5 minute read

SZKOCJA

Next Article
IRLANDIA

IRLANDIA

Czy wystarczy pokonać Anglię i Francję, żeby znaleźć się na prostej do Pucharu Sześciu Narodów? Jak pokazała historia Szkotów w 2021 roku, można wygrać trzy mecze, w tym dwa z murowanymi faworytami do triumfu i wciąż nie zmieścić się w pierwszej trójce! Zespół Gregora Townsenda w poprzedniej edycji rozgrywek prezentował się po prostu fenomenalnie. Jednak wystarczyły dwie, minimalne porażki z Walią oraz Irlandią, by zaprzepaścić szanse na historyczny wynik.

Przypomnijmy jednak tę ostatnią kampanię od początku do końca. Zaczęło się pięknie, od wyjazdowego zwycięstwa 11:6 nad Anglikami. Pierwszego na Twickenham od 1983 roku. Potem miało być tylko piękniej. Na własnym stadionie Szkoci prowadzili z Walią do przerwy 17:8, ale ostatecznie przegrali 24:25. Irlandczykom, czyli jedynej europejskiej drużynie, której jak dotąd nie udało się pokonać Szkotom pod wodzą Gregora Townsenda, ulegli z kolei u siebie 24:27. Tydzień później rozbili Włochów 52:10, a w spotkaniu zamykającym rywalizację (przełożonym z trzeciej rundy z powodu licznych przypadków koronawirusa w reprezentacji Francji) pokonali liczących jeszcze na końcowy triumf Les Bleus, zdobywając decydujące przyłożenie w doliczonym czasie gry.

Advertisement

– W ubiegłym roku wygraliśmy trzy mecze, a w każdym byliśmy twardym rywalem. Mimo to nie zajęliśmy miejsca w pierwszej dwójce, a to pokazuje, jak wielkim wyzwaniem jest ten turniej – to słowa szkoleniowca, który prowadzi Szkotów od 2017 roku, i trzeba mu przyznać, że konsekwentnie podnosi poprzeczkę i buduje siłę swojego zespołu. Zespołu, który ze względu na efektowny, szybki styl gry od lat nazywa się „All Blacks północy” – czy słusznie? Być może w tym roku w końcu uda im się to udowodnić.

Pośród faworytów Pucharu Sześciu Narodów wskazuje się przede wszystkim fenomenalnie grających Francuzów. Szkocja jednak lubi rywalizować z pozycji „czarnego konia” i bez wątpienia po raz kolejny może przypisać sobie tę rolę. Wystarczy rzucić okiem na jesienne test mecze. Wysokie zwycięstwo nad Tonga (60:14), trzecia z rzędu wygrana z Australią (15:13), Japonia pokonana 29:20. Tylko mistrzowie świata z RPA nie dali się pokłuć przez oset. Do przerwy przegrywali 8:10, ale w drugiej odsłonie uciekli gospodarzom, bezwzględnie punktując po karnych za przewinienia w przegrupowaniach.

Szkoci jednak nie byli w tym meczu chłopcami do bicia. Zabrakło im trochę dyscypliny, ale nie można odmówić im fantastycznej defensywy oraz odwagi i fantazji w rozegraniu piłki. W tym sezonie ma być podobno jeszcze lepiej. Gregor Townsend twierdzi, że ma do dyspozycji bardzo silny zespół, a rywalizacja o pozycje była naprawdę duża. I chyba ma rację, skoro do szerokiego składu na Puchar Sześciu Narodów nie załapali się tacy wyjadacze, jak Adam Hastings, Huw Jones, George Horne czy Sean Maitland (dowołany do składu tylko na chwilę).

Na szansę może za to liczyć aż pięciu debiutantów. Andy Christie to trzecioliniowec z Saracens, Kyle Rowe – skrzydłowy z London Irish oraz Rory Darge – rwacz z Glasgow Warriors. Dwaj pozostali to łącznicy młyna: Ben Vellacott (Edinburgh) oraz Ben White (London Irish). Na którego z nich bezwzględnie należy zwrócić uwagę? Eksperci twierdzą, że Rory Darge to przyszła gwiazda rugby wielkiego formatu. Dość powiedzieć, że w reprezentacji U-20 debiutował mając 17 lat, ale w tym samym wieku był Ben White, kiedy zagrał swój pierwszy mecz w pierwszej drużynie Leicester Tigers w 2015 roku. Być może młody łącznik młyna otrzyma swoją szansę już w pierwszym meczu tegorocznej kampanii.

Walkę o Puchar Sześciu Narodów, Szkoci rozpoczną od prestiżowego Calcutta Cup, czyli starcia z Anglikami we własnej „świątyni rugby” na Murrayfield. Następnie czeka ich wyjazd do Walii i znów mecz u siebie z Francuzami. Na koniec dwa wyjazdy do Włoch oraz Irlandii. Chyba trudno powiedzieć, czy jest to korzystny układ, ponieważ Szkoci są po prostu nieprzewidywalni. Potrafią wygrać zarówno na wyjeździe, jak i przed własną publicznością. Ale potrafią też pięknie przegrywać i to jest element, na którego zmianie najbardziej zależy Gregorowi Townsendowi oraz jego podopiecznym.

Z pewnością nie można temu zespołowi odmówić potencjału. Dość wymienić kilku rugbistów, którzy uczestniczyli w zeszłorocznej kampanii British & Irish Lions: Stuart Hogg, Finn Russell, Ali Price, Zander Fagerson, Chris Harris, Rory Sutherland, Duhan van der Merwe czy Hamish Watson. Każdy z nich będzie dla rywala po drugiej stronie boiska twardym przeciwnikiem, do którego należy żywić respekt. Nie brakuje też jednak świeżej krwi, która zebrała pierwsze szlify w jesiennych testach i teraz jest głodna pokazania swoich umiejętności w starciu z najlepszymi na Starym Kontynencie.

Nie jest łatwo być kibicem Szkotów, ale ich waleczne serca, fantazja i finezja, a przy tym twarda i nieustępliwa gra potrafi zachwycać. I co najważniejsze, ten zespół nigdy nie wygrał Pucharu Sześciu Narodów, bo ostatni raz triumfował w rywalizacji rok przed dołączeniem Włochów, kiedy uczestników było jeszcze pięciu (1999). Każda passa – ta dobra, jak i zła – kiedyś znajduje swój koniec, więc i Szkoci w końcu sięgną po upragnioną chwałę.

Kajetan CYGANIK

TRENER: GREGOR TOWNSEND

Townsend pracuje z reprezentacją swojego kraju od 2017 roku i będzie z nią pracować przynajmniej do przyszłorocznego Pucharu Świata. To daje mu komfort budowania zespołu w czasie, ale wraz z upływem tego czasu, presja rośnie. Townsend jako zawodnik rozegrał w barwach Szkocji 82 mecze, zdobywając 164 punkty. Doskonale wie, że w tym roku musi wygrać nie trzy, ale przynajmniej cztery spotkania, by po raz pierwszy w tym tysiącleciu także w Pucharze Sześciu Narodów włączyć się do walki o zwycięstwo.

Pewne jest, że Townsend jeszcze nigdy nie miał tak dużego wyboru zawodników na najwyższym poziomie. Również po raz pierwszy ma tak mało problemów z kontuzjami (odpukać). Ma też doskonałe wsparcie w sztabie szkoleniowym, bo ceniony AB Zondagh jest odpowiedzialny za atak, a świetny Steve Tandy przygotowuje szkocką defensywę.

Gregor Townsend jest w ojczyźnie uwielbiany za to, na jaki poziom wyprowadził reprezentację. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż szkoleniowiec poza boiskiem dostarcza wsparcia osobom z problemami psychicznymi. Wie, jak odpowiednio zbudować silną mentalnie drużynę, jak odpowiedzieć na ewentualne problemy. I właśnie ten element może być kluczem do sukcesu.

KAPITAN: STUART HOGG

Jeśli Stuart Hogg jest w dobrej formie, to każdy Szkot wstaje rano z szerokim uśmiechem na twarzy. To nie tylko charyzmatyczny kapitan, ale też prawdziwy magik rugby. Jego wyjątkowe umiejętności doceniła nawet… JK Rowling, autorka cyklu o Harrym Potterze, która zasugerowała, że rugbista jest „charłakiem” (dzieckiem czarodziejów, ale pozbawionym magicznych mocy), ale potem poprawiła się i podkreśliła, że jest z pewnością pełnoprawnym czarodziejem.

Jakkolwiek by nie było, Hogg jest ewenementem. Debiutował w reprezentacji Szkocji w wieku 20 lat. Wchodząc z ławki w meczu przeciwko Walii, zachwycił zarówno kibiców, jak i sztab trenerski. Tydzień później wybiegł w pierwszym składzie przeciwko Francji i już w 8. minucie zameldował się na polu punktowym. Jak dotąd zdobył 25 przyłożeń dla swojego kraju i jest to rekord, którego prawdopodobnie długo nikt nie pobije. Trudno sobie wyobrazić, by Hogg go jeszcze nie wyśrubował.

Hogg jest liderem, który może poprowadzić Szkotów do zwycięstwa. Wydaje się, że ma już za sobą czas prostych błędów, które nieraz decydowały o porażce jego zespołu. Dojrzał, ale nie stracił magii, która czyni go czarodziejem rugby.

PLAYER TO WATCH: EWAN ASHMAN

Być może w tym miejscu powinien pojawić się Duhan van der Merwe, który przed rokiem zdobył decydujące przyłożenie w meczu z Francją. Dla Szkocji zdobył dotąd dziewięć „piątek” w 13 meczach, a w British & Irish Lions dołożył kolejne pięć. Tyle jednak wystarczy, bo nasze spojrzenie pada na innego Szkota.

Ewan Ashman to młody młynarz, a więc zawodnik grający na pozycji, która nieczęsto zyskuje uznanie. To jednak objawienie jesieni i kolejny piekielnie mocny punkt reprezentacji Szkocji. Urodzony w Kanadzie rugbista ma zaledwie 21 lat, a przed dwoma laty zapracował na miano zdobywcy największej liczby przyłożeń (siedem) na mistrzostwach świata U-20. Podobnie było w niedokończonym Pucharze Sześciu Narodów U-20.

W jesiennym debiucie przeciwko Australii położył niczym skrzydłowy przy chorągiewce i w tym roku ma bez dwóch zdań szansę rozbłysnąć jako nowa gwiazda międzynarodowego rugby. Od 2018 roku gra w Sale Sharks, choć był dwukrotnie wypożyczany do Edinburgh oraz Glasgow Warriors.

This article is from: