4 minute read

MARCIN OlEś

FELIETON

Era Cudownych Dzieci

Advertisement

W połowie XVI wieku, na fali wielkich odkryć geograficznych i naukowych, na europejskich dworach, wśród najzamożniejszych mieszczan zapanowała moda, która doprowadziła do tworzenia imponujących kolekcji rzeczy dziwnych, nieznanych i osobliwych. Zaczęły powstawać gabinety osobliwości. Z czasem, gromadzone w nich wypreparowane okazy zamorskiej fauny i flory, szkielety egzotycznych zwierząt, muszle, skamieliny, przyrządy alchemiczne i astronomiczne, dzieła sztuki, stały się zaczynami pierwszych muzealnych kolekcji, aczkolwiek konsekwencje istnienia panoptików będą miały znacznie większe oddziaływanie niż się powszechnie sądzi. Zainicjowane przez najzamożniejszych i początkowo tylko dla nich zarezerwowane, wytworzą pewną mitologię, która doprowadzi w Europie do fascynacji rzeczami ponadnaturalnymi i osobliwymi. Mimo że rewolucja naukowa, która wydarzy się w Europie półtora wieku później zakończy ową modę i doprowadzi do zamykania kolekcji, to jednak wywołany nimi zachwyt nad anomaliami nie przeminie tak szybko, a osobliwości wszelkiej maści zaczną być obecne w miejscach najróżniejszych, od placu targowego począwszy, a na królewskim dworze skończywszy.

MARCIN OLEś

Muzyczne konsekwencje Kunstkammer, jak jeszcze nazywano panoptikum, zaowocują fascynacją muzykami o ponadprzeciętnych, wręcz nadnaturalnych zdolnościach i z początkiem XIX wieku wywołają prawdziwą falę tsunami wszelkiej maści cudownych dzieci. Zanim to jednak nastąpi, w społeczeństwach zajdą zmiany, które zostaną wywołane nowym stylem życia, migracją do miast i które przesuną środek ciężkości w podstawowej komórce społecznej, czyli w rodzinie, w stronę zwiększonej troski o dobro dziecka. Instrumentalne traktowanie progenitury, znane do tej pory, zacznie ustępować miejsca zwiększonej trosce o dobrostan najmłodszych i stopniowo doprowadzi do zmiany struktury rodziny (Philippe Ariès). Nie wszystkie grupy społeczne pójdą jednak tym samym tempem i wśród klas niższych od dzieci wciąż oczekiwać się będzie wkładu w stan finansów rodziny. Stąd, powszechnym się staje wdrażanie najmłodszych w proste zajęcia w ramach aktywności ich rodziców. Zintegrowanie potomstwa z rodzinnym fachem dotyczyć będzie rzecz jasna także muzyków, a wywołana w klasach wyższych zmiana nastawienia w stosunku do dzieci, przyniesie finalnie także zmianę w klasach mniej uprzywilejowanych. W połowie XVIII wieku zaowocuje to narodzinami fenomenu, który zmieni oblicze muzyki. Fenomen ten narodzi się w rodzinie muzyka i stanie się archetypem zjawiska, o którym ten esej traktuje - zjawiska notabene dwojga określeń, z których każde ma nieco inną etymologię, ale o tym za chwilę. Muzyk ten nazywał się Leopold Mozart i to właśnie on swoimi działaniami doprowadzi tak, do niebywałego rozkwitu talentu swoich dzieci (siostra Wolfganga była niemniej utalentowana od swojego młodszego brata, aczkolwiek ze względów społecznych ograniczeń musiała zaniechać publicznego koncertowania w wieku lat siedemnastu, kiedy stała się panienką na wydaniu), jak i do rozsławienia ich talentów na całą Europę. Wywoła to długofalowe zjawisko, które w krajach niemieckojęzycznych przybierze nazwę Wunderkind (cudowne dziecko), a krajach anglosaskich, być może niejako przez pomyłkę, prodigy (Leopold nie znał angielskiego i zaczął używać słowa, które choć oznaczało coś doniosłego i niesamowitego, to jednocześnie było cokolwiek zarezerwowane raczej dla rzeczy osobliwych i odmiennych). Narodził się fenomen, który wcześniej nie istniał.

Jak powszechnie wiadomo, Mozart od najmłodszych lat występował publicznie, komponował i improwizował. W jego czasach, bycie muzykiem oznaczało bycie kompozytorem i wykonawcą jednocześnie, a umiejętność improwizowania była zupełnie naturalną i oczekiwaną umiejętnością. Dodajmy tu, poniekąd na marginesie, iż gros z jego kompozycji to zapisane improwizacje (Robert Levin). Nie był on w tej domenie wyjątkiem, aczkolwiek to skądinąd on sprawił, iż improwizujące dzieci stały się w Europie łakomym kąskiem dla spragnionej doznań rodzącej się niezależnej od dworu publiczności. Nie o Mozarcie to jednak historia - aczkolwiek bez niego nie moglibyśmy przejść dalej - ale o zjawisku, które zagości na dobre w muzyce na przełomie XVIII i XIX wieku, by najpierw wywołać powszechny zachwyt publiczności, a które potem doprowadzi do upadku zainteresowania tak samymi wunderkindami, jak i ich powszechnie stosowaną praktyką, improwizacją. Tylko w latach 1791 r. (rok śmierci Mozarta) - 1860 r. można mówić o liczbie ok 370 młodych muzyków, których określić można mianem Wunderkinder (Yvonne Amthor), którzy mniej lub bardziej regularnie koncertowali na scenach w większości dziewiętnastowiecznej Europy. Ich oddziaływanie na powszechną wyobraźnię było nie mniejsze niż współczesnych gwiazd celebry, a abstrahując od umiejętności czysto muzycznych, musieli oni mieć wsparcie impresaryjne, które zapawniało im, tak w miarę dobre dochody, jak i możliwość podróżowania po wciąż pozbawionym infrastuktury kontynencie (lektura Listów Mozarta daje wyobrażenie, jak podróże te mogły wyglądać; dodajmy tylko dla niezorientowanych, że podróżowało się w dyliżansach pocztowych). Ale wróćmy do meritum i do faktu, który sprawił, iż wraz ze wzrostem cudownych młodocianych muzyków, następował przesyt, który ich aktywność wywołała. Zaczęły pojawiać się głosy (Mendellsohn, Schumann), iż występy wunderkindów to jedynie czcza rozrywka niemająca nic wspólnego z prawdziwą muzyką (dodajmy znowu na marginesie, iż sam Mandellsohn oraz żona Schumanna, Clara to cudowne dzieci właśnie). Dodajmy jeszcze, iż to okres narodzin współcześnie rozumianej wirtuozerii, a same występy (co znajduje potwierdzenie także u samego Mozarta) ocierały się często o cyrkowe sztuczki i podkreślanie nadnaturalnych umiejętności. Ponownie nadszedł czas na zmiany. Zmiany te wyniknęły nie tylko z podkreślanego tu przesytu zjawiskiem, ale i z faktu pojawienia się na horyzoncie instytucji kształcenia muzyków, a co jeszcze bardziej istotne, z pojawienia się nowej klasy społecznej, burżuazji, która coraz powszechniej zaczynała z upodobaniem amatorsko muzykować. Zaczęły pojawiać się głosy, iż to kompozycja jest tym darem, który należy cenić najwyżej, a tylko niektórzy z cudownych byli kompozytorami. Wymieńmy tu z obowiązku kilka bliżej znanych nazwisk: Wieniawski, Saint- Saëns, Paganini, Meyerbeer, Mendellsohn, Liszt, Hummel. To niewiele jak na niemalże 400. niezywkle utalentowanych ludzi, którzy odnieśli sukces za młodu. Skądinąd, także z obowiązku dodajmy, iż improwizacja nie znikła całkowicie z muzycznej mapy i pozostawała nadal cenną umiejętnością, aczkolwiek jedynie wśród twórców i kompozytorów. Nastąpiło trwałe odwrócenie znaków i kulturowych kodów. Do muzyki europejskiej improwizacja wróci dopiero wraz z importem jazzu zza oceanu. Ale to już zupełnie inna opowieść. n

This article is from: