KaZetKa - Magazyn Literacki - Numer promocyjny / Czerwiec 2017

Page 1

WYWIADY | CZATY | NOWOŚCI | RECENZJE | FELIETONY | GALERIA NUMER PROMOCYJNY / CZERWIEC 2017

M A G A Z Y N

L I T E R A C K I

Dehnel | Klejzerowicz | Mróz | Puzyńska


http://www.ksiazkazamiastkwiatka.pl/ http://kawiarenkakzk.blogspot.com/ https://www.facebook.com/KsiazkaZamiastKwiatka/


Od Redakcji

Spis treści

Portal Książka zamiast kwiatka – w skrócie KzK – istnieje już pięć lat. Zaczęło się od malutkiej stronki na Facebooku, na której miało się znaleźć kilka polecanych przeze mnie książek. Nie wiadomo w jaki sposób strona nagle zaczęła budzić ogromne zainteresowanie i bardzo szybko rozrosła się w duży portal. Z czasem dołączyły do mnie pisarki i nałogowe czytelniczki – Anna Klejzerowicz i Małgorzata Kursa. Redaktorami KzK byli również między innymi: Piotr Olszówka, Romuald Pawlak, Iwona Mejza, Katarzyna Bonda, Piotr Sender. Obecnie zespół redakcyjny tworzą cztery osoby: niżej podpisana w charakterze Naczelnej, Ania Klejzerowicz, Małgosia Kursa oraz nasz nowy „narybek” – Iga Reguła, która poprowadziła również nasze strony internetowe. Nasze redaktorki to wspaniałe osoby, które ciężko pracują na wizerunek KzK. Celem portalu jest zaprezentowanie czytelnikom dobrych książek, zachęcenie do sięgnięcia po wartościową literaturę. Staramy się również przybliżyć czytelnikom sylwetki pisarzy – w formie czatów na żywo, wywiadów, kącików tematycznych. Nie sposób nie wspomnieć o wydawnictwach. Współpracujemy z kilkudziesięcioma znakomitymi polskimi wydawcami. Dzięki nim jesteśmy na bieżąco z książkowymi nowościami, a dodatkowo mamy możliwości organizowania – dzięki ich hojności – ambitnych konkursów dla czytelników. Obecnie znacznie przekroczyliśmy liczbę 16 tys. stałych fanów na FB, a nasz zasięg dochodzi do kilkudziesięciu tysięcy obserwujących nasz portal czytelników. Nie licząc bywalców stron internetowych. Mamy wielu zaprzyjaźnionych autorów i wydawców, którzy współkreują z nami portalowe życie. Zapraszamy na FB, na fan page „Książka zamiast kwiatka”, można tu się zapoznać z recenzjami licznych nowości, stworzyć sobie listę książek, które naprawdę warto przeczytać, wygrać bestsellery w konkursach i przede wszystkim wejść w magiczny świat liter. Można nas również odwiedzać na naszych stronach: www.ksiazkazamiastkwiatka.pl oraz na blogu: Kawiarenka KzK.

WYWIADY Jacek Dehnel ......................................................................... 3 Dehnel od kuchni ................................................................ 5 Anna Klejzerowicz ............................................................... 8 Katarzyna Puzyńska ......................................................... 10

Aż wreszcie nadeszła ta wielka dla nas chwila, o której myśleliśmy od dawna, jednak dopiero teraz zdecydowaliśmy się marzenia oblec w ciało. Uroczyście zapraszamy do czytania naszej gazety, która na razie będzie się ukazywać jako nieregularnik w wersji elektronicznej, docelowo zaś… wszystko zależy również od Was, czytelników. Pełni nadziei w Wasze ręce oddajemy pierwszy numer i prosimy o trzymanie kciuków za naszą Kazetkę.

Redaktor Naczelna Grażyna Strumiłowska

CZAT Remigiusz Mróz ................................................................. 13 NOWOŚCI ......................................................................... 19 ZAPOWIEDZI .................................................................. 23 POLECAMY ...................................................................... 24 RECENZJE ........................................................................ 29 FELIETONY ...................................................................... 33 GALERIA ........................................................................... 35

Redaktorzy Anna Klejzerowicz Małgorzata Kursa Iga Reguła Projekt graficzny i skład www.babental.com

Życzę udanej lektury Grażyna Strumiłowska Redaktor Naczelna

Korekta Joanna Gajkowska

1


GALERIA


WYWIADY

Fot. Piotr Sunderland

DEHNEL

JACEK

GS: Rzadko się zdarza, by autor odnosił sukcesy i w prozie, i w poezji. Pan jest również tłumaczem. Co by Pan napisał przy swoim nazwisku jako pierwsze – poeta, prozaik czy tłumacz? JD: Na szczęście nie piszę swoich notek biograficznych, więc zależy to od kogo innego. W Wikipedii przez dłuższy czas było: „poeta, pisarz, tłumacz, malarz”, co zapamiętałem, bo mój chłopak tak się czasem do mnie zwracał. „Ej, poeta-pisarz-tłumacz-malarz, zrób już tę sałatkę, bo zgłodniałem. ” Każda z tych dziedzin literatury wydaje mi się ważna, może więc kolejność alfabetyczna? Albo pojemniejsze słowo, które straciło nieco swoją siłę i dziś ma, niesłusznie, wydźwięk nieco pejoratywny: literat.

poeta pisarz Każda z tych dziedzin tłumacz wydaje mi się ważna, może więc

GS: „Lala” to opowieść o Pańskiej babci, poruszająca i pięknie napisana. Czy udało się Panu przy pracy zrezygnować z ubarwienia jej i lekkiej konfabulacji? JD: Nie miałem z czego rezygnować, bo ubarwiania nie planowałem; musiałem raczej rezygnować z niektórych wątków, anegdot, opowieści – czy to dlatego, że były czytelne tylko dla najbliższych, czy dlatego, że nikt ich już nie był w stanie powtórzyć z pamięci, czy wreszcie dlatego, że książka puchła mi ponad miarę, a kompozycja w takiej „gadanej książce” musi być, wbrew pozorom, bardzo konsekwentna i dopracowana, nawet jeśli wszystko ma sprawiać wrażenie swobodnego chaosu. Anglicy mają takie określenie „larger than life” i moja babcia taka właśnie była: większa niż życie; niemieszcząca się w ramach zwykłej egzystencji. Tu niczego nie trzeba było dopisywać z głowy.

kolejność alfabetyczna? Albo pojemniejsze słowo, które straciło nieco swoją siłę i dziś ma, niesłusznie, wydźwięk nieco pejoratywny: literat. Wywiady przeprowadziła Grażyna Strumiłowska 22 sierpnia 2013 roku i 30 grudnia 2015 roku

3


WYWIADY

GS: Wiem, że nie znosi Pan pytania o to, co Go inspiruje, czemu zresztą trudno się dziwić. Chciałabym jednak zapytać, czy nie zdarzyło się Panu, że jakieś przypadkowo usłyszane słowo, zaobserwowana sytuacja albo nagle ujrzana w wyobraźni scena stały się tym rdzeniem, wokół którego narosła cała historia? JD: Cóż, w wierszach tak bywa. To krótka forma, może wychodzić od impresji, chwyconego drobiazgu. Powieść narasta wokół poważniejszego jądra; owszem, na jej tkankę składa się mnóstwo drobiazgów branych z życia: sytuacji, powiedzonek, gestów, ale to sztafaż, nie istota sprawy. Powieści zawsze pisałem dlatego, że mniejsza forma nie była w stanie sprostać tematowi, że, aby wyłożyć, o co mi chodzi, potrzebowałem tych trzystu czy czterystu stron. GS: Po książki których polskich pisarzy Pan najczęściej sięga? Mam na myśli całą literaturę polską, nie tylko twórców nam współczesnych. JD: Sięgam często po poetów: i XX-wiecznych klasyków, jak Miłosz, Herbert, Szymborska, Grochowiak, Leśmian, i po nieco zapomnianych czy nie dość docenionych, jak Nowak czy Świrszczyńska, wreszcie po żyjących: Tomasza Różyckiego, Dariusza Suskę, Maćka Woźniaka, Agnieszkę Kuciak, po Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego i Bogusława Kierca, po Martę Podgórnik. Lubię sobie czasem poczytać wielkich dawnych: Morsztyna, Naborowskiego, krystalicznego Kochanowskiego. A z prozy? Z prozy wracam do Schulza, do Gombrowicza, do Huellego i Iwaszkiewicza, do Pilcha i Tokarczuk, do Chwina, do Witkowskiego. Jest co czytać w polszczyźnie.

Fot. Piotr Sunderland

GS: Przyznam, że, czytając „Rynek w Smyrnie”, miałam wrażenie, jakbym wchodziła w obraz namalowany przez impresjonistę – cienie, smaki, zapachy, zdarzenia jak rzucane na płótno plamy farby. Czy obraz przemawia do Pana tak silnie jak słowo? JD: Zależy jakie słowo i jaki obraz. Wydaje mi się, że im człowiek częściej obcuje z jakąś sztuką czy jakimś aspektem rzeczywistości, tym bardziej na niego działają i tym jest na nie bardziej wyczulony – ja na przykład niespecjalnie czuję naturę. Niby ładne, ale tak dogłębnie, do łez zachwycić się nie potrafię ani górą, ani morzem, ani archipelagiem, ani nawet pojedynczym kwiatkiem. A obrazem

4

czy tekstem – i owszem. Taką już sobie ścieżkę poznawania rzeczywistości obrałem. GS: Co robi Jacek Dehnel, kiedy potrzebuje wyciszenia? JD: Nie prowadzę burzliwego życia, nie działam w systemie szaleństwo-wyciszenie-szaleństwo-wyciszenie. Mam dom, w nim pokój z książkami i płytami, w kuchni herbatę i nalewki, w łazience – wannę z bieżącą wodą, dzielę to wszystko z mądrym i ciekawym facetem. Nienormowany czas pracy, możliwość swobodnego podróżowania. Czego tu jeszcze trzeba? GS: Czy ma Pan swoje ulubione książki, bez których trudno się Panu obejść? JD: Mam. Mniej więcej jedną trzecią domowej biblioteki, myślę sobie. Ale pozostałe właściwie też są istotne, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się okażą potrzebne i nieodzowne. Albo wiem, że jeśli wypuszczę je z rąk i dam w prezencie czy sprzedam na Allegro, to przez całe lata na nie już nie trafię, bo są unikatami. I nie chodzi mi o jakieś białe kruki, tylko np. o broszurkę propagandową porównującą trudny los młodzieży za sanacji i wspaniały w czasach stalinowskich. Albo egzemplarz z czyimiś zabawnymi notatkami na marginesach. Trafiło się raz i trzeba trzymać. Po mojej śmierci będzie cieszyło kogo innego. GS: „Balzakiana” mnie zachwyciły – czasy się zmieniają, a ludzie wciąż popełniają te same błędy i grzechy. Powstało na ten temat wiele książek. Czemu Pan wybrał właśnie Balzaca? JD: Czytałem Balzaka już wcześniej, „Ojca Goriot” z umiarkowanym entuzjazmem, „Eugenię Grandet” w pełnym zachwycie, ale dopiero przy mało znanym „Domu pod kotem z rakietką” zorientowałem się, że Balzak opisał społeczeństwo bliźniaczo podobne do tego, w którym żyjemy po 1989 roku: stare porządki i hierarchie (sprzed rewolucji i sprzed II wojny światowej) runęły, nowe (napoleońskie i komunistyczne) zostały odrzucone; postulowany powrót do czasów sprzed katastrofy jest niemożliwy, więc społeczeństwo wykuwa nową hierarchię, do czego dawne kryteria już się nie nadają – pojawia się więc nowy wspólny mianownik, którym mierzymy ludzi: pieniądz. Nieszczególnie mądry, zdecydowanie niesprawiedliwy, ale za to łatwo przeliczalny. Polska powojenna była Polską romantyków


WYWIADY

DEHNEL od kuchni

i pozytywistów, którzy w ten czy inny sposób próbowali poradzić sobie z narzuconą siłowo władzą. Nasza Polska jest już opisana przez Balzaka; wystarczy nieco pozmieniać dekoracje i pasuje jak ulał. GS: Rada Języka Polskiego doceniła Pana umiejętności, nadając tytuł Ambasadora Polszczyzny. Co Pana najbardziej drażni w potocznej mowie Polaków? JD: Niechlujstwo. Polszczyzna mówiona jest niechlujna: z gruba ciosana, brzydko artykułowana, pozbawiona uroku, wdzięku, wulgarna – i to wulgarna nie w sposób pieprzny, pomysłowy, co zdecydowanie, zwłaszcza w określonych kontekstach, pochwalam; nie, wulgarna bezrefleksyjnie, bo łatwiej używać czasownika posiłkowego „pierdolić” z przedrostkami niż bogactwa dostępnych czasowników. Mało komu chce się używać polszczyzny z fasonem – to trochę tak, jakby wszyscy bez względu na okoliczności ubierali się w worki parciane. Tymczasem nawet o pęczek rzodkiewek w sklepie można poprosić ładnie. A jeśli nie ładnie, to przynajmniej z pomysłem, z neologizmem jakimś. Kiedyś przy kasie słyszałem, jak pracująca nieopodal pani kwiaciarka, ewidentna weteranka alkoholizmu, podała kasjerce piwa i opakowanie chusteczek, po czym przepitym głosem powiedziała: „Osiem piwek i te... zasssssmarkańce”. To nie było ładniusie i milusie. Ale było z charakterem.

GS: Panie Jacku, to wywiad „od kuchni”. Zacznijmy więc od tego tematu. Czy lubi i umie Pan gotować? JD: Dość lubię, owszem. Nie dzień w dzień może, a do tego bardziej wiosną i latem niż jesienią i zimą, ale tak. A czy umiem? O tyle, o ile. Nie jestem może mistrzem rondla i patelni, nie mam w repertuarze zakresu potraw jak Monatowa albo Makłowicz. Goście są grzeczni i nie narzekają. GS: Jaka jest Pana popisowa potrawa, poza nalewkami oczywiście? JD: Zależy od pory roku. Latem spaghetti z małżami i miętą, piemoncki tatar z cytryną i oliwą truflową, marokańska sałatka z pomidorów i marynowanych cytryn, jesienią wołowina w sosie pomarańczowym, zimą indonezyjskie nasi goreng i pieczeń z barana... Rozmaicie.

GS: Czy „Saturn” powstał z powodu fascynacji malarstwem Goyi, czy dlatego, że chciał Pan pokazać relacje ojca z synem? JD: Pierwsza była zdecydowanie chęć napisania powieści o patriarchalnej rodzinie; nosiłem się z tym od dłuższego czasu i dopiero historia mężczyzn z rodziny Goya okazała się tym właściwym silnikiem, który pchnął powieść. Mogło trafić na kogo innego – acz, oczywiście, aura malarstwa Goi, jego charakter, sama epoka wpłynęły na książkę gruntownie. W „Saturnie” spróbowałem skonstruować w języku atmosferę znaną z co posępniejszych obrazów Francisca: duszną, lepką, ciemną, cuchnącą podejrzanymi aromatami, zatem „goyowskość” jest ważną częścią tej książki, ale to nie ona była iskrą zapalną.

GS: Uff, menu jak z najlepszej restauracji. Wychodzimy z kuchni. Jest Pan młodym człowiekiem, a na koncie ma Pan już sporo książek. Która z nich jest dla Pana najważniejsza? JD: Ale pod jakim względem? „Lala” jest pewnie najbardziej osobista i najpopularniejsza, „Saturna” i „Matkę Makrynę” uważam natomiast za najdojrzalsze literacko. Z wierszami nikt się nie liczy, a przez wiersze, jak sądzę, można powiedzieć rzeczy istotniejsze niż przez prozę. Wreszcie najważniejszy jest w tej chwili „Krivoklat”, bo to powieść, która dopiero nadchodzi.

GS: „Młodszy księgowy” to zbiór fantastycznych felietonów. Czy lubi Pan ten gatunek? JD: Bardzo – choć raczej czytać niż pisać. Czytanie dobrych felietonów to jedna z najprzyjemniejszych znanych ludzkości rozrywek, pisanie felietonów natomiast to katorga. Potwornie trudna, wymagająca forma; trzeba do tego wielkiej dyscypliny, pomysłu, iskry. Nie wyobrażam sobie pisania jednego felietonu tygodniowo – w szczycie oddawałem miesięcznie dwa felietony do Wirtualnej Polski i jeden do „Polityki”, ale chyba tylko te z „Polityki” były felietonami w znaczeniu ścisłym. W Wirtualnej Polsce nie miałem ograniczenia objętości, a to jedna z najistotniejszych spraw; mogłem się nieco spóźniać z terminami; połowa tekstów, które oddawałem, była tak naprawdę nie felietonami, a recenzjami książek (one zresztą do „Młodszego księgowego” nie trafiły), inne były jakaś formą pośrednią między felietonem, esejem a paplaniem. No, ale ćwiczenie czyni mistrza, więc ćwiczę dalej.

GS: Intrygujący tytuł. Zdradzi Pan coś więcej? JD: To powieść-monolog, pastisz tekstów Bernharda, opowiadająca o tytułowym panu Krivoklacie, pacjencie kliniki psychiatrycznej Centrum Medyczne Zamek Immendorf, który przebywa tam, ponieważ konsekwentnie niszczy arcydzieła sztuki w słynnych muzeach europejskich za pomocą kwasu siarkowego. Sama postać Krivoklata jest luźno oparta na niejakim Hansie Joachimie Bohlmannie, ale nie jest w żadnym razie biografią, raczej wariacją na motywach. GS: Fascynujące, a kiedy nowe przygody Szczupaczyńskiej? JD: Siadamy do nich od stycznia, mamy je oddać do końca maja, a powinny się pojawić w księgarniach jesienią. Ale to bardzo bliskie terminy, nie wiem, czy nam się uda, choć trzeba przyznać, że po pierwszym tomie mamy już pewne doświadczenie we wspólnym pisaniu – a poza wszystkim we dwóch pisze się dwa razy szybciej niż w pojedynkę.

GS: Co Pan sądzi o kondycji naszej współczesnej rodzimej literatury? JD: Ma się lepiej niż polski sport i polska armia, a utrzymuje się ją znacznie niższym kosztem. 22 sierpnia 2013 roku

5


WYWIADY

GS: Czytelnicy Pana kochają i chcieliby poznać Jacka Dehnela prywatnie. Proszę mi powiedzieć, jaki jest Dehnel? Ekscentryczny, cyniczny, wrażliwy, empatyczny? JD: No, to różnie bywa; jedni kochają, inni nie znoszą. Wolałbym nie stawać teraz w sytuacji randki w ciemno – jeśli czytelnicy chcą wiedzieć, jaki jestem, to przecież jest sporo książek, z których można mnie sobie, mniej więcej, wyprowadzić, wyrysować. Zwłaszcza z „Dziennika”, gdzie spora część mojej codzienności jest podana jak na talerzu. GS: To prawda, ale czytelnik nigdy nie ma pewności, że w książce odnajdzie prawdę. Z „Dziennika” wiem, że od dziecka Pan mnóstwo czytał. Jaka jest Pana ulubiona książka z dzieciństwa? JD: Jest całkiem sporo kandydatów. „Muminki”, „Bracia Lwie Serce”, dwa tomy historii o rodzinie Bastable’ów. Przepiękne „Baśnie włoskie” Italo Calvino, zresztą z cudownymi ilustracjami Majchrzaka. „Alicja w krainie czarów” z ilustracjami Dušana Kállaya, a także dwie perły komunistycznej propagandy dla dzieci, to jest „Cebulek” i „Przygody kapitana Załganowa”. No, a skoro jesteśmy przy nim, to oczywiście „Przygody barona Münchhausena”. I „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”. O, i jeszcze cztery tomy o Rafale Krystyny Boglar, to było niebywale zabawne. GS: Czy ma Pan książkę, która idzie z Panem przez życie? JD: Żyję przez życie z książkami. Z jedną może iść fanatyk. GS: Nie miałam na myśli Biblii. Czasem zdarza się lektura, która nam towarzyszy. To może inaczej. Co Pan teraz czyta? JD: To nie tylko Biblia. To również Koran, Mała czerwona książeczka, Manifest WKP(b), Mein Kampf, ale wszystkich odpowiedzi na życie niektórzy szukają również w jakiejś książce Daenikena o tym, że przybyliśmy z kosmosu, albo w dziele o diecie cud. W każdej książce można znaleźć „sens życia”, w cienkiejj i grubej, w mądrej i głupiej, dobrej i złej. Chodzi o mechanizm, że to jedno dzieło ogłasza prawdę, a reszta jest zbędna. Teraz czytam na zmianę „Odbicie” Nowickiego, „Niedokończone życie Phoebe Hicks” Taborskiej, w kolejce czeka „Oryginał Laury” Nabokova, nowy (względnie) Sebald, czyli część świątecznych prezentów, a potem jeszcze trochę cracovianów, bo zaraz trzeba siadać do Szczupaczyńskiej. GS: Nie miałam na myśli tego typu książek. Panie Jacku, bardzo dużo Pan podróżuje. Czy jest miejsce, do którego chce Pan wracać? JD: Bardzo lubię południe Włoch, zresztą – całe Włochy, choć południe nieco bardziej niż północ. Zawsze wybieram się tam z radością i mam nadzieję, że kiedyś będę się tam mógł przenieść na dłużej. Lubię Berlin, lubię Nowy Jork, lubię Wiedeń, choć to sympatia przemieszana z pewną emocjonalną niewygodą. Ale w ogóle jestem bardzo wdzięczny losowi, że mogę dużo podróżować zawodowo, bo to stałe źródło zadziwień, zachwytów, anegdot. I nie trzeba w tym celu jechać na drugą półkulę, świetne rzeczy można zobaczyć w Lublinie czy w Bolesławcu. GS: Czy nawet na przystanku autobusowym albo w sklepiku za rogiem. Jestem po lekturze „Dziennika”. Uczestniczy Pan w renowacji Cmentarza Żydowskiego w Warszawie. Skąd taka potrzeba? JD: To raczej możliwość niż potrzeba. Okazało się, że jeden z najwspanialszych zabytków Warszawy XIX i XX wieku, równy rangą

6

Powązkom, popada w zniszczenie, ale dopóki miasto i gmina nie stworzą jakiegoś szeroko zakrojonego planu, można cmentarz ratować metodami chałupniczymi bez mała, siłą własnych rąk. A zatem: karczować krzaki, drzewka, malować farbą przeciwrdzewną ogrodzenia, między którymi trafiają się prawdziwe arcydzieła sztuki kowalskiej... Jest co robić. A skoro jest, to czemu tego nie robić? Ratowanie rozpadającej się kamienicy wymaga ogromnych funduszy i fachowców, tymczasem cmentarz żydowski może ratować naprawdę każdy. GS: Obecnie mamy trudną sytuację polityczną w kraju. Czy pokusi się Pan o wypowiedź, jak Pan widzi najbliższą przyszłość w kontekście rządów nowej partii? JD: Źle. GS: Czy ma Pan poczucie humoru? JD: O to chyba należy zapytać kogo innego. GS: Jest Pan bardzo inteligentny, więc sądzę, że może Pan ocenić siebie. Ponawiam pytanie. JD: Mnie moje żarty bardzo bawią. GS: Wspaniale. Jakie cechy najbardziej ceni Pan u innych? JD: Błyskotliwość, poczucie humoru, inteligencję. Ale z czasem coraz bardziej zwykłą przyzwoitość. GS: Czego Pan nie toleruje? JD: Agresji, chamstwa, podłości. Ale bardzo często uchodzą one za „obronę”, „asertywność” i „skuteczność”. GS: Czy lubi Pan spotkania z czytelnikami? JD: Jedne bardziej, inne mniej, ale – co do zasady – owszem, w przeciwnym razie bym ich unikał, a tymczasem co roku mam ich między pięćdziesięcioma a sześćdziesięcioma, to sporo. GS: Ciekawa jestem, jacy ludzie przychodzą na spotkania z Panem? JD: Chętni. Czasem też niechętni, ale to młodzież szkolna, młodzież szkolna czasem musi, starsi natomiast dobrowolnie. I bardziej szczegółowo się nie da, bo przychodzą kobiety i mężczyźni, dzieci i starcy, z dużych miast i ze wsi, katolicy i ateiści, prawaki i lewaki, cały przekrój społeczny. GS: Co Pan sądzi o poziomie czytelnictwa w Polsce? Ja zauważam, że największym powodzeniem ostatnio cieszą się erotyczne romanse, najczęściej fatalne warsztatowo. JD: Poziom czytelnictwa jest fatalny, ale to wiemy ze statystyk regularnie prowadzonych przez Bibliotekę Narodową. Polacy nie czytają. Jak ktoś czyta, to cud prawdziwy, niech to będą nawet fatalne romanse, może z czasem dojrzeje do czegoś bardziej ambitnego. GS: To chyba zbytni optymizm. Jakie marzenie ma Jacek Dehnel? JD: Ja mam bardzo nieskomplikowane marzenia – żeby choroba, śmierć, wojna, niedostatek, niewola omijały moich bliskich i mnie. Tylko tyle i aż tyle.


WYWIADY

GS: Jedna rzecz od dawna mnie nurtuje – Pana laska. Biega Pan, więc nie jest ona niezbędna. Czy to styl, image, czy talizman? JD: Mam astmę, teraz już zaleczoną, z tego się zresztą czasem wyrasta, ale w liceum wygodniej chodziło mi się z parasolem, przynajmniej w tych okresach, kiedy choroba mi szczególnie dokuczała. A potem to już rekwizyt, który lubię. Dużo chodzę, a nieprzypadkowo laski wymyślono nie tylko jako podporę dla starców, ale i jako narzędzie spacerowe – coś takiego, jak kijki do nordic walking. Kiedyś niemal wszyscy młodzi mężczyźni chadzali z lekkimi laskami spacerowymi.

wokół siebie aurę tajemniczości, inności. To dzisiaj prawie niespotykane. JD: To wszystko bardzo miłe, co Pani pisze, ale wydaje mi się, że są to rzeczy niezależne od czasów, w których się żyje, zawsze zresztą dość rzadkie. Nasze czasy, z wszystkimi technologicznymi udogodnieniami, bardzo mi odpowiadają. GS: Właśnie, co to za gra Cywilizacja? To też z lektury „Dziennika”. JD: Civilization V, piąta edycja gry, w którą grywałem jeszcze jako uczeń podstawówki, polega na budowaniu wielkiego imperium, które przetrwa próbę czasu.

GS: Właśnie – kiedyś. Czasem odnoszę wrażenie, że urodził się Pan w niewłaściwej epoce. Może wyjaśnię, dlaczego: ma Pan klasę, dystans do ludzi, roztacza Pan

GS: Panie Jacku. Dziękuję za rozmowę i poświęcony czas. JD: Proszę bardzo.

Fot. z archiwum autora

30 grudnia 2015 roku

7


WYWIADY

Odnalazłam w tej książce to, co dla tej autorki charakterystyczne, magię i niepowtarzalny klimat.

T

ym razem Anna Klejzerowicz ogromnie mnie zaskoczyła. Ta powieść bardzo różni się od jej poprzednich książek. W małych wsiach pod Gdańskiem, w czasie mroźnej i śnieżnej zimy, zamarzają ludzie. Przed śmiercią widzą Królową Śniegu, która podaje im płyn do wypicia. Nie są to tylko ich urojenia, ponieważ policja znajduje obok zwłok ślady damskich butów. Dziennikarka, Felicja Stefańska,

która przyjechała do malutkiej mieściny z Gdańska, zaczyna prowadzić własne śledztwo. Mieszkańcy mówią o klątwie. Wielu z nich ma coś do ukrycia. Czego obawia się przyjaciółka Felicji, radna Greta? Jakie tajemnice z przeszłości ukrywają mieszkańcy? Oczywiście nie zdradzę, bo tę powieść musicie przeczytać z kilku powodów. Fenomenalnie poprowadzona akcja, atmosfera grozy, a to wszystko osadzone w zimowym, mroźnym klimacie. Wspania-

8

łe opisy, przekonujące postacie. Autorka osadza akcję na tle społecznym. Pokazuje życie, a właściwie wegetację ludzi w popegeerowskich wsiach. Wszechobecne pijaństwo, patologia, beznadziejność, zaniedbane dzieci, przemoc w rodzinach. Zamknięty krąg, z którego ci ludzie nie potrafią, a może nie chcą się wydostać. Nie pomaga im w tym miejscowy ksiądz, ograniczony i skupiony na dogmatach, nie człowieku. Świetna, ale trudna, chwilami wstrząsająca lektura. Autorka stworzyła powieść wielowymiarową, praktycznie z każdą stroną odkrywamy coś nowego. Nawiązanie do tytułowej Królowej Śniegu, moim zdaniem, nie odnosi się do całej baśni Andersena, ale do jej kilku elementów. Odłamki rozbitego szkła w oczach, szare widzenie świata, ale przede wszystkim lód w sercach. Obojętność, brak empatii, zagubienie, trudności w odróżnieniu dobra i zła. Anna Klejzerowicz napisała nie tylko świetny kryminał, ale i bardzo wysokiej klasy literaturę. Odnalazłam w tej książce to, co dla tej autorki charakterystyczne, magię i niepowtarzalny klimat. Najwyższa ocena za całokształt. Przeczytajcie koniecznie, popijając gorącą herbatę, bo w tej lekturze jest zimno i strach. Muszę uprzedzić, że zarwiecie noc, bo od lektury nie sposób się oderwać. (GS) Książka przekazana przez wyd. FILIA, pod patronatem medialnym KzK


WYWIADY

Jest strachem i grozą podszyta, ponieważ i mnie opisane zjawiska przerażają.

G.S. Przyznaję, że trudno jest zadawać pytania osobie, z którą się przyjaźnię od dobrych kilku lat. Ale ponieważ wydaje mi się, że dobrze Cię znam, tym bardziej zadziwia mnie każda Twoja książka. W „Królowej śniegu” pokazujesz swoją niesamowitą wrażliwość, empatię. Czy kiedy piszesz, objawia się inna Anna Klejzerowicz, delikatna, zadumana, umiejąca zaczarować czytelnika? A.K. Znasz mnie dobrze, więc wiesz, że mam wiele twarzy. Tak chyba jest, że osoby zawodowo piszące, czyli najlepiej się porozumiewające za pomocą bliskiej sobie materii – mianowicie słowem pisanym – najbardziej „obnażają” się w swoich tekstach, a w życiu bywają bardziej zdystansowane. Może dlatego, że są skupione na obserwacji rzeczywistości. Myślą natomiast za pomocą słów, zapisywanych w ciszy i skupieniu. G.S. W „Królowej śniegu” poruszyłaś bardzo ważne tematy społeczne. Zrobiłaś to w sposób bliski reportażowi. Znasz to z autopsji, czy robiłaś research? A.K. „Królowa śniegu” to efekt moich wieloletnich obserwacji i przemyśleń. Czuję ogromną ulgę i satysfakcję, że wreszcie ją napisałam. Tak, zbliżone sytuacje znam z autopsji, od mniej więcej dekady mieszkam poza miastem i te problemy są mi bliskie. Research oczywiście też robiłam. Bez solidnego, uczciwego researchu nie wyobrażam sobie książki. A jeśli chodzi o konwencję (częściową) reportażu... zaplanowałam ją z rozmysłem, pewnie dlatego, że zaczynałam od publicystyki. Uznałam, że taka formuła się tu sprawdzi.

Fot. z archiwum autorki

G.S. I sprawdziła się. Moim zdaniem to Twoja najlepsza książka. Powiedz, czy łatwo jest zbudować nastrój grozy? W tej powieści czuje się strach, niesamowitą atmosferę. A.K. Jest strachem i grozą podszyta, ponieważ i mnie opisane zjawiska przerażają. Starałam się obrazem i klimatem przekazać własne odczucia czytelnikowi. Jeśli się udało, to dobrze – może choć część ludzi zrozumie, że krwawa fikcja, odcięte kończyny czy inne makabry, są tak naprawdę mniej straszne od tego,

9

co obserwujemy wokół siebie, w naszej codzienności... G.S. Właśnie, codzienność. U Ciebie jest szara, beznadziejna, często okrutna. Polska rzeczywistość? Tak ją postrzegasz? A.K. Nie tylko. Rzeczywistość jak rzeczywistość – posiada wiele barw i odcieni. Tyle że często wolimy widzieć wyłącznie pastelowe kolory, a nie dostrzegać tych bardziej ponurych tonów. A może – gdybyśmy nie zamykali na nie oczu – udałoby się im skuteczniej zaradzić? Nie wiem. W każdym razie uważam, że uniki nikomu nie przyniosą szczęścia, a życie złudzeniami jest niedobrym rozwiązaniem. Nie jest żadnym rozwiązaniem. Poza tym… poza tym w mojej książce panuje ostra zima, a ona jest ze swej natury czarno-biała, szara i zimna. G.S. Czytelnicy pokochali postać Emila Żądło z Twoich powieści kryminalnych z historią w tle, ale zafascynowała ich również postać Felicji. Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do tej postaci. A.K. Również mam taką nadzieję, polubiłam tę bohaterkę, dobrze się z nią czułam. Ale to zależy od wielu czynników. Także od samej Felicji. Możesz się śmiać, ale postaci literackie, jak już zaczną żyć własnym życiem, to naprawdę często dyktują swoje warunki... G.S. Wierzę. Czy zamierzasz napisać serię powieści inspirowanych baśniami? A.K. Prawdę mówiąc, nie myślałam o tym. Przynajmniej nie od początku. Podpowiedzieli mi to czytelnicy na czacie i myślę, że pomysł jest ciekawy, a baśnie naszego dzieciństwa mogą być doskonałą inspiracją. Taki dialog z nimi. W końcu to były zazwyczaj mądre teksty – mądre odwieczną ludową mądrością. Więc kto wie. W każdym razie zastanowię się nad tym. G.S. Dziękuję za poświęcony czas. A.K. Również dziękuję, pozdrawiam czytelników. Z Anną Klejzerowicz rozmawiała Grażyna Strumiłowska


WYWIADY

PU ZYŃ SKA

Fot. Tatiana Jachyra

KATA RZY NA

Kasiu, pojawiłaś się na naszej scenie literackiej nie tak dawno i od razu zdobyłaś serca czytelniczek/czytelników. „Motylek” i moje – nie ukrywam – zdobył. Powiedz, jak go pisałaś? Spontanicznie, czy po długim i głębokim namyśle? W jaki sposób narodził się pomysł na pierwszą książkę? O pisaniu marzyłam od zawsze! Wydawało mi się jednak, że napisanie książki, a co dopiero utrzymywanie się z pisania, to rzecz niemożliwa. Albo coś, co mogą robić inni, ale nie ja. I, krótko mówiąc, zwyczajnie bałam się spróbować. Impulsem, żeby się przełamać, była dla mnie lektura wywiadu z jedną z moich ulubionych pisarek. Ona też mówiła o strachu, który odczuwała na początku. Pomyślałam sobie wtedy, że jeżeli nie spróbuję, to nigdy nie będę widziała, czy się uda. Natomiast bezpośrednią inspiracją do powstania tej konkretnej historii był pewien zimowy spacer z moim psem. Ponieważ bardzo nie lubię zimna, szłam opatulona kapturem i patrzyłam pod nogi na śnieg. W pewnym momencie wyobraziłam sobie stróżkę krwi, która tę biel przełamywała. Chwila! Ta stróżka prowadzi do ciała. Nie kogo innego, a ciała zabitej zakonnicy. Czyli pierwszej ofiary, która pojawia się w „Motylku”. Potem zaczęłam zadawać sobie pytania, dlaczego ta niewinna, zdawałoby się, kobieta, zginęła. Kto i dlaczego miał powód, żeby ją zabić. W ten sposób zaczęłam stopniowo budować tę historię. Stworzenie całości oczywiście trochę zajęło. Przez cały czas pracowałam w tajemnicy. Mężowi mówiłam, że przygotowuję zajęcia dla studentów. Pewnie to też wynikało z lęku, czy się uda.

10

Czy od razu – pisząc „Motylka” – zaplanowałaś całą serię o Lipowie? Wiedziałaś od początku, że będzie to cykl? Tak. Od początku miałam nadzieję, że tak będzie. Sama uwielbiam czytać serie. A to dlatego, że wtedy autor może zbudować bardzo drobiazgowy świat – na to zwyczajnie nie ma miejsca w pojedynczej książce. Za każdym razem można dodawać nowe szczegóły. Bardzo ciekawe jest również obserwowanie, jak bohaterowie zmieniają się z książki na książkę. Przecież żaden człowiek nie jest cały czas identyczny. Te zmiany są fascynujące. Tu, być może, odzywa się moja natura psychologa. A dlaczego prowincja? Pytam przekornie, bo sama prowincję kocham. Ale dlaczego nie napisałaś powieści w realiach Warszawy? Ja kocham naturę i jej bliskość. Wieś. Jednak nie tylko z tego wynikał wybór lokalizacji. Lipowo ma swój pierwowzór w rzeczywistości. Zdradziłam już kiedyś, że tak naprawdę to miejsce nazywa się Pokrzydowo (choć dodam od razu, że tak naprawdę, całe szczęście, nikt tam nikogo nie morduje!). Spędzałam tam bardzo dużo czasu w dzieciństwie, ponieważ mieszkali tam moi dziadkowie. To moje miejsce na ziemi. Zaczynając pracę nad serią, uznałam więc, że akcję umieszczę właśnie tam. Żeby móc wracać. Chociażby na kartach powieści. Poza tym jest jeszcze moja miłość do powieści Agathy Christie. Większość z nich rozgrywa się przecież na prowincji. Takie małe społeczności to bardzo wdzięczny temat dla autora kryminałów! Ile tam się dzieje! Często podskórnie. Tajemnice, sekrety, gry pozorów. Poza tym mała społeczność to też niejako świat pod lupą. Można łatwiej dojrzeć wielkie problemy, kiedy są pokazane w mniejszej skali. A przecież teraz kryminał to już nie tylko zagadka i pościg za mordercą, ale też gatunek mocno zaangażowany – pokazujący te obszary życia, często trudne, z którymi ludzie zmagają się na co dzień.


WYWIADY

Czar Twoich książek, moim zdaniem, kryje się właśnie w tej kameralnej scenerii, w postaciach bardzo ludzkich i „zwyczajnych”, w klimacie pełnym ciepła, nawet pomimo zbrodni. To przyciąga czytelników zmęczonych kryminałem mrocznym, zimnym, nieprzyjaznym. Zdradź nam, jak sama widzisz swoje książki. Bardziej jako kryminały z tłem obyczajowym czy raczej powieści obyczajowe z kryminalnymi wątkami? Spojrzenie na książkę zawsze zależy oczywiście od czytelnika, ale zdecydowanie są to kryminały. Trzon opowieści to relacja sprawcy i ofiary. Najważniejszy punkt historii. Staram się jednak, żeby mrok i ciężar morderstwa był równoważony przez inne wątki – czy to obyczajowe, czy społeczne. Czasem przez nutę humoru. Jeżeli cały czas wszystko ociekałoby krwią, to straciłoby swoją siłę. Trup w pozornie idyllicznym Lipowie przeraża jeszcze bardziej. Poza tym każda moja książka jest inna. Niektóre są spokojniejsze, inne bardzo mroczne. Przyglądając się serii, można też zobaczyć, jak ja się przez te lata zmieniałam. I jako pisarz, i jako osoba.

można powiedzieć, że jestem z nimi bardzo blisko. Jednak żadna z moich postaci nie jest mną. Mają swoje poglądy na świat i, mimo podobieństw w różnych sferach, żadna z tych osób nie reprezentuje do końca moich poglądów na życie. Znasz losy swoich bohaterów niejako z góry? Masz w głowie zarys ich dalszego życia, czy budujesz je na bieżąco? Mam w głowie zarys historii. Kiedy pracuje się nad serią, trzeba zapowiadać pewne wątki z książki na książkę, więc muszę mieć pewne rzeczy zaplanowane. Z drugiej strony, jak powiedziałam wcześniej, bohaterowie sami czasem podejmują rozmaite decyzje, i wtedy taki plan trzeba odpowiednio zmienić i dopasować do tego, co się aktualnie dzieje. Czekamy więc na kolejne spotkanie z nimi. Już niedługo, prawda? „Czarne narcyzy” – brzmi tajemniczo. Możesz coś więcej zdradzić, czy wolisz nas zaskoczyć? Tym razem Podgórski i Kopp będą się starali rozwikłać sprawę śmierci trójki bezdomnych. Niestety nie wszystkim jest to na rękę. Pewna dziennikarka zasugeruje policjantowi, żeby odpowiedzi szukał w ukrytym w lesie domu. Według lokalnej legendy miejsce jest nawiedzane przez diabła. Jak to zwykle u mnie bywa, szybko pojawią się kolejne trupy! Sprawę komplikuje też fakt, że dziennikarka wkrótce znika, Weronika Nowakowska otrzymuje dziwną wiadomość od nieznanego nadawcy, a pewien mieszkaniec Lipowa umiera dzień po wyjściu z więzienia. Nie zdradzę oczywiście, co z tym wszystkim wspólnego mają czarne narcyzy! Tego dowiecie się z książki. Premiera już 13 czerwca! Zapraszam serdecznie.

Ty sama żyjesz trochę jak Twoi bohaterowie: ogród, zwierzaki. Przenosisz swoje czworonogi na karty książek? Faktycznie w moich książkach często pojawiają się zwierzęta. Jak również szeroko pojęta natura. Jestem zafascynowana jej siłą. Zresztą Lipowo jest położone wśród lasów i jezior. Natura to nieodłączny element tego miejsca. Wracając jednak do zwierząt! W moich książkach pojawił się pies, dwa konie, kot… Długo by wymieniać. Część faktycznie jest wzorowana na moich pupilach. Uważam, że stosunek do zwierząt bardzo wiele mówi o człowieku. Zresztą nie tylko ja jestem tego zdania. Są badania na ten temat. Więc i to wcale nie jest tak oderwane od kryminału, jak mogłoby się wydawać. Czasem droga zabójcy rozpoczyna się od maltretowania zwierząt. Jeżeli ktoś się do tego posuwa, istnieje niestety duża szansa na to, że później zrobi to samo człowiekowi.

Pięknie dziękujemy za rozmowę, trzymamy kciuki! Z Katarzyną Puzyńską rozmawiała Anna Klejzerowicz

Wróćmy jeszcze do psychologii. Jesteś przecież psychologiem z wykształcenia. Czy jako autorka bazujesz na swej wiedzy teoretycznej, czy zdajesz się bardziej na intuicję i obserwację? Oczywiście, że wykorzystuję swoją wiedzę w tym zakresie – czy to związaną z psychologią ogólną, śledczą, czy kliniczną. Na pewno też wpłynęło to na moje podejście do konstruowania historii. Dla mnie zawsze człowiek jest w jej centrum. To, co się w nim dzieje, i jego relacje z innymi ludźmi. Z tego potem wynika morderstwo. Każdy pisarz musi też być dobrym obserwatorem. I posiadać wielką empatię. A tego przecież także uczy psychologia. Bez empatii ciężko byłoby wejść w skórę bohaterów. Lubisz swoich bohaterów? Są dla Ciebie żywymi ludźmi? Która postać jest Ci najbliższa, reprezentuje Twoje poglądy na życie? Jestem bardzo zżyta z moimi bohaterami. W końcu spędzam z nimi całe dnie! Choć tę relację naprawdę trudno opisać. Niektórych lubię, inni mnie irytują. Czasem mam ich dosyć, ale tak naprawdę nie chcę się z nimi rozstawać na dłużej. Poświęcam bardzo dużo czasu każdej z postaci. Buduję portrety psychologiczne i tak dalej. Jeżeli odrobi się pracę domową i porządnie popracuje nad bohaterami, oni wtedy niejako zaczynają żyć własnym życiem. Potrafią nawet podejmować swoje decyzje, których autor nie zaplanował. Zostać zaskoczonym przez swoją postać – to też urok pisania! Tak więc

11


GALERIA


CZAT

REMIGIUSZ

MRÓZ Książka zamiast kwiatka Po wielomiesięcznym ściganiu wreszcie się udało. Remigiusz Mróz (...). Witamy gwiazdę polskiej literatury i zapraszamy do zadawania pytań. t Remigiusz Mróz Dzięki za zaproszenie... i za ściganie. Anna Klejzerowicz Seria prawnicza, seria sensacyjna z Zakopanem w tle, seria wojenna... ;-) Którą Ty sam lubisz najbardziej i co jeszcze dla nas planujesz? t Remigiusz Mróz Nie mam pojęcia – siadając do Forsta wydaje mi się, że jego. Z Chyłką jest tak samo, więc wychodzi na to, że najbardziej lubię to, nad czym obecnie pracuję – zresztą znasz to pewnie z autopsji. :) A planuję... coś zupełnie, zupełnie innego niż dotąd. ;) Anna Klejzerowicz No masz ci los... Tylko nie mów, że romans. ;-) Iwona Banach Fantastykę? Iwona Bejnar Oby nie erotyk. Anna Rząsa Zapowiada się ciekawie i... obiecująco. :) Małgorzata Kursa Co by to nie było, jakoś nie mam obaw. :) Ten typ tak ma, że za cokolwiek by się nie wziął, zrobi to dobrze. :) Anna Klejzerowicz Nasze standardowe pytanie: wiem, że już kiedyś na nie odpowiadałeś, ale może się coś zmieniło. ;-) Jaki jest Twój obecny stan czworonogów domowych? t Remigiusz Mróz Bez zmian, czyli czworonogów u mnie brak. :D Małgorzata Kursa Jak Pan to robi, że potrafi Pan pisać w takim tempie i nie schodzić z poziomu? t Remigiusz Mróz Takie pytanie od koleżanki po piórze to miód na serce! :) Ale jak odpowiedzieć – nie wiem. Po prostu siadam, piszę i cieszę się, że mogę to robić. :)

Fot. z archiwum autora

Małgorzata Kursa Psiakrew! Też bym tak chciała, ale nie umiem. :( Anna Klejzerowicz A kiedy kolejna sensacja z górami w tle? t Remigiusz Mróz W „Trawersie” tak je wyeksploatowałem, że przez jakiś czas chyba nie wrócę tam ze zbrodnią. Następnym razem... może nad morze? ;)

13


CZAT

Anna Klejzerowicz To ja nie chcę. Wolę góry. :p

Anna Klejzerowicz A co za różnica. ;-) Byle się rozumieli.

Grażyna Grzesiak Środowisko prawnicze jest Panu znane na tyle, by czerpał Pan z niego pomysły?

Katarzyna Przybyło Mnie to nie szokuje, zwyczajnie jestem ciekawa. :)

t Remigiusz Mróz Trudno powiedzieć – znam je tylko z rozmów ze znajomymi, sam jestem teoretykiem, nie praktykiem. :) Ale z pewnością realne zdarzenia stanowią pewną inspirację – to od nich kiełkują pomysły na fabułę, choć autor nie zawsze sobie to uświadamia.

Anna Rząsa Po przeczytaniu„Rewizji”, pytanie które wielu nasunie się jako oczywiste: kiedy możemy się spodziewać kolejnego tomu tej serii? Napiszę szczerze – czuję duży (ogromny) niedosyt...

Adam Marecki Panie Remigiuszu, na początku przepraszam za postawienie pytania nie w tym miejscu. Pytałem, czy jest Pan migrenowcem, ze względu na „obdarzenie” Forsta tą przypadłością i realistyczny opis ataku migreny. t Remigiusz Mróz Byłem! Nawet dosyć zaawansowanym – mroczki, zwalenie z nóg, światłowstręt, rozbłyski przed oczami, pełen zestaw. :) Pożegnałem się z tym jednak na dobre, kiedy zacząłem biegać – to chyba jedyne lekarstwo. ;) Adam Marecki Jestem pod wrażeniem, bo ja jestem czynnym migrenowcem. Bieganie nie pomogło. Książka zamiast kwiatka Polecam akupunkturę. Pomaga na wiele lat. Katarzyna Przybyło Witam!! Na początek początek pytanie lekko banalne: ile lat ma Zordon, a ile Chyłka? (ciekawi mnie ta różnica wiekowa). Iwona Banach Pytanie ze wszech miar ciekawe – też się nad tym zastanawiałam. :)

t Remigiusz Mróz Ja też! I dlatego już piszę IV tom. :) Na półki trafi na pewno w tym roku, przypuszczalnie akurat, jak liście zaczną spadać z drzew. ;) Anna Rząsa Do tego czasu to pewnie już osiwieję... Trudno, muszę ćwiczyć cierpliwość, ponoć to jedna z cnót :)... Na otarcie łez będzie kolejna cześć Forsta. Barbara Burzyńska Ojeju, gdzie tam jesień? Ja nie mogę się doczekać„Rewizji”, aż przyślą z księgarni, a tu na następny tom trzeba czekać tak długo. :) Chyba do tej pory przeczytam inne Pana powieści. :) Anna Rząsa Dodam, że na osłodę czekania na kolejny prawniczy tom mam jeszcze perspektywę wakacji w Tatrach :) z Forstem oczywiście :) chociaż po słowackiej stronie... Katarzyna Przybyło Czy w trakcie pisania udzielają się Panu emocje związane z wydarzeniami w książce (np. wyjątkowo ciężkie sceny morderstw, opisywanie czyjegoś cierpienia), czy raczej jest Pan do tego zdystansowany? t Remigiusz Mróz Udzielają się w nielicznych przypadkach – np. kiedy po zbyt dogłębnym poznaniu obozowego życia pisałem sceny osadzone w KL Mauthausen w „Parabellum”.

Anna Rząsa Oj tam, oj tam, w dzisiejszych czasach już nie tak wiele rzeczy szokuje :) a różnica wieku... Jak im nie przeszkadza, to nam nic do tego. ;) t Remigiusz Mróz Dobre pytanie, dlatego pozostawiam je otwarte. :D Można mniej więcej policzyć, biorąc pod uwagę studia Chyłki i aplikację Zordona, ale właściwie będzie to tylko szacunek. :) Kto strzeli? Katarzyna Przybyło Chyłka 29, Zordon 27? (nie wiem jak to jest z aplikacjami prawników)?? Bądź Pan człowiek, panie Remigiusz Mróz. :D Katarzyna Przybyło Miało być: Chyłka 39. Anna Klejzerowicz Ok. 10 lat? ;-)

Barbara Burzyńska Chyłka około 40, a Zordon pewnie około 26? Anna Rząsa 6-10 lat – dzisiaj to już tak nie szokuje :) Monika Tymoszuk Obstawiam 15 lat różnicy.

14

Fot. z archiwum autora

Katarzyna Przybyło Tyle miała jej koleżanka z liceum, ale nie jest powiedziane, że chodziły do tej samej klasy.


CZAT

Iwona Banach Pisze Pan nie tylko kryminały, ale i fantastykę, jak „Chór zapomnianych głosów”. Wróci Pan do tego gatunku, czy to już przeszłość? t Remigiusz Mróz Wrócę z całą pewnością! Mam nadzieję, że niebawem uda się zmieścić w terminarzu drugi tom „Chóru”, który jest już od pewnego czasu gotowy – i mam kilka nowych pomysłów. :) Tanya Kasparov Witam serdecznie. ;) Na wstępie chcę pogratulować Panu tempa pisania. Miesiąc na ponad 600 stron. :D Chociaż, szczerze mówiąc, dużo szybciej się czyta :D. Na ile jeszcze tomów będzie opiewała seria z Chyłką i Zordonem? ;)

Fot. z archiwum autora

t Remigiusz Mróz Tak przepadłem w „Rewizji”, że rzeczywiście zdarzało mi się wyjątkowo pisać nawet nocą – dobrze, że czytelniczo też można w niej przepaść. :D A ile będzie tomów? Nie wiem. Na pewno nie jeden. :) Anna Kozok Pewnie niejedna osoba, zaczynając przygodę z komisarzem Forstem, odruchowo zrobiła z niego Frosta. Forst->Frost ->Mróz – zabieg zamierzony czy przypadek?

Iwona Banach Jak wyczytałam na biblionetce u jakiegoś recenzenta: „polski system prawa w połączeniu z nieudolnością organów ścigania i sądownictwa powoduje, że nie da się napisać thrillera sądowego dziejącego się współcześnie w Polsce, bo w polskim procesie karnym nie ma akcji ani tempa” – czy zgodzi się Pan z tym zdaniem? To w końcu Pana dziedzina. :)

t Remigiusz Mróz Zamierzony, bo „Ekspozycję” pierwotnie chciałem wydać pod pseudonimem – stąd jakiś odcisk palca planowałem zostawić. :) Ale samo nazwisko wpadło mi do głowy podczas któregoś biegu, jako spolszczenie słowa forced, które w mojej głowie scharakteryzowało to, co na początku historii miało Forsta spotkać. ;)

t Remigiusz Mróz Jeśli nieudolność występuje, to już jest pole do zagospodarowania w thrillerze. :D Ale poważnie mówiąc, też się nad tym zastanawiałem przed „Kasacją”. Nie wiedziałem, jak to się sprawdzi w polskich realiach. A teraz piszę IV tom, więc sprawdza się chyba.

Jola Domagała Mam pytanie o moją ulubioną bohaterkę, czyli panią mecenas Chyłkę. Mam czasem wrażenie, że Chyłka to „twardy facet” w spódnicy. Mięsożerna, gruboskórna, z nałogami, a przy tym pełna swoistego uroku. Młodszy partner może się od niej tylko uczyć. Przyznam się, że taki model bardzo mi się spodobał, przyjemnie połaskotał kobiece ego. Co się kryje za taką konstrukcją bohaterów. Chęć przypodobania się czytelniczkom, własne głębokie przekonanie o sile kobiecego potencjału, po prostu taki pomysł przyszedł do głowy czy coś zupełnie innego?

Iwona Banach Będąc prawnikiem i czytając kryminały polskich autorów, zauważa Pan prawdopodobnie błędy popełniane przez polskich „kryminalistów”. Dużo ich jest? Jak Pan na nie reaguje? Jakie są najpoważniejsze? Czy w ogóle są; przyznam, że ta strona Pana wiedzy bardzo mnie ciekawi.

t Remigiusz Mróz Właściwie Chyłka wykreowała się sama – ja poznałem ją, kiedy weszła do pokoju widzeń i usiadła przed Langerem. Nie miałem pojęcia, kim jest, jaki ma charakter... ani tym bardziej dlaczego taki, a nie inny. :) Ale tak to wygląda ze wszystkimi innymi bohaterami – są zupełnie autonomiczni. ;)

t Remigiusz Mróz Właściwie u nas chyba nie, polscy autorzy robią bardzo dobry research. Za to często zdarzają się wpadki w tłumaczonych pozycjach – ale bardziej językowe (tych merytorycznych pewnie nie wyłapuję ze względu na powierzchowną znajomość innych systemów prawnych). :)

Karolina Sosnowska Czytam teraz „Rewizję” i mam wrażenie, że w tej części zmagań Zordona i Chyłki postawiłeś bardziej na wątki obyczajowe, a zmagania sądowe są tu tylko pretekstem do pokazania losów prawniczki i aplikanta. Czy zgadzasz się ze mną i czy położenie nacisku na życie prywatne głównych bohaterów było zamierzone? Czy w czwartej części dowiemy się więcej o przeszłości Chyłki i Zordona?

Iwona Banach Pańskie dialogi aż się skrzą od aluzji literackich i filmowych, od inteligentnych żartów językowych. Czy kieruje Pan swoje książki do jakiegoś szczególnie wyrobionego czytelnika? t Remigiusz Mróz O proszę, miło mi, że tak to wychodzi! :) A pytanie jest arcytrudne – każdy pisarz podczas tworzenia książki zastanawia się, jak spodoba się tej czy innej osobie. A im więcej czytelników, tym więcej takich myśli. Trudno jednak sprecyzować i określić jakąś konkretną grupę – najczęściej to rodzina, znajomi lub... blogerzy książkowi, których opinii się ufa. :)

Anna Rząsa Też mnie to ciekawi, chociaż odnośnie Zordona już coś niecoś wiemy, ale „Rewizja” zostawia nas z wieloma pytaniami odnośnie przeszłości Chyłki... No i ciekawe, co przyniesienie kolejny tom.

15


CZAT

t Remigiusz Mróz No ba! ;) Chciałem pokazać kawałek przeszłości Chyłki – ale tylko kawałek, w końcu to Chyłka, nie może za bardzo się odsłonić. :D Koncepcja jest taka, że w kolejnych tomach będzie coraz więcej elementów tej układanki, która ostatecznie składa się na to, dlaczego jest taka, jaka jest – choć po „Rewizji” właściwie sporo już można sobie dopowiedzieć. :) Joanna Janus Oboje z mężem jesteśmy absolwentami I LO i zastanawia nas, z kim miałeś polski i czy lubiłeś pisać wypracowania, i czy już były z dreszczykiem? t Remigiusz Mróz Ooo, pozdrawiam absolwentów I LO! :) Z profesor Kubicką, z którą żywiołowo się spierałem w sprawie Gombrowicza. :D A pisać pewnie, że lubiłem, choć w liceum chyba głównie poezję – publikowałem nawet te wypociny w szkolnej gazetce. :) Joanna Janus No to już wiemy, skąd taki wysoki poziom książek ;-) Czekamy z niecierpliwością na następne i liczymy na jakiś kącik literacki na 75-lecie szkoły ;-) Weronika Jankowska Czy postacie, których losy śledzimy na kartkach Pana powieści, są wzorowane na prawdziwych osobach? A może tworzy je Pan od zera? t Remigiusz Mróz Staram się na nikim nie wzorować, ale pewnie dzieje się to mimowolnie. Ostatecznie jednak to nie ja tworzę te postacie – same się tworzą, a potem zaczynają żyć własnym życiem. Im dłużej żyją, tym mniej mam do gadania w tej kwestii. :) Katarzyna Przybyło Dużo postaci z Pana powieści, tak jak Pan, biega – Zordon, Forst, Leitner. Forst tak samo jak Pan miewa migreny i łyka saridon. W „Wieży milczenia” jest długi opis parzenia Yerba Mate. Zastanawiam się, czy celowo promuje Pan zdrowy tryb życia, czy to niezamierzone? :D (Pytanie z przymrużeniem oka.)

t Remigiusz Mróz Żeby pisać i czytać, ile się da. I jeszcze więcej. :) I nie zrażać się, bo każdy pisarz zaczyna dokładnie tak samo – od zbierania odmownych odpowiedzi na propozycje wydawnicze. ;) Katarzyna Przybyło Czy Pańska popularność przekłada się na życie codzienne? Innymi słowy – czy może Pan iść spokojnie kupić bułki bez ciemnych okularów? :D t Remigiusz Mróz Pewnie, szczególnie jak pracuję nad książką i schowam się pod grubą warstwą brody. :D Czasem się zdarza, że ktoś mnie rozpoznaje, ale ostatecznie pisarz jest tajnym agentem swoich książek – to one są jego twarzą. :) Natalia Kapela Którą książkę trudnej napisać, pierwszą czy drugą, która utrzymuje poziom, że debiut nie był przypadkowo udany? t Remigiusz Mróz Właściwie nie mam pojęcia, bo napisałem kilka, zanim wydałem pierwszą – miałem więc ten komfort, że... po prostu pisałem, nie zastanawiając się nad tym, jak co zostanie przyjęte. :) Iwona Bejnar Czy „Parabellum” to już ostatecznie zamknięty rozdział? Wszak kilka lat wojny zostało jeszcze bohaterom do przeżycia. ;) t Remigiusz Mróz Kiedyś byłem pewien, że sprawa jest otwarta – teraz nie mam pojęcia. Wprawdzie nie planuję niczego konkretnego, ale może za jakiś czas któryś z bohaterów się upomni o uwagę... ;) Natalia Kapela Jak to jest być najgorętszym, a zarazem najzimniejszym nazwiskiem polskiego kryminału? t Remigiusz Mróz Całkiem ciekawie. :D Nie przypuszczałem kiedykolwiek, że nazwisko przyda się do takich celów. :) Katarzyna Przybyło Czy jest jakiś bohater Pana powieści, którego Pan wyjątkowo nie lubi? (Pomijam morderców).

Barbara Burzyńska Jakie rady dałby Pan młodym i niedoświadczonym pisarzom, którzy marzą o wydaniu swojej własnej powieści?

t Remigiusz Mróz Gerc w „Przewieszeniu” działał mi na nerwy – ale morderców wyjątkowo lubię. :D

Fot. z archiwum autora

t Remigiusz Mróz O proszę, przy okazji znalazła się wartość dodana w kilku książkach. :D Niezamierzon, ale muszę ten temat wyeksploatować w jakimś wywiadzie – dzięki za podsunięcie. :)

16


CZAT

Natalia Kapela Podziwiam determinację – tak co dziennie biegać; mnie brak motywacji! Szacunek ;)

t Remigiusz Mróz Ogromną! To najlepsza robota na świecie. :) Agata Paprocka Nie boi się Pan, że z czasem zabraknie Panu pomysłów na książki?

t Remigiusz Mróz Na dobrą sprawę nie mam wyjścia – dzięki temu nie wariuję od pisania. :)

t Remigiusz Mróz Absolutnie! Pomysły są wszędzie, wystarczy przestawić się na tryb szukania ich. :) Jedyne, czego się obawiam, to że zaleje mnie fala, przez którą zapomnę o czymś, co mogłoby być dobre. ;)

Natalia Kapela Czy ulubioną porą roku zgodnie z nazwiskiem jest zima czy jakaś inna? t Remigiusz Mróz Ze względów pragmatycznych, jako nałogowy i codzienny biegacz, wolę raczej pory umiarkowane. :)

Aleksandra Rogut Jaki jest Pana ulubiony polski i jaki szwedzki kryminał?

Katarzyna Przybyło Co najbardziej Pan lubi w spotkaniach z czytelnikami?

t Remigiusz Mróz Hmm... chyba muszę pominąć Stiega Larssona, bo to byłoby zbyt oczywiste. :) Może więc coś od Nessera, któryś tom cyklu z Barbarottim – „Całkiem inna historia” albo „Człowiek bez psa”. Z polskich znam za mało, więc trudno wybrać. :)

t Remigiusz Mróz To, że świat z powieści ożywa. :) Rozmawiamy o Chyłce, Forście, Leitnerze czy innych, i mam wrażenie, jakbyśmy poruszali tematy związane ze wspólnymi znajomymi, a nie bohaterami z książek.

Katarzyna Przybyło Czy naprawdę nigdy, nawet przez chwilę, nie miał Pan dość pisania?

Natalia Kapela Co częściej powstaje pierwsze w głowie – treść czy tytuł książki?

t Remigiusz Mróz Nigdy! Stephen King powiedział kiedyś, że nawet najgorsza godzina przy pisaniu, kiedy zupełnie mu nie szło i nic się nie kleiło, była jedną z najlepiej spędzonych godzin w życiu. I to prawda. :)

t Remigiusz Mróz Ciekawe pytanie! Różnie bywa – czasem znam tytuł jeszcze zanim zacznę pisać, czasem pojawia się w głowie dopiero podczas redakcji, a wcześniej powieść ma jedynie roboczą nazwę. :)

Natalia Kapela Jakie to uczucie zobaczyć pierwszy raz swoją książkę w księgarni? :)

Weronika Jankowska Więcej godzin dziennie spędza Pan na czytaniu książek czy ich pisaniu?

t Remigiusz Mróz Osobliwe, ale najdziwniej jest zobaczyć kilka obok siebie. :)

t Remigiusz Mróz Całkiem sporo. Piszę od 9:00 do 14:00, a potem od 18/19 do 23:30. Czytam od 23:30 do 1:30. :) Na pisaniu – bo to praca. Czytam właściwie dla przyjemności, choć jednocześnie to też nauka i doskonalenie warsztatu. :)

Tanya Kasparov Czy Chyłka skończy ze swoim nałogiem? :) t Remigiusz Mróz Albo ona z nim, albo on z nią, innego wyjścia nie ma. :D

Weronika Jankowska Do pisania podchodzi Pan bardziej jak do hobby czy jak do pracy?

Natalia Kapela Jaką cechę lubi Pan w sobie najbardziej, a jaką najmniej?

t Remigiusz Mróz Przede wszystkim jak do pracy, bo z tego żyję, ale też jak do hobby, pozytywnej obsesji i nałogu jednocześnie. :)

t Remigiusz Mróz Właściwie jedna spełnia obydwa znamiona przestępstwa – pracoholizm. :D

Natalia Kapela Lubi Pan spotkania z czytelnikami? Natalia Kapela Skąd czerpie Pan pomysły na książki? t Remigiusz Mróz Pewnie! To jak spotkania ze starymi znajomymi, mimo że częstokroć widzimy się po raz pierwszy. :)

t Remigiusz Mróz Zewsząd! Stąd, skąd czerpie je każdy inny człowiek wykonujący jakąkolwiek inną pracę. :) Otaczający nas świat jest pełen inspiracji – mamy w czym wybierać!

Katarzyna Przybyło Co jest największą zmorą pisarza? (Pomijając redagowanie. :)

Książka zamiast kwiatka UWAGA, KONIEC CZATU NA ŻYWO! Przypominamy, że pytania można będzie zadawać jeszcze przez tydzień. Dziękujemy serdecznie Autorowi oraz Czytelnikom.

t Remigiusz Mróz Momenty, kiedy nie można pisać, bo są inne obowiązki! ;) Katarzyna Przybyło Jak naprawdę miał na imię kapitan Obelt? t Remigiusz Mróz Ha, pytanie wieczoru! Tak dobre, że nie odpowiem. :D Agata Paprocka Jak wielką satysfakcję daje Panu pisanie? :)

28 marca 2016 roku, 21:00–22:00

17


GALERIA


NOWOŚCI

Habit zamiast szminki, czyli zakonnice zabierają głos Ewelina Tondys Wydawnictwo Dolnośląskie Książka obala liczne mity i stereotypy związane z życiem zakonnic. Ukazuje kilkanaście sylwetek szczęśliwych kobiet, które realizują się w rzeczywistości polskiego Kościoła, choć nie tylko. Jest oparta na rozmowach z polskimi zakonnicami. To wydarzenie bez precedensu na rynku wydawniczym, bowiem po raz pierwszy zdarza się, że siostry zakonne pod własnym imieniem i nazwiskiem zgodziły się opowiedzieć o swoich wyborach, o tym, jak postrzegają współczesny świat i jego wyzwania, w czym upatrują swoją rolę.

Trzy siostry, trzy królowe

Ponad wszystko

Philippa Gregory

Nicola Yoon

Wydawnictwo Książnica

Wydawnictwo Dolnośląskie Wydanie filmowe

Kobiety z dynastii Tudorów w walce o mężczyzn i władzę Trzy kobiety na dworze Tudorów łączy silna rodzinna więź. Gdy jednak każda z nich włoży na głowę koronę, nie zawahają się zadać rywalkom zdradzieckich ciosów. Początek XVI wieku w Anglii. Król Henryk VII Tudor poprzez sojusze i małżeństwa dzieci próbuje umocnić swoją władzę. Jego starsza córka Małgorzata wkrótce zostanie królową Szkocji, młodsza – Maria poślubi króla Francji Ludwika XII, a następca tronu pojmie za żonę infantkę hiszpańską Katarzynę Aragońską. Trzy młode kobiety na dworze Tudorów związane rodzinnymi powinnościami zaczynają rywalizować i w końcu zwracają się przeciwko sobie. W miarę doświadczanych zdrad, niebezpieczeństw i namiętności odkrywają, że w ich trudnym życiu jedynym pewnikiem jest wyjątkowa więź między nimi, silniejsza od tej, która połączyła je z mężczyznami. Powieść zanurzona tyleż w historii, co w rodzinnych intrygach. Philippa Gregory po mistrzowsku wydobywa kobiece postaci z historycznego drugiego planu, aby umieścić je w samym centrum wydarzeń – „Booklist”.

Strona redagowana przez Publicat S.A. 19

Choroba nastoletniej Maddy jest bardzo rzadka. Ma alergię na cały świat. Od siedemnastu lat jest uwięziona w domu. Kontaktują się z nią wyłącznie mama i pielęgniarka. Pewnego dnia Maddy wygląda przez okno i widzi... jego. Jest wysoki, szczupły, ubrany na czarno. Ich spojrzenia się spotykają. Obserwuje go z oddali. Już wie, że jej życie właśnie się zmieniło. Nieodwracalnie. I wie, że to będzie katastrofa.




NOWOŚCI

Poszukiwana Dean Koontz Pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”. Jedna z najlepszych książek roku według portalu Bookpage. Lektura obowiązkowa dla miłośników mrocznych kryminałów psychologicznych, jak również dla wielbicieli współczesnej literatury z elementami grozy i niesamowitości. Dziewczyna, która powiedziała śmierci NIE. Bibi Blair jest energiczną, wesołą i dzielną młodą kobietą... Tyle że właśnie dowiedziała się od lekarza, że został jej rok życia. Jej odpowiedź brzmi: „Zobaczymy”. Nagłe ozdrowienie Bibi zadziwia cały świat medyczny. Dziewczynę pochłania jednak obsesja, że została oszczędzona po to, by ocalić także kogoś innego. Kogoś o nazwisku Ashley Bell... Ale ocalić przed czym? Przed kim? I kim jest Ashley Bell? Odnalezienie jej staje się dla Bibi obsesją. Wkracza na drogę pełną niebezpieczeństw, zarówno nadprzyrodzonych, jak i zupełnie namacalnych. Błyskotliwie poprowadzona, porywająca opowieść o fascynującej bohaterce wplątanej w zawiłą, misternie utkaną historię naszpikowaną zwrotami akcji.

Ojciec Brown. Najgorsza zbrodnia na świecie

Łąki kwitnące purpurą. Spacer Aleją Róż

G. K. Chesterton

Edyta Świętek

Nowa porcja kryminalnych opowieści w stylistyce serialu „Ojciec Mateusz”!

Rodzina Szymczaków powraca w powieści będącej kontynuacją równie udaną, co pierwszy tom ich przygód. Edyta Świętek sprostała oczekiwaniom, jakie pojawiły się po lekturze „Cienia burzowych chmur”. W ręce czytelników oddaje kolejną dopracowaną i zachwycającą rozmachem opowieść z intrygującymi zagadkami w tle. Serdecznie polecam! Magdalena Majcher, pisarka i recenzentka

Rozwiązywanie intrygujących spraw kryminalnych to dla ojca Browna najbardziej fascynujące zajęcie. Ten sympatyczny, inteligentny i skromny ksiądz potrafi wpaść na trop najbardziej wyrafinowanego kryminalisty. Używając wyobraźni i niebywałego sprytu, stawia się na miejscu przestępcy i próbuje odgadnąć jego kolejny ruch. Czasem wystarczy zaledwie jeden rzut jego uważnego oka na miejsce zbrodni, aby odtworzyć nawet najbardziej nieprawdopodobny scenariusz, aby odkryć motywacje i tożsamość zbrodniarza, aby odsłonić wszystkie tajemnice. Na motywach opowiadań o księdzu Brownie powstał rewelacyjny serial telewizyjny „Ojciec Brown” z Markiem Williamsem w roli tytułowej.

Autorka poczytnych powieści w brawurowy sposób serwuje osadzoną w realiach wczesnego PRL-u historię rodzinną ze zbrodnią i zemstą w tle. Dynamicznie wzrastająca najmłodsza dzielnica Krakowa ciągle jeszcze przypomina miasto rodem z dzikiego zachodu. Pomiędzy nowymi domami, przeludnionymi barakami i terenami budowlanymi kwitnie hazard, a sprawiedliwość bywa wymierzana na własną rękę. Za dnia wznoszone są domy, kina, szpital oraz szkoły, natomiast nocami w mrocznych zaułkach czają się przestępcy oraz prostytutki. Nad głowami mieszkańców, niczym mityczny miecz Damoklesa, wisi groźba wybuchu kolejnej wojny. Oto Nowa Huta lat 50. – siedlisko socrealistycznego absurdu, w którym rozrastająca się rodzina Szymczaków poszukuje swojego miejsca w świecie.

Strona redagowana przez Wydawnictwo Replika 22


ZAPOWIEDZI

Koń, który mnie wybrał. Jak znękana klacz uleczyła sponiewierane serce Susan Richards Koń, którego chciała uratować Susan Richards, nie dawał się zapędzić do przyczepy. Za to Lay Me Down, była klacz wyścigowa, razem ze swoim źrebięciem wmaszerowała po rampie wprost w życie Susan. Łagodne zwierzę – osłabione z powodu niedożywienia, zapalenia płuc i infekcji oka – przeszło trudną drogę, lecz w przedziwny sposób jego serce pozostało szczodre i otwarte. Najwyraźniej Lay Me Down było pisane trafić na pastwisko Susan i nauczyć ją, jak w pełni cieszyć się życiem pomimo jego niebezpieczeństw. Przepiękna, rozdzierająca serce opowieść. Zwierzęcy bohaterowie są równie złożeni i barwni jak ich ludzkie odpowiedniki, a cała historia inspiruje do przemyśleń na temat odwagi, nadziei i sposobu, w jaki każda miłość – nawet miłość zwierzęcia – może pokazać swą uzdrawiającą moc.

Siostrzyczki

Dom samotnych

Michael Palmer

Joanna Kruszewska

Po tym, jak jedna z jego pacjentek umiera po operacji, David Shelton − chirurg z bostońskiego szpitala − zostaje oskarżony o zabójstwo z premedytacją. Wkrótce okazuje się, że to nie jedyny tajemniczy zgon w szpitalu. Inni pacjenci również umierają krótko po pomyślnie przeprowadzonych zabiegach. Tajemnicę znają pielęgniarki należące do Stowarzyszenia Sióstr Życia, tajnej organizacji działającej na terenie całych Stanów Zjednoczonych, której członkinie zabijają nieuleczalnie chorych pacjentów ze względów etycznych. Ale do wspomnianego stowarzyszenia należy pewna grupa pielęgniarek, które bezpardonowo zabijają dla prywatnych celów. David Shelton na własną rękę usiłuje rozwiązać zagadkę niespodziewanych zgonów w bostońskim szpitalu, sam stając w obliczu poważnego niebezpieczeństwa…

Złych decyzji nie da się cofnąć, ale można próbować naprawić ich skutki. O prawdziwą miłość też warto powalczyć.

„Wspaniała, trzymająca w napięciu opowieść!” – Clive Cussler

Niektórzy, tak jak Beata, szukają ucieczki w alkoholu. Znajdują ją na chwilę, ale potem przychodzi ranek… Inni, jak Kinga, próbują zmierzyć się z nową rzeczywistością i obiecują sobie, że już nigdy nie będzie w niej miejsca na zdradzających mężczyzn. Jest jeszcze Ewa – kobieta bez pragnień, matka i wyłącznie matka, która całe życie desperacko usiłowała zasłużyć na szacunek męża. Splatające się ze sobą dzieje kilku kobiet − matek, żon i kochanek skazanych przez los na samotność. Czy uda im się odnaleźć szczęście i nową drogę? A może powrót na starą wciąż jeszcze jest możliwy…? To powieść o zwykłych, ale jakże ważnych sprawach dotyczących każdego z nas. Bohaterowie nie ustają w wysiłkach, by swoje życie wyprowadzić na właściwe tory. Warto oddać się lekturze i na chwilę przeżyć wraz z bohaterami ich dylematy.

Ewa Bauer, pisarka

Strona redagowana przez Wydawnictwo Replika 23


POLECAMY

Czarne narcyzy

Nic dwa razy się nie zdarzy

Jasna sprawa

Katarzyna Puzyńska

Joanna Szarańska

Małgorzata J. Kursa

Brodnica przygotowuje się do obchodów lipcowego Święta Policji. Daniel Podgórski nie ma jednak powodów do radości. Niektórym ludziom bardzo zależy, żeby jak najszybciej zapomniał o zamkniętej już sprawie śmierci trójki bezdomnych. Przy każdym z ciał z jakiegoś powodu pozostawiono niewielkie wahadełko. Pewna dziennikarka sugeruje policjantowi, żeby szukał odpowiedzi w opuszczonym domu ukrytym w leśnej gęstwinie. Miejscowi wierzą, że to miejsce nawiedzane przez diabła. Kobieta wkrótce znika bez śladu, a Podgórski wraz z byłą komisarz Kopp odnajduje kolejne ciało. Co ma z tym wspólnego niepokojąca wiadomość, którą Weronika Nowakowska otrzymuje od nieznanego nadawcy? Dlaczego drobny złodziejaszek ginie tego samego dnia, kiedy wychodzi z więzienia? I jakie znaczenie dla sprawy mają czarne narcyzy?

To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Kaliny… ups! To już chyba było? Nie szkodzi!

Weronika – pokiereszowana przez życie młodziutka dziewczyna z dwójką dzieci, nieufna i ostrożna, nastawiona na egzystencję bez drugiej połówki. Radek – chłopak, który nie ma pojęcia o problemach finansowych, cierpi na przesyt zainteresowania ze strony płci przeciwnej i absolutnie nie wierzy w żadną miłość. A pomiędzy nimi Marta, która wobec tej dwójki ma własne plany oraz nieprzewidywalne, choć urocze, bliźnięta zwane Be-Be.

Kalina przygotowuje się do ślubu z Markiem i robi wszystko, aby tym razem odgonić weselnego pecha. Wszystko przebiega idealnie do momentu, kiedy pan młody nie stawia się przed ołtarzem! Dziewczyna wyrusza na poszukiwanie zaginionego narzeczonego i… trafia do domu pewnego gangstera. Na miejscu przekonuje się, że niedoszły mąż nie dość, że o ślubie wcale nie myśli, to jeszcze w ogóle jej nie poznaje! Jak daleko posunie się zakochana kobieta, aby odzyskać mężczyznę swojego życia i… doprowadzić go przed ołtarz?

„Czarne narcyzy” to ósmy tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa. Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym.

24

Kto będzie górą w tej rozgrywce? Marta czy jej przyjaciele?


POLECAMY

Stacja Jagodno. Życie jak malowane

Tajemnicza śmierć Marianny Biel

Karolina Wilczyńska

Marta Matyszczak

Pozwól zabrać się w kolejną podróż do Jagodna – urokliwego miejsca w Górach Świętokrzyskich, które działa kojąco na duszę kobiety… Daj się przekonać, że prawdziwa przyjaźń i miłość są w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu.

Pełen humoru kryminał ze Śląskiem w tle. Co może zrobić zwolniony z pracy policjant? Może – jak Szymon Solański – przeprowadzić się do chorzowskiego familoka, przygarnąć ze schroniska psa, otworzyć agencję detektywistyczną i liczyć, że trafią mu się zlecenia ciekawsze niż śledzenie niewiernych małżonków. Zrządzeniem losu w piwnicy nowego lokum Solańskiego zostają znalezione zwłoki Marianny Biel, niegdysiejszej gwiazdy miejscowego teatru. Policja przyjmuje, że był to nieszczęśliwy wypadek. Solański jest innego zdania. Postanawia pokazać dawnemu pracodawcy, że nie stracił policyjnego nosa. Z kundelkiem Guciem u boku rusza na poszukiwanie mordercy…

Do Jagodna zawitała wiosna, a wraz z nią pojawiły się nowe plany, wyzwania i nowi goście. Eliza maluje przepiękne anioły na porcelanie, lecz skrywa w sobie bolesną tajemnicę… Jej synek wierzy w moc dobrej wróżki napotkanej w starym dworku – może ona sprawi, że mama nie będzie już smutna? Zmiany następują w życiu Tamary, Ewy i pozostałych bohaterów związanych ze stacją Jagodno. Która z kobiet odda pierścionek zaręczynowy? Gdzie znika Łukasz i kto odwiedza leśną kapliczkę? Jagodno kryje jeszcze wiele tajemnic, a część z nich poznacie już teraz.

Niewielu rodzimych autorów potrafi tworzyć słodko-gorzkie, skrzące się humorem historie kryminalne. Zaryzykuję twierdzenie, że Matyszczak jest w tej dyscyplinie mistrzynią. Prawdziwą. Robert Ostaszewski

25

Siła niższa Marta Kisiel Szanuj anioła swego, bo możesz dostać gorszego! Kontynuacja kultowego „Dożywocia”. Wymęczony codzienną rutyną, za to oswojony z niecodziennymi zjawiskami Konrad Romańczuk odkrywa, że nie jest jedynym posiadaczem anioła stróża, a dwie takie istoty pod jednym dachem to dopiero początek kłopotów.




GALERIA


RECENZJE

Kukuczka, jeden z największych himalaistów świata, był naszą dumą i wizytówką. Dopiero co zdobył „koronę Himalajów”. Twarz znana z telewizji, gazet, książek. Nawet ze znaczków pocztowych. Wydawał się nieśmiertelny. W tamtym momencie odszedł nie tylko on sam, wraz z nim odeszła cała epoka. Dla himalaizmu – nie tylko polskiego, także światowego – było to jak trzęsienie ziemi, które już na zawsze zmieniło jego oblicze…

Kiedy w październiku 1989 roku z bazy pod Lhotse do mediów dotarła wiadomość o śmierci Jerzego Kukuczki, cała Polska wstrzymała oddech. Szok i niedowierzanie ogarnęło wszystkich, nie tylko środowisko alpinistyczne.

Na nagrobku Bolesława Prusa widnieje napis „COR CORDIUM” (serce serc). We wspomnieniach wielu współczesnych sobie pisarzy pojawia się właśnie taki Prus – życzliwy ludziom i światu starszy pan, ciepły opiekun młodych talentów i sympatyczny dziadzio dokarmiający nałęczowską dzieciarnię karmelkami. Jaki był naprawdę? Urodził się w Hrubieszowie, przez kilka pierwszych lat życia wychowywał z matką, potem wędrował po rodzinie jak piłeczka pingpongowa. Ten brak rodzicielskiej miłości i rodzinnej stabilizacji został w nim na zawsze. Jako młody chłopak poszedł do powstania. Jego starszy brat udział w walkach przypłacił obłędem, Aleksander do końca życia zmagał się z traumą tamtych dni. Depresja, agorafobia, ataki paniki były jego stałymi towarzyszami. Na różnych etapach swojego życia był Aleksandrem Głowackim, Janem w Oleju, wreszcie

Od tego zaczyna się książka. Następnie cofa nas w czasie, do dzieciństwa, do młodości Jurka Kukuczki, przeprowadza przez całe jego życie: pierwsze randki, małżeństwo, marzenia, sukcesy oraz porażki sportowe – i te zwyczajne, codzienne, poprzez kolejne wyprawy, kolejno zdobywane szczyty. Autorzy również wspięli się na wyżyny, bo oto nagle staje się cud i na kartach książki postać Jurka ożywa. I już żyć będzie zawsze. Bo to nie zwyczajna biografia, ale rzecz napisana sercem. Z niesamowitym wyczuciem, wszechstronna, zawierająca maksimum niezbędnego obiektywizmu – bez zbędnego krytykanctwa czy pokusy osądzania. Kukuczka broni się sam, o ile w ogóle musi się bronić. Bo nie musi. Był wielki, jak napisał mu sam Reinhold Messner, rywal i przyjaciel, równie wielki. Dla wielu Kukuczka był bogiem. Herosem. Jednak przecież był też człowiekiem.

Bolesławem Prusem. Pokazywał światu maski, siebie prawdziwego ukrywał przed ludźmi (a i przed sobą często też). Monika Piątkowska nie tylko pozbierała precyzyjnie wszelkie okruchy biografii swojego bohatera. Zrobiła coś więcej. Sięgnęła do jego literackiej spuścizny i w wykreowanych przez autora postaciach odkryła dwoiste oblicze Prusa. Ten zabieg, podbudowany faktami, pozwala czytelnikowi dostrzec w pisarzu nie statuę na cokole, lecz zwykłego człowieka ze wszystkimi ludzkimi lękami i wadami. Bo, zapewniam, żyć z nim nie było łatwo. Skandali, w jakich lubują się niektórzy współcześni autorzy biografii, tu nie znajdziecie (bo też Monika Piątkowska nie wydaje wyroku). Prus był przewidujący i dyskretny, jego rodzina również. Jeśli jednak pójdziecie tropami, które podsunie Wam książka, zupełnie inaczej odczytacie literacki dorobek, jaki Bolesław Prus po sobie zostawił. Dla mnie to była niesamowita lektura. Polecam ją serdecznie i Wam. (M.J. Kursa)

29

Ta książka to zarazem nie tylko portret Jerzego Kukuczki, ale również „złotego wieku” alpinizmu, szczególnie polskiego (choć czasy nie były łatwe). Całej epoki, gdy rodził się i kształtował nowoczesny himalaizm, aż do załamania i kryzysu, symbolicznie zbieżnego z okresem wielkich przemian społeczno-politycznych, następujących w tym samym czasie w Polsce i Europie. A także filozoficzna opowieść o sensie życia. Jestem spokojna, że himalaizm nie zginie, bo wielkie pasje, wielkie idee ludzkości mają to do siebie, że się odradzają. Jednak nigdy już nie będzie taki sam. Podobnie jak nigdy nie narodzi się drugi Kukuczka. Dlatego tak ważna to książka, być może najważniejsza w całej polskiej literaturze górskiej. Do tego świetnie napisana, pięknie wydana i wzbogacona unikatowym materiałem fotograficznym oraz przypisami, a także wspomnieniami wybitnych alpinistów polskich i zagranicznych – ludzi, którzy Kukuczkę znali, kochali, podziwiali, próbowali zrozumieć, rodziny i przyjaciół. Także wrogów, bo trudno, by ich nie miał. „Ta biografia jest napisana z szacunkiem i ze zrozumieniem, z humorem i empatią […] mistrzowskie dzieło, wykonane w najlepszym stylu” (cytat ze wstępu Bernadette McDonald). Polecam, to lektura obowiązkowa. Nie wyobrażam sobie, żeby światły Polak mógł jej nie przeczytać. (Anna Klejzerowicz)


RECENZJE

Po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością tej pisarki. Wpadłam w zachwyt. Ten niewielki tomik opowiadań zawiera wszystko, zachwyca stylem, przemyśleniami, patrzeniem na świat. Zawrzeć tyle w krótkich, lekko nakreślonych formach to mistrzostwo świata. Autorka wprowadza czytelnika w prosty świat, często niezauważalny, dla większości nieistotny. Mężczyzna, który wyjeżdża na weekend na wieś, para w małej włoskiej osadzie, spotkanie rodzinne na działce, nietypowa Wigilia – to tylko niektóre z poruszanych tematów. Coś łączy te wszystkie opowiadania. Prawda o człowieku, o codzienności, niby prostej, powtarzalnej, a jednak magicznej, o samotności, pokorze, szukaniu swojego miejsca, drogi życiowej. O ważności rzeczy pozornie nieważnych, poszukiwaniu drugiego człowieka, niezrozumieniu. Niezwykle plastyczne opisy, niedomówienia, delikatne kreski słów czynią z tej książki wielką prozę, fascynują, zmuszają do wielu przemyśleń. Dla mnie już książka kultowa. Pozwalam sobie zacytować krótki fragment: „Zdziwiła go ciemność. Prawdziwa ciemność, nie udawana ciemność miejska, ponakłuwana latarniami i neonami sklepów, ciemność ginąca z każdym nadjeżdżającym samochodem, ciemność nieciemna, która potrzebuje tysięcy skrzących się prostokątów, za prostokątami ktoś czyta, rozmawia, w laptopie kąkole sprawdza, zawsze ktoś nie śpi, nie ma ciemności” (str.15). Najwyższa ocena i ogromna prośba. Przeczytajcie, to obowiązkowa i wspaniała lektura. (G.S.)

Czasy współczesne. Początek jesieni. W Warszawie prezes pewnej partii spokojnie ogląda rodeo w telewizji, trzymając kota na kolanach. Prezydent podpisuje ustawy i koresponduje z dziewczynami na Twitterze. Robert Gurski, były komandos, szuka śmierci, Danuta prowadzi wraz z ojcem dużą firmę w Warszawie, Michał, ojciec rodziny, traci pracę w katowickim call center. Nikt nie spodziewa się ataku rosyjskich wojsk. A jednak, zaczyna się inwazja. Zapasy żywności kończą się w dwa dni. Głód, walki, bezwzględność najeźdźców, a w tle spokojne rozmowy szefów państw europejskich i prezydenta USA. Robert zostaje dowódcą plutonu. Walczy w Katowicach, odpierając coraz silniejsze ataki wroga. Jak potoczą się losy bohaterów? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytała tak wstrząsającą książkę. Czy to tylko political fiction, czy koszmarna wizja? Wojtek Miłoszewski zdecydowanie wysuwa się na czoło autorów powieści sensacyjnych. Tak poprowadzonej akcji, pogłębionych postaci dawno nie widziałam. Zresztą zawsze, czytając książkę, mam do niej dystans, zdaję sobie sprawę, że to tylko fikcja literacka. W przypadku „Inwazji” to mi się nie udało. Weszłam w akcję i może dzięki niesamowicie plastycznym, obrazowym scenom miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się naprawdę. „Inwazja” to sensacja z najwyższej półki i dlatego najwyższa ocena. Koniecznie przeczytajcie; warto, choć uprzedzam, że nie jest to łatwa lektura. (G.S.)

30

Książka, która wyłączyła mnie na kilka dni ze świata zewnętrznego. Nie byłam w stanie oderwać się od niej, choć bezlitośnie wytknęła mi moją osobistą ignorancję w opisywanej tematyce. „Geniusz” to fantastycznie napisana biografia Maxwella Perkinsa, człowieka, który stworzył amerykańską literaturę XX wieku. I, wierzcie mi, nie jest to przesadą. Max Perkins był geniuszem, który umiał z trafiającego na jego biurko tekstu zrobić arcydzieło. Nie ingerował w rękopis, broń Boże. Nie skreślał, nie poprawiał. Po przeczytaniu spisywał swoje uwagi osobno i przekazywał je autorowi. Każda poprawka była z nim omawiana, na każdą autor musiał się zgodzić. Perkins potrafił miesiącami, czasem latami pracować nad tekstem, który uznał za wybitny. Zawsze wychodziło to autorowi na dobre. Dzięki jego uporowi świat poznał Scotta Fitzgeralda, Ernesta Hemingwaya, Thomasa Wolfe’a. Ale Maxwell Perkins ofiarował im nie tylko wysokie miejsca w literaturze. Był ich przyjacielem, powiernikiem, krytykiem, doradcą, bankierem. Prywatna korespondencja i garść anegdot świetnie uzupełniają biografię, pokazując nie tylko tytułowego bohatera, ale i tych, których wypromował. Nie dziwię się, że książka została uhonorowana National Book Award. Dawno nie zdarzyło mi się tak mocno wsiąknąć w czytaną opowieść. Po lekturze jak najbardziej zgadzam się z Bergiem – Maxwell Perkins był geniuszem. Jestem zachwycona książką. To coś więcej niż zwykła biografia. To lektura, która od pierwszej strony Was przykuje i wpuści za zasłonę, o której istnieniu nie mieliście pojęcia. Świetnie napisana i świetnie przetłumaczona. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Przeczytajcie koniecznie! (M.J. Kursa)


RECENZJE

Sophie Daull, francuska aktorka teatralna, w swoim życiu musiała zmierzyć się z dwiema tragediami. Najpierw w wieku młodzieńczym zamordowano jej matkę, następnie kilkadziesiąt lat później straciła własną córkę. „Camille, moja ptaszyna” jest pożegnaniem jedynego dziecka spisanym w formie listu zaadresowanego do Camille przez matkę, dla której tragedia ta była kulminacją największego bólu i rozpaczy, z jakimi ciężko się zmierzyć, a co dopiero starać się dalej żyć. Sophie Daull opisuje cztery dni zmagania się córki z chorobą, jej nagłą gorączkę, objawy, które wskazywały na zwykłą grypę, obojętność lekarzy oraz przygotowania do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Następnie przedstawia, jak wyglądały dni bez Camille. Pogrzeb, pożegnanie, smutek i bezgraniczną rozpacz. Jak funkcjonować normalnie, kiedy straci się kogoś, kto nadawał sens naszemu życiu? Niejednokrotnie musiałam przerywać czytanie, ponieważ emocje, jakie wywołuje, nie pozwoliły mi kontynuować historii. To książka, którą Sophie pisała dla samej siebie i dla nieżyjącej Camille, nie skupiając się na przekazie dla czytelnika, ale dzięki temu kłębiące się w niej emocje wywołują głęboką refleksję o utracie bliskich, docenieniu życia zanim straci ono dla nas sens, i walce z pogłębiającą się żałobą. Nie jest to łatwa książka ale warto ją przeczytać. Polecam. (I.Reguła)

Chyba po raz pierwszy w życiu czułam się tak niepewnie, otwierając książkę. Jej autorkę poznałam wiele lat temu, czytając opowieść o niej spisaną przez wnuka. Teraz miałam szansę spojrzeć na jej życie jej oczami. Bałam się rozczarowania, bo – jak każdy czytelnik – ze słów stworzyłam sobie własny obraz bohaterki. Bałam się niepotrzebnie. Już od pierwszych stron buchnął we mnie zachwyt i tak zostało do końca. Ten zbiór opowiadań, czasem króciutkich reminiscencji, czasem reportaży, a niekiedy tekstów w stylu science fiction, świetnie zredagowanych przez Jacka Dehnela, dostosowanych do wymagań współczesnego czytelnika, jest jak rozłożony na kolanach album. I to album, w którym fotografie wcale nie wyblakły. Przeciwnie, biją z nich barwy, zapachy, uwiecznieni na nich ludzie ożywają.„A w każdej babce i w każdym dziadku siedzi jakaś nienapisana powieść” (str. 183) – powiada Lala i to tak prosta prawda, że zapominamy o niej w codziennym biegu, a kiedy nas owo olśnienie dopada, zwykle już nie ma babki, dziadka, powieść przepada na zawsze. Każdy z nas miał przecież własną Arkadię pełną kolorów i zapachów jedynych na świecie, bo naszych, dziecięcych. Szybko z tej Arkadii wyrastamy, ale w zamian poznajemy inne światy, innych ludzi. I to wszystko jest na kartach tej książki. Lala jest niesamowitą obserwatorką, potrafi zamknąć w zdaniach chwilę, impresję, dramat, który nokautuje czytelnika, bo taki zwyczajny, bo codzienny taki, bo przecież i jemu kiedyś, dawno przytrafił się podobny... I ten świat, zamknięty przez Lalę w słowach opowieści, staje się bliski czytającemu, własny. To nic, że okoliczności mają inne dekoracje, ale uczucia pozostają te same w każdym pokoleniu. Dzięki tej lekturze poczułam się wyjątkowo – jak nieznajoma, którą dopuszczono do niezwykłej konfidencji. Dziękuję pięknie za„Życie Lali”, a Wam z całego serca polecam ten tytuł. Sama będę do niego wracać, by przypominać sobie, co jest w życiu istotne. (M.J. Kursa)

31

Sierpień 1939 roku, II wojna światowa tuż za progiem, tymczasem nasi rządzący oczekują cudu. Nie wierzą w agresję Niemiec – bardziej w podpisane wcześniej porozumienia, które jednak przestają obowiązywać. Wojna zaskakuje Polaków, a wszystko rozgrywa się błyskawicznie. Jedynie muzealnicy biją na alarm, do ostatniej chwili starając się zabezpieczyć nasze skarby kultury, zanim padną one ofiarą grabieży. Niestety, rzucane im pod nogi urzędnicze kłody powodują, że rozpaczliwie ukrywane zabytki bardzo prędko dostają się w ręce hitlerowskiego okupanta. Jednym z tych, którzy ratowaniu polskich dzieł sztuki podporządkowali swoje życie, jest Karol Estreicher, młody historyk sztuki, pochodzący ze znanej i zasłużonej krakowskiej rodziny Estreicherów. Marta Grzywacz – dziennikarka prasowa, radiowa i telewizyjna, znana ze swych artykułów oraz programów radiowych poświęconych tematyce historycznej – w doskonały sposób, z wielkim talentem opisała powyższe wydarzenia w swym fabularyzowanym reportażu, od którego nie sposób się oderwać, jak od sensacji najwyższych lotów. Świetny język, ogrom wiedzy, a do tego niesamowite wyczucie, przekonująca analiza motywów kierujących bohaterami z krwi i kości, obrazowość opisów, klimat. Książka została również wzbogacona archiwalnym materiałem zdjęciowym. Po prostu genialna rzecz! Skarb sam w sobie. Polecam serdecznie miłośnikom reportażu, historii, historii sztuki, ale także amatorom zagadek i sensacyjnych fabuł pisanych przez samo życie. (Anna Klejzerowicz)


GALERIA


FELIETONY

Mroźno, coraz mroźniej... Remigiusz Mróz pojawił się na rynku księgarskim niczym meteor. Serca czytelników zdobył trylogią „Parabellum”, a kiedy niedługo potem powołał do życia Joannę Chyłkę i komisarza Forsta, klientów księgarni na dobre zainfekowała „mrozomania”. Co mnie nie dziwi. Mróz tworzy barwnych, nietuzinkowych bohaterów, a akcję potrafi poprowadzić tak, by od pierwszej strony złapać nieszczęsnego czytelnika na haczyk. No i te słynne zakończenia, które powodują nagły wzrost adrenaliny i chęć osobistego, natychmiastowego wyduszenia z autora informacji: co będzie dalej? Remigiusz Mróz jest młody, zdyscyplinowany, wyobraźnia mu działa, jak trzeba, świetnie trafia w gust czytelników, przy okazji zmuszając ich do ciekawych przemyśleń i podtykając pod nos prawdy, które nie zawsze im się podobają. Ale przede wszystkim dostarcza swoim fanom potężnej dawki sensacji, z którą mogą się utożsamić, bo zwykle akcja powieści toczy się na naszym, polskim podwórku. Stąd ten popyt na jego książki, stąd te kolejki na targach. Nikt przed nim nie zdobył takiej popularności w tak imponującym tempie. I to chyba jest największą wadą Mroza. Bo oto głośno przyznał się do autorstwa trylogii z Wysp Owczych (wydanej pod pseudonimem) i w światku literackim zabulgotało rozkosznie. Nareszcie Mróz się podłożył. Zachciało mu się zostać gwiazdą skandynawskiego kryminału. Skandal przecie! A, przepraszam, jaki skandal? Bo przybrał sobie obce nazwisko?

I cóż takiego? Sama znam przynajmniej kilka osób wydających pod pseudonimem. Bo napisał kryminał, którego akcja toczy się na, kompletnie dla Polaków egzotycznych, Wyspach Owczych? No i cóż z tego? To przecież fikcja literacka, a nie powieść historyczna. Opisy i tło obyczajowe tworzą przekonującą obudowę dla wątku kryminalnego, a garść umiejętnie wrzuconych ciekawostek ją wzbogaca. O cóż więc ta cała awantura? Zaczęło się ponoć od tego, że Polonia z Wysp Owczych nerwowo zaczęła dociekać, który to spośród żyjących tu rodaków owe powieści napisał. Bo przecież taka wiedza jest każdej Polonii niezbędna do egzystencji, prawda? Światek pisarski, czujny na wszelkie ploteczki jak pies myśliwski, natychmiast nadstawił uszu i wydał z siebie radosny, pełen nadziei rechocik. A co poniektórzy jego przedstawiciele uznali za konieczne, by osobiście skomentować rzecz całą bodaj na własnym profilu. Zawsze to jakaś możliwość odreagowania własnych niedoskonałości, kompleksów, wreszcie swojskiej, uczciwej zawiści. Cóż… „A to Polska właśnie” – witamy na pokładzie. Popularność Remigiusza Mroza na tych popiskiwaniach raczej nie ucierpi. Jest mroźno, a będzie jeszcze mroźniej. I bardzo mnie to cieszy. (EMKA)

KzK, czyli Książka zamiast Kratek To już teraz nie ma przeproś. Słowo się rzekło, felietonik u płota musi być. Szczególnie, że dwie Redaktorkozołzy zachęcają i mówią „pisz!” i to nawet, zauważcie, z wykrzyknikiem. Więc dobrze, raz w tygodniu na łamach KzK będzie felìetonik. Takie małe coś, taka tfu tfu za przeproszeniem moja tfurczość. Trema jest, weny nie ma, ale liczę na Wasze życzliwe podejście do debiutantki. O czym będzie w moich felietonikach? Będzie oczywiście o książkach, będzie o kwiatkach (dla mnie i jedno drugie jednako ważne i nie ma „zamiast” ). Będzie o obejrzanych filmach, będzie o polityce (postaram się mało), będzie o życiu (postaram się dużo). Ot, takie podsumowanie wydarzeń mijającego tygodnia z perspektywy tej co, z jednej strony, kocha Wisławę, Bartoszewskiego, Tischnera, Pilcha, Hena, a z drugiej – floksy, hortensje, bratki, hibiskusy. I – żeby była jasność – umie nie tylko kochać. Umie też nie przepadać. Tyle tytułem wstępu. Teraz o wydarzeniu wprawdzie nie z mijającego tygodnia, ale tak mi zapadło w pamięci, że na początek mojej felietonikowej przygody muszę o nim napisać. Oto parę miesięcy temu sędzia z Virginii w USA skazał grupę nastolatków na przeczytanie 35 książek i obejrzenie 14 filmow, za

radosną, acz obraźliwą twórczość na budynku Ashburn Colorado School. Budynek, który w latach 1892–1959 służył dzieciom jako szkoła, teraz dzieci pomalowały swastyką, genitaliami, obraźliwymi hasłami. Nie wiem dokładnie, co tam nasmarowali potomkowie tych, co się kiedyś uczyli w tej szkole, ale domyślić się nietrudno. W tej materii młodzieżowi proletariusze wszystkich krajów łączą się i są bardzo zgodni. Wystarczy się przejechać po polskich drogach, ewentualnie zawitać na którykolwiek stadion Legii, Cracovii czy innej Jagiellonii. Wiem jedno, sędziego, który skazuje z artykułu, dajmy na to dwudziestego, punkt któryś tam kodeksu karnego, na czytanie książek, ja natychmiast wielbię miłością dozgonną i jest moim idolem na wieki wieków amen. I aż mnie korci, żeby namalować coś obraźliwego o tej, co Nobla chce odebrać Szymborskiej. A nuż sprawę będzie rozpatrywala Sędzia Gersdorf? A nuż skaże mnie na dożywocie z książką? Przyznacie, że kusząca perspektywa. I zaszczyt dostać dożywocie od Sędzi Gersdorf! Daniela Grabowska

33


GALERIA


GALERIA

Piotr Duh-Imbor

Urodzony w Gdańsku w 1963 roku. Studiował Architekturę na Politechnice Gdańskiej i tam właśnie zetknął się z grafiką warsztatową. W trakcie studiów czas dzielił pomiędzy akwafortę i mezzotintę a projektowanie. Efektem był udział w kilku zbiorowych wystawach na Wydziale i kilkadziesiąt wykonanych grafik. Po studiach pracował w zawodzie architekta, ale też zajmował się reklamą, projektowaniem graficznym, grafika użytkową. Grafikę komputerową odkrył dla siebie jako doskonałe narzędzie rysownicze umożliwiające połączenie struktur ulubionych technik graficznych, dające jednocześnie dużą swobodę pracy. Swoje prace publikuje w internecie. Wystawy: II 2013 – Wystawa grafiki w Galerii sztuki„Warzywniak”w Gdańsku, IV 2012 – Wernisaż poetycko-plastyczny Artpub Kultura / Artpub Galeria w „Girasole” w Poznaniu, IV 2012 – Wystawa grafiki w Centrali Artystycznej w Koszalinie, 23 III 2012 – Kraków – udział w spotkaniach ze sztuką w cyklu Artystyczne Zderzenia, wraz z Dorotą Surdyk i Jackiem Kukorowskim, IX 2009 – Wystawa grafiki w Galerii Kazimiery Zajączkowskiej w Gdańsku. Galeria: http://duhu.digart.pl



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.