
2 minute read
W Kwietną Niedzielę w Tomaszowicach chodzą po wsi Pucheroki
Niegdysiejsi żacy, mieszkający na krakowskich stancjach, często musieli zaciskać pasa, by się utrzymać w mieście. Z tego powodu szczególnie na przednówku lub kiedy zbliżała się Wielkanoc, aby zjeść świąteczna strawę, chodzili „na pueri”, a współcześnie mówiąc na tzw. kwesty.
Bożena Habuda
Advertisement
KGW Tomaszowice
Wystawali pod kościołami, korzystając z tego, że wierni przed Wielkanocą licznie brali udział w nabożeństwach, a co za tym idzie, w ramach pokuty i uczynków miłosierdzia rzucali datki do żakowskich czapek. W zamian można było usłyszeć przeróżne oracje, czasem wielkopostne, a czasem zabawne nieskładne rymowanki. Nie podobało się to biskupom, dlatego pod koniec XVII w. ukrócono ten proceder zakazem biskupim.
Jednak tradycja nie zginęła, ponieważ przejęli ją mieszkańcy podkrakowskich wiosek.
Samo słowo puer z języka łacińskiego to chłopiec. Ludność wiejska, nie znająca łaciny, spolszczyła tę nazwę do pucher, pucherok, pucherocek. W tradycji ludowej dziewczynki były obiektem wielu zakazów, dotyczyły one także chodzenia po pucherach, dlatego zwyczaj ten był zarezerwowany wyłącznie dla chłopców. Pucherok ma na głowie wysoką czapę ustrojoną bibułą, przywdziewa odwrócony na lewą stronę kożuch przepasany powrósłem, a w ręku trzyma koszyk na dary i długi młotek. Nieodzownym atrybutem jest też kołatka zwana u nas tarapatką.
W Niedzielę Palmową wczesnym świtem pucheroki przy wtórze kołatek pukają do drzwi mieszkańców wsi. Kiedy w końcu gospodyni otworzy, tomaszowscy chłopcy uderzają o podłogę drewnianym młotkiem, szeleszczą bibułą, straszą usmarowaną twarzą i wykrzykują zapamiętale swoje oracje, prosząc o dary do koszyka:
Dopiyro my się dowiedzieli o kwietny niedzieli, jak wszyscy Judosi za stołym siedzieli.
Judosi, Judosi stwórcy Pana mego, coście go wydali jak siebie samego.
Żeby się dobrze wiodło w gospodarstwie, uderzają młotkiem mieszkańców i wołają dalej:
Miołym swoka wisieloka, ciotke carownice, a jak ci mie mój swocek na wojne wyprawioł, wszystkie majętności za mną posprzedawoł.
Dwa zagony łowsa, trzy zagony prosa, kupiył ci mi kupiył, konia za dwa grosa, jakiygo-takiygo, z kija brzozowygo, siodełecko na nim z wiechcia grochowygo…

Im śmieszniejsza rymowanka, tym hojniejsza była rozbawiona gospodyni, nie brakowało więc tekstów w stylu:
Wylozłem na wieże mówiłem pacierze, przyleciała do mnie sowa zmyliła mi śtyry słowa, a jo za sowicom, a łona mnie łos… ła żółtom jajeśnicom…

Na wypadek, gdyby skąpa gospodyni chciała odmówić datku pucherokowi, wierszyk zawiera swoistą groźbę: Paciorecki dymbionecki u posika nose, a wos gospodyni o pore joj prose. A jak mi nie docie, to mnie pogniywocie, gorki, miski porozbijom i tyn zurowniocek, co na piecu mocie.
Na szczęście gospodynie przed Wielkanocą chętnie okazywały hojność i tak czynią do dziś: każda ma dla Pucheroka jajka, słodką bułeczkę lub parę złotych.
Do dnia dzisiejszego ta piękna tradycja utrzymała się tylko w kilku podkrakowskich miejscowościach, między innymi w Tomaszowicach, choć jeszcze kilka lat temu pucheroków można było spotkać również w Modlniczce. Oracja, którą wygłaszają pucheroki, to tradycyjny tekst przekazywany chłopcom przez starszych braci, ojców, babcie czy dziadków. Udało się potwierdzić tę właśnie orację jako występującą w Tomaszowicach od XIX wieku. Cytuje ją Józef Konopka w 1840 roku, a potem potwierdza Oskar Kolberg jako używaną w Tomaszowicach, w dziele Krakowskie z 1871. Tradycja ustna przekazuje ten tekst niezależnie od zapisów badaczy.
Obecnie „Pucheroki” działają przy zespole regionalnym „Tomaszowianie”. Występ zespołu wraz z pucherokami można zobaczyć co roku w Palmową Niedzielę podczas korowodu wielkanocnego, na Rynku Głównym w Krakowie, a w tym roku również na Kiermaszu Wielkanocnym przy Urzędzie Gminy Wielka Wieś.

