
4 minute read
Śladami Miłości
Siostra Radosława
Pragnienie modlitwy & modlitwa pragnienia
Advertisement
„Gdy nie wiemy, jak mamy się modlić, Duch wstawia się za nami wołaniem bez słów" ~ Rz 8,26
Modlitwa – spotkanie dwóch serc, dwóch pragnień. Pragnienie Boga spotyka się z wywołanym przez nie pragnieniem człowieka. Modlitwa, która jest fundamentalna w relacji do Miłosiernego Ojca, nie zawsze jest słowna, nie zawsze wylewna, ale zawsze szczera i płynąca z prostoty serca Bożego Dziecka. „Mówcie Jezusowi Panu wszystko, co Wam tylko serce podda. On nie chce mów wyszukanych. O! nie: to to, co Mu się podoba, to prostota serca. A im doskonalszą jest ta prostota, tym On więcej zadowolony. Jezus w Cyborium ma ręce napełnione łaskami. On nie pragnie jak tylko wylewać… (M. K. Białecka „Dyrektorium dla Nowicjatu, XI)”.
Wiele już powstało poradników o tym, jak się modlić i czym jest modlitwa. Jednak jest coś więcej. Istnieje coś, co bardziej nakłania do zobaczenia w sobie: „Czym dla mnie jest modlitwa?”. Tym czymś jest świadectwo życia – modlitwa w praktyce, która o wiele bardziej nas pociąga i zaprasza do wejścia na tą drogę spotkania niż martwe teorie ujęte w niedoskonałe słowa.
Podpytywałam moje Siostry: „Czym DLA CIEBIE jest modlitwa?”. Jedna stwierdziła, że jest to bycie z Mężem, będącym tlenem, który pozwala żyć i być prawdziwie szczęśliwą. Inna natomiast mówiła, że modlitwa jest dla niej poszukiwaniem bliskości Boga, zanurzeniem się w niej i przylgnięciem do Jezusa, który mówi „Chcę, abyś był!”. Ile Sióstr – tyle odpowiedzi. Dlaczego? Bo tylko TY modlisz się w taki, a nie inny sposób. Twoja relacja z Bogiem jest wyjątkowa.
„Jezus ma ręce wypełnione łaskami”- pisze w Dyrektorium Matka Kolumba. A czy ja potrafię wyciągnąć do Niego swoje dłonie? Czy angażuję w modlitwę całego siebie? Święty Dominik miał wiele dość dynamicznych postaw i sposobów modlitwy.

Nasza tradycja wskazuje na dziewięć, ale myślę, że w rzeczywistości było ich znacznie więcej, gdyż każda nasza postawa coś wyraża. Ileż więc musiało być różnych gestów związanych z wielkimi pragnieniami tego Świętego?
Po spotkaniu ze św. Dominikiem zaczęłam się zastanawiać, jakie są moje ulubione postawy modlitewne. Bardzo bliska jest mi modlitwa, którą nazywam „modlitwą pustych dłoni”, Kocham przed Nim usiąść i… pokazać Mu puste ręce. Sama z siebie przecież nic nie mam i za św. Pawłem powtarzam, że nie mam nic, czego bym nie otrzymała (1 Kor 4,7). Nawet jeśli przynoszę Mu jakiś dar przed Ołtarz, to cóż on znaczy bez miłości, której źródłem jest sam Bóg? Kiedyś z dziećmi śpiewałam taką piosenkę: „Nie mam nic co bym mógł Tobie dać/ Nie mam sił by przy Tobie, Panie, stać/ Puste ręce przynoszę przed Twój w Niebie tron/ Manną z Nieba nakarm duszę mą”. Wyciągam do Niego ręce, bo wszelkie dobro od Niego pochodzi. I choć dłonie zbyt wiele w sobie nie pomieszczą, to są pełne tylko dlatego, że On w swoim dawaniu nie ustaje. On jest pełnią i tej pełni łask chce mi udzielać. Mogę ją przyjąć o tyle, o ile przychodzę z PUSTYMI rękami. Czy nie są one czymś innym zajęte? Czy chęć posiadania nie trzyma ich mocno związanych?
Na różnych etapach naszego życia modlitwa wygląda inaczej. I bardzo dobrze! W życiu duchowym też musi nastąpić progres. Dorosły mężczyzna nie może przychodzić do spowiedzi i mówić, że nie słuchał mamy, która tak naprawdę od kilku dobrych lat już jest na drugim świecie. Nasza modlitwa musi się rozwijać. A kiedy jest ona najprawdziwsza? Wtedy, gdy nie zostaje już nic poza nią. Kiedy nie znajdziesz ratunku w niczym innym, jak tylko w niej. Nie ma bardziej szczerej i prawdziwej modlitwy od tego prostego wołania serca Dziecka do Miłosiernego Ojca.
Kiedy rozeznawałam swoje dominikańskie powołanie, przyszło mi na myśl, żeby o zdanie zapytać samej Założycielki. Podczas spotkania na Lednicy dostałam od jednej Siostry obrazek z nowenną do Matki Kolumby. Po rekolekcjach wiedziałam, że Siostry codziennie ją proszą w różnych intencjach, a ona nie odmawia im swojej pomocy. Postanowiłam polecić jej sprawę mojego powołania, mówiąc: „Proszę, jeśli taka jest wola Boża i upodobanie, i ty również tego chcesz, to przyjmij mnie do Zgromadzenia”. Wzdychałam do niej, a ona – jak to Matka, przyjęła mnie pod swoje skrzydła z wielką miłością i tak stałam się jej duchową córką.
Tak naprawdę jeszcze wtedy nie wiedziałam, kim ona jest i jak wyglądało jej życie. Sięgnęłam więc do pozycji „Na końcu schodów” s. Benedykty Baumann i zaczęłyśmy się poznawać. Czytałam o niej i mówiłam jej o sobie. Niejedną noc spędziłam na tym ważnym dla mnie spotkaniu. Jednak i tak wciąż życie naszej Matki Kolumby jest dla mnie tajemnicą.
Po kilku latach, gdy wracam do jej „Natchnień”, które z głębi serca zapisywała, to widzę, że w swoich prośbach mnie wyprzedziła. Modliła się za mnie, nim przyszłam do Zgromadzenia, nim w ogólne przyszłam na świat. Matka Kolumba, będąc przez dwa dni u Sacré – Coeur, pisze: „Ach, Serce Jezusa najłaskawsze, wejrzyj na mnie tym okiem miłosierdzia, jakim niegdyś na mnie tu spoglądałeś, a przez zasługi tych wszystkich dusz świętych, które w tym zakonie Ci służyły, służą i SŁUŻYĆ BĘDĄ, przebacz mi przeszłe moje wszystkie przewinienia, a zmiłuj się nad moją przyszłością.” (2 kwietnia 1874r.). Czyż to nie jest niesamowite, że święci widzą więcej?
Myślę, że i inni święci mieli podobnie. Chociażby wspominany już wcześniej św. Dominik, który noce spędzał na modlitwie i ze łzami, które oczyszczały jego spojrzenie, otaczał duchowo grzeszników. To właśnie za nimi błagał i wypraszał łaski dla następnych pokoleń. W swoim wierszu s. Stefania Huryna OP tak przedstawia jego obraz:
„O Dominiku (…)
Jak dużo zawdzięczam Twojej ojcowskiej modlitwie!
Ty z płaczem prosiłeś za zagubionych grzeszników.
Bóg Cię usłyszał!
Oto jestem owocem Twego wstawiennictwa (…)” ~ „Pochodnia”
Chrystusowi – tak jak współczesnemu człowiekowi – zależy tylko na czasie. Potrzeba wyłącznie mojej obecności. On zna stan mojego serca . Chce, bym Mu o tym opowiedział bądź po prostu prawdziwie przy Nim usiadł. „Twoje pragnienie już jest modlitwą” uspokaja św. Augustyn, a „człowiek modlący się jest człowiekiem pragnienia” (E. Bojanowski).