BROHOOF 1(9)/2013

Page 38

Publicystyka

słowne. Bardzo często nie da się ich przełożyć w dosłowny sposób, na czym cierpi tekst. Wyjątkowo często zdarza się, że takie zabawy słowami stanowią o klimacie i odbiorze całości fanfika, dlatego tłumacz musi solidnie rozgrzać zwoje mózgowe, żeby oddać to, co autor miał na myśli i jednocześnie utrzymać klimat opowiadania. Idealnym przykładem jest tu sytuacja z tłumaczenia Fallout:Equestria – jedna z bohaterek, specjalizująca się w śpiewie i leczeniu, posiada Uroczy Znaczek przedstawiający słowika. Łatwo sprawdzić, że w języku angielskim słowik to „Nightingale”. W tym właśnie momencie mamy do czynienia z wysublimowaną grą słowną, jako że takie właśnie nazwisko nosiła prekursorka nowoczesnego pielęgniarstwa. Autor oryginału w piękny sposób nawiązał do obu specjalności, tworząc nieprzetłumaczalną na polski grę słów. Zwróciwszy uwagę na wszystkie wyżej wymienione aspekty, można przystąpić do żmudnej, choć satysfakcjonującej pracy. Zdaje sobie sprawę, że parę akapitów wcześniej raczyłem wypowiedzieć się o Google Translate w sposób jednoznacznie negatywny. Przystępuję zatem do jego rehabilitacji, gdyż jest to narzędzie jak najbardziej przydatne, ale jako pomoc w tłumaczeniu, a nie zastępca tłumacza. Oczywiście jego użycie nie równa się z przyjemnością przedzierania się przez porządny słownik, ale nie da się ukryć, że pomaga zaoszczędzić sporo czasu. Równocześnie należy mieć na uwadze, że nie jest to program idealny i czasami zdarzają mu się wpadki naprawdę gargantuicznych rozmiarów. Dlatego naprawdę warto mieć przy sobie jakieś sprawdzone, opasłe tomiszcze zawierające mądrość słów zza granicznych stanic. Wypada wspomnieć również o takim problemie, jakim bywa odmiana angielskich nazw własnych. Posłużę się tutaj moim „ulubionym” przykładem, który nieodmiennie podnosi moje ciśnienie na wysokość Himalajów. Z nieznanych mi przyczyn bardzo wiele

37

osób uparcie odmienia słowo „Canterlot”, przez co mamy później do czynienia z potworkami w stylu „Ekspedycja wyruszyła z Canterlotu”. Ludzie! Powiedzcie mi, czy w historii o łotrzyku znanym jako Robin Hood, jego adwersarzem był Szeryf Nottinghamu? Czy może Szeryf Nottingham? Naprawdę, proszę Was wszystkich, miejcie wzgląd na innych czytelników i nie odmieniajcie tej nazwy na siłę. Wygląda na to, że pokrótce omówiłem większość istotnych kwestii, na które tłumacz powinien zwrócić uwagę. Naturalnie zaznaczam, że są to wyłącznie moje subiektywne opinie, oparte na własnych przeżyciach związanych z tłumaczeniem fanfików i innych wynalazków. Jeżeli inni tłumacze zechcą się z powyższymi uwagami nie zgodzić bądź wnieść do nich swoje poprawki i spostrzeżenia, to zapraszam serdecznie do wymiany doświadczeń. A ci z Was, którzy dopiero myślą nad tłumaczeniami, niech nie zrażają się na sam widok tego tekstu, gdyż każdy od czegoś zaczynał i pierwsze próby z zasady zawierają nieco błędów czy potknięć. Najważniejsze jest to, żeby wyciągać z nich wnioski i nie popełniać ich powtórnie. A dlaczego w ogóle warto tłumaczyć? To akurat jest proste – dla szkolenia się w językach obcych, dla niesienia dobrych i doskonałych utworów reszcie fandomu, no i, co nie najmniej ważne, dla czystej żywiołowej radości i satysfakcji, jaką odczuwa się, kiedy spogląda się na dobrze przetłumaczony (i poddany korekcie) tekst.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.