5 minute read

Suspira Suspira

Matka (nie) jest tylko jedna

Adrianna Suder

Advertisement

Czasem, gdy obejrzymy film, który zrobił na nas piorunujące wrażenie, jego tytuł tak mocno zapada nam w pamięć, że ciągle go sobie przypominamy. Podobnie było w przypadku Luci Guadagnino, który w wieku 14 lat obejrzał „Suspirię” Dario Argento. Film na tyle go zachwycił, że po 41 latach sam postanowił zmierzyć się z kultową historią w remake’u o tym samym tytule.

Pierwotna wersja powstała w 1977 i pod kątem głównego wątku fabularnego oba filmy są podobne. Do słynnej szkoły baletowej przyjeżdża młoda Amerykanka − Susie Banion (u Guadagnino grana przez Daktotę Johnson), aby rozpocząć naukę pod okiem wybitnych choreografek. Zaprzyjaźnia się z jedną z uczennic- Sarą (Mia Goth), z którą odkrywa, że pod pozorami normalnej szkoły skrywane są mroczne sekrety.

W obu filmach fabuła osadzona jest w tym samym czasie - 1977 roku, lecz w innych miejscach. U Argento akcja rozgrywa się w Wiedniu, podczas gdy Guadagnino swoją fabułę umieszcza na tle wciąż przesiąkniętego powojennymi wspomnieniami Berlina. Kluczowym wątkiem, któremu Argento poświęcił trzy osobne filmy, są tajemnicze matki: Matka Łez, Matka Ciemności i najważniejsza z perspektywy „Suspirii” − Matka Westchnień (Mater Suspiriorum). Guadagnino w swoim dziele modyfikuje wcześniejszą historię i pogłębia temat macierzyństwa również o krótkie przebłyski z przeszłości głównej bohaterki i jej relacji z matką.

Horror, do którego większość z nas przywykła, to gatunek filmowy kojarzony ze scenami wzbudzającymi w widzach strach, lęk oraz z tajemnicą, którą odkrywamy wraz z bohaterami w miarę rozgrywającej się akcji. Historie opowiadane w filmie przypominają rozsypane elementy układanki, które z biegiem czasu składają się w jedną całość. W „Suspirii” z 2018 roku reżyser pląsa niczym bohaterki jego filmu po cienkiej granicy pomiędzy thrillerem a horrorem. Niemalże od pierwszych chwil dowiadujemy się również jaką tajemnicę kryje berlińska szkoła baletowa, dzięki dialogowi jednej z uczennic - Patricii (granej przez Chloe Moretz) z psychoterapeutą Jozefem Klemperem. Kolejne wątki pojawiające się w filmie, jedynie rozwijają historię i tworzą tło dla sceny finałowej. W „Odłosach” Guadagnino na próżno szukać jump scare’ów dlatego nie jest to film, który ma na celu dosadne przestraszenie widza. Manipulacja niezwykłą, wręcz momentami psychodeliczną nastrojowością, a także kolorystyką pełną ciemnych barw i głębokiej czerwieni ma jednak za zadanie utrzymać widza w stanie napięcia i niepokoju. W „Suspirii” pomimo braku scen usilnie wywołujących strach (w horrorach często jednak sprawiających wrażenie prymitywnych i nachalnych) pojawia się kilka drastycznych momentów, które mogą być nieodpowiednie dla wrażliwszej części widowni.

Na uznanie zasługuje gra aktorska znakomitej Tildy Swinton (znanej z ról w takich filmach jak „Tylko kochankowie przeżyją”, czy „Musimy porozmawiać o Kevinie”), która w filmie niczym kameleon, dzięki talentowi, a także niezwykłej pracy charakteryzatorów wciela się w rolę trzech postaci. Odgadnięcie kreacji przez nią odgrywanych nawet spostrzegawczym widzom może dostarczyć wielu trudności. Największym aktorskim zaskoczeniem „Suspirii” jest jednak Daktota Johnson kojarzona wcześniej z niechlubnej roli w „50 twarzach Greya”. Pomimo początkowej antypatii myślę, że Johnson doskonale odnalazła się w klimacie opowiadanej historii, a „Suspiria” jest dobrym wstępem do pozbycia się przez nią piętna roli Anastasii Steele. W obsadzie filmu możemy zobaczyć również Angele Winkler (znaną m.in. z roli Ines Kahnwald w serialu niemieckiej produkcji − „Dark”) oraz polski akcent w postaci Małgorzaty

Do artykułu posłuchaj utworu: Thom Yorke - Suspirium

Beli. Ukłonem w stronę fanów wersji Argento jest pojawienie się w epizodycznej roli samej Jessici Harper (grającej niegdyś Susie Banion).

Tym, co uwodzi w „Odgłosach”, jest również ścieżka dźwiękowa. Muzyka skomponowana przez Toma Yorka (lidera zespołu Radiohead) wzmaga refleksyjność i nastrojowość filmu, choć nie przypadnie ona do gustu każdemu. Spokojne, delikatne melodie stają w opozycji z dźwiękami zespołu Goblin, które możemy usłyszeć w filmie Argento − ciężkimi, mrocznymi, budującymi klimat grozy. Choć ta muzyka jest nietypowa, idealnie wpisuje się artystyczność „Suspirii” i skłania do refleksji nad niezrozumiałymi i zagmatwanymi wątkami.

Guadagnino przedstawia widzowi materiał z dużym polem do interpretacji. Nie mamy tutaj jednoznacznych odpowiedzi i klarownego zakończenia. Przesycona bogatą symboliką i niedopowiedzeniami „Suspiria”, nie tyle zmusza widza do układania rozsypanych puzzli w spójną całość, ile do wypełniania brakujących części układanki własnymi przemyśleniami. Oznacza to, że każdy oglądający tchnie w fabułę inne życie i wzbogaci ją o inne wnioski.

„Suspiria” Luci Guadagnino nie jest propozycją dla wszystkich fanów filmu grozy. Silnie zaakcentowany wymiar artystyczny, długie sceny taneczne oraz melancholijna muzyka wydają się ucieczką od szablonowości horroru (dla niektórych widzów może to być nawet znieważenie dzieła Argento). Remake „Suspirii” należy jednak traktować jako reinterpretację Guadagnino, wariację na temat kultowej historii, ukazanie jej w zupełnie innym świetle i nadanie jej nowych znaczeń. „Suspiria” z pewnością jest filmem, którego estetyką można się zauroczyć i jest godna polecenia wysublimowanym gustom wielbicieli X muzy.

Przy herbatce o kompozytorach

Małgorzata Hopciaś

Dla kogo Beethoven tak właściwie skomponował „Dla Elizy”? Dla Elizy? A może dla Teresy? Czy Chopin pisał sekretne listy do tajemniczej kochanki? Schuman jako bohater „Dziadów”? Co wspólnego mają piesze wędrówki z grą na organach? Zaintrygowałam trochę? Jeśli tak, to zostań tu troszkę dłużej, by znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Kiedy zabierałam się do pisania tego felietonu, to chciałam zrobić „TOP 10 HOT PLOT z życia kompozytorów”. Potem pomyślałam sobie: „Nie no, hola, hola! To jest poważne radio, poważny blog, ja jestem tu nowa, muszę się pokazać od profesjonalnej strony, nie mogę tak nazwać swojego felietonu.” No i nie nazwałam (szczerze mówiąc, tworząc ten wstęp, jeszcze nie wiem, jak właściwie go nazwałam). Później okazało się, że piszę i piszę o tym Beethovenie, a ciągle mi mało. I tak wyszła mi cała strona. Tym właśnie sposobem z dziesięciu kompozytorów zostało czterech. Mimo wszystko myślę, że ci, o których napisałam, mieli całkiem ciekawe przygody, więc zapraszam serdecznie do poplotkowania trochę ze mną przy herbatce (dopisałam jak już nadałam tytuł) o tych kilku muzycznych geniuszach.

Zaparzyłaś/eś już herbatę? Ok, to zaczynamy! Jan Sebastian Bach

Bacha nie mogło tu zabraknąć. Toż to geniusz muzyczny, nad którym zachwycają się dziś wszyscy. Nawet matematycy! I nie bez powodu, bo tam jest tak wszystko przemyślane - każdy dźwięk - a całość tworzy skomplikowane, ale jakże piękne, równanie, którego i fizyk, czy wcześniej wspomniany matematyk z najwyższej półki, by się nie powstydził. Ale… nie po to tu jesteśmy, żeby się zachwycać, bo jaki Bach jest każdy słyszy, wystarczy sobie odpalić jutuba albo spotifaja. Dzisiaj mieliśmy trochę poplotkować. Oprócz siły w rękach, którą wypracował, grając na przeróżnych instrumentach od organów do skrzypiec, ten barokowy kompozytor miał też niezłą parę w nogach. Podczas swojego życia udał się na przynajmniej cztery wycieczki, z których każda miała około 300 kilometrów długości. I to wszystko dlatego, że ludzie musieli wtedy radzić sobie bez samolotów (wiem, wiem, ciężko w to uwierzyć, a co gorsze - nie mieli też internetu). W pierwszą pieszą podróż Bach udał się w wieku piętnastu lat, bo chciał uczyć się u wybitnego organisty w Lüneburgu. Jak już się wszystkiego od idola nauczył, to musiał wrócić, ale po drodze zahaczył jeszcze o Arnstadt i tam jakiś czas zabawił. To właśnie z tego miasta wybrał się na kolejną pieszą wycieczkę. Znowu w pogoni za swoimi muzycznymi pragnieniami, tym razem związanymi jednak z inną postacią, a dokładnie z Dietrichem Buxtehudem. By podziwiać talent mistrza, Bach przemierzył 400 kilometrów, czyli dystans dzielący Arnstadt i Lubekę, a potem drugie 400 kilometrów drogi powrotnej. To właśnie takie poświęcenie ukształtowało geniusza - w końcu nie ma nic za darmo.

This article is from: