
9 minute read
Wywiad z VOYTKIEM GLINKOWSKIM – Joanna Nordyńska
from POST SCRIPTUM
VOYTEK GLINKOWSKI

Advertisement
CZŁOWIEK SZTUCE SIĘ NIE PRZYGLĄDA… CZŁOWIEK SIĘ W SZTUCE PRZEGLĄDA…
Glinkowski Voytek

„CO"? i „DLACZEGO"?
ŚWIATŁO jest mottem mojej pracy.W podróży ze źródła do nieskończoności obija się po drodze o tysiące przeszkód...Jego natura stawia mi wyzwania. Nie szukam tanich efektów... Jedynie podążam za czarodziejem, który pobudza zmysły. Przygoda ze ŚWIATŁEM to historia bez końca.Spędziłem trzydzieści lat rozplątując sekrety wizualnej komunikacji. Nie zawsze była to przyjemna eskapada... Ale, mimo wszystko, jestem szczęściarzem. Robię to, co kocham.
Absolwent Wydziału Malarstwa i Grafiki PWSSP w Łodzi. Ponad 30 wystaw indywidualnych i ponad 20 wystaw zbiorowych w USA, ART EXPO Javits Center (Nowy Jork), ART EXPO Pier 94 (Nowy Jork), ART EXPO Navy Pier (Chicago).
Pracował między innymi z: Stricoff Fine Art of New York, Newburgh Street Gallery of Boston, Fingerhut Galleries of California (Laguna Beach, La Jolla), Discovery Galleries of Bethesda & Santa Fe, Atlas Gallery of Chicago, Vail Fine Art (Kolorado), Breckenridge Fine Art, Blue River Gallery, A&D Gallery. Ważniejsze nagrody i wyróżnienia: Grand Prix of „Tell me the story" Art Foundry of Missouri, AMMA Collection, Grand Prix of J+K Arts Curators. Autor „Teatru Malowania", autor powieści Akrobata, autor wybranej poezji w Czytam Wasze wiersze –projekcie Roberta Tondery, aktora teatru Rampa, autor zbioru opowiadań Spacer z Tołstojem (w przygotowaniu).

Sztuka jest jak ciąża
Joanna Nordyńska
Jesteś malarzem, sportowcem, trenerem, wykładowcą sztuki, poetą, pisarzem, filozofem… Co łączy w Tobie te dziedziny? Kiedyś powiedziałeś, że podstawą wszelkich działań jest kompozycja. Że jeśli „wyjdzie ci w jednym departamencie, to i w drugim się uda”. Ja to rozumiem tak, że pewne umiejętności czy talenty są synergiczne. Co stanowi u Ciebie ten łącznik?
Chyba fakt, że ciągle jest tak mało życia w tym życiu. Za mało… Bez przerwy mam wrażenie, że nie zdążę, a tyle pięknego do poznania, do dotknięcia, do sprawdzenia. Życie jest wielowymiarowe i symultaniczne. Długość, szerokość i wysokość to dla mnie za mało. Jedna poprawka. Poetą i pisarzem nie jestem… niestety. To niezwykle skomplikowane i trudne dyscypliny. Ja, po prostu, od czasu do czasu mam szczęście trafić w sedno… Kręgosłupem SZTUKI każdego rodzaju jest kompozycja. Relacja pomiędzy formą i kolorem doprowadzona do stanu równowagi. Mam ową na smyczy w obrazach i grafikach. Istnieje wiele podobieństw w komponowaniu 50
obrazu i zdania. Ale jeszcze potrzebna jest znajomość narzędzi, a to wymaga praktyki przez lata. Nie mam jej w kilku powyższych dyscyplinach. Zatem często pudłuję… a od czasu do czasu piszę nie najgorzej. Kompozycja nie znosi monotonii. Zarówno obraz jak i tekst muszą posiąść interwały. Trzeba przeplatać je rytmem o różnej fakturze. To samo zdanie można powiedzieć na dziesiątki sposobów. Jedynie w kilku wypadkach słuchacz przestanie oddychać, aby nie uronić dźwięku. To jest narzędzie pracy pisarza, które można opanować za pomocą tysięcy prób składni. Nigdy tego nie przerobiłem. Skończył mi się dobrobyt czasu. Nie mam jak wplątać tych eksperymentów w dwudziestoczterogodzinną dobę. Zatem popycham moje pisarskie zabiegi intuicją. Właśnie kończę pisać Akrobatę. Spacerujemy po cienkiej linie i próbujemy nie runąć w dół… wszystkie przypadki w naszych życiach, te dobre, złe, miłe, pyszne i koszmarne, służą do utrzymania balansu…
Czy malarstwo jako rodzaj wypowiedzi jest dla Ciebie tylko sztuką, czy może musiałeś iść na kompromisy i zmagać się z tzw. chałturą? Wiemy, że wybierając Wydział Malarstwa i Grafiki w ówczesnej PWSSP w Łodzi obrałeś sobie taki zawód i powinien on stanowić podstawę Twojego utrzymania. Jak było kiedyś, a jak jest teraz? Zauważmy, że na dodatek musiałeś się zmierzyć z obcym gruntem i środowiskiem.
Wiesz… młodzi ludzie nie dbają o przyszłość. Liczy się DZISIAJ i TERAZ. Tego faktu nie zmienią żadne dzieje świata. To prawa natury silniejsze niż ROZUM. Szczególnie w tamtym czasie… czasie szarej komunistycznej bzdury pozbawiającej ludzi wiary i nadziei na przyszłe poprawki życia. Trzeba było wyrywać codzienności strzępy radości i roztrząsać wokół jak konfetti. Nie wybieraliśmy przyszłości. Czepialiśmy się atrakcji doczesnej. Wybrałem Akademię, ponieważ jarzyła się w tamtej rzeczywistości jak Moulin Rouge. Miałem szczęście – trafiłem w piękny nurt życia. Otarłem się o wielu wspaniałych ludzi: Ryszard Hunger, Stanisław Łabędzki, Jerzy Treliński, Włodzimierz Pierzgalski, Stanisław Łobodziński, Jacek Bigoszewski, Norbert Zawisza, Andrzej Smoczyński. Otwierali dla nas tajemne światy wyobrażeń. Uśmiechali się dobrotliwie, kiedy adrenaliną bulgocząca jaźń przerastała realne możliwości myślenia łbów naszych. Byli cierpliwie mądrzy. Miałem szczęście… Miałem też wiele szczęścia w realizacjach. Nigdy nie byłem prostytutką. Malowałem to, co wytworzył mój łeb opętany. Nawet na tzw. zamówienie. Popełniałem gafy na drabinie doświadczeń. Nigdy dla kasy z pełną świadomością czynienia rynsztoka. Malarstwo jest dla mnie sposobem konwersacji. Emocje ubrane w kolor i formę ocierają się o tłum. Mamy wiele spraw do… rozpatrzenia. Wiele w nas niedoskonałości do uświadomienia. Powtarzam za ukochanym Mistrzem Wojtkiem Młynarskim: „Róbmy swoje! Może to coś da… Kto wie?”.



Bywały momenty, kiedy malarstwo mnie opętało. Nie spałem już przed świtem, nie mogąc doczekać się wschodu słońca (maluję jedynie przy naturalnym świetle). Gnałem do obrazów, które wymyślałem w nocy. Przestawiałem kolory i faktury. Przerysowywałem te same dłonie, ręce, torsy po kilka razy, przeklinając Muchę i Toulouse-Lautreca za łatwość, z jaką konstruowali szkic. Zapominałem o realiach. Zostałem bezdomnym. Tak… Na Long Island w Nowym Jorku przez kilka miesięcy. Nie tylko nieroby lądują na ulicy. Ciężko pracujący też. Znów miałem szczęście… Stricoff Fine Art galeria z SoHo zaprosiła mnie na Art Expo w Nowym Jorku. Sprzedali ponad trzydzieści moich prac w ciągu trzech dni. Przerażony uciekłem w góry Adirondack na kilka dni. Bałem się, że to nieprawda. Że to tylko naiwny sen i po przebudzeniu znów będę się pałętał pomiędzy ludźmi, których nic nie obchodzę. Wielu wydaje się, że Ameryka to miejsce, gdzie Najlepsze ma łatwe pole do objawienia. Mhm, też tak myślałem. Kiedyś tak było, ale dzisiaj NIE. Wiele złego ma miejsce tam, gdzie Sztuka powinna błyszczeć. Błyszczy tani blichtr za grubą kasę. Pracuję w Stanach z kilkoma galeriami i sprzedawcami sztuki, których szanuję. Ale… jest mi niezwykle miło stukać do mieszkań ludzi w kraju, który mnie wychował. Pracuję z galerią Cavaletto, z galerią Triada i z galerią Ether. Chcę być w Polsce i rozmawiać w tym języku, w którym mówi się o rzeczach ważnych… W języku, którym mówiła do mnie moja Matka.
Co stanowi o tym, która myśl znajdzie swoje odzwierciedlenie w Twoich obrazach? Czy jest to metodycznie, racjonalnie opracowany plan, czy malujesz raczej intuicyjnie, emocjonalnie?
Mam notatnik. Bywa, że myśl zabłyśnie we łbie moim… taka inna… sprawiająca wrażenie WARTOŚCI. Wpisuję ową po cichu do notatnika i… czekam. Czekam, aż ostygnę. Po kilku dniach wącham myśl w notatkach i sprawdzam, czy nie śmierdzi. Sprawdzam, czy podejrzenie wartości obróciło się w fakt. Czy wytrzymała owa myśl próbę czasu. Niestety wiele z nich kończy na szafocie. Wycinam je ze wstydem i tłukę śmiechem szyderczym własne lustrzane odbicie. Śpię potem z tymi ocalałymi przez kilka tygodni, kiedy dojrzewają… przerabiam przy śniadaniu, obiedzie


i kolacji. Wreszcie nadchodzi czas porodu i… na płótnie lub papierze drą się w nieśmiertelności. Taki jest mój „proces”. Myślę, że wielu podobnie dorzuca kamyki do Ogrodu Świadomości. Tak powstają serie: Nieme symfonie, Don Quixote 21. wieku, Kartki z mojego notatnika, Zapomniane przez Noego, Maski, za którymi się chowamy. Często nie potrafię odseparować tekstu od obrazu. Powstają obrazy z wierszami, z opowiadaniem w tle.
Wydaje się, że malowanie jest sztuką cierpliwości, natomiast sukcesy sportowe, których niemało masz na swoim koncie, wymagają dość gwałtownego eksploatowania energii. Jak to rozdzielasz? Czy masz raczej regularny plan zajęć, czy może działasz na zasadzie zamkniętych zadań?
Raz jeszcze… zbyt mało Życia jest w tym Życiu. „Racjonalnie” i „metodycznie” to jest rzecz zwana „planowaniem”. Moja ukochana babcia Maria miała na to zdrowy pogląd, który tłumaczyła przypowieścią o przypadku pewnego chłopa. Otóż ten zaplanował, że puści bąka… a nakroił w spodnie. Nie planuję. Wyrywam życiu różne klejnoty, kiedy wychylą się z ukrycia. A sport? To dobre ubezpieczenie zdrowotne. Aktywność zmusza ciało do Życia. Mam wrażenie, że kiedy przestanę się ruszać,… natychmiast umrę. A jeszcze nie chcę. Tyle cudowności nie dotknąłem.
Jakie masz przemyślenia odnośnie współczesnej sztuki? Wydaje się, że obecnie trudno jest zaskoczyć nowatorstwem, a komputerowe techniki wizualne umożliwiają już wszystko, co tylko zmieści się w wyobraźni. Rola ilustracyjno-odtwórcza skończyła się wraz z wynalezieniem aparatu fotograficznego. Zatem co dalej? Jakie są różnice w odbiorze i zapotrzebowaniu na sztukę opartą na tradycyjnym malarstwie na świecie?
Wiele dzisiaj w sztuce ZOMBIE REALIZMU. Znaczy to tyle, że palną byle co, a potem poszukują mózgu, który to zaakceptuje. „Abstrakcja!!!” – wrzeszczą… i pieprzą farmazony, w których nie ma nawet podmiotu i orzeczenia. No cóż… tak zwany rynek sztuki pełen jest pasożytów. Nie mają do powiedzenia NIC, a gęby się im nie zamykają. Naciągają zamożnych na świecidełka, którymi manipulują, posługując się wyświechtanymi frazesami i „izmami”.
Podział jest bardzo konkretny. Istnieją dekoracje i istnieje SZTUKA. Nikt nie odmawia racji bytu „dekoracjom”. Pasują do mebli, dywanu, kanapy… Organizują miejsce na ścianie i dopełniają atmosferę wnętrza. Ale, jako takie, nie są warte niczego poza wartością materiału i pomnożonym cennikiem wynagrodzenia za godziny. Rzeczone pasożyty wyciskają z nabywców grubą kasę, z której znikomy procent ląduje w kieszeni producenta. Pasożyt zżera większość. Czy jest to nowy standard operacyjny w Sztuce? Absolutnie NIE! Tak jest od wieków i populistyczny majdan w każdej socjologicznej sferze wiedzie prym. Polecam George'a Orwella. Miał rację w każdym słowie… niestety. Sztuka jest jak ciąża… nie można być prawie „w”. Sztuka jest poniekąd nauką. Skomplikowaną i wielowarstwową… ale ciągle jest nauką. Jako taka jest wytłumaczalna z użyciem KONKRETÓW i FAKTÓW. Obszar płótna (to w malarstwie) to jedyny i pełen wszechświat zawarty pomiędzy czterema narożnikami. Wszystko wewnątrz podlega prawom kompozycji, która musi być zrównoważona, aby ów wszechświat się nie rozpadł. Miliony wariantów uwzględniających formy i kolory mogą sprawić Zadumę, Gniew, Radość, Miłość itd. Jesteśmy stworzeniami postępującymi „do przodu” w oparciu o dokonania innych. Zatem NIE LICZMY na NOWE. Powtarzamy lepsze (w dobrym wypadku) wersje poprzedników. Lepsze wersje!!! A nie nowości… To jest to, z czym mamy do czynienia. Studia rysunkowe są kluczem i zawsze będą. NIE JESTEŚ Artystą, jeżeli nie potrafisz operować ołówkiem. To jest KLUCZ dla wyobraźni. To jest furtka do przedstawiania każdej wyimaginowanej rzeczywistości. To w tym dokonaniu objawia się wyjątkowość Twórcy. Dynamika, lekkość, bezpretensjonalność… taka NIEZWYKŁA ZWYKŁOŚĆ. Mam nadzieję, że kiedyś świat przebudzi się z tego populistycznego letargu i w systemach edukacyjnych pojawią się nauczyciele kreujący pokolenia ludzi dostrzegających… oby… Póki co, kręcimy tę samą katarynę w innych kalendarzach i czekamy na CUD. [JN]




WIERSZE Voytek Glinkowski
