Halo ALO numer piąty

Page 1

ROK SZKOLNY 2020/2021 | LUTY/KWIECIEŃ | NUMER TRZECI + CZWARTY

HALO ALO

GAZETKA SZKOLNA AKADEMICKIEGO LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCEGO


POŻEGNANIA Rok szkolny dobiega końca... przynajmniej dla maturzystów, których w naszej kadrze nie brakuje. W związku z opuszczeniem murów ALO już na zawsze, osoby te zostały poproszone o napisanie paru zdań lub stworzenie grafiki w geście pożegnania. Oto one:

Miłosz: Epizod tworzenia licealnych wspomnień dobiegł końca. Jestem mile zaskoczony, że mogłem chociaż troszkę siebie zostawić na kartach gazetki szkolnej. Bywajcie. Fantastyczne, a jakie kochane ALO.

Paulina: Błyskawicznie minęły 3 lata. Połowa w murach ALO, połowa w domowym zaciszu. Dziś przychodzą mi do głowy słowa Winstona Churchilla: „Now this is not the end. It is not even the beginning of the end. But it is, perhaps, the end of the beginning.” Pierwszy rocznik opuszcza szkołę, ale to nie koniec, tylko początek kolejnej przygody z nauką. Przed nami długa droga.

Hanna: Z ALO wychodzę z ogromnym zasobem wiedzy, wielkim bagażem doświadczeń, nowymi znajomościami, perspektywami na przyszłość. Szkoła średnia ma być niby czasem podejmowania decyzji związanych z naszą przyszłością (czy chcemy pójść na studia lub pracować, czy jakkolwiek inaczej przeżyć swoje życie), ale to nie do końca prawda. Wydaje mi się, że wiele Zdjęcie Bogny Zając

młodych ludzi nie wie, co tak naprawdę chce robić dalej, nawet wiele dorosłych wciąż tego nie wie. Pamiętam, jak Pan Pakos powiedział nam na lekcji o swoich przemyśleniach i wyborach. Mówił, że poszedł do liceum na profil biol-chem, a studiował historię. Zawsze też podkreślał swoją niechęć do uczenia w szkole, a tu niespodzianka. Na podsumowanie swojej historii powiedział, że wciąż ma wątpliwości i wciąż nie wie, co chce robić. Ja od siebie dopowiem coś jeszcze: Teraz przed nami, maturzystami, ciężki czas, bo może z niecierpliwością lub strachem czekamy na maturę, która tak naprawdę decyduje o całym naszym życiu. Zadajemy sobie pytania: ,,Czy zdam?”, ,Czy dostanę się na wymarzone studia?”. Zaledwie jeden egzamin może bardzo mocno zaważyć na naszej przyszłości, co według mnie nie jest dobre, lecz nic z tym nie możemy zrobić :// Pomimo gorszych momentów związanych ze szkołą i ciągłych przemyśleń nad swoją przyszłością, możemy wyciągnąć wiele cennych wniosków z licealnych doświadczeń. Skłaniają one do refleksji nad tym, że zmiana decyzji wcale nie oznacza porażki, jeśli na przykład nadal nie jesteśmy pozbawieni wątpliwości odnośnie studiowania upatrzonego dawniej kierunku. Wręcz odwrotnie - powinniśmy traktować zmianę zdania jako odrobienie pewnej lekcji i cieszyć się z niej. Przy wybieraniu dalszej drogi po prostu nie bójmy się zrobić czegoś wbrew sobie sprzed trzech lat, tak jak pan Pakos, gdy z biolchemu przeszedł na historię.


Karolina:

O czym piszemy w tym numerze? 4-7

Tak złe, że aż genialne

Karolina Sobik

8-10 Muzyczna podróż

Paulina Robakowska

11-14 Sienkiewicz wielkim pisarzem był?

Bogna

Karolina Sobik

cztery Prace naszych uczniów realizowane w ramach Stypendium “Śląskie. Inwestujemy w talenty”:

15-17 Odmiany języka angielskiego

18-19 Liczba pi

Patryk Cyrulik Patryk Cyrulik

20-22 Zwyczaje w hiszpanii

Paulina Robakowska

23-25 Sofizmaty 25 Liczba 52

Paulina Robakowska

Miłosz Krajczok

26-27 Kącik kulinarny

Hanna Sobocik


TAK ZŁE, ŻE AŻ GENIALNE Karolina Sobik

W Polsce (niestety) kult złych filmów nie jest aż tak bardzo rozpowszechniony; większość osób nie zna tytułów, takich jak: “The Room”, “Birdemic”, czy “Fateful findings”. Poza granicami zaś filmy te cieszą się niesłabnącą popularnością, a część z nich nadal jest regularnie wyświetlana w kinach, gdzie widzowie przekrzykują się najbardziej ikonicznymi kwestiami aktorów, a w niektórych scenach recytują praktycznie wszystkie dialogi razem z nimi. Złe filmy mają w sobie ten niebywały urok, który nadal po wielu latach fascynuje

i po prostu do nich przyciąga. Nic więc dziwnego, że parę lat temu James Franco nakręcił “The Disaster Artist”, gdzie przyglądał się jednemu z kultowych reżyserów, Tommy’emu Wiseau (ciekawostka na boku: dopiero niedawno wyprodukowany o nim dokument odkrył jego polskie pochodzenie!). Z okazji zaś faktu, iż “Smoleńsk” stał się najgorzej ocenianym filmem na IMDb, może warto zerknąć na czynniki, które sprawiają, że złe filmy stają się genialne. W swoim wywodzie wezmę pod uwagę “The Room”, “Birdemic” i “Fateful Findings”. “Smoleńsk” pomijam, ponieważ wystawianie słabych not tej produkcji było raczej manifestem politycznym, a cała akcja ukazuje tylko, jak mało znaczą oceny widzów na portalach filmowych. Aby stworzyć zły film, potrzeba niewiele: przede wszystkim zdeterminowanego, ale lekko "odklejonego" od rzeczywistości twórcy. W gruncie rzeczy on sam wystarczy. Tacy ludzie udowadniają, że jeżeli czegoś bardzo się chce, to granice nie istnieją. Zwykle nie było dla nich miejsca w szkołach związanych z reżyserią bądź aktorstwem, więc próbują realizować swoje marzenie na własną rękę. Posiadają ambitne plany odnośnie swoich dzieł, które mają stanowić nowe opus magnum amerykańskiego kina. Tommy Wiseau (“The Room”) planował stworzyć film z zachowaniem zasad antycznej tragedii, James Nguyen (“Birdemic”) odwoływał się do “Ptaków” Hitchcocka i chciał wypowiedzieć się w sprawie ekologii, zaś Neil Breen


(“Fateful findings”, ale również cała masa innych cudownie złych filmów; w jednym nawet wcielał się w rolę cybernetycznego Jezusa-kosmitę!) swoim dziełem miał odkryć przed ludźmi korupcję władzy. Jedną z moich ulubionych ciekawostek jest próba zakwalifikowania “Birdemic” na festiwal w Sundance. Gdy to się nie udało, podczas festiwalu, wokół miejsc premier, w furgonetce oblanej sztuczną krwią i z przyczepionymi do niej wypchanymi ptakami jeździł sam reżyser, rozdając ulotki zachęcające do oglądania filmu. W przypadku powstałych dzieł, często już pierwsze sekundy seansu wzbudzają śmiech widowni, trudno bowiem nie czuć się trochę zdezorientowanym, gdy po planszy “Executive Producers: (…) Tommy Wiseau”, pojawia się kolejna: “Written by: Tommy Wiseau”, a po niej: “Produced by: Tommy Wiseau”, po niej zaś: “Directed by: Tommy Wiseau”. Wymienieni przeze mnie twórcy są tak zdeterminowani, że chwytają się niemalże każdej pracy, którą trzeba podjąć na planie. Co by nie mówić, ich upór jest czymś, co może budzić podziw. Nie zadowolili się także "byciem" całą wytwórnią filmową w jednej osobie (poza Jamesem Nguyenem), a występują również w swoich filmach w rolach głównych. Skoro zaś już wspomniałam o aktorstwie… ...w tego typu projektach jest ono wręcz rozkosznie złe. Aktorzy wykonują niby ludzkie gesty, które nagle wydają się obce, robione jakby przez simów. Jeżeli ktoś zdecydowałby się na seans “Fateful findings”, to w pierwszych minutach twórca "uraczy" go widokiem dwójki dzieci machających do siebie w najbardziej dziwny z możliwych sposobów. Trudno w ogóle sobie wyobrazić, iż tak proste zadanie aktorskie można uczynić tak niezręcznym. Kolejny ciekawy fakt to to, że w “The Room” ciągle ktoś otwiera albo zamyka


za sobą drzwi - czynność, którą wykonują wszyscy, ale w kinie jest zawsze pomijana. Kultowe filmy są wręcz przepełnione drastycznymi dialogami, kłótniami małżeńskimi i dyskusjami na temat życia. Wszystkie one są jednak nienaturalnie napisane i odegrane po prostu tragicznie. Gdy bohater Tommy’ego Wiseau krzyczy, że nie uderzył swojej dziewczyny, po czym przechodzi płynnie do “Oh, hi Mark!”, pozostaje nam się tylko roześmiać. Poza tym motywacje bohaterów biorą się w większości znikąd, trudno więc zorientować się czasami, co aktorzy odgrywają. W “The Room” Lisa przechodzi od wyznania niezadowolenia ze wspólnego życia z Johnym do zdradzania go z Markiem bez żadnej sceny pomiędzy. W “Birdemic” ludzie ryzykują śmierć podczas tankowania samochodu, mimo że posiadają kanister wypełniony benzyną. W “Fateful findings” zaś Emily, wolna od używek, przechodzi od razu do wyławiania opioidów wyrzuconych przez jej męża do toalety. Kolejny ciekawy aspekt stanowią repetycje. Filmy te bowiem rozwijają zwykle kilka motywów, które w kółko się powtarzają. Z tego powodu Lisa powie swojej matce, że nie kocha już Johnny’ego co najmniej pięciokrotnie, a drugoplanowa para kłócąca się w “Fateful findings” będzie się spierać przynajmniej tyle samo razy. W “The Room” rozbawiają jeszcze

"The Room"

próby odtworzenia przez Tommy’ego Wiseau gry aktorskiej jego idoli. W “Birdemic” za to smaczku dodaje słaba znajomość angielskiego przez Jamesa Nguyena. Aktorzy próbowali mu zasygnalizować na planie, że napisane przez niego kwestie nie bardzo mają sens, on jednak nie miał ochoty ich słuchać, co poskutkowało dialogami, które są niezręczne do granic możliwości i pozostawiają widza w stanie kompletnej konsternacji. Nie można się nie uśmiechnąć pod nosem, gdy na planie w “Fateful Findings” pojawia się postać przedstawiona innym jako “the doctor at the hospital” (który w dodatku z jakiegoś powodu zostaje zaproszony na przyjacielskiego grilla), albo “the president of the bank”. A co z fabułą? Ta również ma wiele do zaoferowania. Intrygi małżeńskie, romanse, zbrodnie, narkotyki, a w “Birdemic” cała apokalipsa spowodowana przez ptaki! Przez większość czasu jednak nie wiadomo zbytnio, co tak naprawdę dzieje się na ekranie. W “The Room” jest scena, gdy do mieszkania Johnny’ego i Lisy wchodzi nagle zupełnie obca para, żeby zacząć się obściskiwać na ich kanapie. Nie mamy pojęcia, kim są ci ludzie i dlaczego stwierdzili, że mieszkanie ich przyjaciół to najlepsze miejsce dla tego typu zabaw. Na dachu budynku, gdzie zresztą nigdy nie wieje wiatr, ponie-

"Fateful Findings"


waż lokalizacja ta została stworzona komputerowo, nagle zjawia się diler narkotykowy i grozi Danny’emu (w pewien sposób podopiecznemu Johnny’ego) za pomocą pistoletu. Czy któryś z tych wątków okaże się istotny? Otóż... nie. W filmie nigdy więcej się do nich nie nawiąże. W “Birdemic” sprawa ma się o tyle ciekawie, że dzieło jest połączeniem romansu z thrillerem. Nie zwyczajnym połączeniem jednak, w którym obok wątków sensacyjnych pojawiałyby się romantyczne, a sklejeniem połowy filmu w konwencji romansu i drugiej w konwencji thrillera. Zresztą, gdy ta druga się zaczyna, to z przytupem, bowiem od obrazu ptaków-kamikadze, które uderzają w budynki i z niewiadomego powodu wybuchają. O grafice w ich wypadku można powiedzieć wiele niedobrego. Poziom animacji zdecydowanie dodaje filmowi śmieszności. W “Fateful Findings” za to wszystkie wątki obyczajowe zostają porzucone, gdy bohater Neila Breena powie, siedząc przed laptopem: “Będę kontynuował hakowanie rządowych platform, żeby zobaczyć, co mogę znaleźć na temat tej narodowej i międzynarodowej korupcji, która wiem, że istnieje”. Kwestia ta godna jest każdego disneyowskiego czarnego charakteru, zabrakło jedynie podkreślającego ją motywu muzycznego. Ostatecznie więc wszystkie poprzednie wątki zostają porzucone, a postać Neila Breena staje

"Birdemic"

pod Białym Domem i odkrywa przed Amerykanami skalę korupcji w ich rządzie. No i jak coś takiego mogłoby nie wzbudzić zainteresowania? Podsumowując, czasem złe filmy są tak złe, że aż genialne. Dlaczego chcemy je oglądać? Może zadziwia nas, ile jest w stanie dokonać jedna osoba i ile uporu w sobie mieści. Może cieszy nas patrzenie na te ludzkie gesty odegrane w najbardziej nienaturalny sposób. Może bawi nas okropne aktorstwo. Może lubimy patrzeć po prostu na wielkie porażki w stylu “to nie tak miało wyjść”. Przede wszystkim zaś kultowe filmy po prostu wyglądają, jakby nie były robione przez realne osoby, a obcych kosmitów, którzy próbują badać, jak działają ludzkie istoty. Scenariusze do nich równie dobrze mogłyby pisać dzisiejsze AI, a odgrywać roboty. Wszystko to sprawia, że owe dzieła są idealne do oglądania na spotkaniach ze znajomymi. Pełnoletnim warto wspomnieć, iż część z nich nadaje się na różnego rodzaju drinking game, które łatwo znaleźć w internecie (na przykład w “Fateful Findings” co kilka scen jakieś laptopy zostają zniszczone bez żadnego powodu, a to stanowi dobry pretekst dla kilku shotów). Polecam wszystkim spędzenie części swojego czasu na przyjrzenie się tym niezwykłym dziełom, ponieważ zdecydowanie tego nie pożałujecie. Gdyby ktoś jednak potrzebował dodatkowej zachęty, to Youtube jest przepełniony kompilacjami najlepszych scen z tych filmów; po zobaczeniu kilku z pewnością będziecie chcieli sięgnąć po całość.

"The Room"


MUZYCZNA PODRÓŻ Paulina Robakowska

Odkąd podróżowanie stało się bardziej dostępne, świat stoi na wyciągnięcie ręki dla każdego. Odkrywanie go jest łatwiejsze niż myślisz! Sama podróż nie wiąże się jedynie z wyjazdem. Podróżą jest nawet sięganie do literatury i przenoszenie się w inne, wyobrażone światy. Gdy będziecie ciekawi oraz żądni przygód i zdecydujecie się na wyjazd w nieznane, pamiętajcie, żeby się dobrze przygotować. I nie chodzi o spakowanie odpowiedniego ubrania czy też zabranie kremu z filtrem, ale o wyszukanie w internecie informacji na temat obowiązującego prawa, waluty, zwyczajów itp. Chciałabym, żebyście wyruszyli ze mną w podróż po różnych zakątkach świata wraz z odpowiednim akompaniamentem muzycznym. Przenieśmy się do miejsc dalszych oraz tych mniej odległych.

“Half of my heart is in Havana” Karaibskie klimaty, egzotyczne owoce, latynoska muzyka i cygara. To tylko cząstka Kuby - największej wyspy położonej na Karaibach. Stolicą jest Havana (tak jak w tej piosence Camili Cabello, jest to miejsce, w którym wokalistka się wychowywała). Świat na Kubie się zatrzymał. Wyobraźcie sobie Polskę lat 80. - puste półki w sklepach, stare, ale kultowe samochody, ograniczona technologia. Ta wyspa jest jak kapsuła czasu. Można tam przyjechać i przenieść się w świat naszych rodziców czy też dziadków.

Zdjęcie Bogny Zając

“If you’re going to San Francisco Be sure to wear some flowers in your hair” Załóż kwiatki we włosy i spójrz na most Golden Gate. Nad zatoką zobaczysz mrożące krew w żyłach więzienie Alcatraz. W centrum miasta pomachaj ludziom, którzy jadą charakterystycznym tramwajem linowym, wioząc do domu czyste pranie prosto z pralni. Jeśli jesteś fanem sportu, koniecznie odwiedź stadion Giantsów drużyny baseballowej z San Francisco. Najważniejsze, że weźmiesz sobie do serca słowa czwartego wersu piosenki Scotta McKenziego: “You’re gonna meet some gentle people there”. Uważam, że nie ma drugiego tak przyjaznego miejsca na Ziemi.

Relaksacyjna muzyka medytacyjna i orkiestry gamelanowe Przenieśmy się na wyspę, która działa intensywnie nie tylko na zmysł słuchu, ale także wzroku, smaku oraz węchu! Przepiękne widoki tarasów ryżowych, lasów tropikalnych i świątyń, nasi goreng (smażony ryż z warzywami), zupa kukurydziana i pikantne krewetki zawijane w liście bananowca, a także zapach kadzidełek dobywający się z każdego miejsca. To właśnie Bali - jedna z 17 tysięcy wysp Indonezji.


“Henry had so many Wives that had to die”(Henry VIII “Money, money, money” by Abba) Londyn to barwne miasto pod względem historii monarchii, przemysłu i technologii. To nie tylko Big Ben, Tower Bridge i Buckingham Palace. Jest historią nowej religii - anglikanizmu, wielkiego pożaru, początkiem wieku pary, miejscem akcji przygód fikcyjnego detektywa z Baker Street, a także agenta 007. Ciekawostką jest, że jednym z królów Anglii był Henryk VIII Tudor, który nie potrafił doczekać się

męskiego potomka tronu, więc zmieniał swoje żony jak rękawiczki. Miał ich w sumie sześć. Z jedną się rozwiódł, inną posłał na ścięcie… W każdym razie, marny był los kobiet, które zdecydowały się na ślub z królem Henrykiem VIII. Czas na powrót do domu. Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani podróżą przez kontynenty w przekroju muzycznym, kulinarnym, kulturowym oraz historycznym.



SIENKIEWICZ WIELKIM PISARZEM BYŁ? Karolina Sobik

Nie można zaprzeczyć, że we współczesnej kulturze dochodzi do znacznych przeobrażeń w sferze mentalności i języka jej odbiorców. Inuici przestali być Eskimosami, a rdzenni Amerykanie to już nie Indianie. Przerysowane kreacje gejów znikają z komedii romantycznych, a czarnoskórzy nie umierają w filmach jako pierwsi. Obecnie starsze dzieła popkultury są cennym zasobem historii. Przeglądając je i porównując z dzisiejszymi, można zauważyć skutki walki o równość prowadzonej przez wszelkie ruchy feministyczne, LGBTQ+ oraz grupy etniczne. Właśnie z tego powodu nie powinniśmy pomijać milczeniem tego, co jest w kulturze źle odbierane przez nas dzisiaj. Problem rodzi się jednak, gdy nie poddajemy tych elementów krytyce. W końcu “Narodziny narodu” (1915 r.) są cennym dziełem, w którym zastosowano innowacyjne dla kina techniki montażu, jednak każdy zauważyłby (mam nadzieję), że bezmyślne wyniesienie na piedestał filmu, w którym członkowie Ku Klux Klanu ratują rodzinę przed atakiem grupy czarnoskórych, byłoby niewłaściwe. Właśnie stąd rodzi się mój sprzeciw wobec powieści “W pustyni i w puszczy” jako lektury dla szkoły podstawowej. Gdy patrzy się z uprzywilejowanej pozycji, może się wydawać, że problemu nie ma. Wystarczy jednak pomyśleć o młodym, czarnoskórym Polaku, który w ramach edukacji jest zmuszony do czytania rasistowskich tekstów i wtedy ta sytuacja wydaje się o wiele mniej przyjemna.

W większości przypadków, gdy próbuję skrytykować dzieło mocno zakorzenione w kulturze, napotykam opór z każdej strony. Gombrowiczowska szkoła, gdzie jedynie tłucze się uczniom do łbów informacje, nie uczy się zaś krytycznego myślenia, jest bliższa rzeczywistości, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Parafrazując słowa nauczyciela z “Ferdydurke”, można by zastanowić się nad stwierdzeniem: “Sienkiewicz wielkim pisarzem był”. Każdy jednak, kto ukończył gimnazjum lub szkołę podstawową, zdaje sobie sprawę, że fanów jego powieści w koleżeńskim gronie można by policzyć na palcach jednej ręki. Wiąże się to zwykle z wysokim progiem językowym w tego typu prozie. Poważniejszy problem stanowi jednak to, jak wątki poruszane przez autora stały się z czasem kontrowersyjne. Nie byłby to spory zarzut, gdyby zostały one poddane krytyce w czasie omawiania ich na lekcji, czy jednak tak się dzieje? Niektórzy odbiorcy nie dostrzegają w twórczości Sienkiewicza elementów rasistowskich, seksistowskich bądź nacjonalistycznych. W artykule chciałabym wskazać i omówić niedoskonałości Sienkiewiczowskiej prozy z punktu widzenia młodego czytelnika. Powieści laureata Nagrody Nobla trzeba oczywiście w dalszym ciągu doceniać za zalety, ale również krytykować za wady. Najlepiej rozpocząć od najbardziej kontrowersyjnej pozycji, czyli “W pustyni i w puszczy”. Moim zdaniem, powieść miałaby szansę obronić się w kanonie lektur, gdy-


Photo by Oladimeji Odunsi on Unsplash

Photo by Mike Von on Unsplash

Photo by Shutterbouy Photography on Unsplash

by tylko zamiast w szkole podstawowej znalazła się w liceum. Jej fragmenty mogłyby posłużyć jako odpowiedni kontrast do “Jądra ciemności” Josepha Conrada. Nawiązanie do tej pozycji nie jest przypadkowe, powstały one bowiem w dość niewielkim odstępie czasowym. Bardziej postępowe “Jądro ciemności” zostało opublikowane 11 lat wcześniej! Sienkiewicz i Conrad byli również w podobnym wieku. Pozostaje więc zadać sobie pytanie: dlaczego ich opisy kolonizacji tak bardzo się różnią? Pierwszy przedstawia Anglików i Polaków przybywających do Afryki z misją cywilizacyjną, drugi zaś wskazuje negatywne skutki takiego przedsięwzięcia, czyli wszechobecny wyzysk i ludzkie cierpienie. Czyżby Conrad po prostu więcej podróżował? Otóż nie, Sienkiewicz jest również znany z peregrynacji po globie. Publikował w gazetach swoje doświadczenia; wśród nich znajdziemy np. “Listy z Afryki”. Chyba to najlepiej pokazuje, że autor “W pustyni i w puszczy” kierował się raczej swoimi uprzedzeniami niż niewiedzą. Opisuje on inne grupy etniczne jako dzikie i niebezpieczne. Tylko tych, którzy służą cudzoziemcom, przedstawia w pozytywnym świetle. Opisy ich kultury i religii są potraktowane pobieżnie. Pisarz, jak to miał w zwyczaju, wolał oburzać lub trzymać w niepewności czytelników (publikował w odcinkach), niż poznać dokładnie mentalność mieszkańców terenów, gdzie umieścił akcję powieści. Miasta, którymi władają Anglicy, są przedstawione jako cudowne miejsca. Te w rękach buntowników składają się z domów na granicy ruiny. Podczas czytania łatwo dostrzec wyższość, przede wszystkim intelektualną, białego chłopca. Staś został ukazany jako chodzący cud umie świetnie strzelać, radzić sobie w trudnych sytuacjach, jest odważny i troszczy się o swoją małą towarzyszkę. Wobec zwłaszcza czarnoskórych postaci zachowu-


je się jednak protekcjonalnie. W jego postaci realizuje się wielokrotnie już krytykowany motyw white savior, czyli “białego zbawiciela”. Będąc chrześcijaninem, posiada też wyższość moralną nad resztą. Jego chęć pozostania przy swojej wierze zamiast przejść na islam jest przedstawiona jako bohaterski opór, gdy jednak to on narzuca wiarę chrześcijańską swoim czarnoskórym towarzyszom (chrzcząc ich później), również zostaje opisany jako bohater. Pozytywni przedstawiciele innych grup etnicznych zawsze, chociażby w minimalnym stopniu, podlegają Stasiowi, choć są zwykle starsi lub też zajmują wysoką pozycję w swoim społeczeństwie. W pewnym momencie dwójkę głównych postaci przedstawia się wręcz jako bożków, którym czarnoskóre plemię kłania się i składa dary! Właśnie te przykłady stanowią, moim zdaniem, o toksyczności “W pustyni i w puszczy” (pomijając już używanie słowa “Murzyn”, bo dopiero od paru lat traktuje się je jako pejoratywne). Wprawdzie opisy afrykańskich krajobrazów czy też wartka akcja bywają zajmujące, ale czy to wymazuje problem? Świat nie jest już postrzegany w taki sposób, czy więc rozsądnie jest pokazywać go dzieciom, które dopiero co kształtują swój światopogląd? Czy chcemy ukazywać im wyższość jednej religii i grupy etnicznej nad inną zamiast uczyć doceniać różno-rodność? Z tymi pytaniami zostawiam w tym miejscu czytelnika. “Ogniem i mieczem” także nie jest pozbawione kontrowersyjnych wątków. Historia Polski i Ukrainy z pewnością należy do burzliwych. Myślę, że gdyby pójść na dwie lekcje historii - jedną polską, drugą ukraińską, to opuściłoby się je z bardzo sprzecznymi uczuciami. Warto jednak pamiętać, że winą za wybuch buntu Chmielnickiego obarcza się głównie spolonizowa-

ną szlachtę, która mając ambicje polityczne w Koronie, dążyła do uczynienia z wolnych Kozaków chłopów pańszczyźnianych. Z tego też powodu temat ten powinien być traktowany delikatnie, bez zarysowania czarno-białego podziału. U Sienkiewicza główny bohater po raz kolejny jest wzorem cnót, którego nigdy nie trapią moralne rozterki, zaś opinie na temat wolności Ukraińców niewiele go obchodzą. Temu trudno się jednak dziwić, biorąc pod uwagę, iż autor pisał “ku pokrzepieniu serc” narodu będącego pod zaborami. Dużo gorzej jednak sprawa ma się z Heleną, piękną Polką, którą porywa Bohun. Być może do głosu doszło tutaj ówczesne poczucie zagrożenia ze strony obcokrajowców. Helena nie mogła kochać Kozaka, to Skrzetuski na tle miłosnej rywalizacji musiał okazać pełnię swoich szlachetnych, polskich cech. Trop ten w popkulturze potocznie nazywany jest “kobietą w lodówce”. Zwraca on uwagę na traktowanie żeńskiej postaci w taki sposób, że jej jedynym celem jest motywowanie działań mężczyzny, sprowadzanie wszystkich wątków z nią związanych do osoby jej adoratora. Kreacja Heleny to raczej zbiór słabo umotywowanych cech, bohaterka nie ma prawdziwego charakteru. Wątpliwe, by jakakolwiek współczesna czytelniczka była w stanie się z nią utożsamić, w czym nie ma niczego dziwnego. Podobnie sprawa ma się z niemalże każdą żeńską postacią w powieściach Sienkiewicza. Gorzej została potraktowana chyba tylko Lidia w “Quo vadis”. Ona zakochała się w mężczyźnie, który parokrotnie planował ją zgwałcić. No i ostatecznie “Krzyżacy”, czyli styl archaiczny przyprawiający o ból głowy kolejne pokolenia. Choć z tego względu (i nie tylko) lektura ta jest ważna, to jednak sama historia nie zestarzała się zbyt dobrze. Ultraprawicowe środowiska w Polsce


Photo by chloe s. on Unsplash

Photo by Aaron Burden on Unsplash

Photo by Markus Spiske on Unsplash

regularnie lubią wracać do konfliktu polsko-niemieckiego. Dość łatwo odczytać ich zachowanie jako toksyczne. Trudno jednak wyplenić je całkowicie, jeżeli przypominamy o nim w ten sposób podczas szkolnej edukacji. Zakonnicy nie trzymają się swoich zasad, chcą tylko rabować i niszczyć. Na ich tle Polacy są dzielnymi obrońcami narodu oraz norm moralnych; walczą co prawda ramię w ramię z Litwinami, jednak oni zostali zepchnięci na trzeci plan. Bezkrytyczne postrzeganie swojego państwa jako ostoi szlachetnych wartości w Europie kiedyś znacznie osłabiło Rzeczypospolitą, aktualnie zaś przyczynia się do nasilenia ruchów nacjonalistycznych. Zamiast przedstawiać młodzieży Niemców jako odwiecznych wrogów naszego państwa, może już pora przystanąć i pomyśleć, czy ciągłe i dobitne akcentowanie jednego zwycięstwa sprzed ponad 600 lat ma jakikolwiek sens w dzisiejszym świecie? W końcu scena polityczna ulega ciągłym zmianom, a przypominanie jedynie bohaterskich fragmentów historii może było ważne dla Polaków podczas zaborów, obecnie jednak jest równie archaiczne, jak język w “Krzyżakach”. Krytyka dawnego modelu budowania postaci i wątków w określonym kontekście historycznym bywa trudna. Opór wobec niej często jest przykładem źle pojętej obrony tradycji i kultury. Moje przekonanie, że proza Sienkiewicza stała się pod pewnymi względami anachroniczna, nie jest przejawem niszczenia polskości. To dowód na to, że niektórzy stają się bardziej sceptyczni wobec świata przedstawionego w literaturze i wielu zmienia swoje podejście do kultury, co powinno przełożyć się na dyskusje szkolne podczas różnych lekcji. Wobec tego na koniec chciałabym zaprosić wszystkich czytelników do krótkiej refleksji. Możliwe, że Sienkiewicz wielkim pisarzem był, ale czy wielkim pisarzem jest?


ODMIANY JĘZYKA ANGIELSKIEGO Patryk Cyrulik

Znając język angielski w dwudziestym pierwszym wieku, mamy prawo myśleć, że dalibyśmy radę porozumieć się na całym świecie. Wedle danych dostępnych w internecie, językiem angielskim potrafi posługiwać się od 1,2 do 2 miliardów ludzi. To daje nam prawdopodobieństwo na poziomie 15 - 25%, że losowo spotkana osoba na świecie będzie w stanie porozmawiać z nami po angielsku. Sprawa się jednak komplikuje, kiedy zaczniemy dostrzegać różne jego odmiany, które często znacznie odbiegają od tych najbardziej nam znanych: brytyjskiej i amerykańskiej. Co prawda, nie jestem w stanie przedstawić wszystkich odmian, ponieważ ich liczba oscyluje nawet wokół 160 (biorąc pod uwagę dialekty). Przyjrzyjmy się jednak tym najpopularniejszym oraz używanym przez największą ilość ludzi.

Ciekawe słowa w różnych odmianach języka angielskiego Nie sposób opisać wszystkich wariacji angielskiego, więc aby pomóc nam je łatwiej rozpoznawać, przy tych wyróżniających się zamieszczam kilka ciekawych słówek – charakterystycznych dla poszczególnej odmiany.

bazuje na socjolekcie (wariancie) Received Pronunciation (zwanym również King’s English lub Queen’s English). Co ciekawe, przytoczony wariant języka kojarzony jest z wyższymi klasami społecznymi, ponieważ jedynie 2% Brytyjczyków posługuje się nim na co dzień. W większości są to osoby uczone, m.in. osoby związane z akademickim środowiskiem Uniwersytetu Oksfordzkiego.

Irlandzki angielski Irlandczycy w większości posługują się swoim językiem narodowym, urzędowym – irlandzkim. Mimo to, w wyniku inwazji anglo–normańskiej (rozpoczętej pod koniec dwunastego wieku), wykształciła się irlandzka odmiana angielskiego, zwana często hiberno-angielskim (z łac. Hibernia–Irlandia). Jest bardzo podobna do wersji brytyjskiej, jednak łatwo w niej zauważyć duży wpływ języków celtyckich.

craic -

ucieszny, dobrze spędzony czas, odskocznia od codziennego życia (często ze znajomymi, bliskimi)

yoke -

określenie na rzecz lub osobę, której nie jesteśmy w stanie nazwać (bo nie pamiętamy nazwy lub jej po prostu nie znamy)

mot, moth -

dziewczyna (w znaczeniu girlfriend)

Brytyjski angielski Odmiana używana głównie na Wyspach Brytyjskich, składająca się z wielu dialektów. Uważa się, że w wymowie i akcencie


Szkocki angielski

Amerykański angielski

Ukształtował się najprawdopodobniej po siedemnastym wieku, kiedy to język scots zaczął niejako łączyć się z brytyjskim angielskim. Odmiana występuje w Szkocji równolegle do wcześniej wymienionego scots oraz gaelickiego szkockiego (mowy bardzo rzadkiej, używanej zaledwie przez około jedenaście tysięcy osób).

Odmiana uważana za najbardziej wpływową, używana na terenie Stanów Zjednoczonych. Od angielskiego brytyjskiego różni się głównie intonacją i akcentem. Wbrew pozorom, amerykański angielski ma więcej wspólnego z staroangielskim niż odmiana brytyjska! Amerykańska odmiana powstała głównie dzięki dążeniom Amerykanów do wykształcenia mowy własnej i niezależnej od języka brytyjskiego. Odmiana stosowana w Stanach Zjednoczonych posiada także inne słownictwo dotyczące systemów wagi, temperatury oraz dystansu, odpowiednio: zamiast kilogramów - funty, Celsjuszy – Fahrenheity, metrów i kilometrów - cale, stopy, mile.

eejit -

głupek (określenie wulgarne)

ceilidh -

impreza

Walijski angielski Głównym językiem Walijczyków jest walijski, jednak drugim z języków urzędowych jest angielski. Jego walijska odmiana cechuje się niezwykłą płynnością i melodyjnością – wszystko za sprawą rodzimego języka Walijczyków, z którego czerpie wiele słów.

duw -

Bóg

Kanadyjski angielski Odmiana kanadyjska używana jest w Kanadzie równolegle do języka francuskiego (wedle danych, francuski używany jest przez mniejszy procent obywateli, głównie w prowincji Quebec). Zawiera wiele podobieństw zarówno do odmian brytyjskiej, jak i amerykańskiej. Co ciekawe, dużo więcej czerpie z tej pierwszej (nie licząc języka używanego w terenach przygranicznych – tam wpływy amerykańskiej odmiany są odpowiednio większe). Gdy sięgniemy do historii, uświadomimy sobie, jak duży wpływ na to miał fakt pozostawania przez ten kraj brytyjską kolonią. W kanadyjskiej odmianie języka angielskiego figuruje nawet dziesięć tysięcy słów unikalnych dla tej jednej odmiany! Na przykład mówiąc pop, nie będziemy mieli na myśli tylko gatunku muzyki, ale także... napój gazowany!

Australijski angielski Pierwsze słowo, wywodzące się z tej odmiany, jest nam wszystkim bardzo dobrze Photo by Sigmund on Unsplash


znane. Chodzi o kangaroo – kangur. Językoznawcy długo spierali się czy aby na pewno James Cook, zapisując ten wyraz w 1770 roku, miał na myśli kangura, jednak wszelkie wątpliwości rozwiało dotarcie do słowa gangurru – oznaczającego w aborygeńskim języku guugu yimithirr pewną rzadką odmianę kangura. W australijskiej odmianie angielskiego możemy zauważyć liczne wpływy amerykańskiej oraz wiele zapożyczeń z mowy rdzennych mieszkańców – Aborygenów (określenia z niej zapożyczone w większości dotyczą miejscowej fauny i flory).

drongo she’s apples -

głupek (określenie wulgarne) wszystko w (jak najlepszym) porządku

Nowozelandzki angielski Odmiana niezwykle zbliżona do brytyjskiej oraz australijskiej – główną cechą wyróżniającą są zapożyczenia z języka maoryskiego (podobnie jak w Australii – w większości dotyczą lokalnej fauny i flory). Krocząc po pięknej, wyspiarskiej Nowej Zelandii, nie bójmy się powiedzieć hello zamiast kia ora – Nowozelandczycy, a w szczególności Maorysi, z pewnością zrozumieją.

haka pākeha waka -

Afrykę. To tutaj w wielu państwach wykształciły się osobne odmiany angielskiego, jednak przyjrzyjmy się jednej z popularniejszych – południowoafrykańskiej, używanej w RPA. Jest mocno zbliżona do brytyjskiej (szczególnie pod względem gramatyki i ortografii), jednak szczególnie w obrębie słownictwa łatwo zauważyć w niej wpływy języka Afrikaans oraz lokalnych dialektów. Jednym z najciekawszych zjawisk występujących w południowoafrykańskim angielskim jest reduplikacja – zamiast very fast powiemy fast fast, a mając na myśli liczbę mnogą zaimka who – powiemy who who.

boet -

brach, bardzo dobry przyjaciel (odpowiednik amerykańskiego bro)

sarmie -

kanapka

Źródła: http://englishsquare.pl/wspolczesne-odmiany-jezykaangielskiego/ https://choices.com.pl/englishtogo/dialekty-jezykaangielskiego/ https://cudoo.com/blog/different-varieties-of-englishlanguage/ https://supertlumaczenia.pl/odmiany-jezyka-angielskiego/ https://tlumaczing.pl/odmiany-jezyka-angielskiego/ https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Odmiany_terytorial ne_języka_angielskiego https://www.hgo.pl/odmiany-jezyka-angielskiego/

tradycyjnyjny, rytualny taniec nowozelandzki określenie Nowozelandczyka bez maoryskich korzeni łódź waka, kajak

Południowoafrykański angielski Na koniec przenieśmy się na drugi pod względem wielkości kontynent na Ziemi – Photo by Joshua Hoehne on Unsplash


LICZBA PI Patryk Cyrulik

Matematyka jest dziedziną niezwykle ciekawą i skomplikowaną, pełną wzorów, zależności, nietrywialnych obserwacji i symboli. Ostatnie z wymienionych czasami mają sobie przyporządkowaną, niezmienną i zdefiniowaną wartość - takie symbole nazywamy stałymi, a liczba pi jest właśnie jedną z nich.

Definicja Stosunek obwodu koła do długości jego średnicy - tak właśnie brzmi definicja niewymiernej liczby pi, a z tej racji, że każde dwa koła są podobne, to dany stosunek zawsze jest stały. Co za tym idzie, pi przyjmuje w najpopularniejszym przybliżeniu wartość 3,14.

Oznaczenia Najbardziej nam znane i najczęściej używane oznaczenie π zostało wprowadzone dopiero w 1706 roku przez walijskiego matematyka i pisarza Williama Jonesa. Pochodzi od pierwszej litery greckiego słowa περίμετρον – obwód. Niemniej jednak w świecie matematycznym figuruje kilka oznaczeń. Przykładowe to p lub c, jednak szybko zostały zastąpione obowiązującym do dzisiaj π, do czego mocno przyczynił się szwajcarski matematyk Leonard Euler.

Obraz Andrew Martin z Pixabay

Historyczne wartości liczby pi: Babilonia i Starożytny Egipt Już Babilończycy w 2000 roku p.n.e. podejmowali temat liczby pi, uznali, że stosunek obwodu sześciokąta wpisanego w okrąg, do obwodu tego okręgu wynosi a wykonując proste przekształcenia, możemy dojść do wartości przypisywanej pi w Babilonii.

Mimo to tylko nieliczne odnalezione źródła z tamtych czasów uznają 𝜋 ≈ 3,125, większość z nich przyjmuje 𝜋 ≈ 3. Dzięki papirusowi Rhinda, który jest jednym z najstarszych znanych dokumentów matematycznych, dowiadujemy się, że w Starożytnym Egipcie pi definiowano jako co daje w przybliżeniu 3,1605.

Starożytna Grecja Przełomowym momentem w historii liczby pi były działania jednego z najwybitniejszych matematyków w dziejach – Archimedesa z Syrakuz. Wypracował metodę, dzięki której teoretycznie można wyliczyć pi z dowolną dokładnością (wymagało to jednak wiele czasu i cierpliwości). Sposób polegał na opisywaniu i wpisywaniu wielo-


kątów foremnych w ten sam okrąg; przy figurze liczącej 96 kątów metoda ta pozwoliła uzyskać Archimedesowi przedział: co przy wyliczeniu średniej z przedziału daje zadziwiająco dokładny wynik 𝜋 ≈ 3,1418.

Cenna metoda Archimedesa Metoda greckiego filozofa i matematyka była na tyle dobra, że w III wieku n.e. chiński matematyk Liu Hui wyliczył wartość pi, operując na 3072 – kącie wpisanym i opisanym na kole, co dało jeszcze dokładniejszy wynik 𝜋 ≈ 3,1415. Metoda Archimedesa była na tyle genialna, że najdokładniejsze przybliżenie pi w średniowieczu uzyskano właśnie za jej pomocą (chociaż prawdopodobnie autor przybliżenia nie miał dostępu do prac Greka). Zu Chongzhi, chiński astronom, podał dwa przybliżenia pi, z których to dokładniejsze wynosiło Jednym z najlepszych wyników obliczania przybliżenia pi metodą Archimedesa mógł pochwalić się Ludolph van Ceulen, holenderski matematyk, od którego imienia liczbę pi nazywamy czasem ludolfiną. Naukowiec posłużył się wielokątem o bokach, co pozwoliło mu uzyskać przybliżenie pi aż do 35 miejsc po przecinku.

Aktualne przybliżenia pi

50 bilionów miejsc po przecinku. Same obliczenia komputerowe zajęły, bagatela, 303 dni, a dane zawierające rozwinięcie pi ważyły około 281 terabajty.

Liczba pi w kulturze Nie mamy wątpliwości, że pi jest jedną z najważniejszych stałych w matematyce, co potwierdza jej liczna obecność w kulturze. 14 marca (w angielskim zapisie daty: 3.14) obchodzimy Dzień Liczby Pi. To jednak niejedyny dzień jej poświęcony, ponieważ 22 lipca obchodzony jest dzień aproksymacji pi. Stała zawędrowała nawet do literatury, która skutecznie pomaga nam zapamiętać kolejne cyfry rozwinięcia. Przykładami takich tekstów jest wiersz „Liczba Pi” Wisławy Szymborskiej, „Kuć i orać” Kazimierza Cwojdzińskiego (gdzie liczba liter każdego kolejnego słowa to cyfra w rozwinięciu dziesiętnym liczby pi) czy „Near A Raven” Mike’a Keitha. Źródła: https://numberwarrior.wordpress.com/2008/12/03/onthe-ancient-babylonian-value-for-pi/ https://www.exploratorium.edu/pi/history-of-pi https://pl.wikipedia.org/wiki/Papirus_Rhinda https://www.britannica.com/science/pi-mathematics https://blog.timothymullican.com/calculating-pi-myattempt-breaking-pi-record http://www.matematyka.wroc.pl/book/wisławaszymborska%2C-%2526quot%3Bliczba-pi%2526quot%3B http://www.pi314.net/eng/poemes.php https://pl.wikipedia.org/wiki/Pi

William Shanks, brytyjski matematyk jest rekordzistą, jeśli chodzi o przybliżenie pi z wykorzystaniem wyłącznie ręcznych obliczeń – uzyskał on prawidłową dokładność do 527 miejsc po przecinku. Najdokładniejszym, jak dotąd, przybliżeniem pi może pochwalić się Timothy Mullican, amerykański specjalista ds. cyberbezpieczeństwa, który używając programu y-cruncher, wyliczył przybliżenie do Obraz Gerd Altmann z Pixabay


ZWYCZAJE W HISZPANII Paulina Robakowska

Hola! Z pewnością z Hiszpanią kojarzą Wam się flamenco, siesta, FC Barcelona, corrida, churros, Sagrada Familia, fiesta, a może nawet tapas! Hiszpania tętni życiem. To przede wszystkim piaszczyste plaże, towarzyscy, otwarci i życzliwi mieszkańcy, którzy witają się całusem w oba policzki, smaczna kuchnia, duży wybór napoi procentowych oraz różnorodność kulturowa, spowodowana podziałem na 17 regionów. Wiele hiszpańskich zwyczajów różni się od naszych polskich i żeby uniknąć zaskoczenia, przedstawiam niektóre z nich.

Siesta! Rytuał wykonywany każdego dnia, który służy jako terapia, aby odpocząć, zrelaksować się i pozostać przytomnym w nocy, ponieważ ta jest przeżywana bardzo intensywnie!

W Hiszpanii ciężko znaleźć czajnik do zagotowania wody. Myślę, że nie wyobrażacie sobie życia bez tego podstawowego wyposażenia polskiej kuchni. Do przygotowania, na przykład wody na herbatę, wykorzystują garnek i piec. W takim razie czy czajnik jest nam potrzebny czy jest tylko zbędnym gadżetem?

W tym kraju mieszkańcy kontemplują drobne czynności. Bardzo ważne dla nich jest wypicie filiżanki kawy po obiedzie. Robią to w spokoju, ze znajomymi, w restauracji, prowadząc ożywione rozmowy. Szybkie espresso nie wchodzi w grę.

Posiłki także różnią się od naszych. Hiszpanie zazwyczaj nie jadają śniadania, a almuerzo, czyli coś w rodzaju drugiego śniadania. Prawie wszystko odbywa się w późniejszych porach niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Można to zauważyć szczególnie w porze kolacji, ponieważ zwykle jedzą ją o 21:30. Również godziny otwarcia lokali są inne niż w Polsce. Bary i restauracje zamykane są we wczesnych godzinach porannych. W wielu sklepach można zrobić zakupy nawet po zmroku.

Hiszpanie prawie do każdej potrawy używają oliwy z oliwek. Nie do pomyślenia dla nich byłoby smażenie na maśle. Myślę, że jest to dobry zwyczaj, bo przecież dieta śródziemnomorska to jedna z najzdrowszych diet i została nawet wpisana na listę UNESCO.

Szaleją na punkcie szynki. W wielu sklepach ściany obwieszone są świńskimi nogami. Najbardziej popularnymi rodzajami są jamón serrano i jamón ibérico. Istnieją nawet muzea poświęcone szynce dojrzewającej (jamón curado)! Kto jeszcze nie słyszał o El Gordo? Już tłumaczę, co to! El Gordo to loteria bożonarodzeniowa. Program transmitowany jest zawsze 22 grudnia. Loterię prowadzi się od 1812 roku. El Gordo nie jest jednak tradycyjną nazwą, a jedynie potoczną, a samo słowo “gordo” oznacza “tłusty”. To bardzo ważne wydarzenie kulturowe, które ma na celu łączyć rodziny i znajomych. Lotería de Navidad - to tradycyjna nazwa - rozpoczyna celebrowanie Świąt Bożego Narodzenia.


Dwanaście winogron szczęścia to inna tradycja polegająca na jedzeniu winogron z każdym uderzeniem zegara o północy 31 grudnia na powitanie Nowego Roku. Zgodnie z tradycją zjedzenie wszystkich dwunastu winogron zapewnia kolejny rok szczęścia i dobrobytu. Hiszpania jest jednym z krajów, w których odbywają się najpopularniejsze festiwale w Europie. Warto wspomnieć o święcie, które nazywa się La Tomatina. Polega na obrzucaniu się pomidorami i ma miejsce w miejscowości Buñol (w prowincji Walencja). Spacerując po parku, zobaczysz dzieci, rodziny i dorosłych. Jeśli wyjdziesz na taras, zobaczysz grupy młodych przyjaciół i starszych ludzi. Na plaży, na wycieczkach na łonie natury, w kinach, w sklepach... W Hiszpanii różne pokolenia żyją razem i spędzają razem czas. Przebywanie w towarzystwie rodziny i przyjaciół jest bardzo zakorzenione w ich kulturze. Jednym ze szkolnych zwyczajów jest to, że hiszpańscy uczniowie zwracają się do swoich nauczycieli po imieniu. Wcale nie oznacza braku szacunku. Jedynie w szkołach prywatnych nauczyciel może zażądać, by zwracali się do niego przez “Pan” lub ”Pani”. Hiszpanie pielęgnują wiele tradycji. Niezwykle ważne są dla nich posiłki w postaci smacznych dań, poobiednia siesta, która umożliwia później prowadzenie życia nocnego oraz spędzanie czasu z bliskimi. Nie sposób zatem opisać różnorodności zwyczajów, które tworzą barwny obraz współczesnej Hiszpanii.

Źródła: https://wartopojechac.com/kultura-hiszpanska-zwyczajetradycje-i-ciekawostki/ https://hispanico.pl/el-gordo-loteria-w-hiszpanii/ https://erasmusu.com/pl/erasmus-blog/erasmus-rady/10rzeczy-ktore-zaskoczyly-mnie-w-hiszpanii-dziwnezwyczaje-445500 https://langusta.io/blog/13-rzeczy-ktore-cie-zaskocza-gdypojedziesz-do-hiszpanii/ https://espanole.es/blog/es/costumbres-tipicas-deespana/ https://www.spain.info/es/top/estilo-vida-felicidadespana/ http://inviernogalicia.blogspot.com/2013/12/jakwygladaja-szkoy-w-hiszpanii-roznice.html



SOFIZMATY Paulina Robakowska

Sofizmat - nie jest utworem literackim ani stolicą Bułgarii. Jak podaje Słownik języka polskiego PWN, jest to:

Sofizmat z jednostką

1. «rozumowanie pozornie poprawne, ale w istocie zawierające rozmyślnie utajone błędy logiczne» 2. «świadome dowodzenie nieprawdy».

Historia sofizmatów Sofiści byli wędrownymi, greckimi nauczycielami. Przygotowywali swoich uczniów do życia publicznego poprzez nauczanie retoryki, polityki, filozofii oraz etyki. Ich późniejsi naśladowcy zmienili jednak metody i zamiast rozsądnym operowaniem słowem zaczęli się zajmować “żonglowaniem słowem”, którego celem było za wszelką cenę, kosztem logiki i zdrowego rozsądku, dowodzenie słuszności bronionej tezy. Dlatego też wykorzystywanie sofizmatów raczej ma pejoratywny charakter.

Z tego wynika, że 1 zł = 1 gr. Zatem gdzie tkwi błąd? 100 gr nie jest równe 10 gr x 10 gr. 100 gr = 10 x 10 gr W poprzednim rozumowaniu otrzymalibyśmy grosz do kwadratu.

Dowolna liczba równa się swojej połowie

Internetowa wystawa sofizmatów matematycznych Niektórzy uważają, że sofizmat jest “odwracaniem kota ogonem”. W najbardziej przystępnych słowach jest to prawda. Trzeba jednak podkreślić, że sofizmat to celowy zabieg, a nieświadomy błąd logiczny nazywa się paralogizmem. By przybliżyć sens tego chytrego działania, prezentuję wystawę przykładowych sofizmatów.

Zdjęcie Bogny Zając

Nie można dzielić przez 0! (x-x) = 0


Sofizmat arytmetyczny

Sofizmat geometryczny

Trójkąty o przyprostokątnych 3 na 8 i 5 na 13 nie są podobne. Stosunki ich przyprostokątnych są różne, gdyż wynoszą 39/104 i 40/104. Dlatego utworzony duży prostokąt ma tak naprawdę “dziurę” w środku, co tłumaczy nierówność pól.

Sofizmat tekstowy Każda liczba jest równa dowolnej od niej mniejszej

Ostateczny wniosek jest fałszywy. Znowu powstał na skutek wykonania niedozwolonego dzielenia przez 0. a-b-c = 5-3-2 = 0

Klient zapłacił 200 zł i zwrócił lustro za 200 zł. W sumie jest to 400 zł, ale początkowo wziął lustro za 200 zł, a następnie za 400 zł, więc powinien zostawić w sklepie 600 zł.


Sofizmatów jest wiele. Występują nie tylko w matematyce, ale także w ekonomii, polityce i we wszystkich dziedzinach związanych z retoryką. Niektóre są także wykorzystywane w codziennym życiu, więc bądźcie uważni, żeby się na żaden nie nabrać! Źródła: https://sjp.pwn.pl/sjp/sofizmat;2522316 https://ako.ac.nz/assets/Knowledge-centre/RHPF-N70Puzzle-based-learning/RESOURCE-Selected-PuzzlesParadoxes-and-Sophisms-for-Tertiary-STEM-Students.pdf http://jezykmatematyki.blogspot.com/2016/06/sofizmatymatematyczne.html https://towarzystwo.edu.pl/assets/prace_matematyczne/2 016_GimnZabierzow_PKubaty.pdf https://www.youtube.com/watch?v=cu3uOrDq4Zo

Photo by ThisisEngineering RAEng on Unsplash

LICZBA 52 Miłosz Krajczok Talia kart do gry jest znana na całym świecie. Wywodzi się z Chin i pierwotnie wyglądała odrobinę inaczej. Oznaczenia kolorów oraz figur, jak i ich nazwy są najbardziej znane z wersji francuskiej. Oczywiście nazwy pik, kier, trefl i karo są spolszczone. Za figury w tej wersji uważane są as, król, dama oraz walet. Nasi zachodni sąsiedzi też posiadali własną wersję kolorów i figur. Niemcy zamiast pika mieli wino, odpowiednikiem kiera była czerwień, żołądź zastępował trefla, czwarty kolor to dzwonek. Takie oznaczenia możemy jeszcze znaleźć na specjalnych taliach do skata. Zmieniły się też nazwy figur. Pojawił się tuz jako as, król pozostał królem, dama została zastąpiona

wyżnikiem, a walet niżnikiem. Polacy przejęli początkowo wersję niemiecką, lecz wprowadzili małą zmianę - kralkę, która Photo by Roman Mager on Unsplash zastępowała dziesiątkę. Z czasem do talii został dodany joker w ilości 2 lub 3 sztuk.

Photo by Jarosław Kwoczała on Unsplash


KĄCIK KULINARNY Hanna Sobocik

Ciasto kakaowe z jabłkami

Omlety bananowe według Hanny:

Składniki:

Składniki:

-

-

4 jajka 1 szklanka cukru 2 szklanki mąki 1 łyżeczka proszku do pieczenia 1 łyżeczka sody oczyszczonej 1 łyżeczka kakao 0,5 szklanki oleju 5 jabłek pokrojonych

Wykonanie: Jajka z cukrem ubić, a następnie resztę wymienionych składników wsypać do miski. Wymieszać wszystko i masę przelać do formy o dowolnym rozmiarze. Piec w piekarniku ustawionym na 180 stopni przez 40 minut. Można posypać cukrem pudrem.

jeden banan 1/2 szklanki płatków owsianych 1 jajko 1/3 łyżeczki masła

Wykonanie: Banan, płatki oraz jajko włożyć do miski i zblendować, aby uzyskać płynną konsystencję (jeśli będzie zbyt lejąca, dosypać trochę płatków). Po wymieszaniu wszystkiego podgrzać patelnię i roztopić masło, następnie wlać masę. Po pewnym czasie, gdy góra omletu nie będzie już lejąca, obróć go na drugą stronę. Po upieczeniu przełóż na talerz.

Dodatki: -jakiekolwiek owoce - jogurt naturalny lub owocowy - dżem - kaszka


Zupa - krem z dyni według mamy: Składniki: - średnia dynia (najlepiej piżmowa lub hokkaido, nie obierać ze skóry) - marchewka (obrać) - seler (obrać) - pietruszka (obrać) - pół łyżeczki soli - pieprz - ziele angielskie - liść laurowy - imbir w proszku - curry w proszku - papryka w proszku (słodka i ostra) - śmietana 30% Wszystkie składniki dobieraj według uznania w zależności od tego, jaką porcję chcesz zrobić.

Wykonanie: Wszystkie warzywa z dodatkiem liścia laurowego i ziela angielskiego ugotować do miękkości, następnie odstawić do ostygnięcia. Całość zblendować. Dodać imbir, curry, paprykę oraz pieprz według uznania. Na koniec dodać trochę śmietany 30%. Podawać z grzankami lub groszkiem ptysiowym.

Photo by Monika Grabkowska on Unsplash


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.