21 minute read

Leonidas. Szko\u0142a bohater\u00F3w - e-book, autor: Helena P. Schrader, Wydawnictwo Kropla

Advertisement

PROLOG

Gdy już stało się jasne, że bogowie żądają ofiary z człowieka, Leonidas wiedział, że to on nią będzie. Kapłan wyznaczony do przekazania słów wyroczni delfickiej przez Leotychidasa, drugiego z królów panujących w Sparcie 1 , czytał głębokim, dźwięcznym głosem:

Poznajcie swój los, mieszkańcy wszystkich zakątków rozległej Sparty, albo wasze słynne i wielkie miasto zostanie złupione przez synów Perseusza, albo cały Lacedemon 2 pogrąży się w żałobie po śmierci króla z rodu Heraklesa. Gdyż ani siła lwów, ani byków go nie powstrzyma. Siła przeciw sile, ponieważ on ma moc Zeusa i nic nie stanie mu na drodze, aż pożre jednego z tych dwóch.

Wszyscy zebrani w komnacie jednocześnie skierowali wzrok na Leonidasa. Nikt nie spojrzał na Leotychidasa, który w niemniejszym stopniu był królem Sparty i potomkiem Heraklesa. Patrzyli na Leonidasa.

Rzadko się zdarzało, żeby Delfy były tak niejednoznaczne w swoich przepowiedniach. Leonidasowi przemknęło przez myśl nieco cyniczne pytanie: ile Leotychidas musiał zapłacić za takie właśnie słowa. Oczywiście, że ryzykował. Nie mógł mieć przecież stuprocentowej pewności, że wszyscy obrócą swe spojrzenia na Leonidasa. A jednak się opłaciło. Rada wykazała się całkowitą jednomyślnością, oczekując, że to on właśnie weźmie na siebie rolę ofiarnego baranka.

Prawdopodobnie powinien czuć się zaszczycony. Od czasu, gdy synowie Heraklesa osiedlili się w Lakonii i wybudowali swoją stolicę nad brzegami Eurotasu, żaden spartański król nie poległ na polu bitwy. Przez szesnaście pokoleń władcy Sparty rządzili miastem-państwem, które najpierw umocniło swoje panowanie w Lakonii, potem podbiło Messenię, a następnie roztoczyło swoją hegemonię na całym Peloponezie, by wreszcie stanąć na czele wszystkich Hellenów, którym droga była wolność. Jedynie tchórze, którzy zapłacili trybut perskiemu władcy, nie uznawali przywództwa Sparty. Nawet potężne Ateny, najbogatsze i najludniejsze spośród miast Hellady, przyznały Lacedemończykom prawo do przewodzenia tej straceńczej koalicji, która miała stawić czoła perskiemu najeźdźcy.

Przewodzić znaczyło dawać przykład, więc przez dwanaście lat Sparta była przykładem oporu wobec Persa. Ale opór pozbawiony gotowości do oddania życia, był zwykłą bohaterszczyzną i pustą deklaracją. Miasta, których obywatele nie mieli w sobie tej gotowości, zasługiwały na los niewolników. Leonidas nie miał wątpliwości, że większość obywateli Sparty oraz ich żon wolałaby zginąć, niż wyrzec się wolności. A kimże był spartański król, jeśli nie dobrym obywatelem? Cóż byłby wart, gdyby odmówił swojemu miastu tej najwyższej daniny, jaką było życie?

Jeśli bogowie zechcą uchronić Lacedemon przed grabieżą i niewolą wyłącznie za cenę życia jego króla, niech się tak stanie.

– W porządku – zadecydował Leonidas. – Ale niech ta ofiara ma jakiś sens. Obrona na lądzie, która jednocześnie nie uniemożliwi perskiej flocie prostego ominięcia naszych pozycji i wysadzenia wojsk na naszych tyłach, nie ma sensu. Musimy walczyć na północ od Przesmyku 3 , w przeciwnym razie stracimy Ateny i ich flotę. A ponieważ Tempe 4 okazało się nie do utrzymania, następną dogodną pozycją są Termopile, przy założeniu, że flota zgromadzi się w pobliżu Artemizjonu.

– Nie możesz poprowadzić całego zaciągu tak daleko na północ! Ogołociłbyś w ten sposób miasto! A co, jeśli Ateńczycy zawiodą, a flota perska przedrze się dalej lub wyprowadzi ich w pole? – zaprotestował Leotychidas, który we własnym mniemaniu był ekspertem w działaniach na morzu.

– No i nie możemy zapominać o Argos. Tylko czekają na dogodny moment, by uderzyć. Argos i Achaja – przypomniał Otriades

– O ile sprzymierzeni 5 pójdą razem z wami na północ. Mając z głowy Tegeę, Argos i Achaja skwapliwie wykorzystają okazję, by nas zaatakować – dodał Taltybius.

– Marsz do Termopil zajmie przynajmniej pięć albo sześć dni! Jeśli pociągniesz z całą armią tak daleko na północ, nie będzie ona w stanie szybko zareagować w razie ataku. Z Przesmyku dalibyśmy przynajmniej radę wrócić w ciągu dwóch dni, gdyby była taka potrzeba – zwrócił uwagę Alcydas.

– A kto mówi o pełnym zaciągu? – odciął się Leonidas. – Utrzymam Termopile z samą gwardią, gdy tak postanowicie. – Nie unoś się dumą, bracie. Damy ci więcej wojska – zaoferował wspaniałomyślnie Leotychidas. – Dwa tysiące hoplitów 6 – Leonidas dokonał szybkiego rachunku, dodając w myślach prawdopodobne siły sprzymierzonych. Miał nadzieję, że może liczyć na co najmniej trzy tysiące żołnierzy ze strony tradycyjnych sojuszników Sparty z Peloponezu i na drugie tyle od innych miast, którym bezpośrednio zagrażali Persowie. Osiem tysięcy ciężkozbrojnych powinno wystarczyć, by praktycznie bezterminowo utrzymać Wąwóz Termopilski.

– Oczywiście – odparł Leotychidas, a po sali Rady 7 przebiegł pomruk aprobaty i wiele siwych głów pochyliło się na znak aprobaty wobec planu Leonidasa.

– W takim razie nie jestem już tutaj potrzebny. Zajmę się sprawą naszej obrony. – Leonidas wstał i w tym momencie stało się coś dziwnego. Efor 8 Technarchos także podniósł się z miejsca. Według tradycji eforowie nie wstawali w obecności królów. Reprezentowali Zgromadzenie i dla podkreślenia braku różnic między królami i Równymi 9 nie okazywali specjalnego szacunku swoim monarchom. Jednak Technarchos podniósł się z miejsca, a krótkiej chwili wahania uczyniło to także pozostałych czterech eforów. Za ich przykładem poszli pozostali członkowie Rady, a na końcu także, nieco zdezorientowany, Leotychidas. Leonidas skinieniem głowy dał do zrozumienia, że docenia ten gest, po czym wyszedł na zewnątrz, gdzie panował upał letniego dnia, a ostre słońce raziło oczy.

Gmach Rady znajdował się bezpośrednio przy agorze, naprzeciwko eforatu 10 , na prawie dwumetrowym wzniesieniu górującym nad wybrukowanym kamiennymi płytami placem. Od frontu zdobiła go podwójna kolumnada. Leonidas przystanął w jej cieniu, poddając się z lubością lekkiej bryzie przeczesującej mu włosy i delikatnie szarpiącej chiton 11 , który wystawał spod pancerza ze skóry i brązu. Słońce stało wysoko, prażyło niemiłosiernie i większość kupców zdążyła pozamykać już swoje kramy na czas południowej przerwy. Heloci z pobliskich wsi pakowali wozy i zaprzęgali muły przed drogą powrotną.

Leonidas objął czułym spojrzeniem plac targowy, zatrzymując wzrok na charakterystycznych miejscach. Niedługo przyjdzie mu się z nimi żegnać. Posągi Apolla i Artemis wyznaczały granice kręgu, w którym za młodu Leonidas – jak każdy spartański chłopiec – wykonywał taniec na cześć bogów. Dalej stały dwie stare świątynie – Zeusa i Ateny, w porównaniu ze świątynią ateńską raczej skromne. O wiele większe wrażenie sprawiała kolejna budowla ku czci bogów, gdzie przechowywano kości należące według tradycji do Orestesa, skradzione z Tegei około piętnastu olimpiad 12 temu. Była ona nowoczesna, naprawdę imponująca, otoczona kolumnadą w stylu jońskim. Leonidas przyglądał się teraz sąsiadującemu z nią, starszemu sanktuarium wzniesionemu na cześć Mojr, bogiń losu.

Czy to los, czy intryga doprowadziły go na te rozstaje? Czy rzeczywiście za cenę jego, Leonidasa, śmierci to nieco bezładne, pozbawione wyraźnych granic, a tak bardzo umiłowane przez niego miasto uniknie rabunku i pożogi? Czy to możliwe, aby ofiara życia stanowiła gwarancję, że gryzący dym palonych plonów nie zasnuje nieba nad Eurotasem? Wydawało się to mało prawdopodobne.

Leonidas zszedł schodami gmachu Rady i skierował się po rozgrzanych kamiennych płytach agory w stronę wysadzanej drzewami Drogi Wyjścia wiodącej z miasta na północ. O tej porze dnia w sklepach i domach mieszkalnych zamykano okiennice, by chronić się przed żarem słońca, toteż fasady budynków wyglądały dość surowo, by nie powiedzieć – ponuro. Zgodnie z wieloletnią tradycją malowanie i dekorowanie domów nie leżało w zwyczaju mieszkańców Sparty. W przeciwieństwie do innych miast fronty tutejszych domostw nie przyciągały uwagi kolorami, były bowiem jedynie pobielane. Podobnie rzecz

się miała z odrzwiami, których nie rzeźbiono w wymyślne wzory, a tylko smołowano. Nawet dachom brakowało dekoracyjnych płytek, chociaż w innych częściach Hellady takie elementy stawały się coraz bardziej popularne jako ozdoba nie tylko świątyń, lecz także prywatnych domów.

W minionych latach Leonidas dużo podróżował. Odwiedził Korynt, Ateny, Kretę i Aleksandrię. Zdawał sobie sprawę, że inni Grecy z lekceważeniem spoglądali na Spartę, która w ich opinii była niczym więcej, jak tylko chaotycznym skupiskiem wiosek. Sam fakt, że miasto nie posiadało murów obronnych, był częstym argumentem przytaczanym na potwierdzenie opinii, iż Sparta nie stanowi właściwego polis. A jednak tej właśnie otwartości – zdaniem Leonidasa – Sparta zawdzięczała wiele ze swojego uroku. Tutaj, w odróżnieniu od innych miast, nie raził kontrast pomiędzy szerokimi, brukowanymi alejami utrzymywanymi z publicznych pieniędzy, a labiryntem wąskich, ciemnych zaułków biegnących na tyłach domów. Choć główne trakty Sparty nie były może imponujące, to przecież boczne ulice były prawie tak samo dobrze utrzymane. A ponieważ miasto nie posiadało murów, cieszyło się przestrzenią, dzięki której mogło się rozrastać. Zamiast coraz bardziej stłaczać zabudowę, nowe domy stawiano na obrzeżach miasta, zajmując kolejne połacie rozciągającej się dokoła, rozległej równiny. Za skromnymi fasadami budynków kryły się przestronne pomieszczenia pełne światła. Leonidas wielokrotnie odwiedzał siedziby prominentnych obywateli w innych miastach. Pamiętał, jak niewiele dziennego światła docierało do wnętrz ich domów. Tutaj natomiast mijał budynki, ponad dachami których wznosiły się konary drzew cytrusowych, migdałowców i cyprysów – dobitny dowód na to, że mieszkańcy cieszyli się obszernymi, słonecznymi dziedzińcami i ogrodami.

Nagle usłyszał za sobą dziecięce głosy i tupot stóp. Spojrzał przez ramię i w ostatniej chwili zszedł z drogi, przepuszczając gromadę nadbiegających chłopców – bosych, z ogolonymi głowami, w chitonach tak zniszczonych nieustannym noszeniem, że ledwie zakrywały ich nagość. Ciała mieli szczupłe, typowe dla szybko rosnących dzieciaków, których głód zawsze trudno zaspokoić. W innych miastach niewolnicy ubierali się lepiej, ale za to nigdzie indziej chłopcy nie cieszyli się taką swobodą i samodzielnością jak tutaj, w Sparcie.

Najwyraźniej dwaj spośród nich ścigali się, a koledzy biegnący z tyłu pokrzykując, kibicowali swoim faworytom. Jeden z chłopców zauważył Leonidasa wcześniej niż inni i niespodziewanie zahamował, co u pozostałych wywołało okrzyki złości, przekleństwa i żądanie wyjaśnień. Ale wówczas także drugi uczestnik wyścigu spostrzegł króla i też się zatrzymał. Połowa chłopców powpadała na siebie nawzajem, a jeden nawet upadł pośród gmatwaniny nóg i rąk.

– Ojcze! 13 – pierwszy z chłopców odezwał się do Leonidasa z szacunkiem. – Czy to prawda? Czy z Delf nadeszła przepowiednia o Persach?

Wszyscy patrzyli teraz na niego, szybko łapiąc powietrze po przerwanym biegu. Chude ręce i nogi połyskiwały od potu, a wszystkie oczy wpatrywały się uważnie w Leonidasa. Musieli mieć nie więcej niż dziewięć – dziesięć lat. Niewątpliwie był to wiek, gdy przez pół dnia można było swobodnie bawić się z rówieśnikami, nie zgłębiając jeszcze zasad posługiwania się drewnianym mieczem i wiklinową tarczą. Byli tak młodzi, że – jak sądził Leonidas – z pewnością uniknęliby perskiego miecza. Czekałby ich natomiast los niewolników – niektórzy bez wątpienia zostaliby wykastrowani i przeznaczeni do służby jako eunuchowie, inni skończyliby jako prostytutki oferowane na azjatyckich targach. Jeśli jego, Leonidasa, śmierć może zaoszczędzić tym chłopcom takiego losu, jest gotów oddać swoje życie po wielokroć!

– Owszem, nadeszły już słowa wyroczni – potwierdził Leonidas, nie chcąc jednak wyjawiać im szczegółów.

– I co oznaczają, ojcze? Czy nasi sojusznicy staną do walki, czy sami będziemy musieli walczyć z Persami?

Rozbroili go tą bezgraniczną ufnością w siłę własnego oporu. Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.

– Na to konkretne pytanie wyrocznia nie odpowiedziała. Ale jestem pewien, że nasi sojusznicy staną u naszego boku. W końcu będziemy bronić także ich wolności.

– Ale po to, by chronić Ateny, będziemy musieli walczyć na północ od Przesmyku! – zaprotestował chłopiec, jeden z dwóch liderów przerwanego wyścigu. – Ty stoisz na czele drużyny? – zwrócił się ku niemu Leonidas.

Kiwnął głową i posłusznie się przedstawił:

– Leonymos, syn Gylippusa, ojcze.

– Co byś wybrał, młody Leonymosie – walkę ramię w ramię z wojownikami Aten, Beocji, Tespii i Platejów na północ od Istmu, czy też czekanie tam z naszymi peloponeskimi przyjaciółmi, podczas gdy Persowie wysadzaliby na brzeg w Zatoce Lakońskiej tysiące oddziałów, które – mordując i paląc – ruszyłyby następnie w górę Eurotasu?

Chłopcy otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. Nigdy nie myśleli o tym w ten sposób.

– Persowie mają flotę o wiele większą niż Ateny, Korynt czy Kreta – większą niż wszystkie helleńskie miasta razem wzięte. Liczba ludzi, jaką mogą przewieźć i wysadzić w dowolnym miejscu, przewyższa liczbę mieszkańców wszystkich miast Peloponezu. Bez Aten i okrętów do nich należących nie mamy szans powstrzymać wroga. – Ale czy Ateńczycy będą walczyć, ojcze? – dopytywał się drugi chłopiec, wyraźnie zaniepokojony. – Walczyli i wygrali pod Maratonem. – Ale czy zechcą walczyć pod twoim dowództwem, ojcze?

Jak to możliwe, że nawet ci mali chłopcy byli pewni, że to on ma dowodzić? Dociekanie nie miało sensu. O powierzeniu dowództwa Leonidasowi mogli dowiedzieć się od swoich ojców, starszych braci, czy wreszcie od Równych w swoich syssitiach 14 , gdzie pełnili służbę stołu.

– Jest tylko jeden sposób, by się o tym przekonać, prawda? No, na dziś wystarczy – Leonidas uciął dalszą rozmowę. – Uciekajcie już.

Wpatrywali się w niego oczami pełnymi pytań, podekscytowani, że choć raz mogli mieć go przez chwilę tylko dla siebie. Jednak rozkaz był wyraźny. Skinęli głowami i podziękowali, po czym ruszyli truchtem w swoją stronę. Nagle któryś rzucił wyzwanie i cała grupa znów ruszyła biegiem w bezładnym wyścigu, którego celem był najwyraźniej most.

Leonidas podążył za nimi, ale krokiem bardziej statecznym. Zatrzymał się na przerzuconym nad Eurotasem moście i wziął głęboki oddech. O tej porze roku rzeka przedstawiała mało imponujący widok – kurczyła się do płytkiego strumienia wijącego się w szerokim piaszczystym korycie. Z mostu rozciągała się wspaniała panorama na rozległą nieckę urodzajnych ziem, które tworzyły serce Lacedemonu. Wzrok jego sięgał daleko na południe, wzdłuż żyznej doliny Eurotasu. Sparta, a za nią Amyklaj, usadowiła się na zachodnim brzegu rzeki. Tuż obok znajdowało się kilka łaźni z długimi pomostami dochodzącymi do najgłębszego nurtu wody. Mimo sporej odległości do uszu Leonidasa dobiegały głośne, radosne piski chłopców skaczących z pomostu. Dalej, w dole rzeki stały farbiarnie, warsztaty i tartaki wybudowane tuż na brzegu albo wręcz w samym jej korycie. Otaczające miasto pola jęczmienia nikły na horyzoncie – dawały pewność, że nawet bez Messenii w Lacedemonie nikt nie pozostanie głodny.

Za plecami Leonidasa, ku północy, u podnóża pasma Tejgetu i Parnonu dolina gwałtownie zwężała się. W niższych partiach gór skupiły się gaje oliwne i migdałowe, natomiast bardziej strome zbocza upstrzone były plamkami pasących się owiec i kóz. Na zachodzie, za akropolem i za właściwym miastem góry Tajgetu gwałtownie wspinały się ku niebu na wysokość prawie dwóch i pół tysiąca metrów. Na wschodzie, zaraz za rzeką, u podnóża mniej imponującego pasma Parnonu znajdowały się place ćwiczebne. Nieopodal, na łagodnych stokach rozciągały się winnice niknące w liliowej mgiełce.

Leonidas zatrzymał wzrok na placach przeznaczonych do musztry i ćwiczeń. W tej chwili zajmowali je chłopcy z agoge. W pobliżu rozłożyła się jedna z młodszych kohort łatwo rozpoznawalna dzięki drewnianym mieczom i nieudolnie jeszcze wykonywanym manewrom. Kandydaci na wojowników posuwając się do przodu, z trudem utrzymywali szyk, by nie wspomnieć już o niezdarnie wykonywanych zwrotach w tył czy zmianach kierunku. Nie zdziwiło to jednak Leonidasa. Istniał tylko jeden sposób osiągnięcia perfekcji w tym zakresie: musztra, musztra i jeszcze raz musztra. Wielu cudzoziemców wyobrażało sobie, że Spartanie zostali stworzeni do walki – nic bardziej błędnego. Nie różnili się od innych mężczyzn, jedynie praktyka czyniła ich dobrymi żołnierzami. Twarda, nudna, nieuchronna i wyczerpująca musztra. Jak bardzo Leonidas nienawidził jej przez większość swojego życia!

Zszedł z mostu i skierował się w stronę placów ćwiczebnych. Ledwie wszedł na drogę prowadzącą między polami a rzeką w kierunku najstarszego sanktuarium Sparty, Menelajonu, został rozpoznany przez ejrena 15 , instruktora prowadzącego właśnie musztrę na placu. Dowódca okrzykiem zatrzymał chłopców i polecił im stanąć na baczność. Leonidas także się zatrzymał i zaczekał na młodego mężczyznę, który podszedł i z szacunkiem zaprezentował broń.

– A, to ty Symonidasie – Leonidas uśmiechnął się na widok znajomej twarzy. – Czy uczynisz nam, panie, ten zaszczyt i dokonasz przeglądu? – spytał instruktor. – Jak sobie życzysz – odparł Leonidas i ruszył wzdłuż szeregu stojących na baczność chłopców. Symonidas szedł krok za nim, zachowując pełen szacunku dystans. Jego podopieczni nie prezentowali się zbyt elegancko – szczupli, kanciaści, brudni, z ogolonymi głowami wyglądali na bardzo młodych. Byli w trudnym wieku – zbuntowani, źli, zuchwali, zbyt pewni siebie. Persowie musieliby albo pozbyć się ich jako potencjalnych wichrzycieli, albo skazać na taki rodzaj niewoli, który stworzyłby szansę utrzymania pokonanych pod stałym nadzorem, na przykład na galerach lub w kopalni. Leonidasowi ponownie przyszła do głowy myśl, że jeśli tylko jego śmierć pozwoli im uniknąć takiego losu, to umrze z uśmiechem na ustach. – Ile lat mają twoi podopieczni, Symonidasie? – zwrócił się do ejrena. – Czternaście, panie.

Co czyniło ich tylko o dwa lata starszymi od jego własnego syna. Wstrzymał na moment oddech, uświadamiając sobie z żalem, że Plejstarchos nigdy nie znajdzie się w tym miejscu. Nie będzie mu to dane. Nim minie rok, zostanie królem, a wówczas zabiorą go z agoge.

Od tej myśli poczuł suchość w gardle. Z szacunku dla chłopców przeszedł wzdłuż szeregu, wskazując na wszystkie niedociągnięcia. Było ich wiele i dotyczyły wszystkich bez wyjątku. Po czym Leonidas pożegnał Symonidasa skinieniem głowy i ruszył w dalszą drogę.

Menelajon stał na stromym wzniesieniu, które wyrastało na zalewowej połaci rzecznej doliny niby strzelająca w górę wieża strażnicza pasma Parnonu. Świątynię wybudowano ku czci znanego z Iliady mykeńskiego króla, w miejscu, gdzie ponoć znajdowały się fundamenty jego pałacu. Z całą pewnością w tej okolicy można było natknąć się na wiele starych grobów. Niezależnie od tego, czy była tu rzeczywista lokalizacja królewskiej siedziby, Leonidas był przekonany, że miejsce to stanowiło fragment mykeńskiej Sparty. Pochylił się do przodu, pokonując strome podejście do starego sanktuarium. Będąc w połowie drogi uświadomił sobie, że nie ma niczego, co mógłby złożyć jako ofiarę i przez moment zawahał się. A potem przypomniał sobie, że on sam był ofiarą i niczym nie musiał jej zastępować.

Świątynia była naprawdę stara – bez okien, jedynie z wejściem, przy którym stały dwie kolumny. Po oślepiającym blasku słońca wnętrze wydawało się ciemne jak Hades. Leonidas przystanął, aby przyzwyczaić oczy do ciemności, i szybciej usłyszał, niż zobaczył postać, która znajdowała się razem z nim w świątyni.

– Złe wieści – dobiegł go głos z wnętrza sanktuarium.

– Gorgo? – w pierwszej chwili nie wierzył, ale zaraz wydało mu się to oczywiste. Jego żona – jak zawsze – była o krok przed nim.

Podniosła się z ławki i podeszła do niego. Jej krok był pewny, śmiały jak sama Gorgo, która swoją pewnością siebie wywołała niegdyś skandal w Atenach, kiedy ją tam zabrał. Ze zbyt dużymi ustami, nieco wystającą szczęką i rudymi włosami nigdy nie była uznawana za piękność. Na twarzy trzydziestotrzylatki od podstawy nosa do kącików ust biegły zmarszczki uśmiechu, wokół oczu pojawiły się pierwsze kurze łapki, a skóra na szyi nie była już tak jędrna jak dawniej. Miała jednak jasne, piękne oczy, których spojrzenie spotkało się w tej chwili z jego spojrzeniem. Rozpoznał w nich i pytanie, i zrozumienie.

Leonidas otworzył ramiona, a ona pozwoliła się w nich zamknąć. Nic więcej. Trzymał ją przy sobie przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedział na jej pytanie.

– Nie. Wieści nie są złe. Lacedemon może być ocalony – i tak się stanie. Nie spotka nas los Troi. – Za jaką cenę? – Krwi. – Nie trzeba być wróżbitą, by to wiedzieć! – odpowiedziała lekko poirytowana. Uwolniła się z jego ramion i ponowie spojrzała mu w twarz. Była prawie jego wzrostu. Ich oczy znów się spotkały i Gorgo zrozumiała wszystko. – Miałeś na myśli swoją krew? – Tak.

Patrzyła na niego bez słowa. Poczuł, że musi coś dodać.

– Nie pamiętam dokładnie słów, ale ich sens był właśnie taki: albo Sparta straci w bitwie swojego króla, albo miasto upadnie. – W takim razie równie dobrze nadałby się do tego Leotychidas – jej ton był rozczulająco cierpki.

Leonidas ponownie przyciągnął ją do siebie. Była na niego zła, próbowała się opierać, ale on był silniejszy, a ona nie chciała się okazywać gniewu. Myśl, że wkrótce go straci, kazała jej przywrzeć mocno do jego ciała, a nie walczyć z mężowskim uściskiem.

Gdy się poddała, Leonidas jedną dłonią zsunął jej z głowy welon i zanurzył palce w gęstych, splątanych włosach. Potem nachylił się i pocałował ją w usta. Oboje drżeli, walcząc ze łzami.

– To musiałem być ja, ukochana, bo jestem zbędny. Zawsze byłem – od dnia, gdy się urodziłem jako młodsze z bliźniąt, dziecko ojca, który miał dwie żony i dwóch prawie dorosłych dziedziców. Całe moje życie stanowiło odliczanie czasu do tej właśnie chwili – bym był gotowy je stracić, wypełniając swoje przeznaczenie.

Nota historyczna

Spartańska agoge była obiektem podziwu antycznego świata, ale też przedmiotem niekończących się debat, spekulacji i nieporozumień. W swojej drobiazgowej pracy naukowej Gymnasium of Virtue Nigel Kennel wykazuje, że przytłaczająca ilość informacji, jakimi dziś dysponujemy na temat agoge pochodzi z czasów rzymskich. Ta właśnie rzymska agoge była „wskrzeszeniem” szkoły z okresu hellenistycznego, po prawie 40 latach od momentu rozwiązania tej pierwotnej. Co więcej, agoge epoki hellenistycznej była nową instytucją ufundowaną w czasie panowania Kleomenesa III (235 – 222 rok p.n.e.). Ideą, która przyświecała temu władcy, było „przywrócenie pradawnych obyczajów”, ale niewiele mamy dowodów na to, że był to faktycznie powrót do starych tradycji. Tym bardziej, że niektóre z reform Kleomenesa III, na przykład zniesienie eforatu, stały w jawnej sprzeczności z prawem Sparty w takiej postaci, w jakiej obowiązywało ono w okresie archaicznym i klasycznym. Jak skutecznie przekonuje Kennel, agoge Kleomenesa III była świadomie zaprojektowana i zorganizowana według zamysłu stoika Sfajrosa z Borystenesu.

Sfajros miał swoje własne pomysły na edukację, a Kleomenes III stworzył warunki do ich realizacji. Na przykład – nacisk na wytrzymałość zamiast na agresywność i inicjatywę jest wyraźnie widoczny w zmianach, jakie w tym okresie przechodzą rytuały święta Artemis Orthia. Zażarta bitwa między młodzieżą z różnych kohort wiekowych przerodziła się wówczas w zawody „wytrzymałości na chłostę”, podczas których chłopcy poddawali się razom, aż do osunięcia się na ziemię.

Wobec tego jedynym prawdziwym źródłem wiedzy o agoge w V. w. p.n.e. jest Ksenofont oraz – w mniejszym stopniu – Plutarch, ponieważ wiadomo o nim, że oparł się na klasycznych dziełach poświęconych Sparcie, które nie doczekały naszych czasów. Ale nawet te źródła opisują agoge taką, jaka istniała w Sparcie około 100 – 130 lat później niż czasy zaprezentowane w niniejszej powieści. Nie dysponujemy żadnymi źródłami, które opisywałyby spartańską agoge okresu archaicznego. Należy jednak założyć, że – jak każda instytucja – i ta zmieniała się na przestrzeni wieków i w każdym okresie swojej historii miała nieco inną specyfikę, także uzależnioną od osobistego wpływu kierujących nią osób.

Niemniej w oparciu o przekazy Herodota i Ksenofonta oraz efekty prac archeologicznych można przyjąć, że pewne cechy agoge pozostawały niezmienne. Po pierwsze, nie budzi wątpliwości fakt, że nawet w okresie archaicznym Sparta jako jedyne greckie miasto-państwo miała państwowy system edukacji dla młodzieży obojga płci. Wydaje się, że rodzice wnosili jakiś rodzaj opłat, które wspierały tenże system. Edukacja rozpoczynała się najprawdopodobniej w wieku lat 7, a kończyła przejściem w wiek męski w wieku 21 lat. Z tego względu szkoła w Sparcie różniła się od systemu edukacji w innych polis nie tylko tym, że była publiczna, ale również dlatego, że nauka w niej trwała tak długo. Po drugie, spartańskie wychowanie – co było ewenementem w starożytnym świecie – przedkładało swoisty ascetyzm i dyscyplinę nad zdobywaną wiedzą i zdolności intelektualne. Można przypuszczać, że spartańska młodzież nosiła jednolite stroje i karmiona była raczej oszczędnie. Trzeba jednak podkreślić, że – wbrew wielu współczesnym opiniom – źródła starożytne nie potwierdzają opinii, jakoby niedostatek jedzenia zmuszał spartańskich chłopców do kradzieży lub że posiadali oni jeden ubiór na wszystkie pory roku, a nauka w szkole ograniczała się do ćwiczeń sportowych i wojskowych.

Badania przeprowadzone przez Kennela dobitnie wskazują, że spartański młodzieniec na pewnym etapie szkolenia miał za zadanie żyć przez określony czas poza swoją społecznością i w tym okresie polegać na własnym sprycie oraz umiejętnościach. Oznaczało to przede wszystkim konieczność polowania i zastawiania sideł, choć dopuszczano także kradzież, jeśli jej sprawca nie dawał się złapać. Ten etap nauki w agoge określany był „próbą lisa” lub phouxir. Nie znamy źródeł, które precyzowałaby, jak długo trwał ten swoisty „survival” ani na jaki wiek przypadał. Pozwoliłam sobie umieścić go w krytycznym

okresie przejścia z czasów dzieciństwa we wczesny wiek młodzieńczy, ponieważ z punktu widzenia antropologii okres wykluczenia ze społeczności jest często ważnym rytuałem wejścia w dorosłość. W prymitywnych społeczeństwach ma to zwykle miejsce w wieku 13 lub 14 lat, a więc na progu dojrzewania.

Ponadto przyjęłam założenie, że okres trwania „próby lisa” był wystarczająco długi, by stanowić faktyczną trudność dla chłopców, ale nie na tyle długi, by szerzące się kradzieże mogły zakłócać spokój bardzo uporządkowanego społeczeństwa spartańskiego. Trudno sobie wyobrazić, że każda spartańska gospodyni domu, każdy rzemieślnik czy kupiec zaopatrujący miasto miałby żyć w nieustannym strachu przed hordami wygłodniałych chłopców. Z tego powodu nie zgadzam się z interpretacjami historyków sugerujących, że młodzież ta musiała żyć poza społeczeństwem przez cały rok. W takim bowiem przypadku zawsze jedna z kohort wiekowych przechodziłaby „próbę lisa”, a społeczeństwo musiałoby – zamiast normalnie żyć i pracować – radzić sobie z niekończącą się plagą kradzieży. Zamiast tego zdecydowałam się ograniczyć czas trwania „próby lisa” do 40 dni i 40 nocy w okresie, gdy plony zostały już zebrane, a ubój zwierząt właśnie się odbywał, co minimalizowało potencjalne zagrożenie kradzieżami oraz chaosem, które uczestnicy testu mogli wywołać.

Tradycja organizowania uczniów w klasach sięga agoge epoki hellenistycznej. Trzeba jednak pamiętać, że w szkołach na całym świecie funkcjonują klasy sformowane według kryterium wieku. Sytuacja, w której dzieci w różnym wieku są ze sobą wymieszane, jest rzadko spotykana i na ogół uważana za mało korzystną. Panuje raczej zgoda co do tego, że – choć indywidualnie dzieci rozwijają się w różnym tempie – to różnice między nimi w ramach jednej grupy wiekowej są mniejsze niż między różnymi grupami wiekowymi. Co więcej, w sporcie nie jest wskazana rywalizacja pomiędzy dziećmi młodszymi i starszymi. A z uwagi na to, że Spartanie kładli wyjątkowo silny nacisk na sprawność fizyczną, nie będzie nadużyciem przyjąć, że chłopcy w agoge rozdzieleni byli pomiędzy odpowiadające im wiekowo kohorty, niezależnie od tego, czy nosiły one specjalne nazwy, czy nie.

Unikalna rola ejrenów jest jedną z niewielu cech agoge, której opis znajdujemy u Ksenofonta. Niestety, ponieważ nie definiuje on tego terminu, nie mamy pewności co do wieku wspominanych przez niego „ejrenów”. Wiemy jednak, że w greckim świecie młodzi mężczyźni u progu dorosłości, przed nabyciem pełni praw obywatelskich przechodzili intensywne szkolenie wojskowe i wykonywali istotne funkcje, takie jak pełnienie straży czy służba garnizonowa. Chociaż w pewnym sensie cała agoge była formą szkolenia wojskowego, można przypuszczać, że wraz z przechodzeniem do kolejnych klas rósł zakres odpowiedzialności. Sam Ksenofont podkreśla, że w wieku, gdy „młodzież stawała się krnąbrna i zbyt pewna siebie”, Likurg nakazywał „zwiększenie obowiązków i dopilnowanie, by chłopcy mieli zajęcie przez większość czasu”. Ten opis doskonale odpowiada wiekowi 18, 19 i 20 lat. Jest dla mnie nie do przyjęcia teza Kennela, jakoby wszyscy młodzi mężczyźni w służbie czynnej byli „ejrenami”, ponieważ zakres ich obowiązków – oraz nieustanna gotowość do mobilizacji i wielomiesięcznej kampanii z dala od Sparty – nie pozwalałyby im na pracę w roli instruktorów w agoge. Na koniec nie ma powodu przypuszczać, że żadna z charakterystyk agoge czasów hellenistycznych nie miała swego źródła w tradycji wcześniejszej. Z tego względu przyjęłam, że – podobnie jak w epoce hellenistycznej – w czasach, których dotyczy niniejsza opowieść, melejrenami byli chłopcy w wieku lat 19, a ejrenami – 20-latkowie.

Także obecność wybieranych liderów grupy oraz „stajni” chłopców ma starożytne korzenie. Poza pochodzącym od Plutarcha opisem siedmiolatków zorganizowanych w oddziały paramilitarne z obieralnym przywódcą wiele inskrypcji w świętych miejscach Sparty wskazuje na ważną rolę rozmaitych grup, prawdopodobnie drużyn, oraz ich liderów. Używane tam nazewnictwo nic nam dzisiaj nie mówi, ale najbardziej prawdopodobna wydaje się interpretacja, że chodziło o drużyny i grupy, które mogły się na siebie nakładać. Wobec tej trudności zdecydowałam się na pewne uproszczenie, zaczerpnięte z Plutarcha.

Wielu czytelników może zaskoczyć fakt, że w książce nie ma mowy o zinstytucjonalizowej formie męskiego homoseksualizmu. Nie jest to ani przeoczenie, ani brak wiedzy o tym, że wielu uznanych historyków zwraca uwagę na to zjawisko, ani wreszcie przejaw pruderii czy niechęci do zajmowania się

tematem. Jest to raczej efekt mojego przemyślanego stanowiska: nie ma żadnego dowodu na to, że w agoge – czy ogólnie w spartańskim społeczeństwie – homoseksualizm był powszechnie przyjęty – czy to w okresie, którego dotyczy książka, czy też w wiekach go poprzedzających. Podobnie jak wiele innych, kontrowersyjnych aspektów wychowania w agoge i ten jest owocem późniejszych etapów rozwoju tej instytucji. Ksenofont, jedyny historyk, który miał najbardziej bezpośredni wgląd w instytucję agoge, twierdzi w sposób jednoznaczny: „…[Likurg]…nakazał, by w Sparcie powstrzymywano się od molestowania chłopców, podobnie jak rodzice powstrzymują się od stosunków z własnymi dziećmi, a bracia ze swoimi siostrami”. Trudno znaleźć bardziej jednoznaczne stwierdzenie niż powyższy cytat, do tego pochodzący z najbardziej wiarygodnego źródła. Pomijanie go tylko z tego powodu, że nie przystaje do pewnych założeń wstępnych, jest przejawem arogancji. Co więcej, Ksenofont idzie dalej w swojej relacji: „Nie dziwi mnie jednak fakt, że wielu ludziom trudno w to uwierzyć, ponieważ w wielu miastach prawo nie zakazuje pożądać chłopców.” Zdanie to ma kluczowe znaczenie dla sprawy: wszystkie nasze źródła pisane dotyczące Sparty pochodzą właśnie z tych „wielu miast”, ośrodków wybujałego homoseksualizmu, których mieszkańcom trudno było wyobrazić sobie życie społeczne bez tego zjawiska. Podobną trudność sprawiało zaakceptowanie społeczeństwa, w którym kobiety były wyedukowane, sprawne fizyczne i silne ekonomicznie, a jednocześnie nie rozwiązłe ani wyzywające.

Pozostaje ufać, że współczesny czytelnik będzie miał na tyle otwarty umysł, by uznać, że homoseksualizm nie jest immanentną cechą życia społecznego – przynajmniej nie w społeczeństwie, w którym kobiety stanowią jego dobrze zintegrowaną część. Uzasadnienie dla mojej tezy znajduję u jeszcze jednego ze starożytnych autorytetów: Arystoteles dostrzegał źródło wszystkich nieszczęść Sparty w nadmiernej roli kobiet, co z kolei skutkowało brakiem zjawiska homoseksualizmu w społeczeństwie spartańskim jako takim. Na koniec pozwolę sobie przywołać efekty badań archeologicznych. Do dzisiaj – zdecydowanie inaczej niż w innych miastach greckich – nie odnaleziono przykładów spartańskiej sztuki homoerotycznej. Z uwagi na to, że liczba pochodzących ze Sparty artefaktów jest mniejsza niż w przypadku Aten, Koryntu czy innych miast greckich, nie można wykluczyć, że coś nowego pojawi się na tym polu. Do tego czasu jednak musimy pozostać przy stwierdzeniu, że brakuje dowodów na zinstytucjonalizowaną formę homoseksualizmu w agoge okresu archaicznego i wczesno klasycznego.

Do dzisiaj nie ustają też dyskusje na temat ubioru dopuszczanego w agoge. Ksenofont zwraca jedynie uwagę na fakt, że – w przeciwieństwie do rozpieszczonej młodzieży w innych miastach, która miała dyspozycji bogate kolekcje himationów – chłopcom w Sparcie przysługiwała jedna sztuka na rok. W żadnym jednak miejscu Ksenofont nie sugeruje, że nie używano bielizny, choć taką właśnie tezę stawiali liczni późniejsi badacze. Podobnie jak przy innych okazjach trzymam się tutaj prac autorstwa Nigela Kennela.

Większe znaczenie ma być może fakt, że – wbrew powszechnym przekonaniom – spartańska edukacja obejmowała także literaturę i muzykę. Pierwszym z pośrednich dowodów niech będzie to, że Sparta nie zdobyłaby szacunku całego antycznego świata, nie angażowałaby się w złożone rozgrywki dyplomatyczne i nie przyciągałaby do swojej agoge synów takich osobistości świata ówczesnej nauki jak Ksenofont, gdyby jej obywatele byli niepiśmienni i tak prymitywni, jak opisują ich niektórzy współcześni pisarze. Bez wątpienia Spartanie doskonale znali swój system prawny, potrafili prowadzić debaty na forum międzynarodowym, a ich powiedzenia uznawane były za tak trafne i mądre, że trafiały do ówczesnych annałów. Co więcej, Sparta znana była z gościnności wobec najbardziej cenionych filozofów, a jej obywatele wysoko cenili poezję, co znajduje potwierdzenie w licznych zawodach i konkursach poetyckich, szczególnie w dziedzinie liryki. Obfitość odnalezionych w Sparcie inskrypcji i dedykacji jest świadectwem wysokiego poziomu wykształcenia literackiego jej obywateli: któż utrwalałby w kamieniu swoje osiągnięcia, gdyby większość społeczeństwa nie potrafiła czytać! Sparta wysyłała także pisemne rozkazy swoim dowódcom, a zachowane anegdoty sugerują, że matki i synowie wymieniali między sobą listy.

Starożytne źródła podkreślają także wagę, jaką w Sparcie przypisywano wykształceniu muzycznemu i tańcowi. Co istotne, nie tylko potwierdzają, że młodzież spartańska potrafiła czytać i pisać, ale wręcz wskazują, że „intelekt jest dla Spartan ważniejszą sprawą niż ich umiłowanie ćwiczeń fizycznych” (Plutarch, Lycurgus:20),

Na koniec, o ile wszyscy zgadzają się co do tego, że edukacja w Sparcie miała w założeniu czynić z uczniów agoge dobrych żołnierzy, próbowałam zwrócić uwagę, że cechy dobrego wojownika wykraczały poza sprawne posługiwanie się bronią, dobrą kondycję fizyczną, wytrzymałość i posłuszeństwo. Obejmowały także umiejętność tropienia, przewidywania pogody, nawigacji w oparciu o pozycje gwiazd, rozpoznawanie trujących roślin, pierwszą pomoc, budowanie fortyfikacji i okopów i wiele, wiele więcej. Zbyt mało uwagi poświęca się temu właśnie faktowi. Wierzę, że – choć etapy, na jakich uczono poszczególnych umiejętności są fikcją literacką – przedstawiony w tej opowieści ogólny obraz agoge jest bliższy ówczesnym realiom niż większość jednostronnych i jednowymiarowych opisów, w które obfituje współczesna literatura.

Przypisy

1

Władzę w starożytnej Sparcie sprawowało jednocześnie dwóch królów. Pierwszym królem Sparty był Aristodeomos, według tradycji potomek Heraklesa, który w losowaniu pomiędzy doryckimi wodzami ok. 1120 p.n.e. otrzymał krainę Lakonii. Jego synowie bliźniacy mieli odziedziczyć władzę po ojcu, dając początek dwóm dynastiom królów Sparty – Agiadom i Eurypontydom (przyp. tłum.).

2

Spartę nazywano także Lacedemonem, a jej mieszkańców Lacedemończykami. Określenie to pochodzi od nazwy krainy – Lakonii (grec. nazwa Lakedajmon, łac. Lacaedemon). Termin ten zastępuje nieraz nazwę „Sparta" (przyp. tłum.).

3

Przesmyk Koryncki, zwany też Istmem, łączączy półwysep Peloponez z główną częścią Grecji (przyp. tłum.).

4

Pierwotnie zakładano obronę przed wojskami perskimi w dolinie Tempe (przyp.tłum.)

5

Członkowie Związku Peloponeskiego (przyp. tłum.)

6

Żołnierze tworzący ciężkozbrojną piechotę w starożytnej Grecji (przyp.tłum.).

7

Rada starszych zwana geruzją. Główny organ władzy w oligarchii spartańskiej. W jej skład wchodziło dwóch królów oraz 28 starszych obywateli – gerontów (źródło: Wikipedia, hasło: Geruzja, dostęp 27 listopada 2018 r.)

8

Jeden z pięciu najwyższych urzędników w spartańskiej polis (przyp.tłum.).

9

Równi, po grecku homoioi, byli pełnoprawnymi obywatelami Sparty; nazywa się ich także Spartiatami(przyp.tłum.) 10

Eforat był pięcioosobową instytucją reprezentujacą interesy oligarchów spartańskich. Patrz przyp. 9(przyp. tłum.) 11

Chiton – rodzaj koszuli lnianej lub wełnianej. Chiton składał się z dwóch prostokątnych kawałków materiału zszytych dłuższymi bokami do wysokości ramion i na ramionach spinanych. Zakładany bezpośrednio na ciało mógł być luźny bądź z paskiem w talii, długi do kostek lub krótki – do połowy ud. Wojownicy nosili go pod pancerzem, zapobiegając otarciom ciała. (źródło: Wikipedia, hasło: Chiton, dostęp 12 grudnia 2018 r.)

12

Starożytni Grecy używali terminu „olimpiada” jako jednostki chronologicznej, oznaczajacej okres pomiędzy dwoma następującymi po sobie igrzyskami w Olimpii. Zwykle były to cztery lata (przyp.tłum.)

13

Młodzi chłopcy w ten sposób zwracali się do starszych Spartiatów (przyp. tlum.).

14

Syssitia – wspólne posiłki Spartiatów (pełnoprawnych obywateli spartańskich) obowiązujące wszystkich obywateli powyżej 20. roku życia (Źródło: Wikipedia, hasło: Syssitia, dostęp 12 grudnia 2018 r). Terminem tym określano też miejsce (mesę), w którym spożywano te posiłki (przyp.tłum.).

15

Ejrenowie (grec. eirene) – przedstawiciele najstarszej wiekowo grupy w agoge (20 lat). Byli przywódcami drużyn młodszych chłopców, organizowali im zajęcia i nadzorowali ich (przyp.tłum.).

This article is from: