5 minute read

Opowiadanie Miry Umiastowskiej

Next Article
Kącik satyryczny

Kącik satyryczny

Pl@stikowego Miasta Mira Umiastowska, fragmenty

Naprawdę Ell jest manekinem

Advertisement

Nauczono ją, że świat jest dobry, a historia jest tylko odległą historią, gdzieś tam. Nie dotyka. Dobry wujek świat kręci się dookoła. Jest ciekawie i słonecznie. Zło się nie dzieje, takie ogólne, co najwyżej osobiste – kiedy była mała. Kiedy była duża, zaczęło ją dotykać – zło takie też znów raczej osobiste. Ogólne było gdzieś. Gdzieś indziej. Nie tutaj. Zło było nieprawdą. Było historią. Teraz historia zaczęła się zbliżać. Ell zaczęła odczuwać więcej analogii z teraźniejszością. Historia jakby miała ten sam mechanizm, może metody trochę inne. Analogia, tyle że zakamuflowana i nie na większą skalę. Tak, żeby manekiny nie rozumiały. Manekiny, podobnie jak ludzie, łączą się w pary. Wychowują dzieci. Świat się kołem obraca, od słońca do słońca, dopóki dzieci nie urosną. Jej dzieci urosły. Mają smukłe kończyny, otwarte spojrzenie, choć czasem się garbią. Jak to przy lekcjach. Jechała teraz z nimi pociągiem. Szukali miejsca. Przechodzili przez cały skład, aż Em zauważył: – O! Tu, będziesz miała całe kanapy! – zwrócił się do matki. Rzeczywiście, były skórzane i do przykrycia znalazły się nawet kołdry. Ale nie czas im było jechać. Mieli jeszcze coś do załatwienia. Jakąś sprawę u krawca. Szukali podwórka. Potem znaleźli dwie paczki kurczaków. A wszystkie takie żółciutkie, piszczące, zawiązane czerwoną wstążką.

Trzeba je było komuś podrzucić, żeby się nie zmarnowały. O, już zaczynają wypadać! Zebrała paczkę i poszli szukać. Nikt w okolicy nie hodował kur. Podchodząc na wzgórze od zamku z drugiej strony, nagle znaleźli się jakby na dziedzińcu z ogrodem. Było pięknie. I trochę jakby na placu zabaw czy ćwiczeń. Pokonała jakąś przeszkodę, ale cały czas myślała jednak, żeby zdążyć wrócić do pociągu. Bilet przecież by się zmarnował. No i jeszcze te kurczaki! Okazało się, że z drugiej strony dziedzińca było jednak kilka chałup. Przy tej drewnianej kury chodziły po podwórku. Tu można byłoby je rozpuścić, ale zrobiło się późno. Tego jednego, co wypadł, było jej trochę żal. Nadal trzeba jednak się spieszyć, choć dziewczynka krawcowa proponowała nocleg… Co za niespójność! Manekiny też śnią. Ell nie lubiła być sama. Ale któż z nas nie jest sam, nawet jeśli jest wśród ludzi?! Pytanie retoryczne? Może niektórzy mają szczęście być bliżej siebie. I bliżej. I ciaśniej. I dużo nas, a wcale nie bliżej. Takie gierki. Także polityczne. Ludzie lubią grać w gry. Różne. Niekiedy nie wiedzą, że grają. Ktoś nimi gra. Podobnie jak u manekinów. Wtedy są pionkami. Najczęściej giną, jak to żołnierze na wojnie, bo obiecano im chwałę, wiarę w jakąś ideę albo zwyczajnie– pieniądze. Z wojny wracają wraki. Takie igrzyska śmierci. Ktoś naciska guzik, bo gry to najczęściej teraz takie guzikowe. Polityczne. Układne, z ręką na guziku. Ell była kiedyś blisko ludzi, to rozumie. Zresztą w czasie kiedy stoi na wystawie, słyszy takie różne poglądy, wygłaszane przez klientów sklepu, a zasłyszane z telewizora, który wszyscy zgodnie krytykują i kupują nowy pakiet z większą ilością mózgotłuków. Ludzie bardzo lubią politykować. Często przy stole. Wszyscy nagle stają się patriotami, ale w przeciwnych stronnictwach. I już w rodzinie poróżnienie gotowe! Ale goście sobie pójdą i zostaniemy sami. Czy rzeczywiście? I o jaką samotność nam chodzi? Tego Ell nie wie. Ell jest wyłącznie manekinem. Rozumnym, ale tylko manekinem. Na wiosnę w nowym płaszczu. I z miasta. Dlatego nie rozumie tych kurczaków, które gdzieś w czasie snu poginęły. Ludzie mają ściśnięte dusze. Manekiny duszy nie mają. Dlatego mogą swobodnie chodzić, choć może nieco automatycznie. Ell rozumiała to, bo była manekinem wyjątkowym. W końcu jej praojciec był półczłowiekiem! Nie wie tylko, czy to lepiej, czy gorzej i dla której połowy. W każdym razie i ona miewała fragmenty duszy. Dusza ta – w połączeniu z myśleniem, w które także Ell została wyposażona – dawała efekt bolesnego uciśnienia, choć mówi się, że myślenie nie boli. To nieprawda! Oj, boli, boli i to wprost proporcjonalnie. Im więcej, tym więcej, zwłaszcza kiedy bez skutku. Zwłaszcza kiedy widzą, wiedzą, czują, a nie mogą. Manekiny. Bo nic tylko całe dnie stanie na wystawie, aż nogi bolą i ciało drętwieje. Jeszcze ten głupi uśmieszek i szklane oczy, które patrzą gdzieś, nie wiadomo gdzie. Peruka i kapelusz z idiotycznym kwiatkiem albo piórkiem z poprzedniego snu. – Patrz, nie umieraj! Umierają poprzednie epoki i ludzie. Ty stoisz na przełomie! – Zwykł mawiać manager. – Wybór należy do ciebie! – dodaje. I ciśnie. I okręca wokół palca. Głupi uwierzą. Ell nie. Ale stoi. Bo gdzie pójdzie? Na inną witrynę? Więc pozwala sobie przymierzać różne miary i rozmiary. Upinać szpilkami, żeby z przodu wyglądało. Z tyłu kłuło. Więc stoi. Świat obok przechodzi. Świat szyty na miarę albo i nie… przez tego krawca, co to go nie można było osiągnąć w poprzednim śnie. Co to się gdzieś za systemem ukrył. Za jawą. I nawet dokładnie nie wiadomo komu strzelić w mordę, bo system ściśle utkany jak powięź. A makatka utkana we wzór, z którego lalka nie wyjdzie. Ludzie się wzruszą na jej widok i los, bo mają duszę. Lalka nie ma, choć ze spojrzenia coś wyziera. To może ma? Tylko człowiek mierzy ją swoją miarą. Ell dokładnie nie wie, kim jest człowiek. Dziś obserwowała na zewnątrz, jak pogryzły się psy. Właściciele skarcili oba. Państwo Przemyślni Państwo Przemyślni wiedzą, jak mają chodzić manekiny. Jej szef też to wie, dlatego nakręca ją co dzień. Żeby chodziła. To chodzi, chociaż wiadomo, że stoi. Na wystawie. Stoi jak ta lala! A myśli, że chodzi, bo wiosenka, nowy płaszczyk, świat się kręci. Ludzie wiedzą, jak nakręcać manekiny. Jej szef to człowiek. Taki ludzki. Nigdy nie ubierze ich tak samo. Ell – czerwony, Miss – zielony. Sukienka w zygzaki – Ell, bluzeczka w pomarańcze dla Miss. Wtedy wiedzą, że się różnią, a każda ważniejsza od drugiej. Metka pod spodem ukryta. Obie ze sobą rywalizują, to zrozumiałe: – Mój świat jest lepszy! – To mój świat jest lepszy! – Przekomarzają się, choć widzą to samo. Jak to zza szyby. Różnica może polegać jedynie na spostrzegawczości, bo szyba ta sama. A i obraz za nią ten sam. Obie widziały, że psy się gryzły, ale Miss bardziej przyglądała się właścicielom. Jeden stary, łysawy, niski i przysadzisty. Taki króciak. Drugi przypominał Pinokia z wydłużonym nosem. Jednak to Ell zauważyła, że to oni, właściciele, napuścili na siebie psy. Owczarek kontra labrador. Ell dziwiła się. Jak można! Przecież oba z rasy łagodne. Podejrzewała jednak, że to trzeci – człowiek – spowodował, jej szef. Już on wie, jak utworzyć ring. Ell to wie. Czasem, kiedy chce je wkurzyć, ubiera je tak samo. Ściąga z nich wszystkie kolorowe ciuchy i swoim ludziom każe ubrać je w jednakowe, czarne uniformy z napisem: „Przecena”. Żeby chociaż jedą! Wtedy każda czułaby się wyróżniona. Ale nie! Obie! I całą resztę na wystawie. Te dalej – też. Wtedy wszyscy czują się pokrzywdzeni, bo nikt nie jest wyróżniony. Nikt nie jest lepszy. Jest tłum.

This article is from: