AirGo! 08 2013

Page 1

Magazyn Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka • NR 8(21) / 2013 • sierpień /August

guano apes

pobierz



Co w numerze / This issue

Rozmowa  Guano Apes: Jak się bawić, to w rocka

4.

Talk

Guano Apes: If playing, play rock

Swojskie wakacje po europejsku Travel  European homely vacations Podróże

10.

Tajemny luksus business  Secret Luxury

20.

biznes

24.

Recenzje  reviews

Wojciech Tremiszewski: Dżemseszyn w tramwaju column  Wojciech Tremiszewski: Jam session on the tram Felieton

26.

Marcin Kędryna: Autoprzyjemność column  Marcin Kędryna: Auto-pleasure felieton

27.

dodatek portu lotniczego

33.

Airport Add-On

43.

bloomberg Businessweek Polska

52.

New Look by Douglas

61.

Slow Life magazyn

67.

Malemen w chmurach

Wydawca / Publisher

Na zlecenie / At Request

Patronat / Patronage

asz- reklama . eu ul. Kościuszki 61 81-703 Sopot e-mail: biuro@asz-reklama.eu tel.: 58 719 23 25; fax: 58 719 39 20 redaktor prowadzący:

Jakub Milszewski

projekt layoutu:

Grzegorz K. Gilewicz

grafik: Justyna

Cychowska

tłumaczenie:

Izabela Sikora, Paulina Chojnowska

zespół redakcyjny: Agata Braun, Mateusz Kołos, Kajetan Kusina, Justyna Nować, Katarzyna Szewczyk zdjęcie na okładce: wydawca:

Daniel Cramer

Marcin Ranuszkiewicz

dyrektor ds . reklam: projekty biznesowe:

Magdalena Słomka

Łukasz Tamkun

Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i materiałów redakcyjnych oraz nie ponosi odpowiedzialności za treść nadesłanych ogłoszeń reklamowych. Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów.

Port Lotniczy „Rzeszów-Jasionka” Sp. z o.o. Jasionka 942 36-002 Jasionka

Partnerzy / Partners

+48 17 852-00-81 +48 17 717-86-11 fax +48 17 852-07-09 rzeszowairport@rzeszowairport.pl www.rzeszowairport.pl

3


Rozmowa / Talk

TEKST: mateusz kołos Fot.: Daniel cr amer

Jak się bawić, to w rocka Są jedną z najlepiej sprzedających się marek niemieckiej muzyki, zwłaszcza teraz, gdy po ośmiu latach milczenia postanowili znów połączyć siły. Powrót na scenę oznaczał odmianę: zamienili bojówki na garnitury, zmienili repertuar. Dokąd zmierza dziś Guano Apes? Rozmawiamy o tym z wokalistką, Sandrą Nasić.

4


Łatwo jest kopiować to, co przeszłe, ale znacznie bardziej ekscytujące jest sprawdzanie się w nowych warunkach.

Mateusz Kołos: Minęło dużo czasu między wydaniem „Walking on a thin line” i „Bel Air”. Jak to jest zagrać po takiej przerwie pod szyldem Guano Apes? Sandra Nasić: Bardzo odświeżająco. Zaczynaliśmy pisać pio-

senki ze świadomością, że otwieramy nowy rozdział w historii zespołu. Czuliśmy, że to jest właśnie to. Wasz najnowszy album tryska dawną energią, ale jest zdecydowanie bardziej przystępny dla szerszej publiki niż poprzednie wydawnictwa. To efekt inspiracji i doświadczeń, które nabyliście w trakcie przerwy?

Każdy z nas ma swoje muzyczne korzenie, których nie da się wyrwać, ale to nie oznacza, że nie eksperymentowaliśmy i nie chcemy eksperymentować z nowymi dźwiękami. Łatwo jest kopiować to, co przeszłe, ale znacznie bardziej ekscytujące jest sprawdzanie się w nowych warunkach. Jest z tym więcej zabawy.

Opinie na temat „Bel Air” są skrajnie różne. Co możesz na ten temat powiedzieć? Czy będziecie jeszcze kiedyś grać tak, jak dziesięć lat temu?

Nie da się zadowolić oczekiwań wszystkich, nikt tego nie zrobi i nikt nie powinien. Wystarczająco ciężko jest w kwestii muzycznej zadowolić siebie! Nam się to udało i cieszy nas fakt, że „Bel Air” okazała się sukcesem. Na koncertach gramy piosenki ze wszystkich naszych albumów, każdy może sobie wybrać swój ulubiony. Co dzieje się z projektami, w które dotychczas byliście zaangażowani? Skupiacie się tylko na Guano Apes?

Każdy z nas ma obecnie swoje projekty muzyczne, ja wystartowałam z kolejnym projektem solowym, ale rzeczą, na której najbardziej się skupiamy, jest wydanie nowego albumu i przyszłoroczna trasa koncertowa.

5


Rozmowa / Talk

Patrząc na okładkę ostatniej płyty mam wrażenie, że twój wizerunek chłopczycy odszedł w niepamięć. Czy ta transformacja miała wpływ na muzykę na „Bel Air”?

Jak najbardziej – przy okazji, Dennis ma tam fajny garnitur (śmiech). Na początku naszej kariery byłam często pytana, dlaczego zachowuję się jak facet, teraz pytają mnie o to, dlaczego stałam się tak kobieca. To zabawne. Rzeczywiście, wyglądamy na dojrzalszych i zapewne tacy jesteśmy. Gdy zaczynaliśmy, bawiłam się kliszami typowo męskiego zespołu rockowego i uprzedzeniami do kobiet w tej branży. Zmieniać rzeczy można tylko jeśli zostawi się na nich wystarczająco widoczny ślad. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego zdecydowaliście się na cover piosenki Alphaville „Big in Japan” – zrobiliście notabene jedną z lepszych przeróbek jakie słyszałem. Dlaczego akurat ta piosenka?

Zostaliśmy zaproszeni do współpracy przy kompilacji, która miała oddać hołd muzyce niemieckiego podziemia lat osiemdziesiątych. Wybraliśmy „Big in Japan” przede wszystkim ze względu na angielski tekst, przerobiliśmy po swojemu i wyszło naprawdę dobrze. W ostatnich latach graliście liczne koncerty w Polsce. Macie tu wiernych fanów? Jak było w Rzeszowie?

Lubimy przyjeżdżać do Polski, tutejsi wielbiciele naszej muzyki są bardzo zgrani, także z zagranicznymi fanami. Rzeszów był przede wszystkim bardzo gorący – gdy patrzyłam w czasie koncertu na naszego perkusistę Dennisa, myślałam, że wyzionie ducha. Następnym razem rozważymy zebranie wentylatorów, jak to zrobił zespół Hurts. Patrząc na całą waszą twórczość, z których piosenek jesteś najbardziej dumna?

Osobiście lubię „Tiger”, „Electric Nights”, „Dick” i „Sunday Lover”. Jakie są wasze plany na przyszłość, następne albumy? Myślicie o następnej zmianie stylu?

Obecnie pracujemy z dwoma producentami nad nowym albumem. Powinien ujrzeć światło dzienne na początku przyszłego roku. Utwory, który przygotowujemy, będą zdecydowanie bardziej rockowe. Czy mogłabyś mi wytłumaczyć osobliwą skłonność waszego basisty Stefana do noszenia damskich spódnic? Pojawiał się w nich na wielu fotografiach zespołu, nie wspominając o teledysku do „Big in Japan”.

Stefan też lubi łamać stereotypy (śmiech). Myślę, że chce się po prostu dobrze bawić i czasem powygłupiać – a gdzie można robić to lepiej niż w rockowym zespole?

6

IN ENGLISH

If playing, play rock They are one of the bestselling labels of German music. After eight years of staying silence they decided to come together again. Coming back on stage meant a change: combat trousers were replaced with suits, there’s a new repertoire. Where does Guano Apes go to these days? We ask the singer, Sandra Nasić.

It took a long time between releasing “Walking on a thin line” and “Bel Air”. How was it to reunite again under the “Guano Apes” label?

It felt very fresh and relaxed. When we started to write new songs we wanted to open up a new chapter with this band. It just felt right. Your newest album is filled with energy, though, it’s more musically accessible to the public than your previous works. Is it because of new inspirations and experiences you got during the break?

We have our musical roots and this is a kind of a red line in the music but we also want to experiment with new sounds. It’s easy to copy the past, but it’s exciting to try things out, that’s more fun. The opinions on “Bel Air” are strongly different, from those enthusiastic to quite the opposite. What can you say about that? Are you ever going to play like ten years before?

You can’t fulfill everyone’s expectations, no one can and no one should. It’s hard enough to fulfill your own expectations! But we did and we are very happy that Bel Air has been so successful. On tour we play songs from all our albums, so people can pick their favorites. What’s happening with the projects you were engaged into so far? Do you focus only on Guano Apes now?

Yes, everyone has projects. I have started another solo project but now we are focused on the release of our new album and tour next year. Sandra, looking at the last album’s cover I have a feeling that you looked more tomboy-like at some time. Does this transformation have an impact on music at “Bel Air”?

Oh yes, and Dennis wears a nice suit :-) In the beginning I was asked why I act like a boy, now I’m asked why I act like a woman, that’s funny. Yes, we look a bit grown up there, perhaps we are. When I started, it was good to break with some typical


Nie da się zadowolić oczekiwań wszystkich, nikt tego nie zrobi i nikt nie powinien. Wystarczająco trudno jest w kwestii muzycznej zadowolić siebie!

7


Rozmowa / Talk

men driven rock clichés and prejudices, especially as a girl. You only can change things when you leave your stamp on. I have always wondered why you decided to cover Alphaville’s “Big in Japan”. Why this particular song (anyway, it’s one of the best covers ever made)?

Next time we bring some fans, like Hurts did. Looking at your whole artistic output, which song are you most proud of?

Personally I like Tiger, Electric Nights, Dick and Sunday Lover.

We were asked to contribute to a German compilation which was focused on the “Neue Deutsche Welle” sound of the eighties. We picked the song from the German band Alphaville, also because I usually sing in English, we transformed it and it fit really well.

What are your plans for the future, the next album and so on? Are you thinking about another change of style?

You gave numerous concerts in Poland in past few years, was the fans’ support huge there? How was it in Rzeszów?

Can you explain me Stefan’s peculiar inclinations for wearing ladies’ skirts? I’ve seen some photos of the band with him wearing a skirt, not to mention the video for “Big in Japan”.

Yes, we loved to be there. The local fans were very nice and connected each other with fans from other countries. In Rzeszów it was very hot, when I looked behind me to our drummer Dennis, I thought he would die, but he could stand the heat. 8

The new album will be out in the beginning of 2014. The songs we are working on at the moment with our two producers are more rock orientated.

Stefan also wants to break clichés :-) No, I guess he just wants to have fun and be like a child sometimes – what better place is there for this than in a rock band!



Podr贸偶e / Travel

Fot. mon t icellllo / fotolia.com

10


Swojskie wakacje po europejsku

Stare porzekadło głosi, że co kraj to obyczaj. Współcześnie obok tego krajowego obyczaju watro mieć też na uwadze wakacyjne przyzwyczajenia poszczególnych narodów, które jednym mogą się wydawać śmieszne, innym zaś nader interesujące.

TEKST: agata braun

11


Podróże / Travel

Brytyjczycy nie znają czegoś takiego jak działka, jednak zdarza im się posiadać niewielką nieruchomość nad samym morzem. Mowa oczywiście o budkach plażowych zajmujących bulwarowe trasy linii brzegowych.

Fot. superhasi / fotolia.com

Jeśli zapytamy przeciętnego Kowalskiego, gdzie najchętniej spędza wakacje, z pewnością odpowie, że na R.O.D.O.S, czy w Rodzinnym/Robotniczym Ogródku Działkowym Otoczonym Siatką. Co roku miliony Polaków wyruszają na swoje miejskie i podmiejskie „dacze”, gdzie w otoczeniu grządek marchewki i truskawek zażywa się kąpieli słonecznych gawędząc z sąsiadem zza ogrodzenia. W obliczu tak błogiego czasu, w otoczeniu natury i noclegu we własnym, drewnianym domku, zwiedzanie Luwru czy bieganie za przewodnikiem w Pompejach wydaje się jedynie kiepskim żartem. Jak się okazuje, w Europie nie tylko Polacy lubują się w spędzaniu urlopu na własnym podwórku. 12

Brytyjczycy nie znają czegoś takiego jak działka, jednak zdarza im się posiadać niewielką nieruchomość nad samym morzem. Mowa oczywiście o budkach plażowych zajmujących bulwarowe trasy linii brzegowych. Podobnie, jak domek polskiego działkowca brytyjska budka nie należy do największych, przypominając zazwyczaj niewielki składzik/drewutnię opatrzoną kolorowymi drzwiami. W środku mieści się grill, kilka leżaków, mała lodówka i szafka na plażowy ekwipunek. Niestety w budce nie można spać, co nie przeszkadza Brytyjczykom, którzy uwielbiają jednodniowe wypady nad morze. A jeśli znudzi im się wylegiwanie przed plażową budką, mogą wybrać się na którąś z wysp Morza Śródziem-



Podróże / Travel

Fot. yurimaging / fotolia.com

nego, gdzie od ponad dekady Anglicy masowo inwestują w domy i mieszkania. W przeciwieństwie do sąsiadów z północy Francuzi okazują się być bardziej oszczędni. W dobie kryzysu niemal 90% populacji największego kraju Europy Zachodniej spędza urlop patriotycznie. Trudno określić, czy ma na to wpływ słaby kurs euro i dziura budżetowa, czy raczej lokalny patriotyzm. Francuzi wiedzą, że w ich kraju sporo można zwiedzić i zobaczyć, a dzięki niezłym drogom i niedrogim hotelom (np. słynne hotele Formula1) nie trzeba dysponować zasobnym portfelem by dobrze się bawić. Jednak potomkowie Franków nocleg w hotelowym łóżku wybierają niezwykle rzadko, gdyż Francja jest królestwem campingów. Niemal ćwierć miliona Francuzów posiada swój własny wóz campingowy, co plasuje ich w ścisłej europejskiej czołówce. I choć utrzymanie takiego pojazdu jest sporym wydatkiem, to opłaca się przy regularnym użytkowaniu. Tutaj jednak nie kończy się francuska oszczędność. Niemal sześć milionów Francuzów rocznie decyduje się na wakacje pod namiotem. Jest plener, brak ograniczeń, dobra infrastruktura campingowa, koszty nie przekraczają zakładanego budżetu, no i pojawia się pierwiastek nomadyczny. Czy można chcieć czegoś więcej od urlopu? Otóż można i wiedzą o tym najlepiej Rosjanie. Uważani za bardzo hojną nację, wakacje spędzają z iście ułańską fantazją. Hotelowe baseny Turcji i Tunezji przeżywają prawdziwe rosyjskie zatrzęsienie, ale i tutaj nie można zapomnieć o urlopowym wątku patriotycznym – daczy. Rosyjska dacza jest bardziej fantazyjną wersją polskiego R.O.D.O.S. Po pierwsze zdecydowanie różni się wielkością i wystrojem, a po drugie posiadanie daczy, najlepiej na peryferiach Moskwy, jest wielkim prestiżem. Nie ma znaczenia, że na daczy nie ma kanalizacji, dostępu do wody, a za wystrój odpowiedzialny jest przodek zaopatrujący się w komisie, ważne, że dacza jest w rodzinie, jest własna i wiążą się z nią różne wspomnie14

nia. Rosjanie do tego stopnia upodobali sobie swoje podmiejskie posiadłości, że spędzają w nich weekendy już w maju i czerwcu. Kiedy uporają się z niezbędnymi zabiegami konserwatorskimi oddają się werandowaniu przy dźwiękach najpopularniejszej letniej stacji radiowej – Radia Dacza.

IN ENGLISH

European homely vacations Every country has its customs and holidays habit that for some may seem ridiculous, while the others find them very interesting. If we ask average Joe where he spends vacations the answer will be in a “dacha”, where surrounded by patches of carrot and strawberry beds he sunbathes chatting with a neighbour from behind a fence. Having such peaceful time in natural environment and one’s own accommodation, visiting Louvre or touring Pompeii with a guide seem a joke. As it turns out, the Poles are not the only ones in Europe that like spending holidays at one’s own courtyard. The Brits don’t really know what an allotment is but they usually own a property at a seaside. We mean small “houses” scattered along a coastline. Those “houses” looks more like storerooms with colourful doors. There’s a barbeque grill, a few deckchairs, a small refrigerator and a locker for beach equipment. There’re no beds but actually the Brits love one-day trips to the seaside. If they are bored with lying in front of a storeroom, they may g to one of the islands in the Mediterranean Sea, where for over a decade the Englishmen investment in houses and apartments.


If we ask average Joe where he spends vacations the answer will be in a “dacha”, where surrounded by patches of carrot and strawberry beds he sunbathes chatting with a neighbour from behind a fence.

As opposed to the neighbours from the north of France they are more thrifty. In the age of the crisis, almost 90% of the citizens spend their holidays in their country. It’s hard to tell whether it’s because of weak euro or rather local patriotism. The French know that there’s plenty to see in their country and thanks to good roads and cheap hotels they don’t need much money to have fun. However, staying at a hotel is not popular among the French. France is a kingdom of camping. Almost a quarter million of French people has a trailer. Although, operating costs of such vehicle are pretty high, it’s worth having one if you use it regularly. The French thriftiness goes even further. Almost six million of French citizens camp out. There’s an open-air, no limits, good camping infrastructure, low costs and a nomadic element. What else do we need? In fact we do. The Russians know that best. Considered a very generous nation, they spend holidays in a fancy way. They occupy hotel swimming pools in Turkey and Tunis but still remember about a patriotic element – a dacha. A Russian dacha is much more fancy than the Polish version. It’s bigger in size and richer in decorations. Besides, having a dacha in the suburbs of Moscow is pretty prestigious. No matter that there’s no sewage system, running water and old-fashioned interior design, what counts is that the dacha is still in the family and brings back memories. The Russians are so in love with their suburban mansions that they even spend weekends of June and July there. Once all the fixing is done, they sit in a porch, relax and listen to a popular summer radio station – Dacha Radio.

Rekl ama

Wino to opowieść,

historia człowieka i emocje. Odkrywamy je teraz

na nowo.

Wine is a story, a history of a human being and emotions. We explore it all over again now.

www.marekkondrat.pl

Zakupy przez internet, Sklep stacjonarny, Oferta B2B, Szkolenia i eventy

Online shopping, Retail shop, B2B offer, Trainings and events

KONDRAT Wina Wybrane Wybieramy i pomagamy w wyborze

KONDRAT Selected Wine We choose and help choosing


Inwestycje

źródło wizualizacji: UM Sopot

Recepta na Spowolnienie Gospodarcze.

Inicjatywa JESSICA źródło wizualiz acji: UM Sopot

Dzięki Inicjatywie JESSICA prywatni inwestorzy mogą realizować projekty, które nie miałyby szans na pozyskanie środków na warunkach rynkowych.

Kryzys na rynkach finansowych zapoczątkowany w 2007 roku spowodował m.in. zmniejszenie dostępności kredytów bankowych, ograniczając w znaczący sposób skłonność inwestorów do planowania i realizacji nowych inwestycji. W tak niesprzyjających warunkach rynkowych Zarząd Województwa Pomorskiego podjął decyzję, aby cześć środków unijnych pochodzących z Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Pomorskiego na lata 2007-2013 skierować do sektora publicznego i prywatnego, oferując im wsparcie w formie preferencyjnych pożyczek. Decyzja okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Z przeznaczonych na Inicjatywę JESSICA 227 mln PLN podpisano już 7 umów z inwestorami na łączną kwotę około 114 mln PLN. Budowa Muzeum Emigracji w Gdyni (pożyczka ok. 24 mln PLN oprocentowana 0,95 p.p. w skali roku), rewitalizacja dworca kolejowego wraz terenami przydworcowymi w Sopocie (pożyczka w wysokości ok. 42 mln PLN oprocentowana 0,87 p.p. w stosunku rocznym), a w ostatnim czasie również budowa Centrum Rekreacyjno-Sportowego na części przyziemia stadionu PGE ARENA Gdańsk (pożyczka w wysokości ok. 6,8 mln PLN oprocentowana 0,82 p.p. w stosunku rocznym) są idealnymi przykładami możliwości wykorzystania zwrotnych środków unijnych. Atrakcyjność preferencyjnych pożyczek udzielanych przez Fundusze Rozwoju Obszarów Miejskich polega przede wszystkim na bardzo niskim oprocentowaniu. Kolejną zaletą jest długi

Mieczysław Struk , marszałek województwa pomorskiego

Dzięki Inicjatywie JESSICA prywatni inwestorzy mogą realizować projekty, które nie miałyby szans na pozyskanie środków na warunkach rynkowych m.in. ze względu na występowanie komponentu społecznego, który często wpływa negatywnie na rentowność przedsięwzięcia podczas oceny finansowo – ekonomicznej dokonywanej przez banki komercyjne. okres kredytowania sięgający nawet 20 lat, dzięki czemu wysokość raty pożyczki jest relatywnie niska. Bardzo dużym ułatwieniem dla przedsiębiorcy w pierwszych latach realizacji inwestycji jest długa karencja w spłacie kapitału, wynosząca nawet do 24 miesięcy. Fundusze Rozwoju Obszarów Miejskich nie pobierają również opłat oraz prowizji za czynności związane z udzieleniem i obsługą pożyczek, ponieważ za swoje usługi otrzymują wynagrodzenie z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który pełni rolę Menadżera Funduszu Powierniczego Inicjatywy JESSICA. Z atrakcyjnych pożyczek dostępnych w ramach Inicjatywy JESSICA skorzystały również podmioty realizujące inwestycje takie jak: rewitalizacja browaru w Kościerzynie, Garnizon Kultury realizowany na terenie byłych koszarów wojskowych we Wrzeszczu, budowa basenu o funkcjach sportowo-rehabilitacyjnych w Pruszczu Gdańskim oraz kompleksowa termomodernizacja budynku Dziekanatu Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Ten ostatni projekt otrzymał pożyczkę poza pomocą publiczną. Już wkrótce można się spodziewać uroczystego otwarcia pierwszej inwestycji sfinansowanej ze środków Inicjatywy JESSICA w województwie pomorskim. Zapraszamy do Kościerzyny. W perspektywie 2014-2020 zakładany jest wzrost wykorzystania instrumentów zwrotnych w programach finansowanych ze środków unijnych. Mechanizmy takie jak JESSICA będą kontynuowane, ale zostaną rozszerzone o nowe obszary tematyczne.

Projekt finansowany w ramach regionalnego programu operacyjnego dla województwa pomorskiego na lata 2007–2013



Kierunek: Pomorskie / Destination: Pomorskie

baw się dobrze

rodowych gwiazd sceny fireshow i bębniarskiej. Efektowne show i zajęcia z profesjonalistami są interesującą i efektowną propozycją dla odbiorców w każdym wieku. Dla tych, którzy wolą spokojniej spędzać dni, interesująca może być propozycja Sopotello. W krótkim czasie od otwarcia „Artystyczny, wielokulturowy rynek ludzi oryginalnych” zyskał sobie sympatię nie tylko poszukujących rękodzieła czy antyków, ale również – albo przede wszystkim – nietuzinkowych znajomości. Jak przekonują organizatorzy, na Sopotello znaleźć można wszystko to, co ma klimat, jest tworzone z pasją, znalezione w szafie lub na strychu, albo kupione, a za chwilę sprzedane. Kilka powyższych imprez to rzecz jasna nie cała oferta kulturalna Trójmiasta. Całoroczny kalendarz imprez znaleźć można na stronie www.pomorskie.travel.

źródło: PROT

IN ENGLISH

Have fun

Have really great fun if you are bored lying on the beach. Tri-city offers much more than sand and the sea.

Bardzo dobrze, jeśli nudzi cię bezczynne leżenie na plaży. Trójmiasto ma do zaoferowania wiele więcej, niż tylko morze i piasek. TEKST: PROT

Sezon turystyczny przyciąga do Trójmiasta i w jego okolice tysiące ludzi. Choć na pocztówkach widnieją niezmiennie wizerunki romantycznych zachodów słońca nad morzem, pełnych słonecznych plaż i sopockiego molo, to na tym oferta wakacyjna metropolii się nie kończy. Rachunek jest prosty: im więcej osób w danej chwili przebywa w mieście, tym większa szansa, że na koncercie czy innym wydarzeniu kulturalnym będzie komplet. Duże audytorium skutkuje nie tylko wyższą jakością organizowanych wydarzeń, ale także bogatszą ich ofertą. Dlatego też w ciągu sezonu wiosenno-letniego w Trójmieście w dziedzinie kultury dzieje się naprawdę dużo. Dzięki temu każdy, niezależnie od wieku, płci i zainteresowań, znajdzie coś dla siebie. Wielbiciele bardziej klasycznych dźwięków powinni wyszukać coś interesującego pośród licznych festiwali, wśród których prym wiedzie Mozartiana (w tym roku odbędzie się już VIII edycja). Jest to festiwal muzyczny, inspirowany twórczością Mozarta i odbywający się w gdańskim Parku Oliwskim oraz Archikatedrze Oliwskiej – niewątpliwie gratka dla melomanów, ale również doskonałe wykorzystanie przestrzeni publicznej. Koncerty zazwyczaj odbywają się wieczorami, warto zatem też zwrócić uwagę na wydarzenia, które w całym Trójmieście trwają od świtu do zmroku (a nawet później). Jednym z najciekawszych i najbarwniejszych jest Festiwal Rytmu i Ognia FROG, którego ósma edycja odbędzie się w połowie sierpnia w Gdyni. Na imprezie prezentowane są wyczyny młodych adeptów oraz międzyna-

18

The tourist season attracts thousands of people to Tri-city and the region. Although, the postcards present images of romantic sunsets at the seaside, crowded beaches and the pier in Sopot, the summer offer of the metropolis includes much more. The calculation is simple: the more people visit the city, the bigger chance that they come to a concert or other cultural event. Big audience guarantees not only better quality of events but also a vast range of them. Therefore, the spring and summer season in Tri-city has much to offer in the field of culture, mainly due to the fact that the events are organiser by both local governments and non-governmental institutions. TheEnthusiasts of more classical sound should find something suitable among numerous festivals, including the top position – Mozartiana (the 8. edition this year). It is a music festival inspired by Mozart’s compositions, taking place in Oliwa Park in Gdansk and Cathedral in Oliwa – a special treat for music lovers and a perfect use of public space. The concerts take place usually in the evening, thus, it’s worth paying attention to those events that last throughout a day. One of the most interesting and vivid is the Fire and Rhythm Festival FROG, whose eighth edition is scheduled for August in Gdynia. The event presents achievements of young learners and international stars of fire and drum shows. Impressive performances and classes with professionals are an interesting and attractive offer for each participant Those who wish spend days in more peaceful atmosphere, should go for Sopotello. Soon after opening the “Artistic, multicultural market for original people”, it gained popularity among not only fans of handcraft or antiques but – most of all – original acquaintances. As the organisers claim, Sopotello offers unique and original things, created with passion, found in a wardrobe or in attic, bought and sold. The above mentioned events are only a few from a cultural offer of Tri-city. The year-long calendar of events is available on www. pomorskie.travel.


LUXURY APARTMENTS for rent in Sopot & Gdansk tel. + 48 535 585 055 e - ma il: sopot@imp erial-ap artmen ts.com www.imperia l-ap artmen ts.com


Biznes / Business

Fot.: visions -AD/fotolia.com

Tajemny luksus

20


Według niektórych nie można być ani zbyt chudym, ani zbyt bogatym, i właśnie to „zbyt” daje ludziom nieograniczone możliwości w pławieniu się w luksusie. Na rynku istnieje wiele firm specjalizujących się w spełnianiu zachcianek swoich klientów, którzy gotowi są zapłacić każdą cenę za kontakt z prawdziwym luksusem i ekstrawagancją. Czasem aż nazbyt wysoką.

TEKST: agata braun

Jeszcze kilka miesięcy temu cały świat żył w cieniu wielkiego kryzysu gospodarczego, tymczasem w Polsce znienawidzone słowo na „k” zostało zagłuszone otwarciem rynku dla firm oferujących dobra luksusowe. Pierwszy na liście znalazł się warszawski salon Louis Vuitton – najczęściej podrabianej marki na świecie. Posiadanie jednej torebki z kolekcji tej firmy jest niewątpliwie wyznacznikiem statusu społecznego, jednak jedna kopertówka czy aktówka jeszcze luksusu nie czyni. Co innego kufer ze słynnym monogramem. Już 150 lat temu Louis Vuitton wiedział, że nic tak nie cieszy bogaczy, jak stworzony na zamówienie, obity skórą i zaopatrzony w zamek szyfrowy kufer podróżny, warty tyle co średniej klasy samochód. O ile w przypadku francuskiej marki działa magia osławionego logo, to na rynku istnieją firmy oferujące o wiele bardziej niezwykłe i wyszukane produkty, a jednak wciąż niszowe i nieznane. Kilka lat temu Nowy Jork ogarnęła moda na tajne imprezy odbywające się w piwnicach, ukrytych klubach i halach garażowych. Aby się na nie dostać należało zdobyć specjalny klucz, którym mogło być jajko, krawat lub rachunek za prąd ze specjalną pieczątką. Spotkania były tak tajne, że luksusem stało się bywanie na nich. Z niszowymi markami jest podobnie, trzeba wiedzieć gdzie szukać, aby znaleźć upragnione kosmetyki i błyskotki. Firmą stanowiącą elitarny klub jest Menard Cosmetics, która do swoich produktów pielęgnacyjnych wykorzystuje niezwykle rzadkie, azjatyckie grzyby reishi. Ich właściwości od wielu tysięcy lat cenione były w medycynie japońskiej. W 1959 roku Menard

Cosmetics postanowili dodać ekstrakt z reishi do kremów i pomadek, tworząc tym samym jedną z najbardziej ekskluzywnych linii kosmetycznych – Embellir. Ceny produktów tej linii wahają się od 249 do nawet 1205 zł za 45 gramów kremu. Czy są warte swojej ceny? Z pewnością tak, bo luksus jest bezcenny. Inna japońska firma, Cle de Peau Beaute, we wrześniu 2012 roku wprowadziła na rynek najdroższy krem nawilżający w historii kosmetyki. Specyfik o wdzięcznej nazwie „La Creme” pojawił się w sklepie w zawrotnej liczbie aż trzech egzemplarzy. Równie zawrotna była cena jednego 50-gramowego słoiczka – zaledwie 44 tysiące złotych. Choć azjatyckie koncerny kosmetyczne potrafią zaszaleć z poziomem luksusu, to nic tak nie cieszy, jak jedzenie z górnej półki. Warte tysiące złotych wina, trufle czy cygara bledną w obecności pewnej niepozornej kawy… Kopi Luwak to kawa powstająca z ziaren wydobytych z odchodów łaskuna muzanga – niewielkiego zwierzęcia przypominającego kunę. Łaskun, zwany w Azji luwakiem, zjada ziarenka kawy, a wykwalifikowani zbieracze wydobywają je z jego odchodów. Rocznie zbiory tej kawy wahają się od 50 do 400 kilogramów. Za tysiąc gramów tego rarytasu płaci się minimum 600 dolarów, czyli jakieś dwa tysiące złotych. Lubiący luksus herbaciarze także znajdą coś dla siebie. Chińska herbata Big Red Robe dystrybuowana przez londyński dom handlowy Fortnum & Mason uważana jest za najdroższy napar świata. Za 100 gramów tej niezwykłej mieszaniny liści z prowincji Fujian należy zapłacić „jedynie” 13 tysięcy dolarów. Skąd ta cena? Według legendy właśnie ta herbata ma sprawdzone właściwości lecznicze i pomogła uniknąć śmierci jednemu z cesarzy. 21


Biznes / Business

Kopi Luwak to kawa powstająca z ziaren wydobytych z odchodów łaskuna muzanga.

W 1959 roku Menard Cosmetics postanowili dodać ekstrakt z reishi do kremów i pomadek, tworząc tym samym jedną z najbardziej ekskluzywnych linii kosmetycznych – Embellir.

IN ENGLISH

Secret luxury Some claim that you can never be too thin or too rich, and this is the very word “too” that gives people unlimited possibilities of basking in luxury. The market is full of companies specializing in pandering to the needs of their customers, who are ready to pay whatever price for the contact with true luxury and extravagance. Sometimes the price is too high. Only several months ago the whole world lived in the shadows of an economic crisis, whereas in Poland the hated word starting with a “c” was drowned by the opening of the luxury goods market. The first company on the list is the Warsaw store of Louis Vuitton, the most often faked brand in the world. Having one bag from the collection of the company is undoubtedly an indicator of social status; however, one clutch or case does not yet make a luxury. A chest with the famous monogram is a completely different thing. Already 150 years ago Louis Vuitton knew that nothing makes the rich more happy than a custom-made, leather travelling chest with a combination lock, worth as much as a middle-class car. 22

While it is the renowned logo that works in the case of the French brand, there are many companies in the market that offer much more extraordinary and sophisticated goods, which are at the same time niche and unknown. Several years ago a fashion for secret parties in cellars, hidden clubs or garages sewed up New York. In order to get inside, you had to obtain a particular key – it could be an egg, a tie or an electricity bill with a special stamp. The meetings were so secret that it was a luxury to participate in them. The thing is similar with niche brands: you have to know where to look to find the desirable cosmetics or baubles. One company that makes an elite club is Menard Cosmetics, which uses extremely rare Asian Reishi mushrooms in the production of its goods. Their properties have been appreciated in Japanese medicine for thousands of years. In 1959, Menard Cosmetics decided to add Reishi extracts to creams and lipsticks, thereby establishing one of the most exclusive lines of cosmetics, Embellir. Prices of the products from the line range from 249 up to even 1205 zlotys for 45 grams of the cream. Are they worth their price? Certainly yes – luxury is priceless.


Fot.: Caplio R 2 / wik ipedia.org

In September 2012, another Japanese company, Cle de Peau Beaute, introduced on the market the most expensive moisturizing cream in the history of cosmetology. The product called charmingly “La Creme” appeared in a shop in an outrageous number of three copies. Equally outrageous was the price of one 50-gram jar – only 44 thousand zlotys. Although Asian cosmetic concerns are capable of lashing out with the level of luxury, nothing can please more than top-class food. Wines, truffles or cigars worth thousands of zlotys turn pale in the presence of inconspicuous coffee... Kopi Luwak is a type of coffee made from beans extracted from the faeces of the Asian palm civet – a small animal resembling a marten. The Asian palm civet, which is called “luwak” in Asia, eats coffee beans, which are then taken out from its faeces by qualified pickers. One year’s crop of this coffee ranges from 50 to 400 kilograms. One thousand grams of this delicacy costs at least 600 dollars. But tea-drinkers who enjoy luxury will also find something for themselves. The Chinese Big Red Robe tea distributed by Fortnum & Mason, a department store in London, is considered the most expensive tea in the world. 100 grams of this unusual mix of leaves from Fujian Province costs “only” 13 thousand dollars. Where does the price come from? The legend says that it is this tea that has proven therapeutic properties and helped one of the emperors escape death.

Rekl ama

NOWE MIESZKANIA

W CENTRUM RZESZOWA Sprawdź!

Termin realizacji

II kwartał 2015

Rezerwacja tylko 3000 zł www.developres.pl

e-mail: biuro@developres.pl tel. +48 17 86 00 365 23


Recenzje / Reviews

Torgny Lindgren

Miód trzmieli wyd. Oficyna Literacka TEKST: Mateusz Kołos

G

dyby Tarkowski postanowił pisać książki, byłby pewnie Lindgrenem. Skandynawski pisarz, niemal nieznany w Polsce, tworzy z opowieści o trudnej relacji braci na zapadłej prowincji jedną wielką metaforę. Surowy, chłodny język, baśniowy niemal mrok, tajemnica goniąca tajemnicę i piętrzące się poziomy interpretacji, z których nie sposób się wyplątać. Mocne i niepokojące. Krótka książka na długą lekturę.

IN ENGLISH

Bumble-bee honey If Tarkowski had decided to write a book, he probably would have been Lindgren. The Scandinavian writer, little known in Poland, creates a metaphor out of the stories about a difficult relation between the brothers living in a backwoods. A severe language, fairylike darkness, a mystery that is followed one another and piling levels of interpretation. Strong and disturbing. A short book for long reading.

The Walking Dead wyd. Teltale Games TEKST: Mateusz Kołos

W

iem, że od premiery tego tytułu minęło już pół miesiąca i zdążyły się pojawić pewnie inne warte recenzji. Ale najpierw dwa sprostowania. Pierwsze – nie za bardzo mnie obchodzi, co się dzieje teraz w świecie gier. Drugie – wszystko przez „The Walking Dead”. Teltale Games w przygodówkach wyspecjalizowało się tak jak Siemiatycze w wysyłaniu swoich mieszkańców do Belgii. Ze świecą szukać stajni, która im dorówna. Zwłaszcza po ich najnowszej produkcji (notabene, już doładowanej pierwszym DLC), która, co tu dużo mówić, jest opus magnum firmy. Z jednej strony dzieło byłych pracowników LucasArts znamionuje zręczne podejście do rynku – tu załapią się wielbiciele przygodówek, tu znawcy komiksów (gra bazuje na popularnej serii autorstwa Roberta Kirkmana), a tam ciągle jeszcze spragnieni tematyki zombie. Z drugiej, gra to arcydzieło, więc obroniłaby się tak czy siak. Serialowa konwencja, stale stopniująca napięcie, ciężka i przejmująca fabuła, bohaterowie posiadający jakieś życie wewnętrzne (w końcu) – nawet się porządnie nie rozegrałem, a już zaliczyłem kilka kaców moralnych za źle wybraną odpowiedź (czasu na decyzję jest mało, jak w realnym życiu). No i to przeniesienie ciężaru z szybkiej eksterminacji zombiaków na powolną eksterminację ludzi: moralne trudności wzrastają, a gracz automatycznie przestawia się z personalnego myślenia na dobro grupy. A jak cierpi, gdy giną jej członkowie! To inna apokalipsa niż wszystkie dotąd przedstawione w produkcjach na komputery i konsole. Bardziej żywa. Jakkolwiek by to nie brzmiało. 24

IN ENGLISH

I know that it has been a half of a month since the premiere of the title and probably there’re other positions worth being reviewed, nevertheless, let me begin with two corrections. Firstly, I don’t really what’s going on in the world of games. Secondly, all that because of “The Walking Dead”. Teltale Games are specialists in the field of adventure games. Few and far between matches them. Especially, after releasing their latest production (charged with the first DLC), which is the opus magnum of the company. On one hand, the piece of art of the former LucasArts employees know the market well – there’s something for the fans of adventure games, comic books (the game is based on the popular series created by Robert Kirkman) or those eager for zombie themes. On the other hand, the game is a true masterpiece. Serial convention, graduating tension, pretty heavy and touching plot, characters with interior life (finally) – I didn’t even manage to warm up but already have some moral hangover for choosing the wrong answer (there’s not much time to make a decision, just like in the real life). And the shift from quick extermination of zombies to a slow extermination of people: moral troubles are increasing while a player automatically switches from personal thinking to the group one – suffering when his colleagues die! This is a different type of apocalypse than the one so far presented in computer games. More vivid, however it sounds.


Koncepcja praktyki stomatologicznej STOMATOLOGIA MIKOŁAJCZYK powstała z naszej fascynacji pięknem zdrowego uśmiechu. Naszym celem jest objęcie Pacjenta profesjonalną opieką stomatologiczną na najwyższym światowym poziomie. W przytulnym wnętrzu, w miłej atmosferze profesjonalny zespół codziennie służy Państwu radą i pomocą.

Twój Uśmiech – Nasza Pasja Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej, na której szybko i łatwo znajdziecie Państwo wiele przydatnych informacji dotyczących zarówno naszej praktyki, jak i samej stomatologii.

STOMATOLOGIA MIKOŁAJCZYK ul. Podkarpacka 21 A, 35-082 Rzeszów T.: +48 17 864 22 19, M.: +48 513 037 645 recepcja@stomatologia-mikolajczyk.com.pl

www.stomatologia-mikolajczyk.com.pl

Rekl ama

Z DERMATOLOGIĄ NA “TY” Tel. 17 850 93 49 www.dermatologia.rzeszow.pl

Piękna, zadbana i gładka skóra bez zmarszczek, blizn, czy przebarwień to często efekt nie tylko regularnej pielęgnacji, ale i specjalistycznych zabiegów. Dziedzina medycyny, jaką jest dermatologia estetyczna oferuje skuteczną regenerację skóry oraz likwidację wszelkich niedoskonałości. Zabiegi z zakresu dermatologii leczniczej pomagają w leczeniu chorób skóry oraz likwidują pewne stany patologiczne jak np. blizny czy znamiona. Usuwając pewne niedoskonałości poprawiają wygląd. Krótko mówiąc–leczą i upiększają. Dermatologia Estetyczna • Toksyna botulinowa w usuwaniu zmarszczek mimicznych i leczeniu nadpotliwości • Wypełnianie zmarszczek kwasem hialuronowym • Rewitalizacja i modelowanie kształtu ust • Mezoterapia w leczeniu łysienia, cellulitu, rozstępów i jako zabieg odmładzający skórę twarzy, dłoni, dekoltu, itp. • Sculptra • Pelleve • Cosmelan • Dermamelan

lek. med. Ewa Mikuła - specjalista dermatolog

Dermatologia lecznicza i laserowa • Fotoodmładzanie • Leczenie trądziku • Videodermoskopia • Peelingi lekarskie • Usuwanie różnych zmian skórnych po kwalifikacji dermoskopowej

dr n. med. Dalia Chrzanowska - specjalista dermatolog


Wojciech tremiszewski

Felieton / Column

Fot. Woj t ek rojek

Dżemseszyn w tramwaju Kiedyś oglądałem w telewizorze program o afrykańskim plemieniu, któremu muzyka, a przede wszystkim śpiew, towarzyszy bezustannie. Czy to przy pracy w polu, czy przy wytwarzaniu ceramiki, czy przy gotowaniu – ciągle śpiew. Nie zawsze jako piosenki, bo wielu z nich po prostu wokalizuje. Czasem niektórzy wspomagają się jakimiś zaimprowizowanymi instrumentami, najczęściej perkusyjnymi, typu patyk i kamień. Ludzie ci wierzą, że w ten sposób dzień jest lepszy, praca lżejsza, sztama bliższa i sympatyczniejsza. Wystarczy śpiewać. Wyobraziłem sobie jakby to było, gdyby w naszym Gdańsku, w tramwaju pełnym jadących do stoczni stoczniowców, wszyscy by sobie podśpiewywali. Albo gdyby w kolejce na poczcie ktoś sobie wokalizował. Oczywiście pojawiają się myśli typu – ja nie lubię tego rodzaju muzyki; a ja nie mam nastroju na podśpiewujki. Ale w tamtym plemieniu nikt się tak nie dąsał. Może początki ich kultury też były niełatwe, bo część fałszowała, część chciała pomilczeć, a mały Bumboto lubił za ciężki klimat i nie dawało się z nim zgrać. Ale rozwinęli się przez lata wspólnej zajawki i teraz idzie im całkiem nieźle. A przede wszystkim wszyscy mają do tego wspólne, pozytywne podejście – śpiewamy razem, bo wszyscy lubimy sobie podżezować. Oczywiście u nas znaleźliby się tacy, którzy nie poczuliby klimatu, mając do tego pełne prawo. Ale przez lata takiego wszędobylskiego śpiewania wypracowaliby sobie pewien rodzaj koncentracji, dzięki któremu po prostu przestaliby zważać na tralalili wokół. Tak jak teraz potrafimy zatopić się w myślach czy czytać książkę mimo dźwięków silników i rozmów innych. Naszą rodzimą próbą takiego czilałtu jest puszczanie w miejscach publicznych muzyki z telefonów. Na razie reakcją ogółu jest odrzucenie – „coś mi wchodzi z łubudubu w mój świat!”. Ale może gdyby takiemu samozwańczemu didżejowi zawtórować basem z gardła, czy klepu-klepu rękoma w kolana? Przy założeniu, że im nas więcej, tym lepiej, po chwili nie słychać by już tego telefonu. Byłem świadkiem, jak w tramwaju pewien człowiek o wyglądzie żula grał sobie cicho na grzebieniu. Bardzo mi się podobało. Ale patrzyłem na pozostałych – wielu miało miny nietęgie, szukające sposobu na zwrócenie uwagi, wzgardliwe. Chciałem się dołączyć z gwizdaniem, ale wobec braku przyzwolenia społecznego speniałem. Innym razem, też w tramwaju, młodzieniec typu hiphop zaczął fristajlować, czyli improwizować rap. Byłoby fajnie, ale chłopak był w fazie głębokiego buntu i wyrażał to za pomocą mocnych słów, a w tym samym tramwaju jechała wycieczka przedszkolaków. Byłem rozbity. Aż tu usłyszałem krzyk groźny: „Zamknij się z tym gównem!”. Spojrzałem na nadawcę komunikatu i zobaczyłem dwóch młodzieńców, starszych i większych od tamtego hiphopowca, którzy sami byli typu mrok i metal. Jeden z nich miał futerał na elektryczną gitarę. Więc muzycy! Wspólny dżem był tak blisko, ale chyba rokersi pozazdrościli raperowi odwagi i go skrzyczeli. Czasem sobie idę ulicą i pogwizduję cicho. Nie lubię tych ciężkich spojrzeń przechodniów, mówiących „A co ci tak wesoło?”, czy „Nie wpieprzaj się ze swym gwizdaniem w moją przestrzeń.” Ale już nie peniam – gwiżdżę dalej i czekam, aż ktoś się dołączy. A może byśmy byli trochę bardziej do siebie uśmiechnięci i życzliwsi, gdybyśmy grali w jednym wielkim zespole? A przecież chyba trzeba by tylko wejść w pewną konwencję. Konwencję wspólnego mjuzikalu pt. „Prześpiewajmy się razem przez kolejny dzień”. Tylko trzeba by w taką konwencję wejść wszyscy na raz. Także ten… 26

IN ENGLISH Jam session on the tram I have once watched a TV program about an African tribe whose life was all about music and singing. Regardless whether they were working on a farm, making pottery or cooking – they were singing. Not necessarily songs. Sometimes they were accompanied by an improvised instrument, usually a percussion kind, like a stick or stone. Those people believe that it makes their day better and their work lighter and more pleasant. All you have to do is sing. I imagined how would it be in my native Gdansk, on the tram full of shipyard workers on their way to work, all of them singing. Or standing in a queue at a post office. Obviously such thoughts came to my mind immediately – I don’t like this type of music; I don’t feel like singing. But no one sulked in that tribe. Maybe the beginning of their culture wasn’t easy too. Maybe some were singing out of tune, some wanted to stay silent, while little Bumboto preferred hard tunes so it was difficult to accompany him. But they developed through those years of mutual craze and they’re doing pretty good now. Most of all, all of them have a mutual, positive attitude towards that – we sing together as we all love that jazz. Obviously, there’re some among us that won’t feel the flow. However, the years of omnipresent singing would elaborate a sort of concentration to ignore “blablabla” around. Just like now, we are able to occupy our mind with thoughts or books not paying attention to the sounds of engines and chatting. A native attempt of such chill out is playing music from mobile phones in public space. Reactions are rather negative for now – “rumble enters my world!”. Why not to join that DJ and add some throat bass and hands clapping? Assuming that the more of us, the better, soon after, a mobile would be hard to be heard. I witnessed a man going by tram looking like a hoodlum who played a comb quietly. I liked it a lot. But the rest seemed disgusted. I wanted to accompany him with whistling but seeing a lack of social approval I decided to withdraw. Another situation, also on the tram, a young hip-hop boy started to freestyle. It would have been pretty all right but the boy was in the phase of a teenage rebellion and expressed it using swearwords. I have to mention that there was a group of kindergarten kids on the same tram. I was confused until I heard someone shouting: “Shut up with this shit!”. I turned my head and saw two teenagers, older and bigger than that hip-hop boy, such of a gloomy metal look. One carried an electric guitar. Musicians, I thought! Having a jam session together was so close but, I guess, the rock men envy the rap artist’s braveness and yelled at him. Sometimes I walk along the streets and whistle. I don’t like those heavy looks of passers-by saying “Why are you so happy?”, or “Don’t trespass on my private space with this whistling.” But I’m not scared anymore – I keep on whistling and check who joins me. Why don’t we try to smile to one another a bit more. And be nicer to each other, pretending we play in one group. I guess all we have to do is entering a kind of convention. A convention of mutual musical entitled “Let’s sing together through another day”. The thing is we have to enter the convention all at the same time. Even that…


Marcin Kędryna

Felieton / Column

Fot. Jacek Piąt ek

Autoprzyjemność

W skrócie: na bezludnej wyspie rozbił się samolot. Przeżyły dwie osoby. Bohater i Cindy Crawford. Po różnych perypetiach wybucha pomiędzy nimi gorący romans. Z czasem bohater szarzeje, wieczorami patrzy na księżyc, jest dziwnie smutny. Cindy próbuje namówić go, by się przyznał, co mu leży na sercu. On nie chce. W końcu, gdy obiecuje mu, że zrobi wszystko, na co miałby ochotę, ten prosi, by się przebrała w resztki jego garnituru i sadzą domalowała sobie wąsy. Kiedy to robi, bohaterowi wraca na twarz uśmiech. Mówi – Stary, nie uwierzysz. Sypiam z Cindy Crawford. Otóż ja jeździłem audi R8. Chęć chwalenia się tym wszem i wobec jest silniejsza niż moja wrodzona skromność. Co ciekawe, R8 nie jest ani najmocniejszym, ani najszybszym, ani najdroższym samochodem, jakim jeździłem. Nie jest też zdecydowanie samochodem najwygodniejszym. Tak właściwie to przypomina szczyt amerykańskiej nieprzydatności z dowcipu, którego z powodów oczywistych dla znających jego treść nie zacytuję. Chwalę się, mimo iż jeździliśmy z kolegą Konradem tym samochodem tylko przez godzinę, w dodatku godzinę (jedną z kilku pod rząd) warszawskiego szczytu. Pojechaliśmy przez Saską Kępę, Wał Miedzeszyński, Trasą Siekierkowską w okolice ZUS-u i z powrotem. Wszystkich, którzy pomyśleli, że ZUS kupuje teraz takie auta służbowe, przepraszamy. Jeszcze nie, ale w tej instytucji wszystko jest możliwe. Wrażenia z jazdy? Najprościej by je oddać pisząc: :-))))))))))))))))))))). Minusy? Całe mnóstwo. A to, że zanim się człowiek nauczył panować nad pedałem gazu, to żołądek pasażera zdążył mieć poważny problem, że Konrad, postawny mężczyzna, kiedy usiadł za kółkiem widział przede wszystkim sufit, że mapy nawigacji kończą się na Odrze – Polska to terra incognita. Ale wszystkie minusy przysłonił kierowca 3,5 tonowego busa, który ścigał nas zawzięcie, by wyprzedzając z prawej strony się szczerze uśmiechnąć i wyciągnąć w górę kciuk. Audi R8 to rzadko spotykany rodzaj samochodu, który radość daje i tym którzy nim jadą, i tym, którzy go widzą. A ja nim właśnie jeździłem.

fot.mat. prasowe

Ze dwadzieścia lat temu, w czasach, kiedy „Playboy” był jeszcze całkiem niezłym magazynem, przeczytałem w nim dowcip.

IN ENGLISH

AUTO-pleasure

About twenty years ago, when ”Playboy” was still a pretty good magazine, I read a joke. In brief: a plane crashes on a desert island. Two people survived. The character and Cindy Crawford. After numerous adventures they start a love affair. The character gets sad and depressed in time. Cindy tries to make him say what’s on his chest. He doesn’t want to. When she promises to do whatever he wishes to, he asks her to put on pieces of his suit and draws her moustache. A smile comes back on his face and says – Oh, men, you know what, I’ve been sleeping with Cindy Crawford. Well, I was driving Audi R8. My will of boasting to all concerned is stronger than my inborn modesty. What’s interesting, R8 isn’t either the strongest, the fastest, or the most expensive car I used to drive. In fact, it reminds of a triumph of American uselessness described in a joke I won’t quote here, for obvious reasons for those who know its content. I am boasting, although, I was driving the car with my friend Konrad only for an hour, the rush hour(one of the few in a row) in Warsaw. We were driving along Saska Kepa, to ZUS (Social Insurance Company) and back. If anyone thought that ZUS started to buy company cars, sorry, you are wrong, but everything is possible in the institution. My impressions after the ride? The easiest way to express them is: :-))))))))))))))))))))). Weak points? A lot. Before I managed to get control over the accelerator, the passenger started to have a serious stomach problem. Konrad, a pretty muscular man, sat behind the wheel and all he could see was the ceiling. There’s more, the navigation maps guides you only to the Odra river – Poland is now terra incognita. But all the disadvantages were gone when the driver of a 3,5-ton bus that chased us persistently, passed us on the right side, smiling sincerely and showing his thumb up. Audi R8 is a rarely seen car which gives joy not only to a driver but also to the passers-by. I was driving the one. 27


Sprzęt / equipment

pokolenie

lite

Są młodzi. Nieważne, czy mają 20, czy 40 lat – ważne, że czują się młodzi. Ci po 30 żartują, że ich rodzice w ich wieku byli już dorośli. Ważne dla nich jest to, co jedzą, gdzie bywają, czym się zajmują, ale pilnują, żeby nie angażować się za bardzo, żeby mieć czas dla siebie. Ważne dla nich jest to, żeby ciągle być „on line”, choć jednocześnie nie są niewolnikami sieci. Wszystko w zdrowych proporcjach. Pokolenie „Lite”

J

fot.Adam golec

Jaki powinien być ich komputer? Po pierwsze – lekki. Na tyle, żeby ciągłe noszenie go ze sobą nie było problemem. O, tak, żeby ważył nie więcej niż półtora kilo. Powinien być szybki – czterordzeniowy procesor, wydajna karta graficzna, 4GB wydajnego RAM-u i 128 GB dysk SSD, są w stanie coś takiego zapewnić. Mieć wbudowaną kamerę HD. Czytnik kart, port USB 3.0, wyjście HDMI – wszystko może się kiedyś do czegoś przydać. Do tego bateria, która umożliwi długą pracę w kawiarnianym ogródku. Na koniec 64-bitowy system operacyjny Windows 8 z szybkim startem. Do tego naprawdę atrakcyjny design i porządne wykonanie. No i najważniejsza sprawa – przy tym wszystkim rozsądna cena. Gdyż ludzie z pokolenia „Lite” nie wydają worków pieniędzy na gadżety. Potrzebują tych pieniędzy na swoje przyjemności. Jaki powinien być stworzony dla nich komputer? Taki jak Samsung Ativ Lite.

28


29


Sprzęt / equipment

Lekki, wydajny, dobrze zaprojektowany i wykonany. Do tego w rozsądnej cenie. Samsung Ativ Lite łączy te wszystkie cechy. Jest idealny dla ludzi, dla których zdrowe proporcje w życiu są najważniejsze. Dla ludzi Lite 30

fot.Adam golec


Piękne przedmioty nie zawsze mogą być tanie

fot.mat.prasowe / samsung

Pamiętacie czasy, w których telewizor mógł kosztować tyle, co nowy samochód? I nie chodzi tu o lata siedemdziesiąte. Kiedy tak było ostatnio? Z dziesięć lat temu?

T

elewizory są coraz większe i coraz tańsze. To może nie do końca prawda, bo najnowocześniejsze do najtańszych nie należą. Ale co mają zrobić ludzie, którzy chcą mieć najdroższy telewizor w okolicy? Tacy, którym nie wystarczy obudowa wysadzana kryształkami od Swarovskiego? Tacy, którzy chcą wydać dużo pieniędzy, ale chcą uczciwie dostać w zamian coś o odpowiedniej wartości? Zaprezentowany na tegorocznych targach CES w Las Vegas 85-calowy telewizor Samsung UltraHD jest zrobiony specjalnie dla nich. Niesamowity design: w galwanizowanej ramie, na której zawieszono ekran, udało się zmieścić 120 watowe głośniki. Wyprodukowanie jednej takiej ramy zajmuje ponad trzy godziny (dla

porównania w ciągu minuty powstaje 60 normalnych podstaw do zwyczajnych telewizorów). Telewizor na CES dostał Best of Innovations Award. Czterokrotne FullHD, to niezłe wyzwanie dla procesorów obrazu. Niestety, w dzisiejszych czasach trudno znaleźć filmy tej rozdzielczości, więc trzeba wszystko powiększać. Inżynierowie Samsunga poradzili sobie z tym bardzo dobrze. Jakość obrazu, nawet w przypadku nienajlepszej jakości filmów, jest równie dobra jak design telewizora. Ostatnio sporą ich partię zamówiło kilka arabskich rodzin panujących. Kto bogatemu zabroni. 31


32


WWW.FACEBOOK.COM/PLRZE

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA / PHOTO SOURCE: PORT LOTNICZY „RZESZÓW – JASIONKA”

Stały dodatek Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka Permanent section of Rzeszow-Jasionka Airport

WWW.RZESZOWAIRPORT.PL


Smakowanie przestrzeni ŹRÓDŁO ZDJĘCIA / PHOTO SOURCE: PATRIOTBQ/SXC.HU

– od cerkiewnego zacisza do zamkowego przepychu Kulturową podróż po województwie podkarpackim zaczyna się od miejsc, gdzie czas został zaklęty w drewnie.

AKTUALNOŚCI / NEWS

O

biekty dziedzictwa kulturowego znajdujące się na Szlaku Architektury Drewnianej to m.in.: kościoły, cerkwie, skanseny, zespoły zabudowy małomiasteczkowej, dworki i pałace. Najcenniejsze wśród nich to 6 obiektów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, jak kościół w Haczowie (XV w.) oraz zespół plebański wraz z kościołem w Bliznem (XVI w.). Perłą szlaku jest sanockie Muzeum Budownictwa Ludowego, obecnie największy skansen w Polsce. Kontynuując wyprawę kulturową, warto wybrać się w jeszcze bardziej odległą podróż w czasie, tj. do pradziejów Polski, i zwiedzić Karpacką Troję w Trzcinicy zwaną „drugim Biskupinem”. Odbywają się tu liczne rekonstrukcje, które prezentują nie tylko dawne metody produkcji i życie codzienne mieszkańców osady, ale włączają zwiedzających do swoich zajęć. Po pełnym wrażeń kulturowych dniu proponujemy odpoczynek w zaciszu komnat zamków, dworów i pałaców, gdzie oferujemy wspaniałe doświadczenia dla podniebienia. Zakosztują Państwo najwykwintniejszych potraw w wysokiej klasy obiektach takich jak: Zamek Dubiecko, Dwór Kombornia, Pałac Sieniawa, Zamek w Krasiczynie i Baranowie Sandomierskim. Wykwintne potrawy wymagają odpowiedniej oprawy, którą oferuje lampka podkarpackiego wina, zapraszamy zatem w podróż Szlakiem Winnic Podkarpackich, który łączy w sobie nie tylko piękne widoki, zapachy, barwy i smaki, ale także wiele innych doznań – atrakcji, spotkań z pasjonatami enoturystyki, a także tradycję winiarstwa miast Krosno, Jasło i Sanok. Podkarpackie wino jest jak Podkarpacie – jedyne w swoim rodzaju, zagadkowe i kuszące swoim bukietem. Wino wymaga właściwej oprawy – gustownego szkła w nie zawsze tradycyjnym wykonaniu. Dlatego turystów kuszą swoimi wyrobami huty szkła, gdzie od lat wytwarzane są szklane arcydzieła. Pod wodzą prężnie działającego Krosna i tamtejszego Centrum Dziedzictwa Szkła. Krośnieńskie „zagłębie szkła” słynie zarówno z historycznych eksponatów, jak i z współcześnie ręcznie wykonywanych dzieł, które będą wartościową pamiątką z podróży po podkarpackim. Można je samodzielnie wytworzyć, spróbować swoich sił w malowaniu bombek, współtworzyć witraże, wygrawerować napis na szklanym sercu. 34

Jednak rzemiosło na Podkarpaciu niejedno ma imię i miejsce, gdyż stolicą rzemiosła związanego z wytwórstwem dzwonów i fajek jest Przemyśl. To tu płyną zamówienia z najodleglejszych zakątków całego świata na ręcznie wykonywane fajki i dzwony. Dzieje technik ich produkcji przybliża Muzeum Dzwonów i Fajek, zlokalizowane w wieży zegarowej na przemyskiej starówce. Odlewnia Dzwonów Rodziny Felczyńskich założona w 1808 roku pomimo upływu wieków nadal jest firmą rodzinną i wytwarza dzwony dla kościołów wszystkich wyznań. Na podsumowanie warto dodać, że rodzinne, długoletnie tradycje, których odkrywanie oferuje region podkarpacki, doskonale łączą się z architekturą regionu, jak w przypadku Łańcuta. Wspaniały, dominujący styl barokowy w Zamku, który stanowi obowiązkowy punkt zwiedzania regionu, uzupełnia Muzeum Gorzelnictwa w Łańcucie – dawna Fabryka Likierów, Rossolinów i Rumu Hrabiego Alfreda Potockiego. Na pamiątkę smakowania otwartej dla turystów przestrzeni zapraszamy na kawałek niespotykanej czekolady o smaku wina, która podkreśli najpiękniejsze wspomnienia z województwa podkarpackiego.

IN ENGLISH TASTING SPACE – FROM THE PEACE OF ORTHODOX CHURCHES TO THE SPLENDOUR OF CASTLES The cultural journey through Podkarpackie Voivodeship begins in places where time has magically stopped in wood. The objects of cultural heritage located along the Wooden Architecture Trail include Catholic and Orthodox churches, ethnographic museums, complexes of small-town buildings, manors and palaces. The most precious ones are 6 objects declared as World Heritage Sites by UNESCO such as the church in Haczow (15th century), as well as the presbytery complex and church in Blizne (16th century). The pearl of the trial is the Rural Architecture Museum, which is currently the biggest heritage park in Poland. During this unique cultural trip, it is also worth setting out on


FOT.: TOMASZ OKONIEWSKI FOT.: ZBIGNIEW WÓJCIK

FOT.: ARKADIUSZ GRZYB

an even longer journey back in time, to the prehistory of Poland, and visiting the Carpathian Troy in Trzcinica. Numerous historical reenactments can be seen in this open-air museum. They not only present the ancient production methods and everyday lives of the settlers, but also engage visitors to participate in the old customs. After the day full of cultural impressions, we offer you a rest in the peaceful chambers of castles, manors and palaces, where one can satisfy even the most sophisticated palate. You can taste the most exquisite dishes in high-class places like: the Castle in Dubiecko, the Kombornia Manor Hotel, the Sieniawa Palace Hotel or the castles in Krasiczyn and Baranow Sandomierski. Refined cuisine requires an appropriate companion – a glass of Subcarpathian wine. So we invite you for a journey along the Subcarpathian Vineyards Trial, which combines not only beautiful landscapes, colours, tastes and aromatic smells, but also the winemaking traditions from Krosno, Jaslo and Sanok, as well as many other experiences and attractions, such as meetings with the enthusiasts of enotourism. Subcarpathian wine is like the region itself – one of a kind and mysterious, tempting with its bouquet. Wine needs to be served in a propper manner: in tasteful glass, which does not always have to be made in a traditional way. This is

why tourists are attracted by the products of local glassworks, where glass masterpieces have been made for years under the command of the flourishing city of Krosno and its Glass Heritage Centre. The Glass City is famous for both historical exhibit items and contemporary hand-made works, which could be a valuable souvenir from the trip to Podkarpackie Voivodeship. Tourists can make them on their own or try their hands at painting Christmas baubles, co-producing stained glass or engraving an inscription on a glass heart. But craftsmanship in the Subcarpathian region has many names and places since it is Przemysl that is considered the capital of the production of bells and pipes. And here come the orders for such hand-made products from all the far-flung corners of the world. The development of technologies connected with their production can be traced in the Museum of Bells and Pipes located in a clock tower in the Old Town of Przemysl. Despite the flow of time, the Bell Foundry of the Felczyński Family, established in 1808, is still a family company producing bells for churches of various denominations. Moreover, it is worth noting that long family traditions, which can be explored in Podkarpackie Voivodeship, perfectly combine with the architecture of the region, like in the case of Lancut. Here, tourists can admire the dominant, splendid Baroque style of the Castle, which simply has to be seen during one’s journey to the region, as well as visit the Distillery Museum in Lancut – the old Factory of Liqueurs, Rosolios and Rum of Count Alfred Potocki. As a keepsake of tasting the open spaces of the Subcarpathian region, we invite everyone for a piece of unusual wine-flavoured chocolate, which can emphasize the most beautiful memories from Podkarpackie Voivodeship. 35


PIERWSZE KROKI W PARYŻU Poznajemy jedną z najważniejszych światowych stolic – już od września dostępną bezpośrednio z Rzeszowa!

P

aryż – słowo budzące wielkie emocje i miłosne skojarzenia. Jednak Paryż to nie tylko miasto zakochanych. To również historyczna stolica mody i artystów, każdego roku odwiedzana przez – uwaga! – ok. 30 mln turystów. Oglądając filmy „Amelia” czy „O północy w Paryżu” chyba każdy z nas chciał choć przez chwilę znaleźć się na słynnym moście Aleksandra III czy chociażby zafundować sobie przejażdżkę na karuzeli pod świątynią Sacre Coeur.

FOT.: BEBOY/FOTOLIA.COM

AKTUALNOŚCI / NEWS

JAK DOTRZEĆ? Obecnie większość samolotów z Polski do Paryża ląduje na lotnisku usytuowanym w małym, uroczym miasteczku Beauvais. Z Rzeszowa, począwszy od 3 września br., będzie można skorzystać z bezpośrednich połączeń oferowanych przez Eurolot (w każdy wtorek oraz sobotę, rezerwacje biletów na www.eurolot.com). Zaraz obok terminala znajdują się kasy, w których za 16 € (w jedną stronę) można kupić bilet na autobus kursowy, który jest głównym środkiem transportu umożliwiającym nam dotarcie do samego Paryża. Godziny odjazdów autobusów

są skoordynowane z przylotami samolotów. Dzięki temu połączeniu, biorąc kurs na Porte Maillot, już po ok. godzinie docieramy na pogranicze 16. i 17. dzielnicy Paryża. Chcąc dostać się do ścisłego centrum miasta najlepiej jest skorzystać z bardzo funkcjonalnego i świetnie oznakowanego metra. Bilety kupuje się w automatycznych kasach znajdujących się wewnątrz metra (informacje wyświetlane są m.in. w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim), a cena jednego przejazdu to ok. 1,70 €. Do kupienia są również tzw. bilety tygodniowe (ok. 25 €), które są świetnym pomysłem dla turystów pragnących zwiedzić jak najwięcej miejsc i zabytków w jak najkrótszym czasie. ZAPLANUJ SWOJĄ PODRÓŻ Wybierając się do Paryża w celach turystycznych należy pamiętać o wcześniejszym zaplanowaniu przynajmniej części naszej wizyty, aby uniknąć niepotrzebnych nerwów związanych z szukaniem transportu, staniem w bardzo długich kolejkach do kas biletowych czy przysłowiowym „pocałowaniem klamki”. Najpopularniejszym sposobem poruszania się po Paryżu jest wspomniane już metro. Każda linia jeździ w odstępach 4-6 min, dlatego też nie musimy obawiać się utraty czasu w oczekiwaniu na transport. Dzięki czytelnej mapce połączeń oraz dobremu oznakowaniu na poszczególnych stacjach jesteśmy w stanie bez większych problemów dostać się do głównych zabytków Paryża w dość krótkim czasie. Przy dobrej pogodzie polecamy również skorzystanie z Batobusów. To nic innego jak stateczki turystyczne nad Sekwaną, które zatrzymują się w 8 punktach rzeki (m.in. przy Luwrze, wieży Eiffla), a ich zaletą jest to, że możemy z nich wysiąść/wsiąść kiedy chcemy i gdzie chcemy, ponieważ przy zakupie biletu, wybieramy opcję jednodniową (dla dorosłych 15 €), dwudniową itd. Dzięki nim możemy dodatkowo podziwiać główne zabytki Paryża z poziomu Sekwany. BILETY WSTĘPU DO MUZEÓW Przed wylotem warto pomyśleć o zakupie biletów do miejsc, które chcemy odwiedzić. Większość muzeów często odwiedzanych przez turystów na swoich oficjalnych stronach internetowych posiada opcje zakupu/rezerwacji biletu online. Jest to idealny sposób na uniknięcie kolejek, ponieważ z takim biletem kierujemy się bezpośrednio do wejścia np. na wystawę. Jeżeli jednak nie dokonamy zakupu przez Internet, a nie chcemy zmarnować naszego cennego czasu, polecamy kupować bilety tuż po otwarciu kas (przeważnie jest to godzina 9:00) albo w godzinach popołudniowych, kiedy ruch turystyczny jest już nieco mniejszy. Warto również pamiętać o tym, że osoby w wieku 18-25 lat, będące obywatelami krajów Unii Europejskiej mają (w większości) wstęp darmowy. Wystarczy mieć przy sobie dowód osobisty, który należy pokazać przy miejscu kontroli biletów. Istnieje również tzw. Paris Pass – karta, która umożliwia nam wejście bez kolejki do ok. 60 muzeów na terenie Paryża, jednak warto sprawdzić, czy muzea znajdujące się na liście są tymi, które faktycznie chcielibyśmy zwiedzić. Sprawdźmy także godziny i dni, w których otwarte są interesujące nas miejsca, aby uniknąć rozczarowania (np. słynny Luwr zamknięty jest w środy), dlatego też warto zapoznać się z grafikami (tzw. horaires) danych miejsc, dostępnymi na ich oficjalnych stronach internetowych.

36


IN ENGLISH FIRST STEPS IN PARIS Now there is a chance to get to know one of the most important world capitals. Starting from September, it will be accessible directly from Rzeszow! Paris – a word arousing strong emotions and triggering associations with love. But it is not only the city of lovers. Paris is also the historical capital of fashion and arts, visited every year by – attention! – around 30 million tourists. Watching movies like Amélie or Midnight in Paris, probably everyone wanted to find themselves for just a moment on the famous Pont Alexandre III or at least treat themselves with a ride on a merry-go-round near the Sacré Cœur Basilica. HOW TO GET THERE? Currently, most of the airplanes flying from Poland to Paris land at the airport located in a small, charming city of Beauvais. Beginning with 3 September 2013, also passengers from Rzeszow will be able to take flights directly to the French capital thanks to Eurolot (each Tuesday and Saturday, ticket reservation available at www.eurolot.com). Right next to the terminal in Beauvais, there are ticket offices where for €16 we can buy a one-way shuttle bus ticket. It is the main means of transport that allows us to reach Paris itself. The timetable is coordinated with plane arrivals. Thanks to such connections, we take the ride to Porte Maillot and within an hour reach the borderlines of the 16th and 17th arrondissements of Paris. In order to get to the very centre of the city, the best thing is to take the underground, which is very functional and clearly marked. Tickets for the Paris Métro can be bought at automated machines located within the metro (notices are displayed for example in French, English and Spanish). Single-ride tickets cost about €1.70. There are also week-long tickets (around €25), which are a great idea for tourists who want to visit as many places and monuments as possible within a short time. PLAN YOUR TRIP When we travel to Paris for pleasure, we should remember about planning at least a part of our visit in advance. This will permit us to avoid unnecessary stress resulting from the search for a means of transport, standing in long queues to ticket offices or having no accommodation. The most popular way of getting around Paris is the already-men-

FOT.: BEBOY/FOTOLIA.COM

CO WARTO ZOBACZYĆ? Oprócz głównych atrakcji turystycznych Paryża, tj. Luwru, Muzeum d’Orsay, Sacre Coeur, Łuku Triumfalnego czy Katedry Notre Dame, warto przejść się po okolicznych parkach i ogrodach (od słynnych Jardin des Tuileries po mniej uczęszczany Square du Vert-Galant), gdzie można wypocząć, usiąść na kocu lub miejscowym zwyczajem bezpośrednio na trawie i zjeść świeżego croissanta zakupionego wcześniej w Boulangerie. Aby poczuć prawdziwą magię tego miasta trzeba też koniecznie pospacerować po urokliwych uliczkach tuż przed zmrokiem. Na ulice wychodzą wtedy francuscy kuglarze, grajkowie oraz artyści, począwszy od grup tanecznych, na malarzach i portrecistach kończąc. Gdy zaczyna się zmierzchać warto przejść na most Aleksandra III, z którego możemy podziwiać przepiękny widok na podświetloną wieżę Eiffla (co godzinę wieża rozbłyskuje milionem migających światełek). Kamila Smolik

tioned metro. All the lines go at regular intervals of 4–6 minutes so that we do not have to fear losing time in anticipation of our train. Thanks to a readable map of connections and clear markings at the stations, we can easily reach all the main Parisian monuments in a relatively short time. We also recommend using Batobuses when the weather is nice. These are small tourist boats sailing on the Seine and stopping at eight points by the river (for example next to the Louvre or the Eiffel Tower). Their main advantage is that we can leave and board the ship whenever and wherever we want, because when we buy a ticket, we choose a one-day pass (€15 for adults), a two-day pass etc. Batobuses also allow us to admire the main monuments of Paris from the Seine. MUSEUM PASSES It is worth buying tickets to the places we want to see already before the flight. Most of those Parisian museums that are often visited by tourists have on their official websites to option to buy or book tickets online. This is an ideal way of avoiding queues. With such a ticket, we can head directly to the entrance for example to the exhibition. But if one had not bought tickets on the Internet and does not want to lose their precious time, we recommend buying passes right after the opening of the ticket offices (usually at 9:00 am) or in the afternoon, when there are much fewer tourists. We should also remember that European Union citizens aged 18–25 have free admissions (in most cases). The only condition is that such tourists should have their IDs to be shown during the ticket inspection. There is also the so-called Paris Pass, a card that allows us to enter about 60 museums in Paris without queuing. But we should check whether the museums on the list are those we would really like to see. Check also the opening days and hours of the places you are interested in. You can be gravely disappointed (for example, the famous Louvre is closed on Wednesdays), so you should get to know their schedules (horaires) available on their official websites. WHAT TO SEE? Apart from the main tourist attractions of Paris, that is the Louvre, the Musée d’Orsay, the Sacré Cœur, the Arc de Triomphe or the Notre-Dame Cathedral, it is worth taking a walk around local parks and gardens (from the famous Tuileries Garden to the less-frequented Square du Vert-Galant), where you can take a rest, sit down on a blanket or – according to the local customs – even on the lawn and eat a fresh croissant bought earlier in a Boulangerie. To feel the true magic of the city, one definitely has to stroll along the enchanting streets right before nightfall. Then the city fills up with French jugglers, players and artists, ranging from dancers to painters and portraitists. When it is growing dark, it is worthwhile taking a walk along the Pont Alexandre III, from which we can delight in the view of the illuminated Eiffel Tower. (Every hour the monument flares up with a million of blinking lights.) Kamila Smolik 37


PARKING / CA

R PARK

PARKING JES T BEZPŁATNY ! CAR PARK FR EE OF CHARG E!

KONTAKT / CONTACT

PORT LOTNICZY „RZESZÓW - JASIONKA” Sp. z o.o. RZESZOW-JASIONKA AIRPORT Ltd. Jasionka 942 36-002 Jasionka Tel. +48 17 852-00-81, +48 17 717-86-11 Fax. +48 17 852-07-09 e-mail: rzeszowairport@rzeszowairport.pl

DANE TELEADRESOWE LOTNISKA / AIRPORT TELEADDRESS DATA

INTERNET www.rzeszowairport.pl

DOJAZD / ACCESS SAMOCHODEM/BY CAR

Wykaz punktów handlowo-usługowych w terminalu: PARTER / HOL OGÓLNODOSTĘPNY: • • • • • • •

Punkt Informacji Turystycznej Help Desk Ryanair Kantor Wypożyczalnie Samochodów Relay One minute Kasa PLL LOT

I PIĘTRO / STREFA OGÓLNODOSTĘPNA • Flying Bistro / restauracja • Green Cafe / kawiarnia • Air Bar Café / kawiarnia Port Lotniczy Rzeszów – Jasionka położony jest 10 km na północ od centrum miasta Rzeszowa. Dobry dojazd z różnych części kraju możliwy jest dzięki usytuowaniu lotniska w pobliżu dwóch ważnych dróg krajowych: nr 9 Rzeszów – Warszawa oraz nr 19 Rzeszów – Lublin. Rzeszow-Jasionka Airport is situated 10 km north from the city centre of Rzeszow. Good access to the airport is provided by two national roads no. 9 (Rzeszow – Warsaw) and no.19 (Rzeszow – Lublin). AUTOBUSEM/BY BUS MPK Linia „L”– z centrum miasta /przystanek usytuowany w bezpośrednim sąsiedztwie dworca PKP i PKS/ www.mpk.rzeszow.pl Ceny biletów: 3 EUR lub 8 zł MPK Line “L” – from the city centre/a stop situated next to the PKP and PKS station/ www.mpk.rzeszow.pl Ticket prices: 3 EUR or 8 PLN MKS Żółta Linia „224” i „227”– z centrum miasta / przystanek usytuowany na dworcu głównym PKS/ www.pks.rzeszow.pl Ceny biletów: 4, 70 zł MKS Yellow Line “224” and „227” – from the city centre/a stop situated at the PKS central station/ www. pks.rzeszow.pl Ticket prices: 4,70 PLN TAXI/BY TAXI ZAMÓW TAXI: / CALL A TAXI Tel. +48 534 110 110 / 800 400 400 / +48 17 19622 / +48 17 19191 Całodobowy postój taksówek znajduje się przed terminalem odlotów i przylotów. Średnia cena dojazdu do centrum Rzeszowa wynosi ok. 50 zł. Możliwość płatności kartami kredytowymi. The 24-hour taxi rank is situated in front of the terminal. The average price of a drive to the city centre of Rzeszow equals ca. 50 PLN. Major credit cards accepted.

38

I PIĘTRO / STREFA ZASTRZEŻONA / SCHENGEN: • Baltona – Duty Free/ sklep • Coffee Corner/bar

I PIETRO / STREFA ZASTRZEŻONA / NO-SCHENGEN: • Baltona – Duty Free / sklep • Coffee Express / bar • Biżuteria / sklep

II PIĘTRO / STREFA OGÓLNODOSTĘPNA: • Taras widokowy • kawiarnia Słoneczne Tarasy / Zdrovis / Baltona Crew Shop

A list of commercial and service points available at the terminal: GROUND FLOOR / TERMINAL HALL: • • • • • • •

Tourist Information Point Help Desk Ryanair PLL LOT ticket office Exchange office Rent-a-Car Relay One minute

I FLOOR / FREE ACCESS AREA: • Flying Bistro / restaurant • Green Cafe / café • Air Bar Café / café

I FLOOR / SECURITY RESTRICTED AREA / SCHENGEN: • Baltona – Duty Free/ shop • Coffee Corner/bar

I FLOOR / SECURITY RESTRICTED AREA / NO-SCHENGEN: • Baltona – Duty Free / shop • Coffee Express / bar • Biżuteria / shop

II FLOOR / FREE ACCESS AREA: • Observation deck • Coffe Słoneczne Tarasy / Zdrovis / Baltona Crew Shop


LATEM Z RZESZOWA/IN SUMMER FROM RZESZOW: BUŁGARIA – BURGAS, EGIPT – HURGHADA, SHARM EL SHEIKH, GRECJA – HERAKLION, HISZPANIA – BARCELONA GIRONA, TUNEZJA – ENFIDHA, TURCJA –ANTALYA

OSLO

Amsterdam | Eurolot (via KRK) DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

...... 7

15:45

K2 415

DH4

Barcelona/Girona | Ryanair*

GLASGOW

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

...4...

20:45

20:20

FR9571/2

737

...... 7

21:00

20:35

FR9571/2

737

MANCHESTER

BIRMINGHAM EAST MIDLANDS

Birmingham | Ryanair ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

...... 7

10:55

10:30

FR1084/5

737

.. 3 ....

21:55

21:30

FR1084/5

737

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

1.......

10:30

10:05

FR8224/5

737

.... 5 ..

20:15

19:50

FR8224 /5

737

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

.. 3 . 5 . 7

21:25

21:00

FR862/3

737

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

WARSZAWA

AMSTERDAM BRISTOL

DNI TYGODNIA week days

GDAŃSK

DUBLIN

LONDYN

RZES

ZÓW

PARYŻ

FRANFURKT

Bristol | Ryanair** DNI TYGODNIA week days

Dublin | Ryanair BUŁGARIA

RZYM BARCELONA

East Midlands | Ryanair DNI TYGODNIA week days

GRECJA

1 ......

18:30

18:05

FR7622 /3

737

.... 5 ..

20:55

20:30

FR7622 /3

737

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

TURCJA TRAPANI

Frankfurt | Lufthansa DNI TYGODNIA week days

TUNEZJA

1 2 3 . 5 ..

06:40

LH1384 /5

CR7

1 2 3 . 5 ..

13:30

12:50

LH1384 /5

CR7

...... 7 **

13:30

12:50

LH1384 /5

CR7

... 4 ...

13:40

13:05

LH1384 /5

1 2 3 4 .. 7 ***

22:50

LH1386

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

CR7

...... 7

10:15

09:50

FR3202/3

737

CR7

.. 3 ....

14:10

13:45

FR3202/3

737

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

. 2 ... 6 .

20:05

19:40

FR3121 /2

737

..... 6 . (od 02.11.13)

7:35

K2 191

DH4

.. 3 .... (30.10.13 - 18.12.13)

05:30

K2 192

DH4

.. 3 .... (08.01.13 - 26.03.14)

05:30

K2 193

DH4

. 2 ..... (29.10.13 -17.12.13)

08:45

K2 111

DH4

. 2 ..... (07.01.14 - 25.03.14)

08:45

K2 111

DH4

Paryż Beauvais | Eurolot ***** DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

. 2 ... 6 .

07:15

13:50

K2464/3

DH4

Rzym Fiumicino | Eurolot *****

Glasgow-Prestwick | Ryanair

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

. 2 ... 6 .

14:05

20:45

K2474/3

DH4

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

...... 7

10:05

09:40

FR8656/7

737

.. 3 ....

20:20

19:55

FR8656/7

737

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

.. 3 ....

11:20

10:55

FR8338

737

...... 7

12:35

12:10

FR8338

737

DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

1 ......

13:50

13:25

FR3472/3

737

...... 7

18:15

17:50

FR3472/3

737

.. 3 ....

21:00

20:35

FR3472/3

737

PRZYLOT arrival

NR REJSU flight number

TYP SAMOLOTU aircraft type

123456.

05:30

LO3804

DH4

12345.7

09:20

08:55

LO3805/6

DH4

Londyn - Luton | Ryanair

Londyn - Stansted | Ryanair DNI TYGODNIA week days

EGIPT

Oslo Rygge | Ryanair

Gdańsk | Eurolot DNI TYGODNIA week days

Manchester | Ryanair

ODLOT departure

Trapani | Ryanair ******

Warszawa / Warsaw | PLL LOT DNI TYGODNIA week days

ODLOT departure

.. 3 ....

10:55

10:30

FR2136 /7

737

1234567

11:55

11:30

LO38009/10

DH4

1 2 . 4 .5

11:15

10:50

FR2136 /7

737

1234567

16:05

15:40

LO3801/2

DH4

...... 7

11:45

11:20

FR2136 /7

737

12345.7

20:00

19:40

LO3807/8

AT7

..... 6 .

20:10

19:45

FR2136 /7

737

. 2 3 4 ...

22:30

LO3803

DH4

...... 7 ****

21:55

21:30

FR2136 /7

737

1 ... 5 . 7

23:30

LO3803

DH4

* do 24.10.2013 ** do 04.10.2013 *** od 12.09.2013 **** do 31.08.2013 ***** od 03.09.2013 ****** do 23.10.2013

Informacje zawarte w tym rozkładzie przedstawiają stan na 05.08.2013 r. Godziny przylotów i odlotów mogą ulec zmianie. Prosimy o sprawdzenie przed planowaną podróżą aktualnych informacji u przedstawicieli linii lotniczych w celu potwierdzenia aktualności godzin lotów. / Information included in the schedule presents data from 05.08.2013 Time of arrivals and departure may be changed. Before the flight, please contact a representative of the airlines to confirm current time of flights.


REKORDOWY LIPIEC W JASIONCE

LOTNISKO POLECA / THE AIRPORT RECOMMENDS

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA/ PHOTO SOURCE: PESHKOVA /FOTOLIA.COM

– NAJWIĘCEJ PASAŻERÓW W HISTORII LOTNISKA!

W lipcu br. w Porcie Lotniczym „Rzeszów-Jasionka” odprawionych zostało ponad 69 tys. podróżnych.

J

est to absolutny rekord w historii lotniska, nigdy bowiem w Jasionce nie osiągnięto takiego wyniku w ciągu jednego miesiąca (w lipcu 2012 odprawiono 66 tys. pasażerów). Jest to jednocześnie czteroprocentowy skok w statystyce w relacji miesiąc do miesiąca, natomiast licząc od początku roku statystyka Jasionki pokazuje, że maleją spadki w ruchu pasażerskim, notowane 40

od początku stycznia – obecny wynik to już tylko minus 2,4 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku 2012, w którym podrzeszowski port obsłużył rekordowe 565 tys. pasażerów. – Powoli niwelujemy straty z początku bieżącego roku, kiedy przez fatalne warunki pogodowe na przełomie marca i kwietnia straciliśmy ok. 10 tysięcy pasażerów z powodu odwołanych i przekierowanych rejsów – ocenia Stanisław Nowak, prezes Portu Lotniczego „Rzeszów-Jasionka”. Podkreśla jednocześnie, że wedle prognoz już z końcem sierpnia podrzeszowskie lotnisko wyjdzie na plus. – Lipiec i sierpień to najlepsze miesiące dla ruchu pasażerskiego, bowiem prócz regularnych połączeń funkcjonuje wzmożony ruch czarterowy, tak więc nasz wynik powinien przybrać już dodatnie wartości na koniec tego miesiąca – oznajmił prezes lotniska. Wyniki Jasionki nie powinny także zmaleć w dalszych miesią-


ŹRÓDŁO ZDJĘCIA/ PHOTO SOURCE: KALAFOTO /FOTOLIA.COM

Lipiec i sierpień to najlepsze miesiące dla ruchu pasażerskiego, bowiem prócz regularnych połączeń funkcjonuje wzmożony ruch czarterowy.

cach, bowiem już od 3 września pojawią się nowe połączenia do Rzymu i Paryża obsługiwane dwa razy w tygodniu przez Eurolot, a także nowe poranne i wieczorne połączenia z Frankfurtem, które od 12 września zaoferuje Lufthansa. – Dzięki tym nowym propozycjom mamy przekonanie, że rok zakończymy wynikiem dodatnim i ubiegłoroczny rekord zostanie poprawiony – nie kryje optymizmu prezes Stanisław Nowak. Z lotniska w Jasionce można obecnie dotrzeć do: Frankfurtu, Warszawy, Manchesteru, Paryża (połączenie dostępne od 3 września), Rzymu (od 3 września), Barcelony-Girony, Londynu (lotniska w Stansted i Luton), Bristolu, Birmingham, Glasgow, East Midlands, Dublina, Oslo oraz Trapani. Połączenia obsługują: PLL LOT, Lufthansa, Ryanair oraz Eurolot.

IN ENGLISH RECORD JULY IN JASIONKA – BIGGEST NUMBER OF PASSENGERS IN AIRPORT’S HISTORY! In July this year, more than 69 thousand passengers were operated at the Rzeszow-Jasionka Airport. This is the absolute record in the history of the Airport as so far in Jasionka there was never such a result within one month (in July 2012, 66 thousand passengers were operated). At the same time, this is a four-per cent jump in statistics as far as the relation between two subsequent months is concerned; whereas counting from the beginning of the year, the statistics of the airport show that the decrease in passenger traffic (recorded since the beginning of January) is be-

ing overcome. Currently, the result is only minus 2.4 per cent in comparison with the corresponding period in 2012, when the Rzeszow Airport operated the record number of 565 thousand passengers. “We are slowly eliminating the losses incurred in the beginning of the current year, when due to dreadful weather conditions we lost about 10 thousand passengers because we had to cancel and re-route some of the flights,” says Stanisław Nowak, President of the Rzeszow-Jasionka Airport. Simultaneously, he highlights that forecasts predict that at end of August the airport will be back in the black. “July and August are the best months for passenger traffic because – apart from regular connections – there is also increased chartered traffic, so our results should become positive already at the end of this month,” says the President of the Airport. The results in Jasionka should not fall also in further months because on 3 September the Airport will see the launch of new connections to Rome and Paris, which will be operated twice a week by Eurolot, and on 12 September Lufthansa starts its morning and evening flights to Frankfurt. “Thanks to these new proposals, we believe that we will end the year with a positive result, and the last year’s record will be broken,” says President Stanisław Nowak with optimism. At present, from the Airport in Jasionka you can reach the following destinations: Frankfurt, Warsaw, Manchester, Paris (connections available from 3 September), Rome (from 3 September), Barcelona Girona, London (airports in Stansted and Luton), Bristol, Birmingham, Glasgow, East Midlands, Dublin, Oslo and Trapani. The flights are operated by: LOT Polish Airlines, Lufthansa, Ryanair and Eurolot. 41



INWESTOR investor

75


Mało krwista rozmowa

Zmęczenie? To nie jest takie proste. Orange Polska to firma poddawana ciągłym zmianom. Rynek telekomunikacyjny, zarówno w Polsce, jak i w Europie, również będzie przechodził w kolejnych latach wielką transformację. Mam na myśli nowe produkty, usługi, strategie, współpracę z innymi branżami. Ale jest także druga strona tego medalu, czyli nieustające cięcie kosztów. Tempo ogromne, dlatego taka praca wpływa zarówno na osobę menedżera, który się tym zajmuje, jak i przekaz do firmy i do rynku. Ile razy można wychodzić do 20 tys. ludzi i mówić im, że za rok znowu będzie ich mniej, bo takie są nieuchronne prawa ekonomii? Jak wtedy zareagował właściciel na Pana słowa? To będzie najmniej efektowna część tej historii. Nie było najmniejszego zdziwienia. Członkowie naszej rady nadzorczej mogą poświadczyć, że już w 2006 roku, gdy przechodziłem rekrutację na stanowisko prezesa, na pytanie, jak długo chciałbym pracować dla tej firmy, odpowiedziałem, że przeżycie dwóch lat będzie dla mnie, wtedy człowieka 39–letniego, ogromnym sukcesem. Idealne będą cztery lata. A po pięciu będę potrzebował zmiany. Rozmowy trwały więc dwa lata, aż nadszedł moment, który określiłbym jako „teraz albo nigdy”.

im, tuck i W m cieje Z Ma ującym nge p ustę sem Ora wiają e a z e pr , rozm anek, a k s l m Po ry Szy Ceza b Kurasz ńska. Jaku zula Zieli i Urs

Teraz już można. Kto kogo – oni Pana czy Pan ich? Rozczaruję, nie będzie żadnego krwawego cytatu… Ale nie chcemy krwi, tylko prawdy. Proszę bardzo. Dwa lata temu, to był lipiec 2011 roku, rozpocząłem rozmowy z większościowymi akcjonariuszami, dotyczące mojej przyszłości. Uznałem, że pięć lat na tym stanowisku to bardzo długi czas.

Wyniki grupy ogłoszone w lutym, najsłabsze w całej jej historii, nie przyspieszyły decyzji? Państwo chcielibyście pewnie kolejnej pikantnej historii (śmiech). Muszę rozczarować. Orange Polska cierpi na spadek przychodów jak większość telekomów w Europie, w lutym zawodem była obcięta dywidenda, a nie wyniki operacyjne, a po sześciu miesiącach 2013 mamy pierwsze sukcesy nowej strategii, więc historii o egzekucji za wyniki też nie dostarczę. Mamy natomiast do czynienia z łagodnym procesem sukcesji, w pewnym sensie wyjątkowym, w którym jeśli walne zgromadzenie tak zdecyduje, po przejściu do rady nadzorczej pracowałbym z moim następcą jako przewodniczący rady. Przez ostatnie dwa lata rozmawiałem z głównym właścicielem Orange Polska o różnych scenariuszach dalszej współpracy. Wypracowaliśmy wspólnie rozwiązanie optymalne dla firmy i według mojej wiedzy pierwsze tego rodzaju na rynku. I będzie Pan nadzorował teraz prezesa Orange Polska. A jednak szukacie sensacji. Powtarzam raz jeszcze. Będę wykonywał obowiązki szefa rady, jeśli taka będzie wola akcjonariuszy i rady nadzorczej. W tak dużych notowanych na giełdzie korporacjach nie ma kierowców z tylnego siedzenia. Mam nadzieję, że Orange Polska będzie miał nowego prezesa proponowanego przez głównego właściciela i będzie nim Bruno Duthoit, który w ciągu najbliższych kilku miesięcy przejąłby zarządzanie firmą. Każdy z nas będzie robił swoje dla wspólnego dobra spółki.

Jaka będzie Pana główna rola? Pod moim kierownictwem przygotowaliśmy trzyletnią strategię Orange Polska, w której zapisaliśmy kilka inicjatyw takich jak: sprzedaż energii, usługi płatności mobilnych, zmiana kanałów dystrybucji i umowy partnerskie. Uzgodniliśmy wstępnie z głównym właścicielem, że jest logiczne, aby pozostała pamięć o tym w korporacji i nie zmarnować tej pracy. Jeszcze raz zapewniam: nie jako kierowca z tylnego siedzenia. Jestem jednak pewien, że nowy prezes przyjdzie z kolejnymi, nowymi pomysłami i pozostawi w firmie swój własny ślad. Czyli to coś na kształt „pokojowego rozstania”. Rozstanie jest wtedy, gdy pracodawca z pracownikiem ściskają sobie dłonie na do widzenia. Ja nigdzie nie odchodzę. Mam dzisiaj potrzebę spojrzenia na rynek i firmę z innej pozycji. Kiedy nadzwyczajne walne, powołujące pana do rady nadzorczej, zostanie zwołane? Nie ma jeszcze dat. Najpierw mój następca pojawi się w firmie. No właśnie. Analitycy spekulują, że pojawienie się w firmie Bruno Duthoita może oznaczać przyspieszenie redukcji kosztów… Informacje o zmianie odczytywałbym wyłącznie jako sygnał, że wypracowywana przez nas strategia na kolejne trzy lata ma być w pełni realizowana. Mam przyjemność znać Bruno Duthoita. I to nie jest typ osoby, którą można określić mianem najemnika przychodzącego tylko po to, aby redukować koszty. To człowiek, który ma silne zacięcie strategiczne, produktowe, rozumie rynek i wie, jak powinno się kształtować oferty dla klientów. Bardzo dobrze zna ten biznes i Polskę, bo pracował już w zarządzie TP przez pięć lat. Plany, o których była mowa, czyli redukcja załogi o 15–20 proc., pozostają aktualne? Strategia pozostaje bez zmian. Tak jak już mówiłem, sposób, w jaki przeprowadzana jest zmiana na stanowisku prezesa, też o tym dobitnie świadczy. Ożyje dylemat – trzymać sieć stacjonarną w całości, czy też sprzedać jej część hurtową? Jak państwo spojrzycie na ogłoszone w ubiegłym tygodniu wyniki, to widać w nich tzw. wartość dodaną biznesu stacjonarnego. Mam na myśli usługę konwergentną Orange Open. Kiedy rozmawiam z przedstawicielami firm komórkowych w Europie, to z ich punktu widzenia największym przeciwnikiem jest operator zasiedziały, który do komórek dodaje usługi stacjonarne. To dowód na to, że łączenie usług ma sens, a sprzedaż sieci stacjonarnej – nie. Nasi koledzy z Niemiec ścigają się o zakup operatora stacjonarnego GTS. Jakiś mocny akcent trzyma Pan na koniec kadencji? Sprzedaż Wirtualnej Polski…, a może coś czeka na podpis w szufladzie?

ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE

Otwarcie


Realizujemy wszystkie założone przez nas plany, które znają rynek i media. Nic specjalnego nie czeka ukryte w szufladzie. Czyli w tym roku sprzedaży Wirtualnej Polski nie będzie? To zależy tylko od ofert. Więc ofert nie ma. Nie wiem, skąd taki wniosek. Prowadzimy proces sprzedaży i nic więcej na ten temat nie mogę dodać. Przyjęło się uważać, że telekomy to dziś właściwie firmy pożytku publicznego i wartość ich akcji zależy od wypłacanej dywidendy. Kursy są z tego powodu nisko, bo i niskie są dywidendy. Ten trend się jeszcze odwróci? Odwołam się do ostatniego wywiadu Stephana Richarda dla „Le Figaro”, z którym w pełni się zgadzam. Trend może się odwrócić dzięki konsolidacji operatorów w Europie. Dowodem na to jest rynek niemiecki, na którym Telefonica przejęła operacje KPN i z pozycji trzeciej i czwartej staje się liderem. Przy takich transakcjach rynek ożywia się. Żeby było jasne, nie wierzę, aby doszło do konsolidacji w ciągu najbliższych 12–24 miesięcy. Dla Brukseli stać się musi jeszcze bardziej ewidentne, że z tłumu operatorów nie będzie „Europy cyfrowej”. Moim zdaniem na razie widać rozdźwięk między tym, co mówi komisarz Neelie Kroes (od Europejskiej Agendy Cyfrowej – red.), że trzeba konsolidacji operatorów, a tym, co mówi jej kolega komisarz Joaquin Almunia (od konkurencji – red.), że „po jego trupie”. Dopiero gdy on albo jego następca wyjdzie i powie: tak, trzeba konsolidować rynek w Europie, wtedy aktywa telekomunikacyjne zyskają na wartości. Łącznie z tymi, które dziś mają kłopot, aby się sprzedać. Jeśli tak się nie stanie, to za cztery–pięć lat Chińczycy, Amerykanie albo Carlos Slim wykupią europejskie spółki telekomunikacyjne za przysłowiową złotówkę. Już dziś akcje operatorów są tanie. Także w naszym przypadku tak jest. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ceny akcji nie odzwierciedlają realnej wartości firmy obsługującej prawie 20 mln Polaków. Ale to z powodu niskiej dywidendy. Wiem. Ale tak jest właśnie dlatego, że nie ma światła w tunelu pod tytułem: rynek powróci do zwyżek. Wszyscy wyceniają akcje, biorąc pod uwagę wypracowaną w danym roku gotówkę i poziom wypłacanej dywidendy. Chodzą plotki, że właściciele za rok poszukają nowego prezesa dla Orange Polska. Nie sądzę. To za duża firma, by mianować tymczasowego prezesa. A Pana przyszłość? Biznes, polityka, związek łowiecki? Jeśli taka będzie ostateczna decyzja akcjonariuszy, to czeka mnie w przyszłości praca

przewodniczącego rady nadzorczej, choć teoretycznie nie jest to etat w pełnym wymiarze, przynajmniej w pierwszym okresie będzie składała się jednak z wielu zadań. Dlatego nie spędzam czasu na aktualizowaniu CV. Będzie miał Pan gabinet przy nowym prezesie? Pewnie nie, bo nie lubię podglądać, jak ktoś pracuje, z kim się spotyka i jak pije herbatę (śmiech). Albo czy wychodzi po godz. 20… Jak znam Bruno Duthoita, to pewne, że będzie wychodził po 20. Pracowitość i nietypowe godziny jego pracy są prawdziwą legendą. Wróćmy do pytania co dalej. Mam jedną refleksję. Chyba trochę za wcześnie, aby żyć wyłącznie z rad nadzorczych. Trudno uwierzyć, że od lipca 2011 nie zrodził się w głowie jakiś pomysł na siebie. Zmiana pracy w tym przypadku jest dla mnie najtrudniejszą decyzją zawodową, jaką podjąłem do tej pory. Na pewno nie będę podejmował dalszych zbyt pochopnie. Czyli będzie Pan wybrzydzał. Nie, nie o to chodzi. Nie muszę pracować w tak dużej firmie, jaką jest Orange Polska. Nie aspiruję do tego, aby codziennie bywać na czołówkach gazet, a pamiętam np. taką w „Rzeczpospolitej” zatytułowaną „Za błędy monopolisty zapłaci prezes”. Jednego jestem pewien. Ponieważ dzielę świat biznesu na dwie części, przedsiębiorców i menedżerów, pozostanę na pewno w tej drugiej grupie. A nie boi się Pan, że przylgnie łatka „za drogi” lub „wiecznie już były prezes Orange”? Absolutnie nie. Czuję się na to za młody. Każdy, kto mnie zna, doskonale o tym wie. Interesują mnie nowe wyzwania biznesowe. Nie ciągnie do świata polityki? Nie. Bilans zamknięcia już pan zrobił? Tak i wyszedł naprawdę dobrze. Jedyną rzecz, której nie udało się zrobić, to wywalczyć lepszy wynik w szerokopasmowym dostępie do Internetu. Zarówno od strony biznesowej, jak i regulacyjnej. Nie potrafiliśmy skutecznie wbić się do dużych miast, gdzie często panują monopole kablowe. Nie było deregulacji dużych terenów miejskich dwa lata temu, na którą bardzo liczyłem. Na szczęście od roku dobrze idzie nam sprzedaż łączona produktów stacjonarnych i komórkowych. Największa menedżerska porażka? Już odpowiedziałem, co się nie udało. Jest grono osób, do których Pan teraz zadzwoni i powie: „przepraszam, stary, to był tylko biznes”? Nie. Lata pracy w sprzedaży detalicznej na-

uczyły mnie utrzymywania pozytywnych relacji i szanowania konkurentów. Wyobraźmy sobie jednak ten moment, gdy będzie pan naprawdę odchodził z Orange Polska… Ale ja tego nie planuję. Nie muszę tego robić, żeby rozwijać swą karierę zawodową. Chodziło nam o to, czy istnieje coś takiego jak „drużyna Wituckiego”?

ść mno oita. e j y z th pr Mam Bruno Du osoby, znać ie jest typ kreślić I to n można o nika którą em najemgo mian hodzące y przyc po to, ab szty. tylko kować ko redu

To nie moja menedżerska bajka. No może „drużyną Wituckiego” nazwałbym siedzącą obok panią Agatę, z którą pracuję bardzo długo. Nie żal panu, że zmiana ma miejsce w momencie, gdy są nadzieje na ocieplenie na rynku? Regulatorzy mówią o poluzowaniu karbów, ceny akcji są już tak nisko, że powinno być lepiej. Nie oczekujemy, że rynki telekomunikacyjne będą w kolejnych latach jakoś specjalnie dobrze się zachowywały. Niewykluczone, że wypłaszczą się, ale jak zrobi się nieco lepiej, to na horyzoncie mogą pojawić się kolejne wyzwania. Tak naprawdę dobrego momentu nie ma nigdy. To trochę jak pytanie, czy lepiej zmienić pracę w wieku 46 czy 50 lat. Jak będzie Pana zdaniem wyglądał rynek telekomunikacyjny w Polsce za pięć lat, czyli w lipcu 2018 roku? Na rynku dla firm oprócz nas będą działały GTS, Hawe i Exatel. W segmencie stacjonarnym B2C zostanie Orange Polska, oferujący usługi przez światłowody oraz telewizje kablowe, z których jedna być może wchłonie operatora komórkowego. Kurs akcji TPSA będzie wynosił? Na ten temat nie będę dywagował. Mam nadzieję, że jeszcze wtedy będę w radzie nadzorczej.


Inwestycje i Finanse

Manko wielkie jak czarna dziura ▶▶Jedna trzecia wypłat z ZUS nie ma pokrycia w składkach. ▶▶Nawet skasowanie OFE nie uczyni Zakładu wypłacalnym. „Pieniądze w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych są najbezpieczniejsze”, „ZUS pomnaża oszczędności lepiej niż OFE”, zapewniają przedstawiciele rządu i usłużni eksperci, uzasadniając konieczność przejęcia przez Zakład lwiej części aktywów OFE. Tymczasem wystarczy prosta analiza danych, by przekonać się, że w najlepszym razie na emeryturze Polacy zobaczą tylko część pieniędzy wpłacanych do ZUS. Już dzisiaj jedna trzecia tego, co wydaje Zakład, nie pochodzi ze składek od pracujących, ale z budżetowych dopłat. W tym roku wyniosą blisko 50 mld zł. „Manko” w kasie ZUS ma rosnąć przez najbliższe… 50 lat. Nawet przejęcie całych aktywów OFE (ponad 270 mld zł) i skasowanie składek przekazywanych do funduszy (0,6–0,9 mld zł miesięcznie) nie rozwiąże problemu. – Tego nie da się utrzymać. Musimy powiedzieć sobie jasno, że wpłacanych do systemu pieniędzy nie zobaczymy – ostrzega prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, autor książki „Emerytalna katastrofa”. Zdrowe systemy emerytalne powinny być zbilansowane tak, by składki pokrywały wypłacane świadczenia. Jak jest w ZUS? W tym roku do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), którym on administruje, wpłynie ze składek emerytalnych 74,2 mld zł. Na bieżącą wypłatę emerytur Zakład wyda 117,9 mld zł. Deficyt sięga zatem 43,7 mld zł. Podobnie jest w całym FUS, który obej-

muje także fundusz rentowy, chorobowy i wypadkowy (ale manko powodują głównie emerytury). Deficyt jest w części pokrywany z dotacji, w części z pożyczki z budżetu. – Spodziewam się, że w tym roku wykorzystamy całą dostępną pulę pożyczki z budżetu państwa – mówi nam Mirosława Boryczka, wiceprezes ZUS, odpowiadająca za finanse. Chodzi o 12 mld zł. – Oznaczać to będzie, że na koniec roku nasze skumulowane zobowiązania wobec budżetu z tytułu pożyczek wyniosą niecałe 31 mld zł. Dodatkowo FUS może otrzymać jeszcze dotację z budżetu państwa, której wysokość nie przekroczy w całym roku 37,1 mld zł – tłumaczy Boryczka. W tym roku ZUS – mimo przejęcia 2,5 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej – otrzyma zatem z budżetu ponad 49 mld zł. A wyda blisko 181 mld zł. Czyli podobnie jak w przypadku emerytur – jego wydolność (relacja wpływów do wydatków) wynosi tylko 70 proc. „To co jest roztropnością w prywatnym życiu każdej rodziny, nie może być chyba szaleństwem w życiu wielkiego królestwa” – pisał Adam Smith w „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”. Co można powiedzieć o rodzinie, która latami wydaje 30 proc. więcej, niż zarabia? A tak wygląda sytuacja ZUS. Można by liczyć na to, że kiedyś się poprawi. Kolejne rządy ograniczyły przecież

W ZUS na emerytury brakuje miliardów

200

*KWOTY ZDYSKONTOWANE NA 2012 ROK

wydatki na emerytury* (w mld zł) 150 deficyt* (w mld zł)

100 50

wpływy ze składek* (w mld zł) 2015

2016

2017

2018

2019

2020

2025

2030

ŹRÓDŁO: OPRACOWANIE WŁASNE NA PODSTAWIE "PROGNOZY WPŁYWÓW I WYDATKÓW FUNDUSZU EMERYTALNEGO DO 2060 ROKU" OPUBLIKOWANEJ PRZEZ ZUS

Dziura w kasie ZUS ma rosnąć przez najbliższe 50 lat. Kuglowanie z OFE tylko opóźni katastrofę.

przywileje, rozpoczęły podnoszenie wieku emerytalnego i wprowadziły w 1999 roku zasadę zdefiniowanej składki (emerytura zależy od sumy wpłat). Niestety, optymizmu nie potwierdzają dwie prognozy opublikowane w lipcu przez ZUS. Pierwsza dotyczy wypłacalności FUS w latach 2015–2019. Drugi – samego funduszu emerytalnego do 2060 roku. Wnioski z pierwszej: tak źle jeszcze nie było. W latach 2015–2019 w FUS zabraknie 356 mld zł, z czego 300 mld zł na emerytury. To obraz niewypłacalności. A jest to wariant optymistyczny, w którym polska gospodarka nie będzie narażona na wstrząsy. ZUS zakłada, że PKB będzie rósł od 2015 roku realnie o 4 proc. rocznie. Takie wytyczne otrzymał z Ministerstwa Finansów. Dla porównania, w ostatnich pięciu latach polski PKB rósł w tempie średnio 3,4 proc. rocznie. Mimo optymistycznych założeń prognoza ZUS jest gorsza od poprzednich. W lipcu ubiegłego roku była mowa o dziurze wartości 302 mld zł (z czego 255 mld zł brakowało na emerytury) w latach 2014–2018. W prognozie na lata 2009–2013 czytaliśmy, że FUS zabraknie „zaledwie” 216 mld zł. Nawet najbardziej pesymistyczny scenariusz (ZUS sporządza trzy warianty) mówił o braku 333,6 mld zł. Najnowszy raport przebił tę kasandryczną wizję. Może obywatele powinni liczyć, że kiedyś wszystko się ułoży? Że to tylko okres przejściowy? Zero złudzeń. W długoletniej prognozie manko funduszu emerytalnego utrzymuje się na poziomie średnio 50 mld zł. W 2030 roku ma dojść do 60 mld, potem nieco tylko zmaleć, by w roku 2060 sięgnąć 45 mld zł. – To trwała niewydolność, a nie przejściowa choroba – uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan, jednocześnie członek rady nadzorczej ZUS. Do tych wyliczeń trzeba dodać fatalne prognozy demograficzne. A przecież od nich wszystko zależy, bo tzw. repartycyjny system emerytalny działający w ZUS to pompa ssąco–tłocząca: pobiera pieniądze od pracujących i od razu wypłaca emerytom. Nic nie inwestuje. Wydolność tej pompy zależy od sytuacji ludnościowej. Gdyby było dużo pracujących i mało emerytów, finansowałaby świadczenia bez problemu. W Polsce jest odwrotnie. Mamy problem wręcz gigantyczny. Wystarczy wspomnieć prognozę demograficzną Eurostatu, na którą powołuje się w obliczeniach ZUS. W tym roku w Polsce jest 24,3 mln pracujących, w 2060 – będzie ich już tylko 17,2 mln. Dziś w wieku poprodukcyjnym jest 7,1 mln osób, za niespełna 50 lat będzie 10,4 mln. I to mimo podniesienia wieku emerytalnego. Na domiar złego ta prognoza nie uwzględnia w pełni demograficznego pandemonium,


Kondycja ZUS, reklamowanego przez polityków jako superbezpieczny, zależy od demografii. W systemie repartycyjnym wypłatę emerytur gwarantuje odpowiednio duża liczba pracujących. A tych będzie w Polsce w zastraszającym tempie ubywało.

300

ną wieku emerytalnego. Podnosi go dopiero od tego roku, i to dość wolno. Wciąż poza powszechnym systemem są górnicy – kosztują podatników 8,8 mld zł rocznie. Istnieją też emerytury pomostowe i nauczycielskie świadczenia kompensacyjne. Co roku hojnie waloryzowane są świadczenia: emeryci mają nie tylko zapewnioną realną ochronę swoich dochodów, ale także podnoszenie ich o co najmniej 20 proc. realnego wzrostu płac. – Same wcześniejsze emerytury kosztują nas rocznie ok. 20 mld zł – wylicza Jeremi Mordasewicz. Rząd chce nam wmówić, że za wszystkie grzechy systemu odpowiadają OFE. Nawet jeśli założyć, że finansowanie II filaru musi odbywać się za pożyczane pieniądze, to po pierwsze, gromadzą się tam realne oszczędności, a po drugie, to zaledwie ułamek manka. W tym roku do OFE trafi 11 mld zł, podczas gdy ZUS otrzyma z budżetu blisko 50 mld zł. Likwidacja lub nacjonalizacja OFE nie rozwiąże problemu. Pędzimy w stronę ściany i kuglowanie z II filarem może tylko opóźnić zderzenie. Dopłacanie gigantycznych kwot do świadczeń w ZUS wcześniej czy później musi się skończyć. W takiej sytuacji możliwe są teoretycznie dwa wyjścia. Pierwsze to upowszechnienie systemu (włączenie do niego górników, likwidacja przywilejów), obniżenie waloryzacji zarówno kapitału gromadzonego w ZUS, jak i wypłacanych świadczeń, szybsze podnoszenie wieku emerytalnego, likwidacja tzw. emerytur częściowych. To scenariusz mało prawdopodobny – koszty polityczne byłyby bardzo wysokie. Polityków nie stać na sprostanie takiemu wyzwaniu.

Jest też scenariusz nr 2, czyli system minimum. Rząd pobierałby minimalną składkę emerytalną i wypłacał za nią minimalne świadczenie. Musiałby powiedzieć ludziom uczciwie, że dostaną na starość po ok. 1000 zł miesięcznie, a reszta zależy już od nich. W takim systemie łatwiej też wyobrazić sobie likwidację przywilejów i odstępstw (KRUS i systemu służb mundurowych). Ryzyko polityczne jest mniejsze, bo rząd mógłby obniżyć koszty pracy, więc pensje netto byłyby wyższe. Takie rozwiązanie popiera wiele środowisk. Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, tłumaczy, że polski system emerytalny, zabierając pracownikom 40 proc. dochodów, niszczy podstawowe źródło bogactwa narodu, jakim jest praca. – To przyczyna emigracji i problemów demograficznych. Obecny system powinien zostać zlikwidowany. Emerytury i tak są płacone z budżetu, więc będzie to po prostu usankcjonowanie istniejącego stanu. Najlepszym wyjściem będzie ustanowienie emerytury obywatelskiej, przy niskiej składce od wszystkich pracowników – mówi Kaźmierczak. I może transakcja – niska emerytura za niską składkę – byłaby najuczciwsza. —— Bartosz Marczuk Jednym słowem: Rząd zniechęca obywateli do OFE i wpycha do „bezpiecznego ZUS”, który będzie miał kłopoty z wypłatą emerytur.

Starzejemy się

Ludność Polski (w mln osób) w wieku produkcyjnym

25

20

poprodukcyjnym

15

Do roku 2060 ubędzie 9,4 mln dzieci i osób w wieku produkcyjnym, przybędzie 3,3 mln emerytów.

10

5 przedprodukcyjnym 0

2013

2020

2030

2040

2050

2060

ŹRÓDŁO: ZUS

jakie zaczęło się w 2013 roku. W tym roku więcej Polaków umrze, niż się urodzi. Widać to w danych GUS za pierwsze cztery mieTyle mld zł siące. W tym czasie zabraknie na urodziło się zaledemerytury wie 121 tys. dzieci, w latach 2015–2019. a umarło 142 tys. Tyle, ile miały mieszkańców kraju. wynieść całe Mamy zatem tzw. tegoroczne dochody ujemny przyrost nabudżetu. turalny równy 20 tys. osób. Tak źle nie było od ośmiu lat. Ostatnio ujemny przyrost naturalny pojawił się w latach 2002–2005. Możliwe, że rok 2013 będzie pod tym względem najgorszy od zakończenia drugiej wojny światowej. Polskie dzieci rodzą się za granicą. Z 2 mln przebywających tam Polaków ponad 1,4 mln ma lat 39 lub mniej. W tej grupie jest 226 tys. dzieci do 15. roku życia. Najliczniejsi są emigranci w wieku 25–34 lata (726 tys.), a więc w najlepszym okresie do założenia rodziny. To ludzie, którzy urodzili się w latach 1977–1986, gdy na świat przyszło 6,85 mln Polaków. A to oznacza, że wyjechało ponad 10,6 proc. mieszkańców Polski w najkorzystniejszym demograficznie wieku. Tego ubytku nie zastąpią imigranci. Nasz kraj, choć się wyludnia, nie prowadzi żadnej polityki asymilacji. Nawet polscy repatrianci wolą Zachód od „zielonej wyspy” w Europie Środkowej. – To zgubna polityka. Powinniśmy chociaż asymilować bliskich nam kulturowo Ukraińców – zauważa prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego. Dramatyczne dane demograficzne bezpośrednio przekładają się na sytuację systemu ubezpieczeń społecznych, tłumaczy Stanisław Kluza ze Szkoły Głównej Handlowej, b. szef Komisji Nadzoru Finansowego. – Mniejsza liczba pracujących i większa liczba emerytów to albo wyższe podatki, hamujące wzrost gospodarczy i wypychające kolejne osoby na emigrację, albo niższe świadczenia – mówi Kluza. Sytuację FUS pogarsza wejście w wiek emerytalny powojennego wyżu demograficznego. Obecnie w ZUS jest 5 mln emerytów, jeszcze w 2006 roku było ich 4,4 mln. Ale kiepska kondycja funduszu jest głównie efektem złej polityki kolejnych rządów. W skrócie mówiąc – jako społeczeństwo żyjemy ponad stan. Do końca 2008 roku powszechne były przywileje emerytalne. Kobiety mogły korzystać ze świadczeń już w wieku 55 lat. Odchodziły więc na emeryturę, mając średnio 56,2, a mężczyźni – 61,1. Rząd zwlekał ze zmia-


Firmy i Rynki

Setki koni na pole i na zawody ▶▶Rolnicy kupują maszyny „na bogato”, bo Unia płaci połowę. W przyszłym roku mają się odbyć pierwsze w Polsce zawody w bardzo popularnym na Zachodzie tractorpullingu. Odpowiedniku Formuły 1 wśród ciągników. – To widowiskowy sport z maszynami o najpotężniejszych silnikach na świecie – opowiada Mariusz Chrobot, wiceprezes badającej rynek rolniczy firmy Martin & Jacob, a jednocześnie szef powstałego właśnie Polskiego Stowarzyszenia Tractorpullingu (PSTP). Specjalnie modyfikowane przez rolników traktory osiągają moc nawet kilkunastu tysięcy koni mechanicznych i potrafią rozpędzić się do setki w niewiele ponad trzy sekundy. Ich potężne silniki często zieją żywym ogniem. I wydają z siebie ogłuszający ryk. Ale nie prędkość jest najważniejsza w zawodach. Po gliniastym torze trzeba przeciągnąć jak najdalej sanie o wadze do 25 ton. W walce biorą udział maszyny w różnych kategoriach – od prawdziwych potworów (modified) przez tuningowane ciągniki z seryjnej produkcji (super stock) po przerobione traktorki do koszenia trawników. Transmisje z zawodów można zobaczyć na kanale Eurosport. Na dwudniowe show przychodzi nawet 30 tys. widzów. – Naszym głównym celem jest stworzenie polskiej ligi oraz wpisanie kraju do kalendarza europejskiego Grand Prix – po to, by co roku polscy fani mieli okazję oglądać najlepszych zawodników z całej Europy i sami brać udział w zawodach – mówi Mariusz Chrobot. Pierwsze mistrzostwa Polski mogłyby się odbyć w 2014 roku, a europejskie zawody w cyklu Grand Prix – w 2015 lub 2016. Chrobot chce jak najszybciej zaprosić na pokaz największe gwiazdy. Niektóre z ich maszyn trudno już nazwać traktorami, np. „Whispering Giant”, wicemistrz w kategorii modyfikowanych, ma wmontowane cztery silniki ze śmigłowca Isotov TV3–117M, każdy o mocy 1900 KM. To zdumiewające, że takie zawody, od dawna rozgrywane choćby na Węgrzech, pojawią się w Polsce dopiero teraz. Z 19,5 tys. sprzedanych w ubiegłym roku ciągników zajmujemy przecież trzecie miejsce w Europie po Francji

i Niemczech. Za Polską znalazły się znacznie ludniejsze i bogatsze Włochy czy Wielka Brytania. Kontrastuje to z sytuacją na pogrążonym w kryzysie krajowym rynku aut osobowych, który zajmuje dopiero 11. lokatę. Firma badawcza Martin & Jacob szacuje wartość traktorów sprzedawanych w Polsce na 3 mld zł. Skąd ta niesłychana chłonność? Przyczyn jest kilka. Jeszcze przed dekadą rolnicy jeździli mocno zużytym sprzętem, teraz muszą go wymienić. Nadrabiają zapóźnienie cywilizacyjne. I mimo tradycyjnego narzekania mają coraz więcej pieniędzy. Wieś bogaci się za sprawą wysokich cen żywności oraz unijnych dotacji. Od wejścia do UE w 2004 roku dochody rolników wzrosły ponaddwukrotnie. Bruksela pokrywa też średnio połowę kosztu nowego ciągnika. W efekcie od czasu akcesji do końca 2012 roku polscy rolnicy kupili łącznie 255 tys. traktorów – wynika z danych Martin & Jacob. Inaczej niż na rynku aut osobowych – większość to pojazdy nowe. Kolejna przyczyna traktorowego boomu to, jak zauważa Mariusz Chrobot, polska mentalność. Każdy rolnik chce mieć własny ciągnik i kombajn, choćby uprawiał tylko kilka hektarów. Przy rozdrobnieniu gospodarstw daje to popyt na wielką liczbę ciągników. – To często zakupy na wyrost. Rolnicy nie myślą, by dogadać się z sąsiadami i korzystać wspólnie. To jak jeżdżenie do pracy prywatnym autobusem – mówi Mariusz Chrobot. Ambicje rolników, którzy kupują coraz lepsze ciągniki, szybko rosną. Gdyby nabywcy aut byli równie ambitni, po ulicach polskich miast jeździłyby same nowiutkie audi, bmw czy porsche. Przeciętny traktor jest dziś ponaddwukrotnie droższy niż auto i kosztuje 150–170 tys. zł. Za najdroższe, jak Fendt Claas Massey

Gdyby Polacy kupowali auta tak jak traktory, po kraju jeździłyby same bmw, audi czy porsche.

Fendt 939 Vario, trzeba zapłacić ok. 1 mln zł. Rolnicy nie żałują pieniędzy, więc nie przyjęły się u nas tanie ciągniki chińskie. Za kilka lat, gdy wyeksploatowane maszyny zaczną się psuć, mogą pojawić się problemy finansowe. Kiedyś do naprawy wystarczył śrubokręt i młotek, teraz wszystkim steruje komputer. I trzeba słono płacić w autoryzowanym serwisie. Popyt na ciągniki jest obecnie tak duży, że polskie gangi kradną sprzęt na potęgę w przygranicznych miejscowościach w Niemczech i Czechach. Wobec bezradności policji zdesperowani niemieccy rolnicy zaczęli nawet grozić, że sami wymierzą sprawiedliwość. Złodziei jednak trudno złapać, bo traktorem da się przemknąć bezdrożami, unikając policyjnych patroli. W marcu złapano w Polsce złodziei, którzy ukradli w Czechach luksusowy ciągnik Lamborghini wart ponad 300 tys. zł. Bo rolnicy nie kupują teraz byle czego. Mogą sobie pozwolić na najlepszy sprzęt. Ponad 20 proc. sprzedawanych maszyn ma klimatyzację. Masowo montuje się systemy GPS, który co zwiększa dokładność prac polowych. Co lepsze Tyle tys. modele można natraktorów kupili wet zaprogramować, polscy rolnicy uruchomić i pójść na od wejścia obiad. – Różnice międo Unii. dzy tym, co jeździło po polskich polach 50–60 lat temu, a obecnie są ogromne – mówi Eligiusz Szymański, główny konstruktor Ursusa w czasach PRL, obecnie dyrektor ds. rozwoju i wdrożeń firmy Farmtrac. Rocznik 1936, nestor konstruktorów traktorów. Gdy zaczynał pracę, na polach królował Ursus C45 skopiowany z niemieckiego Lands–Buldoga. Silnik, koła, skrzynia biegów i kierownica. Zresztą wtedy słowa „traktor” czy „ciągnik” dopiero wchodziły do użycia. Maszyny nazywano „ciągówkami”. Gdy miały cztery–sześć biegów, to było coś. Dziś traktory mają i po 32 biegi. Są coraz bardziej uniwersalne. Korzysta się z nich nie tylko na polu, ale i w lesie, przy robotach drogowych, porządkowych. Wystarczy kupić i ustawić na określoną prędkość. Silniki są sterowane komputerem, dominuje też napęd na cztery osie, a przeciętna moc wzrosła czterokrotnie, do 100 KM. Ponieważ

255

© 2013 BY BLOOMBERG L.P. ALL RIGHTS RESERVED; ZDJĘCIA:

▶▶Polska to ciągnikowa potęga – trzeci rynek w Europie.


Sprzedaż nowych ciągników rolniczych od stycznia do czerwca 2013* Marka NEW HOLLAND JOHN DEERE ZETOR CASE IH DEUTZ–FAHR MASSEY FERGUSON CLAAS FARMTRAC KUBOTA URSUS POZOSTAŁE

19

ówce Polska w czołw w Europie

Ranking marek

Szt. Udział rynkowy 1248 18,46% 1097 16,23% 909 13,45% 499 7,38% 455 6,73% 241 3,57% 227 3,36% 227 3,36% 206 3,05% 203 3,% 1447 21,41%

ikó Sprzedaż ciągn tys. szt.) w 2012 roku (w

Francja Niemcy Polska Włochy ia Wielka Brytan Hiszpania Austria Szwecja Holandia ŹRÓDŁO: EUR

OPEAN TRACTO

44,3 39,4 19,3 18,4 15,9 8,9 8,3 4,2 4,2 R MARKET, CEM

A

Tyle tys. nowych ciągników znalaz ło nabywców w Pols ce w roku 2012.

*MIERZONA LICZBĄ REJESTRACJI

ZDJĘCIE: OLLY/FOTOLIA.COM

mają wysoki moment obrotowy, można ruszać z dowolnego biegu. Są przy tym coraz bardziej zintegrowane z maszynami rolniczymi – podczepia się pług, programuje głębokość orki i steruje joystickiem. Kabina z klimatyzacją umożliwia komfortową pracę zarówno w upale, jak i podczas mrozów. Minus jest jeden – wzdycha Eligiusz Szymański – coraz mniejsze pole do popisu dla konstruktora. W zasadzie ciągniki składa się z gotowych części od różnych producentów. Ale i tak projektowanie maszyn, wśród których nawet małe ważą 4 tony, daje – mówi konstruktor – więcej radości niż aut. Trzeba to wszystko umieć dopasować i połączyć, przerobić wiele elementów. Gdy jadąc z Warszawy do fabryki Farmtraca w Mrągowie, Szymański widzi na polach pracujące traktory z dawnych lat, to serce mu rośnie, że tyle wytrzymały. Poszczególne typy rozpoznaje na słuch. Kupując ciągniki, klienci pytają o zużycie paliwa. Nie w litrach na 100 km, ale na hektar. 6 litrów to przyzwoity wynik. Zbiorniki muszą wystarczyć na 8–10 godzin w polu. Kiedy w PRL–u niemal wszyscy rolnicy jeździli ursusami, traktor nie był pojazdem aż tak prestiżowym. Teraz często stoi nowy i umyty pod dachem, a obok stare auto zaparkowane w krzakach. Biedniejsi rolnicy też mają aspiracje. – Nieraz widuję stare ursusy z karoserią przemalowaną na zielono, a felgi na żółto, co ma je upodabniać do maszyn Johna Deere’a – mówi Mariusz Chrobot. Niemal każdy producent ma swój kolor. Na przekór temu fińska Valtra i polski Crystal Traktor malują na zamówienie. Wtedy rolnicy zwykle wybierają czerwień. Walka na rynku ciągników się zaostrza, bo wygasły fundusze unijne z obecnej perspekty-

Choć Zetor jest trzeci w rankingu sprzedaży, to jego Proxima jest najczęściej kupowanym modelem w Polsce.

3

nek i ry lsk cza o p t w jes bada art a e w firm . i n je cz ob ł ro szacu & Jac , ld z n e m torów Marti l y T k tra

wy budżetowej. Kolejne pojawią się najwcześniej za dwa lata. – Bez finansowania unijnego potencjał polskiego rynku to 15–16 tys. sztuk rocznie. W tych granicach powinna oscylować sprzedaż w bieżącym i przyszłym roku – mówi Mariusz Chrobot. Na spadku sprzedaży najbardziej ucierpiały traktory średniej wielkości i mocy. Wybroniły się małe i ekonomiczne. Oraz te najcięższe, kupowane przez najbogatszych właścicieli setek i tysięcy hektarów, dla których dotacje unijne nie mają decydującego znaczenia. Niektórzy wręcz rezygnowali z nich, by uniknąć żmudnego wypełniania papierków. – Za kilka lat sprzedaż powinna powrócić do poziomu z ubiegłego roku, ale nie spodziewałbym się już aż takiego boomu jak wcześniej. Od wejścia do Unii sprzedaż traktorów wzrosła ponaddwukrotnie – dodaje wiceprezes Martin & Jacob. Na razie wszyscy w branży kombinują, jak przejść przez dołek. Ursus stawia na nowych klientów. Dogadał się z CD Projekt, autorem hitowej gry „Wiedźmin”, i zaoferował komputerowy symulator jazdy Ursusem. Ma to przekonać młodych rolników do kupna tego właśnie traktora. Swój sposób ma też Farmtrac.

– Niektórzy walczą ceną i deprecjonują swoją markę, my zaś staramy się organizować atrakcyjne finansowanie i dotrzeć do liderów opinii. To może być np. sołtys czy poważny gospodarz – mówi prezes firmy Andrzej P. Kublik. Nie ma jednak złudzeń. Na rynku musi dojść do konsolidacji. W Polsce jest 50 marek traktorów, najsłabsi producenci nie wytrzymają. Zgadza się z nim Krzysztof Krogulecki, dyrektor handlowy należącego do rodziny Puławskich Crystal Traktor z Sieradza. Uważa, że dopłaty unijne i zasobność portfeli rolników przyciągnęły już stanowczo za dużo firm chcących dobrze żyć z handlu tym sprzętem. Zastrzega, że jego przedsiębiorstwo udziału w konsolidacji nie weźmie, bo nie musi. Znalazło sobie niszę w ciężkich ciągnikach powyżej 136 KM dla wymagających odbiorców, którzy chcą pojazdów „szytych na miarę”. Mogą zamówić więcej oświetlenia, inaczej położony joystick do sterowania maszynami zewnętrznymi albo wyróżniający się kolor. Firma stawia też na dywersyfikację. Buforem bezpieczeństwa jest produkcja części zamiennych do starszych traktorów (np. ursusów) i pojazdów do przetaczania wagonów na kolei. Na razie trudno podkopać pozycję dominującej na rynku trójki: John Deere, New


Firmy i Rynki Holland i czeskiego Zetora, powielającego sukces Skody. Za największymi stoi nie tylko wielki potencjał finansowy, ale 150–letnia tradycja. Historia New Holland, który należy obecnie do Fiata, zaczęła się od starej stodoły w Pensylwanii, którą kupił Abe Zimmerman i przeznaczył na kuźnię. Kowalem był również John Deere. Choć nasz rynek jest zadziwiająco chłonny, na razie polskiego Johna Deere’a się nie dorobiliśmy. Od kilku lat produkuje się w kraju tylko – według Farmtraca – 2,5 tys. sztuk (w 2009 roku produkcja spadła o połowę i tak już zostało). Reszta z prawie 20 tys. maszyn pochodzi z importu. W dodatku ze względu na krótkie serie i presję cenową w grę wchodzi raczej montaż niż produkcja, jaką pamiętamy z czasów świetności Ursusa z lat 70., gdy na miejscu wytwarzano większość komponentów. Krzysztof Krogulecki przyznaje, że klienci często mają wątpliwości. – Właściwie po co miałbym kupować takiego składaka, a nie bezpośrednio od New Holland czy Deutz–Fahr? – pytają. Wtedy Krogulecki zadaje pytanie: – A czy Deutz–Fahr to producent czy montownia? I wymienia: silniki mają z firmy SIS, hydraulikę Boscha, skrzynie biegów ZF… – Nawet my mamy większy wkład własny. Na polskie części przypada 35 proc. wartości pojazdu. W praktyce wszyscy producenci traktorów w Europie to montownie – dodaje. Nie zmienia to tego, że część polskich firm ma bardzo ambitne plany. Zwiększają produkcję i eksport. Tak jest właśnie w przypadku Ursusa i Farmtraca. Plany Ursusa, reaktywowanego przez PolMot Warfama, opiewają na 7 tys. sztuk rocznie, czyli siedem razy więcej niż obecnie. W ubiegłym roku jego przychody wzrosły o 200 proc., a kurs akcji na giełdzie o 400 proc. Celem firmy jest powrót na dawne rynki eksportowe Ursusa (obecnie co trzeci traktor jedzie za granicę). Podczas kwietnio-

wej wizyty w Nigerii firmę promował premier Donald Tusk. W ubiegłym roku sprzedała tam ponad 100 maszyn. Pod koniec tego planuje premierę modelu 10014T szykowanego z myślą o Europie Zachodniej. A żeby rolnik nie zasnął za kierownicą traktora, Ursus sprzedaje... napój energetyczny. Uniezależnić od polskiego rynku chce się także Farmtrac. Na celowniku ma Niemcy i Turcję, gdzie firma rozważa budowę montowni. – Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w kilkuletniej perspektywie nie wykluczam wejścia na giełdę – mówi Andrzej P. Kublik. I dodaje: – Za siedem lat chcemy być numerem 1 w Europie w kategorii ciągników o mocy poniżej 80 KM. Brzmi szokująco, ale nie jest to nierealne, jeśli ma się zaplecze w postaci tysięcy polskich rolników wygłodzonych traktorów. Byle tylko nie przestali kupować. —— Paweł Rożyński Jednym słowem: Gdy skończyły się dotacje ze starej unijnej perspektywy budżetowej, sprzedaż siadła. Ale odbije.

Marki

EY w pułapce rebrandingu ▶ Firma Ernst & Young zmieniła niedawno nazwę i logo. ▶ I zaczęła się wyświetlać w Google’u z erotycznym magazynem. Nawet niewielkie i bezpieczne na pozór manewry wokół marki bywają ryzykowne, szczególnie w czasach powszechnego dostępu do sieci i wścibskich internautów. Przekonała się o tym niedawno renomowana, globalna firma doradczo–audytorska Ernst & Young, któ-

ra z początkiem lipca zmieniła nazwę i logo. Dłuższą wersję zastąpiła skrótem EY – mało zaskakującym, bo od dawna już stosowanym w nazwie korporacyjnej strony i w adresach mailowych pracowników. EY wpasowała się zresztą w trend wyznaczony przez dwóch jej rywali z tzw. wielkiej czwórki, czyli KPMG i PwC, którzy już wcześniej postawili na skrótowce. Przełomu więc nie było, ale trochę pikanterii i owszem. Dodała jej informacja, którą kilka dni po oficjalnym ogłoszeniu zmiany logo EY opublikował amerykański dziennik „Los Angeles Times”, wytykając firmie zbieżność nowej nazwy z tytułem magazynu erotycznego „EY! Magateen”, który publikuje fotosy roznegliżowanych młodych mężczyzn. Co prawda magazyn ukazujący się ponoć od sześciu lat miał ledwie kilka wydań, i to w kolekcjonerskim nakładzie. Ale to wystarczyło, by w wyszukiwarce grafik Google’a nowe logo potentata usług biznesowych wyświetlało się obok okładkowych „sexy boys” z „EY! Magateen”, a w sondzie internetowej „Los Angeles Timesa” większość czytelników opowiedziała się za starą nazwą Ernst & Young. Dziennikarz gazety nie bez złośliwości dziwił się, jak firma przed rebrandingiem mogła zapomnieć o sprawdzeniu nowej nazwy w wyszukiwarce. No właśnie, czy zapomniała? W przypadku EY na pewno nie jest to efekt przeoczenia czy pomyłki, uważa Marek Staniszewski, ekspert od brandingu, czyli kreowania marek i budowy ich wizerunku. – Przy przedsięwzięciach na tak dużą skalę jak globalna zmiana nazwy i logo znanej, renomowanej firmy starannie sprawdza się wszelkie podobieństwa – mówi Staniszewski. – Głównie po to, by ustrzec się przed prawnymi sporami (w przypadku naruszenia praw autorskich). Ale też by uniknąć jednoznacznie negatywnych skojarzeń, o które w warunkach globalizacji nietrudno. – Globalne firmy muszą się liczyć z tym, że prawie zawsze gdzieś na świecie ich marki będą

Jeśli traktor, to nowy

Sprzedaż ciągników rolniczych w Polsce* (w szt.) 25 tys.

Nowe Używane

20 tys. 15 tys. 10 tys.

2004

2005

2006

2007

2008

2009

2010

2011

13359

19315

14381

17035

14366

14380

13844

13886

19061

12563

23874

12656

16715

11392

13737

8023

7475

0 tys.

9067

5 tys.

2012

* LICZBA REJESTRACJI; ŹRÓDŁO: MARTIN & JACOB


Firmy i Rynki miały niezamierzone konotacje – komentuje Jacek Sadowski, szef agencji Demo Effective Launching. – Mamy tak wiele języków i slangów, gdzie potocznym określeniom nadaje się inne znaczenie, że jest to praktycznie nie do opanowania. Sadowski wspomina, jak podczas przygotowania kampanii promocji Polski wschodniej, w której miał być wykorzystany znak OK, okazało się, że w niektórych krajach ma on obraźliwe znaczenie. Marek Staniszewski ocenia, że w przypadku skrótowców ryzyko wątpliwych skojarzeń w sieci jest jeszcze większe niż przy pełnych nazwach. Praktycznie pod każdy ze znanych akronimów można podłożyć niezwiązane z nim hasło. Dobrze poinformowane źródło zbliżone do EY zapewnia, że firma, specjalizująca się przecież w zarządzaniu ryzykiem, starannie przeanalizowała zagrożenia związane ze zmianą nazwy i logo. W tym wynikające ze skojarzeń z ilustracjami z „EY! Magateen”. Potwierdza to zresztą Will White, globalny dyrektor PR firmy. W odpowiedzi na pytania o ryzykowne konotacje nowej nazwy EY przesłał gotowy już komentarz. Firma odwołuje się tam do racjonalnego podejścia klientów, którzy przecież wiedzą, jak działają internet i wyszukiwarki. Owszem, firma ma świadomość, że w wynikach wyszuOd 1 lipca Ernst & Young kiwania pojawiają się nazywa się EY. wspomniane zdjęcia, ale jest przekonana, że dla osób szukających w internecie dostawcy profesjonalnych usług biznesowych będzie oczywiste, że nie mają nic wspólnego z EY. Komentarz jest datowany na początek lipca, a więc został przygotowany wraz z komunikatem o rebrandingu. Dotychczas jednak firma go nie rozpowszechniała. Dziwne? Nie dla ekspertów. Marek Staniszewski zwraca uwagę, że na kontrowersyjny magazyn z podobnym logo można trafić dopiero poprzez wyszukiwarkę grafiki. A samo pismo jest niszowym projektem, nie zaś znaczącym graczem na rynku magazynów. Ryzyko wizerunkowe jest więc niewielkie. EY nie zamierza też wracać do starej nazwy, wynika z naszych informacji. I nie przewiduje, by skojarzenie z magazynem miało negatywny wpływ na jej biznes. Zdaniem Jacka Sadowskiego w potencjalnie ryzykownych sytuacjach nie warto spieszyć się z reakcją. Lepiej obserwować rozwój wypadków, mając jednak w zanadrzu scenariusz kryzysowy. Jeśli widać, że wypadki nabierają rozpędu, trzeba wkroczyć do akcji. Jeśli nie, nie ma sensu podgrzewać sytuacji poprzez przedwczesne wysyłanie komunikatów do mediów. Szef Demo Effective Launching twierdzi, że znaczenie potencjalnych językowych wpadek jest zresztą często przeceniane. Nawet jeśli z ba-

Choć w wyszukiwarce dań fokusowych, które poprzedzają zmiany czy logo EY miesza się debiuty marek, wynika, że nowości budzą też z roznegliżowanymi mężczyznami negatywne skojarzenia, to w praktyce konsuz „EY! Magateen”, menci zwykle nie zwracają na to uwagi. – Marwizerunkowi firmy to ka, która ma charakter i siłę, wywołuje zwykle nie zaszkodzi – twierdzą eksperci. nie tylko pozytywne, ale i negatywne emocje. Ważne jest, by tych pozytywnych było więcej – dodaje Sadowski. Widać to zresztą w analizach brandingowo– nęły z rynku, gdy upowszechniła się wiedza reklamowych wpadek, w których powtarzają się o znaczeniu słów fart i dick. Jednak niezbyt te same przykłady. Spora część z nich to zasługa fortunnym skojarzeniem w Polsce nie przejęły się światowe brandy Osram czy Pupa, które firm motoryzacyjnych, które prześcigają się we nie próbowały nawet wprowadzać swych lowprowadzaniu nowych modeli i niekiedy wpakalnych odpowiedników. Jacek Sadają w pułapki dwuznacznych skojarzeń. dowski podkreśla, że jeśli marka Przykłady to Mitsubishi Pajero (w po- „Globalne firmy gwarantuje wysoką jakość protocznym hiszpańskim pajero to onani- muszą się liczyć duktu czy usługi oraz odpowiedsta), Toyota Fiera (w Ameryce Środz tym, że prawie nie podejście do klienta, to nawet kowej fiera to „wredna stara baba”) zawsze gdzieś na świecie ich lekko kontrowersyjne skojarzeczy Chevy Nova (no va po hiszpańmarki będą miały nia nie stanowią problemu (o ile sku znaczy „nie jedzie” albo wręcz „nie niezamierzone nie są zdecydowanie negatywne działa”), a nawet Rolls Royce Silver konotacje”. czy obraźliwe). Wręcz przeciwMist (mist to dla Niemców gnój). Jacek Sadowski, szef nie. Mogą pomagać, bo wtedy Marek Staniszewski twierdzi, że agencji Demo marka łatwiej się wyróżnia i zaw przypadku nieporozumień lub poEffective Launching pada w pamięć konsumentom. tknięć marka ma do wyboru kilka W końcu któż – poza specjalistastrategii. Może racjonalnie tłumaczyć mi – analizowałby mało przełomową zmianę genezę lub nowe znaczenie nazwy lub budować nazwy i logo EY, gdyby nie skojarzenie z piswój wizerunek w oparciu o pozytywne skojakantnym magazynem. rzenia i emocje. Jeśli jednak nazwa czy logo ma —— Anita Błaszczak utrwalone bardzo negatywne konotacje i powoduje gwałtowne reakcje konsumentów, zwykle Jednym słowem: Przy zmianie marki nie pozostaje nic innego, jak ją zmienić. Albo nie sposób uniknąć ryzykownych skojarzeń. Więc wielu je świadomie ignoruje. pozostać przy dawnej marce, jeśli gwałtowne reakcje wywołuje choćby odświeżenie logo. Przed trzema laty przekonała się o tym firma odzieżowa GAP, którą zdecydowane protesty na portalach społecznościowych zmusiły do rezygnacji z zastąpienia klasycznego granatowo– białego logo bardziej nowoczesnym znakiem graficznym. Natomiast pogarszające wizerunek brandu konotacje uderzyły w popularne w latach 90. polskie, ale anglojęzyczne marki Dick Black (przemieniony na Bick Black) i Fart. Znik-


Transformacja... juz po jednym uzyciu. 85% kobiet zauważyło u siebie gładsze włosy i eliminację puszenia już po jednym zastosowaniu Bamboo Smooth Kendi Oil.* Odkryj kolekcję Bamboo Smooth marki Alterna. Wyłącznie w Douglas i najlepszych salonach fryzjerskich.

Katie Holmes *Badanie percepcji konsumentów po zastosowaniu Kendi Pure Treatment Oil. Wyniki dla jednego zastosowania.

W 100% BEZ:

PARABENÓW, SIARCZANÓW & FTALANÓW


NEW LOOK ODKRYJ SEKRETY BAJECZNEJ MARKI ROUGE BUNNY ROUGE!


Zaczarowany ogród Rouge Bunny Rouge to kraina zaskakujących kompozycji zapachowych zamkniętych w arystokratycznych flakonach.

INCANTATION Mroczno tajemniczy dzięki zawartej w nim czarnej porzeczce, liściom figowym i piżmie z bosko balsamicznym a jednocześnie wyjątkowo frapującym pulsem. Świeżości dodaje indiańska trawa i kolendra przemieszana z cytrusowymi owocami. To zapach z temperamentem a jego atramentowa wręcz ostrość wymaga ostrzeżenia…

VESPERS Oczarowująca kwiecista klasyka w postaci zapachu Vespers to kompozycja łącząca siłę, nostalgię oraz szlachetność. Główną nutę stanowi bergamotka, laska cynamonowa, liście fiołkowe oraz czarny pieprz. Serce pulsuje nutą konwalii, zielonym jabłuszkiem, różą i fiołkiem. Bazę stanowi drzewo cedrowe, piżmo, drzewo sandałowe oraz wanilia.


CHATOYANT Niebanalne, intrygujące połączenie cytrusów, waniliowo-kokosowych akordów zespolone dzikością orchidei to kompozycja zapachu Chatoyant. W pierwszej kolejności uderza intensywna cytrusowa świeżość bergamotki i cytryny, aby natychmiast przeistoczyć się w bardziej wyrafinowany zapach orchidei, jaśminu i lilii wodnej. Całości smaku nadają mleczko kokosowe, wanilia, piżmo oraz drzewo cedrowe.

LILT Najbardziej figlarny a zarazem intrygujący zapach LILT to słodko-gorzka mieszanka kokosa, indiańskiej trawy oraz zielonych liści, przemieszana z kwaskowymi owocowymi nutami brzoskwini i liści figowych, okraszona szlachetnością piżma. Mieszanka wywołująca zdziwienie a jednocześnie uśmiech otoczenia, dla kobiet lubiących zaskakiwać.

www.rougebunnyrouge.com


NIEZBĘDNIK KAŻDEJ KOBIETY…

ABYŚ BYŁA PIĘKNA GDZIEKOLWIEK JESTEŚ!

BAZA POD PODKŁAD – PRELUDIUM W OBŁOKACH Oparta na wodzie baza pod podkład, niezwykle lekka i odświeżająca skórę, daje uczucie stąpania w obłokach. Dzięki niej podkład utrzyma się dłużej, a Twoja skóra będzie idealnie matowa i nawilżona. Zawiera mnóstwo aktywnych składników, m.in. ekstrakt z korzeni irysa, który wygładza linie i zmarszczki, minimalizuje pory, tworząc idealnie gładką powierzchnię; kwas hialuronowy, który wiąże i zatrzymuje nawilżenie wewnątrz skóry oraz wspomaga warstwę hydro-lipidową. 219 zł

ODMŁADZAJĄCY PODKŁAD – SANKTUARIUM DLA SKÓRY Lekki niczym piórko, zapewnia średnie lub pełne krycie skóry bez uczucia ciężkości. Optymalnie nawilża jak i chroni skórę przed wolnymi rodnikami. Zawarty w nim kwas hialuronowy pomaga skórze wiązać wodę dzięki czemu drobne zmarszczki nie tylko zostają wygładzone ale wręcz zlikwidowane. Odpowiedni do każdego rodzaju cery, bez zapachu i dodatku parabenów. 249 zł

ROZŚWIETLAJĄCY KOREKTOR – WACHLARZ DELIKATNEGO ŚWIATŁA Lekka rozświetlająca formuła może być używana zarówno na twarz jak i pod oczy. Rozprasza światło, niwelując zmarszczki i niedoskonałości skóry, tworząc idealne wykończenie. Nie tylko maskuje cienie pod oczami i wypełnia drobne linie, ale także leczy objawy zmęczonych i opuchniętych oczu. Kompleks witamin chroni skórę przed promieniowaniem słonecznym oraz przeciwdziała procesom starzenia. 145 zł


NIESKAZITELNY PUDER MATUJĄCY – DROGOCENNY AKSAMIT Naturalna świetlistość i wyrafinowanie, skóra bez wysiłku staje się promienna i bez skazy. Lekko i naturalnie wtapia się w skórę, wypełniając nawet najdrobniejsze zmarszczki i bruzdy dzięki zmikronizowanym cząsteczkom uzyskanym w procesie wielokrotnego mielenia. Zawarte w nim pigmenty o właściwościach kojących skórę zapewniają perfekcyjną przyczepność i kremowo-aksamitną konsystencję, nadającą skórze gładkość i jednolite wykończenie. Olejek z owocu papai o naturalnych właściwościach liftingujących zmiękcza skórę; olejek z werbeny łagodzi i daje skórze ukojenie. Puder ryżowy stwarza perfekcyjnie naturalne, matowe wykończenie. 175 zł

POGRUBIAJĄCY TUSZ DO RZĘS – OBFITOŚĆ Nowa zaawansowana formuła o kremowej konsystencji owija każdą rzęsę odżywczymi naturalnymi woskami, zagęszczając i pogrubiając każdą rzęsę z osobna. Łatwy i szybki w użyciu, zapewnia intrygujący wygląd i trwałe efekty, bez wysuszenia i sklejania rzęs. Ekstremalnie precyzyjny, podnosi rzęsy i zwiększa ich objętość. Przeznaczony dla nawet najbardziej wrażliwych oczu. 109 zł

NIEWINNY RÓŻ W KAMIENIU – Z MIŁOŚCI DO RÓŻ Rozprowadza się lekko i delikatnie dla uzyskania naturalnie aksamitnego efektu gwarantując długotrwałe lśniące wykończenie jednocześnie chroniąc skórę przed wpływem wolnych rodników. Zawarte w nim perełki zwiększają kremową miękkość oraz zapewniają przejrzysty blask. Innowacyjne pudry otulają skórę i zachowują perfekcyjny wygląd przez cały dzień. Rezultatem jest doskonalsza, rozpromieniona cera niezależnie od wieku. 115 zł

LAKIER DO UST – SŁODKA PRZESADA. Błyszczyk, który podkreśli kształt i kolor twoich ust, nadając im intensywnie lśniący „lakierowany” efekt. Działa kojąco i łagodząco. Chroni przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych takich jak zimno, promieniowanie UV oraz zanieczyszczenia środowiska. 105 zł



ROUGE BUNNY ROUGE Piękna, zadbana i naturalnie wyglądająca skóra jest podstawą każdego makijażu. Mimo zmieniających się trendów, najważniejsze to wyglądać dobrze i czuć się swobodnie, wybierać takie produkty i kolory, które podkreślą nasze naturalne piękno a zatuszują wszystko, co staramy się ukryć. Dobry makijaż ma nas odmładzać a kompetentny wizażysta Rouge Bunny Rouge którego znajdziesz w perfumeriach Douglas fachowo doradzi w wyborze odpowiednich produktów.

CERA: Aby uzyskać efekt jednolitej i wygładzonej cery użyj delikatnie kryjącego podkładu Mleczna Akwarela, zawierającego składnik pochodzenia roślinnego Detoxyl, chroniącego skórę przeciw zanieczyszczeniom środowiska – twój naturalny obrońca w walce z wolnymi rodnikami. Do wykończenia makijażu proponujemy nowy sypki puder transparentny Poranne Dmuchawce, który nada skórze miękkości i perfekcyjnie ją zmatuje. Nie zapomnij o kościach policzkowych i podkreśl je naturalnym rumieńcem. Jeśli boisz się, że przesadzisz z intensywnością to idealnym rozwiązaniem będą róże w sztyfcie Rumieńce w Rozkwicie, które w łatwy sposób można rozprowadzić jak i regulować ich nasycenie. Pomimo kremowej konsystencji wykończenie będzie w pełni matowe.

1. Życiodajny Pokład Mleczna Akwarela, 229 zł 2. Róż w Kremie Rumieńce w Rozkwicie, 135 zł

NOWOŚĆ: Idealnie matowe wykończenie zapewni Ci puder transparentny Poranne Dmuchawce. Zawarte w nim sferyczne polimery minimalizują zmarszczki jak i odbijają światło, co sprawia, że skóra nabiera trójwymiarowego efektu i naturalnego blasku. Ten lekki jak mgiełka puder w pełni redukuje wydzielanie sebum, jednocześnie chroniąc skórę przed wysuszeniem. Rouge Bunny Rouge (Douglas)

1.

2.


2.

OCZY:

1.

Modnym akcentem jesiennego makijażu są świetliste i połyskujące cienie oraz pigmenty. Sypkie cienie Śladami Marzeń o gładkiej i kremowej strukturze, rozświetlą oko i podkreślą kolor tęczówki. Pomimo swojej sypkiej konsystencji zapewniają idealną przyczepność i długotrwały efekt rozświetlenia. Równie ważnym elementem podkreślenia oczu są brwi o naturalnym kształcie. Błyszczyk i odżywka w jednym – Zabawy Aniołów wzmocni i okiełzna niesforne brwi, nadając oczom młodzieńczego, świeżego wyglądu. Jeśli borykasz się z problemem wypadających rzęs bądź brwi ten produkt to twoje wybawienie.

1. Lśniący Pigment do Powiek Śladami Marzeń, 109 zł 2. Błyszczyk do brwi i oczu Zabawy aniołów, 125 zł

2.

USTA: W tym sezonie możesz pozwolić sobie na wszystkie kolory. Ważne, aby nadać ustom trójwymiarowego efektu. Osiągniesz go, dzięki błyszczykowi XXX Pulchne Usta, który podkreśli kolor twojej ulubionej pomadki, czyniąc usta zdrowszymi, pełniejszymi i ponętniejszymi. Regularne używanie szybko przyniesie rezultaty, a w ciągu czterech tygodni Twoje usta będą wyraźnie pełniejsze. Doskonałą bazą pod błyszczyk czy szminkę może być długotrwała kredka do ust Na Zawsze Twój, która nadając idealnego kształtu, zapewni im intensywny kolor i miękkość. Bardzo łatwa w użyciu dzięki gładkiemu rozprowadzaniu, utrzymuje się przez cały dzień bez konieczności ponownego nakładania.

1. XXX Pulchne Usta Pęczniejąca Rozkosz, 117 zł 2. Długotrwała Kredka do Ust Na zawsze Twój, 92 zł

1.


czas na

www.slowlifemagazyn.pl


Slow Life –

MATERIAŁY PRASOWE: www.theworldinstituteofslowness.com ZDJĘCIE: Turismo de Portugal

Świadome

życie

Wiele słyszymy o SLOW, ale czy wiemy o co tak naprawdę kryje się za często używanym określeniem stylu życia SLOW LIFE? Historia sięga nie tak dawno bo do roku 1999, kiedy to Norweg Geir Berthelsen powołał do życia – The World Institute of Slowness, czyli Światowy Instytut Powolności. Jego hasłem stało się Slow Planet, które przeciwstawiało się powszechnej globalizacji i uniformizacji życia. Slow Life jest niejako rozwinięciem idei i dotyczy codziennego życia, które powstało w rozwinięciu się pierwszego ogniwa idei Slow Food, czyli prawa do smaku i produktów regionalnych. Współczesna kultura narzuca nam zadaniowy styl życia. Ludzie skupiają się na coraz wyższym podnoszeniu sobie poprzeczki, wspinaniu się po tak zwanej drabinie awansu społecznego, gromadzeniu dóbr materialnych, jednocześnie zapominając o tym co tak naprawdę znaczy i na czym polega ludzkie życie. Jeden ze znawców Slow Life powiedział: „Jedyną pewną rzeczą jest to, że wszystko się zmienia. Tempo zmian wzrasta. Jeśli nie chcesz wypaść z obiegu, lepiej przyspiesz – takie przesłanie niesie współczesny świat. Tymczasem warto pamiętać,

ze nasze podstawowe potrzeby nigdy się nie zmienią. Potrzeba bycia zauważonym i docenionym. Potrzeba przynależenia do grupy, bliskości, opieki czy wreszcie odrobiny miłości! Wszystkie te potrzeby możemy realizować jedynie w niespiesznej relacji z drugim człowiekiem. Przeciwstawiając się globalnym zmianom, musimy na nowo odkryć spokój, refleksję i jedność. W ten sposób odnowimy nasze życie”. W Slow Life nie chodzi o wolniejsze tempo życia, ponieważ nie każdy jest stworzony do zaprzestania jego aktywności, spełniania się w intensywnej pracy zawodowej. Niektórym bardzo taki styl odpowiada. Jeśli więc dana osoba świetnie czuje się w roli menedżera, który pracuje kilkanaście godzin dziennie, a oprócz tego ma mnóstwo dodatkowych zajęć, to wszystko jest w porządku. Ale tylko pod jednym warunkiem – że w swoim „szybkim” życiu potrafi odpoczywać, traktując urlop jako normę swojego bytu, a weekend przeznacza na bycie z bliskimi. Nie zapominając o rodzinie i przyjaciołach. Najważniejsze w Slow Life jest to, żeby wszystkich wyborów dokonywać świadomie, zachowując przy tym równowagę i zdrowy rozsądek.


Zwolnij

Pielęgnuj relacje z drugim człowiekiem

nie te płytkie, narzucone przez konwenans, lecz głębokie relacje z najbliższymi tobie ludźmi.

Naucz się żyć świadomie

nie pozwól by stereotypy i przymus ciągłego podnoszenia poprzeczki przesłoniły to, co dla ciebie najcenniejsze.

w ciągłym pędzie nie dostrzeżesz otaczającego cię piękna.

5

Postaw na duchowość

wzbogacaj swoje życie, kontempluj przyrodę i sztukę, celebruj posiłki, poświeć czas na swoje hobby.

Określ swoje priorytety

zastanów się, co jest w twoim życiu najważniejsze i skup na tym swoją energię.

przykazań Slow Life,

o których warto wiedzieć

i może niektóre z nich zastosować w swoim codziennym życiu!


GOTUJEMY SEZONOWO Z

Tomaszem Jakubiakiem! Tomasz Jakubiak w SLOW LIFE Magazyn prezentuje i odkrywa tajniki kuchni sezonowej i regionalnej, o której opowiada na antenie Kuchnia+. Regionalne składniki i produkty sezonowe pochodzące z naszych upraw to ostatnio temat numer jeden na wielu kulinarnych festiwalach, imprezach i oczywiście w restauracjach uznanych i szanowanych szefów kuchni. W Polsce promotorem idei zdrowej i regionalnej kuchni, która nawiązywać powinna ściśle do sezonowości dostępnych produktów jest Tomasz Jakubiak, od lat związany z telewizją kulinarną kuchnia+ i programem Dzień Dobry TVN. W najnowszej produkcji Kuchni+ Jakubiak lokalnie jako prowadzący zabiera nas w kulinarną podróż po Polsce, w poszukiwaniu często zapomnianych, ale również znanych, lecz niedocenianych smaków naszych regionów. W każdym wydaniu SLOW LIFE Magazyn, prezentujemy najnowsze przepisy Tomasza Jakubiaka, który opowie, co można w prosty i szybki sposób przygotować z dostępnych produktów w poszczególnych porach roku.

Plastry grillowanego boczku z młodą kapustą zasmażaną z kindziukiem

1 kg boczku ze skórą i kością Szklanka jasnego sosu sojowego 1/2 szklanki cukru brązowego 1 szklanka Porto Kora cynamonu 3 goździki Łyżka imbiru marynowanego Korzonki kolendry Cebula dymka

1 szt młodej kapusty 2 łyżki smalcu 20 dk Kindziuk 1 pomidor malinowy 2 szklanki warzywnego bulionu 3 Liść laurowy Pieprz młotkowany Pęczek kopru ogrodowego

Do garnka wlej sos sojowy, wino. Dodaj cukier brązowy, korę cynamonu, gozdziki pokrojony marynowany imbir, korzonki kolendry i cebule dymkę. Marynatę wstaw na ogień i zagotuj. Boczek pokrój w 1 cm plastry. Dopraw solą i pieprzem. Do zredukowanej marynaty włóż plastry boczku i gotuj je przez 20 minut.

TOMASZ JAKUBIAK – kucharz i dziennikarz kulinarny, od trzech lat związany z telewizją śniadaniową. Wcześniej szef kuchni w znanych warszawskich i zielonogórskich restauracjach. Gotowanie m zafascynowany od najmłodszych lat. To jego żywioł, miłość i pasja. O jedzeniu potrafi opowiadać godzinami, okraszając historie właściwym sobie poczuciem humoru. Z oddaniem angażuje się w projekty edukacyjne adresowane do dzieci i młodzieży, prowadzi warsztaty i pokazy kulinarne, a także – dzięki pracy w telewizji – dużo podróżuje i poznaje kuchnie innych krajów. FOT. ARTUR DUSIŃSKI

Kapustę posiekaj. Pomidory i cebulę pokrój w kostkę. Kindziuka pokrój na mniejsze kawałki. Szybkowar wysmaruj smalcem. Wrzuć warstwowo kapustę, pomidory i kindziuka. Na wierzch połóż liście laurowe. Wszystko posól. Zalej dwiema szklankami bulionu. Gotuj w szybkowarze przez 10 minut. Do ugotowanej kapusty przed podaniem dodaj posiekany koperek. Ugotowane plastry boczku przełóż na rozgrzanego grilla. Podawaj z młodą kapustą i plastrami czerwonej cebuli.


Pieczone młode sałaty

Grillowany stek wieprzowy

z kindziukowym chrustem i sosem sardelowym

z glazurowanymi w maśle rzepami i aioli z klarowanego tłuszczu wieprzowego

KINDZIUKOWY CHRUST: 20 plastrów kindziuka 3 łyżeczka musztardy Dijon Oliwa SOS SARDELOWY: 3 żółtka Kilka sztuk sardeli Oliwa Kilka gałązek natki pietruszki 3 łyżki musztardy Dijon Sok z cytryny Kiszony ogórek Pieprz

Żółtka zmiksuj z sardelami. Nie przerywając miksowania cienkim strumyczkiem dolewaj oliwy aż masa stanie się jednolita. Dodaj natkę pietruszki, musztardę i sok z cytryny. Na koniec dodaj pokrojonego w kostkę kiszonego ogórka. Dopraw pieprzem. Sałaty ułóż na blaszce tak jakby były w grządce. Dodaj posiekany czosnek, pomidorki cherry i pokruszone pistacje. Sałaty skrop octem malinowym, oliwą i sokiem z cytryny. Dopraw solą i pieprzem. Całość przykryj papierem do pieczenia i wstaw do piekarnika. Piecz w temperaturze 160 stopni około 15min. Musztardę połącz z oliwą. Plastry kindziuka posmaruj sosem i smaż na rozgrznej patelni. Upieczone sałaty podawaj z kindziukowych chrustem i sosem sardelowym. Smacznego!

1 kg schabu z kością i tłuszczem na obwolucie MARYNATA: 5 łyżek syropu klonowego 100 ml ciemnego piwa Kilka liśći szałwi Sok z jednej cytryny

SOS AIOLI: 3 żółtka 4 żąbki czosnku 150 ml klarowany tłuszczu wieprzowego Sól morska i pieprz młotkowany 10 małych kalarep 15 dk szynka długodojrzewająca 3 łyżki klarowanego masła Skórka z jednej cytryny

Połącz wszystkie składniki marynaty. Syrop klonowy, piwo, świeżą szałwię i sok z cytryny. Doprawione kotlety solą i pieprzem włóż do marynaty i odstaw na chwilę. Czosnek zetrzyj na tarce. Utrzyj go z solą. Dodaj żółtka i bardzo dobrze połącz je z czosnkiem. Dolej sklarowanego, płynnego smalcu i ucieraj. Wstaw sos do lodówki. Kalarepy i długo dojrzewającą szynkę pokrój na mniejsze kawałki i przesmaż na klarowanym maśle (smaż na małym ogniu, wręcz duś). Do podsmażonej kalarepy dodaj skórki z cytryny. Kotlety grilluj na mocno rozgrzanej patelni. Podawaj je z kalarepami i sosem. Smacznego!

ŹRÓDŁO ZDJĘĆ POTRAW: PROGRAM TV KUCHNIA + „ JAKUBIAK LOKALNIE”

Serca młodych sałat: polska, rzymska (może być rzymska mała), radichio, strzępiasta – sporo Łyżka orzeszków pistacjowych Czosnek 15 pomidorków koktajlowych Kilka łyżek octu malinowego Oliwa Cytryna. Sól morska Świeżo mielony pieprz


wydanie bursztynowe Bursztyn inspiruje i w nowoczesnym wydaniu zaskakuje wieloma swoimi postaciami. Bursztynowy szlak w wydaniu SLOW. ◆ Kuchnia SLOW FOOD, czym się wyróżnia spośród wielu i na czym właściwie polega. Prezentacje Szefów Kuchni i ich inspiracji naturą w daniach i przepisach kulinarnych, do przygotowania dla każdego. ◆

SLOW TRENDY w modzie designie i sztuce, spojrzenie oczami projektantów i twórców,

nawiązujących w swoich dziełach do inspiracji otaczającym światem.

◆ Podróż w stylu SLOW, którą przeżyjecie w niekonwencjonalny sposób i dotrzecie do miejsc, które z pozoru wydać się mogę mniej ciekawe, a po chwili zaskoczyć oryginalnością, duchem historii i wyjątkową gościnnością tubylców.

To wszystko i wiele więcej o SLOW w najnowszym wakacyjnym wydaniu SLOW LIFE MAGAZYN

WWW.SLOWLIFEMAGAZYN.PL


MALE HERO

zdjęcie Michał Szlaga

W CHMURACH

Pozwolić sobie na chwilę wyciszenia w dzisiejszym świecie pełnym bodźców, dzwięków, niepotrzebnych informacji. Wibrujących telefonów. Atakujących maili. Mieć moment dla siebie – prawie niemożliwe. Wyłączyć się z takiego życia. I być. Po prostu. Takim momentem jest podróż. Lot samolotem. Ucieczka. Wyłączona komórka to jedyna dziś opcja na spokój. Jak inspirująco dopełnić ten czas? Ja wiem. Świetni bohaterowie opisani wprost, po męsku, genialna fotografia, prostota i klasa, to coś, za co czytelnicy „Malemena” pokochali ten prawdziwie polski magazyn. Teraz wybrane fragmenty towarzyszyć Wam będą w podróży. Z pewnością będzie udana.

Olivier Janiak



OZ Amos

Człowiek z pustyni


MALE HERO

tekst Piotr Siemion zdjęcia Michał Szlaga

Od lat żelazny kandydat na literackiego Nobla, syn pochodzących z Polski syjonistów, przez większość życia mieszkający w kibucu, nienawidzony w Izraelu za swój stosunek do palestyńskiego państwa, naiwnie wierzący w to, że Żydzi i Arabowie będą kiedyś żyć w pokoju. Ale przede wszystkim pisarz tłumaczony na 41 języków, najpopularniejszy z wszystkich izraelskich w Polsce, Amos Oz – w rozmowie z Piotrem Siemionem – opowiada o Izraelu, Palestynie, Polsce, syjonizmie, antysemityzmie, języku i tym wszystkim, o czym z najwybitniejszym izraelskim pisarzem da się rozmawiać.

Piotr Siemion: Nie róbmy wywiadu. Wolałbym zwyczajnie porozmawiać. Mamy tu w hotelu dobre warunki. Kiedy ostatni raz byłem na tym 41. piętrze, w naszej salce siedział premier Izraela Bibi Netanjahu z obstawą. Amos Oz: Za nim akurat nie przepadam, wie pan dlaczego? (śmiech) Bo gdy miałem 12 lat, a Netanjahu dwa i jego rodzina przychodziła do nas w gości, wpełzał pod stół i złośliwie rozwiązywał wszystkim sznurowadła. Takie rzeczy się pamięta, mniejsza nawet z polityką. Pan w ogóle mnóstwo pamięta. Nowy tom opowiadań, „Wśród swoich”, czyta się jak reportaż z prawdziwego pionierskiego kibucu z lat 50. Sama prawda o ludziach, którzy są jak pod lupą. To nie reportaż. Żywi ludzie by mi nie wybaczyli prawdy o sobie. Owszem, mój kibuc to mikrokosmos, tyle że zmyślony. Nie szkodzi, że mój świat zaludnia tylko 300 osób. To dobra skala. Nie jak Warszawa za oknami, rozwleczona aż po horyzont. Przy okazji, Pałac Kultury… Najlepiej, gdybyście go ładnie zapakowali i wreszcie odesłali Rosjanom. Po co wam on? Kibuc – spółdzielcze gospodarstwo rolne w Izraelu, w którym ziemia i środki produkcji są własnością wspólną. Kibuce

odegrały znaczącą rolę przy tworzeniu państwa Izrael i nadal są ważne w gospodarce narodowej. Ideowym podłożem powstawania kibucu jest połączenie syjonizmu z socjalizmem; wśród celów funkcjonowania kibucu istotne było przekształcenie świadomości Żydów przez nauczenie ich pracy fizycznej na roli oraz walki w obronie wspólnoty. Mieszkańcy kibucu nie mają własnego majątku, mają równe prawa i obowiązki; decyzje dotyczące strategii gospodarczej i podziału dochodów podejmuje walne zebranie kibucników; ono też wybiera komitet kierujący życiem kibucu między walnymi zebraniami. Przynależność do wspólnoty jest dobrowolna. (źródło: Wikipedia) Taki wybór. Pan z kolei wybrał tak, że uciekł z inteligenckiego domu do marksistowskiego kibucu. Przecież to była utopia. Czego pan wtedy szukał? Mój przypadek był banalny. Miałem 14 lat, wychowywano mnie na intelektualistę, pod kloszem. Nie chciałem tego, nie chciałem się nazywać Klausner, chciałem się nazywać Oz. Nie grzebać się w papierach, ideach, tylko działać. I co? Daleko uciekłem? Ironia losu, można powiedzieć. „Oz” to znaczy „siła” po hebrajsku? Także „odwaga”. Wstąpiłem do kibucu, chciałem zostać traktorzystą. To tak, jakbym wstąpił w szeregi rewolucji.


MALE HERO

Bo zapewniam pana, ruch kibucowy był najśmielszą rewolucją w historii. Chcieliśmy od zera, na pustyni, stworzyć radykalnie nowe społeczeństwo. Zgoda, utopię. I mało tego – dokonywaliśmy tego bez jakiejkolwiek przemocy. W kibucach nie było czegoś takiego jak rozlew krwi, policja, łagry, nawet aresztu nie było w moim kibucu. Prawdziwa wspólnota, a raczej – w ciągu jednego pokolenia mieliśmy się stać nowym rodzajem ludzkiej wspólnoty. Wyrzekliśmy się pieniędzy, właściwie mieliśmy się wyrzec dawnych siebie. Jakże tak, bez policji? W kibucu zamiast policji wystarczały ludzkie języki, obmowa. Wiem, naiwne było to wszystko. Ideały szybko zaczynają pękać, wraca to, co jest naprawdę „nami”. Znajdzie pan sporo tego w tych nowych opowiadaniach. Coś zostało z tego kibucowego ruchu? Z tych ideałów? Ależ on trwa, tyle że stary zakon mocno się zreformował. Dzieci mieszkają już z rodzicami, każdy ma więcej swobody, przestrzeń dla siebie. Dzisiaj do kibuców zapisuje się więcej młodzieży niż w pionierskich latach 50. Jest trochę inaczej, ale… Właśnie. Czytam „Wśród swoich” i widzę, jak bohaterowie, mieszkańcy pańskiego kibucu, żyją w zbiorowym śnie, w halucynacji czy w transie. Upojeni wspólną wizją. Tak rzeczywiście wtedy było, w początkach Izraela? Musi pan zrozumieć rzecz bardzo podstawową. Zwyczajne kraje czy państwa rodzą się z historii. Z ciągów wydarzeń, wojen i tak dalej. Izrael jest inny. Izrael zrodził się z marzenia albo – tak jak pan chce – ze snu. Tutaj nie było nic. Kilkadziesiąt tysięcy Arabów w wioseczkach. Turecka, potem brytyjska Palestyna. My, syjoniści, stworzyliśmy państwo z niczego. Dokładnie jak wtedy nasz kibuc. Z marzenia i z Księgi. Zgoda, w kolejnych wojnach, podczas których chcieli nas potopić w morzu. Dzisiaj mamy wieżowce i politykę, i wojnę. Ale mamy własne państwo. To ważne, bo przez dwa tysiące lat wygnania my, Żydzi, byliśmy wszędzie tylko gośćmi. Czasami pożądanymi, częściej niechcianymi gośćmi. Zawsze można nas było wyprosić. Syjonizm socjalistyczny, inaczej syjonizm pracy – główny nurt lewego skrzydła ruchu syjonistycznego. Przez wiele lat był główną tendencją w całym ruchu i ideologią dominującą w wielu organizacjach syjonistycznych. W przeciwieństwie do tzw. syjonizmu politycznego, stworzonego przez Theodora Herzla i popieranego przez Chaima Weizmanna, syjonizm socjalistyczny odrzucał twierdzenie, iż państwo żydowskie może powstać w wyniku nakłonienia do jego powołania społeczności międzynarodowej lub mocarstw takich jak Wielka Brytania, Niemcy czy imperium osmańskie. Nurt ten postulował stworzenie państwa przez konstrukcję postępowego żydowskiego społeczeństwa żyjącego w wiejskich kibucach i moszawach, w którym znaczną rolę odgrywałby także miejski proletariat. (źródło: Wikipedia)

Mój nowojorski przyjaciel, Izraelczyk, ujął to mniej delikatnie. Powiedział: „Europa wskazała nam drogę przez komin. Nie mieliśmy wyjścia, jak tylko wymyślić własną ziemię”. Cieszę się, że mogę największemu izraelskiemu pisarzowi zadać pytanie: jak się wymyśla własną ziemię? To zasługa Księgi. Kiedy tworzyliśmy Izrael, wcale nie żadna ideologia była najważniejsza, tylko język. Hebrajski. Tutaj osiedlali się nagle Żydzi z całego świata. Aszkenazyjczycy z Europy i drugie tyle sefardyjczyków z północnej Afryki. Wszyscy tamci ludzie mówili w jidysz albo w ladino, albo po polsku, turecku czy arabsku. Przyjeżdżali z Węgier i Rumunii, z Jemenu. Na szczęście łączył ich język. Ten liturgiczny, w którym się od tysiącleci modlili. Hebrajski. On nie istniał jako język mówiony, potoczny – ale był i musiał teraz scalić to wszystko. Hebrajski to prawdziwy cud. Odrodził się, przybyły mu kolejne piętra, ale to wciąż ten sam język. Gdyby biblijny Jeremiasz czy Daniel przemówili dzisiaj w Izraelu, rozumiałoby go, z grubsza, nawet dziecko. Oczywiście prorocy nie rozumieliby nas, naszych hebrajskich określeń na komputer czy hipotekę. Dla pana hebrajski był jednak pierwszym językiem, prawda? Jest pan sabrą, tam urodzonym, nie przybyszem, nie osiedleńcem. Urodziłem się w Jerozolimie, wychowano mnie od początku już po hebrajsku. Miałem to szczęście. Dzisiaj to zwyczajny język jak wszystkie. Mocny, pojemny. Proszę spojrzeć, jak w 20 lat przyjęły go u nas za swój dwa miliony nowych imigrantów, tych z Rosji. Chciałbym trochę to sobie uporządkować w głowie. Syjoniści, którzy chcieli stworzyć Izrael w pustym miejscu, tacy jak Theodor Herzl, wierzyli, że jeżeli zmobilizują do dzieła wszystkich Żydów na świecie, stworzą tym samym nową jakość czy byt etyczny, prawda? Syjon, lepszy świat. Jednak dzisiejszy Izrael to, jak pan sam powiedział, normalne państwo, z wojskiem, podatkami, pełzającą wojną przeciwko sąsiadom… Taki trochę Babilon, nie Syjon. Że użyję bliskich mi rastafariańskich kategorii. Palestyńczycy to nie sąsiedzi. Zabawne, że w Europie czy Ameryce powtarzają nam, że musimy się lepiej poznać z Palestyńczykami, a zatargi ustaną. My się z nimi bardzo dobrze znamy. Tak się składa, że i my, i oni uważamy się nie za sąsiadów, tylko za prawowitych właścicieli tego samego kawałka ziemi. Oto cały problem. Tym bardziej, z jeden strony mamy ten sen czy marzenie, a z drugiej realność, która… Zapytam inaczej. Jest pan o tyle nietypowym intelektualistą czy artystą, że zamiast zachowywać dystans z ironią czy ze sprzeciwem, otwarcie się pan w przeszłości angażował w politykę. Do tego stopnia, że widziano w panu propagandystę realnego Izraela, realnego, nie anielskiego, bytu politycznego.


MALE HERO

Zgoda, zabierałem głos i wcale się tego nie wstydzę. Wie pan, ja znam tylko jeden sposób, żeby marzenie pozostało piękne i czyste. Nie należy go urzeczywistniać. Wtedy pozostanie bez skazy. Jeśli je urzeczywistnić, czeka nas rozczarowanie. Dzisiejszy Izrael jest takim rozczarowaniem. Pewnie nie tak to miało wyglądać. Jednak Izrael ma dla mnie jedną zaletę – taką, że jest. Dlatego Izrael kocham, zawsze – nawet, czy zwłaszcza wtedy, kiedy go nie znoszę. Ćwierć wieku temu studiowałem na Columbia University u Edwarda Saida. Palestyński intelektualista, profesor literatury, geniusz. A przy okazji osoba publiczna, bo on też nie wstydził się zabierać głosu. Chciał wolnej Palestyny. Nienawidzono go za to. Nie tylko Żydzi, także jego palestyńscy rodacy. Ci ostatni z tego powodu, że przyznawał jakikolwiek cień racji drugiej stronie. Doskonale rozumiem Saida. Myśli pan, że mnie nie nazywano zdrajcą? Jak to, za co? Choćby za to, że dopuszczam możliwość podziału tych ziem, stworzenia dwóch Jerozolim. Możliwość kompromisu. To nie takie proste, bo jesteśmy z tym osamotnieni. Przed wojną w całej Europie mazano na murach: „Żydzi won do Palestyny”. Teraz malują graffiti o treści: „Żydzi won z Palestyny”. Gdyby ich posłuchać, daleko byśmy nie zaszli. Mówię więc rzeczy niepopularne, i trudno. Jednak zdrajcami nazywano też paru innych facetów. W 1947 roku zdrajcą był Churchill, kiedy zgodził się na demontaż imperium brytyjskiego, które było nie do utrzymania. Tak samo zdrajcą był de Gaulle, kiedy oddał Algierię. W Egipcie krzyczano tak na Sadata, bo podpisał z nami pokój w Camp David. Zgadzam się jednak: moja postawa pociąga za sobą pewne, hmm… osamotnienie. Ciekawe, jak pan wytrzymywał we wspólnocie, w której nie zostawiono miejsca na życie prywatne? W ostatnim z opowiadań umiera idealista, który chciał, by cały kibuc mówił w języku esperanto – uniwersalnym, wolnym od supłów historii. Powtórzę, ile z tamtego kibucowego kolektywizmu, z tej utopii, zostało w izraelskiej mentalności? Czasami myślę sobie, że nic. Nic nie zostało. Wiadomo, to były dogmaty, ale niech mi pan wierzy, dzisiejszy Izrael to najbardziej indywidualistyczne społeczeństwo na świecie. Jeden w drugiego, sami mesjasze! Każdy zna się na wszystkim najlepiej i próbuje to narzucić innym. Wszyscy wrzeszczą i się przekrzykują, nikt nie słucha. Nikt nie chce słuchać. Tylko ja jeden słucham. Podsłuchuję. Siadam w ulicznej kafejce i nadstawiam ucha. Ludzie mówią, opowiadają sobie historie, gestykulują. Bardzo lubię ich słuchać. Potem powtarzam sobie w pamięci ich słowa, intonację. I mogę znowu pisać. Chętnie słucham plotek. Serio, literatura i plotka to kuzynostwo. Udają, że się nie znają, ale należą do jednej rodziny. Pijemy kawę. Walczę z magnetofonem, wycyganiam ołówek. Co robi w tym czasie Oz? Obserwuje mnie kątem oka, oczywiście. Jest anielsko cierpliwy, aż kusi, by wypróbować granice tej cierpliwości.

Polska nigdy nie będzie dla mnie normalnym krajem. Owszem, szedłem tymi łódzkimi ulicami i miałem nieodparte wrażenie déjà vu. Już tu kiedyś byłem, w pewnym sensie. A przecież dla nas to jest cmentarz. Odruchowo tak to odczuwamy Wczoraj czy przedwczoraj był pan w Łodzi. Doktorat honoris causa, przemówienia. Przyjemnie jest podróżować do Polski? Pytam, bo paru moich nowojorskich znajomych nie miało na to ochoty. Mówili: „A co w tej Polsce jest prócz kiełbasy i obozów śmierci?”. Byli niesprawiedliwi, ale dla mnie jest to objaw głębszego problemu. Można mieć mieszane uczucia. To znaczy? Podróż do Polski to trochę co innego niż – powiedzmy – podróż do Nowej Zelandii. Co pan ma na myśli? Polska nigdy nie będzie dla mnie normalnym krajem. Owszem, szedłem tymi łódzkimi ulicami i miałem nieodparte wrażenie déjà vu. Już tu kiedyś byłem, w pewnym sensie. A przecież dla nas to jest cmentarz. Odruchowo tak to odczuwamy. Mieszkaliśmy tutaj razem, Polacy i Żydzi, od tysiąca lat. Mój ojciec, naukowiec, opowiadał mi o zbieżnościach DNA obu grup. Z kolei przez ostatnie półtora stulecia mieliśmy rodzaj apartheidu. Ci byli swoi, tamci obcy. Mało wspólnego środka. Zagłada to przypieczętowała i jak to teraz zmienić? Zeszłego lata mój syn leciał z Amsterdamu do Nowego Jorku. Siedział obok chasyda w kapeluszu. Rozmawiali o filozofii, w pewnej chwili mój syn się pochwalił, że choć jest etnicznym Polakiem, dobrze zna Izrael, ma tam nastoletnich przyjaciół, spędzają razem wakacje raz tu, raz tam… A chasyd na to: „Żyd i Polak? To niemożliwe!”. Strasznie mało się dzisiaj znamy i nie bardzo chcemy się znać.



MALE HERO

Mówiłem już podczas tego pobytu, że jesteśmy, Żydzi i Polacy, jak małżeństwo. Takie może niezbyt szczęśliwe. I po rozwodzie. Bynajmniej nie jesteśmy sobie obcy. Mamy identyczne wyczucie ironii, autoironiczny humor. Drwimy z samych siebie, dobrodusznie, ale jednak Musimy zacząć właśnie od tych najmłodszych. Co roku w kwietniu przylatują do Polski tysiące izraelskich uczniów szkół średnich. Siadają w autobusy, odwiedzają Auschwitz i wracają do domu. Nie widzą innej Polski. Mówiłem o tym publicznie i pisałem, że wszelkie takie przyjazdy muszą obowiązkowo zawierać element spotkań z polską młodzieżą. Niech usiądą razem i porozmawiają. Niech opowiedzą o sobie. Niech się pokłócą nawet, ale niech rozmawiają. Inaczej będziemy nadal żyć tym, co było, a nie tym, co nas łączy. Albo staniemy się sobie obojętni. A co nas łączy według pana? Zdziwi się pan, jacy jesteśmy do siebie podobni. Mówiłem już podczas tego pobytu, że jesteśmy, Żydzi i Polacy, jak małżeństwo. Takie może niezbyt szczęśliwe. I po rozwodzie. Bynajmniej nie jesteśmy sobie obcy. Mamy identyczne wyczucie ironii, autoironiczny humor. Drwimy z samych siebie, dobrodusznie, ale jednak. Poza tym nosimy w sobie identyczne poczucie winy, do którego nigdy się głośno nie przyznamy. Uwielbiamy też, jedni i drudzy, użalać się nad sobą i swoim zbiorowym losem. Ci żydowskim, tamci polskim. Jest w nas – i tu, i tam – dziwne zamiłowanie do kłótni, do pieniactwa. Co najważniejsze, dostaliśmy wszyscy w prezencie, my i wy, za dużo historii. O wiele za dużo. I mamy po obu stronach nadmiar ludzi o zdecydowanych poglądach. Czyli fanatyków. Kim jest dla pana „fanatyk”? Opisywałem ich, oczywiście. Tytuł jednej z moich książek brzmiał „Jak uleczyć fanatyka”. Tak, da się. Rozpoznać

fanatyka jest łatwo. Tacy ludzie nie mają poczucia humoru, wyobraźni ani empatii, ale to wszystko głupstwo. Najgorsze, że fanatycy to altruiści. Chcą tylko naszego dobra. Naprawdę! Zapominają o sobie i właściwie nie mają swojego życia, bo całymi sobą chcą wpłynąć na nas, zmienić nas w pożądany sposób, przemeblować nasze życie. Są w tym niezmordowani. Jak we „Wśród swoich” przewodniczący kibucu, wojskowy. On naprawdę chce wszystkim nieba przychylić i aby tego dopiąć, nie cofnie się przed niczym. Jest pan mądrym człowiekiem, znakomitością, mnóstwo pan podróżuje, zabiera pan głos publicznie, wygłasza wykłady. Ja jednak mam wrażenie, że pana prawdziwe miejsce jest gdzie indziej. Gdzie? Chodzi panu o to, że mieszkam w peryferyjnej izraelskiej mieścinie? Mieszka pan na pustyni. Taki wybór? Mieszkam w miasteczku na skraju pustyni. Wstaję codziennie około piątej rano, kiedy jest jeszcze ciemno. Idę na długi spacer, godzinny, przez pustynię, która się budzi. Później wracam do domu, robię sobie pierwszą kawę i włączam radio. Zwykle trafiam na audycję, w której kolejny premier czy minister głośno wykrzykuje takie słowa jak „nigdy!” albo „zawsze!”. I wtedy ogarnia mnie pusty śmiech. Co znaczy ludzkie, polityczne „zawsze” wobec wieczności pustyni? Jakie to wszystko ma znaczenie? Pustynia przywraca mi poczucie skali. Będzie tutaj trwała nawet za 50 tysięcy lat. I o czym pan myśli na takim spacerze? Przetrząsam w myślach głosy innych ludzi. Te podsłuchane. Przypominam sobie poszczególne twarze. I zadaję sobie pytanie: co by się stało, gdybym był nie sobą, tylko nim albo nią czy nimi? Wyobrażam sobie innych ludzi, żeby o nich pisać, ale chodzi o jeszcze coś więcej. Powoduje mną ciekawość. Przemożna ciekawość. Jak to jest być kimś innym? Jak to jest być? Ciekawość bierze u mnie pierwszeństwo przed moralnością. Ciekawość to największa wartość. Podstawa wszystkiego. Dla mnie. To tyle. Pewnie musimy już się spieszyć? Amos Oz pyta o to w najciekawszym momencie rozmowy. Bynajmniej nie zaczynałem się wiercić. Sam uznał, że pora się wycofać do wewnętrznej pustelni. Nie pozostaje nic innego, jak pozbierać papiery. Pewnie tak. Szkoda. Bardzo dziękuję. Z tego wszystkiego zapomniałem o najważniejszym pytaniu. Chciałem pana zapytać o samotność. A o czym, myśli pan, rozmawiamy tu od godziny?



Uwolnij się od codzienności

Uwolnij się od codzienności Skorzystaj z jesiennej promocji i ciesz się wspólnie z bliskimi z 30% rabatu na pobyt w Sopocie. Bo życie jest lepsze, gdy je z kimś dzielimy. Dowiedz się więcej na www.sheraton.pl/sopot lub zadzwoń 58 767 1600

już od

291PLN

za dobę


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.