- Rozumiem - kiwnęła głową czarodziejka. - To nic strasznego. Jak dawno temu była ostatnia miesiączka? - Co też ty? - Angouleme poderwała się gwałtownie, płosząc kury. - Nic w tej podobie. Całkiem o co innego idzie! - Słucham więc. - Geralt chce mnie tu zostawić, gdy będzie wyruszał w dalszą drogę. - Och. - Mówi - prychnęła Angouleme - że nie wolno mu mnie narażać i temu podobne głupoty. A ja chcę z nim iść... - Och. - Nie przerywaj mi, dobrze? Ja chcę z nim iść, z Geraltem, bo tylko z nim się nie boję, że mnie Jednooki Fulko znowuż capnie, a tu, w Toussaint... - Angouleme - przerwał jej Regis. - Mówisz nadaremnie. Pani Vigo słucha, ale nie słyszy. Zbulwersowana jest tylko jednym: wyjazdem wiedźmina. - Och - powtórzyła Fringilla, odwracając ku niemu głowę i mrużąc oczy. - O czym to pan raczył napomknąć, panie Terzieff-Godefroy? Wyjazd wiedźmina? A kiedyż to on wyrusza? Jeśli można wiedzieć? - Może nie dziś, może nie jutro - odparł łagodnym głosem wampir. - Ale któregoś dnia na pewno. Nie urażając nikogo. - Nie czuję się urażona - odparła Fringilla zimno. - Oczywiście, jeśli to mnie miał pan na myśli. Wracając zaś do ciebie Angouleme, to zapewniam cię, że sprawę wyjazdu z Toussaint omówię z Geraltem. Gwarantuję ci, wiedźmin pozna moje zdanie w tej kwestii. - No, oczywiście - parsknął Cahir. - Skąd wiedziałem, że tak właśnie pani odpowie, pani Fringillo. Czarodziejka patrzyła na niego długo. - Wiedźmin - powiedziała wreszcie - nie powinien wyruszać z Toussaint. Nikt, kto dobrze mu życzy, nie powinien go do tego nakłaniać. Gdzie będzie mu tak dobrze, jak tutaj? Opływa w luksusy. Ma swoje potwory, na które poluje, zarabiając na tym całkiem nieźle. Jego druh i komiliton jest faworytem panującej tu księżnej, sama księżna też jest mu łaskawa. Głównie z tytułu tego sukkuba, który nawiedzał alkowy. Tak, tak, panowie. Anarietta, jak i wszystkie urodzone panie z Toussaint, są niezmiernie rade z wiedźmina. Sukkub bowiem przestał nawiedzać jakby nożem uciął. Panie z Toussaint złożyły się więc na specjalną premię, którą lada dzień wpłacą na konto wiedźmina w banku Cianfanellich. Pomnażając fortunkę, którą wiedźmin już tam uskładał. - Ładny gest ze strony pań - Regis nie spuścił oczu. - A premia zasłużona. Nie jest łatwo sprawić, by sukkub przestał nawiedzać. Może mi pani wierzyć, pani Fringillo. - I wierzę. A tak przy okazji, jeden z pałacowych strażników, jak twierdzi, widział sukkuba. Nocą, na blankach Wierzy Karoberty. W towarzystwie drugiego upiora. Jakby wampira. Oba demony przechadzały się, przysięgał strażnik, a wyglądały na zaprzyjaźnione. Wiecie coś może o tym, panie Regis? Potraficie wytłumaczyć? - Nie - Regisowi nie drgnęła nawet powieka. - Nie potrafimy. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom. - Bez wątpienia są takie rzeczy - kiwnęła czarną główką Fringilla. - Względem zaś tego, jakoby wiedźmin sposobił się do wyruszenia w drogę, wiadomo wam coś więcej? Mnie bowiem, widzicie, nic o takim zamiarze nie wspominał, a zwykł mówić mi o wszystkim. - No jasne - burknął Cahir. Fringilla zlekcewarzyła go. - Panie Regisie? - Nie - powiedział po chwili milczenia wampir. - Nie, pani Fringillo, proszę być spokojną. Wiedźmin nie darzy nas wcale większym afektem ani konfidencją niż pani. Nie szepcze nam do uszek żadnych sekretów, które kryłyby przed panią.