3 | „Faun”, fajans (w zbiorach Muzeum Mazowieckiego w Płocku)
.............................................................................
nieopodal Pałacu na Wyspie w Łazienkach Królewskich w Warszawie, lub w nieco późniejszym dziele Marka Antokolsky’ego „Mefistofeles” (1884 r.). Niezależnie od bezpośredniego wzoru, „Wodnik” spotykał się z entuzjazmem, rzeźbę reprodukowano w wydawnictwach krajowych, a w 1938 r. nawet we francuskim „La Revue Moderne”. Niektórzy, oczyma
wyobraźni, nadawali mu formę monumentalną. „Niechby kto, posiadający park nad rzeką lub jeziorem, zechciał w nim mieć «Topiciela» pana Laszczki, wykutego w kamieniu i w monumentalnych rozmiarach!” – wzdychała Janina Kraków na łamach „Przeglądu Tygodniowego”, rzucając wyzwanie rodzimym mecenasom sztuki – „Czy wśród ludzi majętnych nie ma u nas miłośników sztuki? Czy nie ma nikogo pragnącego posiadać utwór prawdziwej artystycznej wartości i co więcej – pierwszy na tle rodzimej fantazji ludowej?” ( J. Kraków, op. cit., s. 9).
Wychodząc naprzeciw werbalizowanym dowodom uznania, w 1898 r. Laszczka wykorzystał motyw „Wodnika” w projekcie fontanny dla Warszawy. W zamyśle twórcy dzieło miało przybrać formę sadzawki z wodnikiem, wodnicami i figurką chłopca pławiącego konie. Sześć lat później wykonał do tego projektu postać wodnika w gipsie zabarwionym jednolicie na kolor ciemnozielony (w zbiorach Muzeum Mazowieckiego w Płocku), a w latach kolejnych powielał ją w gipsie, terakocie i drewnie. Statuetki te różniły się w szczegółach – rzeźbiarz eksperymentował z kolorami, a w zależności od przyjętej wersji ludowego przekazu artysta zakańczał nogi demona końskimi kopytami, łączył palce dłoni błoną, jak u płaza, pozostawiał go nagim lub ubierał w kapelusz i kapotę. Pieśni gminne nie są bowiem zgodne w opisie wyglądu wodnika. Mógł to być stwór wysoki i chudy lub przeciwnie: bardzo niski, lecz kształtem zawsze łudząco podobny do człowieka, od którego odróżniała go zielonkawa – jak to u topielców – barwa oślizgłej i zabłoconej skóry. Do rzadkości należały opowieści o wodnikach niezwykle urodziwych (inaczej niż w wypadku olśniewająco pięknych rusałek) – ich powierzchowność była zwykle równie odrażająca, jak charakter: wyłupiaste zielone oczy, płonące w starczo pomarszczonej twarzy, nieproporcjonalnie długie ręce, często żabie błony między palcami lub końskie kopyta zamiast stóp. Wodniki lubiły wygrzewać się na brzegu albo przesiadywać na wszelkiego rodzaju kładkach i mostkach, lecz kiedy oddalały się od zbiorników wodnych, zdradzały je pozostawiane wszędzie kałuże wody, ściekające z kapoty i kapelusza. Ostatnim z cyklu wodników Konstantego Laszczki była rzeźbiona w lipowym drewnie głowa o zgorzkniałym wyrazie twarzy. Oczerniany w ludowych powiastkach, w ujęciu rzeźbiarza-intelektualisty stawał się bliskim krewnym szatana-myśliciela o rodowodzie romantycznym. Agnieszka Skórska-Jarmusz
Spotkania z Zabytkami
1-2 2012 |
27