12 minute read

Arma virumque cano, czyli za co kochamy łacinę

W szkole od 2015 r. z sukcesami działa jeden z trzech w województwie podkarpackim Ośrodek Szkolenia Piłki Ręcznej w Polsce. Jest to nie lada wyróżnienie. Dzięki temu placówka otrzymuje bezpłatnie sprzęt sportowy, a dzieci – oprócz strojów sportowych – mają możliwość bezpłatnych wyjazdów na konsultacje, turnieje i centralne zgrupowania kadr latem i zimą. Niemałym wydarzeniem dla wychowanek Handball Posada Górna było uczestnictwo w międzynarodowym turnieju juniorek młodszych, rozgrywanym w Zakopanem w 2019 r., w charakterze wprowadzających zawodniczki z pierwszego składu, reprezentujące barwy Polski, Niemiec i Białorusi podczas ceremonii przedmeczowej. Był to dowód na to, że ZPRP docenił wkład pracy oraz osiągnięcia piłkarek ręcznych z Posady Górnej.

Szkoła Podstawowa w Posadzie Górnej dzięki sukcesom sportowym swych wychowanek prowadzi ożywioną współpracę z uczelniami wyższymi (AWF Wrocław, Uniwersytet Rzeszowski, KPU w Krośnie), związkami sportowymi (Związek Piłki Ręcznej w Polsce, Szkolny Związek Sportowy w Rzeszowie, Wojewódzki Podkarpacki Związek Piłki Ręcznej, Podkarpackie Zrzeszenie Ludowe Zespołów Sportowych w Rzeszowie) oraz regionalnymi mediami (Radio Rzeszów, Telewizja Rzeszów). Trener Grzegorz Argasiński dał się poznać jako dobry organizator i animator życia sportowego w środowisku lokalnym poprzez organizowanie lekcji otwartych dla nauczycieli i cyklicznych spotkań ze znanymi sportowcami, w tym olimpijczykami i paraolimpijczykami. Zapraszał do szkoły z referatami dietetyków, współpracujących z kadrami, organizował obozy letnie dla młodzieży szkolnej etc.

Advertisement

Zaangażowanie w pracę z uczniami potwierdzają bardzo wysokie wyniki w rywalizacji sportowej szkół. SP w Posadzie Górnej od lat zajmuje wysokie miejsca (zawsze w pierwszej dwudziestce) w rywalizacji sportowej w województwie podkarpackim. To wielkie osiągnięcie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że co roku klasyfikowanych jest około 650 szkół. Nauczyciel Grzegorz Argasiński został kilkakrotnie doceniony przez lokalne środowisko, otrzymując w plebiscytach tytuły: Trenera Roku województwa podkarpackiego (2018), powiatu krośnieńskiego (2017, 2018, 2019) oraz Trenera Dekady powiatu krośnieńskiego (2010-2020). Pracuje jako doradca metodyczny w PCEN.

Trzeba wiedzieć, z czego się wyrasta. Henryk Grynberg

Podsumowanie

Obraz polskiej szkoły ulega ciągłym przeobrażeniom, ale w Posadzie Górnej nie zmienia się jedno – ambicja uczniów, którzy pragną w dorosłym życiu osiągać sukcesy zawodowe, być liderami w swoich środowiskach, realnie wpływać na otaczającą rzeczywistość. Taki styl myślenia został w nich zakorzeniony w Alma Mater – w ich pierwszej w życiu szkole, gdzie poznali wspaniałych nauczycieli, którzy byli z nimi od pierwszej litery. Wyjątkowy klimat pracy twórczej to zasługa i uczniów, i ich rodziców, i kadry pedagogicznej, zarządzanej przez dyrektora Piotra Ciska.

Opracowali: Grzegorz Argasiński –nauczyciel wychowania fizycznego i doradca metodyczny PCEN Rzeszów O/Krosno, Piotr Cisek – Dyrektor Szkoły, Waldemar Kilar – nauczyciel polonista

Właściwie to ani broni, ani męża nie opiewam, a raczej sam język, w którym zdanie to wybrzmiewa aż do czasów współczesnych.

Co więcej, nie jest to opinia odosobniona. Znamy Alea iacta est (Kości zostały rzucone), Veni, vidi, vici (Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem), czy Carpe diem (Chwytaj dzień). A to jedynie najbardziej znane przykłady. Są inne, jeszcze może piękniejsze aforyzmy, jak Per aspera ad astra (Przez trudy do gwiazd), Et optima et pessima pars corporis lingua est (Język jest najlepszą i najgorszą częścią ciała), Ignoranti quem portum petat nullus suus ventus est (Dla kogoś, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, każdy wiatr jest niepomyślny). Czyż to nie frazy na kształt szekspirowskich ?

Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2021/2022 wskazują w punkcie 3. zalecenie działania na rzecz szerszego udostępnienia kanonu edukacji klasycznej i tym samym wprowadzenie w dziedzictwo cywilizacyjne Europy. Powinny temu służyć nie tylko lekcje łaciny, ale szersze i przemyślane wykorzystanie w tym względzie m.in. wycieczek edukacyjnych. Edukacja humanistyczna nie może być kolosem na glinianych nogach, a solidne jej podstawy to m.in. znajomość dziedzictwa antyku. Cieszę się zatem, że mogłam stworzyć scenariusz lekcji języka łacińskiego i kultury antycznej (oprócz scenariusza lekcji języka polskiego) w ramach kolejnego już edukacyjnego projektu PCEN Zdalny Nauczyciel Zdalna Szkoła i że linqua Latina została w nim uwzględniona, Mam nadzieję, że lekcję uda się przeprowadzić w lepszych czasach właśnie jako wycieczkę edukacyjną.

Lingua Latina ! Trudno o język, który brzmiałby bardziej klasycznie, dostojnie, elegancko, uczenie. I chociaż podobno umarł razem z cesarstwem rzymskim, a znajomość powyższych sentencji w oryginale nie jest dziś zjawiskiem powszechnym, jednak łacina przecież żyje tak intensywnie jak żaden inny język. Jest bowiem Alma Mater języków europejskich, z którymi powędrowała statkami Krzysztofa Kolumba w daleki świat obu Ameryk.

Gdy mówimy „optymalny”, myślimy „najlepszy” (łac. optimus). Gdy musimy iść do dentysty (łac. dens – ząb), jesteśmy pacjentem, czyli „cierpliwym”, choć często również „cierpiącym” (łac. patiens). Tak czy inaczej możemy potem otrzymać na przykład pastilli lub tylko consilium.

Łacina jest w naszych domach. Słowo „telewizja” oznacza „widzenie na odległość” (gr. teleo – łac. videre), a co robimy przed telewizorem ? Sedemus, spectamus i bibimus, najczęściej herbatę lub kawę, rzadziej vinum. Sapienti sat.

Słowa łacińskie nas otaczają, ale nie jest to koegzystencja świadoma, przynajmniej z naszej strony. One za to żyją świadomie, są nieśmiertelne. Mutacja, reasumpcja, Librus, bonus, wirus, Aqua Minerale są wśród nas. Objawiają swoją wszechobecność dopiero w momencie, gdy zaczynamy się łaciny uczyć. J. M. Coetzee, współczesny pisarz, zauważa, że język jest sposobem istnienia rzeczy. Do swojego istnienia, jak się okazuje, wciąż potrzebuje słownictwa, które rzekomo umarło. Jednak „ten martwy nie w grobie” (J. Kochanowski, Tren XV).

Słusznie przez całe wieki językiem obcym, którego uczono dzieci praktycznie w każdym europejskim kraju, była łacina. Z czasem gdy w Europie powstawały języki narodowe, lingua Latina ukryła się na Uniwersytetach i w Kościołach. Może wtedy właśnie jej słownictwo zaczęło brzmieć coraz bardziej egzotycznie czy nawet kojarzyć się z tajemnicą i magią. J.K. Rowling, tworząc świat przedstawiony w swoich książkach, korzysta z łaciny. Eliksirem zmuszającym uczniów do prawdomówności jest veritaserum (łac. veritas – prawda, serum – surowica), profesor – wilkołak nazywa się Lupin (łac. lupus – wilk). Jeszcze mocniej łacina wybrzmiewa w imionach kolejnych dyrektorów Hogwartu – Albusa Dumbledore’a i Severusa Snape’a. Albus znaczy biały (por. albinizm), a Severus – groźny, straszny, co podkreśla cechy charakteru postaci.

Łacina zatem jedynie pozornie zniknęła ze świata języków żywych, wystarczy przyjrzeć się, co już częściowo zrobiliśmy, światu współczesnej kultury. Ten ekskluzywny język króluje nadal niepodzielnie w słownictwie medycznym i przyrodniczym, przez wieki jego matecznikiem były teksty i liturgie kościelne, dziś już w językach lokalnych, ale encykliki papieskie wciąż pisane są przede wszystkim po łacinie.

Czy jest sens uczyć się jej dzisiaj ? A jeśli tak, to po co i jak zrobić to skutecznie? Zdecydowanie warto, stoi za nią przecież kultura antyczna, podstawa gruntownego wykształcenia, bez względu na to, czy pisze się książki, leczy ludzi czy buduje mosty.

Mieliśmy niezwykłe szczęście przez cztery lata poznawać język łaciński w II Liceum Ogólnokształcącym im. prof. Kazimierza Morawskiego w Przemyślu. Nie oszukujmy się, nauka przedmiotu, który nie przydaje się na co dzień prawie wcale, jest bardzo ciężkim i mozolnym zajęciem, dla niektórych wręcz syzyfową pracą. W naszej klasie nie było inaczej. Choć łacina nie była naszym najważniejszym przedmiotem, stała się przysłowiową wisienką na szkolnym torcie. Jednak noblesse oblige i nauczyciel łaciny w naszej szkole staje przed ogromnym wyzwaniem dbania o tradycje antyczne z szacunku dla wyjątkowego patrona. Jakiż to martwy język, jeśli nie więdnąc, przetrwał tysiąclecia! (Julian Tuwim) – ten napis z pracowni języka łacińskiego witał nas kilka razy w tygodniu.

Na naszych lekcjach łaciny było zupełnie inaczej niż u Gombrowicza. Tam Nikt się nie odezwał. Staruszek, jeszcze nie tracąc nadziei, powtarzał swoje: „no, no” i „collan, collan, promieniał, kokietował zagadką, zachęcał, pobudzał i – jak umiał – wyzywał do wiedzy, do odpowiedzi. Naraz ujrzał, że nikt nie chce, że tańczy do muru. Przygasł i rzekł głucho: – Collandus sim! Collandus sim! – powtórzył zgnębiony i upokorzony powszechnym milczeniem i dodał: – Jakże to, panowie? Czyżbyście naprawdę nie doceniali! Czyż nie widzicie, że collandus sim kształci inteligencję, rozwija intelekt, wyrabia charakter, doskonali wszechstronnie i brata z myślą starożytną? Bo zważcie, że jeśli od olleare jest ollandus, to przecież od colleare musi być collandus, bo passivum futurum trzeciej koniugacji kończy się na dus, dus, us, z wyjątkiem jedynie wyjątków. Us, us, us – panowie! Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem!

Nauczycielka nie zmęczyła nas gramatyką, zaczęliśmy od zrozumienia, jak gęsto oplata nas ten język. Mieliśmy to szczęście, że łacina nie była traktowana przez panią z patosem, nie pozwalającym zrozumieć piękna tego języka, ale raczej z szacunkiem i oddaniem, które zachwycały i skłaniały do nauki. W końcu Verba docent, exempla trahunt (Słowa uczą, przykłady pociągają). Najpierw to my „przedstawiliśmy się” łacinie. Dosłownie. Na pierwszych zajęciach staraliśmy się zrozumieć pochodzenie naszych imion, a wiele z nich wzięło swój początek właśnie z łaciny. Jak lepiej pokazać bliskość języka niż ukazując go w nas samych?

Jesteś Mariusz, Mariusz to imię męskie pochodzenia łacińskiego, wywodzi się od nazwy rzymskiego rodu Mariuszów lub imienia boga wojny Marsa, 19 stycznia to dzień męczeńskiej śmierci św. Mariusza, który został zamordowany za panowania cesarza Dioklecjana. Jesteś Julia, to imię żeńskie powstałe w starożytnym Rzymie jako przydomek od nazwy rodowej Julii (pol. Juliusze); żeński odpowiednik imienia Juliusz. Jesteś Wiktor, czyli ‘zwycięzca’, a ty Beata, ‘błogosławiona, szczęśliwa’. Nie wszystkie imiona miały pochodzenie łacińskie, więc szukaliśmy dalej, w antycznej Grecji, gdzie znaleźliśmy Jacka, Agatę, Bartka, Małgorzatę.

Na kolejnych lekcjach pojawiały się stopniowo zasady gramatyki i słownictwo, bynajmniej nie nużące. I na to znalazła się metoda, zupełnie inna niż gombrowiczowska. „NAUCZYCIEL: Co, panie Gałkiewicz? Us nie doskonali? Powiada pan, że końcówka ta nie doskonali? Że ta końcówka passivi futuri trzeciej koniugacji nie wzbogaca? Jakże to, Gałkiewicz ? GAŁKIEWICZ: Ten ogonek nie wzbogaca mnie! Ten ogonek mnie nie doskonali! Wcale! Tra, la, la. O Boże! Mama! NAUCZYCIEL: Jak to nie wzbogaca? Panie Gałkiewicz, jeżeli ja mówię, że wzbogaca, to wzbogaca! Przecież ja mówię, że wzbogaca. Niech Gałkiewicz zaufa mi! Zwykły umysł nie pojmie tych wielkich korzyści! Żeby pojąć, trzeba samemu po długoletnich studiach stać się

zgoła niezwykłym umysłem! Chryste Panie, wszak w ciągu ubiegłego roku przerobiliśmy siedemdziesiąt trzy wiersze z Cezara, w których to wierszach Cezar opisuje, jak ustawił swoje kohorty na wzgórku. Czyż te siedemdziesiąt trzy wiersze tudzież stówka nie objawiły Gałkiewiczowi mistycznie wszystkich bogactw antycznego świata? Czyż nie nauczyły stylu, jasności myślenia, precyzji wysłowienia i sztuk wojennej?

Na naszych lekcjach łaciny trzymaliśmy się tego języka zupełnie inaczej, a jednak bardzo mocno. Gdy wprowadza się słowo venio czy venire (przychodzić), to od razu można przecież przypomnieć Veni, vidi, vici (Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem) czy vademecum (dosł. chodź ze mną). Gdy innym razem pojawia się amo lub amare (kochać), to od razu i o amorach, i o amantach warto coś dodać. A jakie ciekawe okazują się znaczeniowe pułapki ! Disco, discere to nie „tańczyć”, tylko „uczyć się”, choć zaraz ktoś zauważa, że można te czynności połączyć. Stąd niedaleka droga do Discipliny, jednego z pomniejszych bóstw mitologii rzymskiej, odpowiedzialnego nie tylko za porządek w rzymskiej armii, ale za wiedzę, wykształcenie, opanowanie i zdecydowanie oraz unormowany trybu życia. Taka dyscyplina u naszej łacinniczki i jej metoda per analogiam sprawiła, że dziś chętnie wracamy myślą do Sali szkolnej.

To tam następowało łacińskie docere i movere, ale przede wszystkim delectare. Nie można karmić się jednak zbyt dużą ilością smakołyków naraz. Kolejne tematy realizować należy konsekwentnie, ale bardzo powoli. A gdy już wprowadzi się nowe słowa, to na koniec lekcji dla utrwalenia warto je „uskrzydlić”. Nie oszukujmy się, łacina do rozmowy o motoryzacji się nie nadaje. Jeśli ktoś poznaje ten język, poza nielicznymi wyjątkami, nie będzie się nim posługiwał na co dzień. Może być jednak niezwykłym wzbogaceniem zarówno tekstów pisanych, jak i mówionych. Pamiętam, że gdy zaczynałem się uczyć języka łacińskiego, najwięcej przyjemności sprawiało mi wplatanie w przypadkową rozmowę sentencji łacińskich. Bo jak to mądrze brzmi! I chociaż dzisiaj wolę, żeby ludzie cenili to, co mówię, a nie to, jak mówię, myślę, że dobrze użyta sentencja potrafi niezwykle wzbogacić wypowiedź. Pozwala na nawiązanie nici porozumienia z odbiorcą, który daną frazę będzie znał lub na skłonienie do poznania jej znaczenia.

Na naszych lekcjach nieustannie pojawiały się skrzydlate słowa! Bardziej znane jak: Festina lente (Spiesz się powoli), Dura lex, sed lex (Twarde prawo, ale prawo), perpetuum mobile (ciągle w ruchu), ale także mniej popularne a zachwycające poetyckością, jak choćby Inter arma silent Musae (W czasie wojny milczą Muzy). Sentencje łacińskie mają w sobie brzmienie, które sprawia, że zapadają w pamięć, co więcej, kryją uniwersalne refleksje o człowieku.

Te i wiele innych ciekawostek oraz wyzwań skłoniły mnie do wzięcia udziału w Olimpiadzie Literatury i Języka Łacińskiego (1987), w czasie której doszłam do etapu centralnego i miałam niewątpliwą przyjemność spróbować tłumaczenia co trudniejszych fragmentów pamiętników Juliusza Cezara.

Wspomnienie lekcji łaciny, która wydaje się wielu nieprzydatna we współczesnym świecie, skłania do jeszcze jednej refleksji, dotyczącej sensu oraz istoty edukacji w ogóle.

Czy chodzimy do szkoły wyłącznie po to, aby jak najlepiej rozwiązać arkusz maturalny i dostać się na studia ? Czy także po to, aby poznawać człowieka i próbować zrozumieć ludzkie życie? Wiem, jak ciężko jest starać się uporządkować to, co nas otacza i znaleźć logikę między różnymi, bardzo nieraz odległymi gałęziami nauki. Jednak mocno wierzę w synkretyzm naukowy. Marzę wręcz o tym, aby w przyszłości wszyscy naukowcy z bardzo różnych dziedzin nauczyli się współpracować w drodze do odkrycia prawdy i o świecie i o sobie.

W tej perspektywie łatwiej jest docenić łacinę, nie tylko pozwala zabłysnąć w towarzystwie, ale przede wszystkim ułatwia zrozumienie świata. Gdy w człowieku pojawia się głębsze zainteresowanie jakimkolwiek tematem, bardzo szybko trafi on na pojęcia, których wcześniej nie znał i które musi zrozumieć, aby pójść o krok dalej.

Nasze lekcje łaciny tak właśnie wyglądały, szliśmy zawsze krok dalej. I nie chodzi tu o kolejne koniugacje czy deklinacje. Uświadomiliśmy sobie, że słowa mają moc interpretowania i tłumaczenia świata. Gdy sięgamy do podstaw języków europejskich, prawie zawsze docieramy do łaciny. Jak archeologowie, którzy szukają prawdy o tym, kim byliśmy, i na tej podstawie próbują zrozumieć, kim jesteśmy. A czyż to nie piękna perspektywa – poznać samego siebie? Napis o podobnej treści widniał nad wejściem do wyroczni delfickiej: Nosce te ipsum (Poznaj samego siebie), a w średniowieczu, także po łacinie myśl tę wyraził św. Augustyn: Noli foras ire, in te ipsum redi; in interiore homine habitat veritas (Nie wychodź na zewnątrz, wróć do siebie samego, we wnętrzu człowieka mieszka prawda).

Co dalej będzie działo się z łaciną? Głęboko wierzę, że dopóki będziemy mieć nauczycieli, którzy pokażą nam piękno i praktyczny sens tego języka, dopóty uczyć się go będziemy z zachwytem. Łacina stanowi bowiem nie tylko narzędzie, za pomocą którego łatwiej poznajemy świat, ale też olbrzymie bogactwo myśli filozoficznej. Thomas Mann napisał w Czarodziejskiej Górze, że każdy język osadza nas w świecie, zakotwicza w nim, uspokaja, ale jednocześnie niepokoi.

Uczmy się więc łaciny i w ten sposób oswajajmy świat opisany przez łacińskie sentencje. Jak lekarze zawsze mają pod ręką narzędzia i noże do niespodziewanych operacji, tak i Ty miej w pogotowiu stałe zasady, byś mógł świadomie oceniać sprawy ludzkie. – zauważył w „Rozmyślaniach” Marek Aureliusz. Kultura antyczna jest skarbcem takich zasad, więc korzystamy nieustannie ze szkolnych lekcji łaciny, chociaż już dawno opuściliśmy szkołę. Collandus sim, panowie! Collandus sim! Co za jasność, co za język! Co za głębia, co za myśl! Collandus sim, co za skarbnica mądrości! Ach, oddycham, oddycham! Collan-dus sim i wciąż, i zawsze, i aż do końca collandus sim.

Opracowała: dr Małgorzata Wilgucka polonista II LO w Przemyślu, Jakub Daraż - absolwent II LO w Przemyślu 21Nauczyciel i Szkoła nr 1 (122) student weterynarii Uniwersytetu Jagiellońskiego

This article is from: