
11 minute read
Mariusz Szwarc
from Verizane 9
by Verizane
Biznes godzę Z Mariuszem Szwarc, lokalnym przedsiębiorcą, rozmawia z pasją Krzysztof Łach.
tekst Krzysztof Łach
Advertisement
Jakie woli Pan określenie biznesmen, czy przedsiębiorca? Nie widzę w tych określeniach specjalnej różnicy, jedno przecież określa drugie. Jednak raczej wolę kiedy mówi się o mnie przedsiębiorca, bo to takie polskie określenie, które niesie ze sobą zapał i odwagę w działaniu.
Mariusz Szwarc to w świecie lokalnego biznesu topowa postać. Co trzeba zrobić, by wejść na ten szczyt i się utrzymać? Uważam, że każdy biznes, który jest przemyślany, realizowany zgodnie z założeniami przynosi sukces. Do każdego przedsięwzięcia bardzo długo się przymierzam. Zgłębiam temat, analizuję instrumenty pochodne, rozpatruję ryzyko, weryfikuję zdarzenia jakie mogą stanąć na drodze. Z wielu pomysłów rezygnuję. Natomiast jeśli już podejmę decyzję, to realizuję dany projekt i konsekwentnie dążę do celu.
Pana działalność gospodarcza obejmuje różne branże. Jak się prowadzi interesy w Starogardzie? Są plusy i minusy tego, że działam w różnych branżach. Plusy to różnicowanie asortymentu usług, dzięki czemu mam kilka podpór biznesowych. Wiadomo, że nie zawsze wszystkie interesy idą świetnie. Obciążeniem jest to, że muszę znać się na wielu branżach; na handlu, na produkcji i na rolnictwie. Ma to jednak dużo pozytywów, gdyż jestem zmuszony by zgłębić wiedzę z wielu dziedzin. A ja naprawdę lubię to robić, pogłębiać swoją wiedzę, rozszerzać horyzonty. Dzięki temu, teraz jestem deweloperem, hodowcą drobiu, restauratorem, hotelarzem, producentem betonu i prowadzę firmę transportową. Dzięki tej różnorodności i podejściu do biznesu z pasją, dziś czuję się

pół-prawnikiem, pół-księgowym i pół-kadrowym. Słyszałem na swój temat opinię, że za co się nie wezmę, to przeradza się w sukces, to się zgadza, ale muszę powiedzieć, że porażki też mi się przytrafiały, o tym jednak się nie mówi. Uczę się na błędach i wyciągam z nich wnioski. W naszym mieście jest wielu przedsiębiorców, tylko – powiedzmy sobie szczerze – nie wszyscy uwierzyli w Starogard Gdański. Ja akurat uwierzyłem i staram się robić to, co umiem jak najlepiej. Jest dosyć dużo osób, które mają tutaj swoje korzenie, ale niekoniecznie swoje biznesy. Widzę potencjał w zmianie naszego otoczenia. Zainwestowałem czas i pieniądze w rekonstrukcję
kamienicy, która wiele lat szpeciła serce miasta. Kolejny obiekt – Galeria Szwarc wcześniej była budynkiem, gdzie odbywały się warsztaty szkolne. Jej rozbudowa stanowiła ogromne wyzwanie. To był obiekt, który trzeba było przygotować odpowiednio konstrukcyjnie i wkomponować w otoczenie, i to się udało. W Galerię Neptun także włożyliśmy dużo pracy i serca, aby było to m.in. miejsce spotkań mieszkańców. Patrząc na nasze miasto z perspektywy 20, 15, czy chociaż 10 lat można zauważyć postęp. Nie jestem jedynym przedsiębiorcą, który inwestuje w nasze miasto, to mnie bardzo cieszy i oby było nas jak więcej.

Pana dorobek biznesowy został dostrzeżony, znalazł się Pan w Radzie Społeczno-Gospodarczej prezydenta miasta. Ma ona charakter doradczy. Jak się w tym szerokim gronie współpracuje? To są dopiero początki. Pamiętam jak stworzenie Rady Społeczno-Gospodarczej było dopiero w planach. Dopiero się zawiązaliśmy, nie zaczęliśmy jeszcze działać, a już pojawiło się dużo krytycznych opinii. Byłem tym zaskoczony. To jest szeroka Rada reprezentująca wszystkie środowiska. Boję się trochę, czy to nie będzie nas w jakiś sposób blokowało. Cieszę się, że prezydent wybrał wiceprezydenta z konkursu, co uważam za bardzo dobry ruch. To dobrze wróży dla naszego miasta i pokazuje rozsądne podejście. Miejmy nadzieję, że Rada Miasta też będzie zachowywała się jak należy. Rada ma być sterem, który pomaga prezydentowi, a nie organem, który wprowadza destabilizację.
Wracając do Rady Społeczno-Gospodarczej zasiada w niej kilku przedstawicieli biznesu i naszą wiedzą oraz doświadczeniem będziemy chcieli pomóc nakreślić kierunki pracy dla Rady Miasta i prezydenta. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jeżeli będę czuł się pomocny, to swoją radą będę wnosił jak najwięcej. Jako Starogardzki Klub Biznesu też doradzaliśmy prezydentowi, żeby stanął ponad podziałami i wybrał wiceprezydenta fachowca z doświadczeniem. Jako przedsiębiorca i mieszkaniec uważam, że zrobił dobrze.
Biorąc pod uwagę obiekty, które powstały na terenie miasta trzeba powiedzieć, że upiększa i uatrakcyjnia Pan Starogard. Staram się to, co robię, robić jak najlepiej i też widzę efekty. Moi sąsiedzi na Rynku też starają się upiększać miasto. Starogard naprawdę zaczyna być ładniejszy. Osobiście ubolewam nad tym, że jakiś czas temu nie wykorzystano możliwości dofinansowania, żeby zrobić rewitalizację Rynku. Miejmy nadzieję, że jeszcze w tej kadencji znajdą się unijne środki, które będą możliwe do pozyskania i znajdzie się pomysł na ten nasz Rynek. To jest naprawdę ważna sprawa. Ze środków miasta ciężko będzie to wygospodarować. Szkoda, że przegapiliśmy odpowiedni moment na realizację tego przedsięwzięcia marnując czas na kłótnie.
Wytrawny biznesmen musi się dostosowywać do wymogów rynkowych. Wiem, że zamierza Pan zmienić Centrum Handlowe Galeria Szwarc na Centrum Biznesu Szwarc. Na czym ta zmiana będzie polegać? Wszystko wokół nas ewoluuje. Coś, co było dobre wczoraj niekoniecznie musi być dobre dzisiaj. Nasze obiekty są ładnie położone. Włożyliśmy w nie dużo pieniędzy, zaangażowania czasu i serca. Szkoda, aby teraz stały puste. Dotychczas była to galeria w większej mierze handlowa.
Teraz chcielibyśmy zmienić równowagę i pójść w kierunku usług, a w dalszej kolejności handel, czyli ma to być obiekt usługowo-handlowy. Przy okazji dojdzie segment biur i dlatego nazwa ulegnie zmianie na Centrum Biznesu Szwarc. Tak naprawdę od dłuższego czasu jesteśmy swoistym Centrum Biznesu. Cały kompleks składa się z biur różnych firm usługowych, finansowych, kredytowych, itp. Mieści się tu biuro działu inwestycji i nieruchomości mojej firmy, renomowane w mieście prywatne przedszkole, biuro firmy, która kompleksowo realizuje obiekty inżynieryjne tzn. buduje mosty, wiadukty, potężne obiekty. Znajduje się też siedziba SKB - Związku Pracodawców, biura pośrednictwa nieruchomości oraz banki i wiele innych. Nie zmieniamy partnerów, tylko poszerzamy usługi, utrzymując prestiż tego miejsca.
Obiekt wewnątrz przejść ma metamorfozę. Tak naprawdę kto będzie mógł funkcjonować w Centrum Biznesu Szwarc? Mamy sporo zapytań o biura o mniejszej powierzchni niż oferujemy obecnie. Dlatego zdecydowaliśmy się sprostać wymaganiom klientów i dostosujemy lokale według ich potrzeb, czyli większe pomieszczenia dzielimy na kilka mniejszych. Swoje miejsce znajdzie u nas każdy, kto prowadzi lub planuje założyć działalność z różnych branż. Liczę, iż miejsce to będzie skupiać kreatywnych i przedsiębiorczych ludzi, gotowych do działania oraz że powstanie w tym miejscu wiele inicjatyw społecznych.
Centrum Biznesu Szwarc będzie oferować tylko wynajem długoterminowy, czy też będzie można wynająć coś konkretnie pod jakieś wydarzenie, czy spotkanie? Tak jak wcześniej wspomniałem chcemy być pod każdym względem elastyczni. Niekoniecznie wynajem lokalu musi być długoterminowy. Planujemy dostosować jedno z biur na coś w rodzaju coworking, czyli biurko na wynajem, aby zainteresowani mogli zrealizować w nich swoje spotkania z kontrahentami. Oprócz tego jesteśmy w trakcie adaptacji nowoczesnej sali konferencyjnej z widokiem na panoramę miasta.
Jak z zainteresowaniem wynajmem lokali i czy można jeszcze się zgłaszać? Zainteresowanie jest spore, do tej pory udało się już zaadaptować lokale pod nowe działalności. W dalszym ciągu można się zgłaszać do biura obsługi nieruchomości firmy Broker przy ul. Krzywej 2, gdzie zainteresowane osoby mogą zapoznać się z naszą ofertą.


W biznesie należy Pan do osób odważnych. Preferuje Pan ekspansywny styl, a jak jest w życiu prywatnym? W życiu prywatnym trudno mówić o ekspansywności. Zresztą staram się rozgraniczyć życie prywatne i zawodowe. W pracy zarządzam firmą, jestem osobą stanowczą. W życiu prywatnym wygląda to trochę inaczej. Mam dzieci, które tak naprawdę dopiero wchodzą w życie i na wiele tematów mają inne zdanie ode mnie. Dzisiaj chcę przekazać im jak najwięcej pozytywnych uwag, żeby obrały właściwy kurs, w którym ważne jest zdobywanie wiedzy, nauka języków obcych. Sam kiedyś byłem w takim wieku i uważałem tak jak one dzisiaj, że postępuję właściwie, a potem niekoniecznie byłem z tego dumny.
Wiem, że szczególną miłością darzy Pan jednoślady, a konkretnie mówiąc motocykle. Co takiego jest w tych pojazdach? Pierwszy jednoślad dostałem jak miałem 9 lat. Pamiętam jak dzisiaj, że Gwiazdor, w śnieżycy przyjechał pod dom rodzinny na motorowerze. Drugi kupiłem z pieniędzy zarobionych na hodowli nutrii. To był mój pierwszy biznes, jakim się zająłem. Potem pojawiły się w moim życiu inne motocykle; WSK, MZ, Suzuki, Honda. Z biegiem czasu rosła ich pojemność oraz moc. Teraz już są cięższe motocykle. Od roku 2006 rozpoczęła się przygoda z Harleyem, która trwa do dzisiaj. Mam też pojazdy od których zaczynałem jak np. motorower, co prawda nie ten sam, ale podobny. Zawsze lubiłem jeździć na motocyklu. To pomaga nabrać dystansu do otoczenia. Nie jeżdżę po to, żeby poczuć prędkość, tylko po to, żeby delektować się otaczającym nas światem. To jest ogromna frajda. Zupełnie inne odczucia niż podczas jazdy samochodem, czy autokarem. Poczułem to np. podczas wycieczek po Stanach Zjednoczonych. Dla porównania pierwszą odbyłem autokarem, a kolejną motocyklem, były to dwie zupełnie różne wycieczki. Na motocyklu wszystko czuje się bardziej; krajobrazy, klimat, zapachy. To zdecydowanie podnosi walory podróży.
Ta miłość jest podobno bezgraniczna, gdyż czasem łączy Pan jazdę na Harleyu z podróżami, które też są Pana wielką pasją. Do roku 2000 zajmowałem się tylko i wyłącznie pracą. Budowaliśmy kapitalizm, nową rzeczywistość. Praca pochłonęła mnie w stu procentach. Wyjeżdżałem do pracy w niedzielę wieczorem, a wracałem w sobotę późnym wieczorem. Kilka godzin snu, w niedzielę do kościoła i dalej do pracy. Tak wyglądały moje tygodnie, miesiące, lata. Jesienią 1999 roku zdiagnozowano u mnie zaawansowaną nerwicę i wtedy przeorganizowałem moją pracę i otoczyłem się odpowiedzialnymi, mądrymi fachowcami. Pojechałem na wycieczkę do Egiptu i do Ziemi Świętej. To był przełom marca i kwietnia 2000 roku. Po powrocie byłem przeszczęśliwym człowiekiem. Po pierwsze, zwiedziłem
piękne miejsca, a po drugie zobaczyłem, że moja firma istnieje (śmiech). Od tego czasu staram się zawsze gdzieś pojechać. Do tych wyjazdów solidnie przygotowuję siebie i firmę.
Zwiedził Pan już niezły kawałek świata, jakie miejsca na ziemi najbardziej Pana zauroczyły? Bardzo podobała mi się Nowa Zelandia, zwłaszcza południowa, ze względu na jej ogromne, górzyste tereny, czynne gejzery, fiordy Duże wrażenie zrobiły na mnie ogromne drzewa – sekwoje, które mając zaledwie po 100-120 lat są potężnych rozmiarów, rosną 3 razy szybciej niż w innych rejonach, a dzieje się to za przyczyną tamtejszego klimatu. Nowa Zelandia jest naprawdę piękna, przyjemnie zielona. Mieszkańcy uprawiają dużo sportu, co kawałek widzi się tam osoby biegające i jeżdżące na rowerach. Ogólnie ludzie są bardzo przyjaźni. Patagonia też jest bardzo ładna, zresztą tak jak południowe Chile. Ziemia Ognista to też przepiękne krajobrazy i klimaty. Często jestem pytany, gdzie bym chciał zamieszkać. Jakiś czas temu, gdyby na Bawarii mówiono po Polsku, to chętnie bym tam zamieszkał. Zachwyt wzbudza tam krajobraz oraz ludzka życzliwość i infrastruktura. Pomimo tych wszystkich urokliwych miejsc, które widzę podczas podróży, to lubię wracać do Polski, do domu. Czuję, że tu jest moje miejsce. Uważam, że zrobiliśmy duży postęp i jest u nas coraz ładniej.
Mówi się, że podróże kształcą i trudno się z tym nie zgodzić. Czego Pana nauczyły? Zauważyłem, że świat jest bardzo zróżnicowany pod względem ekonomicznym, materialnym i niekoniecznie ma to wpływ na szczęście i zadowolenie. Widziałem smutnych milionerów w Monte Carlo czy na Florydzie i wesołych, szczęśliwych, cieszących się życiem ludzi na Kubie, Chile, czy też Namibii. Nie zazdroszczę wiecznie zapracowanym Japończykom, Koreańczykom, czy też Chińczykom żyjącym w bardzo przeludnionych, pełnych zgiełku, ogromnego hałasu miastach i nie koniecznie czystym środowisku. Wyjazdy nauczyły mnie, utwierdziły, że warto być konsekwentnym. Każdy obrany cel możemy osiągnąć, potrzebna jest jedynie wytrwała praca i systematyczność. Jeżdżąc po świecie zrozumiałem też, że nie uciekniemy od wielkich galerii handlowych. Znajdują się one w dużych aglomeracjach jak i małych miejscowościach. Za kołem podbiegunowym w miejscowości Rovaniemi są nawet dwie. W Kapsztadzie – co mnie zaskoczyło – galeria handlowa istnieje ponad 110 lat i ma się dobrze.
Podróże nie tylko chyba pozwalają poznawać cudowne miejsca, ale także ludzi. Czy Polacy, starogardzianie powinni mieć jakiekolwiek kompleksy? W naszym regionie Starogard zawsze podobał mi się najbardziej, chociaż Tczew i Chojnice też są ładnymi miejscowościami. Od kilku lat obserwuję, że my jako starogardzianie także wpływamy na to, że miasto jest coraz ładniejsze. O tej porze roku Starogard jest szczególnie piękny. Mamy rzekę, po której pływają kaczki, park, w którym można spotkać mnóstwo spacerowiczów, czyste ulice, dużo obszarów zieleni. Optymistyczne jest to, że miasto cały czas się rozwija. Chociaż przed nami jeszcze dużo pracy, to idziemy w dobrym kierunku.
Poza motocyklami i podróżami pasjonuje się Pan strzelectwem. Od jak dawna ciągnie Pana do broni? Będąc w wojsku dowódca wyłowił mój talent strzelecki. Przez całą służbę dźwigałem ciężki karabin maszynowy. Ważył 2 razy tyle, co zwykły kałasznikow. Procentowało to na poligonie, bo zestrzeliwałem cele na odległości 500-600 metrów. Inni nie byli w stanie tego osiągnąć. Kiedyś dzięki mnie cała drużyna pojechała na urlop. Później tę swoją umiejętność rozwijałem. Stałem się myśliwym. Jeżdżę na różne zawody myśliwskie, strzeleckie. Strzelam raczej krótkie dystanse, po 100 metrów. Dopiero od kilku lat jestem w Kurkowym Bractwie Strzeleckim, chociaż mentalnie jestem z nimi już od 15 lat. Teraz tej pasji też się poświęcam. Mam już nawet pewne osiągnięcia. Jestem aktualnym Królem Okręgu Pomorskiego, sprawuję „pieczę” nad 14 bractwami. W tym roku zdobyłem Złoty Pierścień Św. Katarzyny, z którego jestem bardzo dumny. Od niedawna strzelam też na dłuższe dystanse, 300 metrów, a mam nadzieję, że wkrótce na 600 i na 900 metrów. Bardzo lubię strzelanie i wszystko co jest z tym związane.
Konkurencja powinna czuć przed Panem respekt. Dobre oko, pewna ręka. Moja broń nigdy nie będzie argumentem przetargowym (śmiech). Tak na poważnie, konkurencja powinna bać się mnie tak samo jak ja jej. Konkurencję trzeba szanować i żyć z nią w zgodzie.
Niewątpliwie patrząc chociażby przez pryzmat pracy zawodowej należy Pan do ludzi sukcesu. Czy czuje się Pan człowiekiem spełnionym, a może chciałby Pan jeszcze zrealizować kolejne wyzwania? Zawsze miałem w życiu obrany cel i konsekwentnie do niego dążyłem. To się nie zmieniło. Mam obrany punkt na horyzoncie. Jeśli czuję, że się do niego zbliżam lub już go osiągnę szukam nowego wyzwania i tak jest cały czas. Do niedawna celem było otwarcie galerii handlowej, co już stało się faktem. Obecnie realizujemy budowę marketu budowlanego w Malborku oraz nową bazę handlową w Rokocinie. Oczywiście cały czas kontynuujemy działalność deweloperską. W przygotowaniu są markety budowlane w Czersku oraz Kwidzynie. Mam oczywiście jeszcze inne plany. Niektóre z nich łączą się z naszym miastem. Są to plany inwestycyjne. Na razie nie chciałbym o nich mówić, ale pewnie wkrótce się nimi podzielę.
Dziękuję za rozmowę.

