11 minute read

Piotr Stós - wywiad

Rozmawiał: Paweł Tworek

Zdjęcia: Piotr Stós

„Fotografia podwodna, jak każda kobieta, jest bardzo zazdrosna i nie lubi, gdy nie okazuje się jej należytej uwagi, poświęcenia oraz czasu”.

Z wykształcenia jesteś biologiem morskim, ale główną część swojego życia zawodowego spędzasz nurkując i fotografując. W swoich pracach pokazujesz fragment rzeczywistości. I to nie takiej, którą każdy ma szanse poznać. Co lubisz fotografować pod wodą najbardziej?

Rzeczywiście, nie pracuję w swoim wyuczonym zawodzie, jakim jest hydrobiologia. Jestem współwłaścicielem firmy Nautica Safari i aktywnym instruktorem nurkowania, a od niedawna Instruktorem Trenerem SSI. Moja wiedza o organizmach morskich jest wynikiem praktyki zdobywanej podczas kolejnych safari i wypraw nurkowych. Co do zdjęć i ich tematyki, to nie jestem wybrednym fotografem. Fotografuję z przyjemnością różne obiekty w rozmaitych planach, w tym oczywiście mieści się fotografia przyrodnicza. Szukam „prostych ujęć, pięknie oświetlonych” (jak mawiał mój wspólnik Tomek, w czasach, kiedy prowadziliśmy studio fotografii reklamowej). Ujęć, w których światło podkreśla kształty, a kolory się nie gryzą. Kocham zdjęcia dynamiczne, podkreślające akcję. A już najlepiej, kiedy te foty mają walor unikatowości. O to ostatnie oczywiście jest zawsze najtrudniej.

A jak zaczęła się Twoja fotografia podwodna?

Fotografowałem na długo przed tym, zanim zacząłem nurkować, więc zabranie aparatu pod wodę było naturalnym krokiem. Moja przygoda z fotografią podwodną zaczęła się 1986 roku w Akademickim Klubie Podwodnym KRAB, w Krakowie, gdzie uczyłem się nurkować. Była tam dobrze wyposażona ciemnia fotograficzna, a klub miał wspaniałe tradycje związane z fotografią i filmem podwodnym. To był akurat moment wymiany pokoleniowej, a w „sekcji fotograficznej” był potrzebny ktoś nowy, kto będzie dokumentował nadwodne i podwodne życie klubu. Trafiłem do raju. W szafie pancernej (sic!) leżały aparaty fotograficzne – w tym dwa Nikonosy, obiektywy, lampy błyskowe i całe szpule materiału negatywowego. W części „mokrej” stał powiększalnik do odbitek kolorowych, koreksy, termostaty. Bajka!

Pewnym problem było to, że nie wiedziałem zbyt wiele o fotografii podwodnej, ale ten brak nadrabiałem entuzjazmem. W czasach analogowych pomiędzy naciśnięciem spustu migawki a obejrzeniem zdjęcia mijało w najlepszym wypadku kilka dni, a czasem (na wyprawach) kilka tygodni, więc cały proces dochodzenia do tego, dlaczego coś wychodzi lub nie, był rozciągnięty w czasie i rozmyty w głowie. Często kadry, na które najbardziej liczyliśmy, kompletnie się nie udawały, a coś, co się pstryknęło od niechcenia „z biodra”, okazywało się super fotografią. Jednak przez cały czas brakowało mi czegoś nieuchwytnego w zdjęciach, które wtedy robiłem…

Dobrze pamiętam moment „oświecenia”. Klub utrzymywał wieloletnią współpracę z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Nurkowaliśmy w stawach tatrzańskich w ramach akcji sprzątania dna oraz podczas pobierania prób do prac badawczych. Na jeden z wyjazdów nad Morskie Oko przyjechał z Trójmiasta nasz kolega-instruktor, Lechu Obin. Przywiózł ze sobą szerokokątny obiektyw do Nikonosa o ogniskowej 20 mm, który mi na kilka nurkowań pożyczył. Jak za dotknięciem różdżki zaczęły wychodzić zdjęcia w rodzaju tych, które znaliśmy z zachodniej prasy nurkowej – magia! Udało się kupić taki obiektyw do klubu i rozpocząłem nowy etap w swojej fotografii podwodnej. Kolejny taki skok rozwojowy zaobserwowałem u siebie dopiero po wejściu w świat fotografii cyfrowej, czyli przeszło dekadę później.

Z perspektywy czasu wydaje się śmieszne, że nikt z nas nie wpadł na to, jak wiele w fotografii podwodnej zależy od stosowania optyki szerokokątnej. Z drugiej strony, nie było internetowych tutoriali i warsztatów prowadzonych przez ekspertów. W księgarniach można było kupić tylko książkę „Fotografia i fotogrametria podwodna”, która wprowadzała w świat fizyki światła w wodzie, aberracji optycznych i wielu innych zaawansowanych i kompletnie niepotrzebnych amatorowi zagadnień. Trzeba się było uczyć na swoich błędach…

Co Cię dziś motywuje do robienia zdjęć podwodnych?

Fotografia to moje hobby, a może nawet pasja w ramach pracy w branży nurkowej. Uważam, że każda osoba, która chce się na dłużej związać z nurkowaniem, powinna znaleźć sobie jakąś „zajawkę”: podróże, nurkowania techniczne, wrakowe czy ścieżkę profesjonalną – bo samo oddychanie gazem z butli i sprawne przemieszczanie się w wodzie po pewnym czasie każdemu się nudzi. Ja fotografuję. Ponieważ często prowadzę prelekcje

i wykłady, moje zdjęcia podwodne są ilustracją do tego, o czym opowiadam. Już robiąc zdjęcie, myślę o tym, jakie „story” będzie mu towarzyszyło. Uważam, że to opowieść lub opis stwarzają kontekst pozwalający na pełny odbiór zdjęcia albo że zdjęcie zaczyna być fragmentem opowieści. Smutną motywacją do prowadzenia dokumentacji fotograficznej jest też potrzeba rejestrowania zmian zachodzących w podwodnym świecie, który ginie na naszych oczach. Mam również cały czas napęd do robienia tak zwanych „zwykłych zdjęć” moim partnerkom i partnerom nurkowym. To dla nich fajna pamiątka z wypraw, z safari lub z nurkowań w Chorwacji, a dla mnie praktyka fotograficzna. Lubię to.

Co lub kto był największą inspiracją dla Twojej fotografii podwodnej?

Trudne pytanie dla kogoś, kto od trzydziestu sześciu lat robi zdjęcia pod wodą. Nie mam jednego idola, który mnie inspiruje. Najczęściej oglądam zdjęcia przyjaciół lub swoich fotograficznych wychowanków. Jestem fanem tego, co i w jaki sposób potrafią zobaczyć pod wodą, a o poziomie ich prac świadczy fakt, że często odczuwam ukłucie zazdrości i chciałbym być autorem jednego czy drugiego zdjęcia. Trudno się nie odnosić entuzjastycznie do zdjęć Irki Stangierskiej czy autorów prezentujących swoje zdjęcia u Tomka Płocińskiego na stronie „Fotografpodwodny.pl”. Są świetni. Mamy w kraju wielu zdolnych fotografów.

Co jest najważniejsze w zdjęciu? Czego szukasz, kiedy robisz swoje zdjęcia?

Przede wszystkim staram się uciekać od rutyny. Zrobiłem setki tysięcy zdjęć pod wodą. W tym oczywiście tylko część udanych. Czasami w tych samych miejscach nie sposób już zrobić czegoś nowego, lepszego. Wiem, że bywa tak, iż fenomenalne zdjęcie jest dziełem przypadku. Trafiłeś na super wizurę, światło i jakąś niepowtarzalną sytuację, a równocześnie byłeś odpowiednio „oszpejowany” i skoncentrowany, żeby to wykorzystać. Super! Jednak najczęściej wykonanie ewidentnie lepszego zdjęcia wymaga dużo pracy, planu i czasu pod wodą. Nauczył mnie tego przyjaciel, zawodowy fotograf Paweł Jaroszewski, który na Hvarze systematycznie przez trzy tygodnie wychodził dzień w dzień przed świtem po to, żeby zrobić perfekcyjne zdjęcie wschodu słońca do przygotowywanego albumu. Myślę, że w fotografii podwodnej jest tak samo. Czasami wracamy w jedno miejsce wiele razy, żeby wreszcie trafić na odpowiednie warunki i zrobić idealne zdjęcie. A ludzie zadają sobie pytanie: „jak to jest, że w tym bajorze można złapać takie klimaty?!”.

Doskonalę też proces tworzenia zdjęć panoramicznych. To dla mnie nowe wyzwanie i frajda. Już wiem, w jakich miejscach warto te panoramy robić, jakim sprzętem i jak taką sesję z grupą modeli zaplanować i przeprowadzić.

Jakie jest Twoje ulubione miejsce do fotografowania?

Dzielę swoje plenery na dwie grupy. Do tych pierwszych należą wody wokół wyspy Vis w Chorwacji i rafy Morza Czerwonego, gdzie staram się upolować jakieś konkretne ujęcia, bo dobrze wiem, czego szukam i w jakiej konfiguracji fotograficznej nurkować. Drugą kategorię stanowią miejsca dla mnie nowe, dziewicze, dające dreszcz zaskoczenia porównywalny z kosztowaniem nowej potrawy. To fotograficzna wycieczka w nieznane – nie znasz dobrze terenu i nie masz pojęcia, co się na nurkowaniu wydarzy. Przestałem się łudzić, że w takich warunkach zrobię zdjęcie życia. Ludzie, którzy tam fotografują od lat, mają na to dużo większe szanse. Dla mnie jest to odświeżenie emocji fotograficznych i okazja do tego, żeby powiększyć swoją kolekcję o obrazki z nowych miejsc. Tak było na wyjazdach do Indonezji, na Galapagos, Palau czy lagunę Truk – miejsca egzotyczne, fotograficznie mega atrakcyjne, ale zwykle odwiedzane raz lub dwa w życiu.

Które miejsce jeszcze na Ciebie czeka?

Zdecydowanie meksykańskie Socorro, ze słynną skałą Roca Partida oraz dziewicze rafy Raja Ampat, na których co kilka lat odkrywa się jeszcze nowe gatunki ryb lub bezkręgowców. Dla fotografa i hydrobiologa to nurkowania marzeń. Wyprawę na Socorro planuję już na początku maja 2023.

Z którego swojego zdjęcia jesteś najbardziej dumny?

Zrobiłem takie zdjęcie grupie przyjaciół wskakujących z łódki safari do wody. To nigdy nie wychodzi od razu. Wiem, bo próbowałem wcześniej kilka razy i nie byłem zadowolony z efektu. Jednak tym razem ekipa była tak miła, że na moją prośbę wygramolili się jeszcze raz na pokład i ponownie skoczyli. Tym razem zrobili to równo, a ja w odpowiednim momencie nacisnąłem spust migawki. Mam w portfolio kilka zdjęć czysto reporterskich, które lubię. Pewnie właśnie dlatego, że tak trudno jest o dobrą fotografię, kiedy nikt Tobie intencjonalnie nie pozuje i nie czeka, a Ty głównie gonisz odpływającą grupę. Wtedy na zdjęciach masz wyłącznie tyły ich płetw i zmącone dno.

Dobrze wiesz, że tak właśnie jest, bo sam jesteś doświadczonym fotografem podwodnym. Mam też zdjęcia dokumentujące nurkowe przygody jak to zdjęcie dwóch rekinów pływających pod grupą nurków, niesionych prądem wzdłuż rafy Dedalus. Nadal to wspominamy!

Jestem dumny ze zdjęcia, na którym duży ślimak nagoskrzelny hiszpańska tancerka składa koronkową taśmę jajeczek. Widziałem to tylko raz w życiu na porannym nurkowaniu na zachodniej ścianie Elphinstone w Egipcie. Miałem ze sobą aparat i nie zawahałem się go użyć.

Podsumowując, co uważasz za największe wyzwanie w robieniu zdjęć podwodnych?

Bezsprzecznie najważniejszą umiejętnością jest sprawne, partnerskie nurkowanie i doskonała kontrola pływalności, pozwalająca na swobodę w doborze kadru i niezagrażanie podwodnemu życiu. Ludzie, którzy ambitnie fotografują, czasami pod wodą przestają zachowywać się racjonalnie. Jest coś w anegdocie o tym, że partner nurkowy oglądany przez wizjer aparatu jest tylko elementem kompozycji. Obserwuję to jako instruktor od ponad dwóch dekad i łapię się za głowę. Pusta butla, brak partnera i tłumaczenie, że „chciałem zrobić jeszcze tylko jedno dodatkowe zdjęcie”. Dodam, że w tej kwestii ja również nie mam zupełnie czystego konta...

Super ważna jest dobra znajomość sprzętu fotograficznego, pozwalająca na wykorzystanie jego potencjału oraz rozumienie elementarnych zasad fotografii – powiązań pomiędzy czułością matrycy, czasem otwarcia migawki i przesłoną. Kropką nad „i” jest estetyczna wrażliwość, wyczucie światła i kadru oraz obróbka komputerowa. Ciekawe, że kiedyś przedstawiłbym to wszystko w odwrotnej kolejności. Wszyscy znani mi dobrzy fotografowie podwodni są przede wszystkim bardzo sprawnymi i kompetentnymi nurkami. O ten aspekt trzeba koniecznie zadbać!

Chcesz opowiedzieć jakąś anegdotę o swojej podwodnej podróży z fotografią?

Ładnych parę lat temu podczas safari na Malediwach pływaliśmy tam i z powrotem łodzią wzdłuż południowej krawędzi South Ari Atolu, wypatrując rekina wielorybiego. To była nasza ostatnia szansa, bo rejs się kończył, a my tej wielkiej ryby jeszcze nie spotkaliśmy. Kapitan dał sygnał, że rekina z powierzchni nie widać i trzeba skakać do wody, licząc na szczęście. Kiedy po godzinie bezskutecznego pływania wzdłuż nieciekawej rafy wyszedłem ze swoją grupą na dhoni (niewielką łódź, z której prowadzi się nurkowania) większość osób siedziała już na ławkach ze smętnymi minami. Nici z rekina! I wtedy wynurza się Kuba. Cały jaśnieje. Od razu widać, że sukces. Rzucamy się do burty: - Widziałeś? - Tak! Ogromny! Niesamowite! – wykrzykuje. - Masz zdjęcia?! – pyta z nadzieją ktoś z tyłu. - Podaje nam ociekającego wodą Olympusa. Przewijamy klatki: rafa, rafa, nuda, rafa i… jest!

Pysk rekina wielorybiego, cętkowany bok rekina wielorybiego, ogon rekina wielorybiego. Widać od razu, że spotkanie trwało króciutko. To nic, mamy TO. Nasi górą! Wracamy na łódź safari i świętujemy w kajucie u Kuby całym składem, malediwska załoga skanduje: Polska! Polska! Bar opróżniony…

Wreszcie goście zaczynają jeden po drugim odpadać, a ja pragnę poznać szczegóły…

- Kubuś, pytam, a z jakiej odległości zrobiłeś te zdjęcia? - Ano gdzieś z takiej, odpowiada gwiazda wieczoru i opiera się wyprostowanym ramieniem o stolik w kajucie. - Ale jak to? – drążę temat. - Ein moment! – mówi Kuba i chwiejnym krokiem znika za drzwiami. Po chwili wraca i kładzie na blat niemiecki album „Tauchen Auf Den Malediven”. Strona nr 65 – pysk rekina wielorybiego, Strona nr 66 – cętkowany bok rekina wielorybiego, strona nr 67 – ogon rekina wielorybiego. Wytrzeźwieliśmy w jednej chwili. Co za drań! Pokazał nam reprodukcje, a my łyknęliśmy wszystko, jak pelikany! Następnego dnia rano nie mieliśmy sumienia powiedzieć o tym całej ekipie. Tak się wczoraj cieszyli… Przez kolejne lata wtajemniczaliśmy ich, osoba po osobie, dbając o to, żeby uprzednio zawsze byli odpowiednio znieczuleni. Niewykluczone, że kogoś pominąłem i dowie się o „naszym rekinie wielorybim” z tego wywiadu.

Dziękuję za rozmowę.

This article is from: