11 minute read

Buduję własne aparaty fotograficzne Haruhisa Terasaki

Haruhisa Terasaki

Haruhisa Terasaki

Advertisement

Urodzony w 1950 roku, w Nagasaki, w Japonii. Jest absolwentem Chuo University School of Science and Engineering, który ukończył w 1974 roku. Od 2017 roku zajął się na stałe fotografią, która odtąd stała się jego profesją i sposobem na życie. Ma na swoim koncie współpracę z takimi firmami jak: Microsoft Corporation, Toyota Motor Corporation i Hakuhodo. W kwietniu 2017 roku zbudował, według własnego pomysłu, wielkoformatowy aparat fotograficzny, którym robi niezwykle oryginalne, klimatyczne zdjęcia, które przyniosły mu prestiż i sławę w świecie fotografii artystycznej. We wrześniu 2017 roku wziął udział w VIII Festiwalu Fotografii – Plener Żory 2017. Jego niezwykłe prace prezentowane były na wystawie zbiorowej pt. Oczom nie wierzę. Ten 70-letni mieszkaniec Tokio, stworzył własną, unikalną metodę obrazowania. Jego fotografie są bardzo romantyczne, przypominające malarstwo dawnych mistrzów. 25 POST SCRIPTUM

Aparaty autorstwa Haruhisa Terasaki

PS: Jesteśmy zaszczyceni, że zechciał Pan przyjąć zaproszenie i zagościć w naszym magazynie. Zacznę od pytania, które mnie bardzo nurtuje. Wiem, że buduje Pan własne aparaty. Dlaczego? Czy mają one coś wspólnego z „kamerą otworkową”?

HT: Z wyglądu moje aparaty rzeczywiście przypominają „kamerę otworkową”, a może bardziej, stare, tradycyjne aparaty z początków fotografii. Mój aparat składa się z dwóch części. Obiektywu, który odwzorowuje rzeczywisty obraz na matówce i aparat cyfrowy, który fotografuje… matówkę. Wynika to z mojego zachwytu obrazowaniem, jakie powstaje na matówce. Takie trochę odrealnione, magiczne. Dlatego buduję własne aparaty. Wysyłam je też do zaprzyjaźnionych fotografów na całym świecie.

Haruhisa Terasaki

Buduję własne aparaty Wysyłam je też do zaprzyjaźnionych fotografów na całym świecie.

Dla pokazania możliwości aparatu opracowanego przez pana Terasaki zamieszczamy kilka fotografii pana Valerego Polevoya, za nadesłanie których dziękujemy autorowi. Valery Polevoy

PS: No właśnie! Wiem, że wysłał Pan aparat do goszczącej niedawno na naszych łamach, Moniki Cichoszewskiej.

HT: Tak. Wysyłam aparaty, żeby inni fotografowie mogli cieszyć się tą magiczną fotografią. Dzięki temu też lepiej poznaję możliwości swojej konstrukcji.

PS: Oglądałem Pana piękne, magiczne, klimatyczne fotografie. To kwestia sprzętu czy talentu fotografa?

HT: Moje aparaty są niezwykle czułe na światło. Na każdą, najdrobniejszą różnicę tonalną. Każdy może robić dość podobne zdjęcia, jeśli używa mojego aparatu. Tajemnica tkwi w sprzęcie.

PS: To oczywiście skromność. Aparat to najwyżej pół sukcesu. Jakie ma Pan marzenia?

HT: Moje marzenia związane są przede wszystkim z aparatami. Chciałbym doskonalić swoją konstrukcję i wysyłać ją do jak największej ilości fotografów na całym świecie, a potem cieszyć się efektami.

PS: Był Pan w Europie? A może w Polsce?

HT: Byłem w Europie na wyprawie fotograficznej. Polski niestety jeszcze nie odwiedziłem, ale mam nadzieję, że się kiedyś uda.

PS: Jakie jest Pana najlepsze zdjęcie? A może to dopiero przed panem?

HT: Z pewnością moje najlepsze zdjęcie dopiero czeka na zrobienie. Gdybym miał już takie, jaki sens byłby dalej próbować?

PS: Bardzo dziękuję za przemiłą rozmowę.

HT: Ja również dziękuję. Pozdrawiam czytelników i redakcję Post Scriptum. Może wydacie jakiś numer w języku japońskim?

PS: Jeśli pan odwiedzi Polskę, to może my wydamy wersję japońską.

HT: To jesteśmy umówieni. [JP]

Dr Marek Stanisław Żbik jest absolwentem Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego. Geolog i planetolog, w czasie swojej kariery naukowej, pracował w 10 uniwersytetach i placówkach akademii nauk w Polsce, ZSRR, Japonii i w Australii, w którym to kraju po roku 1992 osiadł na stałe. W swojej pracy naukowej zajmował się badaniami materii kosmicznej, w tym meteorytów, gruntu księżycowego i kraterów meteorytowych. Jest autorem wielu oryginalnych prac naukowych i popularnonaukowych z dziedzin geologii, planetologii i astronomii. Jako pracownik akademicki, w okresie swojej pracy, opublikował około 150 artykułów naukowych w językach polskim i angielskim. W tym też czasie prowadził również czynną działalność oświatową, występując na odczytach, jak również w kilku programach telewizyjnych i radiowych. Był autorem szeregu wysokonakładowych książek popularyzujących naukę wydawanych przez Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia (NK), Ludową Spółdzielnię Wydawniczą (LSW), oraz Książka i Wiedza (KIW). Jest również autorem artykułów naukowych i popularnonaukowych w Przeglądzie Geologicznym, Uranii, Wszechświat i Astronomia.

Piszę SF, dlatego mogę sobie pozwalać na głupstwa, odważne teorie czy też kwestionowanie niekwestionowanych prawd. To mój przywilej. Przygotuj się więc na serię niedorzeczności (śmiech).

Wyobraźmy sobie samochód jadący z prędkością 50 km/h. Jeśli rzucimy piłkę w kierunku przedniej szyby także z prędkością 50 km/h, to dla obserwatora wewnętrznego piłka będzie leciała z prędkością 50 km/h, ale dla zewnętrznego osiągnie 100 km/h (50 + 50). Podobne ćwiczenie teoretyczne wykonał Einstein, tylko że dla prędkości światła i wyszło mu, że dla obserwatora zewnętrznego... czas się zatrzyma. Wyszedł z założenia, że nie ma we wszechświecie prędkości większej niż światło. Moim zdaniem błędnego. Dla obserwatora zewnętrznego światło będzie biegło z prędkością 2c. Podobne zjawisko zaobserwowano w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Subiektywna prędkość cząsteczki przekroczyła prędkość światła. Co Ty o tym myślisz?

Nie da się przeskoczyć własnej dupy! Żyjemy w czasoprzestrzeni i z niej to jesteśmy utkani. Składamy się z cząstek elementarnych jak elektrony i inne. Cząstki te jak światło ulegają dyfrakcji i temu podobnym zjawiskom, takim jak światło. W spotkaniu z antycząstkami, cząstki z których jesteśmy zbudowani, anihilują się pozostawiając światło. Jesteśmy światłem. Zatem nie możemy biec prędzej niż światło. To proste i zrozumiałe tłumaczenie. Siedzimy w czasoprzestrzeni jak muchy w gęstym miodzie i praktycznie nie poruszamy się w ogóle (w granicach limitu nieokreśloności Heisenberga). Wychodząc nocą i spoglądając w niebo, widzę maleńki obłoczek Omega Centauri. Ta drobina jest tak wielka, że światło potrzebuje całego ludzkiego żywota, by z jednego końca obłoczku przelecieć na drugi. Czymże jest owo nasze przemieszczanie się po planecie Ziemia w stosunku do ogromu Wszechświata? Osobiście uważam, że nie ma możliwości dla komunikacji i podróży międzygwiazdowych przy obecnym stanie wiedzy i technologii. Przestrzenie są zbyt wielkie jak na nasze wyjątkowo skromne możliwości. Nawet porozumienie się w granicach naszego Układu Słonecznego będzie trudne, a czasem wyglądać może wprost anachronicznie. Koniecznym będzie komunikacja w czasie realnym, co nie jest możliwe w naszej 4-wymiarowej czasoprzestrzeni, albowiem prędkości światła niestety nie da się pokonać. Trzeba jednak ten problem obejść dookoła. Jeśli wszechświat posiada wiele innych przestrzeni, z których większość jest mocno zwinięta, to ukazuje to potencjalną drogę dla przyszłej komunikacji międzygalaktycznej w czasie realnym, a może nawet i podróży. Rozwiązań zatem trzeba szukać w świecie mechaniki kwantowej. Wyobrażam sobie, że przyszła komunikacja nie będzie zachodziła za pomocą fal elektromagnetycznych, ale gdzieś w przestrzeni subatomowej, korzystając ze zjawiska splątania kwantowego. Zatem do takiej ponadświetlnej komunikacji nie będzie przydatny radioteleskop, ale raczej coś z rodzaju Mikroskopu Sił Atomowych (AFM) Atomic Force Microscope.

Wszystko we wszechświecie faluje. Faluje też nasza wiedza. Epikur w listach do Herodota prezentował większą wiedzę na temat kosmosu niż Kopernik, który co prawda zgodził się na obecnie obowiązujący model Układu Słonecznego, ale nasze słońce uważał za centrum wszechświata, które otaczają nieruchome gwiazdy. Skąd nasza zadufana wiara w to, że skoro teraz kosmos się rozszerza, to znaczy, że rozszerza się nieustannie? Stąd wyciągamy przecież wniosek o Wielkim Wybuchu. A może po prostu faluje? Rozszerza się i kurczy naprzemiennie?

Jesteśmy właściwie na tym samym miejscu, w którym był Kopernik 500 lat temu. On przyjął Słońce za środek wszechświata, a my widzimy Układ Słoneczny jako ten środek, od którego wszystek wszechświat dookoła nas się rozbiega. To koszmarna bzdura, ale tak nasze zmysły naukowe to teraz widzą. Proponuję przeczytać mój artykuł z Astronomii numeru kwietniowego, gdzie dobrze i przystępnie to opisałem. Jeśli każdy z nas oddali się w dowolny punkt we Wszechświecie, zawsze doświadczy tej samej iluzji bycia w centrum rozszerzającego się kosmosu. Niczym wędrowiec osadzony zawsze wewnątrz okręgu własnego horyzontu będzie zawsze wędrować wokół naszej planety, tak i kosmonauta wędrujący wśród gwiazd i galaktyk będzie osadzony zawsze w centrum horyzontu widzialnego przezeń Wszechświata. Zasada Kopernikowska głosząca, iż wszechświat z każdego miejsca będzie wyglądał tak samo, przekształciła się w tak zwaną Zasadę Kosmologiczną, by wreszcie w połowie lat dziewięćdziesiątych dostrzec można było

w tym betonie naukowym pierwsze pęknięcia. Teraz uważa się, iż wszechświat jest większy niż to widać z pozycji naszego horyzontu zdarzeń i w rozmaitych jego częściach może być różny od tego, jakim go widzimy, a nawet zasady fizyki mogą się różnić. Nasza wiedza i postrzeganie rzeczywistości faluje, bo wciąż poznajemy nowe nieznane tajniki otaczającego świata, zatem cały ten obraz wraz z naszym o nim wyobrażeniu faluje.

Skoro obraziłem już Einsteina i Kopernika, to mogę też zakwestionować wizytę ludzi na Księżycu pół wieku temu. Byłby to bodajże jedyny przypadek w historii ludzkości, gdy raz zdobyty teren został odpuszczony. I nie wspominam tu ani o pasie Van Allena, ani o pyle księżycowym, który opada szybciej od astronauty. Po prostu mam wątpliwości. Co sądzisz o planowanej podróży na Marsa? Jesteśmy na to gotowi? Pod względem: logistycznym, technicznym, a nawet medycznym. Co zrobimy, jeśli natkniemy się na jakieś „ciekawe” drobnoustroje?

Australię również nie Anglicy odkryli najwcześniej. Ludzie na Księżycu już byli i przywieźli ze sobą tego niezbite dowody. Był to wysiłek dyktowany względami politycznymi. Jesteśmy zwarci i gotowi pomimo naszej bardziej niż skromnej wiedzy, a i możliwości. Brak nam pokory dla sił przyrody i rozpiera nas ignorancja. Nie jesteśmy nawet pewni tego, czy istniejemy. Rzeczywistość to przecież zmysłami postrzegana halucynacja. Jest wolność sumienia i każdy wierzy, w co zechce. Na Marsa kiedyś polecimy, mam nadzieję, że za mojego jeszcze nędznego żywota.

Co myślisz o teorii strun czasoprzestrzennych? Miałoby to być coś w rodzaju prądów kosmicznych, gdzie statek pokonywałby wielkie odległości z prędkościami dziesiątek czy setek c. Tylko SF?

Coś w tym jest. Prądy przestrzeni rzeczywiście mogą występować, a my je możemy postrzegać jako grawitację. Czy istnieje antygrawitacja? To pachnie ciemną energią. Wkraczamy tu jednak na pole czarnej magii nauki. Sorry.

Czy jesteśmy sami w kosmosie? Jeśli nie, to dlaczego nikt nie wpadł z sąsiedzką wizytą? A może wpadł?

Pewnie nie jesteśmy sami, a stara anegdota powiada, że jeśli dotąd OBCY nie nawiązali z nami kontaktu, świadczy to dobitnie o ich obecności i roztropności ich umysłu. A tak na serio to rozejrzyjmy się dookoła. Nie jesteśmy sami i trzeba tylko umieć patrzeć, by się o tym przekonać. W sumie powstaliśmy wynikiem rafinacji prymitywnej i wszechobecnej materii obłoku międzygwiezdnego w procesie czterech i pół miliarda lat trwającej ewolucji, czyli rafinacji tej materii. Nie jesteśmy przy tym wiele różni od innych stworzeń nam towarzyszących na Ziemi. Z dalekiej perspektywy, powiedziałbym, jesteśmy lekko inteligentną pleśnią i tyle. Podobne procesy dzieją się na miliardach planet naszej galaktyki i na miliardach galaktyk wewnątrz horyzontu zdarzeń naszego widzialnego wszechświata. To tylko statystyka, wiele planet ma sprzyjające życiu warunki, zatem „pole życia” zagnieżdża się wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe i dostosowuje się do tych lokalnych warunków, w jakich przystało mu egzystować. Być może, tak jak 400 milionów lat temu

ewolucja dała stworzeniom nogi, by wyszły z oceanów i opanowały lądy, tak teraz dała nam inteligencję, byśmy skonstruowali rakietę, która będzie zdolna unieść życie z powierzchni planety w przestrzeń. Tam życie może będzie dalej ewoluować, zapominając powoli o inteligencji i rozum, jak ślepa kiszka zostanie zapomniany.

Zgadzasz się z obecnie popularną teorią, że do życia na innych planetach niezbędna jest woda w stanie ciekłym?

Dla takiego życia, jakie znamy, zdecydowanie tak, woda i węgiel. Jednak trzeba przyznać, że znamy bardzo niewiele, a zatem jak stare chińskie przysłowie powiada; nie ma niczego takiego, czego by nie było, wszystko jest możliwe. Ja osobiście dopuszczam istnienie istot nawet w czystej przestrzeni karmiących się energią gwiazd, a nawet tą zawartą w pustej próżni.

Czy jest coś, co budzi Twoje wątpliwości w powszechnie znanych prawdach?

Owszem, wszystko. Nie mamy pojęcia, czym jest grawitacja, przestrzeń, materia, jak wielki jest nasz wszechświat, jakie są jego geneza i własności i przeznaczenie. Jeśli się bliżej zastanowić, niczego nie wiemy!

Na koniec, choć powinienem od tego zacząć, powiedz kilka zdań o swoich książkach.

Nikt ich nie kupuje, mają kiepską korektę, są niskonakładowe. A tak poważnie, tworzywem artystycznym dla tych powieści, które napisałem, jest SF. Jednak z mojego punktu widzenia są one częściowo autobiograficzne, częściowo popularyzujące naukę, a jedynie w niewielkiej części zawierają wątek fantastyczny i tylko po to, by nie były zbyt nudne. Opisują prawdziwe zdarzenia, które albo wydarzyły się dawno temu, albo wydarzają się właśnie, albo wydarzyły się w przyszłości. Miejscami to „hard SF”, a miejscami opis rzeczywistości pojmowanej w myśl powyżej rozumianej jej definicji.

Co Cię fascynuje w kosmosie? Wielkość, tajemniczość, różnorodność?

To jest cholernie interesujące. Najbardziej ciekawi mnie wielka struktura Wszechświata, która wydaje się być jakimś działającym organizmem czy urządzeniem. Wszechświat jest wysoce elektromagnetycznym tworem z powiązanymi ze sobą ściśle elementami. Jesteśmy na początku poznawania tej wielkiej struktury. Mnie interesuje, jaki jest cel działania tej struktury i czemu ona ma służyć? Jakby maleńki oporniczek w naszym telewizorze chciał zrozumieć swoją rolę w całym systemie elektronicznym, którego jest częścią. To zastanawia mnie najbardziej.

Dziękuję za rozmowę [JP]

This article is from: