z naszej strony głównymi boatmenami zostali Finezja i Stefan. W połowie spływu dołączył do nich Benek, który odkrył w sobie powołanie. Skutecznie zastąpił kontuzjowaną Chris. Mike, urodzony pontoniarz i przewodnik z powołania, niechętnie oddawał wiosła swojego ukochanego pontonu. Na pozostałych łodziach, oprócz głównych prowadzących, pomocnicy zmieniali się rotacyjnie tak, aby każdy miał możliwość pływania kajakiem po sprawiedliwym odpracowaniu szychty na pontonie.

Parasole pomagały znieść obezwładniający upał, fot. T. Jakubiec

Przez kilka dni płynęliśmy wśród granitowych ścian przetykanych różnokolorowymi stęgami, fot. St. Danielski

Śmiech Kryśki (Chiss Wit) często odbijał się donośnym echem od ścian kanionu, fot. St. Danielski

Michael co pewien czas wyczarowywał ze swojej tajemniczej skrzynki kolejne umilacze czasu, fot. St. Danielski

Ze względu na możliwość zwijania się w cieniu, bez bezlitośnie smażącego słońca nad głową, dzień zaczynaliśmy dosyć wcześnie około szóstej. Szybkie śniadanko przygotowywały kolejne czteroosobowe wachty. Zwijanie namiotów i kuchni zajmowało do dwóch godzin. Na wodzie spędzaliśmy kilka następnych. Mniej więcej w połowie planowanego na dany dzień odcinka zatrzymywaliśmy się na krótki postój z lekkim posiłkiem oraz uzupełnieniem indywidualnych zapasów wody. Plan płynięcia jeszcze przed wyruszeniem z pomocą Sławy był precyzyjnie przygotowany, tak aby móc obejrzeć jak najwięcej wartych tego miejsc. Dzięki jej cennym radom nie ominęliśmy nieświadomie wielu prawdziwych perełek. Po południu docieraliśmy do biwaku. Tam szybkie rozbijanie obozowiska i wypad do ciekawych miejsc w pobliżu. Po powrocie wachta szykowała główny posiłek. Im dłużej płynęliśmy, tym mocniej czuliśmy, jakie spotkało nas szczęście – być w grupie nielicznych mogących podziwiać Wielki Kanion od środka. Co roku nad jego krawędzią staje prawie 5 mln osób. Ci, którzy docierają na jego dno, stanową ułamek procenta z tej liczby. Śmiało można powiedzieć, że dane nam było poznać nieznane większości oblicze tego fascynującego miejsca. Widok z góry, tak popularny i znany na świecie, to ułamek tego, co oferuje Kanion. Oprócz zmagań, z chwilami trudną rzeką, na własne oczy mogliśmy śledzić warstwy geologicznej budowy skorupy ziemi. Nigdzie indziej na świecie nie ma takiego miejsca. Płynąc w dół rzeki, coraz bardziej zagłębialiśmy się w historię powstawania naszego globu. Każdy dzień spływu przynosił coś nowego. Ciągle zmieniały się kolory otaczających nas ścian, ich ukształtowanie, struktura. Z wąskich odcinków o pionowych ścianach wypływaliśmy w rozległe doliny z widoczną gdzieś w oddali krawędzią i znów wpadaliśmy w głębokie kaniony, gdzie z trudem docierało słońce. Czerwone gładkie ściany zastępowały szaro-żółte postrzępione jakby zębami gigantycznej koparki. Później czarne wyziewy wulkaniczne zamieniały się w skrzące zielenią, szarością i brązem skały granitowe wymieszane ze sobą jak w cyklopowym cieście (więcej – Geologia Wielkiego Kanionu).

10


Płynęliśmy niespiesznie przez cud natury, wchłaniając otaczające nas krajobrazy. Dzięki przygotowanemu z mozołem i pomocą Sławy skrupulatnemu planowi mieliśmy na każdy dzień zaplanowane coś do obejrzenia. Kanion oferuje setki możliwości – zwiedzanie bocznych kanionów wyżłobionych misternie przez dopływy, odwiedzanie miejsc kiedyś zagospodarowanych przez Indian. Zachwycaliśmy się zmieniającymi się formacjami skalnymi, barwą otaczających nas ścian. Pomysłowość natury była równie wielka jak miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Urzekła nas gigantyczna grota Redwall Cover wyżłobiona przez cierpliwą wodę i wiatr w czerwonej piaskowej skale. Mogła pomieścić ludność małego miasteczka. W kanionie Havasu czuliśmy się jak w krainie baśni. Brodziliśmy z przyjemnością w turkusowej, ciepłej wodzie płynącej kaskadami jego dnem. Kanion Deer Creek oferował kąpiel u podnóża 50 metrowego wodospadu z krystalicznie czystą wodą i wycieczkę do misternie wypłukanego przez wodę kanionu powyżej niego. Z góry rozpościerał się widok na najwęższy odcinek Kolorado, którym wcześniej płynęliśmy. W Matkatamiba przeciskaliśmy się wąskim kanionem, którego dnem płynął niepozorny strumyk. Ściany tego dopływu Kolorado przypominały ludzika z reklamy Michelina. Zwiedzaliśmy również rozległe doliny, które w większości przypadków kończyły się prędzej czy później wąskimi zaciskami wymagającymi dalszego wspinania z odpowiednim sprzętem. Czasami nasza drużyna komandosów, spragniona dodatkowych wrażeń, zapuszczała się z powodzeniem w te trudno dostępne miejsca.

Pierwsze kilometry prowadziły przez Marmurowy Kanion, fot. St. Danielski

Obecnie na dnie kanionu znajduje się tylko jedno miejsce na stałe zamieszkane – Phantom Ranch. Pole biwakowe, sklep i most, dzięki któremu można przejść z jednej strony rzeki na drugą. Kilka tysięcy lat wcześniej kanion zamieszkiwały liczne plemiona indiańskie. Pozostawiły po sobie wiele śladów. Ruiny domów, spichlerzy, pól uprawnych. W naszej pamięci na zawsze pozostanie zapierający dech w piersi widok z wysokiej ściany kanionu. Wdrapaliśmy się z mozołem na nią, żeby dotrzeć do spichlerzy Indian Anasazi sprzed prawie 1000 lat p.n.e. U stóp rozciągał się jeden z najpiękniejszych widoków na meandrującą w dole rzekę.

11

Przed spłynięciem Lavy pocieszało nas zdanie z przewodnika „ale nie martwcie się to tylko 20 sekund”, fot. T. Jakubiec

Do samego końca Kanion zaskakiwał nas zmieniającym się otoczeniem, fot. T. Jakubiec

Często, podziwiając otaczające nas cuda, wzdychaliśmy, mrucząc pod nosem: „Szkoda, że w naszym gronie nie ma geologa”. Byliśmy w środku największej szczeliny na Ziemi będącej mekką dla pasjonatów budowy naszego globu. Mieliśmy do pokonania 450 km rzeki prowadzącej jej dnem, mogąc jako nieliczni na własne oczy podziwiać gigantyczną pracę wykonaną przez matkę naturę. Przez 18 dni zachwycaliśmy się kolejnymi jej wytworami, lecz brakowało nam kogoś, kto mógłby coś więcej na ich temat powiedzieć. Jeden z nielicznych geologów w Bystrzu, po obejrzeniu zdjęć, powiedział, że dla niego byłby to nieustający orgazm dla duszy. Zapewne wiele razy obojętnie przepływaliśmy obok miejsc, przy których Dropu klękałby z nabożną czcią w zachwycie (więcej – Geologia Wielkiego Kanionu). Trochę szkoda tej wiedzy, ale i tak to, co dostarczała nam rzeka, wystarczy na kilka lat trawienia wspomnień.

Oprócz widoków zachwycała nas sama rzeka. 90 % tego, co mieliśmy do pokonania, to w miarę łatwa rzeka górska. Jednak pozostałe 10 %, z pozoru niewiele, przekłada się na ponad sto rapidów, rozciągniętych na dziesiątkach kilometrów. Wśród nich jest kilkanaście z najwyższej półki. Zmierzenie się z nimi jest dużym wyzwaniem. Daje ogromną satysfakcję – w przypadku powodzenia. Trudno jest opisać uczucie, gdy wpływa się na te potężne uskoki. Kiedy kajak i dużo większy ponton co chwilę znika pod olbrzymimi falami rzucającymi na wszystkie strony. Kiedy w tym szale i kotłowaninie trzeba jeszcze świadomie kierować torem płynięcia, aby omijać niebezpieczne miejsca grożące złapaniem i zatrzymaniem w kipieli bez gwarancji wypuszczenia. Ceną za końcową euforię są buzujące w każdym ogromne emocje i wątpliwości – czy i tym razem się uda?, płynąć czy odpuścić? Większość bystrzy dawało się pokonywać bez potrzeby wcześniejszego oglądania z brzegu. Mimo czyhających po bokach monstrualnych odwojów, dużych, zalewających pontony i kajaki fal, prowadzeni przez płynących z przodu kajakarzy rozprawialiśmy się z nimi sprawnie i bez problemów. Zdarzały się też miejsca, które dobrze by było wcześniej sprawdzić, ale nijak nie szło się zatrzymać. Wtedy oddawaliśmy się w ręce przeznaczenia. Dobrze, że było ich niewiele. Na szczęście, przed tymi naprawdę niebezpiecznymi, łaskawa rzeka pozwalała na zatrzymanie i przeanalizowanie tras płynięcia. Pierwszym rapidem powyżej 7 stopnia trudności (na Kolorado stosowana jest 10 stopniowa skala) był Granite. Zanim sami zmierzyliśmy swoje siły z tą przeszkodą, mieliśmy możliwość podejrzenia, jak radzi sobie z nią mijający nas spływ. Hmm… Na prawie 10 pontonów, 3 miały wywrotkę, a większość spore problemy z utrzymaniem kierunku płynięcia. Rzeka obracała je we wszystkie strony, zalewała falami, przechylała niebezpiecznie na boki. Na duchu podniósł nas trochę Łuki, który spłynął to bystrze dwukrotnie. Za drugim razem wykonał niesamowity lot kajakiem wybitym w powietrze przez pędzącą falę. Na drugi dzień mocno spięci ruszyliśmy i my. I… poszło gładko. Choć bez piruetów niektórych pontonów się nie obeszło. Tego dnia czekały nas jeszcze dwa miejsca z górnej półki. Co prawda na kolejnym Hermicie (trudność 8) zaliczyliśmy kabinę kajakarza, czyli wyjście z kajaka po wywrotce. Pozostali przeszli bez pudła, mimo że musieli przebijać się przez największe w kanionie fale dochodzące do 5 m. Zwłaszcza ostatnia jest postrachem pontonierzy, gdyż uwielbia ich wywracać. Ostatni tego dnia Cristal Rapid (trudność 8) nie wzbudził już większych emocji, wręcz sprowokował niektórych do przechodzenia przez sam środek olbrzymiej, zawijającej się nieregularnie fali.

12


Zatrzymywaliśmy się na licznych piaszczystych biwakach przylepionych do skalnych ścian, fot. St. Danielski

Na bystrzu Hermit zmagaliśmy się z największymi falami w kanionie, fot. T. Jakubiec 13

Na Granite Rapid zrzedły nam miny na widok problemów mijającego nas spływu, fot. T. Jakubiec

Pod koniec ponownie otoczyły nas granitowe ściany, fot. T. Jakubiec

Docieraliśmy do miejsc wyjątkowych możliwych do oglądania tylko od strony wody. Blacktail Canyon 120,5 mila, fot. T. Jakubiec

Spotykaliśmy spływy komercyjne z pontonami napędzanymi silnikami, mieszczącymi 20 osób z bagażami, fot. T. Jakubiec 14


Fot. T. Jakubiec

Dla wszystkich największym wyzwaniem był ostatni na naszej drodze rapid Lava Falls (trudność 9) uznawany za najtrudniejsze bystrze Ameryki Północnej. Już z daleka słychać było, że się do niego zbliżamy. Odgłos mas wody przebijających się przez zawalisko skał przypominał ryk startującego odrzutowca. Nawet krajobraz złośliwie potęgował i tak już duże napięcie. Otaczały nas czarne i ponure skały wulkaniczne. Siedząc wysoko nad rapidem na ogromnym bloku skalnym, wszyscy długo wpatrywali się w kipiącą w dole masę wody. Każdy indywidualnie ważył w sobie decyzję, czy i jak płynąć. Ostatecznie na taniec z rzeką zdecydowali się Łuki, Sablik i Krzysiurek. Pontoniarze nie mieli wyboru. Ich ważących setki kilogramów pontonów nie dało się obnieść. Wszystkich, w ogromnym napięciu, obserwowali ustawieni na asekuracji. Po kolei, maleńkie sylwetki kajakarzy wypływały zza zakrętu, zbliżały się do spadku i wpadały w kipiel. Niknęli w kakaowej wodzie. Wyskakiwali czasami dużo dalej i znowu zalewani masami wody ginęli w odmętach. Łuki, najlepszy z nas, musiał ratować się eskimoską. Krzysiurek przeszedł wzorowo. Sabałę kilka razy wywróciło, przyparło do ogromnej skały na końcu bystrza, ale tak jak pozostałych łaskawie wypuściło ze swoich objęć. Jako pierwszy popłynął ponton Mike’a. Przeszedł bez pudła, mimo że dwa razy całkowicie przykryły go olbrzymie fale. Stefana, największa fala, groźnie obróciła, przyparła do ostatniego głazu, ale bez konsekwencji. Finezja przeszedł bardzo ładnie, Smoka trochę zniosło na bok, poszarpało na koniec i …. puściło. Ufff. Co za gigantyczna jak to bystrze ulga. Wieczorem godnie uczciliśmy szczęśliwe pokonanie największego problemu na rzece. Nasza podróż powoli dobiegała końca. Czekało nas jeszcze tylko kilka ostatnich biwaków. Oprócz samego kanionu szczerze zazdrościliśmy Amerykanom porządku i czystości. Rygorystyczne przepisy, respektowane przez wszystkich wchodzących do kanionu, procentowały czystą rzeką i nieskażonymi przez licznie je odwiedzających biwakami. Zero papierów, resztek żywności, smrodu moczu czy papierzaków po krzakach. Po poprzednikach pozostawał najwyżej ślad stóp na piasku. Może kiedyś na naszych szlakach zapanuje taki zwyczaj i porządek. 15

Titek jeden z najbardziej doświadczonych uczestników wyprawy mierzy swoje siły z ósemkowym Granite Rapid, fot. T. Jakubiec

Sprzęt biwakowy był niezwykle praktyczny i niezawodny, zapewniający maksymalną ochronę przyrody, fot. T. Jakubiec

Chwilami meandrująca w dole rzeka przypominała nasz poczciwy Dunajec, Spichlerze Nankoweap 53,3 mila, fot. T. Jakubiec

Łukasz z uśmiechem na twarzy zmierzył się z trudnym rapidem Granite, fot. T. Jakubiec

Ostatnie kilometry pokonaliśmy nocą. Połączone ze sobą pontony stworzyły wygodną platformę dla wszystkich 16 osób, włącznie z kajakami. Podczas spływania z nurtem rzeki czuwały dwie osoby korygujące dryf tratwy wiosłami. Pozostali podziwiali gwiaździste niebo lub spali. Nad ranem ostatecznie opuściliśmy kanion, wpływając na początek jeziora Powela, a bardziej jego dno. Dziewiętnaście lat wcześniej, niektórzy z nas również pokonywali ten odcinek, lecz płynęli kilkadziesiąt metrów wyżej. Od ośmiu lat w tym regionie panuje susza. Spowodowała ona drastyczne obniżenie poziomu jeziora. Cofnęło się ono o wiele kilometrów, odsłaniając dno z naniesionych przez dziesiątki lat gigantycznych ilości piasku, w którym rzeka po raz kolejny drąży swoje koryto. Spływ zakończyliśmy zgodnie z planem po 18 dniach i pokonaniu 450 km w Pearce Ferry. Przed powrotem do kraju, część członków wyprawy poleciała do Waszyngtonu na spotkanie organizowane od ponad 20 lat przez członka naszego Klubu – Piotra Chmielińskiego, uczestnika legendarnej wyprawy Canoandes ’79, pierwszego człowieka, który przepłynął Amazonkę. Na początku września zaprasza przyjaciół kajakarzy z Polski i ze świata na płynący niedaleko jego domu Potomak. W tych dniach, na tej wymagającej górskiej rzece roi się od polskich kajakarzy. Po powrocie do kraju życie dopisało ciąg dalszy naszej przygody z Wielkim Kanionem. Kontakt z krakowskim Konsulatem zaowocował ofertą zrobienia wystawy fotografii o Parku Narodowym Wielkiego Kanionu rzeki Kolorado. Cóż było robić. Takich szans do promowania tego, co lubimy nie marnujemy. Od tamtej chwili wystawa „Grand Canyon Colorado oczami polskich kajakarzy” krąży po naszym kraju (więcej – na końcu rozdziału Plansze wystawy).

16


Uczestnicy wyprawy Grand Canyon Colorado 2013

Krzysztof Potaczek „Sabała” lub „Sablik” – kierownik wyprawy

Tomasz Jakubiec „Tomanek”

Kajakarz. Uparty góral z Rabki. Dzięki jego wytrwałości doczekaliśmy się pozwolenia na spływ Kolorado. Mocny na wodzie, perfekcyjny na lądzie.

Kajakarz, fotograf. Spokojny, opanowany, a przy tym dusza człowiek. Posiada bardzo duży staż wyprawowy. W kajaku ostrożny i skuteczny. Na lądzie lubi obserwować z boku.

Absolwent WSP w Krakowie. W Bystrzu od 1990 roku. Instruktor kajakarstwa, wyróżniony brązową odznaką honorową PZK, oraz Członkostwem Honorowym Bystrza.

Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie (trener pływania).

Uczestnik wyjazdów i wypraw kajakowych – Colorado (1994), Norwegia (1995), Korsyka 1996), Francja (1996), Chorwacja, Słowenia (1997), oraz wielu innych wyjazdów na rzeki Słowacji, Czech, Austrii, Szwajcarii i Włoch.

W Bystrzu od 1988 roku, wcześniej zawodnik sekcji kajakowej BKS Wanda. Komandor Ogólnopolskiego Spływu „Powitanie Wiosny” na Dunajcu, następnie Szkoleniowiec i Prezes. Honorowy Członek Bystrza. Właściciel brązowej honorowej odznaki PZK, medalu za zasługi dla PZK.

Na co dzień belfer próbujący wpoić dobre maniery i trochę wiedzy cudownej choć czasem niesfornej młodzieży.

Uczestnik wypraw i wyjazdów – Do źródeł Nilu (1993)– kierownik, Colorado (1994) – kierownik, USA (1998), Himalajak (2003), Peru (2006) – obchody 25-lecia pokonania Canyonu Colca, Nepal (2009) – kierownik. W wyprawie Colca Canion (2002), którą zorganizował, niestety nie wziął udziału. Obecnie opiekun stale uzupełnianego archiwum klubowego, okazjonalny prelegent i autor artykułów o dokonaniach Bystrza przy różnych okazjach.

Prywatnie szczęśliwy małżonek i ojciec dwójki dzieci, miłośnik pieszych i rowerowych wędrówek w gronie przyjaciół, biegów na orientację (ukończył KIERAT 2012).

Prywatnie mąż Martówki i ojciec dwójki dorastających dzieci (czasami adrenalina skacze bardziej niż na rzece) oraz dużo młodszego Krzysia (kolejna życiowa przygoda). Zapalony łazik po naszych górach, z uporem (w większości przypadków niekoniecznym) ciągający rodzinę na kolejne spływy kajakowe. Oprócz kajaków i gór miłośnik fotografowania.

Stefan Danielski „Wujek” Boatman, fotograf. Najstarszy ciałem, lecz duszą bijący młodszych uczestników na głowę. Morski wyga z olbrzymią znajomością życia. Absolwent Wydziału Mechanicznego Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Urodził się z “krechą” w oczach, co powoduje, że szuka otwartej przestrzeni, gdzie morze łączy się z niebem. Zew morza spowodował, że wybrał życie marynarza. Brał udział w pierwszych polskich rejsach w rejonie Antarktyki penetrując (dla Polskiej Akademii Nauk) Ocean Południowy od Przylądka Horn do zachodnich brzegów Australii. Wraz z kolegami wybudował jacht, na którym opuścili komunistyczną Polskę wypływając w rejs dookoła świata. Przez 2 lata prowadził życie włóczęgi, pływając po oceanach, oraz eksplorując rzeki z wyprawą kajakową Canoandes ‘79 w Południowej Ameryce, i testując więzi przyjaźni w niebezpiecznych sytuacjach. Był uczestnikiem pierwszej wyprawy eksplorującej Canyon Colca. Jego włóczęgę przerwało wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Osiadł w Kanadzie, założył rodzinę i stał się marynarzem słodkich wód na Wielkich Jeziorach, rzece i zatoce Św. Wawrzyńca. Uprawia Asztangę joga, a na wodzie kajakarstwo jeziorne i górskie. Jego ulubiona rzeka to Ottawa. Dwukrotnie włóczył sie z plecakiem po Arizonie, gdzie odbył miedzy innymi pieszą wędrówkę po Grand Canyon. Fotografuje. Jego zdjęcia publikowano w Peru, Ekwadorze, Polsce, USA i Kanadzie. Czasami pisze, jak mu wena zagra. Mieszka w Kanadzie.

Marta Sobieraj-Jakubiec „Martówka” Członek załogi pierwszego ponton pod wodzą Mika. Wręcz kipiąca energią co powoduje czasem zbyt głośne lub gwałtowne reakcje. Jako kwatermistrz świetnie kontrolowała sprawy żywnościowe oraz wachty kuchenne. Wesoła i pełna życzliwości i pasji. Na Kolorado przełamywała kolejne bariery w swojej głowie spływając z Wu coraz trudniejsze bystrza. Absolwentka Akademii Ekonomicznej w Krakowie. W Bystrzu od 1996. Uczestniczka wypraw klubowych i Tomankowych – Czechy Szkoleniowe (1995), trekking dookoła USA (1998), Colca Canion (2002), obchodów 25-lecia pokonania Canyonu Colca w Peru (2006), udział w spotkaniu kajakarzy na Pothomac River, spływ Gauley River USA (2008), spływ Sun Kosi oraz trekking w Nepalu (2009). Przed kajakami jej pasją były żagle, gdzie doszła do stopnia sternika jachtowego z pełnymi uprawnieniami. Dzięki kajakom, poznała Tomanka, z którym wiedzie szczęśliwy żywot do dnia dzisiejszego. Pozostały czas poświęca coraz szybciej rosnącej trójce dzieci no i pracy oczywiście. Miłośniczka chodzenia po górach, roweru, nart. Bardzo lubi robić zdjęcia, ale mąż tak przyssał się do aparatu, że ostatnio nie ma na to szans.

Robert Drak znany również jako „Smoku”, „Benek”, „Tygrys” Kajakarz, boatman. Na wyprawie otrzymał kolejne przezwisko „Big Dog”. Wesołek o słonecznym usposobieniu, który w nawet najgorszych momentach wszystkich potrafił rozbawić. Na rzece odkrył u siebie żyłkę pontoniarza i nim spłynął wszystkie najgroźniejsze bystrza. Absolwent Akademii Górniczo Hutniczej. W Bystrzu od 1989 roku. Płetwonurek, morski sternik jachtowy. Uczestnik wypraw – Swedseayak kajaki morskie na Morzu Północnym (2006), Grecja (2008, 2012, 2014), spływ Sun Kosi i trekking Nepal (2009), pływał na kajakach w Czarnogórze, Włoszech, Słowenii, Szwajcarii, Austrii, Niemczech, Czechach, Słowacji. Obywatel miasta Krakowa, szczęśliwy małżonek, żona Monika poznana w Bystrzu, dzielnie mu kibicuje i jest dumna z pasji męża. Ojciec dwóch nastoletnich synów, też już zresztą nieuleczalnie zarażonych sportami wodnymi.

17

Krzysztof Jurek „Krzysiur” Kajakarz. Opanowany i ze znakomitym refleksem. Jego przejście Lavy było podręcznikowe. Bezbłędne i pewne. Niesamowicie uczynny, z gatunku tych którzy oddają ostatnią koszulę bliźniemu. Na kajakach pływa od 1988, do Bystrza trafił rok później. Na początku niesforny kursant, później wieloletni instruktor. Prezes Bystrza.

Uzależniony od kontaktu z „żywą” przyrodą pod każdą postacią – rzeki, jeziora, łąki, lasy, stepy, góry, morza, oceany. Kajaki, żagle, rowery, narty, piesze wędrówki byle zawsze w bliskości przyrodą. Generalnie „zwierzę wodne”. Wyznawca zasady, że bez kontaktu z wodą (słodką lub słoną) nie ma wakacji.

Uczestnik, organizator wyjazdów na rzeki – Austrii, Szwajcarii, Włoch, Czech, Chorwacji, Serbii, Grecji, Norwegii, Słowacji.

Równo rok przed wyprawą dał sobie wkręcić śrubki w kręgosłup, które jak się okazało trzeba było wykręcić na 8 miesięcy przed wyjazdem.

Uwielbia gotować, grać na gitarze (i, co gorsza śpiewać).

Zarówno on jak i kierownik mieli w związku z tym duży dylemat, jednak zdecydował się wziąć udział w wyjeździe. Wylał mnóstwo potu przed wyjazdem i się udało.

Ojciec równie jak on, niesfornych bliźniaków, mąż cudownej żony – wielokrotnej Mistrzyni Polski we Freestylu Kajakowym.

Wieloletni instruktor w Szkole Kajakarstwa Gorskiego i Raftingu Retendo.

18


Izabela Owsiak „Izerka”

Maciej Pawulski „Pavulon”

Pływała na ostatnim pontonie z Kryśką. Wesoła i spokojna, mająca bardzo pozytywny wpływ na cala grupę, w szczególności na męża.

Kajakarz. Z zawodu wzięty weterynarz, toteż na wyprawie sprawował z powodzeniem funkcję lekarza. Sympatyczny, precyzyjny w wypowiedziach jak skalpel którym na co dzień się posługuje.

Absolwentka Akademii Górniczo Hutniczej. W Bystrzu od 1991, najpierw jako kursant, potem komandor Wiosny Radosnej, Szkoleniowiec, „Finansowiec”, a obecnie Honorowy Członek Bystrza. Uczestniczka wyprawy Colca Canyon (2002) i wielu wyjazdów kajakowych na dzikie rzeki Czech, Austrii, Niemiec, Włoch, Słowenii, Grecji. Lubi też kajaki w wersji szuwarowo-bagiennej, czym zarażona jest już cała rodzina. Zawodowo informatyk. Prywatnie „szyja”, która kręci głową pięcioosobowej rodziny. Męża Titka poznała nie gdzie indziej jak w Bystrzu. Obecnie mieszka w okolicach Nowego Sącza, dzięki czemu czas wolny i nie tylko może spędzać w górach.

Zbigniew Owsiak „Titek” Kajakarz. Spokojny wręcz flegmatyczny, z dużym poczuciem humoru, „cool guy”. Ciężko go wyprowadzić z równowagi. Znany z ciętego języka i błyskawicznych ripost ostrych jak brzytwa. Biada temu, którego upatrzy na obiekt swoich docinków. Oprócz tego „do rany przyłóż”. Często „wyrocznia” podczas strategicznych dyskusji. Na wodzie niewzruszony jak skała. Absolwent Akademii Górniczo Hutniczej. W Bystrzu od 1987 r. Przez kilka lat pełnił funkcje tzw. „Ciemniaka” czyli fotografa klubowego, który sam je robił i wywoływał z dobrym skutkiem. Obecnie Honorowy Członek Bystrza. Uczestnik wypraw – Canoe Australia (1990), Do źródeł Nilu (1993), Colorado (1994), Korsyka (1996), Colca Canyon (2002) – kierownik wyprawy, i wielu wyjazdów kajakowych na dzikie rzeki Europy. Prywatnie głowa rodziny, którą kręci „szyja” wspomniana już na tej stronie.

Absolwent Akademii Rolniczej we Wrocławiu, Wydział Medycyny Weterynaryjnej. Specjalista chirurg, Specjalista chorób psów i kotów. W klubie Bystrze od roku 2009. Uczestnik wyjazdów – Austria (2010, 2011, 2012), Grecja (2011, 2012), Czarnogóra, Bośnia, Chorwacja, Serbia (2011), Czechy (2011, 2012), Słowacja (2011), Słowenia (2011). Poza kajakarstwem górskim lubi: jeść (i to dużo – od 32 lat cierpi na chroniczną nadwagę), jeździć na rowerze, chodzić po górach (wysokich i najlepiej w zimie), biegać, wędkarstwo (spining, mucha), jeździć samochodem (szuter i śnieg), tańczyć (nie lubi). Ojciec bliźniaków, których przyszłość jest już przesądzona (AKTK Bystrze). Podobnie jak Bober mieszka w domu „pod Krakowem”, czyli w Bochni wraz z żoną, psem, kotem, oraz kurczakiem i rybami w zamrażarce. Przeważnie jest szczęśliwy i zadowolony z życia.

Bogusław Szymański „Bober” Kajakarz. Na wyprawie odpowiedzialny za energię, robił cuda by ładować baterie do kamer. Odważny kajakarz, z dużym spokojem spływał bystrza. Gawędziarz z dużą wiedzą na większość tamatów. Absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej (górnictwo i geologia) oraz Akademii Ekonomicznej (handel międzynarodowy). W Bystrzu od 1987 roku. Uczestnik wypraw i wyjazdów – Canoe Australia (1990), Colorado (1994), Francja (1993, 1994), Albania (2005), Swedseayak – kajaki morskie u wybrzeży Szwecji na Morzu Północnym (2006), Grecja (5 razy), Nepal (2009), a także do Austrii, Szwajcarii, Włoch i innych. Zawodowo: własna firma „RBS” – doradztwo w zarządzaniu i organizacji przedsiębiorstw. Mieszka w Bochni koło Krakowa, razem z żoną, córką, psem, dwoma kotami i żółwiem. Lubi od wiosny do jesieni – kajakarstwo, najlepiej górskie, zimą narciarstwo skiturowe, a ogólnie tzw. outdoor czyli wszystko co na zewnątrz – jeśli rowerem to przez las, jeśli kajakiem to na dzikiej rzece, jeśli na nartach to z dala od wyciągów, jeśli spać to najlepiej pod gwiazdami.

Łukasz Pająk „Łuki” Kajakarz, filmowiec. Na wodzie perfekcyjny. Jeden z najlepszych i najbardziej doświadczonych polskich kajakarzy wyprawowych. Zawsze zabiera ze sobą kamerę dokumentując kolejne przedsięwzięcia. Na lądzie opiniotwórczy choć niezbyt gadatliwy. Absolwent Akademii Rolniczej w Krakowie, wydział Technologii Żywności i Żywienia Człowieka. Przygodę z kajakarstwem rozpoczął w 1997 roku w klubie Bystrze. Prezes, Instruktor kajakarstwa i Honorowy Członek klubu. Uczestnik kajakowych wypraw – Colca Canyon w Peru (2002), Himalayak w Nepalu (2003), Kajakiem po Kornatach w Chorwacji (2004), Albanii (2005), Norwegi (2005,2007,2008), Turcji (2006,2012), Grecji (2008), Gruzji (2012), Włoch, Słowenii, Francji, Szwajcarii, Austrii, Niemiec, Czech, Słowacji. Wraz z „drugą połową” dotarli z plecakami do – Rumuni (2006), Tajlandii (2007), Laosu (2007), Kambodży (2007), Wietnamu (2008/2009), Chile (2009), Argentyny (2010), Wyspy Wielkanocnej (2010), Ekwadoru (2010/2011), Wysp Galapagos (2011).

19

Marek Śpitaniak „Finezja” lub „Findzi” Boatman, kajakarz. Świetny na pontonie. Krakowski filozof o dużym uroku osobistym, wesołek i opowiadacz śmiesznych i dłuuuugich kawałów. Jedyny „Arab” na wyprawie, na lądzie zawsze urzędował w długiej powiewnej koszuli zwanej jalabiya. W Bystrzu od 1980 roku. Honorowy Członek Bystrza. Przez dwa lata odpowiedzialny za pierwszy klubowy transport – samochód NYSA. Inicjator i kierownik (przez 10 lat) kajakowego wyjazdu NA LEJA (w lany poniedziałek). Wieloletni członek Komisji Rewizyjnej. Uczestnik wyjazdów i wypraw kajakowych – „EuroSlap” w Szwajcarii, Austrii (1985), Himalaya w Pakistanie, Indiach (1986), „Do źródeł Nilu” w Kenii, Ruandzie, Ugandzie, Tanzanii, Zairze (1993), Korsyka (1996), Ukraina (1998), „Canyon Colca” w Peru i Boliwii (2002), Albania (2005), Grecja, Macedonia (2009).

Obecnie jego oczkiem w głowie są córki Ania i Ewa, żona Basia i dwa koty.

Jego inne osiągnięcia to – samotne przejście Tybetu Indyjskiego z północy na południe przez przełęcz Shingola (5100 m) (1984), penetracja jaskiń Meksyku (1997), wejście na najwyższą górę Afryki Północnej w Maroku – Toubkal (4167 m) (2008).

Zapalony ogrodnik i hodowca pomidorów. Uwielbia biegać. Robi to wszędzie tam gdzie jest to możliwe. Zdobywca Korony Maratonów Polskich. Poprzez bieganie stara się pomagać innym i zbierać fundusze dla Fundacji „Z uśmiechem przez życie”.

Uprawia turystycznie – kajakarstwo górskie, kajakarstwo nizinne (pasjonat królowej polskich rzek – Wisły), żeglarstwo śródlądowe, paralotniarstwo, rower górski, turystyka motocyklowa, skitury. Ponadto – miłośnik brydża, architekt amator, szczęśliwy ojciec trójki dziewczynek.

20


Łukasz Ząbek „Kaszana” (angielski odpowiednik „Blood Pudding”) Kajakarz z dużym poczucie humoru. Wyważony w sądach. Wraz z Finezją mieszali wódki o różnych smakach, czym zachwycili naszych amerykańskich przyjaciół. Na wodzie zdecydowany i skuteczny. Uczestnik wielu wyjazdów kajakowych do Norwegii, Austrii, Niemiec, Szwajcarii, Francji, Włoch, Grecji, Czech, Słowacji, na naszej kochanej Polsce skończywszy. W Bystrzu od 2004 roku. Ponadto lubi skitury, rower, oraz podróże te bliskie i te dalekie ze swoją drugą połówką. Obecnie realizuje się w budowie w większości własnoręcznie pięknej, drewnianej Chaty Miłośliwka w Beskidzie Sądeckim.

Chris Witt „Kryśka” Boatwomen. Amerykanka, o bardzo dużym doświadczeniu w prowadzeniu pontonów. Prowadziła ponton zamykający nasza grupę z bardzo odpowiedzialnym zadaniem ratowania i zbierania tych co sie wywrócili. Posiada wspaniałe poczucie humoru. Jej śmiech nieustannie odbijał się głośnym echem od ścian kanionu. Trochę obawiała się tego spływu. Jej doświadczenia z Polakami ograniczały się do niezbyt pozytywnych obiegowych opinii. Na początku bacznie obserwowała z boku naszą grupę, lecz szybko zdobyliśmy jej zaufanie – z nieudawaną wzajemnością.

Ireneusz Rozkuszka „Walker” Kajakarz. Lubi chodzić własnymi ścieżkami. Skromny i uparty realizator wyznaczonego planu. Absolwent WSP w Krakowie. W „Bystrzu” (od 1993) zaczynał swoją niekończącą się przygodę z kajakarstwem górskim, ale bardzo chętnie bierze udział w spływach tzw. rodzinnych po rzekach spokojniejszych. Po zakończeniu studiów przez siedem lat mieszkał, żył i pracował w Chicago. Po powrocie wieloletni instruktor kajakarstwa przy klubie Bystrze” (które to zajęcie sprawiało mu dużą frajdę) do czasu aż los rzucił go w miejscowość Wiry pod Poznaniem. Zanim zaczął pływać na kajakach, sporo wyczołgał się w jaskiniach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Sporo też nadźwigał się swego czasu po górach gdzie istotnym towarem w plecaku był namiot. To dawało zawsze możliwość zakończenia dziennej wędrówki o właściwym czasie. Bardzo lubi „haratać w gałę” oraz przejażdżki rowerowe. Szczęśliwy małżonek Anny poznanej w dramatycznych okolicznościach na spływie Pilicą. Od kilku miesięcy z zapałem wychowuje wraz z żoną synka Lolusia (Karol – dla niewtajemniczonych). Cichy, bardzo skromny i małomówny. Kiedy już coś mówi, to warto posłuchać. Idealny kompan na długie wyprawy. Uczestnik wyjazdów kajakowych na rzeki: Czech, Alp, Ukrainy, Grecji, a w latach 1996-2002 w USA.

Michael J. Connolly „Wu” Boatman. Urodzony pontoniarz i przewodnik z powołania, niechętnie oddawał wiosła swojego ukochanego pontonu. Zawsze płynął jako pierwszy i bezustannie czuwał nad naszym bezpieczeństwem. Kanion jest jego miłością i pasją. W każdej wolnej chwili wybiera się tam z plecakiem lub na rzekę. Jest nieprzebraną skarbnicą informacji o tym rejonie, którymi z pasją się z nami dzielił. Dzięki niemu zobaczyliśmy zdecydowanie więcej i głębiej. Wiózł ze sobą czarodziejską skrzynkę dzięki której zorganizował nad Granite niezapomnianą imprezę hawajską oraz wieczór piratów uświetniający przepłynięcie najgroźniejszego bystrza Lava Falls. Bardzo opiekuńczy, ciepły i wrażliwy człowiek promieniujący optymizmem i spokojem. Mamy nadzieję, że zasłużyliśmy sobie na jego przyjaźń. Po wyprawie, na swoje kolejne wyjazdy, zabiera podarowaną mu przez nas polską flagę z podpisami uczestników. Niedawno został długo oczekiwanym dziadkiem Niewda. Fot. T. Jakubiec 21

22


Geologia Wielkiego Kanionu Grand Canyon rzeki Colorado to nie tylko jeden z dłużnych kanionów na Ziemi, to również największa i najsłynniejsza odkrywka utworów prekambryjsko-paleozoicznych na naszym globie. Kajakarze z Klubu Bystrze na swojej wyprawie nie tylko przemieszczali się w przestrzeni tego słynnego wąwozu, ale ich udziałem była prawdziwa wyprawa w czasie geologicznym, kiedy to płynąc z nurtem rzeki, cofali się około dwa miliardy lat, do czasu, kiedy to nasza planeta miała około połowę swojego wieku.

Trudno oprzeć się wrażeniu, potwierdzonemu przez wielu geologów, że kaniony powstały najpierw, a potem ich dno zajęła rzeka, łącząc czasem niezwiązane z sobą małe dorzecza. Typowa dla rzecznej erozji V kształtna dolina zajmuje jedynie najgłębsze partie kanionu. Wyżej mamy do czynienia jakby z powierzchniową erozją w wielkiej skali (fot. 0). Skąd jednak taka ilość wody w suchym klimacie? Otóż rzeka Kolorado ma swe początki w Górach Skalistych, gdzie zimą występują duże opady śniegu. Topniejące na wiosnę wraz z burzami powodowały gwałtowne wezbrania, tocząc przez Kanion fale powodziowe. Boczne kaniony są o wiele krótsze, oprócz Little Colorado. Tu geomorfolodzy twierdzą, 23

Disconformity

Rys. 0. Schemat powstania obecnej rzeki Kolorado jako przykład erozji wstecznej dwóch rzek.

Supai Group

Permian

Angular unconformity

Cambrain

Muaw Limestone

Tonto Group

Inner gorge

Bright Angel Shale

270

Cambrian

Colorado River Vishnu Schist

No nc

onf

orm

ity

Unkar Group

Granite

Pre-Cambrian

Esplanade Sandstone Wescogame Formation

Shist

Super Group

310

Mississipian Devonian

Coconino Sandstone

400

Disconformity Redwall Limestone

Shale

Toroweap Formation

350

Mississippian

Pennsylvanian

Tapeats Sandstone

Po zachodniej stronie wyżyny Kaibab, dużo wcześniej istniał głębszy kanion, który był rzeźbiony być może nawet począwszy od górnej Kredy 70 mln lat temu (!). W skutek erozji wstecznej te dwie rzeki się połączyły, a jezioro wlało się do tej rozpadliny, tworząc dzisiejszy kanion. Pozostałością tego złożonego procesu są Little Colorado, różna budowa geologiczna na zachód niej, oraz ten wielki zakręt za ujściem Little Colorado aż do Granit Falls.

Sanstone

Supai Group

Manakacha Formation

Watahomigi Formation Redwall Limestone

Temple Rutte Limestone

Maur Limestone

Undivided Dolomite

Tapeats Sandstone

Great Unconformity

Bright Angel Shale

Indian Garden Plateay Point

ile yM n Sixt ation atio m For orm tion ni F a u g m a or n Kw us F atio erio orm Gal pF a e lt kow asa Nan es B den Car one dst San Dox e tzil uar oQ m nu e Shi hal ai S kat a ne H sto ime sL s a B

Colorado River

Hermit Shale

W skutek erozji wstecznej rzek wyżyna Kaibab została przerwana i jezioro wlało sie do Wielkiego Kanionu znacznie go pogłębiając. Pozostałością po tym jeziorze jest rzeka Little Colorado, która onegdaj płynęła w przeciwnym kierunku (!).

South Rim

GRAND CANYON SUPER GROUP Tonto Chvar Group Group Unkar Group

Ancestral Colorado River

Pennsylvanian

Devonian

Toroweap Formation

Coconino Sandstone

Od 35 do12 mln lat zaczęła się podnosić wyżyna Kaibab, co spowodowało rozerwanie pra-rzeki na dwie. System drenażu na zachód należał do zlewni Pacyfiku, a odbita od Kaibab Plato gałąź wpływała do Zatoki Meksykańskiej. Jednak wkrótce odpływ ten został zamulony i utworzyło się wielkie jezioro.

Limestone

Hermit Shale

600

Kaibab Formation

Permian

600+

Kto był w Arizonie tego zapewne zdziwił fakt, że obok Wielkiego Kanionu cały płaskowyż usiany jest często przypadkową siecią mniejszych czy większych wąwozów. Cała kraina, a głównie jej najmłodsze jeszcze niezerodowane skały mezozoiczne na Powell Plato wyglądają, jakby się zapadały w niezliczone bruzdy, leje, wąwozy. Rozpadliny mają różny wiek, ale te związane z Wielkim Kanionem powstały jakieś 5-7 milionów lat temu, chociaż niektórzy twierdzą, że zachodnia część wielkiego Kanionu jest dużo starsza. Ten system uskoków i pęknięć w osiach antyklin posłużył jako idealne miejsce dla rzeki.

Fot. 0. Powierzchniowa i rzeczna erozja w okolicach Bright Angel Canyon. Od góry pierwsza warstwa na tle nieba to permska formacja Kaibab, pod nią jasne piaskowce Coconino widoczne na całej ścianie kanionu i zachowane jako czapki erozyjne na dwóch ostańcach. Poniżej jasno brązowe łupki Hermit, niżej już górnokarbońska (pensylwan) czerwonawa grupa Supai i pod nią dolnokarboński klif wapieni Redwall (Missisipi) na cokoliku z wapieni Muav (dewon/kambr). Potem osypują się zielonkawe kambryjskie łupki Bright Angel zakończone klifkiem z piaskowca Tapeats. W centrum zdjęcia ściana bocznego kanionu zbudowana jest z Proterozoicznej Supergrupy (czerwono-wiśnowe łupki), poniżej dopiero widzimy V- kształtną dolinę wciętą w granitach Zoroaster. Fot. St. Danielski. Kaibab Plateau

35 mln lat temu pra-rzeka Kolorado płynęła leniwie po nizinie w kierunku zbliżonym do współczesnego.

Period

Kaibab Limestone

Paleozic

Geolodzy nie są zgodni, kiedy i w którym kierunku płynęła ta pierwsza rzeka. Zagadką jest dlaczego rzeka Kolorado przecina kilka barier hydrodynamicznych, dlaczego szerokości tego kanionu jest czasem tak wielka, a poszczególne doliny i rodzaj erozji nie wskazuje wprost na to, że rzeźba terenu modelowana była przez dorzecza rzeki Kolorado. Sądzi się, że dopiero 20 milionów lat temu w Miocenie obszar plato ponownie został wyniesiony z około jednego km n.p.m. do aż trzech (rys. 4). Skutkiem tego została zachwiana równowaga geomechaniczna górotworu. Wyniesienie obszaru o dwa kilometry w górę powoduje, że ciśnienia porowe, fluidy zgromadzone w porach skały potrafią, mówiąc obrazowo, rozerwać ją od środka. Popękana skała łatwo poddaje się erozji. Obecnie mamy do czynienia z usunięciem ponad 1 km nadkładu skał głównie mezozoicznych, co powoduje dodatkowe rozprężenie górotworu i tworzenie się nowych szczelin. Stosunki hydrodynamiczne zostają zachwiane, woda wypełnia szczeliny i spływa do niższych partii. Cały obszar podlega jakby kolapsowi, co tłumaczy powierzchniowy charakter erozji i skomplikowaną rzeźbę terenu całej krainy kanionów.

iż Little Colorado jest częścią pra-rzeki, na biegu której istniało jezioro (rys. 0). 35 mln lat temu ta pra-rzeka płynęła z NE na SW, ale po wyniesieniu Kaibab Plato została ona rozerwana na dwie rzeki, z których górna odbiła się niejako od tej wyżyny i ogromnym meandrem rzeźbiła Little Colorado (jednakże w drugą stronę niż jej obecny spadek), po czym płynęła przez wschodnie niziny, wpadając do Zatoki Meksykańskiej. Ujście się w końcu zamuliło i utworzyło się jezioro.

Proterozoic

Otoczona Górami Skalistymi od wschodu a Kordylierami, powstałymi przez pogrążanie płyty Pacyfiku pod kontynentem Północnej Ameryki od zachodu, istnieje Wielka Równina Prerii – obszar nietknięty fałdowaniami przez kolo 600 mln lat. I byłoby tam nudno i płasko jak na Podlasiu i nikt by tam nie jeździł, gdyby nie to, że pojęcie równina niezbyt oddaje charakterystykę owego obszaru. 70 milionów lat temu dzięki ruchom górotwórczym fazy Laramiskiej, tej samej orogenezy, która wypiętrzyła Alpy, obszar na zachód od fałdowego pasma Gór Skalistych, został niejako wyciśnięty na wysokość 1000 m nad poziom morza. Obszar ten nie został sfałdowany, gdyż stanowił on starą sztywną platformę o podłożu prekambryjskim, pokrytą spokojną sedymentacją z okresami erozji przez całą erę paleozoiczną. Wydźwignięcie tak wielkiego płaskowyżu spowodowało naprężenia w skorupie ziemskiej, zwłaszcza, że fundament platformy stanowią prekambryjskie „byłe góry”, których stare nieciągłości tektoniczne zostały reaktywowane. W efekcie powstała sieć uskoków oraz szerokopromiennych fałdów, które podatne na erozję stanowiły atrakcyjny obszar dla rzeki.

Era

Jak powstal Wielki Kanion Colorado?

Approx million years ago- began

Geologic Time

Unconformity

Greatest Angular

Precambrian

Zoroaster Granite

Rys. 1b. Uogólniony przekrój Wielkiego Kanionu wraz z profilem geomorfologicznym, obrazujacym rzeźbe terenu.

Zoroaster Granite

Vishnu Schist

Rys.1 Tabela litologiczno-stratygraficzna ze zgeneralizowanym przekrojem geologicznym Wielkiego Kanionu. 24


GEOLOGIC RECORD OF THE GRAND CANYON REGION P H A N E E R O ON Z O I C

Cenozoic Era

0

Mesozoic Era

Paleozoic Era

385- 260 Ma: Upper Paleozoic Strata

500

Neo 1000

P R O T E E R O ON Z O I C

Na pierwszy rzut oka widać różnicę pomiędzy znanymi wąwozami w Europejskich Alpidach (Przełom Dunajca, Kanion Verdun, Samaria na Krecie) a Wielkim Kanionem. W Europie mamy do czynienia z białymi wapieniami jurajskimi o stromych upadach, czasami widać wyraźne fałdy lub nawet złuskowacenia, podczas gdy na Wielkiej Równinie Prerii w sąsiedztwie Wielkiego Kanionu dominujący krajobraz stanowią różnie zerodowane w miarę poziome warstwy paleozoiczne i starsze wieku od 270 mln lat do 600 mln lat. Ale rzeka, rzeźbiąc głębiej, odsłania nam zupełnie inny obraz – pofałdowany fundament prekambryjski zbudowany z łupków i skał metamorficznych dowodzących istnienia najstarszych, onegdaj potężnych gór fałdowych, które zostały wypiętrzone, a następnie zerodowane (rys. 1 i 1b). To piętro można podzielić na lepiej zachowaną we wschodniej części nachyloną Grand Canyon Supergroup zdeponowaną 700 do 1255 mln lat p.n.e. i tę najgłębszą, najstarszą, widoczną w centralnej części kanionu grupę skał magmowych (Granite Gorge Metamorphic Suite oraz Zoroaster Plutonic Complex) i metamorficznych ciemno wiśniowych łupków Vishnu. Niestety, ta piękna historia blisko cztery i półmiliardolatki Ziemi zaklęta dla geologów w Wielkim Kanionie nie jest historią pełną i w całym ciągu zdarzeń widzimy jedynie jej zachowane w skałach fragmenty (rys. 2). 25

1500

2000

2500

Jak zbudowany jest Wielki Kanion rzeki Colorado? Grand Canyon posiada długość 445 km, szerokość od 500 m do 30 km i głębokość 1,5 km. Jego północne zbocze jest sporo wyższe niż południowe łatwiej dostępne dla turystów.

Meso

Paleo

6 Ma to Present: Carving of Grand Canyon 70 Ma: Laramide Orogeny: Uplift of Colorado Plateau 250- 60 Ma: Mesozoic Strata

540- 515 Ma: Tonto Group Strata: Uplift and erosion, faulting and tilting 700 Ma: Sixtymile Formation Fo 800- 740 Ma: Chuar Group 900 Ma: Nankoweap Formation

Z nurtem rzeki – pod prad czasu Glen Canyon to początek Grand Canyon – rzeka płynie w stromym wąwozie zbudowanym z jurajskich piaskowców formacji Navajo, które kontynuują się do Lees Ferry. Tutaj Bystrzacy zaczynali swoją przygodę, nie zaznawszy potęgi formacji Navaho, juraskich piaskowców eolicznych, czyli takich, które kiedyś były wydmami. Dalej ściany kanionu powoli zmieniają się, łagodnieją. To znak, że przecinamy formacje starsze Triasowe zbudowane z bardziej miękkich mułowców. Kanion w okolicach Lees Ferry ma szerokość do 20 km i wypełniony jest głównie osadami czwartorzędowymi. Tutaj rzeka wykorzystuje oś wielkiej antykliny. Wpływając do jej jądra, przecina coraz starsze utwory. Najpierw triasowe piaskowce eoliczne, później permskie wapienie Kaibab (fot.1), od których, niestety, nazwa Marble Canyon nie powstała, gdyż pojawiają się w nurcie tylko na niewielkim odcinku. Później zaś stanowią one wyższy taras rzeki, natomiast w samym dnie kanionu wapieni już nie uświadczysz.

Następnie dość szybko pojawiają się zmiany. Kanion robi się szerszy, bowiem rzeka eroduje miękkie piaskowce permskie grupy Coconino (fot. 2), Hermit i Esplenade. Te ostatnie podatne na wietrzenie tworzą charakterystyczny taras na twardszych Karbońskich utworach. Prawdopodobnie gdzieś w okolicach kładki Anasazi (Anasazi food bridge) rzeka płynie w ciaśniejszym korycie skał ograniczonym przez zerwy skał Karbońskich (tutaj Missisip dolny karbon) w słynnych, budujących główny klif wapieniach Redwall. Poniżej nich zaczynają się niewielkiej miąższości stosunkowo jaśniejsze dolomity dewońskie.

Fot. 1. Prawdopodobny kontakt piaskowców triasowych z jaśniejszymi wapieniami Kaibab wieku permskiego. Widać łagodne upady warstw przeciwne do spadku rzeki, czyli kajakarz wpływa w coraz to starsze formacje. Fot. T. Jakubiec

fot. 2. Piaskowiec Coconino w centrum kadru, nad nim wietrzejący stok formacji Toroweap i klif wapieni Kaibab na tle nieba. Fot. T. Jakubiec.

1.1 Ga: Diabase and Cardenas Basalt 1.2- 1.1 Ga: Unkar Group Uplift and erosion of Great Uncocfornity: middle crustal rocks 1.4 Granites 1. 71- 1.66: Peak Deformation and Metamorphism 1.74- 1.71 Ga: Arc Plutons 1.75- 1.74 Ga: Granite Gorge Metamorphic Suite 1.84 Ga: Elves Chasm Gneiss

2.7- 2.5 Ga: Archean Crust (Wyoming and Mojave)

Neo 3000 Meso A R C E HO E N A N

Paleo

3500

3.5- 3.8 Ga: Old Rocks (Wyoming)

4000

4.0- 4.3 Ga: Oldest Rock (Canada) 4.5- 4.3 Ga: Meteorite Bombardment

4500

4.567 Ga: Earth Formation

Ma= Millions of Years Before Present Ga= Billions of Years Before Present Rys. 2. Geologiczne formacje w Grand Canyon zapisały jedynie fragment historii Ziemi, czarne pola są nieznane (brak tych osadów w rejonie Grand Canyon).

26


Na kilka mil przed Nankoweap Creek, poprzez system uskoków wypychających płaskowyż Colorado jeszcze bardziej ku górze, rzeka dorzeźbiła się do jaśniejszych skał kambryjskich formacji wapienia Muave, która wraz z nadległymi zerwami Redwall (fot.3. i fot.6) tworzy wybitny i charakterystyczny klif w bardziej zewnętrznych ścianach kanionu. Poniżej niego występuje wyraźne wypłaszczenie na kambryjskich łupkach Bright Angel.

Fot. 3. Na 23 mili pojawia się strop wapieni Redwall (który tutaj jest wbrew nazwie szary). Powyżej żegnamy się z formacją gornokarbońską Supai (Pensylwan). Fot. T. Jakubiec. 27

Fot. 4. Wapień Redwall ze sztolnią i poniżej niego jaśniejsze dolomity Muav. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 5. Wielka przewieszka/jaskinia wydrążona przez wodę w wapieniach Redwall. Fot. T. Jakubiec. 28


Sytuacja nie zmienia się aż na jakieś dwie mile przed lewobrzeżnym dopływem Little Colorado River, gdzie pod połogimi stokami łupków Bright Angel pojawia się niski klifek zbudowany przez ostatnią kambryjska formację piaskowca Tapeats.

Początkowo nieśmiało ukazujące się piaskowce Escalante, nagle za sprawą Uskoku Palisadowego tuż przed Lava Canyon, zajmują teraz dominujący obszar wnętrza kanionu (rys.3). Charakterystyczny jest klif zbudowany z Bazaltów Cardenas (rys.1), czyli skał wylewnych widocznych w korycie tuż przed Lava Canyon, a następnie zajmujący wyższe partie kanionu.

Dalej następuje wpłyniecie do innego świata – w najstarszą cześć Wielkiego Kanionu. Wyżej opisane formacje powoli nie będą już widoczne z poziomu rzeki. Począwszy od 64 mili, w korycie pojawiają się ciemno-wiśniowe formacje prekambryjskie piaskowców Escalante (Doa) należących do Unker Group, będącej podgrupą Grand Canyon Super Group (fot.7). Te zawiłości stratygraficzne pokazują, że paleozoiczne utwory, czyli te od kambru w górę, powstałe około 600 mln lat temu leżą niezgodnie kątowo na bardzo starej grupie mezoproterozoicznej o wieku prawie 1 miliarda lat. Powierzchnia kontaktu paleozoiku i proterozoiku nazywana jest Wielką Niezgodnością.

Zaraz za Lava Canyon na 65,5 mili jest kolejne zwężenie, gdzie naniesione z bocznego wąwozu głazy tworzą nietrudny Lava Canyon Rapids.

Fot. 7. Okolice 66 mili – Lava Canyon, widać lawy poduszkowe z megabrekcją zbudowaną z otoczaków po zwietrzałej lawie. Te lawy maja około miliarda lat. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 6. Zerwy wapienia Redwall, pod nimi już kambryjskie łupki Bright Angel i piaskowiec Tapeats nad lustrem wody. Fot. T. Jakubiec. 29

Fot. 7. Gdzieś za 63 milą wyraźnie widać Wielką Niezgodność Kątową pomiędzy paleozoicznymi formacjami a prekambryjską Supergrupą (powierzchnia niezgodności zaznaczona na żółto). Fot. T. Jakubiec.

Rys. 3. Fragment mapy geologicznej ukazujący kontakt paleozoicznej pokrywy (barwy zielone kambryjskie) z Mezoproterozoiczną Supergrupą (barwy brązowo pomarańczowe). Widać drastyczną zmianę budowy geologicznej rozdzielonej uskokiem Palisades. Jasne żółte plamy to współczesne osady rzeki (plaże, obsypiska, stożki napływowe z bocznych wąwozów).

Tu należy się dygresja, bowiem większość rzeki Colorado płynie przez Wielki Kanion spokojnie. Przypomina to trochę sytuacje na Dunajcu, gdzie wiodącym motywem nurtu są tak zwane jeziorka. Z rzadka trafia się moment do zabawy kajakiem w silniejszym nurcie. Nie inaczej jest w Kanionie Kolorado. Bystrza tworzą się u wylotu bocznych dopływów. Dopływy często wykorzystują uskoki geologiczne, wzdłuż których skała jest naruszona i podatna na erozję. Nawet krótkie dopływy potrafią doprowadzać dużą ilość materiału, który za sprawą stożka napływowego blokuje i spiętrza główny nurt rzeki. Ta, przełamując się przez barierę, tworzy bystrze. Dramaturgii dodaje fakt, że całkiem niedawno, bo jakieś 20-40 tyś. lat temu lawa pochodząca z erupcji wulkanów na polu wulkanicznym San Fransico, gdzie istniało 600 stożków wulkanicznych, wlała się do Kanionu, dostarczając dodatkowego materiału do budowy stopni. Widać je w Little Colorado River jak stworzyła wspaniały wodospad Grand Falls, oraz za 178 milą, gdzie jest najtrudniejsze bystrze Lava Falls. 30


Oczywiście, jak wiemy, chociażby z przykładu Białki Tatrzańskiej, rzeki to najbardziej zmienne obiekty geologiczne. Chciałoby się powiedzieć rzeka żyje, nieustannie się zmienia, chyba, że człowiek ją przegrodzi. Z całym szacunkiem dla pomników myśli hydrotechnicznej, jakimi niewątpliwie są słynne tamy typu „betonowa żyletka”, czyli tama Hoovera i zapora w Glen Canyon, trzeba zauważyć za Wikipedią, że przed wybudowaniem w 1963 r. zapory wodnej Glen Canyon rzeka niosła przez kanion dziennie 500 000 ton osadu, obecnie zaś tylko 80 000 ton. Ma to ogromny wpływ na cały ekosystem i hydrologię rzeki.

Ostatnim ogniwem Grand Canyon Supergroupe jest zlepieniec Hotauta. Zaraz za Hence Rapid na 78 Mili wpływa się w bardziej stromy fragment kanionu. Odtąd przepływaliście koledzy przez najstarszy odcinek zbudowany z łupków Vishnu mających ponad półtora miliarda lat! Na tę cześć kanionu mówi się czasem Red Canyon z uwagi na jego wiśniową barwę pochodzącą właśnie od tych łupków. Formacja Vishnu poprzecinana jest często żyłami granitowymi o rozciągłości SW-NE. Ku zachodowi przechodzi w łupki amfibolitowe datowane metodą U-Pb na 1,7 miliarda lat (!). W tym fragmencie kanion się zwęża, gdyż przecina zmetamorfizowane i stromo zalegające formacje (fot. 8).

Zresztą mało brakowało, a powstałaby trzecia tama na 39 mili. Propozycja jej budowy pochodziła z 1950 roku jednak spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem Sierra Club i w efekcie tzw. Central Arizona Project został zarzucony w 1968 roku. Wykute sztolnie eksploracyjne w formacji Redwall Limestone ciągle są widoczne na 39 mili w Marble Canyon (fot. 4).

Na wysokości Grand Canyon Vilige, rzeka przecina uskok Bright Angel. Budowa geologiczna jest tu bardzo skomplikowana i sprzyja tworzeniu się wielu bystrzy. W pierwszym granitowym kanionie, pod którego koniec za uskokami Hermit i Granit Rapid (94 mila) przywracane są łupki Vishnu poprzecinane wszak granitowymi żyłami, koryto robi się szersze i łagodniejsze. Za Cristal Creek (gdzie, wyżej można znaleźć skamieniałe pnie drzew z okresu karbońkiego), rzeka wpływa w drugi granitowy kanion zbudowany z Granitu Zoroaster (fot. 9). Posuwając się dalej, za serią lewobrzeżnych dopływów o nazwach jubilerskich Agat, Saphire, Turquise czyli tuż za Jewels Rapid, dolny kanion ponownie poszerza się, opuszczając trudny do erodowania granit, i wpływa w skały granodiorytowe bardziej podatne na wietrzenie. W okolicy Bass Rapid (108 mila) dzięki systemowi uskoków robi się zupełnie przestronnie, gdyż w korycie pojawia się na około trzy mile dawno niewidziana młodszoproterozioczna Grad Canyon Supergroup. Dalej, kolejny Hakatai Rapid oparty jest o granitowe żyły przecinające łupki Vishnu (fot.10).

Kończąc te dygresję, zastanawiam się, jaką rzeką była Colorado dla pierwszych zdobywców? Na pewno bardziej dziką i chyba trudniejszą technicznie niż obecnie, z cieplejszą wodą...?

Na następnym bystrzu Waltenberg (113 mila) pojawiają się zapadające w przeciwną stronę niż nurt najniższe, najstarsze z najstarszych skał proterozoicznych, przeobrażone ze skał magmowych – Elves Chasm Pluton. Tutaj wielkim meandrem w prawo rzeka opływa Powell Plato. Na zewnętrznym lewym brzegu usypały się plaże z materiału naniesionego przez Royal Arch Canyon, na prawym brzegu ciągle mamy proterozoik. Za tym meandrem Royal Arch krajobraz jest jakby już znany. Od 118 mili horyzontalnie uwarstwione skały znowu pojawiają się przy lustrze wody, podobne do tych, które można było obserwować do 77 mili, a to za sprawą monokliny Monument.

Wracając do naszej podróży geologicznej, to jak zauważyliśmy, za uskokiem Palisades z poziomu kajaka widać jedne ze starszych formacji na Ziemi wieku środkowego proterozoiku. Te stare formacje oprócz Bazaltu Cardenas, nie budują wybitnych klifów, są częściowo zmetamorfizowane i obsypują się łupkowo. Widać raczej ich cieńkoławicowy charakter i ciemnoczerwoną lub zielonkawą barwę (fot. 7)… chyba że trafimy na jeszcze starsze granity i skały plutoniczne, które budują ponure strome ściany wąwozu.

Fot. 10. Canyon w okolicy Hakatai Rapid (112 mila). Rzadki widok na niemal wszystkie formacje z poziomu rzeki. Fot. T. Jakubiec.

Grand Canyon Rock Layers Throughout the Colorado Plateau Vertical scale has been heavily exaggerated

The Grand Staircase Bryce Canyon

San Francisco Peaks (volcanic) Grand Canyon

Verde Valley

Verde Fault

Vermilion Cliffs

Mesa Butte Fault

Zion Canyon

Servier Fault Hurricane Fault

Lava Flows

Fot. 8. Wystromione upady łupków Vishnu na przeciwległym brzegu z granitami Zoroaster, których fragmenty leżą na lewym brzegu. Granit poprzetykany jest białymi żyłami kwarcu. Fot. T. Jakubiec. 31

Fot. 9. Ogólny widok z okolicy setnej mili. Widać klif Redwall, lupek Bright Angel oraz proterozoiczne formacje nad wodą Fot. T. Jakubiec.

Kaibab Limestone

Supai Group

Tapeats Sandstone

Dox Sanstone

Toroweap Formation

Redwall Limestone

Chuar Group

Sinumo Quartzite

Coconine Sandstone

Muav Limestone

Nankoweap Formation

Hakatai Shale

Hermit Shale

Bright Angel Shale

Gardenas Lavas

Bass Limestone

Rys. 4. Sekwencja skał na Colorado Plato. Widać ile skał nadkładu zostało zerodowane. Źródło: http://www.bobspixels.com/kaibab.org/geology/gc_stair.htm

Fot. 11. Kanion Blacktail (121 mila). Wielka Niezgodność Kątowa pomiędzy kambryskimi piaskowcami Tapeasts (powstałych 550 mln lat temu) i podległymi łupkami Vishnu z żyłami granitowymi (1,6 mld lat). Nad siedzącym Boberkiem zaginęło gdzieś około 1miliarda lat. Fot. T. Jakubiec. 32


Teraz ponownie płynie się przez szeroki kanion wycięty w paleozoicznych łupkach Kambryjskich (fot.11). Ze względu na przeławicenie Piaskowca Tapeasts z mułowcami tworzy on malownicze formy pułkowe do podziwiania w Blacktaile Canyon (121 mila).

System częstych bystrzy ciągnie się aż do Tapeasts Creek, gdzie wielki uskok z powrotem rzuca koryto rzeki w młodsze skały paleozoiczne. Witajcie poziome uwarstwienia. Początkowo widać w korycie piaskowce Tapeasts (fot.14). Dalej, tam gdzie kanion się poszerza, płynie przez łupki Bright Angel. Po drodze liczne szczeliny i boczne kaniony dają możliwość wycieczek, podczas których możemy badać piaskowce Tapeats, łupki Bright Angel oraz wyżej zalegające zerwy Redwall. W zależności od typu skały będą to malownicze przeławicone piaskowce, pasiaste łupki lub łagodnie wypłukane i obłe wapienie. Ten łagodniejszy krajobraz z mniejszą ilością bystrzy będzie się ciągnął aż za Mohawk Canyon (172 mila), który wykorzystał kolejną szczelinę dużego uskoku.

Kambryjskie skały pojawiają się się na krótko, bowiem w okolicy 128 mili, czyli pomiędzy Fossil Canyon a Specter Rapid znowu zanika horyzontalny charakter uwarstwienia i pojawia się trzeci wąwóz granitowy Middle Granite Gorge (fot.12 i 13). Trzy kolejne bystrza, czyli Specter Rapid (130 mila), Bedrock (131 mila) i Deubendorff Rapid (132 mila) oparte są na sekwencji uskoków, które ułatwiły drogę do powstania mniejszych kanionów prostopadłych do Wielkiego Kanionu.

Fot. 12. Wielka Niezgodność Kątowa pomiędzy piaskowcem Tapeats, a Proterozoicznymi gneisami za Specter Rapid. W górze klify Redwall i Supai. Fot. T. Jakubiec.

Rys. 5. Fragment mapy geologicznej ukazującej tektoniczne założenia Middle Granite Gorge. 33

Fot. 13. W środku Middle Granite Gorge, strome żyły szarego granitu w brązowych łupkach Vishnu. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 14. Za Middle Granite Gorge powraca poziome uwarstwienie skał paleozoicznych. Przy wodzie widać klif kambryjskiego piaskowca Tapeats. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 15. Ten wielki blok lawy jest pozostałością po nie tak dawnej działalności wulkanicznej. Zwiastuje rychłe zmagania na Lava Falls. Fot. T. Jakubiec. 34


Następnie kanion rozszerza się i długo płynie przez paleozoiczne utwory. Za charakterystycznym Pampkin Spring na 213 mili, którego ujście jest trawertynową misą w kształcie dyni (fot.17), pojawiają się ponownie strome upady skał proterozoicznych.

Fot. 19. Widok na Diamond Peak z naniesionymi nazwami formacji skalnych. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 16. Lava Falls – kajakarze stoją na półce zbudowanej z ciemnej skały wylewnej. Bloki skalne w nurcie też są pochodzenia wulkanicznego. Fot. T. Jakubiec.

Za 178 milą widać na zdjęciach satelitarnych ciemne plamy polewy wulkanicznej. To właśnie wyżej opisana działalność młodych wulkanów wlała lawę w dolinę Wielkiego Kanionu, tworząc Lava Falls. Ostatnie słupy bazaltowe mogliście obserwować do 183 mili. Na 190 do 191 mili na krótko, za sprawą uskoków Hurricane o rozciągłości NS, pojawiają się w nurcie skały proterozoiczne. Kiedy przepłyniemy na zachodnia stronę tego uskoku, skały te szybko znikną i ponownie wychodzą łupki Bright Angel. Uskok Hurricane jest długi i rzeka przekracza go potem jeszcze kilka razy. Przykładem przekroczenia rzeki przez uskok jest eksponowana wychodnia czarnego łupka krystalicznego na prawym brzegu, tworząca jednocześnie bystrze nazwane Little Bastard Rapid. Tym małym podrzutkiem jest oczywiście ten krystaliczny łupek, a za całe zamieszanie odpowiedzialny jest właśnie uskok Hurricane. 35

Fot. 18. Bezładne skały Dolnego Wąwozu Granitowo-Gneisowego (Lower Granite Gorge) serii Diamond Creek Pluton. Fot. T. Jakubiec.

Fot. 17. Misa trawertynowa – Dynia (Pampkin) u wyloty Pampkin Spring. Fot. T. Jakubiec.

Trawertyny tworzą się przy powolnym wypływie wysoko zmineralizowanych wód w ciepłym klimacie, kiedy węglan wapnia wytrąca się przez odparowanie roztworu. Nacieki trawertynu często są spotykane w piaskowcach Tapeats, które same zbudowane są głównie z kwarcu. Płynące po nich cieki wodne mają dużą mineralizację poprzez rozpuszczanie wyżej ległych wapieni i łatwo odparowują zwłaszcza na nagrzanym słońcem piaskowcu. Tym razem rzeka przechodzi na zachodnia stronę Hurricane Fault i nieco za Three Spring Rapid, od 216.4 mili wpływamy tym razem w ostatnią sekwencję proterozoicznych skał. Różnią się one jednak od wcześniej spotykanych łupków Vishnu i granitu Zoroaster (fot.18).

W okolicach charakterystycznego Diamond Peak (fot.19) pojawiają się ciemne łupki krystaliczne. Potem znowu wąwóz przybiera ponury charakter, gdyż płynie się przez pionowe ściany gnejsowe aż do Gnejs Canion Rapid (236 mila) przed cofką z jeziora Mead. Gdzieś dopiero za Separation Canyon (240 mila) żegnamy się z proterozoikiem na dobre. Wpływamy w poziomo uławicone skały paleozoiczne. W okolicach West Canyon Air Port dolina jest szeroka i zwiastuje rychły koniec kanionu. W okolicach Pearce Ferry, Meadow View od 237 do 292 mili przy obecnym niskim poziomie wody w jeziorze zaporowym, nurt jest całkiem bystry. Pod koniec rzeka wcina się w swoje własne namulisko (fot.20). Niestety osady te należałoby traktować, jako antropogeniczne, gdyż powstały w skutek zahamowania przepływu i spiętrzenia rzeki w jezioro zaporowe przez tamę Hoovera.

Fot. 20. Koniec Wielkiego Kanionu. Tutaj rzeka sama się zasypała, a obecnie z powodu niskiego stanu jeziora zaporowego rzeźbi swoje własne namulisko. Fot. T. Jakubiec. 36


Kończymy spływ rzeką i czasem. Wyciągając pontony i kajaki na zwietrzelinę czwartorzędową w Pearce Ferry po pokonaniu 450 km rzeki, wspomnijcie jak daleko cofnęliśmy się podczas tej podróży w czasie geologicznym, bo aż w warstwy skalne, gdzie próżno szukać by śladów życia, gdyż go wtedy nie było. Jakiegoż cudu trzeba było, żeby wyewoluowała z tego homo cayacus, istota niespokojna żądna przygód, dla której oczekiwanie 20 lat i zorganizowanie wyprawy było nie byle wyzwaniem. Ale czymże to jest wobec 4,5 miliarda lat naszej Ziemi. Niestety nie byłem uczestnikiem wyprawy. Przepłynąłem jednak cały Grand Canyon w… GoogleEarth, używając StreetView. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na 121 mili, na wysokości Blactail Canion na ekranie komputera zobaczyłem chłopaków stojących na brzegu i radośnie machających do kamerki googlowskiej. Trzeba mieć szczęście, żeby po 19 latach oczekiwania pokonywać kanion w momencie pierwszego w historii skanowania rzeki przez pracowników GoogleEarth. Przebyłem go również palcem po mapach topograficznych i geologicznych. W końcu też dane mi było zobaczyć GO na własne oczy. Przy okazji szkolenia geologicznego w Stanach, polecieliśmy z kolegą Maciejem, również geologiem, do Las Vegas. Tam wypożyczyliśmy czerwonego Forda Mustanga i jak Thelma i Louise ruszyliśmy na spotkanie z Kanionem. Widzieliśmy tamę Hoovera, pojechaliśmy do Peach Spring, skąd za uzyskanym pozwoleniem dojechaliśmy dirty road prawie nad samą rzekę, jadąc 32 km po kamienistej w miarę równej drodze, unosząc za sobą chmurę pyłu. Wcinaliśmy się w KANION! Na około 1,5 km przed końcem nie dało się już jechać, bo strumienie zaczęły przepływać przez drogę. Poszliśmy więc w niesamowitym upale do samej Wielkiej Rzeki. Zimnej, jak się okazało po cudownej, acz krótkiej kąpieli. Następnie pojechaliśmy do Page na wschodnim krańcu Wielkiego Kanionu, wzięliśmy udział w dwugodzinnym spływie motorowymi pontonami od samej tamy, gdzie podziwialiśmy jurajskie piaskowce Navaho.

W powyższym opisie korzystałem z:

1. Geologic map of Eastern Grand Canyon, Arizona, 2012 The Geological Society of America and the Grand Canyon Association. 2. Geologic Map of the Grand Canyon 30′ × 60′ Quadrangle, Coconino and Mohave Counties, Northwestern Arizona By George H. Billingsley, Digital database by Haydee M. Hampton 2000. 3. http://www.bobspixels.com/kaibab.org/geology/gc_stair.htm. 4. Hiking Grand Canyon National Park, Ron Adkinson updated by Ben Adkinson, Falcon Guides, 2011. 5. Guide to the Colorado River in the Grand Canyon. Lees Ferry to South Cove. Fourth Edition. Tom Martin and Duwain Whitis. 6. GoogleEarth. 7. I wielu pomniejszych plików, grafik ściągniętych z Internetu, oraz z zeznań uczestników wyprawy Boberka i Tomanka przy okazji kilku Bystrzackich Spotkań, zawsze w pięknych okolicznościach przyrody ;-)

Dobrze, wiem. Była to namiastka, ale zwykłem się pocieszać, że zawsze są jakieś programy minimum. I zamiast – mieć syna, wybudować dom i posadzić drzewo, można przecie mieć córki, zrobić półki i podlać kaktusa na parapecie. Zresztą pewnie nie bardzo bym potrafił wiosłować na takiej rzece, gapiąc się ciągle na otaczające skały. Krzysztof Drop „Dropu” Zielona Góra, styczeń 2015

Trzeba mieć szczęście żeby po 19 latach oczekiwania być zeskanowanym przez ekipę Google, fot. St. Danielski. 37

38


Park Narodowy Wielkiego Kanionu UTAH

Big Water

Kanab

Colorado City

START

ARIZONA

GRAND CANYON

LAKE POWELL

Page

Lees Ferry Campground

Kaibab National Forest

Navajo Indian Res.

NEVADA Las Vegas

LAKE MEAD Lake Mead National Recreation Area

FINISH Pearce Ferry

Grand Canyon West

Toroweap Lake Mead National Recreation Area

Hualapai Indian Res. Diamond Creek

Supai

Poranne promienie słoneczne filtrowane przez obłoki powoli odsłaniają mroczne wnętrze kanionu. (fot. Stefan Danielski)

North Rim Phantom Ranch

Havasupai Indian Res.

Hopi Indian Res.

Tusayan

Kaibab National Forest

Cameron Gray Mountain

15

„Bez względu na to ile w swoim życiu odbyłeś podróży, ile pięknych wąwozów i dolin dane ci było zobaczyć, jedno jest pewne – Wielki Kanion Kolorado, stanie się dla ciebie czymś wyjątkowym w kolorze, wielkości i swojej strukturze…” – napi40 sał John Muir – jeden z pierwszych amerykańskich ekologów.

Grand Canyon Colorado oczami polskich kajakarzy

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

Wielki Kanion zaliczany jest do siedmiu cudów natury na świecie. Tylko tutaj patrząc na pionowe zbocza, można zobaczyć pełną dokumentację geologiczną Ziemi. Od najstarszych łupków Vishnu, których wiek sięga 2 miliardów lat, do wierzchnich warstw wapienia Kaibab, naniesionych przez morza 200 milionów lat temu. W 1908 roku prezydent Theodore Roosevelt zaliczył go do pomników narodowych. 11 lat później prezydent Woodrow Wilson nadał mu prawa parku narodowego, a od 1979 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Peach Springs

Polska Wyprawa Kajakowo-Pontonowa “Grand Canyon Colorado 2013” W 1994 roku grupa polskich kajakarzy z krakowskiego klubu AKTK Bystrze z Akademii Górniczo-Hutniczej, przybyła do Stanów Zjednoczonych by spłynąć Grand Canyon87 Colorado. Nie posiadając wymaganego pozwolenia spłynęli odcinki rzeki leżące poza granicami parku. WyjechaliLong z USA z silnym postanowieniem, że tu wrócą i zrealizują swoje marzenia.

Co roku 5 milionów turystów odwiedza Wielki Kanion. Najpopularniejszym miejscem jest południowe obrzeże kanionu, posiadające dużą ilość punktów widokowych. (fot. Tomasz Jakubiec)

Po 19 latach oczekiwania na pozwolenie, w sierpniu 2013 zorganizowali samodzielny spływ, realizując swoje młodzieńcze pragnienie zobaczenia kanionu od środka, z poziomu rzeki. Była to pierwsza polska wyprawa kajakowa, która pokonała główny odcinek Grand Canyon Colorado.

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

Ujście bocznego kanionu Bright Angel Creek po deszczu. „Najbardziej wzniosłe widowisko na Ziemi” – napisał o kanionie mjr John W. Powell, który w roku 1869 spłynął rzeką Wielki Kanion. (fot. Stefan Danielski)

39

40


Park Narodowy Wielkiego Kanionu

41

Główną osią Wielkiego Kanionu jest rzeka Kolorado, która przez ostatnie 5 milionów lat wyżłobiła głęboki wąwóz, przecinający wzdłuż kanion. (fot. Stefan Danielski)

Park Narodowy Wielkiego Kanionu

„Niech ten cud natury pozostanie taki jaki jest. To co można zrobić, to zachować go dla naszych dzieci, dzieci naszych dzieci i wszystkich, którzy przyjdą po nas, by zobaczyć jego wspaniałość.” (T. Roosevelt). (fot. Tomasz Jakubiec)

42


Park Narodowy Wielkiego Kanionu

43

Najpiękniejsze kolory Wielkiego Kanionu można oglądać o wschodzie i zachodzie słońca. Wstęga rzeki rozświetlona złotą poświatą wschodzącego słońca widziana z punktu Desert View. (fot. Stefan Danielski)

Park Narodowy Wielkiego Kanionu

Zachód słońca w Wielkim Kanionie. Słońce zaszło za horyzont i tylko ciepłe światło rozprasza się w powietrzu, a od dołu czerń nocy obrysowuje zręby kanionów. (fot. Stefan Danielski)

44


Kanion od Srodka

Już 10 000 lat temu pierwsi ludzie zaczęli zapuszczać się w doliny Wielkiego Kanionu. Około 1 000 lat p.n.e Indianie Anasazi założyli pierwsze osady na jego dnie. Obecnie, co roku, park narodowy Wielkiego Kanionu odwiedza prawie 5 mln osób. Większość z nich zatrzymuje się na krawędzi podziwiając wspaniałe widoki rozpościerające się u stóp. Nieliczni decydują się wyruszyć w dół na wytyczone szlaki prowadzące do najciekawszych, dostępnych z lądu miejsc. Jeszcze mniejsza liczba osób daje się porwać rzece Kolorado, by móc podróżować dnem największej, naturalnej dziury w ziemi. Jest to jedyna możliwość poznania kanionu z bliska. Zobaczenia na własne oczy unikalnego przekroju geologicznego skorupy ziemi, niespotykanego bogactwa form skalnych. Dzięki rygorystycznym przepisom, służącym ochronie przyrody, miejsca te zachowane zostały w stanie prawie niezmienionym. Wspólny wysiłek władz parku, oraz osób go odwiedzających, owocuje czystymi szlakami i biwakami, na których po poprzednikach pozostają tylko ślady stóp.

Kalendarium Wielkiego Kanionu 8000 p.n.e. – pojawienie sie pierwszych ludzi zbieraczy i myśliwych w Wielkim Kanionie. 1200 p.n.e. – powstanie pierwszych osad założonych przez Indian kultury Pueblo (Anasazi), którzy rozpoczęli uprawę rolną wewnątrz kanionu.

Nie ma lepszego sposobu poznania kanionu niż płynąć z prądem rzeki siłą własnych mięśni. Tylko wtedy jest możliwość poznania parku w niezmienionej formie. (fot. Tomasz Jakubiec)

1200-1300 n.e. – porzucenie przez Indian osad w kanionie, ze względu na susze. wrzesień 1540 r. – dotarcie do brzegu kanionu 12 hiszpańskich żołnierzy dowodzonych przez konkwistadora García López de Cárdenas. Byli pierwszymi w historii białymi przybyszami w kanionie. 1848 r. – w wyniku traktatu Guadalupe Hidalgo rząd USA przejął tereny Wielkiego Kanionu od Meksyku. 1858 r. – wyprawa kartograficzna prowadzona przez por. Joseph’a Ives’a, płynąc parowcem “Explorer” od ujścia w górę rzeki, dotarła do dolnej części Wielkiego Kanionu. maj-sierpień 1869 r. – historyczny spływ łodziami rzeką Kolorado wyprawy kierowanej przez mjr John’a W. Powella.

W dolnym biegu rzeka Kolorado wycięła w skale granitowej wąwóz w kształcie litery „V” zwany Lower Granite. (fot. Tomasz Jakubiec)

1884 r. – początki turystyki w kanionie; budowa pierwszych hoteli w Diamond Creek i w Dripping Springs. 1919 r. – Wielki Kanion otrzymuje prawa parku narodowego.

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

Kanion od srodka

Spływ rzeką jest nie tylko odkrywaniem historii kontynentu zapisaną na ścianach kanionu. W pewnym momencie staje się metaforyczną podróżą przez życie. Każdy wraca odmieniony, z innym spojrzeniem na nie. (fot. Tomasz Jakubiec)

Majestatyczne formacje ze skały wapiennej, niczym ogromne mury, tworzą wysokie ściany w okolicach bocznego kanionu Blacktail. (fot. Stefan Danielski)

45

46


Kanion od srodka

47

Jeden z najpiękniejszych widoków na rzekę Kolorado. Najdłuższe bystrze Nankoweap, obramowane wysokimi ścianami wąwozu, wyciętego w sypkim łupku Bright Angel. (fot. Tomasz Jakubiec)

Kanion od srodka

W wąwozie Upper Granit rzeka Kolorado wyżłobiła swoje koryto w skale łupkowej Vishnu, mającej 2 miliardy lat, która stanowi najstarsze podłoże kanionu. Biwak przy potoku Clear. (fot. Tomasz Jakubiec)

48


Kanion od srodka

49

Ściany kanionu są otwartą książką do nauki geologii. Pontony mijają dwie najstarsze formacje skalne w kanionie – czarne łupki krystaliczne Vishnu oraz brązowy granit Zoroaster. (fot. Tomasz Jakubiec)

Kanion od srodka

Kanion kryje wiele niespodzianek. Wyrzeźbiona przez rzekę twarz człowieka w łupku krystalicznym Vishnu w wąwozie Middle Granite. (fot. Stefan Danielski)

50


Kanion od srodka

51

W zachodnim końcu kanionu charakterystyczny wapienny szczyt zwany Diamentowy Pik, zapowiada pierwszą możliwość opuszczenia rzeki. (fot. Stefan Danielski)

Kanion od srodka

Ciepłe promienie zachodzącego słońca zabarwiają ściany wąwozu Supai, wyżłobionego w piaskowcu i skamieniałym mule. Widok z obozu przy potoku Soap. (fot. Stefan Danielski)

52


Wycieczki UTAH

Big Water

Kanab

Colorado City

START

ARIZONA

GRAND CANYON

LAKE POWELL

Page

Lees Ferry Campground

Kaibab National Forest

Navajo Indian Res.

NEVADA Las Vegas

LAKE MEAD Lake Mead National Recreation Area

FINISH Pearce Ferry

Grand Canyon West

Toroweap Lake Mead National Recreation Area

Hualapai Indian Res. Diamond Creek

Supai

Kanion National po powodzi. Od czerwca do sierpnia trwa okres monsunowy którego deszcze powodują, w niektórych bocznych kanionach, występowanie gwałtownych powodzi. (fot. Stefan Danielski)

North Rim Phantom Ranch

Havasupai Indian Res.

Hopi Indian Res.

Tusayan

Kaibab National Forest

Cameron Gray Mountain

15

Poznanie Wielkiego Kanionu nie jest pełne bez zwiedzenia bocznych kanionów, wyżłobionych w różnorodnych formacjach skalnych przez potoki zasilające rzekę. Przemierzający szlaki piesze, podróżujący rzeką, mają możliwość dotarcia 40 do miejsc odwiedzanych przez nielicznych. Ważnym elementem krajobrazu są ślady dawnej obecności człowieka. Głęboko na dnie, tuż przy rzece, można oglądać pozostałości budowli Indian Pueblo. Ze spichlerzy Nankoweab Indian Anasazi, usytuowanych wysoko na ścianie kanionu, rozpościera się zapierający dech w piersi widok na płynącą w dole rzekę. Rdzenni mieszkańcy są obecni w tym rejonie do dnia dzisiejszego. Wiele miejsc, stanowiących obiekty kultu religijnego plemion zamieszkujących okolice kanionu, nadają mu dodatkowego mistycznego wymiaru. Prawie sto kanionów i dopływów kończy swój bieg w Kolorado. Nie ma dwóch identycznych. Od szczelinowych, do szerokich dolin, gdzie uprawia się rolnictwo. Dotarcie do niektórych wymaga zastosowania technik wspinaczkowych oraz odpowiedniego sprzętu.

Peach Springs

Stanowią wyzwanie nawet dla wprawnych wspinaczy. Zdecydowana większość jest łatwo dostępna, choć w części z nich trzeba liczyć się z brodzeniem po nie zawsze płytkiej wodzie. Nie sposób jest zwiedzić ich wszystkich podczas pierwszej wizyty. Z ogromnej „oferty” kanionu trzeba wybierać te naj87 wspanialsze. Do żelaznych punktów każdego spływu należą – gigantyczna, wyżłobiona przez wodę skalna grota Redwall Cover, wodospad Deer Creek i głęboko wcięty Long kanion powyżej niego, bajkowy szmaragdowy kanion Havasu leżący na trenie Indian Havasupai, prawdziwa perła na pustyni – Rozpadlina Elfów, wąska szczelina Matkatamiba, której ściany przypominają ludzika z reklamy Michelin’a oraz zapewniający ciszę i ochłodę fantastyczny, postrzępiony kanion Blacktail. Te miejsca na zawsze zapadają w pamięć, dla nich warto trudzić się i ryzykować.

Jeden z bardziej urokliwych bocznych kanionów zwany Elves Chasm (Rozpadlina Elfów) – popularne miejsce dla turystów podróżujących rzeką. (fot. Stefan Danielski)

Ogromny obszar parku (prawie 5 000 km2, 450 km długości), oraz narzucone przez władze parku ograniczenie ilości osób w nim przebywających, dają możliwość obcowania z niewiarygodnymi cudami natury bez zgiełku i pośpiechu. Zapewniają niepowtarzalną możliwość oderwania się na chwilę od pędzącej codzienności, skupienia i refleksji.

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

Wycieczki

Kanion Blacktail jest niewielkim wąwozem o pionowych ścianach, wyżłobionych w kolejnych warstwach najstarszego piaskowca Tapeats liczącego 550 milionów lat. (fot. Tomasz Jakubiec)

Wędrowiec przy 30 m obelisku w kanionie Monument. Na terenach parku można odbywać wielodniowe wędrówki. Obowiązuje zasada – zostawiać tylko ślady stóp na szlaku i nic więcej. (fot. Stefan Danielski)

53

54


Wycieczki

55

Sączące się niewielkie źródło, w szczelinowym kanionie Matkatamiba z wapiennymi ścianami, oferuje płytkie sadzawki z czystą wodą do kąpieli. (fot. Tomasz Jakubiec)

Wycieczki

Boczny kanion Havasu jest jak baśniowa oaza na pustyni. Turkusowa woda z potoku, nasycona węglanem wapnia, płynie uroczym wąwozem zamieszkałym przez plemię Havasupai. (fot. Tomasz Jakubiec)

56


Wycieczki

57

Podróżując rzeką napotyka się ruiny osiedli Anasazi, sprzed 1000 lat. Najsławniejsze są spichlerze Nankoweap wybudowane na pionowej ścianie kanionu. (fot. Stefan Danielski)

Wycieczki

Wąskie dojście z rzeki do kanionu Saddle prowadzi wzdłuż czerwonych klifów z osadowej skały wapiennej. (fot. Stefan Danielski)

58


Wodospad Deer Creek jest największym wodospadem widocznym z rzeki. Tutaj zatrzymują się wszyscy wodniacy. (fot. Stefan Danielski) 59

Największą atrakcją Wielkiego Kanionu jest Grota Redwall (Czerwona Ściana), tworząca amfiteatr zdolny pomieścić 5000 ludzi. Dostęp możliwy tylko z poziomu rzeki. (fot. Stefan Danielski)

Wycieczki

Wycieczki

60


Rzeka UTAH

Big Water

Kanab

Colorado City

START

ARIZONA

GRAND CANYON

LAKE POWELL

Page

Lees Ferry Campground

Kaibab National Forest

Navajo Indian Res.

NEVADA Las Vegas

LAKE MEAD Lake Mead National Recreation Area

FINISH Pearce Ferry

Toroweap Lake Mead National Recreation Area

Hualapai Indian Res.

Grand Canyon West

Diamond Creek

Supai

North Rim

Radość na wodzie w dzikim kanionie. Pozwolić się nieść rzece, tak jak to robił Huck Finn w powieści Mark’a Twain’a, i czuć się wolnym. (fot. Tomasz Jakubiec)

Phantom Ranch

Havasupai Indian Res.

Hopi Indian Res.

Tusayan

Kaibab National Forest

Cameron Gray Mountain

15

Peach Springs

Oprócz szlaków wędrownych Wielki Kanion oferuje turystom najwyższej jakości przygodę – spływ rzeką Kolorado, gdzie występują bystrza jedne z największych w Ameryce. Ze względu na bardzo duże zainteresowanie, oraz limity wprowadzone 40 przez władze parku, zezwolenie na spływ losuje się na loterii. Co roku około 25 000 osób otrzymuje możliwość zmierzenia się z prawie setką bystrzy, z których kilkanaście zaliczanych jest do bardzo trudnych (wycenianych powyżej stopnia siódmego w dziesięciostopniowej skali trudności). Rozpoczynają swoją przygodę w Lees Ferry, kilka kilometrów poniżej zapory na jeziorze Powell’a (jednym z trzech miejsc z dostępem do rzeki). Najbardziej wytrwali, po pokonaniu 450 km, docierają do Pearce Ferry, miejsca wyładunku na początku jeziora Mead. Wraz z kolejnymi dopływami wpadającymi do koryta rzeki, Kolorado nabiera coraz większej mocy zmieniając stopniowo swój charakter. Początkowy, łagodny bieg, z piękną niebieską wodą, zamienia się w groźną, rozpędzoną rzekę koloru kawy z mlekiem. Oprócz narastających trudności na coraz bardziej wymagających bystrzach, problemem podczas pokonywania rzeki jest prawie całkowita jej niedostępność i brak możliwości

uzupełniana zapasów i sprzętu. Wymaga to zabrania ze sobą wszystkiego co niezbędne dla grupy osób na kilkanaście dni. Przepisy parku związane z ochroną przyrody, których główną zasadą jest wywiezienie z kanionu wszystkiego co się do niego zabrało, zwiększają dodatkowo ilość wyposażenia. Jego transport zapewniają specjalnie 87do tego przystosowane pontony i łodzie. Long

Dzięki firmom zawodowo organizującym spływy komercyjne, nawet osoby nieposiadające umiejętności w pokonywaniu rzek, mają możliwość na własne oczy podziwiać niesamowity cud natury jakim jest Wielki Kanion, podróżując jego dnem. Jedynym ograniczeniem dla chętnych jest ilość dostępnych miejsc i koszty wykupienia spływu.

Dwadzieścia sekund i po wszystkim. Spływanie groźnego bystrza jest jak miłosny stosunek – „połowa przyjemności to oczekiwanie, dwie trzecie emocji dostarcza podejście, a reszta to ekstaza – lub otchłań ciemności.” (E. Abbey). (fot. Stefan Danielski)

Większym wyzwaniem jest samodzielne zorganizowanie wyprawy. Tysiące osób z całego świata stara się o takie pozwolenie. Członkowie wypraw niekomercyjnych muszą posiadać odpowiednie doświadczenie w prowadzeniu pontonów i łodzi, oraz pływaniu na tego typu rzekach. Uczestnikami nie mogą być zawodowi przewodnicy, wszyscy po równo pokrywają koszty wyprawy.

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

rzeka

Kiedy spływa się bystrze na granicy własnych umiejętności, strach staje się nieodłącznym elementem eksploracji samego siebie. Bystrze Granite (trudność 8). (fot. Stefan Danielski)

Porzucona w 1915 r. przez wyprawę Charles’a Russell’a łódź o nazwie “Ross Wheeler” jest jednym z niewielu zabytków z okresu eksploracji Wielkiego Kanionu. (fot. Stefan Danielski)

61

62


rzeka

63

Kajakarz podjął wyzwanie. Teraz jest tylko on i nieznane bystrze; próba charakteru i umiejętności. Bystrze Horn (trudność 8). (fot. Tomasz Jakubiec)

rzeka

Euforia zaczyna się, kiedy kajak wyrzucony przez pędzącą wodę, unosi się w powietrzu. (fot. Tomasz Jakubiec)

64


rzeka

65

Pływanie pontonem ważącym blisko 1 tonę na szybkiej rzece, jaką jest Kolorado, sprowadza się do precyzyjnego napłynięcia na bystrze i skierowaniu dziobu łodzi na fale i odwoje. (fot. Tomasz Jakubiec)

rzeka

Furia Lava Falls – najgroźniejszego bystrza na Kolorado. Nazwa pochodzi od jęzora lawy wulkanu, która zablokowała w tym miejscu rzekę. Katarakta Lava Falls (trudność 9-10). (fot. Tomasz Jakubiec)

66


rzeka

rzeka

67

Napływanie na bystrze pontonem wymaga stalowych nerwów. Do ostatniej chwili prowadzący koryguje pozycję pontonu wiosłując w poprzek nurtu, by następnie nakierować dziób na falę. (fot. Stefan Danielski)

Biała woda to wyzwanie, adrenalina, a czasami flirt ze śmiercią. Nie ma większej radości, kiedy na przekór wszystkiemu podejmujemy je i wygrywamy. Bystrze House Rock (trudność 7). (fot. Tomasz Jakubiec)

Organizatorzy:

Partnerzy:

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

patroni:

68


Po raz pierwszy wystawa, powstała przy pomocy Konsulatu USA w Krakowie, zaprezentowana została na terenie Akademii Górniczo-Hutniczej. Uroczyste otwarcie odbyło się 8 stycznia 2014 roku z udziałem Konsul Generalnej USA w Krakowie oraz Rektora Akademii Górniczo-Hutniczej. Wtedy też, podczas przemówienia Pan Rektor zadeklarował pokrycie kosztów wydania niniejszego albumu. Stąd też i on.

Od tamtej chwili wystawa nieustannie krąży po naszym kraju. Niezależnie od kolejnych miejsc gdzie można ją oglądać, uczestnicy wyprawy podróżują po Polsce wszędzie tam gdzie są chętni wysłuchania naszych przygód. Byliśmy gośćmi największych polskich festiwali podróżniczych. Lista zrealizowanych i planowanych prezentacji, artykułów, wywiadów, kolejnych wystaw powoli dobija setki. Mamy nadzieję, że nasz wysiłek w propagowaniu tego co lubimy da choćby nawet minimalny efekt.

Otwarcie wystawy na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, 9 stycznia 2014 (fot. T. Jakubiec).

Prezentacja oraz wystawa na Kolosach w Gdyni, marzec 2014 (fot. Adrian Larisz). Nominacja do Travelerów 2013, styczeń 2014.

zaproszenie Grand Canyon Colorado

Organizatorzy:

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

oczami polskich kajakarzy

Wystawa Fotografii Partnerzy:

Konsulat Stanów Zjednoczonych w Krakowie

patroni:

uroczyste otwarcie: 20 lutego 2014 roku, godz. 15:00, Aula Główna AWF Kraków Wystawa wewnetrzna:

Wystawa plenerowa:

Hol Główny AWF

przed Gmachem Głównym AWF Czas prezentacji: 17 lutego do 5 marca 2014 roku

Białowieski Park Narodowy, kwiecień 2014 (fot. T. Jakubiec)Akademia Wychowania Fizycznego w Krakowie, luty 2014. 69

National Geographic Traveler, styczeń 2014 Otwarcie wystawy z udziałem Konsul Generalnej Ellen Germain w Rudzie Śląskiej, marzec 2014 (fot. T. Jakubiec). 70


71

Nominacja do Podróży Roku festiwalu Czwarty Żywioł, Kraków marzec 2014 (fot. Beata Kępa) Nagroda im. Tony’ego Halika przyznana wyprawie podczas IV Bydgoskiego Festiwalu Podróżnicy, kwiecień 2014 (fot. Tomasz Kaźmierski).

Targi Wiatr i Woda, Warszawa kwiecień 2014 (fot. Kinga Kępa) Poznaj Świat, marzec 2015 Magazyn Podróżniczy Tam Tam, maj/czerwiec 2014.

V Forum Innowacji, Rzeszów maj 2014 Tor kajakowy, Kraków maj 2014, Świętokrzyski Park Narodowy, lipiec2014.

Magazyn Kajakowy Wiosło, nr 1/2014 Dworek Białoprądnicki, Kraków luty-marzec 2015 (fot. T. Jakubiec). 72


W czerwcu przez Rzym, w którym zaliczyliśmy „cudowny” nocleg pod murami Coloseum, dotarliśmy do stolicy Polski na obczyźnie – Chicago. Tam nastąpił miesięczny postój. Trochę podreperowaliśmy naszą kasę, odwiedziliśmy licznych znajomych, pływaliśmy również na dwóch rzekach w stanie Wisconsin – Wolf i Pestigo River.

Po dotarciu do celu zderzyliśmy się z brutalną rzeczywistością, a ściślej z jej przedstawicielami w osobach strażników parku, zwanych tutaj „rangersami”. Bardzo spokojnie, lecz stanowczo wytłumaczyli nam, że aby spłynąć rzeką w tym miejscu, mamy dwa wyjścia: wykupić spływ w firmie komercyjnej po ok. 2000 $ na osobę albo zapisać się do kolejki i spokojnie czekać. Będzie kosztowało o wiele taniej, w sumie parę dolarów na osobę, ale potrwa dłużej. Jak długo się czaka? No, kilka lat. W kolejce jest zapisanych ok. 5 ooo osób z całego świata i ci ostatni mają szansę doczekać się na zgodę za ok. pięć lat.

Fot. Z. Owsiak

W połowie sierpnia wynajętym samochodem wyruszyliśmy przez Iova i Nebraskę do stanu Kolorado, gdzie w przedstawicielstwie niemieckiej firmy Prion dostaliśmy cztery Kaniony i dwa Invaidery. Pozostały sprzęt mieliśmy z Polski. Niedługo później pierwszy raz zobaczyliśmy kanion. WOOW. Warto było pocić się na korytarzach konsulatu. Widok zapierający dech w piersiach. Grand Kanion Kolorado z przyległościami zajmuje obszar równy powierzchni Polski. Po horyzont widzieliśmy warstwowo pogłębiającą się dziurę w ziemi.

Planowaliśmy spłynąć odcinek rzeki na terenie Colorado National Park. Jeszcze w Polsce docierały do nas słuchy o jakiejś kolejce, pozwoleniach, ale z wrodzonym sobie optymizmem postanowiliśmy zweryfikować całą sprawę na miejscu.

Polska Akademicka Wyprawa Kajakowa „Colorado ‘94” Uczestnicy : 1. Tomasz Jakubiec – Kierownik 2. Piotr Darkowski „Darecki” 3. Zbigniew Owsiak „Titek” 4. Krzysztof Potaczek „Sabała” 5. Dariusz Tasak „Tasak” 6. Bogusław Szymański „Boberek” Wyprawa została przygotowana dość szybko, bo w zaledwie cztery miesiące. Duża zasługa w tym Piotra Chmielińskiego, a zwłaszcza jego pomoc organizacyjna i finansowa, oraz firmy Prion z Niemiec, dzięki której mieliśmy na miejscu zapewniony sprzęt. Największym problemem było uzyskanie przez uczestników wyprawy wiz amerykańskich. Konsulat Amerykański w Krakowie, nawet w USA jest określany jako najbardziej restrykcyjny z konsulatów na świecie. Pierwsze podejście zakończyło się kompletnym fiaskiem. Wszystkie wnioski zostały odrzucone. Konsul stwierdził, że dostarczone przez nas dokumenty są, delikatnie mówiąc, niewystarczające. Dał nam jeszcze jedną szansę. Jak dostarczymy plan pobytu opisujący szczegółowo każdy dzień z uwzględnieniem dokładnej trasy przejazdu, adresów hoteli, gdzie będziemy spać, miejsc startu na rzece i poszczególnych biwaków, potwierdzenie pokrycia kosztów wyjazdu, „to on się jeszcze raz zastanowi”. W czasach bez Internetu, po latach izolacji w bloku Wschodnim, zdobycie tych informacji graniczyło z cudem. A tu jeszcze czas gonił. Dzięki pomocy Piotra i kilku znajomych Amerykanów pracujących w Polsce w krótkim czasie z gotowym planem kolejny raz wylądowaliśmy na dywaniku u Konsula. Tym razem było 5:2. Pięciu rozpoczęło pakowanie walizek, dwóch zaczęło się głowić, jak udowodnić Konsulowi, że mają powód do tego, żeby wracać do kraju, a nie wybrać „ziemię obiecaną”, za jaką w tamtych czasach uchodziły i uznawały się Stany Zjednoczone. Zważywszy na to, że żaden z nich nie miał złamanego grosza przy duszy, nie był właścicielem domu, nigdzie nie pracował, nie miał rodziny, jego solenne zapewnienia, że wróci, nie wróżyły dobrze podczas następnej konfrontacji. I tu po raz kolejny z pomocą przyszedł 73

Piotr Chmieliński. Oprócz osobistego poręczenia przesłał Konsulowi książkę „Running the Amazon” o swoim przepłynięciu Amazonki. Jak sam później przyznał, nasze bardziej lub mniej wiarygodne dokumenty przedstawione podczas trzeciego podejścia nie przekonały go. Przekonała go za to lektura książki, historia Piotra i wyprawy Canoandes, która mimo tysięcy problemów wytrwale i uparcie dążyła do realizacji swoich planów. Zapewniliśmy go, że po powrocie zgłosimy się do konsulatu.

Od lewej - Bober, Tasak, Titek, Sabała, Tomanek, Darecki, Chicago, lipiec 1994 (fot. Zbigniew Owsiak)

Południowa krawędź Wielkiego Kanionu, lipiec 1994 (fot. T. Jakubiec) 74


Na spływ z firmą komercyjną nie było nas stać, czekać pięć lat też nam się nie uśmiechało. Zaczęliśmy kombinować (jak to Polacy), jak by to obejść. A może tak wieczorkiem zacząć, jak nikt nie widzi. Później w kanionie nas nie złapią, no bo jak. Ściany dookoła, komu by się zresztą chciało nas gonić. Nasze kombinacje przerwała rozmowa z jednym z właścicieli firmy organizującej spływy na katamaranach, którego spotkaliśmy nad rzeką. Jak usłyszał, że jesteśmy z Polski i to z tego samego klubu co Piotr Chmieliński, z uznaniem uścisnął nam dłonie i wytłumaczył równie jasno, że strażnicy patrolują cały odcinek rzeki, jak będzie trzeba zabiorą nas nawet ze środka kanionu helikopterami, oczywiście na nasz koszt. W takim przypadku grozić nam może również konfiskata sprzętu. Zaproponował nam udział w jego spływie za 800 $ od osoby tylko dlatego, że mimo iż nie zna osobiście Chmielińskiego, to jego dokonania uważa za niesamowite, czytał książkę o przepłynięciu Amazonki i kajakarze z Polski mogą liczyć na jego pomoc. Było nam bardzo miło, ale przez to pieniędzy w kieszeniach nie przybyło. Dalej byliśmy w kropce. Podsunął nam inne rozwiązanie. W Parku Narodowym na rzece nie popływamy, ale możemy spłynąć górny i dolny odcinek Kolorado płynący przez terytoria Indian. Tam pozwoleń nie trzeba, wystarczy uiścić tylko drobną opłatę, a są to równie wymagające i atrakcyjne odcinki jak ten w Parku. Ok. Jak się nie da środka, to pływamy górę i dół. Decyzja zapadła.

godzinach płynięcia zrobiło się kilka kabin. Problemy miał Sablik, który na obciążonym kajaku nie mógł poradzić sobie z eskimoską. Problem miał również Titek, kiedy zachciało mu się pobawić w odwoiku. Okazał się on odwoiskiem, który dopiero po długiej walce wypuścił go ze swoich objęć. Sprawy nie ułatwiał również kolor rzeki. Woda niosła mnóstwo drobinek piasku, barwiącego ją na kolor kawy z mlekiem. Gdzie jej do turkusowej przeźroczystości naszej kochanej Białeczki, w której dno widać na każdej głębokości. Znowu trzeba się było przestawiać i uczyć od nowa rozpoznawania i właściwego oceniania tego, co przed nami. W końcu poukładało się w naszych głowach, przyswoiliśmy nową wiedzę. Nowością dla nas była również przyroda. Na brzegu roiło się od skorpionów, grzechotników, jadowitych pająków i skunksów. Z żadnym z tych stworów nie zamierzaliśmy zadzierać. Co wieczór odbywał się ten sam rytuał. Najpierw jak najgłośniejsze tupanie w miejscu rozkładania śpiworów, później rysowanie na piasku „murów obronnych”. Rano drobiazgowe sprawdzanie butów i rzeczy w poszukiwaniu pełzających lokatorów. Do tego ciągłe słońce prażące nieubłaganie od świtu do zmierzchu i brak wody zdatnej do picia. Trzeba było ze sobą tachać kolejne kilogramy.

Ale początkowe trudności zostały przezwyciężone, to, co widzieliśmy dookoła, rekompensowało wszystko. Pionowe ściany we wszystkich odcieniach czerwieni i brązu, wyrzeźbione wiatrem i wodą, pustka i cisza. Majestatycznie. Do wieczora pokonaliśmy 2/3, planowanej na dwa do trzech dni, trasy. Rzeka zwolniła prawie do zera, wpłynęliśmy na jezioro, ale nie takie nasze, rozlane, z plażami i dostępnym brzegiem. To jezioro otoczone było stromymi ścianami bez szansy na znalezienie miejsca biwakowego. Po godzinie ostrożnego posuwania się w zupełnych ciemnościach zza wysokich ścian wyszedł księżyc. Zrobiło się widno jak w dzień. Światło odbijające się od ścian potęgowało niesamowite wrażenie poruszania się w gigantycznym skalnym labiryncie. Późno w nocy znaleźliśmy łachę piasku, na której szybko zasnęliśmy. Na drugi dzień po kilku godzinach wiosłowania dotarliśmy do Pearce Ferry, rozległej plaży, do której dochodziła bita droga. Pierwszy etap pokonywania Colorado mieliśmy za sobą. Piotrek Darkowski ze spotkanymi na wodzie pontoniarzami pojechał ściągnąć nasz samochód, a my rozpoczęliśmy walkę o przetrwanie. Takiego skwaru nikt z nas do tej pory nie przeżył. W słońcu było ponad 40 oC. Powietrze suche jak wiór, nigdzie osłony. Siedzieliśmy w wodzie, ile można, chowaliśmy się za kajakami. Wszędzie dopadał nas żar i spiekota. Wreszcie po paru godzinach dotarł do nas Piotr z upragnioną wodą.

W trzecim dniu pokonujemy Cataract Canyon z kilkoma ciekawszymi bystrzami. Rzeka na tym odcinku zwęża się do 100 m, biegnie w tunelu z wysokich ścian. Pojawiło się nowe dla nas zjawisko na wodzie. Mimo dużej szerokości rzeki dało się płynąć wąskim na 1,5 m pasem wody, który jak pijany zając wił się raz do jednej raz do drugiej ściany. Zamiast płynąć najkrótszą trasą na wprost, musieliśmy płynąć tak, jak chciała rzeka, nabijając niepotrzebnie kolejne kilometry. Było to spowodowane olbrzymimi „malinami”, czyli wodą, która odbijając się od dna i ścian, wypływała od spodu, tworząc niesamowitej wielkości bąble. Nie dało się pokonać ich na wprost. Szczyt bąbla był dużo wyżej niż „ścieżka”, którą mogliśmy płynąć. Powstawała ona na styku „malin” i tylko nią można było mozolnie poruszać się do przodu. Późnym popołudniem jak zwykle zerwał się silny wiatr. Tym razem zastał nas w wąskiej części kanionu, gdzie jego siła została podwojona przez efekt dyszy wywołany bliskimi pionowymi ścianami. Ledwo udawało nam się utrzymać wiosła w dłoniach. Dobrze, że po ok. godzinie zelżało. Tym razem z rozmysłem postanowiliśmy płynąć w nocy. I znowu najpierw ciemność, jak u Murzyna za koszulą, później trupia poświata w świetle księżyca. Dla takich widoków warto się trochę pomęczyć. Nocowaliśmy pod jedynym mostem w okolicy, trzy mile od Hite Marina, miejsca, gdzie dnia następnego zakończyliśmy zdobywanie Colorado.

Dwa dni później schodziliśmy na wodę w stanie Utah, poniżej miejscowości Moab. Przed nami tym razem 190 km rzeki. Przepłynięcie 85 km na dolnym odcinku dało nam niezbędne rozpływanie, byliśmy lepiej zorganizowani i zaopatrzeni. Rzeka trudniejsza technicznie, z kilkoma miejscami WW IV, które pokonujemy bez kłopotu „z marszu”. W pierwszy dzień „łyknęliśmy” 35 km. Nie spieszyło nam się zbytnio, tak naprawdę to rzeka przeniosła nas tak szybko w kolejne cudowne miejsce. Nocowaliśmy przy przystani dla raftów, olbrzymich prawie 12 metrowych pontonów, którymi wożeni są po Kolorado ci, których na to stać. Następnego dnia po kolejnych 66 km dotarliśmy do miejsca połączenia Green River z Kolorado. Dookoła wysokie ściany piaskowego kanionu z jednym z najpopularniejszych punktów widokowych usytuowanym gdzieś na dalekiej krawędzi – CONFLUENCE. Biwakujemy na piaszczystej wysepce pośrodku styku dwóch rzek. Miejsce bajeczne, jak z marzeń sennych. Wieczorem zrywający się porywisty wiatr budzi nas z tego snu, zmuszając do z góry przegranej walki o wolny od piasku posiłek i śpiwór. W zębach zgrzyta, oczy pieką, w nosie istna kopalnia. W nocy całe niebo z miliardem gwiazd jest na wyciągnięcie ręki.

We wrześniu już w Krakowie, tak jak zapowiadaliśmy pół roku wcześniej, złożyliśmy wizytę w ambasadzie. Konsul nie krył zdumienia na nasz widok. Jak sam stwierdził, nasza wyprawa była pierwszą, która o czasie i w komplecie wróciła do kraju. Będąc jeszcze nad Kolorado, zapisaliśmy się do kolejki na miejscu 5500-tnym. Po 14 latach powoli docieramy do pierwszej setki. Niestety zmieniły się zasady przyznawania pozwoleń. Teraz jest losowanie. Cierpliwie czekamy na swoją kolej. Tomasz Jakubiec „Tomanek” z wykorzystaniem tekstu Darka Tasaka Kraków, październik 2008

Rozmowa z przedstawicielem parku w Lees Ferry fot. T. Jakubiec

Na pierwszy ogień poszedł dolny odcinek na terenie Arizony – start w miejscu, gdzie do Kolorado wpada Diamond Creek, koniec na początku jeziora Mead na wysokości Pearce Ferry. W sumie ok. 85 kilometrów. Na początek było kilka zaskoczeń. Po pierwsze, większość z nas nigdy nie pływała po rzece, która miała temperaturę powyżej 20 oC. Można było pływać bez pianki, kurtki tylko z krótkim rękawkiem !!!, a nawet i bez niego. Po Białce, Dunajcu, rzekach Alpejskich, w których woda miała z reguły 5 0C i każde zamoczenie ścinało krew w żyłach, bez tej całej naszej zbroi, czuliśmy się jak golasy, czyli bardzo swobodnie. Po drugie, nasze kajaki wyładowane jedzeniem, wodą i sprzętem biwakowym zachowywały się bardzo brzydko. Po prostu nie chciały nas słuchać. Ciężko się nimi manewrowało i długo trwało zanim do tego przywykliśmy. Swoje pięć groszy dorzuciła rzeka. Była olbrzymia, niosła ogromna masę wody. To nie był poczciwy malutki Dunajec, to było monstrum. Proporcjonalnie do masy pędzącej wody zwiększyło się wszystko na rzece: fale, cofki, odwoje. Musieliśmy przestawić sobie w głowach, że to, co wydaje się z daleka niewinnymi falkami, po dopłynięciu do nich, staje się faliskami o wysokościach do 2 metrów. Drobne zapienienie się wody z przodu okazywało się odwojem jak stodoła. Cofka, do której wskakiwaliśmy, potrafiła wywrócić całkiem niespodziewanie. W pierwszych 75

Dolny odcinek Kolorado (fot. Zbigniew Owsiak)

W oczekiwaniu na transport, Pearce Ferry (fot. Bogusław Szymański) 76


Dla jej absolwentów otworem stają trudniejsze rzeki, między innymi jedna z najbardziej wymagających polskich rzek górskich Kamienna, na której od dziesiątków lat rozgrywane są Akademickie Mistrzostwa w Kajakarstwie Górskim. Od 1992 organizatorem zawodów jest Bystrze. Co roku, w kwietniu do Szklarskiej Poręby zjeżdżają się przedstawiciele klubów akademickich, by się z nią zmierzyć.

Fot. R. Szymacha

Po zmaganiach na Dunajcu, Popradzie, Białce czy Kamiennej dla chcących poczuć buchającą w żyłach adrenalinę i przy okazji poznawać świat od strony rzeki, przychodzi czas kolejnego wtajemniczenia. Klub zapewnia możliwość konfrontacji swoich umiejętności z rzekami o trudności niespotykanej w kraju. Organizowane są kolejne wyjazdy szkoleniowe do Czech i w Alpy. Po przejściu z powodzeniem szczebli edukacji kajakowej rzeki całego świata wydają się być w zasięgu.

Dzialalnosc AKTK Bystrze AGH Od ponad 40 lat Akademicki Klub Turystyki Kajakowej Bystrze działa na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Od chwili powstania w 1972 roku bardzo szybko stał się jednym z najprężniej działających studenckich klubów kajakowych naszego kraju. Podstawą działalności jest codzienna społeczna praca jego członków przy organizacji licznych imprez klubowych i ogólnopolskich. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu został wypracowany kilkustopniowy program szkolenia pozwalający nawet kompletnym laikom opanować techniki pływania w kajaku, zdobyć niezbędne umiejętności do radzenia sobie z żywiołem wody, na biwaku, przy organizacji spływów. Co roku kolejni adepci Kursu Kajakarstwa Górskiego i Nizinnego zasilają grono miłośników turystyki kajakowej, angażują się w działalność klubu, stopniowo przejmując funkcje od starszych kolegów. Ta „świeża krew” jest podstawą klubowego bytu zapewniającą ciągłość funkcjonowania, nowy zastrzyk energii i entuzjazmu niezbędnego do realizacji ambitnego harmonogramu corocznych imprez. Polscy kajakarze chcący doskonalić swoje umiejętności w pływaniu po rzekach górskich trafiają na jedyne tego rodzaju w Polsce szkolenie zwane przez środowisko Białka Szkoleniowa. Od ponad 30 lat organizuje je Bystrze na Białce Tatrzańskiej, przepięknej górskiej rzece w miejscu jej połączenia ze słowacką Jaworiną. Na przełomie czerwca i lipca polana przy szałasach staje się mekką dla miłośników ambitnego pływania po trudnych rzekach górskich. 77

Odprawa przed zejściem na wodę – Kurs Kajakarstwa Górskiego, rz. Dunajec (fot. archiwum Bystrza)

Kabina, nieodzowny element abecadła kajakowego (fot. Radosław Orłowski)

Rzeka Store Ula, Norwegia (fot. Robert Szymacha) 78


W Bystrzu można również pływać na rzekach nizinnych. Pilica (fot. T. Jakubiec)

Wieczorna odprawa podsumowująca dzień Białki Szkoleniowej, Szałasy k. Jurgowa (fot. Radosław Orłowski)

Ćwiczenie technik ratowniczych, Białka Szkoleniowa (fot. Radosław Orłowski)

„Ciosanka” na Erymantosie w Grecji (fot. Piotr Sikora)

W ciągu ponad czterech dekad przedstawiciele Bystrza zanurzali swoje wiosła w rzekach na prawie wszystkich kontynentach naszego globu. Zostało zorganizowanych kilkanaście wypraw, których efektem były liczne, pierwsze w historii przepłynięcia skrajnie trudnych rzek. W ostatnich latach czasochłonne i kosztowne wyprawy zostały zastąpione łatwiejszymi do przeprowadzenia, szybkimi wypadami w różne rejony Europy. Dzięki coraz większym umiejętnościom i ewolucji w sprzęcie jej uczestnicy pokonują czasami skrajnie trudne technicznie rzeki w Norwegii, Francji, Austrii, Słowenii, Chorwacji, Grecji, Gruzji, Albanii, Korsyki i wielu innych miejscach.

Limone jedna z wielu rzek Korsyki, marzenie kajakarza górskiego (fot. Robert Szymacha) 79

Otwarte Mistrzostwa Polski w Kajakarstwie Górskim na rzece Kamienna (fot. Barbara Niedźwiedzka-Pająk)

Choć specjalizujemy się w pływaniu po rzekach górskich, nieodzowną częścią naszej aktywności kajakowej są również rzeki nizinne. Oprócz weekendowych wypadów na okoliczne, spokojne wody, co roku w ramach Akcji Lato organizujemy ogólnodostępne wakacyjne spływy na najpiękniejszych szlakach nizinnych.

Rzeka Ula, Norwegia (fot. Tomasz Matosz) 80


Fot. Archiwum Bystrze

Most Kudret Kederina Neretwie, Jugosławia ’76 (fot. archiwum Bystrza)

Rapid Vakufski Buk na rzece Una, Jugosławia ’76 (fot. archiwum Bystrza)

Wyposażeni na miarę możliwości uczestnicy wyprawy Jugosławia ’76 pokonują slapy na rzece Krka (fot. archiwum Bystrza)

Uczestnicy wyprawy Jugosławia ’76 przed zejściem na rzekę Sawa Bohinka (fot. archiwum Bystrza)

Wazniejsze wyprawy Jugosławia 1976, Canoe-Slap 1977 Pionierskie wyprawy na rzeki górskie Jugosławii i Grecji. Brak umiejętności i niska jakość sprzętu rekompensowane były entuzjazmem i uporem w ich zdobywaniu. Przygotowując się do wyjazdu klubowicze własnoręcznie wykonywali niedostępne na rynku fartuchy i przyczepę do przewozu kajaków. Uczestnicy wyprawy pływali po raz pierwszy na rzekach o niespotykanej w Polsce trudności. Spłynęli min. wąwóz Tary, slapy Krki, Neretwę. Dzięki tym wyprawom zdobyte zostało bezcenne doświadczenie umożliwiające organizację kolejnych coraz bardziej ambitnych wypraw. Canoandes 1979-1981 Jedna z największych i najważniejszych kajakowych wypraw świata. Rozpoczęła się w 1979 roku w Meksyku. W ciągu roku jej uczestnicy przepłynęli 1000 km na 13 rzekach. Trzy z nich pokonali jako pierwsi. Na drugą część wyprawy wyruszyło pięciu kawalerów. Przez Amerykę Łacińską dotarli do Ekwadoru. W każdym z krajów po przepłynięciu kolejnych rzek prezentowali zebrane materiały i opisy. Nazywano ich „współczesnymi konkwistadorami”. Trzy rzeki przepłynęli po raz pierwszy. W Peru podczas pory deszczowej, po wielu niebezpiecznych przygodach pokonali wezbrany Maranion, później odcinek Vilcanota Riwer płynącej u podnóża Machu Pichu. W maju 1981 roku wpisali się na zawsze do annałów historii światowego kajakarstwa. Po miesięcznych zmaganiach w terenie odciętym od świata, na skrajnie trudnej rzece, pokonali jako pierwsi najgłębszy kanion naszego globu. Osiągnięcie to zostało umieszczone w Księdze Rekordów Guinnessa i jest zaliczane do 10 najważniejszych wypraw kajakowych świata. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce członkowie Canoandes na znak protestu zorganizowali liczne demonstracje poparcia dla Solidarności. Nie mogąc wrócić do kraju, osiedli na stałe w Stanach Zjednoczonych. Po latach zapomnienia wyprawa została uhonorowana 81

w Polsce za całokształt dokonań Super Kolosem przyznanym przez najbardziej prestiżowe gremium polskich podróżników w roku 2000. Colca maj 1981 Kiedy w maju 1981 roku sześciu szczęśliwych ludzi w geście zwycięstwa pozowało do pamiątkowego zdjęcia, nie przypuszczało jak ich wyczyn wpłynie na miejsce, w którym się znajdowali. Zdobycie w dramatycznych okolicznościach Canionu Colci rozpoczęło nową erę w tym rejonie świata. Wieloletnia praca nad promocją regionu przez członków wyprawy Canoandes spowodowała, że stał się on drugą po Machu Pichu atrakcją turystyczną Peru. Specjalne wyprawy zorganizowane pod patronatem National Geographic (1983, 1991), dziesiątki artykułów w prasie całego świata otworzyło dolinę Colci dla turystyki. Zdobyło im uznanie i wdzięczność. Na ich cześć podczas obchodów 25-lecia przepłynięcia kanionu na rynku głównym w miejscowości Chivay odsłonięto pomnik, a główną ulicę nazwano Avenida de los Polacos. Prawem zdobywców pozostawili na dnie kanionu trwały ślad, nazywając szczególne miejsca, z którymi się zmagali. Jest tam Kanion Polaków, Rapid Canoandes, Czekoladowy Kanion oraz przepiękne Wodospady Jana Pawła II. W X rocznicę przepłynięcia Colci wyczyn starszych kolegów powtórzyło kolejne pokolenie członków Bystrza podczas wyprawy Colca Canion 2002. Wyprawa otrzymała Wyróżnienie w kategorii Wyczynu Roku 2002 podczas finału prestiżowych spotkań podróżników Kolosy w Gdyni. Ostatnia biała plama w dolinie rzeki Colca została wymazana podczas wyprawy El Condor Rio Colca współorganizowanej przez Bystrze przez kluby Bystrze i Watra z Gliwic. Jej uczestnicy pokonali niespenetrowany do tej pory 20-kilometrowy górny odcinek kanionu. Podczas Kolosów przyznano Wyróżnienie w kategorii Wyczynu Roku 2009.

82


Colca Canyon, maj 1981 (fot. St. Danielski)

Zdobywcy najgłębszego kanionu świata Colca w Peru, maj 1981 (fot. St. Danielski) 83

Członkowie wyprawy Canoandes ’79 do Colci wracali wiele razy. National Geographic Expedition 1991 (fot. Zbigniew Bzdak)

Ostatnia przenoska przed dotarciem do Canco – nad wodospadami Jana Pawła II, Colca Canyon, Peru, maj 1981 (fot. St. Danielski)

Wodospady Jana Pawła II podczas obchodów 25-lecia przepłynięcia Colci (fot. Marcin Jamkowski)

National Geographic Expedition 1983 (fot. Zbigniew Bzdak) 84


Amazon Expedition 1985-1986

CanoeAustralia 1990

Jesienią 1985 roku rozpoczęła się międzynarodowa wyprawa Amazon Expedition mająca na celu pierwsze w historii przepłynięcie całej Amazonki. Na starcie stanęło 12 uczestników w tym dwóch Polaków – Piotr Chmieliński kajakarz i Zbigniew Bzdak fotograf. Po siedmiu miesiącach do ujścia rzeki udało się dotrzeć tylko czterem osobom, w tym obydwóm Polakom. Piotr Chmieliński jako jedyny pokonał całą trasę w kajaku. Za ten wyczyn otrzymał drugi Rekord Guinnessa, a wyprawa została zaliczona do 20 najważniejszych osiągnięć z zakresu eksploracji XX wieku i jest traktowana na równi z osiągnięciami Edmunda Hilarego czy Neila Armstronga. Książka o wyprawie „Running the Amazon” została przetłumaczona na 11 języków, w Polsce, pod tytułem „Z nurtem Amazonki”, doczekała się już trzech wydań. Nad źródła Amazonki Polacy trafili ponownie w 2000 roku. W ramach wyprawy Amazon Source 2000 zorganizowanej przez Andrzeja Piętowskiego pod patronatem National Geographic Magazin, zostały przeprowadzone precyzyjne pomiary źródeł Amazonki, których efektem było ich ostateczne zlokalizowanie.

Dzięki funduszom zdobytym podczas malowania krakowskiego rurociągu oraz budowlanym pracom wysokościowym (trwającym blisko rok), a także zbiórce owoców we Włoszech i Australii udało się zrealizować kolejny szalony pomysł. Członkowie wyprawy, poruszając się dwoma zakupionymi na miejscu samochodami, pokonali niezwykle wymagające i niedostępne rzeki północnego Queensland na wschodnim wybrzeżu Australii i wyspy Diabła Tasmańskiego. Na rzekę North Johnstone, całkowicie odciętą od cywilizacji, nazywaną królową Australijskich rzek, dostali się (wraz z całym sprzętem) jedyną możliwą drogą – helikopterem. Przez trzy dni, odizolowani od świata, pokonywali ją w asyście grupy pontonów. Wyprawa obfitowała w groźne wydarzenia na wodzie – na rzece Murrumbrigee jeden z kajakarzy cudem wydostał się spod skalnego zawaliska, pod które wciągnęła go woda, na rzece Cataract zastała ich noc, zmuszając do przedzierania się przez busz. Prawdziwą kajakową orgię przeżyli na przepięknej, wymagającej rzece Tully, którą pokonali wielokrotnie. Odbyli liczne spotkania z Polonią Australijską, przez którą byli chętnie przyjmowani i goszczeni.

Himalaya 1986

85

Pierwsze kilometry na kajakach, Amazon Expedition ’85 (fot. Zbigniew Bzdak)

W wąwozie Acobamba, Amazon Expedition ’85 (fot. Zbigniew Bzdak)

W najwyższych górach świata polscy kajakarze pojawili się po raz pierwszy z wyprawą Himalaya w 1986. Na terenie Pakistanu, jako trzecia wyprawa kajakowa w historii tego kraju, pokonali cztery rzeki, wszystkie po raz pierwszy w historii. W rejonie Pendżab z powodu niepokojów etnicznych wyprawa poruszała się w asyście ochrony. Po raz pierwszy członkowie wyprawy dysponowali nowoczesnymi polietylenowymi kajakami przystosowanymi do pływania po trudnych rzekach górskich. Na Indusie podczas pokonywania szczególnie niebezpiecznego odcinka przeżyli wywrotkę pontonu, bardzo wymagający Swat pokonali w licznej asyście mieszkańców doliny. W najwyższe góry świata kajakarze z Bystrza powrócili w roku 2003. Podczas wyprawy zorganizowanej przez firmę Retendo pokonali w Nepalu jako pierwsi Polacy niezwykle wymagającą i niebezpieczną rzekę Dudh Kosi. Wyprawa otrzymała Wyróżnienie w kategorii Wyczynu Roku oraz Nagrodę Dziennikarzy podczas Kolosów w Gdyni.

Połączenie Rio Negro z Amazonką (fot. Zbigniew Bzdak)

Amazon Expedition ’85 (fot. Zbigniew Bzdak)

Himalaya ’86 (fot. Stanisław Grodecki)

CanoeAustralia ’90 (fot. Zbigniew Owsiak) 86


Amazon Expedition 1985-1986 Do tej pory trwa spór między geografami, którą z rzek uznać za najdłuższą na świecie. Jedni upierają się przy Nilu, drudzy przy Amazonce. W roku 1985 do źródeł Amazonki z kajakiem na plecach pierwszy dotarł Piotr Chmieliński. Żeby nie było wątpliwości, że to właśnie bystrzacy pierwsi kajakami pokonali źródła najdłuższej rzeki świata, w lipcu 1993 roku, w gęstym równikowym lesie w Rwandzie, członkowie kolejnej krakowskiej wyprawy deptali chaszcze przy bajorku, z którego sączyła się strużka dająca początek rzece Rukarara (uznawanej za źródła Nilu). W nieustającym towarzystwie setek mieszkańców tego najgęściej zaludnionego kraju Afryki udało im się pokonać 100 km niezwykle trudnej rzeki przeciskającej się wąskimi, stromymi wąwozami. W Ugandzie niesamowitych wrażeń doznali podczas pokonywania ogromnych Wodospadów Owena na Nilu wypływającym z niedalekiego jeziora Wiktorii. Podczas przygotowań w Kenii zasmakowali egzotyki, pływając wśród krokodyli i baobabów na rzece Athi. Na rzece Tana przez przypadek spłynęli do tamtej pory nie pokonany 7-metrowy wodospad Getufu i już świadomie, również nie spłynięty, jej górny odcinek. Colorado 1994 Stając w lipcu 1994 roku nad brzegiem Grand Canionu Colorado, którego powierzchnia wraz z przyległymi kanionami równa jest powierzchni Polski, wszyscy uczestnicy Colorado 94 zgodnie stwierdzili, że warto było pocić się na korytarzach konsulatu USA w Krakowie, skąd trzy razy ich wyrzucano i gdzie uparcie wracali po wizy (w ich ostatecznym otrzymaniu dużo pomógł Piotr Chmieliński i przeczytanie przez konsula książki „Z nurtem Amazonki”). Zmagania z rzeką jeszcze utwierdziły ich w tym przekonaniu. Ogrom i majestat tej największej dziury w ziemi uczy pokory i zachwyca. Świat widziany z perspektywy kajaka miotanego przez ogromne masy wody, otoczone mieniącymi się kolorami i warstwami skał, daje odpowiednią perspektywę i pomaga właściwie poukładać kolejność tego, co najważniejsze. Nie mogąc pokonać głównego odcina płynącego przez tereny Parku narodowego Wielkiego Kanionu, zapisali się do długiej kolejki oczekujących na wymagane pozwolenie. Większość uczestników tej wyprawy zrealizowała swoje marzenie 19 lat później po otrzymaniu zezwolenia w ramach kolejnej wyprawy zorganizowanej przez klub – Grand Canyon Colorado 2013.

Himalaya ’86 (fot. Stanisław Grodecki) 87

Kaskada na rzece Murrumbrigee, CanoeAustralia ’90 (fot. Zbigniew Owsiak)

Wodospad Getufu przez przypadek spłynięty po raz pierwszy, Do źródeł Nilu ’93 (fot. Tomasz Swinarski)

Pierwsze kilometry Rukarary, Do źródeł Nilu ’93 (fot. Tomasz Jakubiec)

Wydobywanie zaklinowanego kajaka, rzeka Rukarara, Rwanda, Do źródeł Nilu ’93 (fot. Tomasz Swinarski)

Rukarara poniżej dżungli, Do źródeł Nilu 93 (fot. Ryszard Czajkowski) 88


Publikacje

Kajakiem

przez swiat 40 lat Akademickiego Klubu Turystyki Ka jakowej BYSTRZE

Colorado 94 (fot. Tomasz Jakubiec)

Przetłumaczona na kilkanaście języków i zaliczona do setki największych podróżniczych bestsellerów wszech czasów. To opowieść o jednej z najgłośniejszych ekspedycji XX wieku. Przedstawia historyczną wyprawę Piotra Chmielińskiego, pierwszego człowieka, który zdołał przepłynąć Amazonkę od źródeł do ujścia, kilometr po kilometrze. Została zrekonstruowana na podstawie notatek Joe Kane’a – jedynego z członków międzynarodowej ekipy, który dotrzymał kroku niestrudzonemu podróżnikowi podczas trwających niemal sześć miesięcy zmagań z nieokiełznanym żywiołem. Dowodzeni przez Polaka bohaterowie zmierzyli się z największą rzeką globu, przez sto siedemdziesiąt dni przemierzając górskie bezdroża, niedostępne kaniony i słynną, amazońską dżunglę, na przemian w pontonie i w kajaku. Z nurtem Amazonki. Pionierska wyprawa Piotra Chmielińskiego to pełna liryzmu opowieść o przyjaźni, ambicji i pragnieniu pokonania własnych ograniczeń, której dopełnieniem są m.in. fantastyczne zdjęcia Zbigniewa Bzdaka.

Colorado 94 (fot. Bogusław Szymański) 89

Książka oczekiwana od ponad 30 lat. Opis przebiegu wyprawy Canoandes, pióra Andrzeja Piętowskiego, Piotra Chmielińskiego i Stefana Danielskiego, bardziej przypomina książkę sensacyjną lub kryminał niż reportaż z ekspedycji wielbicieli kajakarstwa w egzotyczne rejony świata. Zwroty akcji, zmiany planów, rozmaite problemy, liczne przeszkody i kolejne zwycięstwa układają się w ciąg niesamowitych przygód, których nagromadzenie w okresie zaledwie trzydziestu miesięcy wydaje się graniczyć z fikcją literacką. A jednak to wydarzyło się naprawdę! Polscy kajakarze po prawie trzech latach i po pokonaniu 100 tys. km, dotarli do Argentyny. Po drodze udało im się spłynąć licznymi górskimi rzekami Ameryki Środkowej, Ekwadoru i Peru, w tym wieloma po raz pierwszy. Ich największym osiągnięciem stał się pierwszy spływ najgłębszym na świecie kanionem rzeki Colca w Peru. Wyczyn ten przeszedł do historii eksploracji najdzikszych i najmniej znanych zakątków świata i został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa.

Już ponad cztery dekady działa Akademicki Klub Turystyki Kajakowej Bystrze AGH z Krakowa. Z okazji 40 rocznicy funkcjonowania powstał album fotograficzny będący podsumowaniem jego działalności w kraju i na świecie. Mało kto wie, że klub ten może poszczycić się kilkudziesięcioma spektakularnymi wyprawami w wyniku których odkryte i zdobyte zostały rzeki na niemal wszystkich kontynentach. W albumie znalazły się dziesiątki unikalnych zdjęć z wypraw na Amazonkę, Colcę, w Himalaje, do Afryki, Australii. Bystrze to nie tylko wyprawy. To przede wszystkim codzienna, społeczna praca jego członków przy często unikalnych na skale kraju szkoleniach i imprezach integrujących polskie środowisko miłośników kajakarstwa górskiego.

Colorado 94 (fot. Zbigniew Owsiak) 90



AGH to jedna z najlepszych, najbardziej renomowanych i nowoczesnych polskich uczelni, od lat zajmująca czołowe miejsca w prasowych rankingach uczelni, oceniających poziom państwowych wyższych szkół technicznych. O popularności uczelni decyduje również długa i bogata tradycja – od ponad 90 lat, Akademia starannie kształci kadry najbardziej potrzebnych Polsce inżynierów. Uczelnia ma także jeszcze inne atuty: doskonałą lokalizację na terenie najpiękniejszego polskiego miasta – Krakowa, własny kampus dający możliwość zamieszkania ponad 9 tysiącom studentów w niewielkiej odległości od budynków dydaktycznych i naukowych uczelni, nowoczesną bazę naukowo-dydaktyczną z laboratoriami wyposażonymi w najnowocześniejszą aparaturę, liczne udogodnienia dla osób niepełnosprawnych oraz niepowtarzalną atmosferę studiowania. Utrzymuje ożywione i stale rozwijane kontakty z uczelniami w kraju i za granicą.

Studenci zdobywają kwalifikacje na 54 różnorodnych kierunkach, w ponad 200 specjalnościach. Akademia oferuje unikalne, często o charakterze interdyscyplinarnym, studia, które można dostosować do indywidualnych potrzeb. Co roku uruchamiane są nowe kierunki studiów, których programy uwzględniają potrzeby rynku pracy, wynikające z przemian gospodarczych oraz zapotrzebowania na wysoko wykwalifikowanych pracowników. Oprócz tradycyjnych wydziałów, ściśle związanych z górnictwem i hutnictwem, uczelnia prowadzi wydziały zajmujące się m.in.: informatyką, telekomunikacją, automatyką, robotyką, nowymi materiałami, fizyką techniczną, matematyką stosowaną, a także zarządzaniem i socjologią.

Dyplom AGH otwiera drzwi najlepszych firm i przedsiębiorstw w kraju i za granicą, a nasi absolwenci cieszą się bardzo dobrą opinią wśród pracodawców.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.