Niezwykłe wakacje w Rymanowie Zdroju

Page 1



Tekst Stanisław Roman Rysunki Inga Wendeker Korekta językowa Dominika Góra-Rygiel Autorzy zagadek Krzysztof Zięba, Agnieszka Niemczyk Skład komputerowy Agata Zahuta Projekt okładki Inga Wendeker

Realizacja wydawnicza Wydawnictwo Ruthenus – Rafał Barski ul. Łukasiewicza 49, 38-400 Krosno www.ruthenus.pl, e-mail: ruthenus@ruthenus.pl tel. 13 43 651 00 Wydano na zlecenie Gminnej Organizacji Turystycznej „Tabor” ul. Zdrojowa 40, 38-481 Rymanów Zdrój www.got-tabor.pl, e-mail: biuro_it@poczta.onet.pl tel. 13 43 57 190

ISBN 978-83-7530-241-7 Krosno 2013 © Gminna Organizacja Turystyczna „Tabor” Rymanów Zdrój 2013 © Stanisław Roman Rymanów 2013


Spis treści Kilka słów do Dzieci .................................................................. 5 Kilka słów do Rodziców ............................................................. 6 I. Początek wakacji w Rymanowie Zdroju .................................. 7 II. Dzieci poznają Pana Piotra ................................................. 10 III. Magiczna szklana kula ...................................................... 14 IV. Pierwszy sen, w którym pojawia się tajemnicza postać ....... 17 V. Wizyta w Hucie Szkła „Sabina” i pierwsze spotkanie z Jasiem Wędrowniczkiem ................................................... 20 VI. Pierwsza zagadka ............................................................. 24 VII. Magiczne Ciasteczko Piccolo............................................. 29 VIII. Wieczorne poszukiwania. Zagadka druga ........................ 34 IX. Upalny dzień i magiczne lustro .......................................... 41 X. Kraina Zabawy ................................................................... 48 XI. Wyprawa na Zamczysko .................................................... 51 XII. Spotkanie z Panią Grażynką ............................................. 59 XIII. Odszukajmy Pana Piotra................................................. 70 XIV. Wspólne spotkanie na pożegnanie, które było początkiem dalszego ciągu ............................................... 77



-

-

5


-

6


Cała historia zdarzyła się całkiem niedawno, kiedy to do Rymanowa Zdroju na wakacje przyjechało rodzeństwo – Tytus i Klaudia. Dzieci były w wieku przedszkolno-szkolnym. Dodać warto jedynie, że to Tytus był starszym bratem, który miał opiekować się swoją siostrzyczką Klaudusią, jak ją potocznie zwano. Rodzeństwo nie miało chęci na wyjazd do Rymanowa Zdroju, myśląc, że nie będą mieli co robić w tak małej miejscowości. Sami pochodzili z dużego miasta, które kiedyś było stolicą Polski. Po namowach i prośbach rodziców, którzy kiedyś już byli w tym uroczym zakątku, jakim jest Rymanów Zdrój, dzieci zgodziły się na wakacje w tym właśnie miejscu. Rodzinka zamieszkała w wynajętym domku pod lasem, całkiem blisko zdrojowego centrum. – Tytus, co my tu będziemy robić przez 3 tygodnie? – zapytała Klaudusia po wejściu do swojego małego, ale przytulnego pokoiku. – Nie wiem siostra – odpowiedział Tytus. – Mamy rowery, to trochę pojeździmy. No i rodzicom zrobimy przyjemność. Hmmm, sam nie wiem. Może wydarzy się cud, będzie brzydka pogoda i szybciej wrócimy do domu, do naszych znajomych. Ale pogoda zapowiadała się całkiem ładna przez najbliższe 3 tygodnie, przynajmniej tak twierdził znany i lubiany prezenter pogody, który również kiedyś odwiedził Rymanów Zdrój. 7



Po rozpakowaniu swoich rzeczy rodzinka postanowiła wyjść do zdrojowego parku, a później coś zjeść. Idąc parkowymi alejkami, dzieci odczuwały ogromną nudę, nic nie było w stanie ich rozśmieszyć. Wszelkie zachęty rodziców spełzły na niczym. Dookoła było dużo dorosłych, co niestety nie cieszyło naszych małych bohaterów. Po przejściu przez zdrojowy park rodzice postanowili zjeść pyszny obiadek w urokliwej restauracji o nazwie Zielony Domek. Tuż przed wejściem spotkali swoich dawnych znajomych i tak się tym zafascynowali, że zapomnieli o swoich pociechach, zostawiając dzieci na ławeczce przed Zielonym Domkiem.

9


Bardzo zasmucone, niemalże płaczące dzieci siedziały na drewnianej ławeczce i obserwowały przemieszczające się tłumy kuracjuszy. Nagle, ni stąd ni zowąd, pojawił się uśmiechnięty starszy Pan, który zapytał grzecznie, co jest powodem tak kiepskich humorów dzieci. Te nic nie odpowiedziały, ponieważ rodzice uczyli ich, aby nie rozmawiać z nieznajomymi. Ale tajemniczy Pan kontynuował: – Czemu jesteście tacy smutni? – zapytał. Dzieci nadal milczały. – Czy mogę usiąść obok Was – ponownie zapytał nieznajomy Pan. Dzieci kiwnęły głową, co miało oznaczać „TAK”. Pan usiadł obok dzieci i zaczął mówić: – Nazywam się Piotr, a wy? – Ja jestem Klaudia – odezwała się dziewczynka, zapominając o zakazie rodziców. – A to jest mój starszy brat Tytus. – Bardzo mi miło was poznać – powiedział Pan Piotr. – Co tutaj robicie w naszych pięknych stronach? – Heee, pięknych stronach – odezwał się nieco zły Tytus, któremu już nuda bardzo doskwierała. – Rodzice przywieźli nas tutaj na wakacje, ale tu jest potwornie nudno. Nie mam pojęcia, co będziemy robić przez następne 3 tygodnie. Rodzice już spotkali znajomych, a my??? Tu nie ma żadnych dzieci, z którymi moglibyśmy się pobawić – narzekał Tytus. 10



Na to Pan Piotr rzekł: – Kochane dzieci, Rymanów Zdrój to miejsce magiczne, tylko musicie otworzyć szeroko oczy i obserwować. Są tu także dzieci, które, tak jak wy, szukają przyjaciół. – Eee, głupoty jakieś Pan opowiada – odparł lekko złośliwie Tytus. – Wcale nie – odrzekł Pan Piotr, po czym sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej jakieś zawiniątko. Gdy je rozłożył, okazało się, że jest to stara mapa. – Ta mapa ukrywa skarb, który się tutaj znajduje – powiedział Pan Piotr. Jest bardzo stara, nawet ja nie pamiętam, skąd ją mam. – Skarb??? – ożywiły się dzieci. – Tak, ogromny skarb. Możecie go odnaleźć, macie w końcu całe 3 tygodnie, a to jest bardzo dużo czasu na poszukiwania – odrzekł Pan Piotr. – Suuuuuuper!!! – wykrzyknęła Klaudusia. Po czym dodała, z nieco smutną minką – ale… my nie mamy mapy. Na to Pan Piotr rzekł: – Ja wam pożyczę tę mapę. Oddacie mi ją, jak znajdziecie skarb. Zgoda? – Zgoda – uradowało się rodzeństwo. – Musicie wiedzieć jeszcze jedną rzecz – powiedział Pan Piotr. – Szukając skarbu, będziecie musieli odwiedzić wiele różnych miejsc, będzie też na was czyhać wiele niebezpieczeństw. Dam wam coś, co pomoże uchronić się przed nimi – i ze swojej torby, którą trzymał w ręce, wyciągnął dwie niewielkie butelki z magiczną wodą o nazwie Celestynka. – Ten napój doda wam sił przy pokonywaniu trudności. – Naprawdę??? – zapytały zdziwione dzieci. 12


– Tak, przekonacie się sami – odrzekł Pan Piotr. – I jeszcze jedno. Idźcie do kawiarni Piccolo, tam znajdziecie również coś, co się wam przyda. Aby to otrzymać, użyjcie hasła: PRZYGODA i … W tym momencie otworzyły się drzwi Zielonego Domku. Dzieci odwróciły się i zobaczyły swoich rodziców, którzy zauważyli, że dzieci zniknęły z ich oczu. Odetchnęli, zobaczywszy swoje pociechy siedzące na ławeczce z uśmiechniętymi minkami. – No i jak, zaczynają wam się podobać wakacje? – zapytał Tata. – Tak jakby – odparł Tytus. – To świetnie, chodźmy coś przekąsić, musicie być głodne – stwierdziła Mama. – Ok, tylko… – powiedziała, odwracając w kierunku Pana Piotra głowę Klaudusia, która chciała pożegnać się z niedawno poznanym, niezwykle sympatycznym Panem, ale jego już nie było na ławeczce.

13


Po późnym obiadku rozweselone już dzieci poczuły ogromne zmęczenie. Zastanawiały się nad tajemniczym Panem Piotrem, którego niedawno poznały i nad starą mapą, która podobno skrywała ogromny skarb. Rodzeństwo nie mogło doczekać się powrotu do przytulnego pokoiku, który na okres wakacji stał się ich domem. Koniecznie chcieli spokojnie przejrzeć mapę i sprawdzić w internecie wszystkie miejsca, które pokazywała mapa. – Klaudia, gdzie jest mój tablet? – zapytał Tytus, wchodząc do pokoiku. – Coooo??? – spytała Klaudia. – Przecież ty go pakowałeś do swojej walizki? – odrzekła siostra. – No co ty, mówiłem ci przecież, że ja już nie mam miejsca i żebyś ty go zapakowała!!! – krzyknął Tytus. – Oj, widocznie cię nie usłyszałam – odpowiedziała strasznie zmartwiona Klaudusia. – Czyli co??? – spytał Tytus. – Czyli nie mamy tableta i nie możemy sprawdzić miejsc, o których mówi mapa – odparła Klaudia ze łzami w oczach. W tym momencie do drzwi zapukała właścicielka domku, w którym mieszkała rodzinka. Pani Gertruda zapytała, czy coś się stało, bo słyszała krzyki i płacz. – Tak, stało się!!! Ta mała nie zabrała tableta i teraz nie możemy korzystać z internetu, a bardzo tego potrzebujemy, nie mamy łączności ze światem! – wykrzyknął Tytus. 14


– A po co wam jakaś tableta na wakacje? Boli was coś? Ja mam tabletki, czy jak to wolicie tablety – odparła Pani Gertruda. – Ale co ma tableta do interneta? – zdziwiła się właścicielka. – O matko!!! – westchnął Tytus. – Nic nas nie boli, a tablet to nie duża tabletka, tylko taki mały komputerek, na którym można grać w różne gry i korzystać z internetu. – Aha – odparła Pani Gertruda, która miała już swoje 80 lat, ale była kobietą w niezłej formie. – Jakby nie było, po co wam internet na wakacjach? – Musimy sprawdzić zagadki umieszczone na mapie i odnaleźć ukryty skarb – powiedziała Klaudusia. – Pan Piotr dał nam mapę – dodała. – Cicho bądź gaduło!!! – skarcił siostrę Tytus. Niech Pani jej nie słucha, ona plecie głupoty – dodał, mając nadzieję, że stara pani Gertruda uwierzy w jego słowa. Starsza Pani jednak uśmiechnęła się tylko i pod nosem powtórzyła słowa: – „Pan Piotr, stary dobry Pan Piotr”. – Co Pani powiedziała? – zapytał Tytus. 15


– A nic, nic takiego – odpowiedziała mu Pani Gertruda. – Posłuchajcie mojej rady. Połóżcie się dzisiaj spać, bo macie za sobą ciężki dzień, a jutro namówcie rodziców na wycieczkę do Rymanowa, do Huty Szkła „Sabina”. Tam wśród przepięknych, kolorowych przedmiotów znajdziecie kulę. Wszyscy mówią, że jest to ozdobny przycisk do papieru, ale ja wam mówię, że ta kula ma niezwykłą moc. Ona wam wskaże miejsca, które chcecie odnaleźć. Tylko nikomu nie mówcie o jej właściwościach. Sami zobaczycie.

16


Dzieci zastanowiły się nad słowami starszej Pani, ale były już tak zmęczone, że przyłożywszy głowy do poduszek, zasnęły niczym susły. Starsza Pani pokiwała siwą głową i uśmiechnęła się delikatnie. Poczuła pozytywną energię i nieopisaną radość z powodu pobytu dzieci pod swoim dachem. Rodzeństwu przyśnił się dziwny sen. Pojawiła się w nim zjawa starszej, bardzo przyjemnej Pani, ubranej jak nie z tej epoki. Pani o imieniu Anna opowiedziała im we śnie piękną historię o powstaniu małej miejscowości, w której obecnie spędzali wakacje. Powiedziała, że kiedyś tereny te były bardzo gęsto zalesione. Życie kwitło głównie w pobliskim miasteczku o nazwie Rymanów. Tam też znajdował się piękny dwór, w którym mieszkała Pani Anna. Pewnego razu podczas spaceru ze swoim mężem i dziećmi, jeden z jej synów dokonał niezwykłego odkrycia. Zobaczył źródełko, z którego wydobywała się krystalicznie czysta woda. Anna wraz z mężem rozpoczęli badania wody w celu ustalenia, czy nadaje się ona do picia. Okazało się, że woda zawiera dużo cennych minerałów. Jest ona zatem podstawowym bogactwem naturalnym tkwiącym w tej miejscowości, w niektórych przypadkach jest nawet życiodajna. – Woda ta pomoże wam odnaleźć to, czego szukacie – odrzekła na koniec zjawa Pani Anny.

17



Rankiem dzieci opowiedziały dziwny sen Pani Gertrudzie, która ponownie się uśmiechnęła i wyjaśniła im, że we śnie zobaczyły dawną właścicielkę dóbr rymanowskich, hrabinę Annę z Działyńskich Potocką. – Coś niesamowitego – wykrztusił z siebie Tytus. A o jakiej wodzie mówiła ta pani hrabina? – zapytał starszą Panią Gertrudę. – A co dał wam Pan Piotr? – tajemniczo odpowiedziała Pani Gertruda. – A skąd Pani wie, że coś nam dał? – szybko zareagował Tytus, którego zdziwiło pytanie starszej Pani, gdyż żadne z nich nie wspominało o prezencie od Pana Piotra. – Aaa, to jest już mój mały sekret – odpowiedziała Pani Gertruda, dodając – miejcie oczy szeroko otwarte. I wyszła z kuchni.

19


Po śniadaniu dzieci jak najszybciej chciały rozpocząć poszukiwanie skarbu. Nie znały jeszcze Rymanowa Zdroju na tyle dobrze, żeby móc odgadnąć zagadki. Pamiętały jednak słowa starszej Pani Gertrudy, która opowiedziała im o magicznej mocy szklanej kuli. Dzieci chciały jak najszybciej odwiedzić Hutę Szkła „Sabina”, żeby kupić tam ów niezwykły przedmiot, niezbędny do odnalezienia skarbu. Były bardzo zniecierpliwione i jak najszybciej chciały znaleźć się w Hucie Szkła. Nie mogły jednak zdradzić rodzicom swojego pośpiechu, gdyż wtedy mógłby wyjść na jaw ich sekret. Dzieci wpadły na pomysł, żeby namówić rodziców na wspólną wycieczkę do Rymanowa. Ci ucieszyli się z tej propozycji i chętnie wyruszyli w kierunku miasteczka. Szli pieszo, ponieważ chcieli spędzić więcej czasu ze swoimi dziećmi. Byli bardzo zadowoleni, że ich pociechy przestały się smucić i polubiły miejsce, za którym oni – rodzice – tak bardzo tęsknili. Tytus i Klaudusia dużo rozmawiali z Mamą i Tatą podczas spaceru do Rymanowa. W końcu zapytali, co to jest Huta Szkła „Sabina” – w ten sposób podstępnie chcieli sprowokować rodziców do odwiedzenia miejsca, w którym mieli dostać magiczne szklane kule. – „Sabina” to najlepsza huta szkła, jaką znam – powiedziała Mama. – Mają tam przecudne przedmioty, och… – rozmarzyła się. – Jeśli chcecie, sami możecie zobaczyć – zasugerowała. 20


– O tak, tak, Mamusiu, to świetny pomysł!!! –krzyknęły równocześnie dzieci. – To cudownie – odrzekła Mama, pytając jednocześnie Tatę, czy zabrał ze sobą pieniądze lub przynajmniej kartę kredytową, gdyż sama zamierzała wykorzystać sytuację i kupić sobie „coś” ze szkła. Tata przytaknął, choć wiedział, co się święci, gdyż Mama zawsze wydawała majątek na szklane gadżety, które, według Taty, niekoniecznie były w ich domu potrzebne. Ale cóż, wakacje to wakacje, pamiątki jakieś trzeba przywieźć do domu – pocieszył sam siebie. Po wejściu do sklepiku przy hucie, dzieci czym prędzej rozpoczęły poszukiwania magicznej szklanej kuli, o której mówiła Pani Gertruda. – Nie ma jej – powiedział Tytus, który szybko obejrzał wszystkie półki. – Jak to nie ma??? Musi tu gdzieś być!!! – powiedziała bardzo zmartwiona Klaudusia. – Jak mówię, że nie ma, to nie ma!!! – krzyknął na siostrę bardzo zdenerwowany Tytus. – Co my teraz zrobimy? – zapytała Klaudusia. 21


– Nie mam pojęcia – powiedział strasznie zmartwiony Tytus. W tym momencie rozległo się wołanie Mamy: – Zobaczcie, co mam!!! Jakie to śliczne!!! – Co takiego znowu??? – zapytały rozczarowane całą sytuacją dzieci. – Zobaczcie sami – powiedziała, dumna ze swojego odkrycia, Mama. – Do diaska!!! – wrzasnął Tytus. To jest to!!! Mamo, jesteś genialna!!! – Cooooo??? – zapytała zdziwiona Mama. Rozumiem, że też Ci się to podoba, synku. – Ooooo taaaak!!! – odparł niezwykle szczęśliwy Tytus. – Chcesz taką pamiątkę? – zapytała Mama. – Oczywiście, że chcę – odparł Tytus. – To super, że podobają Ci się szklane przedmioty tak jak mnie. W czasie, kiedy Mama z dziećmi buszowali po sklepowych półkach, Tata czekając na nich, spotkał ciekawego młodego człowieka o imieniu Jasiek. Po krótkiej rozmowie okazało się, że chłopak uwielbia wędrować, kocha piesze wycieczki i doskonale zna okolice Rymanowa i Rymanowa Zdroju. Poza tym szuka zajęcia na wakacje, bo chce zarobić sobie parę groszy na wycieczkę do Szkocji. Dodał również, że znajomi i przyjaciele nazywają go Jasiem Wędrowniczkiem. Usłyszawszy to, Tata wpadł na genialny pomysł, mianowicie poprosił Jasia Wędrowniczka, aby został opiekunem ich dzieci podczas pobytu w Rymanowie Zdroju, by on wraz z żoną mieli czas na skorzystanie z zabiegów sanatoryjnych. Chłopak chętnie przystał na propozycję Taty. 22


Po wyjściu ze sklepu Tata przedstawił Mamie i dzieciom Jasia Wędrowniczka. Na ucho szepnął żonie, że Jasio to fajny młody człowiek, który pomoże opiekować się dziećmi podczas ich pobytu w Rymanowie Zdroju. Początkowo Mama nie była przekonana do tego pomysłu, ale po chwili zastanowienia zgodziła się z Tatą.

23


Po powrocie z Rymanowa, dzieci zadowolone z faktu, że kupiły magiczną szklaną kulę, usiadły do obiadokolacji. Po posiłku miał zaopiekować się nimi Jaś Wędrowniczek, gdyż rodzice umówili się ze swoimi znajomymi w pizzerii Nikola. Dzieci początkowo niechętne były takiemu rozwiązaniu, bo chciały rozpocząć poszukiwania skarbu. Ale okazało się, że Jaś Wędrowniczek to równy gość i może pomóc w poszukiwaniach. Po wyjściu rodziców, gdy tylko zjawił się Jasiek, dzieci opowiedziały mu o tajemniczej mapie i tym wszystkim, co dotychczas ich spotkało. Jaś nie był zdziwiony tym opowiadaniem, jakby je już znał. Obiecał pomóc rodzeństwu w odnalezieniu skarbu, o którym mówił Pan Piotr. Wszyscy ochoczo otworzyli mapę i zaczęli czytać pierwszą zagadkę, która brzmiała:

24


Dzieci przeczytały zagadkę raz jeszcze i zapytały magiczną szklaną kulę, o co może w niej chodzić. Kula wskazała im obraz – piękny zdrojowy park, pośrodku którego stoi stylowy drewniany domek. Dzieci z zadowoleniem wzięły Jaśka za ręce i wybiegły z domu. Stara pani Gertruda widząc to, tylko wspaniałomyślnie pokiwała głową. Przemierzając ścieżki zdrojowego parku, dzieci dotarły do budynku, który widziały w swojej magicznej szklanej kuli. Była to zdrojowa pijalnia wód mineralnych, wokół której kręciło się sporo osób. Rodzeństwo weszło do środka, gdzie zobaczyło wesołą gromadkę dzieci pijących wodę z niezwykłych kubeczków. Podeszły do Pani, która nalewała wodę i zapytały, gdzie można dostać takie piękne kubki. Pani uśmiechnęła się tylko i podała dzieciom dwa kubki, trzeci zostawiając dla znajomej twarzy Jasia Wędrowniczka. – Ile płacimy? – zapytała Klaudusia. – Ależ nic, moja droga – odpowiedziała Pani. – To są kubeczki radości, otrzymuje je każdy z naszych gości. Pijąc z nich, będziecie zawsze weseli i radośni. Zaśmiała się i puściła oczko do dzieci. – Naprawdę??? – nie mogła uwierzyć Klaudusia. – Tak właśnie będzie – przekonasz się wkrótce sama. – W takim razie bardzo Pani dziękujemy – powiedziała dziewczynka i spojrzała za siebie. Spostrzegła, że patrzy się na nią mała blondyneczka o pięknych 25


błękitnych oczach, która miała bardzo smutną minkę. Dziewczynka była nieco młodsza od Klaudusi, której zrobiło się strasznie szkoda małej blondyneczki. Bez chwili zastanowienia podeszła do niej i zapytała: – Cześć, jak masz na imię? – Lenka – odparła mała dziewczynka. – Jakie ładne imię – powiedziała Klaudusia, po czym dodała: A co tutaj robisz sama? – Czekam na babcię, ona zaraz wróci, poszła tylko kupić gazetę – powiedziała mała Lenka. – Aha, rozumiem. A czemu jesteś taka smutna? – znów zadała pytanie Klaudusia. – Bo wszyscy się śmieją i mają takie ładne kubeczki – powiedziała Lenka. – Ty też możesz taki mieć – odparła Klaudusia i bez zastanowienia podała Lence swój kubeczek. – Naprawdę mi go dajesz? – zapytała już rozweselona Lenka. – Tak, naprawdę. To kubek radości, od dziś, gdy będziesz z niego piła, będziesz zawsze uśmiechnięta i radosna – powiedziała siostra Tytusa. – Dziękuję bardzo – odrzekła mała Lenka. W tym momencie nadeszła babcia Lenki, trzymając w ręce gazetę. Wzięła wnuczkę za rączkę i już miały odejść, ale Lenka odwróciła się jeszcze i zapytała: – A jak ty masz na imię? – Klaudia, dla przyjaciół Klaudusia. Przyjechałam tu na wakacje z rodzicami i bratem. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 26


– Pa pa, do zobaczenia – zdążyła powiedzieć Lenka, zanim zniknęła z babcią za jednym ze straganów z pamiątkami, które stały nieopodal pijalni. Pani z pijalni widząc całą sytuację, wzruszyła się bardzo i zawołała Klaudusię. – Masz bardzo dobre serduszko, bo podzieliłaś się czymś, co było dla Ciebie ważne i wyjątkowe. Dlatego dostaniesz jeszcze jeden zaczarowany kubek radości – powiedziała i dała kubek małej Klaudii. 27


– Dziękuję Pani bardzo – rzekła uradowana dziewczynka. – Chodźcie już! – zawołał po chwili Jaś Wędrowniczek. – Chwila, chwila, a co z naszym skarbem? Przecież to była zagadka, która miała nas doprowadzić do skarbu, a my nic nie znaleźliśmy – krzyknął Tytus. – Mylisz się, drogi przyjacielu – rzekł Jaś Wędrowniczek. – Jak to? Naprawdę nic tu nie było! – zawtórowała Klaudusia. – Tu znaleźliście coś bardzo ważnego, ale zrozumiecie to dopiero po odkryciu pozostałych zagadek – to zabrzmiało tajemniczo, ale tym bardziej zaciekawiło naszych bohaterów.

28


Dzieci wraz z ich opiekunem Jaśkiem poczuły lekki głód i postanowiły przekąsić pyszna pizzę w kawiarni Piccolo. Jak tylko weszły do kawiarni, poczuły bardzo przyjemny zapach świeżego jedzenia i szybko zamówiły ogromną pizzę. Czekając na swoje jedzonko, zobaczyli wchodzącą do kawiarni grupkę dzieci, którą wcześniej widziały w pijalni. Dzieci rozejrzały się dookoła, ale nie było już wolnych miejsc i trochę się zasmuciły, kierując swoje kroki ku wyjściu. Wtedy Tytus, który wraz z siostrą oraz ich opiekunem siedział przy dużym stoliku, wstał i zaproponował, żeby dzieci przysiadły się do nich, na co te z radością przystały. – Siadajcie, miejsca jest dla wszystkich – powiedział Tytus. – Serio? – zapytał zdziwiony chłopczyk, który, jak się po chwili okazało, miał na imię Michałek. – Wielkie dzięki. Jesteśmy bardzo głodni, a tu już nie było wolnych miejsc. Michałek zawołał ruchem ręki swoich przyjaciół: Krystka, Lilkę i Andżelkę. – Siadajcie – powiedział Michałek do swoich przyjaciół. – Możemy przysiąść się do… – No właśnie, do kogo? – zastanowił się Michałek, gdyż zdał sobie sprawę, że nie zna imion osób, które zaproponowały mu miejsce przy stoliku. Postanowił zatem grzecznie przedstawić siebie i swoich przyjaciół. Siadając do stolika, Michałek bardzo grzecznie powiedział. – Jeszcze raz bardzo wam dziękujemy za to, że pozwoliliście nam usiąść przy waszym stoliku. Ja nazywam się Michał, a to są moi przyjaciele: Krystian, Andżelka i Lilka. 29



– Świetnie – powiedział Tytus, jednocześnie przedstawiając siebie oraz swoich towarzyszy – siostrę Klaudię oraz ich opiekuna Jaśka. – Skąd jesteście i co tu robicie? – zapytał Michałek. – Przyjechaliśmy na wakacje z rodzicami. Chętnie zaprzyjaźnimy się z wami – powiedział Tytus. – To super – energicznie odparł Michałek. My też mamy wakacje, ale nigdzie się nie wybieramy i jest nam trochę… jakby to powiedzieć… nudno. Razem może będzie weselej, bo im więcej fajnych ludzi, tym fajniejsza zabawa. Wszyscy zgodzili się z tym, co powiedział nowy kolega. Dzieci rozmawiały, a po chwili Pani Małgosia przyniosła do stolika 2 ogromne pizze. Za nią Pani Kasia podała zamówione soki. W tym momencie Tytus przypomniał sobie słowa tajemniczego Pana Piotra, żeby w kawiarni Piccolo powiedzieć Pani Małgosi lub Pani Kasi hasło: PRZYGODA i … Pan Piotr nie dokończył, bo zjawili się rodzice. Nie czekając ani chwili, Tytus wykrzyknął: PRZYGODA!!! Pani Małgosia odwróciła się do dzieci i z uśmiechem na twarzy powiedziała: – Widzę, że znacie tajemne hasło, które poznało niewiele osób. Jak zjecie, zawołajcie mnie, coś wam powiem. Te słowa Pani Małgosi wzbudziły zainteresowanie wszystkich naszych bohaterów, tym bardziej, że część z nich nie wiedziała kompletnie, czego dotyczy zagadka. – O co chodzi z tą PRZYGODĄ? – zapytał Krystek. – Wiesz… – zawahał się Tytus. – Możesz im powiedzieć, to nasi nowi przyjaciele – powiedziała Klaudusia. 31


– Ok, a więc… – i Tytus opowiedział towarzyszom całą historię z tajemniczym Panem Piotrem i mapą, która skrywała skarb. – Wow, super sprawa – rzekła Lilka. Możemy wam pomóc szukać skarbu, jeśli tylko chcecie. – Pewnie, że chcemy – powiedział Tytus, sięgając po ostatni kawałek pysznej pizzy. Pani Małgosia, która bacznie obserwowała dzieci, podeszła w końcu do stolika. – Kochani – powiedziała – to, co wam teraz powiem, jest ogromną tajemnicą. Zna ją tylko nieliczna grupa osób. Zapewne spotkaliście się z Panem Piotrem, który dał wam tajemniczą starą mapę mającą doprowadzić was do skarbu. Dzieci zgodnie pokiwały głowami, co miało oznaczać „TAK”. – No więc właśnie – kontynuowała Pani Małgosia – szukając skarbu, napotkacie niebezpieczeństwa, ale nie obawiajcie się ich. Ja dam wam coś, co pomoże wam pokonać te niebezpieczne sytuacje. Mówiąc to, położyła na stół niewielkie ciasteczko. – Co to jest? – zapytały zdziwione dzieci. – To magiczne ciasteczko Piccolo. Ono wam pomoże – odrzekła Pani Małgosia. – Ale jak? – zapytała zdziwiona Andżelka. – Jak tylko znajdziecie się w niebezpieczeństwie, ugryźcie ciasteczko, a nabierzecie wyjątkowej siły i mocy. 32


– A jak je zjemy całe, to co wtedy? – zapytał tym razem zdziwiony Jaś Wędrowniczek, opiekun dzieci. – Ciasteczka nie można zjeść. To jest takie niekończące się ciasteczko. Miejcie je zawsze przy sobie. W tej chwili Pani Małgosia dała każdemu po magicznym ciasteczku. – Dziękujemy Pani bardzo – grzecznie odpowiedziały dzieci, wzięły swoje ciasteczka i opuściły restaurację. Pani Małgosia pomachała do nich, życząc im powodzenia.

33


Po wyjściu z Piccolo dzieci usiadły w altanie znajdującej się w pięknym o tej porze roku zdrojowym parku i rozłożyły starą mapę. Odczytały na niej następującą wskazówkę:

Po wspólnym, kilkakrotnym odczytaniu tajemnej wiadomości, dzieci nie miały pojęcia, o jakim miejscu mówi zagadka. Postanowiły zapytać magicznej szklanej kuli. Ta pokazała dzieciom miejsce wśród lasów, piękną polanę z drewnianymi postaciami. Zobaczywszy to, Jaś Wędrowniczek rozpoznał miejsce, które wskazywała kula. – Znam to miejsce, wiem jak tam dotrzeć – rzekł Jaś. – To super, idziemy tam! – krzyknęły radośnie dzieci. – To nie takie proste, zbliża się wieczór, a wy musicie iść do domu, bo rodzice będą się o was martwić – powiedział Jaś. 34



– Możemy wrócić o 20.00, więc mamy jeszcze trochę czasu, na pewno zdążymy. Wykorzystajmy piękną pogodę i idźmy w to nieznane miejsce. – Skoro nalegacie, to chodźmy – dał namówić się Jasiek. I grupa przyjaciół wyruszyła drogą w kierunku sanatorium Maria, następnie minęła Leśniczówkę, aż weszła w głąb lasu. Las wydawał się bardzo tajemniczy tego popołudnia, co nie było normalne. Nawet Jaś Wędrowniczek, podróżnik, czuł się nieswojo w tych okolicznościach, nie chciał jednak pokazać dzieciom, że coś jest nie tak. Wtem zerwał się silny wiatr, nagle pociemniało, niebo zakryły złowrogie chmury. Wszyscy bardzo się przestraszyli, jednocześnie brnęli dalej w głąb lasu, gdyż chcieli znaleźć miejsce, do którego się wybrali. Nagle wiatr okazał się tak silny, że musieli przystanąć pod dużym drzewem. Było coraz ciemniej. Dzieci ogarnął strach. Potęgowały go dziwne odgłosy dochodzące z lasu. – Chooo choooo – grzmiały odgłosy. Nasi bohaterowie chwycili się za ręce i przytulili do siebie. – Co my teraz zrobimy? – wyszeptała przerażona Andżelka. – Nie wiem – odpowiedziały cichutko dzieci. – Strasznie mi zimno – powiedział Michałek. – Mnie też – dodał Tytus. W tym momencie przed dziećmi pojawiły się trzy białe postacie, wyglądające jak zjawy. Unosiły się lekko nad ziemią i wydawały te wszystkie przerażające odgłosy. – Dokąd to??? – grzmiały złowieszczym głosem białe postacie. 36


– Pewnie szukacie skarbu, ale my wam nie pozwolimy wejść na nasze terytorium. Skarb jest nasz. Trzęsące się ze strachu dzieci zaczęły obwiniać się wzajemnie o to, czyim pomysłem było pójście w poszukiwaniu skarbu. Nie trwało to jednak długo, ponieważ Tytus przypomniał sobie o magicznym ciasteczku Piccolo. Zaproponował ugryzienie kawałka ciasteczka, które miało chronić dzieci przed czyhającymi na nich niebezpieczeństwami. Wszystkie dzieci zgodnie wyciągnęły i ugryzły ciasteczko i w tym momencie… zniknęły. Zjawy były bardzo zdziwione całą sytuacją. – Co to się podziało? – zapytała pierwsza zjawa. – Nie mam pojęcia – odparła druga z nich. – Eee, chodźmy straszyć gdzie indziej, bo dziś już nic tu po nas – powiedziała trzecia. Nasi bohaterowie widzieli miny zjaw i słyszeli ich rozmowę, ponieważ cały czas stali pod drzewem, tylko byli niewidoczni, a to dzięki ciasteczku Piccolo, które w ten sposób uchroniło ich przed złymi zjawami. Niewidzialne dzieci zdecydowały się pójść w kierunku wskazanym przez magiczną szklaną kulę. Jako że niebezpieczeństwo już minęło, pogoda znów zrobiła się słoneczna i mimo późnego popołudnia, było całkiem widno. Po niedługiej chwili wszyscy dotarli na miejsce zwane Wołtuszową, gdzie na cerkwisku zobaczyły postacie wcześniej widziane w kuli. – Jesteśmy na miejscu – rzekł opiekun dzieci. 37



– Usiądźmy na ławeczce – zaproponował Michałek. – Dobry pomysł – zgodziły się dzieci. – No i gdzie ten skarb? – zapytał Tytus. – W sumie to nie wiem – odparła Klaudusia. – Rozejrzyjmy się trochę – powiedział Krystian. – Trochę się boję – powiedziała Andżelka. – Nie ma czego, przecież jesteśmy niewidzialni – powiedziała Lilka. – No właśnie, jesteśmy niewidzialni. Ale jak możemy znowu stać się widzialni? – zapytał strapiony Michałek. – Hmmm, dobre pytanie – odparła Klaudusia. – Może napijmy się naszej czarodziejskiej wody – Celestynki? – zaproponował Tytus, wyciągając z plecaka wodę. – Napijcie się – podał wodę wszystkim przyjaciołom. – Znowu nas widać, huuuuraaaa! – krzyknął Michałek. Ale fajowa ta woda i jaka smakowita – dodał. Zaraz po tym jak dzieci ponownie odzyskały swoje kształty, zza krzaków wyskoczył dziki zwierz. Przypominał ogromnego kota. – O jejku, za szybko staliśmy się widzialni! – krzyknęła ze strachu Klaudusia. – Spokojnie – ludzkim głosem, nieco ospale, rzekł zwierz. – Jestem Ryś Karpacki, egzemplarz limitowany. – Nie bójcie się mnie. Znam te tereny bardzo dobrze i jak tylko chcecie, opowiem wam pewną historię. – Tak, bardzo chcemy – odpowiedziały zgodnie dzieci.

39


I Ryś Karpacki rozpoczął swoją historię: – Dawno temu tereny te porastał gęsty las, w którym żyło mnóstwo dzikich zwierząt. Z czasem dotarli tu ludzie, którzy wybudowali w tym miejscu swoje domy. Ciężko pracowali, żeby się tu osiedlić. Ludzie ci zwani byli Łemkami zaś miejsce, w którym zamieszkali – Wołtuszową. Ich losy po drugiej wojnie światowej były bardzo smutne. Zostali wysiedleni, a cały dorobek ich życia został spalony. Teraz w miejscu, gdzie mieszkali Łemkowie, stoją te oto drewniane figury, które mają nam przypominać o tych dobrych i pracowitych ludziach. – Ale niesamowita i ciekawa historia – powiedziały zgodnie dzieci. – Naprawdę fascynująca – dodał Jaś Wędrowniczek. – Rysiu Karpacki, bardzo Ci dziękujemy. Niestety jest już późno i musimy wracać do naszych domów, ale mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy – powiedziały dzieci. – Też mam taką nadzieję – odparł Karpacki Ryś.

40


Następnego dnia Tytus i Klaudusia obudzili się bardzo wcześnie. Dzień był niezwykle upalny. Rodzeństwo było bardzo podekscytowane. Na godzinę 10.00 umówili się ze swoimi nowymi przyjaciółmi w parku nad Czarnym Potokiem. Rodzice jednak chcieli wyjść z Tytusem i Klaudią na basen do urokliwego pensjonatu Szajna SPA, ale dzieci miały już inne plany. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń, powiedziały rodzicom, że chętnie zostaną w taki upał w domu, a rodzice jeśli chcą, mogą pójść sami. Zachowanie dzieci troszkę zdziwiło rodziców, ale Tata bardzo chciał wskoczyć do basenu, Mama zaś miała zamiar skorzystać z czekoladowego zabiegu odmładzającego. Dlatego nie trzeba było rodziców długo prosić i wyruszyli do Szajna SPA. Gdy dzieci zostały już same, zdecydowały, że biegiem wyruszą na umówione miejsce spotkania. Wszyscy przyszli punktualnie. Na miejscu już czekał na nich Jaś. Dzieci rozłożyły starą mapę i przeczytały kolejną zagadkę. A brzmiała ona tak:

41


odzew

Nie zastanawiając się, dzieci wyciągnęły magiczną szklaną kulę, która pokazała im piękny obiekt. Natychmiast wszyscy rozpoznali w nim Kasztanowy Dwór. Tam też skierowali swoje kroki. W tak upalny dzień w Kasztanowym Dworze było bardzo dużo osób pijących soki w restauracji. Grupa weszła do środka. Wewnątrz przywitała ich bardzo miła Pani recepcjonistka. Dzieci rozejrzały się dookoła, ale nie spostrzegły niczego, co mogłoby ich zaciekawić. W pewnym momencie Klaudusia krzyknęła: – Cześć Lenka, co tutaj robisz? Okazało się, że w Kasztanowym Dworze była poznana kilka dni wcześniej mała blondyneczka o imieniu Lenka. – Cześć – odpowiedziała radośnie mała dziewczynka. Przyszłam z babcią na lody. Babcia spotkała tutaj swoją koleżankę, a ja czekam na swoją porcję lodów. – Może pobawisz się z nami? – zaproponowała Lence Klaudusia. – Bardzo chętnie, tylko muszę zapytać babci – odparła Lenka i poszła porozmawiać z babcią. Po chwili przybiegła jeszcze bardziej radosna, mówiąc: 42


– Babcia pozwoliła mi pobawić się z wami, ale nie mogę wychodzić z budynku. – Super – odparła Klaudusia, po czym przedstawiła Lenkę reszcie towarzystwa. – Pamiętajcie, po co tu jesteśmy – powiedział Tytus. Mamy znaleźć skarb. – Wiemy, wiemy, ale strasznie tu gorąco – odrzekła Lilka. W tym momencie Michałek z Lenką spojrzeli na ścianę z dużym lustrem, które dziwnie mrugnęło do dzieci. Spojrzeli na siebie z niedowierzaniem, po czym ponownie przenieśli wzrok na lustro, a to znów mrugnęło do nich. – Do diaska, co się dzieje? Z tego upału mam przywidzenia – zamamrotał sam do siebie Michałek. Siedząca na recepcji miła Pani spojrzała na dzieci i odrzekła do Michałka: – Mój drogi, to nie są upalne zwidy. Podejdź do lustra. Michałek zrobił tak, jak mówiła Pani. Lustereczko wówczas szepnęło chłopczykowi, że jeśli chce, może zabrać dzieci w bardzo ciekawe miejsce, gdzie nie będzie upału. Michałek ogromnie zaciekawiony zgodził się i zawołał resztę przyjaciół. Wszyscy stanęli przed lustrem, które otworzyło się i dzieci przeszły na drugą jego stronę. – Oj, ale numer, jesteśmy po drugiej stronie lustra – wyszeptał strasznie zdziwiony Jaś Wędrowniczek. Reszta przyjaciół była podobnie zaskoczona całą sytuacją. Po drugiej stronie lustra była zima. Zrobiło się mroźno. Wszędzie leżał śnieg, ale jednocześnie świeciło słońce. Nagle dzieci usłyszały odgłosy jakby 43



sporej gromady innych dzieci. Poszły więc w kierunku dochodzących dźwięków. Po chwili znaleźli się w niewielkiej miejscowości, w której cała gromada wesołych dzieciaków jeździła na nartach. Do naszych bohaterów podeszło dwóch przemiłych Panów – Pan Daniel i Pan Bogdan. – Cześć, witamy was w Puławach na wyciągu Kiczera – powiedział Pan Daniel. – Chcecie pozjeżdżać na nartach? – zapytał Pan Bogdan. Nie zastanawiając się wiele, dzieci bardzo chętnie przystały na propozycję. – Ale ja nie umiem jeździć na nartach – za smutkiem powiedział Krystek. – Ja też nie – dodał Michałek. – W sumie ja też nie umiem – zawtórowała Andżelka. – Nic nie szkodzi, my was nauczymy. Mamy tu wspaniałych nauczycieli, którzy pokażą wam, jak należy zjeżdżać na nartach, więc się nie martwcie – pocieszył dzieci Pan Bogdan. A teraz chodźcie zmienić strój na bardziej odpowiedni – dodał. Dzieci z Panem Danielem i Panem Bogdanem poszły do szatni. Tam dostali narciarskie stroje, całe wyposażenie i poszli na wyciąg. Zabawa na śniegu trwała dość długo. Nagle Lenka przypomniała sobie, że przecież na nią czeka babcia, która może się już zamartwia, gdzie jest jej wnuczka. Pomyślawszy o tym, Lenka zapytała: – A jak my teraz dostaniemy się do domu? Ja muszę wracać do babci. – Oj, nie pomyśleliśmy o tym, żeby zapytać magiczne lustro, jak można wrócić do Kasztanowego Dworu – powiedział Jaś Wędrowniczek. 45


Rozmowę dzieci usłyszał Pan Bogdan, który podszedł do nich i powiedział: – Nie martwcie się. Dam wam coś, co pomoże wam wrócić do domu. I wręczył dzieciom ołówek. – Przecież to zwykły ołówek – powiedział Tytus. – Po części masz rację – odrzekł Pan Bogdan. – To jest ołówek, ale nie można nazwać go zwykłym. To, co nim narysujesz, zmaterializuje się. – Coo??? Co się zrobi??? – zapytał Michałek. – Zmaterializuje się – powtórzył Pan Bogdan – czyli stanie się, jakby to powiedzieć, prawdziwe. Jaś Wędrowniczek, jako że był najstarszy i opiekował się grupą, wpadł na świetny pomysł. Wziął ołówek do ręki i narysował lustro. – I o to chodziło – powiedział zadowolony z siebie Jasiek. Możemy przejść na drugą stronę. – Dziękujemy bardzo Panie Bogdanie – krzyknęła wesoła gromadka i przeszła na drugą stronę lustra. Po chwili dzieciaki znów znalazły się w Kasztanowym Dworze, gdzie uśmiechnięta Pani recepcjonistka poprosiła ich do siebie. 46


– Mam coś dla was – powiedziała, wręczając dzieciom pięknie pachnące kule. – To są kule kolorowych snów – jak czujecie, że macie jakiś problem, którego nie możecie rozwiązać, przed snem wykąpcie się w tej kuli, a przyśni się wam odpowiedź na nurtujące was pytanie. – Serio??? Nie żartuje Pani? – z niedowierzaniem zapytał Krystek. – Naprawdę – odrzekła miła Pani recepcjonistka. – Dziękujemy Pani bardzo. – Nie ma za co! – odparła kobieta. – Aha, mam dla was jeszcze coś, a tak właściwie dla waszych mam – i podała dzieciom pudełeczko z napisem Celestin. – A to jest co? – zapytały dzieci. – To krem o niezwykłych właściwościach. Likwiduje wszelkie oznaki zmęczenia i przywraca skórze witalność. Zobaczycie, wasze mamy będą bardzo zadowolone. – A niech to!!! – powiedziała Lilka. To rewelacyjny prezent dla mojej mamy, której właśnie skończył się krem do twarzy. – Musimy już iść. Do widzenia Pani – powiedziały dzieci, wychodząc. Cześć Lenka i do zobaczenia – pożegnały także Lenkę, która grzecznie wróciła do babci.

47


Następnego dnia grupa przyjaciół umówiła się na spotkanie przy zdrojowej altanie. Usiedli na ławeczce i otworzyli starą mapę, aby odczytać kolejną zagadkę mającą doprowadzić je do ukrytego skarbu. Zagadka brzmiała:

Tym razem dzieci same rozszyfrowały zagadkę, bez pomocy magicznej szklanej kuli. Prędko pobiegły w kierunku Śliwkowej Krainy, mijając zdziwionych kuracjuszy siedzących i jedzących pyszne gofry w barze Pod Dębem. Jak tylko minęły korty tenisowe, wpadły na plac, gdzie powitał je uśmiechnięty Pan Tomek. – Cześć, gdzie tak się śpieszycie? – zapytał. 48


– My, my… – nie mogła z siebie wykrztusić Andżelka. – My musimy dostać się do środka – dokończył Tytus. – Nie ma sprawy, wchodźcie – powiedział radośnie Pan Tomek. Stojący obok Jaś Wędrowniczek wyciągnął sakiewkę i chciał zapłacić wstęp Panu Tomkowi. – Spoko, wchodźcie, a za te pieniądze kupcie sobie gofry, mają naprawdę pyszne w barze Pod Dębem – powiedział właściciel. – Wielkie dzięki, nie mamy za wiele pieniędzy, a gofry faktycznie wyglądały smacznie – powiedział Jaś Wędrowniczek i wszedł do środka. Szybko rozejrzał się dookoła, ale wesoła gromadka, której pilnował, rozpierzchła się gdzieś. Lilka z Michałkiem zjeżdżali z dużego dmuchawca, Klaudia, Krystek i Andżelka przewracali się radośnie w morzu kolorowych kulek. Tylko Tytus siedział na ławce i bacznie obserwował cały teren Śliwkowej Krainy. Zobaczywszy go, Jaś Wędrowniczek zapytał: – A Ty się nie bawisz? – Nie, rozglądam się – odpowiedział mu poważnym głosem Tytus. – Widzę właśnie – powiedział Jaś Wędrowniczek. – Pewnie zastanawiasz się nad tym, nad czym i ja myślę – dodał. – Czyli nad czym? – zapytał zdziwiony nieco Tytus. – No jak to nad czym? – powiedział opiekun. – Nad tym, gdzie jest ukryty skarb – dodał całkiem poważnym tonem. – Ano właśnie – odpowiedział mu Tytus. – Właśnie nad tym myślę i nie wydaje mi się, żeby tu coś było ukryte. 49


– Sam nie wiem – z niepewnością w głosie powiedział Jaś. – Może jednak coś tu jest. Spójrz na naszych towarzyszy, jaką są zgraną paczką – rzucił mimochodem. – To fakt, dzieciaki świetnie się dogadują – przytaknął Tytus. W tym momencie ich rozmowę przerwał uśmiechnięty Pan Tomek, który przyniósł dzieciom pyszne kiełbaski z rożna.

50


Dzieci spędziły w Śliwkowej Krainie pół dnia. Nie były głodne, bo najadły się smacznymi kiełbaskami, a w planie miały jeszcze skosztowanie polecanych gofrów. Stwierdziwszy, że tu nie ma ukrytego skarbu, ponownie wyciągnęły starą mapę, aby przejść do następnej zagadki, która brzmiała:

(zagadka oparta na legendzie spisanej przez Pana Adama Śliwkę, pełna treść legendy na: www.woltuszowa.pl)

Grupa przyjaciół nie miała bladego pojęcia, o jakie miejsce może chodzić w zagadce. Nie zastanawiając się wiele, Tytus wyciągnął z plecaka magiczną szklaną kulę, która pokazała las i wysoką wieżę. Dzieci nie rozpoznawały jednak tych miejsc. Nawet Jaś Wędrowniczek nie był w stanie odgadnąć, o jakim miejscu jest mowa w zagadce. Przyjaciele poprosili kulę o dokładniejszy opis miejsca. Kula wskazała coś, co było znane Jaśkowi Wędrowniczkowi – wieżę telewizyjną. 51


– Już wiem, gdzie to jest! – wykrzyknął uradowany Jaś. – Naprawdę??? – ucieszyły się dzieci. – Tak, ale to bardzo daleko stąd – powiedział z nieco już zasmuconą miną chłopak. Pan Tomek, który obserwował całą sytuację, podszedł do naszej gromadki i powiedział ni stąd ni zowąd: – Możecie polecieć tam na latającym dywanie. – Co takiego? Przecież latające dywany nie istnieją – powiedział zdziwiony Michałek. – Teoretycznie nie istnieją, ale wy macie coś, co może sprawić, że za chwilkę dywan będzie na miejscu – odpowiedział Pan Tomek. – Hmmm, co to może być takiego? – głośno pomyślała Lilka. – Wiem, wiem!!! – radośnie wykrzyknął Krystek. Mamy przecież zaczarowany ołówek, przecież możemy narysować nim latający dywan – dodał dumnym głosem. – No przecież!!! – radośnie wykrzyknęły dzieci. Jaś Wędrowniczek żwawo wyciągnął ze swojego plecaka ołówek, który podarował im Pan Bogdan na Puławach i namalował duży, kolorowy dywan. Nasi przyjaciele usiedli na dywanie, który uniósł ich nad Śliwkową Krainą w kierunku zagadkowego miejsca z wieżą. Na pożegnanie pomachali Panu Tomkowi, który jak zwykle z uśmiechem, pożegnał przyjaciół. – Wow, ale wspaniałe widoki! – powiedział Michałek – Tak, są naprawdę super. Nie zdawałam sobie sprawy, że mieszkamy w takim pięknym miejscu – dodała Andżelka. 52



To prawda, widoki są naprawdę przepiękne – zgodził się z nimi Tytus. Lot trwał dłuższą chwilę. Nagle Klaudusia krzyknęła: – Uważajcie, drzewo. Na ich drodze pojawiło się ogromne drzewo, którego nie dało się już ominąć. Dywan spadł na ziemię, w samym środku lasu, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. – Oj, ale się zagapiliśmy! – powiedziała Lilka. – Wszyscy cali i zdrowi? – zapytał Jaś, chcąc upewnić się, że wszystko jest porządku. Otrząsając się z liści, dzieci usłyszały cichutkie sepleniące głosy, mówiące coś z niebywałym oburzeniem. – Co się dzieje??? – Cyje to nogasy walnęły w nase domasy??? – To chyba jakieś głuptasy!!! – Co za kataklism, domasy zniscone, wsystko stlacone!!! – Olaboga jaka tlwoga!!! Wołały dziwne ciche głosy. Dzieci rozejrzały się dookoła, ale nikogo nie zauważyły. Były bardzo zdziwione. W tym momencie Michałek spostrzegł, że but mu się rozwiązał i kucnął, żeby zawiązać sznurówkę. – O kurcze, co to takiego?! – wykrzyknął bardzo zdziwiony. – O czym mówisz? – zapytała Klaudusia? – Zobaczcie sami – powiedział Michałek. Wszyscy schylili się, żeby zobaczyć, o czym mówi Michałek. 54


– O kurcze pieczone, co to takiego?! – krzyknął Tytus pełen zdziwienia. Oczom zebranych ukazały się stworzonka wielkości małego grzybka przemieszczające się pod paprociami, których była tu cała masa. – Jesteśmy Paplociaki i my tu mieskamy – stworzonko powiedziało sepleniącym głosem. – Kto jesteście??? – zapytał z niedowierzaniem Krystek. – Nie słysys, Paplociaki jesteśmy i tu mieskamy – usłyszeli ponownie. – Zniscyliście nase domasy psez te wielkie wase nogasy – zdenerwowane stworzonko kontynuowało, krzycząc na dzieci. – My, my… my bardzo przepraszamy, nie chcieliśmy nikomu zrobić krzywdy. Zahaczyliśmy o drzewo i mieliśmy wypadek. Nasz latający dywan stracił równowagę i spadliśmy niechcący, jak się okazuje na was – powiedział Jaś Wędrowniczek. – Tak, tak wsyscy tak gadają. Tseba było kielować lepiej tym dywanem, a nie niscyć nam nase domasy, wy głuptasy – krzyczało trochę już uspokojone stworzonko. Nagle zza największych paproci wyszedł nikt inny, jak poznany wcześniej Ryś Karpacki. – Cześć wszystkim – rzekł spokojnym głosem Ryś. – Ceść – odpowiedziało Rysiowi stworzonko. – To wy się znacie? – zapytał Tytus. – Jasne – odparł Ryś. – A wy skąd się znacie – zapytał Paprociak, któremu Ryś Karpacki wyjaśnił, że poznał dzieci podczas ich przygody na Wołtuszowej. 55



– Ok, jak się znacie, to telaz gadajcie, co tu lobicie – stanowczym głosem zapytało stworzonko, kierując pytanie do Tytusa. – Szukamy skarbu – odpowiedział chłopczyk. – Mamy starą mapę, która wskazała nam miejsce z wieżą. – Eee, cyli Zamcysko. Jest tam, na góze – zasepleniło ponownie stworzonko zwane Paprociakiem. – A kim wy właściwie jesteście? – zapytał Jaś Wędrowniczek. – Pseciez mówiłem, jesteśmy Paplociaki, głuchy jesteś cy co? – No tak, ale… – chciał dopytać Jaś, któremu w słowo wszedł Ryś Karpacki. – Wiecie – rzekł Ryś – Paprociaki żyją tu od wieków. Są najstarszymi strażnikami lasów. Pilnują w lesie porządku. Mimo ich malutkich rozmiarów wykonują w lesie ogrom pracy. Zbierają papierki po niewychowanych turystach, którzy coraz częściej zaśmiecają lasy. Pilnują, żeby nie rozpalać tu ognisk i nie deptać chronionych gatunków roślin – opowiadał, wyliczając Ryś. – Ojej, faktycznie macie mnóstwo pracy – powiedziała Klaudusia. – My nie jesteśmy aż tak pracowici. Klaudusi w tym momencie zrobiło się trochę wstyd, ba sama czasem była leniwa i nie ścieliła swojego łóżka albo nie sprzątała swoich lalek, na co mama zawsze narzekała. Inne dzieci też zrozumiały, że małe stworzonka wykonują mnóstwo pracy, one zaś często są zbyt leniwe, żeby w najmniejszym stopniu pomóc swoim rodzicom lub dziadkom. Nikt tego nie powiedział głośno, ale wszystkim zrobiło się trochę wstyd. Dzieci raz jeszcze szczerze przeprosiły Paprociaki, a Tytus wyjął z kieszonki 57


magiczne ciasteczko Piccolo, ułamał spory kawałek i wręczył go Paprociakom. Powiedział, że jak będą w niebezpieczeństwie, niech ugryzą ciasteczko, które uchroni je przed jakimkolwiek zagrożeniem. – Telaz my wam dziękujemy – odpowiedziały Paprociaki i pożegnały się z dziećmi, które poszły z Rysiem w kierunku góry zwanej Zamczyskiem. Ryś opowiedział im historię istniejącego tu kiedyś zamku, w którym mieszkał książę Bolko i jego zły brat, Eryk. Bolko zakochał się w pięknej i dobrej, ale biednej Jagience. Niestety nie dane im było w ludzkiej postaci żyć ze sobą, bo zły brat Eryk uknuł straszliwy plan i pozbył się swojego brata, który zagrażał mu w zdobyciu władzy po ich ojcu. Miłość Bolka i Jagny jednak przetrwała, zamienili się oni w ptaki – Jagna w mądrą gołębicę, Bolko zaś w odważnego jastrzębia – i tak cały czas czuwają nad wszystkimi ludźmi, którzy się kochają. – To smutna historia – powiedziała Andżelka. – Nie taka smutna, przecież miłość przezwyciężyła wszystko – nie zgodził się z nią Ryś. – Muszę już was pożegnać – rzekł Ryś i znikł za wysokimi drzewami. – My też już musimy lecieć, rodzice na was czekają – powiedział Jaś Wędrowniczek i rozłożył latający dywan, którym dzieci odleciały do zdrojowego parku, skąd miały rozejść się do domów. Postanowiły sobie, że dziś wrócą do domów trochę wcześniej, żeby pomóc swoim rodzicom. 58


Kolejny dzień miał przynieść naszym bohaterom bardzo ciekawą przygodę. Dzieci z niecierpliwością czekały na wspólne spotkanie. Jak już byli wszyscy, usiedli na „ławce emerytce” i otworzyli mapę. Jaś Wędrowniczek odczytał na głos kolejną zagadkę, która brzmiała:

– Co to jest izba? – zapytała Klaudusia. – To dawne określenie pokoju – odpowiedział jej Jaś Wędrowniczek. – Serio? Nie miałam pojęcia – odpowiedziała Klaudusia. – Bo jesteś jeszcze mała, a w dodatku z miasta i zapewne dlatego nie znasz takiego określenia – powiedział Jaś Wędrowniczek i poszedł do apteki kupić lekarstwo, ponieważ właśnie rozbolał go ząb. Dzieci zostały na chwilkę same, rozważając, o co może chodzić w zagadce. Przeczytały ją na głos raz jeszcze. – To jaka to izba, o której mówi zagadka? – zapytał Tytus. – Może wy wiecie, jesteście stąd? – dodał. – Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia – odpowiedział Michałek.

59


– Może ty wiesz? – zapytał Krystka, który przecząco pokręcił głową. – My też nie wiemy – przyznały się dziewczynki. W tym momencie obok „ławki emerytki” przechodziła Pani, która przez przypadek usłyszała rozmowę dzieci. – Witam – podeszła do dzieci i przywitała się uprzejmym głosem. Dzieci nie znały jej, więc grzecznie, choć z lekkim dystansem przywiały nieznajomą. – Przez przypadek słyszałam waszą rozmowę – powiedziała Pani. 60


– Zdaje się, że wiem, gdzie znajduje się miejsce, którego szukacie – dodała. – Naprawdę? – zdziwionym głosem zapytał Tytus. – Tak – usłyszeli. – Mogę wskazać wam drogę. To nie jest strasznie daleko – jakieś 4 km stąd. – Blisko też nie jest. 4 km to jak stąd do Rymanowa – po chwili zastanowienia dodał Michałek. – Masz rację – odparła Pani. – To miejsce znajduje się w Rymanowie. To jest Izba Pamięci – wyjaśniła. – Ale dziwna nazwa – wyszeptał Krystek. – Ciekawe skąd się wzięła? – zastanowiły się dzieci. Usłyszawszy to, Pani powiedziała: – Możecie sami się tego dowiedzieć. Podam wam numer telefonu, zadzwońcie i poproście Pana Czesia, on wam wyjaśni, skąd wzięła się Izba Pamięci. Powiedzcie, że macie jego numer telefonu od Grażynki. I Pani podyktowała dzieciom numer telefonu do Pana Czesia. – Jak obejrzycie to, co pokaże wam Pan Czesio, będzie już zapewne pora obiadowa, więc zapraszam Was na obiad do Restauracji Piwnica, to całkiem niedaleko od miejsca, w którym będziecie. – Super, dziękujemy bardzo! – ucieszyły się dzieci. I Pani Grażynka ruszyła w dalszą drogę. Za kilka chwil nadszedł także Jaś Wędrowniczek z tabletkami na ból zęba. – A my już wiemy, o czym mówi zagadka!– pochwaliła się Klaudusia. – Tak? – odparł nieco zdziwiony Jaś Wędrowniczek. – Tak – radośnie potwierdziła ten fakt Andżelka. 61


– To Izba Historyczna, jest 4 km stąd, w Rymanowie – dodała. – Tak to prawda, słyszałem o niej – powiedział Jaś Wędrowniczek. – Nigdy jednak tam nie byłem – dodał nieco zmartwiony. Dzieci, widząc lekkie przygnębienie na twarzy swojego opiekuna, pocieszyły go słowami: – Mamy numer do Pana Czesia, on nam pokaże ten pokój – powiedziała uradowana Klaudusia. – Czyli Izbę – poprawił ją Michałek. – O tak, właśnie – odpowiedziała Klaudusia. – To jak, dzwonimy do Pana Czesia? – zapytał Tytus, który chciał już wyruszyć w poszukiwaniu skarbu, który, być może, ukryty był właśnie w tym miejscu. – Jasne, dzwonimy – odpowiedziały dzieci. Jaś Wędrowniczek, jako że był najstarszy, zadzwonił do Pana Czesia i umówił się na zwiedzenie Izby Historycznej. – Jesteśmy umówieni za pół godziny w Rymanowie. – Za pół godziny??? Nie zdążymy – zmartwiła się Lilka. – To prawda, nie zdążymy – potwierdził Michałek. – Nie pokonamy 4 km na nogach. Nagle Tytus wpadł na pomysł: – Narysujmy sobie rowery, to szybko na nich dojedziemy. Mamy przecież zaczarowany ołówek – powiedział radośnie. – Tytus, jesteś genialny!!! – wykrzyknęły dzieci, co wprawiło Tytusa w dumę. 62


– No tak, ale nie zdążymy namalować tylu rowerów tak szybko – zmartwił dzieci Jaś Wędrowniczek. – Zaraz, zaraz, Tytus, my mamy swoje prawdziwe rowery, więc możemy szybko po nie pobiec, a w tym czasie Jaś niech narysuje resztę rowerów – zwróciła się Klaudusia do brata. – To fakt. Biegniemy po nasze rowery i zaraz wracamy – powiedział Tytus i zniknął z siostrą za zakrętem. W tym czasie Jasiek szybko rysował rowery, żeby zdążyć na spotkanie z Panem Czesiem. Po niespełna dziesięciu minutach zza drzew stojących za „ławką emerytką” dobiegły jakieś dziwne wrzaski. – Oj, ratunku, pomocy! – krzyczał ktoś. – Co się dzieje?! – zdziwił się Jaś Wędrowniczek, który kończył właśnie rysowanie ostatniego roweru. Nagle dzieci ujrzały dziwną, białą postać pędzącą w ich kierunku, a za nią Tytusa jadącego na swoim rowerze. – Uwaga, nic nie widzę!!! – wniebogłosy krzyczała postać. – Zatrzymajcie ją, zatrzymajcie!!! – krzyczał pędzący Tytus. Jaś Wędrowniczek, jako że był najstarszy i najwyższy, starał się zatrzymać pędzącą postać. – Co się dzieje? – zapytał sam siebie Jaś. Dziwną zjawą okazała się być Klaudusia. – Co Ty robisz w tym prześcieradle na głowie?! – nie ukrywając zdziwienia, zapytał Jaś. 63


– Ja, ja… – z trudem wysławiała się Klaudusia. – Ja… jechałam za szybko i wpadłam w wiszące prześcieradła i jedno z nich wylądowało na mojej głowie. – To było niebezpieczne, mogłaś upaść i złamać sobie nogę albo rozbić głowę – powiedział lekko przestraszony całą sytuacją Tytus, który był starszym bratem opiekującym się siostrą. – Sama widzisz, że kask się przydaje, a tak nie chciałaś go założyć! – skarcił młodszą siostrę. – Już dobra, masz rację – Klaudia zgodziła się z bratem. Wtem za dziećmi przybiegł Pan z wąsami, lekko zdyszany zapytał się, czy z Klaudią wszystko w porządku. Był to Pan Andrzej, do którego należało porwane prześcieradło. – Nic Ci się nie stało? – zwrócił się do Klaudusi. – Nie, wszystko jest ok – odpowiedziała dziewczynka. – To Pana prześcieradło? – zapytała. – Tak – odpowiedział Pan Andrzej. – Bardzo Pana przepraszam, że je zniszczyłam. Nie chciałam. Zjeżdżałam zbyt szybko i straciłam równowagę – starała się wyjaśnić sytuację Klaudia. – Nic się nie stało. Bardzo się cieszę, że jesteś cała i zdrowa, bo mogło się to wszystko źle skończyć, tym bardziej, że tu jest ruchliwa ulica i mógł Cię potrącić jakiś samochód – powiedział Pan Andrzej. – Tak, wiem – powiedziała zmartwiona Klaudusia, spuszczając ze wstydem głowę. – No już, nie martw się – powiedział wesoło Pan Andrzej, pogłaskał dziewczynkę i wrócił do swojego domu. 64



– Słuchajcie, jeśli mamy zdążyć, to musimy już ruszać – odezwał się Michałek, spoglądając na zegarek. – Nie mamy zbyt wiele czasu – dodał. – To prawda, startujemy, tylko pamiętajcie, jedziemy bezpiecznie – powiedział Jaś Wędrowniczek. Przyjaciele usiedli na rowery i ruszyli do Rymanowa. Po kilkunastu minutach byli na miejscu, gdzie czekał na nich Pan Czesio. – Przepraszamy za spóźnienie – powiedział Jaś, zwracając się do Pana Czesia. – Nic się nie stało – odpowiedział gospodarz. – Zapraszam was do Izby Historycznej. I wprowadził dzieci do pomieszczenia, gdzie znajdowało się mnóstwo starych rzeczy. Wszystkie były bardzo ładnie poukładane, każde miało swoje miejsce. – Tu musi być nasz skarb – przeszło przez myśl Tytusowi. – Chociaż, z drugiej strony, tu są same stare rzeczy i nie są aż tak wartościowe jak skarb – pomyślał. W tym momencie Pan Czesio zaczął bardzo ciekawie opowiadać dzieciom o tych wszystkich przedmiotach, które je otaczały. Nasi przyjaciele bardzo uważnie go słuchali, zadając mu od czasu do czasu pytania, z czego Pan Czesio był niezwykle zadowolony, bo oznaczało to, że dzieci były naprawdę zainteresowane tym, co do nich mówił. Opowiedział im o historii tych terenów, o żyjących tu niegdyś ludziach, o współistniejących tu kulturach, o zabytkach i o wielu innych rzeczach. 66


– I tak właśnie kiedyś wyglądał NASZ RYMANÓW – powiedział na zakończenie Pan Czesio. – Ale Pan jest mądry – powiedziały zgodnie dzieci. – Bardzo, ale to bardzo Panu dziękujemy – dodały. Zadowolony Pan Czesio uśmiechnął się do dzieci i powiedział: – Cała przyjemność po mojej stronie. To zaszczyt mieć takich mądrych słuchaczy, a wy jesteście bardzo mądrzy. Rodzice dobrze was wychowują – powiedział Pan Czesio, dodając: – Ogromną mądrością jest umiejętność słuchania drugiego człowieka – powiedział. Dzieci nie do końca zrozumiały to ostatnie zdanie, ale były bardzo dumne, że usłyszały tyle pochwał. Pożegnały się z Panem Czesiem i wyszły z Izby Historycznej. Nagle zdały sobie sprawę, że burczy im w brzuchach. Okazało się, że była pora obiadowa. – Chętnie bym coś przekąsiła – powiedziała Andżelka. – Ja też – zawtórował jej Jaś Wędrowniczek. I w tym momencie Michałkowi przypomniało się, że Pani Grażynka zapraszała ich na obiad do restauracji Piwnica. – Pamiętacie? Pani Grażynka zapraszała nas na obiad – przypomniał wszystkim Michałek. – Faktycznie! Idziemy! – zawtórowała reszta towarzystwa. Tylko Jaś Wędrowniczek nie wiedział, o co chodzi, ponieważ nie było go przy rozmowie z Panią Grażynką. 67



– Gdzie jest ta Piwnica? Jasiu, może Ty wiesz? – zapytała Klaudusia. – Jasne, to niedaleko. Siadajmy na rowery i jedźmy tam, tylko ostrożnie. Po niedługiej chwili dzieci znalazły się obok centrum handlowego, weszły przez rozsuwane drzwi, zeszły po schodach i znalazły się w restauracji Piwnica. Tam zauważyła ich Pani Grażynka, która przywitała się z nimi ponownie szczerym uśmiechem. – Zapraszam na obiad – powiedziała. – Bardzo dziękujemy, chętnie skorzystamy – uśmiechnęły się dzieciaki. Do stołu podano niezwykle smaczne dania, a na koniec dzieci dostały desery lodowe i pyszne soki ze świeżych owoców. – Wszystko jest naprawdę smaczne – oblizywała się Klaudusia, która należała raczej do niejadków. – Bardzo się cieszę, że wam smakuje – powiedziała Pani Grażynka. – Odwiedźcie mnie jeszcze kiedyś – usłyszeli na pożegnanie.

69


Po kilku dniach poszukiwania skarbów, po rozszyfrowaniu wszystkich niemalże zagadek okazało się, że do odgadnięcia została tylko jedna. Na mapie widniał duży znak zapytania. Dzieci zupełnie nie wiedziały, co może oznaczać. Pytały magicznej szklanej kuli, co to oznacza, ale nawet ona nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tytus postanowił zatem odszukać Pana Piotra, widząc tylko w nim nadzieję na odnalezienie skarbu. Ale nie miał zielonego pojęcia, gdzie mógł się podziewać Pan Piotr. Przez kilka dni siadywał na ławeczce, przy której go poznał, ale to wszystko na próżno. Pewnego wieczora, jak tak sobie siedział przed Zielonym Domkiem, wyczekując Pana Piotra, który jednak nie zjawiał się, przypomniał sobie o… magicznej kuli snów, którą dostał od Pani Recepcjonistki z Kasztanowego Dworu. – To jest to!!! – pomyślał. – Wykąpię się w kuli i może przyśni mi się miejsce, gdzie jest Pan Piotr. Pomyślawszy to, poszedł do domu, bo robiło się coraz później. Z ogromną nadzieją na odnalezienie miejsca pobytu Pana Piotra, przygotował sobie kąpiel, wrzucając do wanny magiczną kulę snów, która natychmiast rozpuściła się w wodzie, pozostawiając w łazience przepiękny zapach. – Ale piękny zapach! Jeszcze nigdy się z takim nie spotkałem – pomyślał Tytus. Po kąpieli zasnął. Nazajutrz, jak tylko się obudził, zadzwonił do swoich przyjaciół i poprosił o spotkanie. Umówili się, jak zwykle, w altanie w parku 70


nad Czarnym Potokiem. Przyszły wszystkie dzieci oraz Jaś Wędrowniczek. Tytus opowiedział im swój sen, licząc na pomoc w odgadnięciu miejsca pobytu Pana Piotra. – Słuchajcie, pamiętacie magiczne kule snów? – zapytał Tytus na początku. – Jasne – odparły dzieci. – Właśnie wczoraj wykąpałem się w jednej z nich, bo chciałem, żeby przyśniło mi się, gdzie mogę znaleźć Pana Piotra, wiecie, tego, od którego dostaliśmy mapę – powiedział Tytus. – I co, i co? – zapytały zaciekawione dzieci. – I sam nie wiem co. Miałem dziwny sen. Był tam ogromny budynek, a na nim bardzo duże serce. Nic z tego nie rozumiem – powiedział Tytus. – Serce na budynku? Coś musiało ci się pomylić? – powiedział Krystek – Nie chcę cię martwić, ale Krystek ma chyba rację – zgodził się z przyjacielem Michałek. – Serce na budynku??? Hmmm – zastanowił się chwilę Jaś Wędrowniczek, po czym krzyknął: – Wiem, wiem!!! Przyśniło ci się Centrum Rehabilitacji Kardiologicznej, spójrz za siebie. Tytus spojrzał za siebie i krzyknął: – Tak jest, to jest ten budynek!!! Ale serca na nim nie ma – powiedział. – Jest – zaprzeczył mu Jaś Wędrowniczek. Serce to symbol we śnie. Oznacza szpital kardiologiczny, czyli miejsce, gdzie leczy się ludzi chorych na serce. – Genialne skojarzenie! – wykrzyknął uradowany Tytus. 71


– Chodźmy tam prędko. Po czym grupa przyjaciół pobiegła w kierunku wejścia do budynku. Ale jak się okazało, nie można było wejść dalej niż na recepcję. – A wy do kogo przyszliście? – zapytała uprzejmie pani recepcjonistka w Centrum Rehabilitacji Kardiologicznej. – Szukamy Pana Piotra – natychmiast odpowiedział Tytus. – A jak Pan Piotr, którego szukacie, ma na nazwisko? – ponownie zapytała Pani recepcjonistka. – No właśnie tego nie wiemy – odpowiedział Tytus. – To taki Pan… – zaczął opisywać Pana Piotra. – Przykro mi, ale nie umiem wam pomóc, mamy tu bardzo dużo osób i jeśli nie będę znać nazwiska, nie dowiem się, czy Pan Piotr jest naszym pacjentem. 72


– Ale pech!!! Ale straszny pech!!! – powiedział prawie płaczącym głosem Tytus. Wtem otworzyły się szklane drzwi, przez które weszła na recepcję Pani w białym fartuchu. Od razu zwróciła uwagę na grupkę dzieci siedzących na recepcji. – Co to się dzieje? Czemu to jesteśmy tacy smutni? – zapytała Pani. – Szukamy Pana Piotra. Jest waszym pacjentem, przynajmniej tak sądzimy, ale nie znamy jego nazwiska – powiedział strasznie smutny Tytus. – Spróbuję wam pomóc – powiedziała Pani, uśmiechając się promiennie do naszych przyjaciół. – Serio??? – rozradowały się dzieci. – Tak – powiedziała Pani. – A tak przy okazji, nazywam się Ola i pracuję tutaj. Zaraz sprawdzimy, czy ten wasz Pan Piotr jest naszym pacjentem. – Jak on wygląda? Tytus jednym prawie tchem opisał postać Pana, którego poszukiwał. – Hmmm – zastanowiła się Pani Ola. – Chyba wiem, o kogo może chodzić – powiedziała. – O jej, cudownie – ucieszył się Tytus. Pani Ola zaprowadziła dzieci do sali, gdzie stało kilka łóżek. Przy każdym z nich stał jakiś sprzęt, który przypominał ekran telewizyjny, ale nie było na nim ani filmów, ani bajek, ani nawet żadnych programów, tylko jakieś dziwne wykresy. Pani Ola wyjaśniła dzieciom, że sprzęt ten jest najnowszej generacji i służy bardzo specjalistycznym badaniom serca. 73



– Jesteśmy na miejscu, jak sądzę – powiedziała Pani Ola. – Myślę, że tu znajdziecie Pana Piotra. Tytus spojrzał w głąb sali i dostrzegł znajomą twarz, która bardzo się rozpromieniła, widząc tylu młodych ludzi. W jednym z łóżek leżał nikt inny, jak sam Pan Piotr. – Możecie podejść bliżej, tylko nie bądźcie zbyt długo – powiedziała z uśmiechem Pani Ola i zostawiła dzieci z Panem Piotrem. – My do Pana – powiedział Tytus. – Bardzo, ale to bardzo się cieszę – odpowiedział z ogromną radością w głosie Pan Piotr. – Jak mnie znaleźliście? – To długa historia, w sumie można powiedzieć, że przyśniło mi się miejsce, w którym Pan jest – powiedział Tytus. – Bardzo chciałem Pana odnaleźć. – Widzisz sam, jak czegoś bardzo chcesz, to możesz to osiągnąć. Chciałeś mnie znaleźć i znalazłeś – powiedział Pan Piotr. – To prawda, ale chciałem też odnaleźć skarb, który jest na mapie, jaką nam Pan pożyczył, a go nie znalazłem – powiedział zawiedzionym głosem Tytus. Stojące za nim dzieci pokiwały przytakująco głowami. Tylko Jaś Wędrowniczek z uśmiechem i radością spoglądał na Pana Piotra. – Nie zgodzę się z wami – zaprzeczył Tytusowi Pan Piotr. – Naprawdę nic nie znaleźliśmy – powiedział Tytus. – Nieprawda. Nawet nie wiecie, ale odkryliście największy skarb na świecie, coś co cenniejsze jest ponad wszelkie pieniądze świata. Skarbem tym są:

75


Tymi słowami Pan Piotr pożegnał dzieci, ponieważ przyszedł czas na wizytę lekarską i nasza gromadka musiała opuścić salę, w której przebywał. Na odchodne pan Piotr raz jeszcze powiedział: – Bardzo wam dziękuję, że mnie odwiedziliście. Jesteście wspaniałymi młodymi ludźmi, nie zapominajcie o tym. Do zobaczenia wkrótce. – Do zobaczenia – powiedziały niemalże na raz wszystkie dzieci, opuszczając salę. Grzecznie pożegnały się także z niezwykle miłą Panią Olą.

76


Powoli kończyły się niezwykłe wakacje Tytusa i Klaudii w Rymanowie Zdroju. Dzieciom bardzo podobało się miejsce, na które tak na początku narzekali. Poznali tu wielu przyjaciół, przeżyli niezapomniane chwile. Znaleźli skarb, którego tak długo szukali. Ostatnie dni swojego pobytu w Rymanowie Zdroju nasi bohaterowie spędzali bardzo aktywnie wraz ze swoimi nowymi, prawdziwymi przyjaciółmi. Najbardziej lubili treningi piłki nożnej, na które nawet dziewczyny mogły chodzić. Na pierwszy trening naszych bohaterów zaprowadził Michałek. Były to zajęcia w wyjątkowej Akademii – Activ Pro. Zwłaszcza Tytus bardzo się ucieszył, że może sobie w końcu pokopać w piłkę, ponieważ w Krakowie, gdzie mieszkał, również trenował ten sport. Był wielkim fanem piłki nożnej. Miał nadzieję zostać kiedyś znanym polskim piłkarzem. Dzień przed wyjazdem Tytusa i Klaudii Jaś Wędrowniczek chciał zrobić wszystkim niespodziankę i zaprosił naszych bohaterów wraz z rodzicami do siebie. Jak się okazało, mieszkał w przepięknym zajeździe w Rymanowie. Nikt nie spodziewał się, że nasz Jaś Wędrowniczek okaże się tak znaną postacią. Wieczorem, przy ogromnym, pięknie nakrytym stole, zasiedli wszyscy przyjaciele wraz rodzinami. Jaś Wędrowniczek ugościł ich swoimi pysznymi smakołykami. Spotkanie było doskonałą okazją do zapoznania się rodziców

77


Tytusa i Klaudii z rodzicami pozostałych dzieci. Na stole, ku zaskoczeniu dzieci, stały kubki radości, które dzieci dostały także w pijalni. – Nasze dzieci, ku wielkiemu mojemu zdziwieniu, bardzo polubiły to miejsce – powiedziała mama Tytusa i Klaudii do pozostałych rodziców. – Bardzo nas cieszy, że miejsce, w którym mieszkamy, podoba się wam – powiedział tato Krystka. – Mamy nadzieję, że odwiedzicie nas jeszcze – powiedziała babcia Lenki. – Z pewnością – powiedział tato Tytusa i Klaudii. W sumie to zastanawiamy się nad przeprowadzką w te strony, ale chcieliśmy sprawdzić, czy spodobają się one naszym dzieciom, bo one są dla nas najważniejsze. Usłyszawszy to, Tytus powiedział: – To świetny pomysł, Tato, i wiesz co, mają tu Akademię Piłki Nożnej. – I jest tu bardzo czysto. I jest nawet szkoła muzyczna, więc mogłabym kontynuować naukę gry na pianinie – powiedziała uradowana Klaudia. – I ludzie są serdeczni – wtrącił Tytus. – Musimy to dokładnie przemyśleć – powiedziała mama Klaudii i Tytusa. I tak sobie rozmawiali. 78


Na zakończenie Pani Justyna przyniosła dla wszystkich wyjątkowy prezent. – Widzę, że jesteście bardzo zgraną „paczką”. Dam wam coś wyjątkowego – i wyjęła z koszyka kolorowe bransoletki. – To są BRANSOLETKI PRZYJAŹNI. Każdy, kto je nosi, jest naszym przyjacielem. CDN.

Przydatne informacje: • Ławka emerytka – ławeczka drewniana znajdująca się na chodniku, nieopodal Kasztanowego Dworu. Nazwa funkcjonująca wśród mieszkańców. • Ryś Karpacki – jest to markowy produkt wytworzony przez Fundację Karpacką. Wyprodukowanych zostało jedynie 2200 egzemplarzy tej maskotki. • Legendy zdrojowe można przeczytać na www.woltuszowa.pl Zagadka: 1. Z jakiego miasta pochodzili Tytus i Klaudia? 2. Jaki prezenter pogody był w Rymanowie Zdroju? 3. Kogo określa się mianem „kuracjusz”? 4. Co oznacza powiedzenie: spać jak suseł? 5. Co to jest cerkwisko? 6. Co to jest sakiewka? 7. Wymień co najmniej 3 znanych polskich piłkarzy. 79


ZGADUJ-ZGADULA lokal nowy,



Autor krzyżówki: Stanisław Roman

KRZYŻÓWKA

82


83




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.