5 minute read

Salem Express

wraki

SALEM EXPRESS

Tekst i zdjęcia KURT STORMS

HISTORIA Salem Express został zwodowany we Francji w czerwcu 1965 r. pod nazwą „Fred Scamaroni”, na cześć członka francuskiego ruchu oporu z czasów II wojny światowej. Właścicielem statku była Compagnie Generale Transatlantique. Był to prom typu ro-ro przeznaczony do przewozu pojazdów i pasażerów w rejonie Morza Śródziemnego. W czerwcu 1966 r. zaczął pływać na pierwszej trasie Marsylia-Ajaccio, po tym jak został opóźniony z powodu pożaru w maszynowni. Statek miał 115 m długości i 18 m szerokości. W 1988 r. został sprzedany firmie żeglugowej Samatour, która pod nazwą „Salem Express” rozpoczęła rejsy między Safadżą a Dżuddą.

W 1991 r. statek rozpoczął swoją zwyczajową podróż z Dżuddy w Arabii Saudyjskiej do Safadży w Egipcie na trasie o długości 450 mil.

Podróż miała trwać około 36 godzin. W Safadży zamierzano rozładować 350 pasażerów, a następnie udać się do Suezu.

Od 1988 roku była to standardowa trasa rozkładu rejsów. Jednak w Arabii Saudyjskiej wypłynięcie statku opóźniło się o 2 dni z powodu usterki mechanicznej.

14 grudnia 1991 r. statek wracał z Dżuddy z setkami pielgrzymów, którzy właśnie udali się do Mekki. Sztorm wiał z wielką siłą, a ludzie na zewnętrznych pokładach byli przemoczeni. Kapitan postanowił więc trzymać się blisko brzegu, aby skrócić czas podróży, zamiast płynąć dłuższą trasą wzdłuż zewnętrznych raf. Niestety, źle ocenił pozycję statku i o godzinie 23:31 uderzył w zewnętrzną ostrogę rafy Hyndmana. Skutek był katastrofalny.

Woda dostała się do środka przez dziurę w prawej burcie, a silne uderzenie spowodowało otwarcie dziobowych drzwi ładunkowych, przez co do środka dostały się tysiące litrów wody. Niemal natychmiast prom zaczął przechylać się na prawą burtę, co uniemożliwiło załodze użycie łodzi ratunkowych.

Salem Express, który od 1988 r. był dowodzony przez kapitana Hassana Moro, zatonął w ciągu zaledwie 20 minut od uderzenia w rafę. Wiele osób zginęło uwięzionych wewnątrz wraku. Z powodu silnego sztormu i faktu, że tragedia wydarzyła się ponad godzinę drogi od portu, w środku nocy, łodzie ratunkowe dotarły na miejsce o wiele za późno. Ponad 180 osób, które przeżyły, musiało dopłynąć do brzegu. Liczba ofiar śmiertelnych była znacząca – oficjalnie podaje się, że było ich 464. Plotki sugerują, że statek był przeładowany i że liczba ofiar śmiertelnych mogła wynosić nawet do 1200 osób. Po zatonięciu wydobyto wiele ciał, ale ostatecznie wstrzymano prace ze względu na niebezpieczeństwo i fakt, że wrak był zamknięty płytami przyspawanymi do otworów.

Pierwszym ocalałym był Ismail Abdul Hassan, inżynier rolnictwa będący amatorskim pływakiem długodystansowym. Stał na pokładzie statku kiedy ten szedł na dno. Dopłynął do brzegu podążając za światłami portu, spędzając w wodzie 18 godzin. Starał się doprowadzić do brzegu dwóch innych mężczyzn, którzy trzymali się jego ubrań, jednak po drodze zmarli z wyczerpania.

NURKOWANIE W SALEM EXPRESS

Do wraku docieramy po przyzwoitej linie. Leży on na lewej burcie, a my płyniemy wzdłuż rufy do tyłu, gdzie mamy dobrą widoczność na dwie gigantyczne śruby napędowe, pomiędzy którymi widnieje ster. Po zrobieniu kilku zdjęć kierujemy się na pokład i dostrzegamy łódź ratunkową na głębokości 30 m. Dawniej na dnie znajdowały się dwie łodzie, teraz jednak została tylko jedna. Nikt nie wie co stało się z drugą.

Lubię wraki, jednak widok łodzi ratunkowych na dnie oceanu wywołuje we mnie smutek. Ich zadaniem jest transport ludzi w bezpieczne miejsce podczas gdy statek tonie, niestety nie mogły wykonać swojego zadania, skoro znajdują się na dnie.

W okolicach rufy dostrzegam telewizor oraz radio. Ludzie nurkujący tutaj przede mną najprawdopodobniej je tam umieścili, gdyż standardowo nie znajdowałyby się one w tej części statku.

Z przodu widzimy duże wydechy, a z boku logo Salem Express. Wydechy są pełne życia – wiele koralowców wyrosło tu przez lata, od kiedy statek zatonął. Kierując się do przodu dochodzimy do mostku kapitańskiego. Po wpłynięciu na niego znajduję się w pokoju kapitana, jego stan jest zły, a wewnątrz nie pozostało już wiele urządzeń.

Następnie kieruję się w górę do wyjścia drzwiami ulokowanymi z boku. Kontynuuję drogę przez lewą burtę i przez otwarty właz wchodzę do strefy ładunkowej. Schodzę na dół i tą drogą przedostaję się do korytarzy statku, gdzie można jeszcze znaleźć resztki samochodów.

Klimat jest ponury, szczególnie biorąc pod uwagę świadomość, że w tym tragicznym wypadku zginęło wiele osób. Po drodze natykam się na kilka taczek, a w nich materace oraz walizki. Z daleka dostrzegam światło przenikające do wraku.

Po wyjściu z niego szukam drogi do restauracji. Przechodzę przez otwór i przyjmuję stabilną pozycję, aby móc tu zrobić kilka zdjęć. Stoły nadal stoją na swoim miejscu, jednak tapicerka z biegiem lat trochę się zniszczyła.

Teraz nadszedł czas pożegnania z tym pięknym wrakiem i wykonania czynności dekompresyjnych. Nie są one tak skomplikowane, jak przy nurkowaniu tradycyjnym, ponieważ nurkowałem przy użyciu rebreathera.

Po powrocie na łódź wszyscy przez moment pozostajemy w ciszy.

Każdy z nas uważa, że to piękny wrak, jednak ze względu na wydarzenia, które miały tutaj miejsce, stał się cmentarzem, a my musimy okazać mu należny szacunek.

PERFECTDIVER nr 3(21)/2022 41