6 minute read

MAREK BEBŁOT

Next Article
MAREK BEBŁOT

MAREK BEBŁOT

SPOTKANIE

Spotkanie z Wojciechem Prażmowskim

Advertisement

Spotykamy się na plenerze fotograficznym w Sandomierzu. Ciepłe popołudnie, ale pandemia jakoś nie skłania do bezpośredniości. Rozmawiam na parkingu hotelowym z prof. Wojciechem Prażmowskim. Każdy z bagażem w ręce. Wątków dużo, fotografia, muzyka. Kontynuujemy rozmowę siedząc już każdy w swoim domu. Ciekawa rozmowa, nie o fotografii wprost, bardziej są to powidoki.

MAREK BEBŁOT

Marek Bebłot: Powiedz mi, kiedy poczułeś, że będziesz fotografem?

Wojciech Prażmowski: Wiesz, musielibyśmy wrócić do ubiegłego wieku, w zasadzie do epoki kamienia łupanego, czyli gdzieś około 1968 roku. Miałem taki bardzo ważny i istotny epizod w życiu, marzyłem i chciałem być leśniczym. Poszedłem do technikum leśniczego, a po skończeniu technikum leśnego w Brynku zostałem skierowany na praktykę. Po trzech miesiącach praktyki już byłem podleśniczym i remontowano dla mnie leśniczówkę w zakolu Warty, we wsi Słowik. Wszystko zapowiadało się bardzo romantycznie. Miejsce miało klimat taki jak w Brzezinie Andrzeja Wajdy. Wszytko szło sprawnie. Wiosną prowadziłem zadrzewienia, w chwilach wolnych czytałem czasopisma takie jak Film, Kultura, Ameryka wydawana przez Ambasadę USA. W tejże Ameryce natknąłem się na artykuł o Richardzie Avedonie. Był to całkiem inny świat. Zobaczyłem bardzo niepozorną fotografię, której tytuł brzmi: Truman Capote, City Garden, Kansas, 1961. Bardzo niepozorne zdjęcie, otwarty pejzaż, Capote stoi, patrzy prosto w obiektyw. Za nim niekończąca się droga. Przyjrzałem się temu zdjęciu, piąty, dziesiąty, tysięczny raz. Do tego doszła opowieść, że Avedon fotografuje modelki, Beatlesów. Wtedy sobie pomyślałem, że ja też będę Avedonem. Druga wersja była, że pójdę do szkoły filmowej i będę operatorem u Andrzeja Wajdy. Rodzina była przerażona, ale po czasie zaakceptowała mój wybór. Wtedy kupowało się w Empikach między innymi czasopisma fotograficzne radzieckie, czechosłowackie. W jednym z czeskich magazynów zauważyłem ogłoszenie o naborze do Szkoły Fotografii Twórczej w Brnie. Wysłałem tam swoje fotografie i ku mojemu zdumieniu otrzymałem wiadomość, że zostałem przyjęty do tej szkoły i nadto zwolniony z opłat.

Czyli wyszedłeś z lasu, z realnego otoczenia w świat fotograficznej wyobraźni.

W tym czasie mogłem spotkać wielu mistrzów obiektywu, dużo rozmawialiśmy. To była podróż w stronę światła. To również czas nadrabiania zaległości. Ale życie zaskakuje. Pamiętam jak podszedł do mnie znany operator filmowy, prof. Marek Nowicki, ten od Rejsu i zaproponował mi, bym wykładał fotografię na Filmówce w Łodzi. Kompletował tam kadrę pedagogiczną. Tu zaczął się kolejny duży etap w moim życiu. Odpowiedziałem mu: „ale panie profesorze ja jestem gajowym”. Stwierdził, że to mu nie przeszkadza i w tej szkole to nie ma znaczenia. Przyjechałem do Łodzi, wziął klucze, zaprowadził mnie do sali H127 i powiedział, że tu będę nauczał. Spojrzałem na te ławki, krzesła, stół. To była ta sama sala, w której trzykrotnie podchodziłem do egzaminów operatorskich, nieskutecznie. Sala, nic się nie zmieniła, różniła się jedynie tym, że nie było na stole zielonego sukna. Do twórczego działania doszło nauczanie, spotykanie młodych ludzi, zmierzenie się z ich spojrzeniami na rzeczywistość. Zamieniłem leśniczówkę na Szkołę Filmową w Łodzi, była też ASP w Poznaniu i ASP w Warszawie.

Poniekąd celowo pomijam Twoją drogę artystyczną, jesteś niekwestionowaną postacią w fotografii polskiej. Wiesz dlaczego? Bo ja nie patrzę na zdjęcia, które kiedyś powstały. Ja widzę Twoje zdjęcia jako pewien proces, który wyszedł z perfekcyjnych zdjęć powstających w ciemni, po „nieostre” zdjęcia z cyklu Miłosz. Tutejszy. Zdjęcia o mocno nasyconych bar-

wach. Celowo też wybrałem te zdjęcia do zaprezentowania Twojej twórczości. Dlaczego zrobiłeś właśnie takie zdjęcia?

Chciałem zrobić materiał o Czesławie Miłoszu. Odwiedzałem wspólnie z żoną Wilno i Suwalszczyznę. Byłem w miejscach istotnych dla noblisty. Po pierwszych zdjęciach zauważyłem jednak, że obraz zarejestrowany przez aparat fotograficzny różni się od moich wyobrażeń o poecie, o jego poezji. Szukałem przyczyny, przecież to nie może być takie wprost. Gdzie jest ta warstwa, pod którą są wszystkie ulotności? Gdy odłożyłem tę dosłowność, czyli ostrość i przewidywalność kształtu, zobaczyłem to, co słyszę w jego poezji.

Zdjęcia z tego cyklu są dla mnie rozwiązaniem sytuacji, w której wszystko jest wymierne, policzalne. Okazuje się, że nie trzeba mieć najlepszego aparatu fotograficznego, super ostrych obiektywów. Nie mamy na karku doprowadzającego nas do stanu ostrości autofokusa. Zastanawiam się, czy te miejsca były ci wcześniej znane?

Tak, moja Mama pochodzi z Wilna. Bardzo często odwiedzamy Wino, przechodzę koło domu, w którym mieszkała. Teraz z resztą mieszkam niedaleko granicy białoruskiej.

Czyli masz przestrzeń, jesteś z dala od wielkomiejskiego gwaru. A fotografia?

Mam tutaj oczywiście ciemnię, taką prawdziwą z powiększalnikiem i chemikaliami towarzyszącymi mi od lat. Ten sam rytm: naświetlić film, wywołanie w „Microphen’ie”, powtarzalność ruchów, niepewność do czasu, aż wyjmie się mokry film ze spirali. Wspomniałem ci na początku o tym zdjęciu Richarda Avedona. Wyobraź sobie, że w 1991 lub 1992 roku byłem zaproszony na wielki festiwal fotograficzny w Houston w Stanach Zjednoczonych. Miałem tam swoją wystawę. Przypomniałem sobie wtedy ten krajobraz ze zdjęcia Avedona i poprosiłem przyjaciół, czy mógłbym gdzieś zobaczyć taki pejzaż jaki był na zdjęciu Avedona. Czy mogą mi coś takiego pokazać. Opowiedziałem im o tym pierwszym zetknięciu z fotografią. Wyjechaliśmy ponad 70 mil od Houston i pokazali mi właśnie takie miejsce, gdzie była taka sama droga jaka była za Trumanem Capote ze zdjęcia Avedona. Żadnego samochodu, rząd słupów telegraficznych. Było tak samo pusto. Nie zrobiłem tam zdjęcia, upewniłem się, że ten świat istnieje.

Czy to było dopełnienie historii, która się kiedyś zaczęła w lesie w miejscowości Słowik?

I tak, i nie. Wyobraź sobie, że nie tak dawno temu zobaczyłem gdzieś film z kulisami powstawania tego zdjęcia. Myślałem sobie, że zdjęcie powstało w sposób taki jak zwykle. Stoi fotograf z aparatem, przed nim obiekt, spojrzenie w oczy, trzask migawki. Na tym filmie zobaczyłem, że za fotografem, Richardem Avedonem, stała całkiem spora ekipa ludzi i chyba z dwie ciężarówki ze sprzętem.

Tak. Wielu wydaje się, że zdjęcie to naciśnięcie migawki. Avedon w prostotę zdjęcia włożył wiele wysiłku popartego wizją artystyczną. Twoje zdjęcia emanują tajemnicą i tylko Ty jeden wiesz o zmęczeniu intelektualnym, by efekt był taki, jakiego oczekujesz. Dziękuję ci za spotkanie i pozwól, że przedstawię naszym czytelnikom piękny świat Twoich zdjęć inspirowanych

poezją Czesława Miłosza. n

Profesor Wojciech Prażmowski

Urodził się w 1949 roku w Częstochowie.. Absolwent Technikum Leśnego w Brynku. Fotografią zajmuje się od roku 1968 /udział w Ogólnopolskiej Wystawie Fotografii Artystycznej w Częstochowie/. Ukończył Szkołę Fotografii Twórczej w Brnie i Państwową Wyższą Szkołę Filmowa, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi. Do chwili obecnej uczestniczył w 350 wystawach fotograficznych w kraju i zagranicą. Od 1977 jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Reprezentuje nurt fotografii kreacyjnej. Jest twórcą „foto – obiektów”. Profesor, doktor habilitowany w dziedzinie sztuki filmowej. Do roku 2019 wykładowca w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, Telewizyjnej i Filmowej w Łodzi i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Prace fotograficzne w zbiorach; Muzeum Narodowe Wrocław, Muzeum Sztuki Łódź, Museum of Modern Art New York , Museet for Fotokunst Odense, CRP Douchy, Musee de l’Elysee Lausanne, Nihon University Tokyo, Striped House Museum of Art Tokyo, Alvar AAlto Museum Jyvaskyla,Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum w Gliwicach, CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie,The Ronald S.Lauder Foundation New York, Museo Contemporare Arte Vigo i kolekcjach prywatnych.

Wojciech Prażmowski

G A L E R I A

This article is from: