3 minute read

Jak zostać Bydgoszczą? Michał tabaczyński

Michał Tabaczyński

Jak zostać Bydgoszczą?

Advertisement

Wyrywanie – to jest słowo naszych czasów. Nie o stomatologię tu chodzi. Nawet nie chodzi o wyrywanie sobie – przez tych czy innych polityków (raczej jednak tych, ale nie drążmy, to nie jest felieton o obecnym rządzie) – ochłapów, które wolałbym jednak nazywać publicznymi pieniędzmi. Inne wyrywanie mam na myśli: wyrywanie z kontekstu.

Marek Żydowicz padł ofiarą wyrywania z kontekstu. Rozumiem żal, bo wyrywanie komuś czegoś z kontekstu bardziej może być bolesne niż wyrywanie zęba z zębodołu. Tym bardziej że media – jak to one mają w zwyczaju – robią to bez znieczulenia. Boli więc jak cholera, krew z retorycznego dziąsła leci ciurkiem, a ubytek (tu akurat: wizerunkowy) bardziej jest wstydliwy niż szpara po usuniętej górnej dwójce (a już bez dwójki wygląda człowiek jak ciężko doświadczony bandyta).

Marek Żydowicz powiedział tak: „Jeśli chcemy być grajdołem, to powiedzmy sobie: w ogóle nic nie róbmy, zostańmy Bydgoszczą”. Powiedział to w kontekście jak najbardziej pochlebnym dla bydgoszczan, ale mu wyrwali. I wyszło inaczej.

Próbuję sobie wyobrazić tę złośliwą manipulację mediów, która zmieniła znaczenie tego wysublimowanego komplementu. Nie tylko próbuję, ale przeczytałem całą ową długą wypowiedź Marka Żydowicza, którą in extenso przytacza ten kłamliwy i intrygancki (no, według Żydowicza, ale jak mu nie wierzyć) portal tylkotorun.pl. Przeczytałem i nadal nie wiem, gdzie jest ten kontekst, z którego boleśnie wyrwano mu zdanie – kończące zresztą całą długą tyradę. Nie umiem znaleźć kontekstu, który by to zdanie ratował. Może gdyby na przykład pojawiło się przed tą strzelistą myślą stwierdzenie: „Wszystko, co teraz powiem, będzie wierutną bzdurą”. Tak, to by coś zmieniło. Powiedział tak? Jednak wątpię.

Kiedy już z bolesnej ekstrakcji Marek Żydowicz się pozbierał, w krwawiącą ranę włożył kawałek ligniny celem zatamowania upływu krwi i prowizorycznego uzupełnienia szpecącej szczerby, wydał komunikat. Miał on w założeniu dołożyć usunięty kontekst. Uzupełnienie brzmi mniej więcej tak: bydgoszczanie są cacy, tylko prezydent be. No, trzeba było od razu taką precyzją się wykazać i powiedzieć: „w ogóle nic nie róbmy, zostańmy prezydentem Bydgoszczy”. Podstawienie w zdaniu „prezydenta Bydgoszczy” samą „Bydgoszczą” jest znanym mi (i każdemu studentowi polonistyki, i większości licealistów na profilu humanistycznym) środkiem stylistycznym – nazywa się to synekdocha. Jednak ze stosowaniem takich figur jest jeden problem: należy to robić tylko wtedy, kiedy się to robić umie. Marek Żydowicz umie? Wątpię.

Można sobie dyskutować o ocenie sprawności prezydenta, można sobie pozwalać na retoryczne harce (nawet jak się tego robić nie umie, niech Żydowiczowi będzie). Jakieś 35 procent tych bydgoszczan, którzy na Rafała Bruskiego nie głosowali, może i by się wtedy z tą wypowiedzią zgodziło. Jakoś nie mam przekonania, że z hasłem „nie róbmy nic, zostańmy Bydgoszczą” zgadza się choćby 5 procent bydgoszczan.

Można sobie harcować i zęby do wyrwania (wybijania?) nadstawiać, ale jednak trzeba się chociaż trochę liczyć z faktami. Powiedzenie, że w Bydgoszczy nie są realizowane żadne inwestycje w infrastrukturze kulturalnej jest – akurat teraz! – dość brawurową tezą. Akurat teraz, kiedy buduje się Teatr Kameralny i remontują młyny Rothera, kiedy ma się zacząć remont Teatru Polskiego, a gotowe są plany przebudowy Filharmonii Pomorskiej i budowy czwartego kręgu opery. A to tylko inwestycje publiczne, bo nie wymieniam choćby takich drobiazgów, jak Fabryka Lloyda.

Mam przekonanie, że Marek Żydowicz mówiąc, że w Bydgoszczy nic się nie buduje, chciał jednak powiedzieć, że nie buduje się dla niego centrum festiwalowe. Nie przypominam sobie, żeby – gdy jeszcze w Bydgoszczy działał – wołał do prezydenta Bydgoszczy: „Buduj, człowieku, buduj galerie i sale koncertowe na potęgę!”. Raczej dramatycznie wołał: „Buduj mi pan centrum festiwalowe!”. Ale mówić, że nie buduje się nic, bo nie buduje się jego centrum festiwalowe, to jest dopiero majstersztyk wyrywania z kontekstu.

Może niedawne wyrwanie Festiwalu Camerimage z kontekstu Bydgoszczy jest dla prezesa Żydowicza bólem, którego nie potrafi ukoić. Wspaniałomyślnie tak właśnie bym go tłumaczył.

Czekam tylko, kiedy do Bydgoszczy zaczną dzwonić menedżerowie kultury z pytaniem: jak można tyle budować, nic przy tym nie robiąc? Aż mnie kusi, żeby zgłosić się do odpowiedniej komórki ratusza i dowiedzieć, kto już dzwonił i co też mu poradzili. I rozumiem zazdrość Marka Żydowicza, który takich telefonów nie odbiera. Ja się obawiam, że dzwonią za to do niego firmy przeprowadzkowe, licząc na jakiś kurs dalszy niż z Torunia do Łodzi albo z Łodzi do Bydgoszczy, albo z Bydgoszczy do Torunia.