
6 minute read
Waldek Tadla >> str
Ty
WALDEK TADLA
Advertisement
szechobecna, śnieżna mgła spowalnia jazdę oszronionego lodem samochodu. Wycieraczki nie nadążają zbierać zamarzniętego puchu ze śliskich szyb. W szybkim, z lewa do prawa biegu, duszą się i chrypią. Chrypią się i duszą z prawa do lewa też. Ciemna noc, siarczyście prószący śnieg. Delikatny nawiew ciepłego powietrza kładzie się przejrzystym plackiem na lodowatej tafli okiennej szyby. Spowita parą z lekka widnieje, lecz mocno ograniczona widoczność dalej zniewala wzrok. Mrok. Wokół nas kłębią się wysokie zaspy zamarzniętej bieli, zepchniętej na uliczne pobocze przez ciężki, stalowy pług. Biały wąwóz, wyżłobione koleiny, ślisko i niebezpiecznie. Środek mroźnej nocy, a my zwolna poruszamy się w utartym przez innych szlaku. Do celu naszej wyprawy pozostał bliżej nieokreślony czas. Dla jednych krótszy, dla innych dłuższy, lecz dla wszystkich tak samo nieznany. Mocno ograniczona widoczność sprawia, iż jedynym „sygnalistą wędrówki” stają się światła poprzedzającego nas auta. Podobną funkcję pełnią nasze światła dla jadącego z tyłu pojazdu. Czy poruszamy się bezwiednie? Nie, wszak błądzącą kolumnę musi ktoś prowadzić. Więc kto? Tego nikt nie wie. Opadające, ze zmęczenia powieki, bagatelizują niepokój i zbywają zadumę. Ktoś musi. Pytania powracają nachalnie; Czy aby na pewno, cokolwiek od nas zależy? Czy możemy się zatrzymać i wysiąść? Czy możemy zawrócić i pojechać w przeciwnym kierunku lub w lewo lub w prawo, jak robią to nasze wycieraczki? Odpowiedź jest prosta – Nie. Nie możemy, musimy jechać do przodu. W życiu są rzeczy, które od nas nie zależą. Musimy się do nich dostosować. Wkomponować w zastaną rzeczywistość. Wyżłobione koleiny to nasz drogowskaz. Nie możemy krzyczeć, nie możemy się swarzyć, nie możemy też umierać za idee. To znaczy możemy, ale nie warto. Jesteśmy zamknięci we własnym samochodzie. Nikt nas nie widzi, nikt nas nie słyszy, nikt nas nie pożałuje. Umrzemy, a idea pozostanie nietknięta. W podróży życia każdy z nas ma swój samochód, a w nim swoje miejsce. Jedyne co możemy zrobić, to jechać. Do przodu. Świadomie. Ostrożnie. Wytrwale do celu zmierzać. Tylko kto jedzie pierwszy… za kim my podążamy? *
Pytanie to jest dobre, bo egzystencjalne. Proponuję na razie zostawić je bez odpowiedzi. Rozpoczął się Nowy 2022 Rok. „Wszystkiego najlepszego dla ślicznych oczu, które teraz czytają - Obiecuję, że będę się o nie troszczył - Zostańmy więc przyjaciółmi na zawsze!” Co dobrego przyniesie nam ten rok? Już widzę tych, którzy w dwójkowym zestawie cyfr doszukują się niezmiernego bogactwa i upojnego szczęścia. Wszak 2+0+2+2 równa się 6, cokolwiek nie miałoby to znaczyć. Szczęśliwa 6? Nie, 7. Szkoda. Lecz między nami są też i tacy, których druga pozycja cyfry 0 utwierdza w przekonaniu o nagłym przyjściu - końca świata. Wszak 0 to totalny upadek, zagłada i śmierć. Czy pamiętacie rok dwutysięczny (2000)? Unikalna kombinacja samotnej dwójki i potrójnej nicości. Trzy zera - internetowy koniec świata, który tylko przez pomyłkę się nie wydarzył. Defekt – koronny wirus (bez zbędnych skojarzeń). Ach te zakichane komputery! Przecież miały wybuchnąć, tak spektakularnie. Tymczasem nie wybuchły. Pracują i nawet świata nie potrafią „zdilitować” poprawnie. Podsumowując; kolejny raz zostało nam „przepowiedziane” szerokie spektrum wszystkich możliwych opcji. Upraszczając możemy powiedzieć, że w roku 2022 czeka nas na pewno; życie lub śmierć. A my, jak to zwykle bywa wylądujemy gdzieś po środku. Należy mieć tylko nadzieję, że będzie nam bliżej dwójki niż zera. Jeżeli tak się stanie, to czeka nas nieuniknione bogactwo i szczęście. Nieuniknione? Jeżeli tylko słowo to odpowiednio zdefiniujemy, to tak. Bogactwo przecież może być duchowe, a szczęście dotyczyć może bliźniego, nie nas. W takim ujęciu wszystko wydaje się być proste i łatwo osiągalne. Jednak nachodzi mnie nieznośna refleksja; czy ktoś dzisiaj by chciał, takowej radości? Modlić się i uszczęśliwiać innych. Hmm, niby - prawe, a zarazem jakże infantylne. Demokratycznie wybieramy więc – lewe, to bardziej sprawiedliwe. Nasz Staruszek Świat zmienił się niewyobrażalnie. Wszystko jest dzisiaj racjonalne i policzalne, jedynie kasa się nie zgadza. Przede wszystkim dobrze ma być – nam wszystkim i broń Boże - nie praca, lecz legislacyjne bogactwo. Póki zdrowie, uroda i siła to niebo jest naszym limitem. Oczywiście niebo w sensie świeckim, a nie sakralnym. Niby dużo mamy, a na człowieczy los stale narzekamy. Bezwiednie w nim trwamy. Kiedyś uzasadnioną przyczyną narzekania była wojna. Ale dzisiaj? Zapaść ekonomiczna, niewłaściwa redystrybucja dóbr, globalne ocieplenie, pandemia, spiskowa teoria dziejów, wyższość formy nad treścią czy też inne takie. O co ten cały krzyk? Przecież wielu krzykaczy nie ma nawet pościelonego łóżka, zacerowanych skarpet, uczesanych włosów czy też umytych rąk… I właśnie tu, nachodzi mnie nostalgia, o której muszę powiedzieć: Pamiętam, kiedy byłem małym chłopcem, wracałem codziennie cały umorusany z piłkarskiego boiska. Moja Mama przypominała mi stanowczym tonem; abym koniecznie wymył… nogi. Już dość dawno, sekwencji tej nie słyszałem. Swoisty archaizm oddzielający higienę nóg od reszty ciała. Ale Jej zamiar był ze wszech miar słuszny. Dzisiaj jest nieco inaczej. Może właśnie dlatego selekcja naszych wartości ma pejoratywny wymiar. Wydaje się nam, że wiemy lepiej i mamy jedyny przepis na całe zło. Wychodzimy na ulice i krzyczymy, że chcemy „uzdrowić ten chory świat”. Tymczasem nasz dom leży w gruzach, nasze relacje z bliskimi i dalszymi leżą w gruzach. Przytłaczają nas źle zbalansowane finanse, przytłaczają nas nasze słabości i nałogi, a w rożkach obgryzionych paznokci zalega czarny bród. Równość i sprawiedliwość! Krzyczymy. Permanentnie uśredniając ludzkie życie w dół. A może by tak któregoś dnia, wziąć dwudziesto-metrowy rozbieg. Rozpędzić się; biec, biec, biec i z całej siły pierdyknąć głową w ścianę. Może wreszcie wtedy zrozumiemy, że „zmianę tego świata” powinniśmy przede wszystkim zacząć od nas samych. Już teraz, jak najszybciej. Tak dosadnie i po prostu w mig. Żyć wedle słów Norwida, które są manifestem wiary godnego Człowieka: „Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia, Do tych co mają tak za tak – nie za nie, Bez światło-cienia … Tęskno mi Panie”. Najpierw naprawić siebie. Jeżeli każdy z nas to zrobi, to Świat naprawi się sam.
Aż w końcu odnaleźliśmy podmiot naszych dywagacji. Ty – czyli każdy z nas. Przedmiotem zaś niech będzie - Odpowiedzialność. Zbudujmy teraz, z tych dwóch członów właściwą korelację? Przepis wydaje się być stosunkowo prosty i stary jak świat; edukacja, praca, rodzina, znajomi i hobby. Wszystko to w pozytywnym ciała i duszy wymiarze. Zabrzmi pompatycznie; ale pamiętaj – że tylko „prawda” Cię wyzwoli. Prawda daje wybór, kłamstwo nie daje najmniejszych szans. Zastraszanie, szantaż, intrygi i manipulacje wcześniej lub później pogrążą Cię w niełasce. Z kolei najbardziej wartościową cechą człowieka jest Empatia. Umiejętność zrozumienia innych ludzi oraz zdolność do współodczuwania ich doznań, uczuć i emocji. Piękne i proste zarazem. Dzięki tej zdolności nie tylko poznasz motywy takiego, a nie innego działania, ale również zrozumiesz decyzje takich, a nie innych życiowych postaw. Przestaniesz je oceniać i wzniesiesz się ponad podziały. Pozytywnie wkomponujesz się w społeczeństwo i staniesz się jego największym Aktywem. A skoro jesteśmy już w terminologii ekonomicznej, to dajmy teraz parę przykładów na największe społeczne Pasywa, bo takie też bywają; Egocentryzm, egoizm, megalomania oraz wszelkie tego pochodne, charakteryzują jednostkę ze zdiagnozowaną chorobą „raka duszy”. Jeśli zarazi ona tym społeczeństwo, to jego tkanka socjalna pocznie powoli obumierać. Nastąpi dezintegracja, a w jej wyniku kompletny rozpad. Aby w danej grupie było dobrze, należy się bacznie wystrzegać toksycznych osobników. Eliminować ich w zarodku. Zero tolerancji dla kłamstwa, braku transparentności, braku empatii i manipulacji. Wymienione slogany są zaprzeczeniem „prawdy”, której na dłuższą metę nie da się zmanipulować. „Poznacie ich po ich owocach” (Mt. 7:15-20). Jakie są Twoje owoce? Masz ofiary swojego bytu czy życzliwych Ci przyjaciół? Przyjaciół prawdziwych czy tych wirtualnych? Nie idź tą drogą, bo społecznie spłoniesz! Dylemat samochodu, bezwiednie toczącego się w koleinach, wytłoczonych kołami anonimowych mas, jest wiecznie aktualny. Potrafię wyobrazić sobie prostych, niejednokrotnie bogobojnych Niemców, którzy szli na wojnę niejako;