angielskiegoprzełożyłKRZYSZTOFMAZUREKWARSZAWA2004WydanieIwersja2Tytułoryginału:THEDAVINCICODEUu

Page 102

Grouard wstrzymał oddech, zdając sobie sprawę, co to obraz. Cóż, na Boga, ona robi? *

*

*

Stojąca z drugiej strony pomieszczenia Sophie Neveu poczuła, że zimny pot wystąpił jej na czole. Langdon wciąż leżał rozpłaszczony na podłodze. Jeszcze trochę, Robercie. Już niedługo. Wiedząc, że strażnik nie strzeli ani do niej, ani do niego, Sophie teraz skupiła całą uwagę na tym, co musiała zrobić natychmiast, badając cały obszar wokół jednego szczególnego dzieła sztuki — kolejnego obrazu Leonarda da Vinci. Ale latarka ultrafioletowa nie ujawniła niczego dziwnego. Ani na ścianach, ani na podłodze, ani nawet na samym płótnie. Tu musi coś być! Sophie czuła niezachwianą pewność, że właściwie odczytała intencje dziadka. O cóż innego mogłoby mu chodzić? Dzieło mistrza, które badała, było płótnem o wysokości ponad metr pięćdziesiąt. Scena przedstawiała dziwnie upozowaną Marię siedzącą z Dzieciątkiem Jezus, Jana Chrzciciela i anioła Ariela na niebezpiecznej skale. Kiedy Sophie była małą dziewczynką i przychodziła tu do Mona Lizy, zawsze musiała też obejrzeć i ten obraz. Grand-père, tutaj jestem! Ale jeszcze niczego nie widzę! Gdzieś za nią, z tyłu, Sophie usłyszała, że strażnik próbuje raz jeszcze wezwać pomoc przez radio. Myśl! Myśl! Wyobraziła sobie wiadomość napisaną na szybie ochronnej osłaniającej Mona Lizę. Sen — on zada kłam! Obraz rozciągający się przed nią nie miał żadnej szyby ochronnej, na której można by cokolwiek napisać, a Sophie wiedziała, że dziadek nigdy nie zbezcześciłby arcydzieła, pisząc na samym obrazie. Zamarła. Przynajmniej nie od frontu. Jej wzrok powędrował w górę po długich kablach, które zwisały z sufitu, podtrzymując płótno. Czy to możliwe? Chwyciła rzeźbioną drewnianą ramę obrazu z lewej strony i pociągnęła ją do siebie. Płótno było spore, a drewniana poprzeczka usztywniająca z tyłu ramy naprężyła się, kiedy Sophie odciągała je od ściany. Wsunęła głowę i ramiona za obraz i podniosła latarkę ultrafioletową, żeby obejrzeć wszystko dokładnie. Już po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że instynkt źle jej podszeptywał. Tył obrazu był gładki i pusty. Nie było tam żadnego napisu, tylko brązy tylnej części starzejącego się płótna i... Chwileczkę. Wzrok Sophie skupił się na ledwo dostrzegalnym metalicznym przebłysku tuż obok dolnej krawędzi ramy obrazu. Między płótnem a ramą tkwił jakiś mały metalowy przedmiot, z którego zwisał błyszczący złoty łańcuszek. Ku niepomiernemu zdziwieniu Sophie stwierdziła, że łańcuszek jest przytwierdzony do znanego jej złotego klucza. Szeroka rzeźbiona główka klucza miała kształt krzyża i wygrawerowany symbol, który widziała, mając dziewięć lat. Fleur-de-lis z literami P. S. Sophie wydało się, że duch dziadka szepcze jej coś do ucha. Kiedy nadejdzie czas, klucz będzie twój. Poczuła dławienie w gardle, gdy zdała sobie sprawę, że dziadek w chwili śmierci dotrzymał obietnicy. Ten klucz otwiera skrzynię — mówił znów jego głos — w której chowam wiele tajemnic. Sophie zrozumiała w całej rozciągłości, że ten klucz stanowił uwieńczenie gier słownych dzisiejszej nocy. Dziadek miał go przy sobie, kiedy do niego strzelano. Nie chcąc, żeby wpadł w


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.