Andrew j hartley maska atreusza

Page 96

dował Richarda. Ale najdziwniejszy i najbardziej frustrujący był fakt, Ŝe w tej sprawie Debora nie mogła zaufać ludziom, których pomocy potrzebowała najbardziej - a mianowicie policjantom. Musiała więc uciekać. Uciekać jak najdalej. Co prawda nie miała przy sobie niczego poza torebką (wciąŜ wypchaną korespondencją, której jakoś nie zdołała do tej pory przejrzeć), ale jako osoba nieprzywiązująca szczególnej wagi do stroju postanowiła nie zawracać sobie głowy brakiem bagaŜu. Kupi wszystko, czego będzie jej potrzeba, kiedy juŜ dotrze na miejsce. Na miejsce? To znaczy gdzie? Skoncentrowała się na rozstrzygnięciu tej kwestii, gdy jechała kolejką. Do godzin szczytu na szczęście było daleko, stąd niewiele osób zajmowało twarde, plastikowe krzesełka, z niepojętych przyczyn pomalowane na ciemnopomarańczowy kolor, który niemal kaŜdego normalnego człowieka musiał przyprawiać o chorobę lokomocyjną. Pewnie mogłaby się udać do rodzinnego domu na Brooklynie - do matki i siostry - tak naprawdę jednak wiedziała, Ŝe tego nie zrobi. Jej wizyty w Massachusetts naleŜały, jak z lubością podkreślała matka, do wyjątkowo rzadkich i - moŜe właśnie z tego powodu - zawsze się sprowadzały do stresujących i trudnych negocjacji oraz nieustannych, wzajemnych podchodów. „Cześć, mamo. Tu Debbie. Ktoś próbuje mnie zabić. Mogę się u ciebie na jakiś czas zatrzymać?". Rany, to dopiero byłaby katastrofa. Debora wysiadła z kolejki, weszła na teren lotniska od strony południowego terminalu, po czym wśród spieszących w róŜne strony tłumów skierowała się ku stanowisku odpraw linii Delta. Pogratulowała sobie w duchu, Ŝe nie zabukowała biletu telefonicznie, a teraz postanowiła wręcz zniekształcić nieco własne nazwisko - tylko tyle, Ŝeby w razie czego wyglądało to na zwykłą literówkę, a jednocześnie spowolniło polowanie, gdyby policjantom przyszło do głowy przeczesać komputery lotniczych przewoźników. Co ty wyprawiasz! PrzecieŜ to stróŜe prawa. Im właśnie powinnaś zaufać. Opowiedzieć o furgonetce. PrzecieŜ ludzie muszą mieć poczucie, Ŝe policja ich obroni, bo w innym razie... Zapanuje totalny chaos? Przejrzała rozkłady lotu na monitorach, po czym ustawiła się w krótkiej kolejce zdominowanej przez jakąś koszmarnie znękaną rodzinę, objuczoną olbrzymimi walizami, nieomal wysypującymi się z dwóch wózków. Pracownica linii, ze sztywnymi od lakieru włosami i o zmęczonych oczach, 97


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.