3 minute read

Robert Cichy

Po dwóch Fryderykach Robert Cichy nie daje o osobie zapomnieć. Muzyk z Opola, gitarzysta, wokalista, kompozytor – wydaje nową płytę i przy okazji wspomina swoje początki w naszym mieście.

Dokładnie rok temu rozmawialiśmy o Twoich planach na drugi album i jest! Premiera już 26 czerwca i to chyba nie przypadek?

Cały tamten rok pracowałem nad albumem i zakończyłem go w marcu. Planowałem premierę na maj, ale z powodu pandemii mój wydawca, Agora, zaproponował czerwiec i podał propozycję konkretnej daty - 26 czerwca. Tak się składa, że to dzień moich 40. urodzin, więc traktuję to jako dobry znak. Chyba lepszego prezentu nie mogłem sobie wymarzyć, tym bardziej, że w tamtym roku po Fryderykach, pytany o dalsze plany wydawnicze, wiele razy odpowiadałem, że drugi autorski album chciałbym wydać przed czterdziestką.

Czy praca nad „Dirty Sun” różniła się od pracy nad pierwszym albumem? Czym różnią się one od siebie?

Jeśli chodzi o nagrywanie i produkcję muzyczną, to odbywało się to podobnie jak przy poprzedniej płycie. Większość instrumentów oraz wokale nagrałem sam w swoim studiu NANA MUSIC. Następnie wraz z Epromem pracowaliśmy nad miksem, a finalnie on robił analogowy mastering. Jeśli chodzi o różnice stricte muzyczne, to na płycie „Dirty sun” będzie bardziej melodyjnie. Utwory mają formy piosenek, a zdecydowana większość zaśpiewana jest w języku polskim. Pojawią się również goście. Jestem bardzo zadowolony z duetów, jakie powstały na ten album, bo będą to aż cztery kolaboracje.

Czterdziestka to taki czas podsumowań, rewizji tego, czego się dokonało w życiu. Przypuszczam, że są takie miejsca w Opolu, które wiążą się z twoją drogą do kariery. Zabierzesz nas w podróż sentymentalną?

Moje pierwsze wspomnienia to na pewno dom na ZWM’ie, gdzie było zawsze dużo muzyki, instrumentów i mnóstwo gości z muzycznego świata. Następnie Radio Opole, w którym pracował mój Tata. Przesiadywałem tam godzinami, miałem tam mnóstwo „cioć” i „wujków”. Cały budynek był dla mnie jak statek kosmiczny – od groma urządzeń, guzików, kabli i lampeczek. Do tego oglądanie sesji „live”, które były dla małego dzieciaka bardzo ekscytujące.

A czasy szkolne? Tam się pewnie wszystko zaczęło…

Szkoła Podstawowa nr 5 im. Karola Musioła. To było miejsce, gdzie oprócz kilku boisk, auli, dużej sali gimnastycznej i basenu, była równieżsala prób ze sprzętem muzycznym. Tam stawiałem pierwsze kroki gitarowe. Zaraz oboksalki było radio „Węzeł”. W całej szkole rozmieszczone były głośniki i mogłem puszczaćróżne utwory. Uczniowie podawali mi karteczki z dedykacjami oraz ze swojąulubioną piosenką. Organizowaliśmy też koncerty na auliczy sali gimnastycznej.Kiedyś, podczas sportowej imprezy organizowanej z okazji dnia dziecka,zaprosili nasz zespół, by ubarwił muzycznie ten dzień. Zespół nazywał się„Golgota” i grał kawałki zespołu Piersi czy Sex Pistolsów. Młodsze roczniki nieza bardzo zrozumiały nasz przekaz (śmiech). Natomiast moim pierwszym oficjalnymkoncertem, gdzie wystąpiłem jako gitarzysta, był koncert w „Musiołówce”, któraw latach90-tych funkcjonowała jako klubokawiarnia ze sceną. Miałem około 12lat, zagrałem swój pierwszy koncert, za który otrzymałem puchar... lodowy.Istotnym miejscem był również MCK na ZWM’ie, gdzie próbowałem również jakoperkusista i MDK na Strzelców Bytomskich. Tam odbywały się pierwsze „poważne”próby. Jeździliśmy już wtedy na przeglądy zespołów muzycznych po wieluopolskich miasteczkach. No i oczywiście Opolski Amfiteatr. Marzyłem, żeby tam wkońcu wystąpić. To zawsze miało wymiar czegoś wielkiego, estradowego ilegendarnego. Mogę powiedzieć, że w sumie urodziłem się na festiwalu w Opolu.Mój Tata grał na festiwalu, kiedy ktoś z Radia Opole telefonicznie dostałinformację, że ”Jankowi urodził się syn”. Przekazano szczęśliwego newsa dalejdo dyrygenta, więc po cichu postanowili mu zrobić niespodziankę. Kiedy wszyscyjuż byli na scenie, zespół nagle wstał i zagrał „Sto lat”! Wiele lat później, nascenie Amfiteatru grałem u boku czołowych polskich artystów i ze swoimizespołami (m.in. Chilli).

Teraz przyszła pora na spojrzenie naprzód. Jakie plany życiowe ma Robert Cichy? O czym marzy, co mu po głowie chodzi?

Co do dalszych planów, to już chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że marzy o końcu pandemii i wyjściu na scenę. Mam jeszcze parę pomysłów i projektów w planie, ale na razie skupię się na promowaniu nowego krążka. 3 czerwca pojawi się pierwszy singiel i teledysk do utworu „Piach i wiatr”, wtedy rusza też przedsprzedaż albumu. Jestem ciekawy przyjęcia tego materiału, a potem chciałbym móc pograć go na żywo. Mam nadzieję, że to się niebawem uda, również w Opolu.

Rozmawiała Aleksandra Śmierzyńska

Fot. Sławomir Mielnik

This article is from: