13 minute read

WYWIAD Z WOKALISTKĄ KAROLINĄ LESZKO

ŁUT SZCZĘŚCIA NIE ZASZKODZI

Z KAROLINĄ LESZKO, WOKALISTKĄ, AUTORKĄ TEKSTÓW I MUZYKI, ROZMAWIA AGNIESZKA ZIELIŃSKA

Advertisement

Czy konkursy muzyczne dodają artystom skrzydeł, czy raczej je podcinają? Różne są opinie na ten temat, ale z mojej perspektywy mogę stwierdzić, że pomagają. Zaczęłam występy na scenie od udziału w pierwszej edycji The Voice of Poland. Byłam wtedy za młoda, żeby wiedzieć, czym to się je. Tkwiłam w przekonaniu, że program od razu i na długo zapewni mi splendor i sławę. Dziś już wiem, że to ciężka praca i tylko uparte dążenie do celu robi robotę. Programy tego typu na pewno sprzyjają młodym. Poznaje się więcej osób, zdobywa fanów (choć wrogów też), jesteśmy jakoś tam rozpoznawalni. Do dziś utrzymuję kontakt z niektórymi uczestnikami programów i mam z nimi bardzo dobre relacje. Bardzo dobrze wspominam te czasy. Polecam udział w konkursach muzycznych każdemu, kto ma ochotę przeżyć ciekawą przygodę.

Bycie atrakcyjnym pomaga w karierze scenicznej? Dożyliśmy czasów, kiedy bycie atrakcyjnym na scenie stało się równie ważne, jeśli nie ważniejsze od tego, jak się śpiewa. Owszem, jest to istotne, bo dzisiejszy fan, to nie tylko słuchacz, ale i widz. Smutno mi jednak, kiedy tylko wygląd wygrywa... A, niestety, tak się zdarza. Atrakcyjność pomaga w karierze, a w połączeniu z młodością – podwójnie.

Jak znani artyści chronią swoją prywatność? Opowiada pani w mediach o miłości, swoich bliskich, samotności? Gdzie leży pani granica intymności? Mhm, trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze nie jestem tak rozpoznawalna, że muszę bać się wścibstwa reporterów. Nie znalazłam się jeszcze w sytuacji, że ktoś natrętnie pytał mnie o życie prywatne. Więc nie mam dylematu, jak chronić prywatność. W czasie wywiadów skupiam się na mówieniu o pracy i planach zawodowych. I przyznam, że jestem z tego zadowolona. Życzę sobie, żeby tak pozostało. Radości i smutki dnia codziennego zostawiam za drzwiami mojego domu.

Czym jest dla pani muzyka? Jakie są pani muzyczne autorytety? Zwykle mówię, choć brzmi to banalnie, że muzyka jest dla mnie wszystkim. Od dziecka się nią zajmuję i nie mam zamiaru tego zmieniać. Absolutnie! Jeśli chodzi o autorytety, nie będzie tajemnicą, że jest wśród nich Michael Bublé. Oczywiście wielu innych artystów też wpłynęło na to, kim dzisiaj jestem i jaką muzykę chcę wykonywać. Co ciekawe, są oni zróżnicowani stylistycznie. Wymienienie wszystkich nazwisk zdominowałoby tę rozmowę, więc podam kil

MICHAEL BUBLÉ PORÓWNAŁ BARWĘ JEJ GŁOSU DO CÉLINE DION

ka najważniejszych: David Foster, Natalie Cole, Céline Dion, Whitney Houston, Etta James. Kocham wszystkich i czerpię inspirację z ich utworów.

Od czego zależy sukces w branży wokalnej? Decyduje talent? Na sukces wpływa wiele czynników. Oczywiście talent i ciężka praca to podstawa. Hołduję też przysłowiu, że każdy jest kowalem własnego losu. Oj tak! Myślę jednak, że łut szczęścia nikomu jeszcze nie zaszkodził, wręcz przeciwnie!

Plany na przyszłość? Opowiem o zawodowych: koncerty, koncerty, koncerty. Mój najnowszy projekt to All That Jazz we współpracy z Filharmonia Futura. Zaczynamy właśnie trasę po Polsce. Proszę, śledźcie o nas informacje w mediach społecznościowych. Równolegle gramy koncerty z piosenkami Marka Grechuty, a już niebawem kolejny singiel z wymarzonym producentem z Berlina. Tak że Ahoj przygodo, niech się dzieje! Bądźcie ze mną.

Dziękuję za rozmowę.

KAROLINA LESZKO Rocznik 1986. Pochodzi z Krakowa. Absolwentka wokalistyki jazzowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Przełomowym momentem jej kariery wokalnej było zajęcie I miejsca w konkursie Korowód podczas Grechuta Festival 2009, czego efektem była płyta Ścieżki przedeptane. Szerokiej publiczności dała się poznać jako uczestniczka telewizyjnych programów muzycznych The Voice of Poland (2011, 2015) i Must be the Music (2014). W 2017 wystąpiła z singlem Oboje wiemy w koncercie Debiuty na festiwalu w Opolu. Współpracowała z Grażyną Łobaszewską, Kasią Kowalską, Hanną Banaszak, Justyną Steczkowską, Zbigniewem Wodeckim, Staszkiem Soyką, Markiem Piekarczykiem, Jackiem Wójcickim i wieloma innymi artystami. W 2013 nawiązała stałą współpracę z kilkoma renomowanymi orkiestrami w Norwegii, z którymi koncertuje do dziś. 20 września 2019 na koncercie Michaela Bublé w krakowskiej Arenie spełniła jedno ze swoich największych marzeń – wspólnie z nim wykonała piosenkę When I Fall In Love. Artysta porównał jej głos do Céline Dion. Duet stał się medialną sensacją – film z tego występu w ciągu kilku dni osiągnął ponad milion odsłon.

WSTĄP DO ŚWIATA YASUMI I ROZKOCHAJ SIĘ W PROFESJONALNEJ PIELĘGNACJI INSPIROWANEJ KRAJEM KWITNĄCEJ WIŚNI W UMI NEJ ĄC KW MIWS ASU CH AL WITEJ K O ŚWI AT Y ON Ą C ASUM AL WS

SJON NE Ą AC A Y Ś

-ZABIEGI NA TWARZ -MASAŻE -RYTUAŁY JAPOŃSKIE -KOSMETOLOGIA ESTETYCZNA -TRYCHOLOGIA -DEPILACJA -ZABIEGI NA CIAŁO -BONY PODARUNKOWE

UMÓW SIĘ NA WIZYTĘ

tel. 792 102 103 www.bielsko.yasumi.pl Bielsko-Biała "PRZĘDZALNIA" ul. Powstańców Śląskich 3 Bi u B

20% RABATU NA WSZYSTKIE ZABIEGI NA HASŁO „LADY’S CLUB” 0 U A W GI ASŁ CL RABA WSZ TKI ABIE LAD KUPON

JESTEM ZWOLENNICZKĄ ZŁOTEGO ŚRODKA

Z LEK. MED. MANUELĄ DROZD-SYPIEŃ, SPECJALISTĄ CHORÓB WEWNĘTRZNYCH, DIABETOLOGIEM, DIETET YKIEM KLINICZNYM I LEKARZEM CERT YFIKOWANYM PROFESJONALNEGO LECZENIA OT YŁOŚCI PTBO, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

Dlaczego, decydując się na studia medyczne, wybrała pani jako specjalizację diabetologię i dietetykę kliniczną? Skąd u pani ta pasja zawodowa? U nas, w naszym domu w Rybniku, skąd pochodzę, medycyna to tradycja rodzinna. Moje studia i zainteresowania są kontynuacją pasji po tacie, który jest laryngologiem, i po starszym bracie, który jest psychiatrą. Ukończyłam studia na Wydziale Lekarskim Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu. Po studiach rozpoczęłam swoją medyczną karierę od zdobycia specjalizacji w zakresie chorób wewnętrznych, ponieważ żeby móc wykonywać specjalizację, jaką jest diabetologia, trzeba wcześniej zdobyć tytuł specjalisty z zakresu chorób wewnętrznych. Wybrałam ten kierunek ze świadomością, że na tym nie poprzestanę. Chciałam zostać diabetologiem. Ta specjalność już podczas studiów bardzo mnie interesowała. W tym czasie pisałam prace naukowe, poruszając się w kręgach diabetologicznych i ginekologicznych. To z kolei poszerzyło moje horyzonty o dietetykę, która pomaga mi bardziej zrozumieć pacjenta, a jego samego nauczyć rozumienia swojej choroby i zarządzania nią. Nauczenia odpowiedzialności za swoje wybory. Uważam, że dieta powinna być dostosowana do wyników badań laboratoryjnych, leki to tylko dodatek. Te trzy dziedziny wiedzy są w mojej praktyce lekarskiej komplementarne, uzupełniają się.

Z badań wynika, że aż 26% chorych na cukrzycę w Polsce w ogóle nie wie, że choruje. A przecież cukrzyca nazywana jest epidemią XXI wieku. Na świecie choruje na nią 415 milionów dorosłych. Dlaczego nie badamy poziomu cukru we krwi i tak rzadko konsultujemy się u specjalistów? Bo cukrzyca nie boli? Jak ją rozpoznać i jak zapobiegać rozwojowi choroby?

Żartem mogę powiedzieć, że pracy nigdy mi nie zabraknie. Co więcej, poszerzając kompetencje zawodowe o dietetykę, zwiększyłam nie tylko sposób widzenia rozmaitych, często złożonych problemów zdrowotnych swoich pacjentów, ale również zakres ilościowy osób przyjmowanych. Jest mi po prostu łatwiej dobierać formy leczenia i poszerzać je o wprowadzenie na przykład probiotykoterapii czy suplementacji. Pamiętam, że jedna z moich pierwszych prac naukowych, jeszcze z okresu pracy na oddziale kardiologii, gdzie odbywałam staż specjalizacyjny z chorób wewnętrznych, była pracą, która miała odpowiedzieć na pytanie, jaki procent osób przyjmowanych do oddziału kardiologicznego z rozpoznaniem ostrego incydentu wieńcowego, czyli z podejrzeniem zawału bądź z zawałem mięśnia sercowego, ma podwyższony poziom cukru we krwi. Wyniki pracy bardzo mnie zaskoczyły. Nie byłam wtedy jeszcze specjalistą diabetologiem. Okazało się, że 51% osób przyjmowanych na oddział miało podwyższony poziom cukru, przy czym niewielu pacjentów, a dokładnie 1/5, wiedziało, że ma cukrzycę. Reszta pacjentów nie miała tej świadomości. Potem te dane były oczywiście weryfikowane, bo przy ostrych stanach zawsze poziom cukru jest wyższy, działają przecież takie hormony, jak kortyzol i adrenalina, jednak po weryfikacji i tak okazało się, że 30% pacjentów cierpiało na cukrzycę, a 50% miało stan przedcukrzycowy. Pacjenci o tym niestety nie wiedzą, dopóki nie zaczynają się powikłania, między innymi zaburzenia widzenia, przyśpieszona miażdżyca, choroby nerek. Rzeczywiście cukrzyca nie boli, więc o niej nie myślimy. Gdy wydzielanie insuliny jest zaburzone, a co za tym idzie, poziom cukru we krwi jest zbyt wysoki, chory diagnozowany jest w kierunku cukrzycy, ale dużo czasu mija, nim to się stanie. Dużo bardziej boimy się innych chorób, na przykład schorzeń serca, a cukrzycę z reguły lekceważymy. Do momentu, gdy zaczynają się objawy takie, jak zwiększone pragnienie, częste oddawanie moczu, chroniczne zmęczenie, suchość języka, uporczywe zmiany ropne czy otyłość.

No właśnie, na czym polega w pani praktyce zawodowej kompleksowe prowadzenie chorych z cukrzycą i innymi zaburzeniami gospodarki węglowodanowej? Czy udziela pani również konsultacji żywieniowych w różnych stanach chorobowych, bo przecież zajmując się w swojej pracy cukrzycą, może łączyć pani swoją wiedzę medyczną z doświadczeniem dietetycznym?

Fot. Diana Lapin

Dopiero poziom cukru we krwi powyżej 250 mg/dl zmusza mnóstwo osób do działania, ale taki wynik już oznacza cukrzycę, którą rozpoznajemy przecież od poziomu 126 mg/dl. Niestety, jest to o wiele za dużo i często oznacza już rozwój wspomnianych przeze mnie wcześniej powikłań. W mojej praktyce zdarza się, że przychodzą pacjenci z wynikami 300, a nawet 400 mg/dl. Są to często ludzie młodzi. Jeszcze w czasie studiów uczyłam się tradycyjnego podziału na cukrzycę typu pierwszego i typu drugiego, a granicą między nimi był wiek pacjenta. Dziś granica wieku mocno przesunęła się w dół. Wśród moich pacjentów cukrzycowych jest wielu dwudziestoparolatków. To oczywiście negatywny wpływ cywilizacji: stresu, tempa życia, niedostatecznej aktywności fizycznej, nieumiejętności zadbania o regenerację organizmu, czyli odpoczywania, no i złej diety. Jemy w pędzie, w ruchu, często byle co – fast-foody i przetworzoną żywność o wysokim indeksie glikemicznym,

która sprzyja wyrzutom insuliny. Niewiele wiemy i mało się o tym mówi, ale opakowania plastikowe, ich mikro- i nanocząsteczki po wprowadzeniu do organizmu również działają jak hormony. Wpływa to na rozwój takich stanów, jak insulinooporność, bezpłodność czy otyłość. Często to obserwuję, bo współpracuję z ginekologami i uczestniczę czasem w wykładach toksykologicznych. Już dawno toksykolodzy ustalili, że toksyny gromadzące się w tkance tłuszczowej rozpuszczają się w tłuszczach i oddziałują negatywnie między innymi na układ hormonalny tarczycy czy narządy rodne. O tym oczywiście informuję moich pacjentów.

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez World Wildlife Fund (WWF), człowiek spożywa średnio 5 g plastiku tygodniowo w postaci mikrocząsteczek, głównie w wodzie pitnej, a 5 g to waga plastikowej karty kredytowej, nakrętki na butelkę lub pojemność łyżki stoło

WŚRÓD MOICH PACJENTÓW CUKRZYCOWYCH JEST WIELU DWUDZIESTOPAROLATKÓW. TO NEGATYWNY WPŁYW CYWILIZACJI: STRESU, TEMPA ŻYCIA, NIEDOSTATECZNEJ AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ, NIEUMIEJĘTNOŚCI ZADBANIA O REGENERACJĘ ORGANIZMU, CZYLI ODPOCZYWANIA, NO I ZŁEJ DIETY

wej. Rocznie jest to około 250 g plastiku, czyli tyle, co wypełniony talerz obiadowy. W ciągu 10 lat jedna osoba spożywa 2,5 kg plastiku, a w ciągu życia – trwającego przeciętnie 79 lat – średnio 20 kg plastiku. To są przerażające dane. Używamy plastiku od dziesięcioleci, ale nadal nie rozumiemy wpływu mikro- i nanocząsteczek plastiku na nasze zdrowie. Ciągle jesteśmy bombardowani różnymi sygnałami, informacjami z telefonu, telewizji i radia, które budzą niepokój, nerwowość. W konsekwencji rośnie poziom kortyzolu i adrenaliny. To wywołuje falę zaburzeń. Niezależnie jednak od rodzaju cukrzycy i metody leczenia, walka cały czas toczy się o prawidłowy poziom glikemii, który wynosi od 70 do 99 mg/dl na czczo, a w dwie godziny po posiłku poniżej 140 mg/ dl. Nie jest to łatwa walka. Przeszłam dodatkowo dwa szkolenia dotyczące nietolerancji pokarmowych i celowanej probiotykoterapii. Ta ostatnia mnie zachwyciła, ponieważ prostym doborem probiotyków do stanu chorego można wyleczyć wiele chorób. Współpracuję z gastrologami i leczę również pacjentów z rozpoznaniem zespołu jelita drażliwego. W tym przypadku doborem probiotyków można minimalizować objawy choroby, tylko z konieczności stosując leki. Probiotykami można leczyć znacznie skuteczniej, warto i należy wspomagać się kiszonkami, ale można też preparatami. Trzeba jednak wiedzieć, jakimi. Stosowanie probiotyków ułatwia trawienie pokarmu, wzbogaca nas w witaminy, w produkcję dopaminy i serotoniny.

Czy jednak można uchronić się przed chorobami cywilizacyjnymi? Jest pani znana jako zadeklarowana ekolożka, zwolenniczka zdrowego, świadomego stylu życia. Czy to, co jemy i jak żyjemy może mieć zdecydowany wpływ na nasze zdrowie? Niektórzy mówią, że o wszystkim i tak decydują geny! Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę w funkcjonowaniu naszego organizmu odgrywa mikroflora jelitowa. Współcześnie mamy dużo osób z zaburzeniami emocji, stanami depresyjnymi czy nadpobudliwością. Takie stany chorobowe można właśnie leczyć, doprowadzając do równowagi mikroflorę jelitową. Że nie wspomnę o poprawie stanu skóry, na który również mają wpływ bakterie jelitowe. Leczenie objawowe, w postaci maści czy kremów stosowanych zewnętrznie, jest leczeniem skutków

choroby, a nie przyczyn. Pomóżmy sobie od wewnątrz poprzez stosowanie probiotyków, które zaleca się też przy terapii astmy i chorobie Hashimoto. Pamiętajmy, że stan naszego zdrowia w około 70% zależy od tego, co zjadamy. Pomagam pacjentom komponować posiłki i doradzam, w jakim czasie powinni je spożywać. To wiedza wyniesiona z różnych szkoleń, z wielu dziedzin. Wszystko po to, by spoglądać na zjawiska chorobowe wielokierunkowo, ze wszystkich możliwych stron. Bardzo ważnym tematem poruszanym podczas konsultacji w moim gabinecie jest kwestia celowanej suplementacji, dobieranej do schorzenia pacjenta. Dla przykładu: osoba cierpiąca na przewlekłe zapalenie tarczycy powinna zwiększyć suplementację witaminy D3, magnezu, selenu i cynku. Oczywiście przeprowadzam szczegółowy wywiad lekarski, zlecam dodatkowe badania, próbuję znaleźć złoty środek, żeby pacjentowi pomóc, a wiedza z wielu dziedzin jest do tego bardzo przydatna. Suplementacja musi być dobrana precyzyjnie do schorzeń i dolegliwości pacjenta. Nie chodzi o to, by stosować wszystkie dostępne i reklamowane tabletki, bo to raczej nie ma sensu. Powinniśmy pamiętać o naszej wątrobie, która każdą tabletkę musi zmetabolizować. Jeśli zażywamy garściami leki, suplementy, to prędzej sobie zaszkodzimy niż pomożemy. Sytuacja ta dotyczy również ziół, które też są lekami, bo zawierają substancje czynne. Jest taka niepisana zasada, że jeżeli zażywamy powyżej trzech leków jednocześnie, to każdy następny albo osłabia, albo w sposób niekontrolowany nasila działanie poprzedniego. Zatem nie powinniśmy zażywać bez kontroli leków w połączeniu z wieloma lekami ziołowymi. Nasz lekarz powinien przejrzeć listę przepisywanych medykamentów. Chodzi o to, żeby sobie pomagać, a nie szkodzić. Sama jestem zwolenniczką suplementacji, ponieważ współcześnie żywność produkowana jest masowo w glebach nasyconych nawozami sztucznymi i środkami owadobójczymi, więc często jest uboga w minerały i inne składniki odżywcze. Dlatego musimy żywność starannie myć, adietę obligatoryjnie wzbogacać o minerały i witaminy, przede wszystkim o witaminę D3 i magnez (pamiętajmy o skutkach smogu!). Jednak zawsze warto zasięgnąć porady specjalisty na temat kompozycji diety i dawek suplementów, bo internet niekoniecznie jest wiarygodnym źródłem informacji.

Propaguje pani także na co dzień metodę Kaizen. Powoli, małymi kroczkami do celu. Ale co to dokładnie jest? Praktyka czy filozofia? Jest to bardzo praktyczna i skuteczna metoda, jeśli człowiek pragnie dokonać zmian i zacznie stosować je w swoim życiu. Kaizen po japońsku oznacza poprawę, polepszenie, pozytywną zmianę. Cała koncepcja polega na wykonywaniu jak najmniejszych kroków w drodze do osiągnięcia zamierzonego celu, w każdej dziedzinie, osobistej czy zawodowej. Jak wcześniej wspomniałam, o stanie zdrowia w 30% decydują geny, a w 70% nasz styl życia, w tym dieta i wysiłek fizyczny. Przy czym dieta ma największe znaczenie. Zauważmy, że każdy produkt, jaki spożywamy, jest albo lekiem, albo trucizną. Wybór, podkreślam świadomy wybór, należy do nas. To metoda z Dalekiego Wschodu, którą bardzo lubię stosować, bo pozwala poruszać się zawsze do przodu, małymi krokami, nigdy w tył. Tak jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, że nie lubimy zmian, na zmiany reagujemy stresem. W tej metodzie chodzi o to, żeby systematycznie, ale w sposób prawie niezauważalny, wprowadzać świadome zmiany, które nie potęgują stresu. Żeby organizm nie reagował gwałtownie. W ten sposób możemy na przykład oduczyć się słodzenia, codziennie redukując dawkę o minimalną ilość, czy palenia papierosów. Albo nauczyć się spacerowania czy biegania. Dziś dwa kroki, jutro cztery itd. Konsekwentnie do przodu. Te zmiany nie wiążą się ze stresem dla organizmu i ogromnym jednorazowym wysiłkiem. Takie wprowadzanie zmian zalecam moim pacjentom. Zresztą, metoda Kaizen upraszcza wiele dziedzin naszego życia. Dla przykładu swoim pacjentom cukrzycowym mówię, żeby stosowali się do trzech zaleceń i to na początek wystarczy. Na przykład: jeść to, co się je, ale o połowę porcji mniej, zrezygnować z pieczywa pszennego na korzyść ciemnego i zwiększyć dawkę ruchu, choćby to było tylko zamiatanie podłogi, praca w ogródku czy spacer z psem. Ważne, żeby to nie była rewolucja, lecz świadoma ewolucja naszego stylu życia.

Dziękuję za rozmowę.

MANUELA DROZD-SYPIEŃ Specjalista chorób wewnętrznych, diabetolog, dietetyk kliniczny, lekarz certyfikowany profesjonalnego leczenia otyłości PTBO (Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością)

Gabinet lekarski DIABETICA ul. Piastowska 67a • 43-300 Bielsko-Biała • tel. +48 537 03 05 05 manuela@sypien.pl • www.diabetica.me

This article is from: